To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Karty Postaci - Chcesz zajrzeć do kapelusza tak?

Anonymous - 10 Sierpień 2016, 18:02
Temat postu: Chcesz zajrzeć do kapelusza tak?
- Prosze o gromkie brawa, przed wami, jedyny, niepowtarzalny, niezwykły, MISTERIIIIIINIIIIII!!!! - Rozbrzmiał entuzjastyczny męski głos dobywający się z głośników rozstawionych pod z sceną.
Zalewało ją bladoniebieskie swiatło, padające z podniszczonych przez czas reflektorów, zawieszonych pod sufitem. Skrzypiący parkiet, wraz z barowym harmiderem, i gryzącym zapachem tanich papierosów i mocnego alkoholu, nadawały temu miejscu, jego własnego niepowtarzalnego klimatu. Tegoroczna trasa była bardzo obiecująca, w końcu w trzy występy zarobił wiecej niż przez ostatni rok. Ludzie zaczeli się na nim poznawać i chcieli go, a on nie smiał tego nie wykorzystać. Był najlepszym iluzjonistą w swoim mieście, widownia wierzyła w to co robił, a on na tym zarabiał, więc kazdy wychodził w tym układzie zadowolony. Pracę, ułatwiał mu oczywiście ojcowski cylinder, który był jedynym naprawdę magicznym przedmiot jaki posiadał. Choć nie mógł w to uwierzyć z samego początku, on naprawde nie miał dna. dosłownie mógłby służyć za garaż dla czołgu. Nigdy nie zdołał zapytać go dlaczego, gdyż jego rodzice zniknęli zaraz po jego czternastych urodzinach, i od tamtej pory słuch o nich zaginął. Jacek nie cierpiał z tego powodu, był pewny że w końcu znów ich spotka. Nie wiedział jednak ze nastąpi to dopiero po 5 latach.

Scenę zasnuła gęsta mgła, wychodzaca ze specjalnej maszynki, a w tle zaczęła grac przejmująca muzyka. Jacek wyszedł spod sceny przy pomocy ukrytej klapy. Dla widowni oczywiście wyglądało to jakby pojawił się znikąd, odrazu usłyszał odgłosy zdziwienia, jednak dzisiejsza publika była tak prosta że nawet gdyby wyszedł zza kulis byliby zaskoczeni. Ukłonił się głęboko, i zaczął swój pokaz. Na poczatek zaczął z czymś prostym jak wrzycanie wybranej karty do czyjejś kieszeni, czy wyciąganie stu mililitrowych buteleczek wódki z gardła. Póżniej zaczęła się lewitacja i coraz bardziej wyrafinowane sztuczki. Publika klaskała, gwizdała nie mogąc wyjśc z podziwu a Jacek uśmiechał się coraz szerzej. Gdy nadszedł koniec występu, zszedł na chwilę ze sceny, wziął swoją pelerynę i postanowił w magiczny sposób zniknąć. Nie domyślał się że naprawdę, magicznie zniknie. Zatoczył materiałem wielkie koło i zarzucił ją na siebie, po czym peleryna opadła na ziemie zostawiając publikę z otwartą szczęką.
Jacek, przeszedł piwniczynym korytarzem który oświetlały mrugające żarówki luźno zwisające z sufitu, i po kryjomu wszedł do biura właściciela baru. Ten pogratulował mu występu, wręczył kopertę z zapłatą za występ i pożegnał się wracając do swoich spraw. Chłopak nie miał powodu by dłużej zostawać w barze, więc wyszedł tylnym wyjściem i skierował się do swojego hotelu. Po drodze, z sobie tylko znanych powodów, ruszył do pobliskiego parku, skierował się z sobie tylko znanych powodów w drzewa i szedł tak, przez dłuższą chwilę. W końcu trafił na niewielkie jeziorko, gdzie zachwycony spokojną taflą wody stanął na brzegu i patrzył na to, jak światło księżyca, delikatnie odbija się w nim. Nagle jego uwagę przykuło coś co leżało pod wodą, tuż przy brzegu. Był to dośc spory kawałek szkrłatnego lustra. Nie wiedząc czemu, chłopak zanurzył dłoń w wodzie i w tym samym momencie zniknął, zostawiając niewielkie fale w tafli wody.

Gdy Jacek otworzył oczy, na początku nie wiedział co się dzieje. Wokół niego rozciągała się nieznana mu kraina pełna szkarłatu, i dziwnych latających wysp.

- Okej ta sztuczka zadziwiła nawet mnie - powiedzial chłopak - A teraz, GDZIE JA KURWA JESTEM?!
- Prosze panicza by się uspokoił, nie wypada tak krzyczeć.

