Karty Postaci - Historia pędzlem malowana
Anonymous - 20 Wrzesień 2016, 22:28 Temat postu: Historia pędzlem malowana Leona i Ian byli świeżo upieczonym małżeństwem, bardzo pragnęli mieć dziecko. Po długich staraniach Baśniopisarzy na świat przyszło ich pierwsze i ostatnie dziecko - Nadia. Jej imię oznaczało nadzieję, którą dziewczyna im dała poprzez swoje narodziny.
Dzieciństwo płynęło jej spokojnie głównie na zabawie i nauce. Niestety dziewczynka w przeciwieństwie do swoich rodziców nie miała talentu do pisania lecz posiadła dar w inne dziedzinie - malowaniu. Leona i Ian chcieli zapewnić córce jak najlepsze wykształcenie w tym kierunku, więc kupowali jej odpowiednie książki i materiały, sami niewiele mogli pomóc, bowiem kompletnie się na tym nie znali. Nadia marzyła by zostać sławną malarką, jednakże pewne wydarzenie i przy okazji odkrycie mocy zmieniło jej aspiracje.
***
Zabawę w berka przerwał krzyk, który po chwili zamienił się w rozpaczliwy płacz. Jeden z chłopców siedział na ziemi i to właśnie on był źródłem tego hałasu. Było to na tyle głośne i nieznośne, że wszyscy uczestnicy zabawy zebrali się wokół niego. Okazało się, że podczas zabaw przewrócił się i dotkliwie otarł kolano. Jednakże większość dzieciaków tylko machnęła na to ręką, rzucając mu tylko “przymknij się” i wracało do poprzedniego zajęcia. Jako jedyna Nadia okazała mu współczucie. Podeszła i obejrzała ranę. Nie sprawiała aż tak wielkiego cierpienia jakie chłopak ukazywał, jednak mimo wszystko młoda Baśniopisarka pragnęła mu jakoś pomoc. Przyłożyła dłoń do kolana chłopca, jakby chciała w magiczny sposób zdjąć jego ból. I o dziwo stało się coś takiego. Po ranie nie było śladu, a on przestał płakać i zaraz uśmiechnął się do dziewczyny.
- Dzię-dziękuję Nadia! - wykrzyknął.
Ta w odpowiedzi tylko przyłożyła palec do ust i wyszeptała:
- Niech to będzie nasza mała tajemnica.
Po czym odwróciła się i odeszła.
Gdy dotarła już do domu zdjęła zakolanówkę i uśmiechnęła się smutno. Na jej kolanie widniała rana. “Tak myślałam.” Była jednak o wiele mniejsza niż przedtem. Nadia pragnęła takiej mocy, jednak miała wrażenie, że za dużo z tą otrzymaną nie osiągnie. Nawet wtedy nie wiedziała, jak bardzo się myliła…
***
Kolejne lata jej życia mijały dość monotonnie, szlifowała ciągle swoje umiejętności malarskie. Ze względu na odkrytą moc zaczęła uczyć się nieco medycyny. Ciężko jej szło, ze względu, że cała wiedza pochodziła z książek, a sama nie miała możliwości przeprowadzać jakichkolwiek badań. Przełomowym momentem była wyprawa do tajemniczego Świata Ludzi, gdzie udała się z grupką swoich znajomych.
***
- Jesteście tego pewni, tak na sto procent? - zapytała stojąc na swoich drżących nogach przed obliczem Karminowych Wrót.
Sprawiały na niej wielkie wrażenie. Co prawda zdołała przekroczyć te prowadzące do Szkarłatnej Otchłani, jednak fakt jej istnienia nie był niczym wyjątkowym, zaś kraina znajdująca się po drugiej stronie lustra była pełna tajemnic. Wszechobecna czerwień jeszcze bardziej potęgowała uczucie wielkości. Nadia mogłaby stwierdzić, że czuje się jak tytułowa bohaterka “Alicji w Krainie Czarów” o ile znałaby taką książkę. Stał przed nią niezbadany świat, który dla reszty nudny jak flaki z olejem dla niej okaże się bardzo fascynującym miejscem. Jako, że nie przewidywała przyszłości nie mogła o tym wiedzieć, a wątpliwości narastały. Nieświadomie zaczęła się wycofywać, jednak chłopak, którego niegdyś uleczyła, nie dał jej uciec.
