To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Klinika - Jadalnia

Anomander - 1 Marzec 2017, 01:51
Temat postu: Jadalnia


Jadalnia przeznaczona zarówno dla pacjentów jak i pracowników placówki znajduje się w dużym pomieszczeniu o stosunkowo niskim stropie w którym znajdują się niewielkie wentylatory odprowadzające zapachy posiłków.
W sali znajduje się kilka podłużnych stolików i ustawionych przy nich drewnianych ław z oparciami. Ściany obite są drewnem w ciepłym kolorze, dlatego całość sprawia miłe wrażenie, pacjent nie czuje się tutaj jak szpitalu tylko raczej jak w starodawnej, eleganckiej restauracji.
Podłoga zrobiona jest z solidnych dębowych desek, powycieranych w niektórych miejscach przez długie użytkowanie.
Z tyłu pomieszczenia znajduje się kominek ogrzewający całe pomieszczenie. Na ścianach wiszą obrazy – szkice przedstawiające najróżniejsze miejsca w Krainie Luster. Przy oknach ustawione zostały metalowe lampiony ze świecami wewnątrz, które wieczorami są zapalane i pełnią funkcję nastrojowych lamp.
Znajdująca się nieopodal kuchnia jest zamknięta dla pacjentów ale dochodzące z niej zapachy zawsze obiecują przepyszny, suty posiłek. W Klinice dba się nie tylko o zdrowie pacjentów, ale też i ich dobre samopoczucie.
Po każdej wizycie pacjentów w jadalni sprawdzany jest stan sztućców w celu sprawdzenia czy ktoś czegoś nie ukradł. Najczęściej sprawdzany jest stan i liczba noży do mięs. Tak na wypadek by ktoś nie wpadł na to, by zwędzić sobie broń do pokoju. Przecież pacjenci mają tu zdrowieć, nie są trzymani na siłę, dlaczego więc mieliby kraść broń z kuchni?

Anomander - 26 Marzec 2017, 15:13

Anomander, szedł pogrążony w myślach o tym co powiedział mu Greg. Jak to śmietnikowy? Jak to się nie prosił o to? Przecież w projekcie brali udział ochotnicy. Tak mu przynajmniej mówiono. Wszedł do pokoju wypoczynkowego, otworzył skrzynię i odłożył do niej broń a później zamykając ją na klucz. Uprzednio jednak rozładował sztucer i zwolnił bijnik. O broń trzeba dbać.
Ze skrzyni wyjął też cztery kartonowe pudełka do samodzielnego złożenia. Nieduże, takie jak po butach.
Wyszedł z pokoju i skierował się do piwnic. Stanął przed drzwiami oznaczonymi numerem „6”. W ciszy złożył pudełka, nożem zrobił w nich otwory, otworzył drzwi od pokoju nr „6” i wszedł do niego biorąc ze sobą wszystkie 4 pudełka. Na kocu, w ciemności leżały jakieś białe kształty. Skierował się do nich i cztery z nich włożył do pudeł, po czym zabrał pudełka, zamknął celę i wrócił na górę. Miał nadzieję, że nie będzie musiał czekać długo na resztę. W końcu bł głodny jak wilkołak.
Wszedł do jadalni a pudełka postawił na krześle stojącym przy stoliku pod oknem. Chwilowo niech sobie poleżą i poczekają aż zje obiad.
Usiadł przy wielkiej i ciężkiej ławie w pobliżu pudeł i oparł się łokciami o stół ukrywając twarz w dłoniach. Był zmęczony i głodny.
Zamknął na chwilę oczy i siedział tak nucąc sobie jeden z rosyjskich walców
Pospieszcie się, obiad czeka ...

