Karty Postaci - "Karty z przeszłości każdy tasuje jak mu pasuje"
Anonymous - 26 Październik 2016, 17:00 Temat postu: "Karty z przeszłości każdy tasuje jak mu pasuje"
"Karty z przeszłości każdy tasuje jak mu pasuje"
I
Na śniegu wyraźnie było widać ślady stup. Jasnowłosa kobieta przykucnęła, by im się przyjrzeć. Pozostawiły je nogi jakiejś małej istoty. Podniosła wzrok i pokierowała go ku kolejnym odciskom, a potem ku jeszcze następnym i następnym. Ktoś kierował się w stronę lasu. Wstała i przeszła dalej, idąc ich tropem. W miejscu, gdzie drzewa zaczynały rosnąc już gęściej, znów przystanęła. Odciski w miękkim śniegu były tu nieco inne. Głębsze- jak by ktoś zatrzymał się, a potem chyba stanął krok dalej i coś podniósł z ziemi. Nachyliła się nad wgnieceniami, próbując wyobrazić sobie co mogło mieć tu miejsce. Zaczęła rozglądać się za dalszymi losami małej istoty. Wszechobecnej bieli nie mogła dostrzec niczego co wskazywałoby, że ten ktoś poszedł dalej. Zaczął boleć ją kark od tego ciągłego pochylania się. Z rezygnacją oparła się o drzewo i spojrzała w niebo. Było czyste i spokojne. Ani jednego żywego stworzenia i ani jednej chmurki. Jak by sklepienie nad nią było zupełnie martwe. Westchnęła ciężko, przymykając na moment powieki. Policzyła w myślach do pięciu, po czym powróciła do poszukiwań śladów. W końcu udało jej się dojrzeć to, czego szukała i odpychając się od drzewa, ruszyła dalej.
Kroczyła tym tropem dobre parę minut. Z determinacją wyszukując, gdzie właściciel małych nóg szedł. Odwróciła wzrok od ziemi dopiero, wtedy gdy usłyszała szmer wody. Rozejrzała się wokół, zauważyła, że drzewa rosną tu już znacznie rzadziej. A naprzeciwko niej płynęła rzeczka. Kra zatrzymywała się przy brzegach i wystających kamieniach. A sam strumień był na tyle czysty, że doskonale widać było dno koryta. Przesuwała wzrokiem wzdłuż linii brzegu i w końcu jej oczy napotkały to, czego szukała. Mały człowieczek klęczał w jednej z zasp.
- Darragh!- krzyknęła kobieta, puszczając się biegiem w jego stronę. Podczas pokonywania dzielącej ich odległości jeszcze kilka razy wypowiedziała jego imię. Nawet nie drgnął. Dopiero gdy uklękła przy nim i pociągnęła za ramie, zmuszając tym, by spojrzał na nią. Przeniósł powoli oczy z czegoś, co leżało przed nim na jej twarz.
- Tak?- spytał spokojnie, po czym jego jasnoniebieskie oczy znów zaczęły wpatrywać się w coś, co leżało na śniegu.
- Co to jest? - spytała, zerkając na coś szarawego. Zaraz jednak wzdrygnęła się i potrząsnęła ramieniem chłopca- Co ja ci mówiłam na ten temat?- starała się być spokojna, ale to zaczynało ją przewyższać. Jego wybryki miały miejsce coraz częściej i na coraz większych zwierzętach.
- Że nie wolno...- zaczął chłopiec, znów zwracając twarz w jej stronę- ... ale on chciał. Powiedział mi, że woli umrzeć i oddać się mi. - kobieta potarła swoją skroń.
- Skarbie, ja wiem, że- zerknęła na ptaszka z ukręconą główką- że chcesz je ożywić- zrobiła chwilową pauzę szukając delikatnych słów- tylko nie możesz najpierw ich do tego zabijać- zakończyła z westchnieniem.
- Padliny mi też nie pozwalasz- zauważył chłopiec, robiąc nawiedzoną minę i chwytając za skrzydełko, które zaczynało już sztywnieć.