- Co się cykasz Nadiuś, dawaj pierwsza! - mówiąc to pchnął dziewczynę do przejścia, a ta z impetem wylądowała na ziemi już po drugiej stronie.
***
Po drugiej stronie nie było nic. Nic oprócz lasu oczywiście. Baśniopisarka podniosła się z ziemi, strzepała brud z ubrań i rozejrzała się w poszukiwaniu czegoś, co drzewami nie jest. Z każdą minutą kolejna osoba przybywała do tego dziwnego świata. Wszyscy wydawali się być zbici z tropu i zmieszani. Nasłuchali się tylu opowieści o tym niezwykłym miejscu, a tu tylko las. W dodatku nawet nie tak ciekawy, jak z Krainy Luster. Jednakże grupka młodzieńców postanowiła dać szansę temu miejscu i udali się dalej przed siebie.
***
Tak się złożyło, że wizyta w Świecie Ludzi przypadła na początki romantyzmu. Nadia oczywiście zafascynowała się ówczesną sztuką i ją pokochała. “Cierpienia młodego Wertera” pochłonęła jednej nocy, jednak i tak niezaprzeczalnym jej idolem był niejaki Lord Byron. Angielski przedstawiciel romantyzmu, autor dramatu “Giaur”, ulubionej książki Baśniopisarki. Malarstwo również przypadło jej do gustu, właściwie aby przetrwać zaczęła malować reprodukcje i swoje dzieła, jednak nie cieszyły się one jakąś wielką popularnością. W każdym razie starczało jej na życie.
Udało jej się raz spotkać swojego ulubionego pisarza na jednej z uczt, na którą została zaproszona jako pomniejsza artystka. Nie było jej dane zamienić z nim zbyt wiele słów, jednak
Reszta przybyłych z nią lustrzaków powoli wykruszała się i wracała do domu. To z braków środków na życie, problemów z ukrywanie rasy czy po prostu ze znudzenia. W końcu dziewczyna została sama. Z początku nie doskwierało jej to szczególnie, jednak czuła się obca wśród ludzi. Istoty niby tak podobne, jednak pozbawione wszelakiej magii.
Wyobcowanie, romantyczne ideały i gorszy humor, do czegóż mogła prowadzić ta wybuchowa mieszanka? Odpowiedź jest prosta - samobójstwa. Oczywiście, nie mogło być byle jakie, poszła za przykładem książkowego Wertera.
***
Była w lesie. Właśnie tu się wszystko zaczęło, więc niech i tutaj się to skończy. Szukała idealnego miejsca, choć całość wydawała jej się taka sama. Gdy już wyselekcjonowała tę przestrzeń, która choć trochę różniła się od reszty, wyciągnęła z torby pistolet. Westchnęła tylko głęboko i powiedziała:
- I tak nic nie ma sensu…
Przyłożyła broń do swojej skroni. W normalnych warunkach zapewne dłoń drżałaby jej co najmniej jakby miała parkinsona, jednak teraz było to jej bardzo obojętne. Palec powędrował na spust i powoli za niego pociągnął… I nic. Najzwyczajniej w świecie pistolet nie wystrzelił. Zdziwiona wymierzyła w ziemię i po raz drugi próbowała wystrzelić. Tym razem wypalił. “W sumie Werter też się od razu nie zabił.” Wzruszyła tylko ramionami i nagle jej świetne samopoczucie wróciło. Cała w skowronkach korzystając z okazji postanowiła wrócić do Krainy Luster, po dłuższej chwili znalazła bramę i do niej wskoczyła.
***
Cały ten incydent mógł wyglądać dosyć niewinnie i nieistotnie, a wręcz groteskowo i komicznie, jednak odbił swój ślad na Nadii. Nie była to jej ostatnia próba samobójcza, próbowała zakończyć swój żywot i próbuje po dziś dzień, więc logicznym jest, że nigdy jej się to nie udaje. Stąd właśnie dorobiła się ksywki Samobójczyni.
