To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Klinika - Izolatka

Anomander - 26 Luty 2017, 18:30
Temat postu: Izolatka


Ta licząca sobie 4 metry kwadratowe cela służy jako miejsce odosobnienia dla wyjątkowo agresywnych i nieprzystosowanych do życia w społeczeństwie pacjentów. Próżno szukać w niej luksusów. Ot, twarde łóżko z cienkim materacem, poduszką i kocem, półka, umywalka i ustęp. Wszystko to umieszczone naprzeciw wejścia sprawia, ze zajmujący ją pacjent jest pod stała obserwacją. Jedynym nowoczesnym elementem jest zamontowany przez dyrektora pod sufitem intercom. Solidne kamienno-betonowe ściany obito grubymi, stalowymi płytami na wypadek gdyby pacjentowi zachciało się wykopać tunel i wydostać na wolność. Drzwi do celi są przesuwne, wykonane z pancernej płyty i poruszają się na specjalnych rolkach w głębokich prowadnicach. Ktoś, kto projektował ten pokój zadbał o to, by nikt i nic co zostanie zamknięte w środku, nie było w stanie wydostać się na zewnątrz.

Anomander - 2 Marzec 2017, 19:09

Pannica jeszcze usiłowała dyskutować ale Relanium działało szybciej. Puścił mimo uszu bełkotliwą mowę dziewczyny o ruszaniu tyłka i karaniu. Fakt, miał ochotę ją ukarać, ale nie w taki sposób. Podawać leki nasenne i uspokajające by wymierzyć karę, za kogo go uważała?
Przede wszystkim kara musi być wymierzana, gdy sprawca jest świadomy, że ją ponosi. Po drugie, kto to widział karać kogokolwiek gdy ten jest w narkozie? Kara musi boleć. Karany musi wiedzieć z jakiego powodu cierpi. A tak, to co? Śpi w najlepsze i nie czuje niczego. Ani wyrywania zębów, ani wbijania igieł pod paznokcie, ani zrywania tychże. Śpiący nie czuje nawet gdy przecina się mu ścięgna i rozdziela stawy. Jednak gdy karany jest przytomny, to wtedy wszystko się zmienia. Gość Honorowy, twórca Julii Renard, niejaki pan Giping, aż krzyczał z radości gdy Anomander pozwalał mu ujeżdżać hiszpańskiego osiołka. Był taki radosny. Choć trzeba przyznać, że prawdziwą ekscytację wprawiała go informacja, że za chwilę czeka go sesja na kołysce Judasza. Jak on pięknie wtedy krzyczał! Jak wił się z radości! Tak, karany musi być przytomny. Obowiązkowo.
Dla tej nieuprzejmej Pannicy też już wymyślił odpowiednią zabawę. Nie będzie się nad nią pastwił jak nad Gipingiem. W końcu nie uchodzi znęcać się nad pacjentką. Dodatkowo dziewczyna ma wstrząs mózgu i może wymiotować oraz mieć bóle głowy.
Początkowo zaordynuje jej lekkostrawną dietę. W końcu musi dbać o pacjentów. Na śniadanie będzie kromka pieczywa z szynka z indyka i gotowane warzywa. Na obiad ryż i pierś kurczaka – wszystko gotowane a do tego przecier z warzyw. Na podwieczorek pięć biszkoptów albo galaretka. Na kolację chudy serek twarogowy z kromką pieczywa. Do picia czysta, przegotowana, ciepła woda. Czy o czymś zapomniał? Ach, no tak, przecież to Krwiopijca zatem krew to jego główne pożywienie. Jaka szkoda, że krew jest ciężkostrawna.
Chętnie zobaczy jak sama się pożera. Będzie z uśmiechem patrzył, jak łaknąc krwi zacznie rozszarpywać własne ciało tnąc je kłami i szarpiąc co sił. Cóż, dieta zawsze wymaga silnej woli.
Widząc, że dziewczyna zasnęła przesunął jej łóżko na środek pokoju.
Pochylił się i powąchał dziewczynę. Nie śmierdziała a to znaczy, że wcześniej się umyła. Wziął z szafki sort piżamowy i poprosiwszy Bane'a o pomoc, ubrał Pannę Pyskatą w gustowną bawełnianą piżamę w niebieskie pasy. Cóż, to jest szpital a nie dom uciech a wszystkie seksowne ciuchy są akurat w praniu.
Wydawało się przez chwilę, że zignorował pytanie białowłosego, a może tylko zastanawiał się nad odpowiedzą?
Wypchnęli łóżko z pokoju wprost do windy. Gdy weszli Anomander wyjął z kieszeni klucz, odsłonił jeden z ozdobnych ćwieków jakimi wyłożono windę, włożył go w zamek pod nim ukryty, przekręcił i zakręcił korbą. Kabina zaczęła powoli opadać we wnętrzności budynku.
- Nie, nie wszystko, ale teraz nie pora by o tym rozmawiać. – westchnął i przeciągnął ręką po twarzy – Pytasz od tak, czy z powodu, że usłyszałeś ostatnie zdanie, które powiedziałem do dziewczyny?
Spojrzał na białowłosego a jego oczy ponownie stały się lodowo błękitne. Nerwy z niego schodziły. Wszyscy byli już bezpieczni.
- Widzisz Bane, niestety, na tak bezczelną istotę jak Rosemary argumenty bazujące na okazywaniu serca, błaganiach czy pobożnych prośbach nie podziałają. Zaklinanie na Boga też nie przyniesie efektu. Zostaje tylko brutalna siła i zastraszenie. Wygra ten kto mocniej kąsa, silniej bije i głębiej tnie. Wygra ten kto rozerwie wroga na kawałki a jego truchło wdepcze w ziemię - przeniósł wzrok z interlokutora na ścianę - Zatem albo ja będę batem przed, którym się kuli i przed, którym drży na samą myśl albo będziemy mieć kłopoty. To trochę jak z silnym, agresywnym i zuchwałym psem. Albo ty jesteś panem i to zaznaczysz na wstępie, albo za jakiś czas trafisz do szpitala lub na cmentarz. Tak to już jest.
Gdy dotarli na dół, wypchnęli łóżko z windy. Anomander zdjął z haka na ścianie małą latarnię naftową i odpaliwszy ją podał Bane'owi. Sam odpalił dla siebie drugą i ruszył naprzód.
To już nie wyglądało jak Klinika. Podziemia przypominały więzienie i miejsce, w którym ludzie pozbawieni wszelkiej nadziei czekają na śmierć.
Anomander szedł przed siebie, ciągnąć łóżko i przechodząc koło rzędów klatek, z których niektóre były otwarte a niektóre zamknięte. Korytarz ciągnął się daleko w ciemność. Potężne stalowe drzwi, spoglądając oczyma wizjerów, broniły dostępu do cel. A może broniły z nich wyjścia? Przy każdym zamkniętym „pokoju” znajdowała się kartka z zapiskami wykonanymi zdawałoby się bez składu i ładu.

Oto na przykład przy pokoju nr 17 widniała kartka z napisem:
„SDQ JLSLQJ - WZRUFD MXOLL UHQDUG”

Przy pokojach od 10 do 5 widniały następujące kartki:
KBEUBGD QXPHU 1 ( QLHXGDQD)
KBEUBGD QXPHU 2 ( QLHXGDQD)
KBEUBGD QXPHU 3 ( QLHXGDQD)
KBEUBGD QXPHU 4 ( QLHXGDQD)
KBEUBGD QXPHU 5 ( QLHXGDQD)

Gdy dotarli do celi opatrzonej numerem "1" Anomander poprosił o pomoc w przeniesieniu dziewczyny na łóżko. Gdy ją położyli podpiął dwa kable wystające ze ściany do zakurzonego akumulatora samochodowego. W celi rozbłysło słabe światło. Postawił łóżko pod ścianą i zamknął przesuwne drzwi izolatki.
- Idziemy, pora na nas. – powiedział głosem w którym brzmiało zmęczenie.
Korytarz jeszcze przez chwilę powtarzał ale w końcu i on umilkł.