- Tak, ponieważ śmier.. na miłość boską możesz się tym nie bawić, jak rozmawiamy- pociągnęła go za ramię, na co na ten natychmiast puścił ptaka. - Musisz zrozumieć, ożywianie czegoś nie jest... - nie potrafiła znaleźć dobrego dokończenia, więc zmieniła koncepcję. - Musisz skupić się na szukaniu innych umiejętności, jakie posiadasz, a na pewno coś jeszcze umiesz- miała nadzieję, że udało jej się zachować zachęcający ton głosu. - No ale teraz już chodźmy.- Dźwignęła się z ziemi i podła mu dłoń, aby pomóc i jemu wstać.
- Nie zostaniemy zobaczyć czy mi się udało?- zapytał, a w jego głosie dało się wyczuć smutek. Spojrzała na jego bladą wpatrzoną w ptaka buzię. Westchnęła i znów usiadła obok niego.
- No dobrze, ale tylko chwilkę, jeśli za kilka minut nie ożyje, to idziemy. - Na twarz dziecka wstąpił szeroki uśmiech i przytaknął gorliwie.
Jednak z ptakiem zaczęło się coś dziać dopiero po kwadransie. Najpierw poruszył jeszcze niedawno sztywnymi nóżkami, później skrzydełkami. Dar szybko poderwał się i obrócił go na brzuszek. Ruchy jeszcze niedawno martwego zwierzątka były mocno nienaturalne. Chłopcu z podniecenia aż ręce drżały. Odsunął się od zwierzątka, które jak by słyszało jego myśli. Najpierw stanęło chwiejnie na sztywnych nóżkach, zapadając się przy tym w miękkim śniegu, a następnie przestąpiło parę kroków. Kobieta z rozszerzonymi oczami obserwowała poruszające się ciało i to jak wykręcona główka latała na boki przy każdym kolejnym kroku.
- A teraz leć!- chłopiec był tak przejęty, że już nie potrafił zatrzymać myśli w głowie i wykrzyknął to polecenie. Zacisną ręce z wysiłku, jaki wkładał w poruszanie skrzydeł. I udało się, ptak zamachał kilka razy, wznosząc sypki śnieg wokół siebie, po czym wzbił się i przeleciał kilka centymetrów. Później zahaczył się o wystającą z zaspy gałąź i z głośnym pluskiem wpadł do wody. Der podbiegł do krawędzi i spojrzał jak jego "przyjaciel" odpływa niesiony przez prąd. Po chwili odwrócił się do matki siedzącej niedaleko. Na jego twarzy gościł wielki uśmiech.
- Widziałaś?!
- Tak- odparła, wstając i kładąc rękę na jego ramieniu, zmuszając go tym, by się ruszył.
II
Coś zastukało w szybę. Jasnowłosy chłopiec obrócił się, by spojrzeć w okno akurat w momencie, gdy kolejne kamyczki w nie uderzyły. Zerwał się z łóżka i podszedł do okna. Wyjrzał na zewnątrz i ujrzał rudowłosą dziewczynkę stojącą na ziemi. Jej pokrytą sierścią twarz rozpromieniał perlisty uśmiech.
- Dar! Złaź!- krzyknęła rozkazująco, machając ręką. Wywrócił jasnymi oczami i zamknął okno. Jeszcze zanim się odwrócił, zobaczył, jak dziewczynka włazi na drzewo. Zszedł na parter i zerknął do jednego z pokoi, gdzie jasnowłosa kobieta coś robiła. Krzątała się z kamienną miną. Postanowił nie przeszkadzać jej i wyjść bez słowa. Stanął pod drzewem, na które widział, jak wchodziła rudowłosa.
- Wiesz, że nie lubię, jak tam włazisz- mruknął na powitanie i minął gruby pień, by pójść dalej. Jednak został zmuszony do zatrzymania się. Przyjaciółka spadła na cztery "łapy" tuż przed nim.
- Boisz się, że spadnę?- spytała wyszczerzając się.
