Miasto - Starszy pan na spacerze
Charles - 22 Październik 2016, 13:47 Temat postu: Starszy pan na spacerze Glassville było miejscem normalnym, a raczej powinno być normalnym. Niestety, z powodu pobliskiego portalu do wymiaru dziwności i obłędu, pewne znamiona niezwykłości odbijały się to tu, to tam. Czasami słychać było skargi mieszkańców domków jednorodzinnych, narzekających, że do ich śmieci znów dobrały się lisy... i zastanawiających się, czemu lisy owe miały ogony mieniące się wszystkimi barwami tęczy. Albo pogłoski o mieszkaniach znikąd, które wydawały się być puste przez większość czasu, aż ktoś nie postanowiłby przez nie wyjść. Albo grupki turystów, wyglądających jak zagubieni, wiktoriańscy podróżnicy w czasie. Ale istniały też istoty magiczne, które idealnie wpasowały się w miejski krajobraz.
Mowa tu o Świetlistych Sierpówkach, których nie dało się odróżnić od zwykłych gołębi, dopóki taka nie postanowiła uwolnić zgromadzonego w swoim ciele światła, jasnego i przenikliwego, oślepiającego wszystkich wokoło. Pozornie zwyczajna istota okazywała się być zaczarowaną Bestią. Pozornie zwyczajna istota, idealna dla pozornie zwyczajnego człowieka...
Dzień był pochmurny i chłodny - od kilku dni synoptycy zapowiadali ulewne deszcze, jednak w Glassville nie spadła ani jedna kropelka wody, mimo grubej warstwy ciemnych i ciężkich, ołowianych chmur więżących niebo. Przechodniów na ulicach, nawet w centrum było raczej niewielu, poubieranych w ciemne płaszcze i z parasolkami pod ręką, bo jeśli coś się stanie, jeśli jednak zacznie padać... ale jeszcze nie padało. Powietrze było lepkie i gęste, na twarzy Abrahama osiadała chłodna wilgoć, a z ust wylatywały małe obłoczki pary. Wokół widać było co rusz grupki gołębi, ale rzucanie się na takie nie było z pewnością mądrym pomysłem - wszystkie z pewnością zdążyłyby odlecieć, a pan profesor zapewne wywaliłby się jak długi, narażając się na śmieszność i nadwyrężając stare kości. Ciekawe jak przygotował się na ten smutny, mroczny dzień. I dlaczego w ogóle wrócił do Świata Ludzi? Świata, który chciał chyba zostawić za sobą na zawsze?
Anonymous - 4 Listopad 2016, 23:15
Poprawił szalik, okulary na nosie i torbę na ramieniu, która choć pełna była rzeczy różnych i różniejszych, zdawała nie stanowić większego kłopotu dla Abrahama. Krokiem nieśpieszno spacerowym mierzył chodniki Glassville, pozornie zdając się nie mieć żadnego wyznaczonego celu. Ot, chwila na świeżym powietrzu dla starszego człowieka dbającego o swoje zdrowie. Trochę zadumany spoglądał w chmurne niebo, w kiosku nabył dzisiejszą gazetę, gdzieś sobie szedł, kto to wie gdzie.
My wiemy gdzie. Nie błądził bezsensu profesor marnując swój czas i energię, nie, to nie w jego stylu, a kierował się ku specyficznym punktom, które naniósł już wcześniej na mapę okolicy. W nakreślonych długopisem kółkach były parki, rynek, jeden i drugi most, specyficzne budynki i miejsca akuratne dla gołębi, niektóre z uliczek i parę punktów na obrzeżach miasta, kropkami zaś oznaczył odosobnione przypadki zgłoszeń dziwnych blasków i podejrzanych świateł. Posiadał wszystkie istotnie informacje z baz danych MORII na temat swojego celu, w teczce trzymał (nielegalne zdobyte) kopie raportów policyjnych i zgłoszeń na temat pewnych intrygujących go specyficznych błysków. Przeszedł też przez proces zdobywania informacji poprzez odpowiednio kierowane rozmowy z sąsiadami, nie ominął go również wieczór z przeglądaniem czeluści Internetu, a tam jakże ciekawe rzeczy... Wszystko to było raczej zabawą w detektywa, bo same akta MORII były aż nadto. Ale jak starsi ludzie - miał sporo wolnego czasu do wykorzystania.