ZT

Bane - 2 Marzec 2017, 19:55

Anomander zachowywał się co najmniej dziwnie. Zignorował pytanie które zadał mu Bane, zabierając się za wypychanie łóżka z pokoju. Białowłosy przyglądał mu się uważnie i dziękował bogom za dar który otrzymał od naukowców MORII - wyostrzone zmysły. Dzięki nim widział więcej, słyszał więcej i potrafił więcej wywęszyć. Jeśli dodać do tego szybko działający, analityczny umysł, powstawał idealny duet.
Zachowanie czarnowłosego z każdą minutą niepokoiło go coraz bardziej. Przecież niemożliwe, by aż tak zdenerwował się na pacjentkę za atak. Bane też był wściekły, ale w momencie w którym Rosemary odleciała, złość mu trochę przeszła. Nadal miał ochotę ją ukarać, ale chyba nie aż tak dotkliwie jak Dyrektor.
Dopiero w windzie do której weszli Anomander zebrał się za nawiązanie z nim kontaktu werbalnego. Bane zmarszczył brwi, gdy usłyszał, że to nie najlepszy moment na pogaduszki. Co? A kiedy będzie lepszy? Przecież są sami, jadą do piwnic Kliniki gdzie nie ma żywego ducha!
Przyglądał się jak mężczyzna uruchamia mechanizm windy i przeszedł go dreszcz gdy usłyszał zgrzyt ruszającej windy.
Nie podobało mu się to, co teraz działo się z jego Mentorem. No dobrze, Bane też miał gorsze dni i tez czasem dopadały go macki szaleństwa, ale zazwyczaj wtedy zamykał się w pokoju i przeczekiwał najgorsze. Wtedy, gdy przeżywał odejście Tulki, to właśnie Anomander wyprowadził go z załamania, dając brutalnie do zrozumienia, że tak nie może wyglądać jego dalsze życie. Dźwignął go z kolan, tyle nauczył! Pokazał Krainę Luster od nowa, udostępnił książki i podzielił się wiedzą, czyniąc z Bane'a jeszcze lepszego lekarza. Narzędzie i prawie doskonałe dzieło.
Białowłosy czuł się w obowiązku by pomóc skrzydlatemu, nawet jeśli ta pomoc ma oznaczać tylko dotrzymywanie mu towarzystwa.
Dalsze słowa Opętańca sprawiły, że Bane wybałuszył oczy i wyprostował się. Poczuł jak po ciele biegnie mu gęsia skórka, brew zaczęła nerwowo drgać.
- van Vyvern. Co ty mówisz. - powiedział prawie szeptem, przerażony tym co usłyszał. Sam Bane nie był przewrażliwiony, czasem sam miał chore myśli. Nie należał też do osób nieskazitelnie czystych, o kryształowym charakterze. Ale... żeby powiedzieć coś takiego? Bane zmrużył oczy i pokręcił głową z niedowierzaniem.
- "Wygra ten kto rozerwie wroga na kawałki a jego truchło wdepcze w ziemię"? - powtórzył za nim - Czy ty się kurwa słyszysz? Przecież to pacjent! Nawet jeśli zaatakowała pracownika Kliniki...pozostaje nadal jej pacjentem, poprosiła o pomoc! - patrzył w jego lodowe oczy, w jego dziwnych pojawił się strach pomieszany z troską o starszego mężczyznę.
Co się właściwie stało? Co zaszło, że Anomander tak się zmienił? Przecież... Nie zachowywał się tak jeszcze przed chwilą. Nie gadał, jakby był na granicy szaleństwa.
Bane podszedł do niego, omijając łóżko z leżącą na nim kobietą. Chwycił skrzydlatego za ramię, zmuszając by ten spojrzał mu w oczy. Opętaniec był od niego wyższy, dlatego białowłosy musiał patrzeć trochę wyżej. Usta miał ściśnięte w cienką linię a brwi ściągnięte ku dołowi.
Przez chwilę nic nie mówił, tylko patrzył. Jakby chciał wyczytać z tych dwóch kryształków lodu, co się dzieje w głowie Dyrektora.
- Tego właśnie chcesz? Szacunku przez strach? - zapytał po chwili i odczekał, westchnął po kilku sekundach i puścił mężczyznę - Zasługujesz na coś więcej niż strach. - powiedział odchodząc na swoje miejsce i już nie odezwał się do niego ani słowem.
Wyszli z windy bez słowa. Bane zabrał od Anomandera lampę naftową i ruszył z nim ku izolatce. Na jego twarzy właściwie już nie gościło nic. Przybrał swoją zwyczajową maskę, tą która tak pięknie przez lata potrafiła ukryć to, co ukryć trzeba było.
W głębi duszy Bane wył. Z bezradności. Coś niedobrego działo się z jego Mentorem, Bane to czuł, przez te wszystkie lata poznał go, zżył się z nim. Ale może to tylko wrażenie? Może Cyrkowiec w obliczu trudnej sytuacji w jakiej się znaleźli ubzdurał sobie coś w głowie, dodając tylko problemów? Nigdy nie miał skłonności do przejmowania się czymkolwiek lub kimkolwiek jakoś bardziej, niż trzeba było. Ale odkąd zaczął pracę i naukę w Klinice, odkąd Anomander zastąpił mu ojca i nauczyciela, Bane czuł się tak jakby zyskał nową rodzinę. I zaczęło mu zależeć.
Podziemia wyglądały strasznie. Młodszy lekarz szedł bez słowa przyglądając się ścianom i zapamiętując układ korytarzy. Na drzwiach wisiały karteczki z kodami... Jednak Bane nie próbował odczytać zapisków. Szedł powoli i wbrew wszystkiemu, nawet temu, że do strachliwych nie należał, zaczął się trochę bać.
Piwnice wyglądały jak... Miejsce gdzie trzymano eksperymenty.
Przed oczami stanęli mu znowu naukowcy z MORII i tamtejsze laboratoria. Szybko odegnał jednak myśli bo Anomander otworzył jeden z pokoi i poprosił o pomoc.
W sumie izolatka nie wyglądała tak źle. Można powiedzieć - zwyczajnie. Jak izolatka. Bez zbędnych wygód. Było czysto, najważniejsza sprawa.
Obserwował jak skrzydlaty podpiął akumulator i zapaliło się światło - widać Opętaniec zdążył wynieść ze Świata Ludzi parę przydatnych rzeczy, nie to co Bane który trafił do tego świata jak święty turecki - goły (bo bez niczego oprócz ubrania i torby) i niekoniecznie wesoły.
Ostatnie polecenie zabrzmiało tak, jakby Anomander był zmęczony. Zmęczony życiem. Tym bardziej zaniepokoiło to białowłosego, który podążył tuż za nim by w razie potrzeby móc mu jakoś pomóc. W końcu... był narzędziem, prawda?

ZT

Rosemary - 16 Marzec 2017, 18:38

Ożesz ja Cie pierdole Maciek.
Czuła się jakby balowała ze cztery dni bez przerwy a na koniec oberwała obuchem w łeb by w końcu poszła spać.
Nie otwierała na początku oczu. Czuła że to by ją przyprawilo jak nic o jeszcze większy ból głowy.
Cholera.
Ile oni jej tego gówna podali? Skoro chcieli ją tylko uśpić... To musiała być normalnie końska dawka.
Otaczała ją głucha cisza. Wnioskując po tym jak jej westchnienia roznosily się po pomieszczeniu, była gdzieś indziej. No tak. To logiczne że ją przenieśli. Była w bardzo małym pomieszczeniu.
Czyżby...?
Otworzyła powoli oczy. Jej powieki nie chciały z nią współgrać jednak w końcu się udało. Światło mimo ze nikle, i tak przyprawilo ją o ostry ból łba.
Do licha ciężkiego...
Na razie nie próbowała wstać. Skoczyło by się to albo pawiem albo wywrotka albo jedno i drugie i to w tej kolejności. A raczej nie będzie miała jak się tu umyć. A życie w rzygowinach jej się nie uśmiecha.
Dobra. Odstawienie tego teatrzyku przed klinika tylko dlatego ze była zbyt leniwa by zapolowac i rzucenie się na pielegniare było udane.
Ale czy warte siedzienia w tej klitce? Tak. Haha. Ruda dresiara pewnie myśli zs zbawila Rosemary. Ah taka niewinna poswiecila się dla konajacej wampirzycy! Dobre sobie. Rosemary juz nie raz była na glodowce przez nawet tydzień. Po prostu nie chciało jej się latać za cholera wie jakim zwierzakiem. Skoro sama była taka chętna...
Westchnela i przetarla oczy. Zaraz. Co ona ma na sobie? Wstała gwałtownie przez co dostala zwrotów głowy. Piżama? No serio? Izolatka izolatka ale kurna zeby ten pasiak?
Mimo karuzeli we łbie i w bebechach czym predzej się rozebrala. O tak. Nago jest o wiele lepiej. Z resztą. Nikt i tak jej tu nie widzi. Rzuciła gdzieś w kat piżame i zaczela sobie śpiewać gdy znowu się polozyla. Izolatka była obskurna.
- Pretty little psycho

I'm ready to go, I'm taking chances
Sippin' less from champagne glasses
Gotta have you, I'm movin' closer
I won't take no for an answer

You're lookin' crazy, you're lookin' wrong
It looks like we're gonna get along
And once I've got you, it's a fact
Baby, there's no turning back

Make me, make me impressed
Make me, make me obsessed

Oh, oh, oh
Oh, here we go
Walkin', talkin' like you know
I want your pretty little psycho
Oh, oh, oh
Oh, here we go
Baby strike a pose
I want your pretty little psycho-
uśmiechnęła się pod nosem. Ciekawe kiedy ktoś do niej zawita. Roześmiała się na cale gardło. Śmiech wariatki. Śmiech psychopaty. Tak bardzo pasujący do tego miejsca.

