Retrospekcje - Starcie z przeszłością
Anonymous - 30 Styczeń 2017, 12:12 Temat postu: Starcie z przeszłością Zadziwiające, jak kontakt z naturą wpływa na spokój umysłu. W mieście odnosi się wrażenie, że czas upływa dużo szybciej. Teraz miasto zdawało się być tak odległe od tego miejsca, że równie dobrze mogłoby być tylko złudzeniem. Zupełnie, jakby stanowiło inny świat. Dlatego właśnie chwile takie, jak te, były dla Luny bardzo cenne. Tutaj mogła na moment oderwać się od rzeczywistości, poukładać ten cały chaos w jej głowie. Przynajmniej chwilowo.
Słońce górowało na błękitnym niebie, a jego jasne promienie odbijały się jaskrawo w falującej wodzie u podnóża klifu. Raz po raz zrywał się lekki wiatr, który swoim podmuchem unosił różowe włosy marionetki oraz delikatnie błękitną sukienkę, związaną w pasie długą wstęgą. Stała na bezpieczną odległość od krawędzi klifu, oczarowana pięknem otaczającego ją krajobrazu. Zazwyczaj samotność była dla Luny przytłaczająca. Dziś jednak była dla niej czymś wyzwalającym. Nie tylko od zamieszania na ulicach miasta, ale i od… samej siebie. Tutaj nie musiała niczego ukrywać, bo nie miała przed kim.
Anonymous - 7 Luty 2017, 01:29
Ktoś kiedyś, gdzieś, będąc pod wpływem lub nie, określił Marionetkarzy mianem artystów. Nie jest to mylne stwierdzenie, gdyż nawet wikipedia potwierdzi, że artysta to ktoś tworzący coś materialnego - w naszym wypadku Marionetki - bądź niematerialnego, opierając się o własną, niepowtarzalną (do czasu znalezienia jej w otchłaniach internetu) koncepcję. Wiadomym jest również, że każdy artysta potrzebuje czasem inspiracji, by móc pracować. Tej można szukać wszędzie, w zależności od preferencji danej jednostki. Jedni będą szukać w barze, przy okazji wspomagając się różnej maści trunkami czy innymi środkami, które - w teorii przynajmniej - dobrze wpływają na kreatywność, ale nieco gorzej na żołądek. Inni za inspiracją będą podążać gdzieś z dala od zgiełku i skupisk ludzi, bo cisza i spokój pomaga ich myślom swobodniej płynąć. A taki Fausto, dla przykładu, najchętniej to byłby w każdym zakamarku wszystkich światów jednocześnie, bo cholera wie, gdzie wpadnie mu kolejny świetny pomysł do udoskonalenia swojego kunsztu, a okazji za bardzo tracić to nie chciał. Jako pojedyncza jednostka bez mocy multilokacji musiał jednak dokonywać wyborów.
Pewnego razu białowłosy postanowił zwrócić się do natury o pomoc. Wiele tym ryzykował, bo bez ludzi wokół mógł zasnąć z nudów, a potem stałby się ofiarą okolicznej fauny i flory. A skoro wszystko odbywałoby się w Krainie Luster, to tylko najbardziej sponiewierane psychotropami umysły zdolne by były sobie wyobrazić, jak skończyć mógłby nasz Fausto w takim wypadku. No ale jakby było za łatwo, to by było za nudno. Białowłosy sam był zbyt skupiony na celu swojej podróży na łono Matki Natury, by przejmować się ewentualnymi konsekwencjami. Na to przyjdzie czas, gdy dadzą o sobie znać.
Fausto poruszał się energicznym krokiem i z lekkim, cwaniackim uśmiechem na ustach. Czasem aż musiał chwycić i poprawić swój kapelusz, gdyż prędkość chodu w połączeniu z okazjonalnymi podmuchami wiatru niemalże zrywały mu go z głowy. Tak bardzo dał się ponieść swoim nogom, że dopiero będąc na miejscu zdał sobie sprawę, że znalazł się w okolicach Morza Łez - miejsca o tak przygnębiającej historii, że aż zmuszającej co poniektórych do refleksji nad sensem własnej egzystencji. Niestety nie działało to na Marionetkarza, który na ten żywot miał dość poważnych rozmyślań o własnym życiu. Wszystko na ten temat zdążył już sobie w głowie poukładać - dość niedbale i zdaniem wielu niewłaściwie, ale nie widziało mu się w tym cokolwiek zmieniać.
Morze Łez miało dość sporo strategicznych miejsc, gdzie artyści mogliby pokusić się o szukanie tak potrzebnej im do życia weny. Fausto nie był jednak ani zdesperowany, ani mocno wybredny, żeby rozglądać się tylko i wyłącznie za tym jednym, jedynym miejscem. Zamiast tego zaczął szlajać się pierw przy jakiejś latarni, potem po samej plaży. Już planował udać się do muszelkowego zamku, gdy pierw postanowił zbadać okoliczny klif. Cholera wie, czy mu to podpowiedziała intuicja, czy po prostu przypadkowy kaprys, ale cokolwiek by to nie było, to się całkiem postarało. W pewnym sensie.