Zerknął na mapkę. Przeszedł na drugą stronę ulicy i skierował się do następnego najbliższego wyznaczonego punktu, jako że w paru już był, inne skreślił na starcie jako mało prawdopodobne z różnych przyczyn.
Nie na darmo wybrał się dziś na ten spacer, pogoda była akuratna. Chmurnie, ale nie padało. Wprawdzie odrobinie zbyt wilgotno, ale może i to obróci na swoją korzyść. Poziom słońca otulonego kloszem chmur odpowiedni. Nie mógł ryzykować tego, że w bardziej słoneczny dzień, jeśli takie w ogóle w Anglii się zdarzały, nie dostrzeże gdzieś mignięcia sierpóweczki. Wypatrywał więc Abraham ptaków. Gołębi. Wpierw należało je znaleźć, dopiero później trzeba będzie zweryfikować wśród różnych tego szczególnego. Poza tym, że liczył na odrobinę szczęścia, był profesor przygotowany. Zacznijmy od prostych, aczkolwiek skutecznych rzeczy. Miał Abraham bułkę. A nawet dwie. I zamierzał ich użyć. Miejskie gołębie, magiczne czy nie, nigdy nie przegapią okazji na darmowe okruszki, prawda? Nie przeszkadzało mu robienie za typowego dziadka z parku z bułą w ręce a dokoła gołębie. Niektórzy pomyślą, że to niehigieniczne, inni że na starość to już tak się z głową robi, że się całe dnie spędza na rozmowie z ptakami, ale w imię Nauki nie miał z niczym problemów. Gdziekolwiek więc go nogi nie poniosły, odnalazł miejsce do siedzenia i, no cóż, usiadł.
Charles - 9 Listopad 2016, 18:55
Poszukiwał gołębi przy bulwarze z posągiem anioła, przy kościele i przy supermarkecie, jednak jego starania spełzły na niczym. Czy miejska deratyzacja postanowiła zająć się lokalnymi koloniami tych małych, latających śmietników? Kto to wie. Wróbli czy wron też nie dało się zobaczyć w zasięgu wzroku.
Ogrody Rozalii były piękne, niezależnie od pory roku. Chłodny wiatr smagał skulone drzewa, rozpraszając powoli żółknące liście. Jesień przychodziła powoli, nieśpiesznie. Niestety, nie dało się dostrzec zbyt wielu gołębi w zasięgu wzroku, być może odleciały do cieplejszych miejsc, takich jak Majorka, albo chociaż Kornwalia, bo Majorka była dla ociężałych, brytyjskich gołębi stanowczo za daleko. Taaak, w Kornwalii było ponoć jeszcze piękniej. Ale przecież nie zwykłego gołębia poszukiwał. Kolejnym punktem były Ogrody...
Niestety, żaden z nich nie przylatywał do niego, najwidoczniej nie zauważając nawet darmowego posiłku który sypał się z dłoni Abrahama. Powoli mijały minuty, każąc zadać sobie pytanie - czy w ogóle warto siedzieć tu choć chwilę dłużej? Może powinien znaleźć sobie lepsze stanowisko? Tam w oddali, wzdłuż obsadzonej drzewami alei, widać było małą grupkę gołębi, zmierzających w jednym kierunku, w stronę bramy wyjścia. Przypadek? Zapewne, równie dobrze można posiedzieć i nie nadwyrężać kości, czekając, aż wreszcie łaskawie się zlecą. A ponadto znajdowały się dość daleko. Jeśli Abraham nie zmieni miejsca swojego pobytu, gołębie najzwyczajniej w świecie wyjdą przez bramę i skręcą w prawo. Dziwne.
|
|
|