Bane - 8 Maj 2017, 19:36

Świadomość, że można zajrzeć w każdy kąt Kliniki, sprawdzić każdy zakamarek, otworzyć każde drzwi... napawała Bane'a poczuciem władzy. O tak, jak dobrze było mieć znowu władzę.
Już prawie zapomniał jak to jest być Ordynatorem. W Świecie Ludzi miał własną Klinikę Urody, rozwijała się prężnie. To on miał ostatnie zdanie, o wszystkim decydował.
Szedł powoli, kierując się do Piwnic Kliniki. Po drodze bawił się kluczami, obracając je w dłoni. Na ramionach niósł niewielką sarnę. Nie wierzgała. Może dlatego, że miała związane kończyny. A może przez to, że była naćpana lekami uspokajającymi? Wisiała grzecznie, przyglądając się niewidzącymi oczyma ścianom korytarza.
Bane oczywiście po polowaniu przebrał się. Złapanie sarny nie było trudne, wystarczyło pod postacią samca podkraść się do samicy. Animicus sprawdzał się nie tylko w podróżowaniu czy zastraszaniu. Szybki zastrzyk i sarenka po kilku chwilach sama się przewróciła, naćpana jak narkoman który wziął działkę świeżo po detoksie.
Nie była ciężka. Bane niósł ją spokojnie na ramionach. Czarna koszulka z krótkim rękawem i czarne spodnie sprawiały, że nie wyglądał chwilowo jak lekarz. Nie wziął kitla, właściwie... celowo.
Klucze szczęknęły, gdy przekręcił nimi zamek w windzie. Szyb jechał powoli, ale przecież białowłosemu nigdzie się nie spieszyło.
Gdy wreszcie znalazł się w piwnicznym korytarzu, miał czas by rozejrzeć się dookoła. Wcześniej nie zwracał aż tak dużej uwagi na inne pokoje. Każdy był pusty, ale tabliczki wywieszone obok drzwi świadczyły, że kiedyś Anomander coś w nich trzymał.
Coś... albo kogoś. Anomander, ty zwyrolu. Wiedziałem, że wiele nas łączy.
Radosne pogwizdywanie poniosło się po mrocznym korytarzu, przesączonym wilgocią. Miał dobry humor, dodatkowo zaczał gwizdać by powiadomić pacjentkę, że przyszedł się nią zająć.
Zbliżył się do Rosemary i przyłożył ucho do specjalnej dziury w ścianie, mające służyć za prymitywną formę komunikowania się z odizolowanym pacjentem.
Przestał gwizdać i zaśmiał się niczym psychopata z thrillerów. To miejsce... Miało niesamowity klimat. Klimat starego, obskurnego psychiatryka. Oczywiście nie śmierdziało krwią, było do przesady wypucowane, można było jeść z podłogi... Ale coś w tym mroku i ciszy sprawiało, że Bane poczuł napływ adrenaliny.
Odsunął ucho od dziury i zerknął okiem, niczym zawodowy podglądacz. Zielona źrenica mignęła w ciemnościach.
- Witaj, Kwiatuszku. - powiedział rozbawionym głosem - Stęskniłaś się? Mam dla ciebie prezent.
Tutaj, z dala od Tulki, Anomandera i pacjentów... mroczna strona Bane'a mogła szaleć do woli. Obiecał Dyrektorowi, że nie zrobi Rosemary krzywdy... ale nie obiecywał, że zostawi ją w spokoju, prawda? Z resztą ona chyba lubiła ostrzejsze zabawy. Wtedy, gdy złapał ją za szyję zauważył błysk szaleństwa. Nie tłumiła tego w sobie... A on? Musiał ukrywać swoje zapędy, hamować się, kontrolować. Być grzecznym, mimo iż miał straszliwą ochotę na zabawę, na swoich warunkach.
Zaśmiał się cicho, wyobrażając sobie jak rozkosznym widokiem byłoby oglądanie twarzy z której odpływa krew. A krzyk? No właśnie... Czy Rosemary umie krzyczeć tak pięknie jak ta dziewczyna, z przystanku?
Czekał na jej reakcję, obserwując ją przez wizjer. Była naga, co dodatkowo sprawiało mu ogromną przyjemność.
Tulka nie będzie zła. Przecież to nie zdrada, prawda?
Z resztą... Tulki tu nie ma. Nie ma też Anomandera. Nie ma Alice.
Jest Rosie. Naga Rosie. I on, Bane. Wyjątkowo wygłodniały Bane.

Rosemary - 8 Maj 2017, 22:08

Była między snem a jawą. Dokładnie znała pojęcie tego stanu. Dość śmieszne że dorwało ją akurat teraz. I co dziwniejsze, trzyma się i trzyma. Oszalec idzie. Wiedziała jednak że omamy hipnopompiczne których właśnie doswiadczala są wytworem tylko jej mózgu. Paszkwil który stoi właśnie w kącie izolatki drapiac sciane swoimi ogoloconymi ze skóry i mięśni, palcami tak naprawdę tam nie jest. Kałuża krwi pod nią też jest złudzeniem. Za długo spała. Tu na dole cykl dnia i nocy był zaburzony dla jej organizmu. Niby nie raz w życiu musiała ukrywać się w podziemiach ale zawsze było to dość nie komfortowe. Głowa zjawy zaczęła się nagle obkrecac dokładnie dookoła. Jakby była pozbawiona kręgów szyjnych. Coraz szybciej i szybciej. Babsztyl zaczął wyć. Mimo że miała przymkniete oczy, widziała wszystko dokładnie. Ale obraz panny baby jadzki zaczynał się zamazywac. Nadszedl twój koniec maszkaronie. Dokładnie w momencie gdy zamieniło się w mgłę do jej uszu doszło najpierw stukanie, może jakiś brzek a potem gwizdanie. Po marze sennej nie było śladu. Wiedziała że się wybudzila. Otworzyła całkiem oczy.
Ta izolatka zaczynała działać jej już na nerwy. 62 godziny 38 minut i 15 sekund. Dokładnie tyle nie miała niczego w gębie. Dokładnie tyle nie widziała się z nikim. Normalnie jak za czasów eksterminacji Żydów w Niemczech, gdy jacyś jebnieci oficerowie zgarneli ją na przesluchanie, sądząc ze jest żydówką która przefarbowala włosy by się w tłum wtopic. No błagam. Zabicie ich było łatwiejsze niż można przypuszczać. A jednego zostawila sobie na koniec. Przypiela go dokładnie do krzesła na którym próbował ją przesłuchać. Znęcała się na nim całą noc. Do ranka stracił głos, chęć do życia, swojego członka, uszy i jedno oko. Nie wspominając o tym ze większość ciała to było jedno wielkie poparzenie drugiego stopnia, a polowa jego lewej nogi trzymala się z resztą paroma zylami. Niestety, okazało się ze jego krew była zakazona. HIV. Wyglądał jao dzieciak ale w tamtych czasach szanowni oficerowie dymali wszystko co mogli.
Nie ruszyła się z łóżka. Pokój był tak szczelny że nie mogła wychwycić żadnego zapachu. Z resztą, w pokoju nie zaszła nawet jedna zmiana. Przez ten czas cwiczyla paręnaście godzin ale nic poza tym. No i pizamka posluzyla jej za recznik gdy się myla z pomocą cholernie małej umywlki. Dawno się tyle nie naspala! Starczy aż do usranej śmierci.
Gwizd stał się głośniejszy. Ktoś szedł dość ciężkim krokiem. Oh. Czyżby jej się poszczescilo i sam Andek się tu pochwapił? Niee. On by nie gwizdal. Miał w sobie okrucieństwo ale gwizdanie jej nie pasowalo do jego osoby i tej sytuacji.
Owy ktoś zatrzymał się przed jej klatką. Uśmiechnęła się krzywo.
- kwiaty są przereklamowane a z Ciebie słaby romantyk doktorku - warknela a uśmiech na jej ustach rozszerzal się coraz bardziej. Co prawda Bane nie ma w sobie krwi zdatnej do spożycia. Wystarczy go powąchać ale nie tylko jej żołądek jest głodny. Przejechala kciukiem po swoich ustach. Żegnaj nudo.
- Wejdziesz do mnie czy może tchórzysz misiaczku? - w jej głosie słychać było lekka ekscytacje. Komórki jej ciała jakby budziły się do życia. Oczy znacznie pojasnialy, serce... No cóż. Ono u niej bije zawsze w tym samym rytmie wiec to akurat niewypał.
No ale. Poruszyla stopami by je rozruszać. Nadgarstkami, kolanami, lokciami, podniosła parę razy biodra. Czuła ze ostatnie dni zostaną jej zaraz wynagrodzone. Wściekły potwór w jej trzewiach zaryczal zadowolony.