Zaskoczony chłopak, natychmiast się odwrócił, by dojrzeć starszego mężczyznę, o siwych włosach ubranego we frak z cylinderem na głowie. Nieznajomy podszedł do niego, ukłonił się po czym powiedział

- Witaj paniczu, jestem Romuald, majordomus twoich rodziców. Pozwól że zaprowadzę cię do Rezydencji.
- Czekaj co? Rodziców?! Gdzie oni są? Gdzie ja jestem? - rzucał pytaniami zdzwiony chłopak.
- Jesteś paniczu w szkarłatnej otchłani, jednak pozwól że na wszystkie pytania odpowiedzą twoi rodzice. Czas nagli, a leżysz tu już od godziny. Proszę za mną.

Jacek posłusznie ruszył za mężczyzną. Szli w ciszy której chłopak nie chciał przerywać, lub też nie wiedział jak miałby to zrobić. Po dłuższej chwili dotarli do wielkich wrót, gdzie Romuald zniknął mu na chwilę z oczu, by po chwili ponownie się pojawić.

- Prosze tędy. - Powiedział, wciaż niezmiennym neutralnym tonem.

Oboje przeszli przez wrota, i znaleźli się w całkiem innej krainie, stojąc przed wielkimi ruchomymi schodami. Mężczyzna spojrzał do góry, i to samo uczynił chłopak. Jego oczom ukazało się wielkie osiedle, stojące do góry nogami.

- Aleeeeeeeee... - Zaciął się Jacek nie pojmując tego co dzieje się wokół niego
- Proszę paniczu, nie teraz. Za chwilę wszystko zostanie ci wyjaśnione.

Chłopak był na tyle zaskoczony i zszokowany że nawet nie stawiał oporu. Złapał mężczyznę za dłoń, którą ten wystawił i w mgnieniu oka znalazł się w gigantyczny holu ozdobiony złotem i czerwienią, stojąc przed wielkimi drewnianymi drzwiami.

- Twoi rodzice czekają za drzwiami. Radzę nie zwlekać, wszyscy czekają na ciebie już pięć długich lat.

Chłopak nic nie mówiąc, otworzył cięzkie drzwi i przestąpił przez ich próg. Wielka sala jadalna z gigantycznym lakierowany stołem pośrodku, ozdobiona gobelinami i obrazami, prz ściaanch której stały wielkie półki z książkami, wprawiły go w osłupienie. w Sali palily się dwa przeciwległe kominki, a w dwóch kątach stał globus przedstawiający Ziemię. W środku przy wielkim stole, jak gdyby nigdy nic siedzieli jego rodzice, jedząc bogatą kolację. W ogóle sie nie zmienili od momentu gdy widział ich ostatni raz. Ubrani w elegancki sposób, w kolory jedynie czarne i białe. Matka w sukni w krate, ojciec jak syn ubrany w kamizelkę i koszulę. Oboje odwrócili wzrok w jego kierunku, i gdy go ujrzeli wstali od stołu i podbiegli do niego. Chłopak zrobił to samo. Uściskali się, z oczami pełnymi łez, i ustami pelnymi szczęścia. Gdy skończyli swoje powitanie Jacek stanął jak wryty.
- Ale jak... jak to możliwe? Gd wyście byli tyle lat.

- Tutaj. - odparł jak gdyby nigdy nic jego ojciec. - Siądź z nami wszystko ci opowiemy.
Chłopak posłuchał, i usiadł naprzeciwko swoich rodziców.
- Zanim to, moge swój cylinder? Trochę sie za nim steskniłem.
Jacek zdjał go z głowy, i podał go swojemu ojcu, a ten dokładnie go obejrzał.
- Porysowałeś go.
- Co? Niby gdzie?
- Tu, na rondzie. Dokładnie dwa milimetry rysy.
- Tato naprawdę?
- Własnie Albercie naprawdę? - Wtrąciła jego matka
- No ale rysa, Elizo.
- Albercie, prosze cię - Odparła Eliza, głosem z którym nie mozna było dyskutować, chyba że nie były ci potrzebne oczy. - Przy okazji chyba powinineś coś zrobić.
- Aaa, tak, tak racja. ROMUALDZIE - podniósł głos ojciec
- Tak, Panie? - odparł służacy który pojawił się znikąd wprawiając Jacka w osłupienie.
- Mógłbys?

Nie odpowiadając, Męzczyzna zniknął po czym pojawił się tuż obok Jacka z nowym cylindrem w rękach.