Marionetkarz zakładał, że jak już znajdzie inspirację, to będzie ona niematerialna - prosta, nagła myśl, od której klasnąłby w dłonie i powiedział głośno "to jest to!". Klif okazał się jednak miejscem, gdzie potencjalne natchnienie miało fizyczną, namacalną formę. Fausto zaprzestał się uśmiechać i znacząco zmniejszył szybkość poruszania się. Rozwarł lekko usta, ukazując szereg białych zębów i otworzył szerzej swoje złociste oczęta, wpatrzone w jestestwo nieznajomej - przynajmniej jeszcze - postaci, która z bliżej nieznanego bohaterowi powodu również postanowiła spędzić czas w tych nie dla wszystkich wesołych okolicach. Zaduma trwała jednak tylko moment. Marionetkarz znowuż się uśmiechnął - tym razem szeroko i zadziornie - a jego krok znów nabrał wcześniejszej chyżości. Przez myśl mu przeszło, że spotkał Muzę, ale w rzeczywistości był po prostu zadowolony, że podczas szukania inspiracji nie będzie musiał odzywać się wyłącznie do siebie. W żaden sposób nie ukrywał swojej obecności, gdy zbliżał się do jeszcze odwróconej w kierunku wody niewiasty. Liczył, że ta szybko zda sobie sprawę, że nie była już tutaj sama. Fausto miał zamiar się zatrzymać tak prędko, jak nieznajoma się odwróci w jego kierunku.
Gdy to nastąpi, początkowo nieświadomy niczego Marionetkarz zlustruje dokładniej Marionetkę i zrobi jeszcze kilka kroków w jej kierunku. Miał fart, żeby spotkać twór innego artysty akurat teraz. Lepiej chyba nie mógł trafić. Już chciał maksymalnie zmniejszyć dystans, by przyjrzeć się pracy obcego Marionetkarza z bliska i być może w niej znaleźć coś, co mógłby wykorzystać we własnej sztuce. Ale tym dłużej spojrzenie jego złotych oczu spoczywało na różowowłosej, tym bardziej miał wrażenie, że już ją kiedyś widział. Marionetka mogła go jednak poznać od razu, gdyż pewnie była o wiele bardziej zdrowa na rozumie i pamiętliwa.
Nagle się zatrzymał, gdy dotarło do niego, z kim miał do czynienia. Zaśmiał się krótko pod nosem i poprawił kapelusz prawą dłonią. Rozbawiło go, że zamiast inspiracji, znalazł rozliczenie z przeszłością. Jedno z wielu. Spuścił wzrok z Marionetki, zerkając na krawędź klifu.
- Nie wydaje mi się, żeby było to dobre miejsce na tego typu spotkanie po długiej rozłące. - Wrócił spojrzeniem na białogłową, mówiąc z nutką wesołości w głosie.
Wiedział, że w oczach różowowłosej mógł być postrzegany jako zagrożenie, o którym dawno zapomniała i które które z przysłowiowej dupy postanowiło o sobie przypomnieć, zapewne w nieodpowiednim do tego momencie. Miała ku temu dobre powody. Skoro już jednak do tego felernego spotkania doszło, to Fausto nie miał nic przeciwko poukładaniu spraw z przeszłości, jeżeli tylko mógł liczyć na współpracę ze strony Marionetki. Wiedział, że to może nie być łatwe. Był jednak ciekaw jej reakcji, choć nie chciał doświadczyć, jak ta przytłoczona wspomnieniami postanowi skoczyć z klifu. Brał jednak ten nieciekawy scenariusz pod uwagę, co w sumie udowodnił swoją wcześniejszą wypowiedzią.
Anonymous - 15 Luty 2017, 00:50
Wzrok Luny skupiony był nieruchomo gdzieś na linii horyzontu. Pozwoliła, by te wszystkie przytłaczające myśli, które na codzień zwykła w sobie tłumić, popłynęły swoim torem. Choć wewnątrz była w rozsypce, tylko uważny obserwator mógłby zwrócić na ten stan uwagę. Na jej twarzy niemal niedostrzegalna była bowiem najmniejsza emocja. Równie dobrze mogłaby więc nie czuć zupełnie nic. Nienawidziła tego, że ilekroć miała okazję, by wypocząć od codzienności, jej własne wspomienia nie dawały jej spokoju. I pomyśleć, że gdyby nie jeden tragiczny błąd, nie byłoby jej tutaj, a uśmiech na jej twarzy nie musiałby być tylko maską ukrywającą ciągłe wyrzuty sumienia...
Przez głębokie zamyślenie, dopiero po pewnym czasie zorientowała się, że nie jest tu sama. A nastąpiło to w momencie, w którym usłyszała czyjś głos. Przerażająco znajomy głos. Zamarła, niedowierzając. A raczej - nie chcąc w to uwierzyć. Ale czy byłaby w stanie się pomylić? To przecież...
- Fausto...
Szepnęła niespokojnie z lekkim zawahaniem. Odwróciła się w kieruku marionetkarza, przekonując się, że się nie myliła. Przeszył ją nagły dreszcz. Pamiętała. A przecież tak bardzo chciała zapomnieć... W jednej chwili wspomnienia tamtych zdarzeń powróciły, a Luna w panice cofnęła się o krok. W tym momencie zapomniała już nawet o tym, gdzie się znajduje. Była w tak wielkim szoku, że równie dobrze mogłaby nie dostrzec krawędzi klifu i runąć w dół. Oto stał przed nią jej dawny oprawca.
- Nie... N-Nie dotykaj mnie!
Krzyknęła nieświadomie, pod wpływem nagłego imulsu. Zacisnęła nerwowo pięści, mierząc Fausto spojrzeniem pełnym strachu i nieufności. Przerażał ją, tak samo jak kiedyś przerażała ją Sena. Przez parę długich sekund rozważała poważnie nad sięgnięciem po sztylet, który zawsze miała przy sobie w torbie. Jednak sparaliżował ją strach. Przypomniała sobie, co zrobiła pod wpływem impulsu z Seną... czy naprawdę chciała znów przeżyć to samo? Przez te ciągłe wyrzuty sumienia czuła się tak bezużytecznie... Mimo wszystko była czujna. Psychopaci, tacy, jak on, są nieobliczalni. A co, jeśli znów zachce mu się bawić cudzymi marionetkami?
|
|
|