Bane - 9 Maj 2017, 11:17

- Faktycznie, romantyk ze mnie żaden. - westchnął odsuwając się od wizjera - Ale nie przyniosłem ci kwiatów. Powiedz mi, po co byłyby ci kwiaty w izolatce? - zapytał szyderczo, przypominając dziewczynie gdzie jest.
Chwilę odczekał po czym zdjął sarnę z ramion, położył ją ostrożnie na podłodze i rozwiązał jej kończyny. Nie uciekała, chyb nawet nie wiedziała gdzie jest. Środki uspokajające działały, a to dobrze, bo jak wiadomo sarny to płochliwe zwierzęta i często padają na zawał. A Bane'owi zależało żeby przynieść ją żywą.
Zwierzę stało na chwiejnych nogach, białowłosy pchnął je w stronę drzwi więc potulnie podeszło parę kroków.
- A mam się czego bać, Kwiatuszku? - zapytał z kpiarskim uśmieszkiem - Jesteś drapieżnikiem, więc już pewnie wyniuchałaś, że jestem niejadalny. - włożył klucz do drzwi izolatki i przekręcił zamek. Skobel odpuścił więc mężczyzna mógł spokojnie otworzyć wrota, co też zrobił.
Dopiero gdy pomieszczenie stanęło otworem, popchnął sarnę w stronę nagiej Rosie. Kobieta wyglądała na przemęczoną, ale humor nadal jej dopisywał. Poszarzała od niedoboru słońca skóra nie była jednak zapadnięta, widać jeszcze nie osiągnęła limitu.
Bane uśmiechnął się do niej gdy sarna ufnie podeszła do Sennej.
- Jestem miłosierny więc przyniosłem ci obiadek. - powiedział a na jego twarz wypłynął znudzony grymas. Pewnie Rosie rzuci się na ofiarę i wypije z niej krew jak z soczka z kartoniku, przez rurkę.
- Jest stosunkowo młoda i zdrowa, no i przede wszystkim żywa. - powiedział, chociaż przecież nie musiał, prawda? Rosemary na pewno wiedziała co ma przed sobą.
W międzyczasie zamknął za sobą drzwi. Nie chodziło o to by kobieta nie uciekła, nawet gdyby zwiała, zatrzymałaby ją winda, którą da się uruchomić tylko kluczem. Kluczem który miał przy sobie Bane.
Białowłosy uśmiechnął się złośliwie, odsłaniając rząd białych zębów.
- Bon apetit, Kwiatuszku. - powiedział cicho i skrzyżował ręce na piersi, oczekując jej reakcji.
Nago wyglądała kusząco. Nie było tu nikogo poza nimi, mógł jej zrobić przecież wszystko. A na wstępnym badaniu przekonał się, że dziewczyna lubi ostrzejsze granie. Przyszli z Gopnikiem nieźle poobijani a i lekkie duszenie jakie zafundował jej Bane, sprawiło że kobietą wstrząsnął wtedy dreszcz podniecenia.
Bane oddychał miarowo ale wiedział, że jeśli będzie tylko patrzył i wyobrażał sobie sceny z Rosie, zwariuje z napięcia. Jeszcze nie było po nim widać, ale czuł rozpalający się w nim żar.
Tulka się nie dowie, bo niby jak? Nie ma jej tutaj... Nie ma tu nikogo oprócz nas!
Przesunął wzrokiem po jej krągłościach i przełknął ślinę. Była inna, bardziej kobieca niż jego Tulka. I o ile w obecności lisiej dziewczyny czuł, że powinien się nią zaopiekować, tak patrząc na Rosemary miał ochotę na bardzo ostrą zabawę, bez zahamowań.
Oblizał usta, które nagle mu wyschły. Oparł się plecami o ścianę ale ręce miał nadal skrzyżowane, był ciekaw jak kobieta rozprawi się z prezentem.
Kto wie, może nawet mały pakuneczek który mężczyzna miał w kieszeni, przyda się?

Rosemary - 9 Maj 2017, 17:13

Kwiatki od romantycznego doktorka dla pacjentki zamkniętej w izolatce. Ahh scenariusz rodem z harleqinów. Idea dawania babom kwiatow by okazac swoje zainteresowanie jak i zwiekszyc szanse na zaliczenie. Śmieszne wymysły ssakow wyższego rzędu. Stereotypy gonią stereotypy.
W jakiś sposób była zadowolona że akurat on się zjawił. Gdyby był to Anomander musiałaby się wstrzymac, udawać grzeczna. I będzie musiala udawać przy nim potulna. Widać było że facet lubi dominować i czuć że to on jest pępkiem świata. A Bane? Uwięziony ptaszek. Musi się skrywac. Pytanie tylko po co? Na co komu takie życie? Nie może być sobą bo co? Inni by go odrzucili? Żałosne.
- Powiem Ci że całkiem przytulna ta izolatka. Bardziej niż nazistowskie cele. Ale ta nuda jest do kitu. Ilez można samej sobie dogadzac? - zapytała retorycznie, przeglądający się swoim paznokciom. Śmieszne. Nigdy w życiu nie miała pomalowanych paznokci. Jak stąd wyjdzie to to zmieni. I kupi w końcu jakieś mieszkanie. Wyżyje się na paru anonimach a potem pójdzie do Gopnika. Trochę go podręczy i zabierze zakupy.
Prychnęła. Naprawdę? Oczywiście misiu pysiu ze nie masz się czego bać. Zaraz wejdziesz do klatki mordercy. Kobiety która pościła trzy dni. Potwora który rozszarpie cie w taki sposób że nawet Hannibal Lecter by ją pochwalił. Ależ jasne. Wypicie krwi przez wampirzałka jest najgorszym wyjściem.
- Zbyt apetycznie to Ty nie pachniesz skarbie. - powiedziała głębokim głosem. Na ustach malowało się rozbawienie. Drgnela gdy zamek szczęknął. Niby mogła go teraz powalić. Nie był zbyt wymagającym przeciwnikiem. Ale po co? Ma tu zdrowego faceta który może ją zabawić. W klinice ma też pewne sprawy do załatwienia. Teraz wie dyrektor ma hopla na punkcie personelu. Wie czego się wystrzegać. No i. Anduuuuś. Będzie jej. Już ona się o to postara. Takiego kociaczka ze świecą szukać.
Bane wpuścił do izolatki coś jeszcze. Śmierdzącego zwierza. Którego serce biło tak wolno że to nie mogło być normalne. Naprawdę? Nawet sarne naszprycowal? A może to po to by i ona sama była spokojniejsza? Nie wiedziała co podali sarnie i jaki czas temu. Ponadto sarny to zawalowcy. Jeśli poczeka az substancja przestanie działać to się smierdziel sploszy. A krew z trupa nie miała w sobie już tego czegoś. Ahh Banuś. Czemuż że twa krew tak cuchnie? Chętnie wgryzlaby się w to jego umięśnione ciałko. W tym idealnym momencie. Krew smakuje najlepiej gdy ofiara szczytuje. Wie to raczej każdy kto się nią żywi.
- Jakże słodko. Tylko czemu akurat sarenka kochanie? Wolałabym jakiegoś jurnego chłopca. Z czystą krwią. I czym ją nafaszerowales? Chcesz bym była spokojna i potulna? Właśnie takie panienki lubisz? - dosłownie w ułamku sekundy pojawiła się przy mężczyźnie. Dwa ostatnie zdanie wyszeptała do jego ucha, na końcu je gryzac.
Owszem. Jest diabelnie głodna. Ale zabawa pod wpływa czegoś na uspokojenie nie było czymś co ją interesowało.
- To takie okrutne Banuś. Przez trzy dni mnie tu tak zostawić. Mam nadzieję że mi się to opłaciło co? - uśmiechnęła się niewinnie, jednocześnie jej palec jezdzil po jego szyi. - Zajmiesz się mną Banuś? Posiłek nir zając. Nie zwieje mi. Ty za to tak. Słyszę twoje serduszko wiesz? Czuje jak twój zapach się zmienia kochanie. Doskonale wiem czego pragniesz. Jak często na dzień udajesz się w świat fantazji? Jak długo musisz się skrywać? Na pewno czasami masz ochotę puścić... Wodze. Prawda? Doskonale wiesz że dam Ci to czego żadna Ci nie da. - jej dłoń bladzila po jego torsie a na jej ustach nie było już niewinności. Głos stał się przesycony ekscytacja. Miała na niego ochotę, bylo to widać gołym okiem. Pytanie tylko czy Bane się złamie. Da jej to czego chce? Czy może już tak długo się wstrzymuje że po prostu wyjdzie? Nie. Nie wyjdzie. Gdyby nie oczekiwal takiego obrotu wydarzeń wyszedl by od razu. Nawet by tu nie wchodził.

Bane - 9 Maj 2017, 19:48

Uwaga o nazistowskich celach zainteresowała go.
- O, więc pamiętasz czasy nazistów? - zapytał patrząc na nią uważnie - Ciekawe, ciekawe... - dodał po chwili i podrapał się w podbródek - Dobrze wiedzieć, że nieobce ci okrucieństwo. - uśmiechnął się drapieżnie.
Znudziło jej się dogadzanie sobie? Też coś. Była tu raptem trzy dni. On musiał sam się zadowalać 5 lat. To dopiero męka!
Sarna nie wyglądała na przestraszoną. Ale jeśli Rosie się nie pospieszy, zwierzę wybudzi się z amoku i padnie na zawał. A Bane gdzieś kiedyś czytał, że Wampiry lubią się pożywiać na jeszcze żywych ofiarach.
Już taki był dobry, że przyniósł jej żywe stworzenie. Nie umarlaka. Chociaż właściwie miał nadzieję, że zastanie Rosie pogryzioną...przez samą siebie. Byłby to ciekawy widok. Wampir, który pożywia się na swoim ciele. Wygodne... ale czy nie doprowadziłoby po czasie do szaleństwa?
- Wiem. - odpowiedział ponuro na jej komentarz o zapachu - Nic z tym nie zrobię. - wzruszył ramionami - Jakoś musisz przeżyć moje towarzystwo.
Poruszała się niesamowicie szybko. W mgnieniu oka znalazła się przy nim, Bane nie umiał walczyć i przez chwilę pomyślał, że jego przyjście było błędem... ale słodka pieszczota jej gorącego oddechu na szyi i to delikatne ugryzienie w płatek ucha odgoniły myśli. Miała na niego ochotę? Niesłychane!
Chwycił ją w talii i stanowczym ruchem przyciągnął do siebie. Lubił bliskość kobiet... zwłaszcza tak napalonych.
- Nie jestem mordercą, Kwiatuszku. - wymruczał patrząc w jej jasne oczy - I nie, nie chcę byś była potulna i spokojna. Naszprycowałem sarnę, bo nie uśmiechało mi się szarpać z nią w drodze do Izolatki. A gdybym ją zabił... No cóż. Wydaje mi się, że Wampiry wolą świeżą krew. - nie chciało mu się tego tłumaczyć, ale skoro zapytała, wypadało odpowiedzieć. No i w ten sposób dawał sobie czas na odwleczenie tego, co było chyba nieuchronne.
Ona miała na niego ochotę. A może nie na niego, tylko na zabawę? On chciał tylko tego. Nie pociągała go jakoś specjalnie ale perspektywa tego, że może z nią zrobić co chce... już tak.
Trzymał ją mocno, przyciskając jej nagie ciało do swojego torsu. Pod wpływem ekscytacji i żaru mięśnie napięły się, rysując się pod materiałem koszulki.
Słysząc jej jęk i słowa o okrucieństwie, pochylił się i przejechał ustami po jej szyi, zmuszając ją by wygięła głowę nieco w tył. Dłońmi zaczął wodzić po jej ciele, zaciskając palce na krągłościach.
- Jestem tu po to... by pomóc. W końcu taka rola lekarza, Kwiatuszku. - szepnął i ukąsił ją delikatnie. Nie miał zamiaru być delikatny ale musi ją najpierw wyczuć.
Jej słowa były słodką torturą. Przejrzała go? Szaleniec pozna szaleńca na kilometr. A on codziennie musiał ukrywać swe zapędy pod maską zimnego, rzeczowego medyka. Tulka zaspokaja jego ludzkie żądze... ale przecież już nie jest człowiekiem. Jest Cyrkowcem. Wszystkie wydarzenia tuż przed samobójstwem...i MORIA zmieniły go.
Westchnął zadowolony i przycisnął jej biodra do swoich. Mogła poczuć jak bardzo był podniecony. Zamknął oczy, tylko na chwilę. Jeśli faktycznie wyczuwała jego zapach i zmiany... ciekawe co czuła teraz. Teraz, gdy zaczynał płonąć. Gdy budziły się zwierzęce żądze, te które tłumił przez cały ten czas.
Gdy otworzył oczy, źrenice były tak małe, że czerń tęczówek zdominowała całą powierzchnię oka.
Odsunął się na chwilę od niej i spojrzał w oczy. Bez ostrzeżenia chwycił ją za szyję jedną ręką i zacisnął ją mocno. Twarz mu stężała.
- Wolę jednak byś najpierw się najadła. - powiedział - Będzie mi zwyczajnie... przyjemniej z myślą, że mnie nie ugryziesz. I nie, nie chodzi o mnie bo ja lubię ostrą zabawę. - uśmiechnął się samymi kącikami ust - Chodzi o ciebie, jeśli mnie ukąsisz i przypadkowo napijesz się krwi, umrzesz. - dodał - Najpierw się najedz... byśmy mogli zaszaleć na całego. - ścisnął mocniej jej szyję i zbliżył usta do jej ust - Mam nadzieję, że lubisz Piri piri?