- To dla panicza.
- To twój własny prywatny kapelusz bez dna - odparli zgodnie rodzice.
- Naprawdę? Dziękuję. - odparł szczęśliwy chłopak. - Nie, chwila. Wyjasnicie mi co tu się dzieje?
- Spotkałeś się z rodziną? - odparł zdziwiony ojciec
- Tato, poważnie.
- On ma rację Albercie. Trzeba mu to wszystko wyjaśnić.
- Ehh no dobrze. Zaczynaj.
- Po pierwsze synku, jesteś w Krainie luster, lub jeśli wolisz, po drugiej stronie lustra. Dostałeś się tutaj dzięki jednemu z wielu odłamków szkarłatnego lustra. WIedzieliśmy że w końcu się tu zjawisz, choć dziwi mnie że dostałeś się tu dopiero po 5 latach. Oboje z ojcem liczyliśmy że nastąpi to dużo wcześniej, że Kraina Luster, przyzwie cię szybciej. W końcu, przeznaczone jest ci tu mieszkać.
- Spokojnie mamo mnie to dziwi jeszcze bardziej. Czekaj, przeznaczone?
- Tak, dokładnie. Wydaje mi się, że przeznaczeniem każdego związanego z magią stworzenia, jest żyć tutaj.
- To czemu byliście...
- W Świecie Ludzi? A, to były wczasy. - odparł Albert.
- Czyli ja jestem wpadką?
- Nie synu nie pleć głupstw. - Zaprotestowała Eliza - Jesteś przedłużeniem naszych wczasów.
- Aha, okej, powiedzmy że nie jest to dla mnie pewne zaskoczenie. A czemu zniknęliście?
- Wzywały nas pewne sprawy, a nie mogliśmy wziąć cię ze sobą, ze względu na twoje bezpieczeństwo. Wtedy nie każdy nas tu lubił.
- Mówiąc szczerze, wiele osób chciało naszej śmierci. Nie chcieliśmy cię narażać. - Dodała matka.
- Dlatego zostawiliście mnie samego?
- Ależ nie samego. Tu niestety wychodzi nasze małe kłamstewko. Otóż widzisz, kobieta którą nazywałeś babcią... Była również naszą służącą. Elżbieto - Zawołała kobieta.

W drzwiach pojawiła się starsza kobieta, o pomarszczonej cerze, i siwych lokach. ubrana była w czarną suknię do kostek.

- Babcia? Chwila, co? Jak to nie jest moją babcią.
- Wybacz paniczu. - Powiedziała kobieta schylając głowę. - To wszystko dla twojego bezpieczeństwa. Gdyby tylko coś ci zagrażało, miałam natychmiast wysłać cię tutaj.
- Od pięciu lat, ktoś na ciebie czekał w szkarłatnej otchłani. To że wiedzieliśmy gdzie jesteś to zasługa Elżbiety, która przeszła za tobą. Miała polecenie, by cię pilnować, nieważne gdzie jesteś. I jak widać zrobiła to doskonale, bo po twojej minie widzę, że nawet nie wiedziałes że jest za tobą. - Wyjaśnił ojciec
- Jak to zrobiłaś? - zapytał chłopak
- Potrafię zmieniać postać. - odparła kobieta - leciałam za tobą, jako sowa. Proszę o wybaczenie.

Jacek, podszedł do starszej kobiety.

- Ekhem... Elżbieto, cały ten czas się o mnie troszczyłaś, i dbalaś o mnie, więc nie ma mowy bym przestał nazywać cię babcią. Spokojnie. Nie mógłbym się na ciebie gniewać.
- Dziękuję paniczu - Odparła, podnosząc głowę ze łzami w oczach.
- Dobrze Elżbieto, zostaw nas jednak samych

Rodzice opowiedzili mu wszystko. O przeprowadzce, i powodach dla których musiał zostąc w swiecie ludzi, o ich statusie, tym że Jacek jest Kapelusznikiem, a w jego żyłach płynie Kapelusznicza krew, statusie ich rodziny i samej rezydencji. Cały czas, śmiali się z tego że Jacek dopiero po 5 latach dał radę się do nich przenieść, co zawstydzało chłopaka, jednak był szczęśliwy, że znów widzi swoich rodziców.

- To czekaj, - zagaił chłopak. - mówisz mamo, że wtedy jak tamta szopka zaczęła płonąć, to nie było dlatego że tam były fajerwerki?
- Nie mój drogi, to dlatego że użyłeś moich mocy.
- Boże głowa mnie już boli od tych wszystkich informacji. Będę szedł spać.

W ten sposób minął im cały wieczór nawet po kolacji. Nim pożegnali się z nim pod drzwiami do jego pokoju zapytali go:
- Więc synu, co masz zamiar teraz zrobić?
- Jak to co? zostać najlepszym Iluzjonistą Krainy luster.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group