Bane - 26 Marzec 2017, 19:41

Do Jadalni wszedł już odświeżony (zmienił ubranie i znowu spryskał się hojnie swoimi ulubionymi perfumami - szyk i klasa przede wszystkim!) i z dobrym humorem. Sińce pod oczami co prawda przypominały o niefortunnym rozpoczęciu dnia, ale czuł się już lepiej.
Burza nie przechodziła i kauczuk walił w dach Kliniki, ale mężczyzna nie przejmował się tym zbytnio. Jedyne o czym teraz myślał to jedzenie. Był tak głodny, że zjadłby cokolwiek.
Podszedł do Anomandera trzymając ręce w kieszeniach spodni. Przystanął i uśmiechnął się do niego przyjaźnie.
- Nawet nie wiesz jakim jesteś Skarbem, van Vyvern. - powiedział kręcąc głową na boki - I nie, nie zakochałem się w tobie. Mówię po prostu, że takiego gościa to ze świecą szukać. - dodał śmiejąc się cicho.
Usiadł na przeciw swojego Mentora i przyjrzał mu się badawczo. Skrzydlaty wyglądał na wyczerpanego. Miał prawo, nic chyba dzisiaj nie jadł. No i operował. Wykonywał zabieg który należy do jednego z najtrudniejszych w świecie medycyny.
- Jestem pod ogromnym wrażeniem twoich umiejętności. - przyznał - W Świecie Ludzi tylko raz widziałem taki zabieg. I był wykonywany z mniejszą dbałością o szczegóły. Żeby nie powiedzieć "na odwal się". - prychnął przypominając sobie jak to wyglądało wtedy.
W brzuchu znowu mu zaburczało, trochę za głośno, dlatego białowłosy przeprosił zakłopotany.
Przez chwilę milczał, zastanawiając się jakie specjały przygotował dzisiaj kucharz.
- Gregory i Jocelyn są już razem. Wydają się być szczęśliwi. - powiedział oglądając swoje paznokcie - Może i jesteś skończony Gad, ale masz wielkie serce. - dodał uśmiechając się drapieżnie - Oprócz nowych żeber dałeś jej wielkiego kopa motywacyjnego. Po przebudzeniu płakała, owszem, ale również się śmiała. - wzruszył ramionami i odchylił się na ławie w tył po czym przeciągnął się jak leniwy kocur.
Czekali na pozostałych.
Błagam. Niech się pospieszą, bo zaraz z Anomanderem zaczniemy uskuteczniać kanibalizm.

Anomander - 26 Marzec 2017, 22:25

Gonitwa myśli w głowie skrzydlatego trwała. Jedna myśl goniła drugą pędząc po komórkach nerwowych mózgu jak konie na torze wyścigowym. Nie mógł zrozumieć tego co mówił Greg. A może zwyczajnie nie chciał tego przyjąć do informacji?
Nadejście Bane'a poprzedził intensywny zapach perfum. Słyszał kroki białowłosego ale nie podnosił głowy.
- U bent verkeerd mijn zoon. Ik ben een schurk en ik voel me echt slecht met dit. Bovendien ben ik erg moe van mijn echte leven. Maar dit is mijn eigen kruis te dragen op. – odpowiedział z początku w nieznanym Bane'owi języku.
Powiedziawszy ten dziwny ciąg słów, które brzmiały zbyt śpiewnie na niemiecki i zbyt ostro i krótko na francuski spojrzał na Bane'a.
Oczy skrzydlatego były inne niż zwykle.
Błękit zniknął zastąpiony przez miodowy brąz przywodzący na myśl miód spadziowy. Na białowłosego patrzyły ludzkie oczy Anomandera. Pozbawione blasku, zmęczone życiem, pełne wewnętrznego bólu i smutne ponad wszelkie pojęcie. Trwało to jednak tylko chwilę. Oczy ponownie zaczęły okrywać się błękitną lodową taflą.
Stary gad wracał na swoje miejsce.
- Siadaj proszę – powiedział wskazując miejsce przed sobą - Powiem Ci, że to jeszcze nie koniec niespodzianek, ale nie uprzedzajmy faktów.
Słysząc pochwałę uśmiechnął się kącikiem ust i kiwnął głową.
- Nie przywykłem do pochwał, ale dziękuję. – powiedział - Jeśli ktokolwiek się czegokolwiek podejmuje powinien to robić najlepiej jak umie. To złota zasada. Moja ulubiona.
Informację o wielkim sercu i szczęściu dziewczyny zignorował. Robił co do niego należało. Może troszkę więcej, ale w końcu chciał by mogła wieść normalne życie.
- Wiesz czemu psy szczekały? Wyobraź sobie, że wychodząc z sali wstąpiłem do pokoju, wziąłem broń, wchodzę do recepcji a tam stoi ten Twój kumpel zamieniony w jakiegoś niedookreślonego gryfa. Gdyby nie te pagaje na plecach i fakt, że wiem czym on właściwie jest zamiast jeść obiadokolację teraz zakopywalibyśmy go w parku. Wiesz, czemu zamienił się w tego koczkodana? Wyobraź sobie, że postanowił poszukać Jocelyn. - pokręcił głową z czymś co przypominało zwątpienie - Nawet nie wiesz jak bardzo się spodobał psom. Po ich pyskach widziałem, że marzy im się dodatkowa skóra do leżenia. Tym razem z gryfona.
Uniósł głowę wciągając z nozdrza zapach dochodzący z kuchni.
- Dziś, w związku ze specjalną okazją na obiadokolację mamy co następuje – zrobił przerwę dla podniesienia napięcia - Na przystawkę będą przegrzebki z wężymordem oraz sosem z kiszonego ogórka. Może nie brzmi to ciekawie ale smakuje wspaniale. Jako pierwsze danie podana zostanie francuską zupa cebulowa z grzanką i serem Gruyere. Na drugie danie będzie zaś polędwica z cielaka jelenia z sosem truflowym i wężymordem oraz musem z pieczonej dyni. Na deser lody różane.
Spojrzał w stronę drzwi wejściowych do jadalni.
Chodźcie tu bo zdechnę z głodu.