Rosemary - 9 Maj 2017, 21:19

Czy je pamięta? Ojjj tak. Doskonale pamięta. Jedne z najlepszych czasów jakie oglądała ziemia słowiańska. Która swoją drogą krwią nasycona jest do cna.
Późniejsze "wielkie rewolucje" nie bawiły jej aż tak. Były nudne, powtarzające się. Składały się głównie z protestów, walk rządowych, słownych. Czasem doszło do strzelanin i tym podobne. To nie było już to samo. Czasy w których powstała były najlepszymi dla powstanie kogoś takiego jak ona.
- Zaiste ciekawe. Tamte czasy były piękne. W zasadzie mogłam robić co chciałam. Było tyle zamieszania że nikt się nie przejmowal jak se grupa mężczyzn nagle zaginęła. Kto by podejrzewał kobiete podająca się za zakonnice? Przecież to takie dobre dusze. Powiem Ci że zakony to zabawna sprawa. Wszystkie uważają się za wspaniałe. A każda z nich gdy zostaje sama zamienia się w plugawą dziwke. Cóż jednak na to poradzić? Ludzka natura jest wyjątkowo paskudna - w jej głosie nie było obrzydzenia czy zaniepokojenia. Nie. Ją to bawiło i wyrażał to zarówno tembr jej głosu jak i wyraz twarzy.
Zapach Bane'a jej nie przeszkadzal. "Wyłączanie" zapachu krwi ma opanowane do perfekcji. Potrafi skupić się tak by nie zwracać uwage na zapach czyjejś posoki. Gdyby tego nie umiała ciągle chodzilaby na głodzie. To tak jakby zamknac glodnego lamparta w małym pomieszczeniu, pełnym mięsa i liczyć na to że go nie tknie. Awykonalne.
- Przeżyje jeszcze duuuzo. - gdy się uśmiechnęła, kły się jej wydluzyly. Miała sucho w ustach. Mimo że to tylko sarna i tak jej głód daje o sobie znak. Trochę ją to irytowalo. Przechyliła głowę na bok gdy Bane ją do siebie przyciągnął. Westchnęła, brakowało jej tego. Pare dni dłużej i by było źle. Wampir może się żywic swoją krwią maksymalnie przez tydzień. Potem zaczyna tracić zmysły. Dlatego tez wśród wampirów odsetek kanibali jest praktycznie zerowy.
Zaśmiała się perliscie.
- Ty nie. Zaś ja? Tak. I dobrze Ci się wydaje. Krew od żywej ofiary jest lepsza. Nie da się tego opisać. Ludzkie jedzenie nie jest złe, te ostre jest nawet smaczne, ale pobieranie krwi od żywego... Gdy się trafi na wyjątkowo dobra krew i moment to wypicie jej jest porównywalne ze szczytowaniem - wymruczala, przesuwając kciukiem po swoich wargach. Trzymał ją pewnie i stanowczo. Czuła wyraźnie każdy jego napięty mięsień, ocierajacy się o jej ciało. Jej oddech był spowolniony. Było to prawie niewidoczne przez to że zrenica jest w tym samym kolorze u niej co tęczówki jednak gdyby ktoś spojrzał na dłużej w jej oczy mógłby zobaczyć że źrenice są kapke ciemniejsze i pokrywają prawie całe tęczówki w tym momencie.
Zamruczala zadowolona czując jego usta na swojej szyi i dłonie badające jej ciało. Gorąco rozlewalo się w jej podbrzuszu a spojrzenie nabieralo dzikosci. Miała przeczucie że doktorek jej nie rozczaruje. Pomoc? Oh tak. Oczywiście że mi pomożesz. Inaczej już byłbyś martwy kocie. Gdy ją ugryzl, poczuła przyjemne mrowienie połączone z bardzo delikatnym pieczeniem. Za delikatnym. Zazgrzytala zębami, wolałby by zrobił to mocniej. Ale na to przyjdzie pora. Tak delikatnie igraszki zwykle działały jej mocno na nerwy jednak w tym momencie po prostu oddala się chwili. Nie miała zamiaru wybrzedzać.
- Tylko się nie wstrzymuj. Tutaj. Ze mną. Możesz być wolny - widać było że doktorek wie co robi. Przyciskajac jej biodra do swoich jasno pokazał jej że to on tu chce dowodzić. Był podniecony co jej się spodobało. Była z siebie zadowolona, nie będzie miała problemu z ustapieniem mu pozycji dominy. Jego zapach stał się ostrzejszy, wyraźniejszy. Wiedziała ze dostanie to czego chce.
Podobało jej się to co zobaczyła w jego oczach gdy je otworzył. Oj tak. Żegnaj nudo, witaj rozkoszy. Jeknela zadowolona gdy chwycił i scisnal ją za szyje z tą poważną miną. Zacisnij mocniej. Mocniej Banuuuś. Oblizala usta, taak. Odurzona czy nie, lepiej by zjadła. Nie raz wgryzala się w kochanka podczas zbliżenia nie do końca nad tym panując. Tym bardziej że jak się okazuje, krewka doktorka robi kuku. A ona lubi swoje życie do tego stopnia że woli zjeść. Przyglądała mu się z ciekawością a gdy zbliżył swoje usta do jej ust zawolala jak radosna dziewczynka:
- Uwielbiam pikantne misiaczku - po czym założyła mu ręce na szyi wpijajac się w jego usta. Pikantne usta. Jak dobre curry z dodatkowa porcja papryki. Było to tak świetne polaczenie ze wzdłuż jej kregoslupa przeszedł wyrazny dreszcz. Chciała więcej. Rozkoszne pieczenie które czula na jezyku i ustach było milym odkryciem. Pytanie, bane lubi ostra kuchnie czy to przez jego krew? Nie pachniał żadną znana jej chorobą, wiec jest czysty. Mniejsza. Drapala go po karku przedłużając pocałunek. Podgryzala jego warge a w pewnym momencie polozyla swoją dlon na dłoni która zaciskal na jej szyi i ją mocniej zacisnela. Tak lepiej.
Gdy przerwala nagle pocalunek, przejeżdżając jezykiem po jego górnej wardze, wydala z siebiw zadowolone westchnienie. Odwróciła się od niego i równie szybko co wcześniej do niego podeszła, zrobiła to by znaleźć się przy sarnie. Która nadal miała metnt wzrok ale widać było że zrobiła się nieco bardziej obecna. Rosie przygryzla warge. Przejechala palcem wzdłuż szyi zwierzęcia. Wiedziała dokładnie czego szuka. Co prawda zwierzęca krew piła tylko pare razy i to na początku swego istnienia gdy nie potrafiła panować nad mocami ale lepszy rydz niż nic. Rozchylila usta pokazując cztery, długie i cholernie ostre kły którymi wgryzla się w szyje sarny. Ta wierzgnela raz, jakby w przypływie trzeźwości. Cierpka posoka spływała strumieniem po jej jezyku i gardle kładąc kres suszy. Posoka laskotala jej wnętrzności a potwór w trzewiach uspokoil się zadowolony. Nie spieszyła się. Bo po co? Gdy sarna zaczela opadać, Rosie usiadla pod ścianą i polozyla zwierza tak by tylko jej leb znajdowal się na jej wlasnym ciele. Siedziała przodem do Banea więc ten wszystko dokładnie widział. Nie marnowala ani kropelki. A wzrok sarny stawał się coraz bardziej matowy. Ciało robiło się coraz bardziej sflaczale. Było jej mało nawet gdy skończyła. Wyssala całą krew z ciala zwierzaka ale bylo to stanowczo za mało. Wystarczy jednak by nie dziabnac Bane'a. Rzuciła truchlo w kąt i wstala. Odkrecila wode w kranie i oplukala usta.