- Nie bądź głupia- rzekł, mijając ją- jedyne czego się boję, to to, że spadając, wylądujesz na mnie- zerknął i uśmiechnął się asymetrycznie do niej. - NO ale czego chcesz?- spytał, splatając ręce na piersi. - Myślałem, że teraz nie masz czasu na spotkania ze mną- dodał, a w jego głosie można było wyczuć coś, co brzmiało jak wyrzuty.
- Nie mów, że jesteś zazdrosny- dogoniła go. Był zazdrosny, ale nie zamierzał się do tego przyznać. No, a już na pewno nie jej, skoro wybrała jakiegoś kocura.
- Oczywiście, że nie. Raczej zastanawiam się, czym zawdzięczam twoją nagłą wizytę- powiedział, siląc się na obojętność.
- Nudziłam się i postanowiłam, że będziesz mi towarzyszył- uśmiechnęła się i chwyciła go za rękę, aby zaciągnąć go gdzieś. Zrobił minę wyrażającą rezygnację i poszedł za nią.
Spędzili ze sobą kilka godzin, głównie spełniając jej zachcianki i dziwne pomysły na zabawy. W końcu dziewczyna ugięła się na jęczenie Dar'a i usiedli na jakimś wielkim kamieniu.
- No ale nie mów, że nie było fanie- nalegała dziewczyna, chcąc usłyszeć, że dobrze się bawił. Wzruszył ramionami, a ona pacnęła go w ramie, robiąc naburmuszoną minę.
- No było okey- przyznał w końcu głównie dla świętego spokoju. - O zobacz żuk- wskazał palcem wielkiego żuka idącego po liściu. Oczy dziewczyny rozszerzyły się, gdy tylko go zobaczyła. A potem szybkim ruchem go schwyciła.
- Chcesz go ożywić?- spytała ze śmiechem, przyglądając się, jak stworzonko kroczy jej po ręce.
- Nie...- chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymał i spojrzał w innym kierunku.
- Ej, Dar, a próbowałeś robić coś innego?- spytała, patrząc na niego uważnie.
- Niby co?- zerknął na nią z ukosa. Wzruszyła ramionami.
- Nie wiem,- rozejrzała się wokół siebie, po czym podniosła kamień- Jestem pewna, że jeśli się postarasz, to zrobisz z tego coś ładnego- wsadziła mu kamień w dłoń, po czym wstała.
- Następnym razem spotkamy się, jak coś z tego zrobisz- uśmiechała się figlarnie i odeszła. Długo siedział wpatrując się w kawałek skały, który miał w dłoni.
III
W pokoju panował półmrok. Na stole, przy którym siedział nastoletni Dar, płonęła tylko jedna świeca. Kilka kolejnych stało nieco dalej na parapecie, a ich płomienie leciutko podrygiwały, gdy fale chłodnego nocnego powietrza wkradały się do środka. Wraz z nocnym wiatrem do pokoju docierał z zewnątrz delikatne cykania świerszczy. Ten dźwięk rozpraszał młodego Araneo. Przymknął powieki, chcąc zmusić swój umysł do niemyślenia o tym, jaką przyjemność sprawiłoby mu zdeptanie tych wszystkich trzeszczących skurwieli. Wziął głęboki wdech, a potem wypuścił głośno powietrze. Nie pomogło. Postanowił, że woli się ugotować w pokoju niż dalej słuchać tego trzasku. Noc była bardzo parna. Szybkim ruchem zamknął okno. Zrobił to na tyle zamaszyście, że zgasił jedną ze świec. Posłał jej mordercze spojrzenie, zupełnie jak by było to jej winą. Chwycił ją i przechylił, chcąc zapalić ją o jej sąsiadkę. Nie przewidział tylko jednego. Ilości wosku, jaka zebrała się podczas całej jego pracy. Nie dość, że zagasił nim drugą świeczkę, to wylał go jeszcze na parapet i podłogę. Przeklął głośno, odkładając świecę z takim rozmachem, że spadła. Obserwował, jak toczy się po podłodze i zatrzymuje przy skrzyni, która uniemożliwiła jej dalszą podróż po pomieszczeniu.