***
Po powrocie do rodzinnej krainy postanowiła szerzyć w niej idee i sztukę romantyzmu, którą tak bardzo pokochała. Oczywiście rzecz miała się nieco inaczej niż w Świecie Ludzi, w końcu obrazy ukazujące potęgę natury można by było wziąć za tła wyjęte z jakiegoś fantasy, a nie codzienne widoki. Również nie wszystkie ideologie zostały zaakceptowane. Owszem miały swoich zwolenników, jednak nie rozpowszechniły się zbytnio w porównaniu do miejsca powstania. Mimo wszystko były to jej lata świetności jeśli chodzi o malowanie. Za majątek, którego się dorobiła była w stanie postawić dom i nieskromnie go umeblować, choć do prawda daleko było mu do pałaców.
Żyła sobie spokojnie, szkoląc się w zielarstwie i oferując wielu biednym pomoc medyczną za darmo. Malowanie zeszło całkowicie na drugi plan. Jej życie było dość monotonne, dopóki nie postanowiła wrócić do Świata Ludzi. Była ciekawa jak się pozmieniało, o ile cokolwiek takiego zaszło.
***
Można było powiedzieć, że przeżyła prawdziwy szok. Cała technologia była tak zagadkową rzeczą dla Nadii, że z początku nie mogła się odnaleźć. A co jeszcze bardziej ją zadziwiło było to, że ludzie, którzy kiedyś nie mając lepszego wyboru korzystali z ziołolecznictwa, a teraz był to wręcz rarytas dla niektórych ludzi. Dzięki temu udało jej się znaleźć zatrudnienie w niewielkim sklepiku oferującym tradycyjne wyroby medyczne. Dzięki temu mogła szlifować swoją znajomość zielarstwa. Upłynęło jej tak kilka lat, a może i naście, a dzięki braku jakichkolwiek śladów starzenia się wręcz była idealną reklamą dla swego sklepu. Jednak postanowiła wrócić, ponieważ niektórzy niezbyt wierzący w siłę naturalnych kosmetyków zaczynali nabierać podejrzeń.
Czy jej dopisało szczęście czy pech ciężko zdecydować, bowiem dziewczyna wróciła do swego rodzimego świata bezpośrednio przed wojną.
***
Wojna była dla niej ciężkim okresem, w której to grała rolę medyka. Wszystkich zawsze wprawiało w zastanowienie, czemu Baśniopisarka chodzi bardziej zabandażowana niż ci, którzy ledwo co zostali zniesieni półżywi z frontu. Cała sekret tkwił w tym, że “pożyczała” sobie rany biednych żołnierzy, najczęściej tych, którzy żywi nie zostali by doniesieni do najbliższego punktu medycznego.
Te wydarzenia sprawiły, że Nadia znienawidziła Ludzi, za ich bezsensowny atak i przelew krwi. Mimo to uratowała kilku z nich. Nie była w stanie przejść obojętnie obok konającego człowieka bez udzielenia mu niezbędnej pomocy. Uważała, że nie są warci użycia jej mocy, jednakże było kilka przypadków gdzie wbrew swoim słowom zdejmowała z nich rany.
Cały ten okres ukazał jej okrucieństwo wojny, jeszcze lepiej zrozumiała bezsensowność przemocy, ale i też dzięki jej przeżyciom zyskała bardziej praktyczną wiedzę medyczną niż tą wyczytaną z książek.
***
Paradoksalnie powróciła po wielu latach do Świata Ludzi, gdzie technika postąpiła jeszcze bardziej. Czuła się nieco jak stara babcia próbując ogarnąć ogrom nowości. Znalazła pracę tam, gdzie pracowała poprzednio. Na szczęście właścicielka się zmieniła i nie zauważyła nic dziwnego, a stali klienci rozpoznający Nadię łyknęli historyjkę, że jest ona córką swej poprzedniczki, stąd uderzające podobieństwo.
Nie przybyła jednak tutaj z własnych chęci, a z powodu misji, którą jej powierzono. Wierzyła, że wybór padł akurat na nią, bo jest idealną kandydatką do tego zdania. Zgadzając się na wszystko, wróciła do miejsca pełnego znienawidzonych przez nią ludzi, jednak kierowana wyższymi pobudkami.
Żyje sobie tak w Glasville od niecałego miesiąca, próbując ustabilizować się w miarę by następnie dopełnić swego zadania.
|
|
|