Bane - 14 Maj 2017, 19:13

Wysłuchał jej wypowiedzi o nazistach ze znudzeniem. Nie przyszedł tu gadać, właściwie chciał sprawdzić tylko, czy Rosie już się sama wykończyła, czy jeszcze nie. Obiecał Anomanderowi, że zadba o pacjentkę i dopilnuje by nie podzieliła losu Gipinga.
Swoją drogą... Szkoda, że ten zwyrodnialec umarł. Nawet nie wie ile miał szczęścia. I nie - Bane nie chciał się mścić za Tulkę czy inne jego ofiary, chciał z nim porozmawiać. Dowiedzieć się jakie były jego motywy... i jakim cudem przeszczepił człowiekowi elementy zwierzęcia.
Aaale! Anomander pewnie już to wie. Nie ma mowy by pozwolił Gipingowi zejść bez wyśpiewania wszystkiego co tamten wie.
Kobiecie najwyraźniej podobała się bliskość. Przez chwilę Bane nie był pewien, czy Rosie była głodna krwi czy innych wrażeń. Może jednak tych dwóch rzeczy?
Bane obsypywał ją stanowczymi, ale na razie delikatnymi pieszczotami, podkreślając jednak, że to on ma tutaj ostatnie słowo. Nie miał na sobie kitla, nie przyszedł tutaj jako lekarz, chociaż przysięga nie zwalniała go z obowiązków.
Czarna koszulka opinała umięśnione, smukłe ciało. Gdyby nie szarawy odcień skóry, mógłby uchodzić za modela... A, nie. Jeszcze te dziwne oczy. Czy pomogłyby soczewki? Raczej nie, przecież soczewki zazwyczaj zmieniają kolor tęczówki. No chyba, że znalazłby takie zakrywające całe oko. Ale czy nie łatwiejsze byłoby używanie okularów słonecznych?
Białowłosy potrząsnął nieznacznie głową odrzucając dziwaczne myśli. W takiej chwili myśli o kamuflażu? O zmianie wyglądu? Pff!
Gdy zaczął ją przyduszać, zobaczył w jej oczach coś na kształt budzącej się ekstazy.
Wariatka.
Uśmiechnął się szeroko na jej słowa o wolności, ale nie zdążył odpowiedzieć, bo wpiła się w jego usta i zaczęła całować jak szalona. Podgryzała jego usta, zarzuciła też ręce na ramiona.
Drapanie nie było specjalnie przyjemne, ale Bane chwilowo nie zwracał na to uwagi. Przycisnął ją mocno do siebie, zamykając w żelaznym uścisku. Nie musiała ujmować jego dłoni by zacisnął uchwyt na szyi.
Szkoda, że jeszcze nie krzyczy...
Kobieta przerwała pocałunek. A szkoda, bo był bliski zmiażdżenia jej krtani.
O tak, zabawa z lekarzem może być przyjemna ale też i cholernie niebezpieczna. Jako znawca anatomii człowieka, Bane wiedział gdzie nacisnąć, co uszkodzić by bolało jak cholera. I nie potrzebował do tego wielkiej siły, czasem wystarczy przecież poruszyć mały kamyk by wywołać lawinę.
Puścił ją bo był ciekaw co dalej zrobi. Tak jak przewidział, jednak zainteresowała się sarną. Mężczyzna nie miał ochoty zbierać jej ciała po tym jak go Wampirzyca niechcący ugryzie, dlatego zadowoliła go tym, że postanowiła jednak spożyć obiad.
Przyglądał się jej tylko z grzeczności. Nie pociągała go gdy żerowała. Można powiedzieć, że na swój sposób było to nawet obrzydliwe. Picie krwi... przyjmowanie wszelakiego ustrojstwa, wszystkich chorób które trawiły ofiarę... No i krew jest przecież ciężkostrawna, prawda? Rosie chyba nie miała problemów z żołądkiem ale z pewnością nie dostarczała ciału wszystkich potrzebnych witamin.
Włożył ręce do kieszeni spodni, gdy tamta piła. Nie ukrywał tego, że był mocno podniecony. Spodnie w wiadomym miejscu już dawno stały się za ciasne...
Gdy tak na nią patrzył z góry, czuł się wyjątkowo komfortowo. Był panem sytuacji, nawet jeśli kobieta będzie chciała przejąć inicjatywę, nie pozwoli jej. Zawsze w razie czego może zwyczajnie wyjść. Miał też Animicusa, może zmienić się w jakąś wyjątkowo niemiłą gadzinę czy nawet i niedźwiedzia. A jakie szanse ma drobna kobietka z miśkiem?
Sarna wierzgnęła jeszcze kilka razy ale chwilę później znieruchomiała. Bane czekał.
Jego twarz tylko z pozoru była spokojna. Beznamiętna maska, będąca czasem przekleństwem a czasem błogosławieństwem, ukrywała skutecznie emocje i myśli.
A myśli kotłowały się wokół jednego - chciał, by Rosemary, silna Wampirzyca, ugięła przed nim kolana. Poddała się mu, błagała o litość, krzyczała jego imię gdy będzie w nią wchodził siłą.
Ożywił się gdy skończyła i zbliżyła się do umywalki. Odkręciła wodę i zaczęła płukać usta...
Wykorzystał to, że była odrobinę przygięta nad zlewem i... z całej siły kopnął ją w krzyż, celując by uderzyła głową w porcelanę.
Niezależnie czy mu się udało czy nie, doskoczył do niej, pchnął ją z zamiarem przewrócenia jej na podłogę i gdy mu się to udało, zaczął ją kopać z miną szaleńca.
Jeśli nie udało mu się jej powalić na pierwszym razem, próbował do skutku.
- Miałem się nie wstrzymywać, prawda? - wysyczał siadając na niej okrakiem. Rękoma chwycił jej szyję i zacisnął palce, dusząc ją po raz kolejny. Zaśmiał się, bo nagle uświadomił sobie, że faktycznie jest wolny. Nie było tu nikogo poza nimi, nie było Anomandera który mógłby przywołać go do porządku, nie było Tulci przy której prawdopodobnie wróciłby spokojny, ustatkowany Bane.
Była Rosie. Naga Rosie. Rozochocona, już pod nim płynąca i gotowa na jego 'pieszczoty'.
Po chwili puścił jej szyję, pozwalając na oddech ale nie odpuścił - jego pięści w szybkim tempie poleciały ku jej twarzy i tym jasnym oczom.
Ciosy były mocne. Na tyle mocne, by pozostawić siniaki. Bicie jej sprawiało mu taką frajdę, że zaczął dygotać z podniety a oczy otworzyły się szeroko. Podniecenie mieszało się z chęcią mordu.
O tak! Niech błaga o litość! Mocniej! Ty rządzisz!
Po kilku minutach spuszczania jej ostrego wpierdolu, wstał szybko i chwycił ją za włosy. Szarpnął je w górę, zmuszając ją by się nieco uniosła.
- A teraz zrobisz mi dobrze, Kwiatuszku. - warknął i wolną ręką rozpiął spodnie - Nie radzę sztuczek. Bądź grzeczna, a przeżyjesz. - dodał i uwolnił zawartość bokserek.
Biała grzywa opadała na oczy, ukrywając po części obłęd malujący się na twarzy medyka. Sapał a mięśnie rąk grały z każdym nabieranym i wydychanym oddechem.
Czekał, aż Rosie zabierze się za robotę. Jeśli nie... Użyje siły, ale nie skończy się to dla niej dobrze.