Dar uznał, że to znak od losu. Pracę powinien kontynuować bez tych dwóch punktów światła. Nie chciały współpracować? No to nie będą współpracować, proste i bardzo logiczne. Usiadł z powrotem na krześle i zawisł twarzą zaledwie parę centymetrów od martwego gryzonia. Chłodne spojrzenie znów powróciło do badania jego ciała. Jeden z długich i bardzo chudych palców nacisnął zwierzątko, sprawdzając tym stan rozkładu, w jakim się znajdował. Był to jego ulubiony moment. Stężenie pośmiertne już odpuszczało, na rzecz rozkładu. Martwe ciało rozluźniało się i ''oczyszczało". Nazywał to tak, ze względu na to, że to właśnie w tym momencie zazwyczaj organizmy ostatni raz wydalają to, co miały wydalić. Były też wygodniejsze w obsłudze. Stężenie limfy bardzo ogranicza ruchy.
Wepchnął, znów pozwolił swoim myślą odpłynąć. Wyprostował się, opierając przy tym wygodnie plecy. Przymknął powieki, nadal jednym palcem dotykał stworzonka. Upłynęło parę długich minut i poczuł, że mu się udało. Otworzył oczy i ... i z pewnością nie zobaczył tego, co się spodziewał zobaczyć. Machnął z przerażeniem ręką, a spowodowało to, że cały jego organizm wykonał dziwny i nagły ruch. Przewrócił się wraz z krzesłem na podłogę. Zaczął zbierać się do siadu, rozglądając się z przerażeniem. Widział jak by przez mgłę, ale nie to było najgorsze. Najgorsze było to, że widział kawałek jakiejś deski i oślepiające światło.
Przyłożył dłonie do oczu, starając się opanować. Serce waliło mu mocno. Miał wrażenie, jak by ktoś obok niego stał, byłby w stanie zrobić mu badanie kardiologiczne bez stetoskopu. Jego umysł rozpaczliwie szukał jakiegoś racjonalnego wyjaśnienia tak nagłego zaniku wzroku. Sekundy mijały, a on widział to, nawet jak zaciskał z całej siły powieki.
I nagle go olśniło. Zabrał dłonie od twarzy i po omacku stanął na nogi. Jego palce trafiły na krawędź biurka i zbliżył się do niego, najbardziej jak się tylko dało. Skupił się na martwym gryzoniu. Słyszał, jak ciało ruszyło się i wtedy, tak, obraz się poruszył. Było to bezwątpienia dziwne. Czuł, jak drgają mu ręce i wtedy wpadł mu do głowy pomysł. Wydał kolejne polecenia i tak jak by przez mgłę cień, bardzo jasny i nie wyraźny, ale bez wątpienia była to czyjaś sylwetka. Patrzył martwymi oczami na siebie. To było najdziwniejsze, co w życiu zrobił. Cofnął się o krok i wtedy potknął się o nadal leżący na ziemi mebel. Jak długi kolejny raz runął na podłogę. Tym razem zerwał połączenie z ożywcem. Ciało chwilę jeszcze stało na miękkawych nogach, po tym padło z powrotem bez ruchu. Lerzał tak, gapiąc się na nie, już własnymi oczami. Bolała go głowa i czuł się tak, jak by przebiegł maraton. Mimo to był zadowolony, odkrył coś, czego nigdy wcześniej nie potrafił.
W tym momencie trzasnęły drzwi.
- Do jasnej cholery możesz mi powiedzieć.... a co ty robisz na tej podłodze?- do pokoju weszła jego matka. Jej bladą twarz zdobiły drobne ryski, znamiona czasu, który pozostawił na niej swoje ślady. Patrzyła się na niego ze strachem i złością jednocześnie.
Uśmiechnął się do niej niemrawo, czując się potwornie.
-Nic nie robię- powiedział, starając się, by zabrzmiało to zdawkowo. Jej oczy przeniosły się z niego na stół i westchnęła.
- Mówiłam ci, że masz się tym nie bawić w domu- powiedziała podchodząc i z obrzydzeniem chwytając gryzonia, po czym ruszyła do wyjścia. - I nie rzucaj sobą o podłogę, bo kurz z sufitu leci mi do ciasta- powiedziała wychodząc i zamykając za sobą drzwi.
|
|
|