Bane - 26 Marzec 2017, 22:55

Przydługa fraza w barbarzyńskim języku, jaką uraczył Bane'a Anomander sprawiła, że białowłosy tylko patrzył na niego zbity z tropu. Nie bardzo wiedział co odpowiedzieć, język jakim się posługiwał nie przypominał w żadnym stopniu Angielskiego. Cyrkowiec nie wychwycił nawet znajomych łacińskich składni dlatego nie był pewien czy mają wspólny trzon. No cóż, nawet gdyby Bane chciał, nie dowiedziałby się co starszy lekarz powiedział. Rozpoznał jedynie dwa słowa, które brzmiały trochę jak język znany mu język: "zoon" i "krius" co wytłumaczył sobie jako "son" i "cross". Ale równie dobrze mogło to znaczyć coś zupełnie innego.
Zamarł widząc zmienione oczy Anomandera. Były... brązowe. W kolorze miodu. Spokojne i zmęczone, jak u człowieka który już swoje przeżył i ma już dosyć.
Bane... kiedyś też miał normalne oczy. Też brązowe. Ciepłe, błyszczące. Normalne.
Białowłosy spuścił wzrok i speszył się mocno. Poczuł się tak, jakby zobaczył coś co nie było przeznaczone dla jego oczu.
- Nie zapytam czy wszystko w porządku i czy dobrze się czujesz, bo pamiętam, że obiecałeś, że mnie zjesz jak to znowu zrobię. - powiedział uśmiechając się nieśmiało. Uznał, że nie będzie drążył tematu. Anomander...chyba cierpiał. Ale Cyrkowiec nie mógł dać sobie za to uciąć ręki. Nie był pewien. Cholera, z Anomanderem nigdy nic nie wiadomo!
Skinął głową gdy tamten odpowiedział na jego pochwały. Może i czarnowłosy nie przywykł, ale ktoś powinien go czasem pochwalić. Jak jest się docenianym werbalnie, to milej się pracuje.
Opętaniec zaczął mówić o Gregorym i jego zwierzęcej formie. Bane słuchał z uwagą i uśmiechnął się kilka razy. Sam zdziwił się na widok Gryfa, ale kiedyś Greg uprzedzał go. Można więc uznać, że białowłosy był przygotowany na szok.
- Wiesz... Myślę, że on zmienił się nieświadomie. My, Cyrkowcy, do końca nie panujemy nad swoimi ciałami. Może niektórzy mieszkający tutaj od lat są już przyzwyczajeni do swojej odmienności... - westchnął - Wydaje mi się, że Greg zmienił się bezwiednie, gdy zapadł w sen. A wyszedł z pokoju szukać Jocelyn w tej formie nie zdając sobie do końca sprawy z tego, że jest Gryfem. Nie chciał źle. - Bane nie próbował go usprawiedliwiać, zwyczajnie uznał, że wypada poinformować Anomandera co mogło być przyczyną jego zachowania - Inne rasy Krainy Luster mają opanowane swoje moce do perfekcji bo z nimi się urodzili. Opętańcy też sobie świetnie radzą z tego co widzę. Ale Cyrkowcy? - pokręcił głową patrząc w blat stołu - Ciężko panować nad czymś co dostało się pod przymusem, nie z własnej woli. - wzruszył ramionami i zakończył temat. Uznał, że wystarczająco dużo już powiedział.
Słuchał menu i z trudem panował, by nie dostać ślinotoku. Gdy czarnowłosy skończył wymieniać dania, Bane odchylił głowę do tyłu i jęknął bo znowu zaburczało mu w brzuchu.
- Na wszystkich bogów... Anomander, czy ty też jesteś tak głodny, że zjadłbyś nawet ten stół?