Rosemary - 14 Maj 2017, 21:39

Delikatny wariat. Brzmi jak kiepski żart nie? Dotykal ją tak delikatnie. Musniecia aksamitu można by rzec. Ona jednak wiedziała że doktorek się dopiero rozkręca. Drażni się z nią. Ehh. Jest z rodzaju tych facetów których na starcie za samo bycie sobą zwykle unicestwia. Irytujący maczo. Pewni siebie z chłodną morda nieadekwatna do prawie żadnej sytuacji. A jednak. Gdyby nie to jego szaleństwo w tym momencie lezalby w kaluzy swojej krwi a ona wychodziła by z kliniki. Jesteś popierdolona do kwadratu Rosie . Wzruszyła ramionami sama do siebie. Trudno! Dobrze jest jak jest. A nawet będzie jeszcze lepiej.
Bane ma nawet w porządku ciało. Strasznie modelowe. Jak te wszystkie rzeźby greckie i rzymskie. Idealne proporcje bez skazy. Dla kogoś takiego jak ona jest nudny, jednak była w stanie zrozumieć co ta cnotliwa pielegniareczka w nim lubi. Sytuowany pan doktor, z cialem adonisa i pewnie dobra gadka. Bozyszcze nastolatek i kobiet dojrzałych. Fuck yea.
Z początku była ciekawa czym Bane jest. Nie widziała jeszcze człowieka z szara skora i fluorescencyjnymi oczami. Ale... Była tu zaledwie tydzień. Z czego trzy dni spędziła w izolatce. Nie podlega dyskusji fakt że musi się douczyc. Nie wie praktycznie nic o rasach w tym świecie jak i o samym wymiarze. A coś jej podpowiadało że zgłębianie tej wiedzy będzie bardzo ciekawe.
Pocałunek był dość interesujący. Zastanawiała się skąd bierze się ten pikantny posmak który kolcami gladzi jej język i gardło. Trzeba będzie go kiedyś o to spytać. Nie musiala wywierać nacisku na jego dłoń. Sam zrobił to czego chciała. Krew coraz trudniej przeplywala. Byłaby wielce rozczarowana gdyby lekarz nie potrafiłby zrobić jej kuky tak by naprawdę bolało. Byłoby to beznadziejne do tego stopnia ze musiałaby dać upust swej złości i sama wykorzystała by znajomość ludzkiej anatomii i punktów witalnych.
Dzięki podduszaniu potworek w jej trzewiach mruczal zadowolony a mózg produkowal większą ilość Endorfin.
Bane miał farta że sarna która tu przytachal była zdrowa. Inaczej za chiny by jej nie tknela. Pozywianie się zarazona krwia jest ostatnim aktem desperacji. I nie chodzi o to że idzie się czymś zarazić. Bardziej idzie o smak jak i wartości odżywcze. Chora krew nie daje nic prócz tego ze przez chwile nie jest się głodnym a smak? Nie da się tego do niczego porównać. Krew ludzi jest naprawdę tłusta a jak się umie wybrać to i bardzo odżywcza. Czasami trzeba zażywac dodatkowo pigulki jak czegoś brakuje jednak to tylko okazjonalnie. Sarna wierzgnela parw razy po czym padla. Serce pozbawione krwi do pompowania po prostu się zatrzymało. Kobieta rzuciła truchlo w kąt i wytarla usta. Nie było to jakieś specjalnie dobre i pożywne, ale na razie starczy.
Bane przez ten po prostu stał i się patrzył z ta swoja nudna niezmienna morda. Gdy tak nad nią stał miała ochotę wstać i go powalić. Ale wtedy nie byłoby zabawnie.
Stety niestety nie udało mu się jej skopac gdy plukala gębę. Kątem oka przyglądała mu się. Była od niego zwinniejsza co działało na jej korzyść. Nie miała zamiar mu jednak uciekać. Za bardzo jej zależało na odpowiedniej kontynuacji. Gdy więc do niej doskoczyl nie stawiala się. Wylądowała na podłodze a gdy zaczął ją kopać odruchowo zwinela się w pozycje embrionalna. Zakrywala głowę. Strata przytomności byłaby wielce niekorzystna. Gdy w końcu przestał ją kopać i usiadł na niej okrakiem uśmiechnęła się zadziornie.
- Ależ tak. Czekam aż naprawdę weźmiesz się za to na poważnie Pysiaczku - roześmiała się perliscie by po chwili śmiech ten zamienił się w charkot gdy Bane zaczął ją znowu dusić. Hamulce zaczęły mu puszczać. Widać było gołym okiem jak doktorek zaczyna zdawać sobie sprawę z tego jak bardzo jest tutaj wolny.
Gdy puscil wzięła głęboki oddech. Gardło miała obolale i wiedziała ze później będzie cale posiniaczone. Nie dane było jej cieszyć się swoboda oddechu na dłuższy czas. Juz po chwili na jej twarzy wylądował jeden cios pięścią a po nim kolejne. Podobało jej się to co widziala w jego oczach. Szaleństwo którego namiastkę widziala w gabinecie. Teraz tego juz nie kryl. Tak się wkręcil ze az drzal. A ona coraz bardziej się rozpalała. Cały wyraz jej twarzy jak i reakcje ciala mówiły jedno: więcej. Doktorek tylko tego nie mógł od niej dostać. Krzyku i błagania o litość. Nie można mieć wszystkiego nie?
Lawina ciosów jak nagle przybyla tak nagle znikla. Czuła mrowienie w całej twarzy jak i miejscach gdzie została kopnieta. Gdy szarpnal ja za włosy, posłusznie kleknela przed nim. Nie było w niej krzty strachu czy chocby i wahania. Zajęłaby się tym nawet i bez tego rozkazu. Ale to właśnie ten rozkaz spowodował ze zadrzala a na jej ciało wstapila gesia skórka. Zamruczala cicho, przymykajac oczy. Co jak co ale Bane się wstydzić nie miał czego. W kolejce po męskie atrybuty miał przody jak nic. Przezyje jeśli go zaspokoi? Zaśmiała sie cichutko. Niczym zawstydzona Geisha. Nachylila się i złapała go u samej nasady. Najpierw drażnila go swoim rozpalonym oddechem. Nie było jej śpieszno. Może i pozwala mu na dominacje ale to nie maraton nie?
Jej usta i język wyczynialy cuda takie ze nie było mowy o tym by mężczyzna nie był z tego zadowolony. Wspomagala się ruchem dłoni. Cały czas patrzyła się w górę, mimo że jego oczy byly przysloniete przez siwe włosy. Potrafiła sobie wyobrazić jaki wyraz mają w tym momencie. Musiała uważać by jej kły były dobrze schowane. Źle by było gdyby nagle się wbily w jego interes. W pewnym momencie wbila mu paznokcie w uda. A dlaczego? Taki odruch z racji że się przydusila.

Bane - 18 Maj 2017, 18:54

Najważniejsza zasada gdy ktoś robi drugiej osobie dobrze - nie szarpać w czasie pieszczot za włosy ani nie próbować bić. Dlaczego? Ależ to bardzo proste. W ustach pieszczącego lub pieszczącej znajduje się bardzo delikatny instrument. Szkoda by było, jakby został przegryziony lub wręcz odgryziony.
Bane pamiętał, o żelaznej zasadzie i nie próbował nawet dotknąć Rosie. Bardzo się hamował, bo miał ogromną ochotę by chwycić ją za głowę i wbić się w nią do samego końca. Wiedział jednak, że takim ruchem przyniósłby sobie ból albo nawet poważny ubytek. Dlatego tylko patrzył w dół, na kobietę, która sprawiała mu ogromną przyjemność.
Z tej perspektywy wyglądała jeszcze lepiej. Białowłosy poczuł dziką satysfakcję - posłuchała, zabrała się za robotę bez gadania... A jak go pieściła!
Szybko osiągnął stan, w którym w każdej chwili mógł zakończyć ich słodkie igraszki. Nie chciał jednak dopuścić do finiszu, dlatego położył na jej ramieniu dłoń i pewnym ale dość delikatnym ruchem odepchnął ją. Jeśli nie chciała odpuścić, próbował do skutku.
- Poczekaj, nie chcę być tylko biernym. - powiedział niskim, nieco chrapliwym głosem. Oddech mu przyspieszył, bo ciężko było nie reagować na pieszczoty.
Była nago i to ułatwiło mu robotę. Gdy w końcu Rosie posłuchała i przyhamowała, odczekał chwilę. Patrzył na nią uważnie, jego twarz, choć był zasapany, była spokojna i nieruchoma.
Nagle jednak zaśmiał się jak psychopata i chwycił za jej kolorowe włosy. Szarpnął w górę, by wstała. Gdy to uczyniła, chwycił ją w talii i pociągnął za sobą po czym rzucił na łóżko.
Bez zbędnych ceregieli ustawił ją tak, że pupę miała mocno wypiętą w górę. Opierała się na łokciach.
- Zaczynamy zabawę. - oblizał usta i wskoczył na łóżko, sadowiąc się obok niej na kolanach. Rękę wsunął pod jej szyję, pochylając się ku jej twarzy. Chwycił ją w chwyt duszący i zacisnął mięśnie przedramienia na kruchej krtani.
Zaśmiał się w oczekiwaniu na charczenie kobiety. Gdy po chwili zaczęła się dusić (bo w końcu musiała zacząć się rzucać, bez powietrza długo nie da się wytrzymać), bez ostrzeżenia władował palce wolnej dłoni w Rosie.
Gdyby w tej chwili przyszedł Anomander... Bane skończyłby w psychiatryku.
Gdyby weszła Tulka... Znienawidziłaby go do końca życia.
Ale on śmiał się do rozpuku. Cała ta sytuacja, charczenie duszonej Rosie, jej podniecenie i możliwość znęcania się sprawiały mu ogromną satysfakcję. Wreszcie mógł się na kimś bezkarnie wyżyć.
Przypomniał sobie dziewczynę z przystanku. Czy gdyby mógł cofnąć czas, zgwałciłby ponownie?
No pewnie!
Prawdopodobnie nawet by się nie zastanawiał. To właśnie dzięki temu zdarzeniu dopadła go MORIA dając mu nowe życie.
Ha! Cóż za czkawka losu - nieskazitelnie czyste osoby w razie wypadku zwyczajnie odchodzą z tego świata, a największe skurwysyny trzymają się życia jak wyjątkowo wygłodniałe pijawki. Naukowcy z MORII chcieli go wykończyć a niechcący dali mu nowe życie. Czy lepsze? To się jeszcze okaże, trafił tu przecież raptem kilka lat temu.
Gdy poczuł że ciało dziewczyny wiotczeje, poluźnił chwyt ale tylko na chwilę, by mogła zaczerpnąć minimum powietrza potrzebnego do funkcjonowania. Nie chciał jej udusić na amen. Nie jest przecież mordercą!
Trudno nazwać to co robił zadowalaniem. Mężczyzna dość brutalnie wykorzystywał Rosie, robił z nią co chce. Jak ze szmacianą lalką. Ale wiedział, że sprawia jej to przyjemność. W końcu jest zdrowo walnięta, prawda? Cała ta Kraina Luster była jednym wielkim psychiatrykiem!
Chciał dać jej rozkosz. Chciał przekonać się na własne oczy, że tak brutalnymi zabawami może doprowadzić kobietę do końca. Obserwował Rosie, studiował jej ciało mając na swojej twarzy wypisane totalne szaleństwo.
Szkoda, że nie krzyczała. Tylko tego brakowało do tego słodkiego obrazka.
Gwałciciel, duszona wariatka i krzyk. Arcydzieło!

Rosemary - 21 Maj 2017, 00:16

Każdy jej dotyk i pieszczota na niego działały. Widziała to,słyszała i czuła. Jego oddech zmacznie przyspieszył, mięśnie się napięły, zapach kolejno się zmieniał. Stawał coraz bardziej ostry. Odnosiła wrażenie że Bane to taka... Papryczka chilli... Ghost Pepper w ludzkiej powloce. Nie tylko jego pocałunki były palące. Jednak jej to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, było to naprawdę dobre urozmaicenie. Drzal, wiedziała ze jest blisko. Gdy nagle kazał jej przestać, odpychajac ja od siebie. W pierwszym odruchu miała ochotę się nie podporządkować. Jednak fakt ze rzekł "nie chce być tylko bierny" tak ją zbil z pantykulu ze po prostu przestała. Że niby doktorek chce się jej odwdzięczyć? Uśmiechnęła się polgebkiem, kciukiem przecierajac usta. Jego w tym momencie niski i chrapliwy głos piescil jej uszy.
Jaka szkoda że jego krew tak cuchnie. Na myśl o słodziutkiej krwi która miałaby w takiej sytuacji smak wprost wyborny, czuła ssący głód. Nie miała jednak co liczyć na to że przyniosą jej tu człowieka i to ze zdrową krwią. Zaczął się uspokajac a ona przestawala być zadowolona. Nie znosiła czekać w takich chwilach. Jego śmiech spowodował że prąd przeszyl ją wzdłuż kręgosłupa. Jej obita twarz rozjasnil zadowolony uśmiech. Roześmiała się radośnie gdy szarpnal ja za włosy i rzucił na łóżko. Dala mu się ułożyć jak tam mu się to widziało. Trochę się wiercila by się podoroczyc. A może tak naprawdę liczyła na lanie? Kto wie.
Nie oczekiwala niczego niezwykłego. Watpila by doktorek miał zamiar w tej chwili zrobić coś lagodnego co się marzy nastolatkom które się romansów naogladaja. No i miała rację. Złapał ją w tak silny, podduszajacy chwyt ze musiala zacharczec. Twarz zrobila się czerwona a ona walczyla o oddech. W międzyczasie Bane bez zbędnych ceregieli wbil się w nią swoimi palcami. Jej ręka automatycznie chwycila rękę która ją dusil. Pluca blagaly o chaust powietrza. Piekły ja jak cholera. Jednak jej ciało reagowalo na jego brutalne pieszczoty. Lubiła to w jaki sposób się z nią obchodził. Nabrala gwaltownie, swiszczacy wdech gdy puscil jej szyje na chwile. Przez te chwile w której mogła oddychać robiła to na zmianę z jeczeniem. Wzdłuż kregoslupa raz po raz przechodził ją prad, miała gęsia skórkę. Jeśli tak to tu wygląda to ona nie ma nic przeciwko mieszkaniu w tym posranym świecie. Który jest jeszcze bardziej pojebany niż świat ludzki. A dlaczego? Tam każdy ukrywa siebie. A tu? Szaleństwo wręcz cie otula i wita jak w domu. Zacisnela dlonie na kocu którym było przykryte łóżko. Czuła przyjemność jakiej nie czuła od bardzo, bardzo dawna. Bane mógł to z resztą zauważyć gdyby tylko chciał. Gdyby spojrzał jej teraz w oczy dostrzeglby że jest bliska ekstazy. Zadziwiające wręcz. Jeszcze nie doszło do zbliżenia a ona już zaczyna powoli odpływac.

Bane - 24 Maj 2017, 10:35

Właściwie można by cenzurą objąć wszystkie kolejne czynności które uczynił Rosie białowłosy. Ale gdyby nie opisać choć w kilku słowach co zaszło, historia byłaby uboższa o bardzo ważne elementy.
Bane z każdą sekundą stawał się coraz brutalniejszy. Puszczały mu hamulce, odrzucił na bok wszelkie opory. Pieszczoty jakimi obdarzał kobietę mogłyby spokojnie uchodzić za tortury.
A jak się czuł sam Oprawca? Dzika żądza ustąpiła chęci zrobienia jej jeszcze większej krzywdy. Chciał doprowadzić do tego, by wrzeszczała. Obojętnie czy z rozkoszy czy z bólu. Miał ogromną ochotę usłyszeć jej krzyk, głos pieszczący uszy.
Ponownie ją przydusił, tym razem utrzymując uścisk dłużej. Obserwował uważnie jej ciało podziwiając drżenie, charakterystyczne nie tyle dla spełnienia, co dla duszenia. Czekał na drgawki, na próbę uwolnienia się.
Czy gdyby jej pozwolił, jemu też zafundowałaby taką jazdę? Cóż. Bane nie dowie się, bo nie miał zamiaru pozwalać jej na cokolwiek. Już i tak pokazała, że jest niezłą wariatką.
Ale czy on był od niej lepszy? Poszedł do piwnicy z jednym zamiarem - no dobrze, z dwoma: chciał sprawdzić czy Rosie jeszcze dycha i wymierzyć karę, za złamanie regulaminu. Dopiero na końcu listy "to do" znajdowała się pozycja "Wyleczyć."
Z resztą wyglądała na zadowoloną mimo dawki przemocy jaką przelewał na nią Cyrkowiec. Zazwyczaj kobieta odpływała pod wpływem pieszczot, delikatnych ale stanowczych pieszczot. Rosie natomiast zdawała się robić coraz bardziej zachwycona agresją.
Dwie natury - na zewnątrz opanowany, beznamiętny, grzeczny profesjonalista niosący pomoc lekarską bez pytania o rasę, płeć czy stan majątkowy. W środku szaleniec uwielbiający odgłos kobiecego krzyku, gwałciciel który nie żałuje tego, co uczynił.
Popuścił uścisk dopiero gdy zobaczył, jak oczy kobiety uciekają w górę. Nie odpuszczał jednak 'pieszczot' drugą ręką. Więcej - robił to coraz szybciej i mocniej, nie zważając na ewentualne protesty.
Co jakiś czas szarpał ją za włosy, drapał jasną skórę na plecach i pośladkach.
Zadowalał się (i najwyraźniej ją też) w ten sposób dotąd, aż nie osiągnęła ekstazy. Dla niego nagrodą było już samo to, że mógł się wyżyć. Męczył ją tak długo, aż nie opadła w pierwszym spełnieniu.
Gdy to nastąpiło, wyjął dłoń i podszedł do umywalki, gdzie dokładnie umył ręce. Zapiął też spodnie i doprowadził wygląd do porządku. Z chwilą kończenia, opuściły go jakiekolwiek emocje. Znowu stał się nudnym lekarzem o beznamiętnym spojrzeniu dziwnych oczu.
Dopiero po chwili zwrócił się w jej stronę i przyjrzał się dokładnie. Była... no cóż, zadrapania i siniaki to ślady które trzeba bezzwłocznie zatrzeć. Bez chwili wahania podszedł do niej, usiadł na skraju łóżka i położył dłoń na jej ramieniu. Delikatny dotyk - ha, śmiech na sali. Oprawca który po wszystkim traktuje ofiarę w delikatny sposób.
Wzory na ciele lekarza rozbłysły białym światłem a przez palce którymi dotykał kobiety zaczęły przechodzić impulsy, które mogła odebrać jako przyjemne mrowienie i ciepło. Bane leczył ją, jakkolwiek by to po ich zabawie nie wyglądało. Przy okazji sprawdzał, czy nie posunął się za daleko.
Po wszystkim wstał i podszedł do truchła sarny. Chwycił wyssane do cna ciało i zarzucił je sobie na plecy - zwierzę był lżejsze niż jak je tu niósł.
Skierował się do drzwi ale przystanął w framudze. Odwrócił się do niej i posłał kpiarski uśmieszek.
- Jesteś zdrowa, Kwiatuszku. - powiedział ciemnym głosem po czym wskazał na piżamę, której chyba nie użyła - Ogarnij się, ubierz i... jesteś wolna. - zaśmiał się złośliwie - W recepcji dostaniesz normalne ciuchy i resztę swoich zabawek.
Odwrócił się na pięcie i wyszedł. Tym razem nie zamykał drzwi na klucz, tak jak powiedział, tak zrobił. Podszedł do windy i tam poczekał na Rosie. Sama nie dałaby rady stąd wyjść, dlatego był potrzebny do uruchomienia mechanizmu.
Gdy już do niego dołączyła, przepuścił ją w drzwiach, włożył klucz i po chwili winda ruszyła. Wychodząc, uderzyła ich fala światła parterowych pomieszczeń które mimo wieczornej pory, były o wiele jaśniejsze od mroku piwnic.
Poprowadził ją do recepcji gdzie po raz ostatni, dbając by nie widziała go Alice, klepnął Rosie w tyłek, złośliwie się przy tym uśmiechając.
- Trzymaj się, Ślicznotko!
Pogwizdując udał się do skrzydła jadalnianego. W końcu trzeba coś zrobić z tą sarną, prawda? Może nada się na jakąś potrawkę?

ZT



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group