Tulka - 27 Marzec 2017, 00:28

Tulka weszła spokojnym krokiem do jadalni, rozglądając się z zaciekawieniem. Tutaj jeszcze nie była. Może i mniej więcej wiedziała, gdzie co się znajduje, ale nie miała pewności, jak każda sala wygląda.
Szybko znalazła lekarzy i uśmiechając się lekko, podeszła do nich - przepraszam panów, że tak długo mi to zajęło, ale zasnęła, pod prysznicem i dopiero lodowata woda mnie obudziła - powiedziała zakłopotana, drapiąc się w tył głowy. Uszy lekko położyła.
Jeśli mężczyźni nie mieli nic przeciwko, usiadła obok białowłosego, wzdychając ciężko - bardzo panom dziękuję, że mogłam pomóc w zabiegu i ... - przerwała nieśmiało - dziękuję, że zaczęli panowie śpiewać. Odkąd mam te lisie uszka, boje się burz, bo są dla mnie za głośne. Mimo iż wcześniej uwielbiałam je - poruszyła lekko swoimi radarami i uśmiechnęła się przepraszająco. Bane chyba się zorientował, że dziewczyna się boi, ale nie wiedziała jak jest z Anomanderem. Wolała wyjaśnić, żeby wiedział na przyszłość. Wiadomo, że jak będzie miała być w pracy to nie ucieknie z powodu grzmotów, jednak to nie znaczy, że nie będzie chodzić z połozynymi płasko uszami czy też z podkulonym ogonem. Przynajmniej nie chowała się już pod łóżko czy kołdrę, tak jak to robiła krótko po swojej ucieczce z Kliniki.
Węszył chwilę w powietrzu i aż jej ślinka prawie pociekła, gdy wyczuła jakieś wspaniałości. Nie miała pewności co to jest. Poruszała niecierpliwie ogonem i oblizała lekko usta. Nie mogła się doczekać na jedzonko, a jej żołądek zażądał go do dość głośno, na co dziewczyna zarumieniła się i przeprosiła cichutko.
Westchnęła i na moment oparła głowę o ramię białowłosego. W tym momencie było jej wszystko jedno jak zareaguje czarnowłosy. Wiedział co ich łączy, a Tulka była zbyt zmęczona, żeby się tym przejmować. Chciała bliskości Bane'a, przynajmniej przez te kilka sekund, gdy przymknęła oczy i ułożyła głowę na jego ramieniu, wzdychając cichutko. Po chwili jednak wyprostowała się i przetarła oczy, czekając na pozostałych, żeby w końcu mogli zacząć jeść!

Jocelyn - 27 Marzec 2017, 16:25

Bekon? Przez całą drogę do owej jadalni miała deliaktny uśmiech na ustach. Naprawdę jest głupkiem. Ona sama już nie pamietała kiedy tak naprawdę była głodna. Zwykle zmusza się do jedzenia po to by nie paść trupem.
Miała nadzieję że na tym całym obiedzie nikt jej do tego nie będzie zmuszał. Wdzięczność wdzięcznością ale nie byłaby w stanie w tym momencie się do tego przymusic. Naprawdę.
Tak naprawdę nie miała bladego pojęcia gdzie jest ta cała jadalnia. Tak więc razem z Gregiem który ;co wywołało u niej jeszcze szybsze bicie serca; złapał ja za dłoń, poszła do recepcji.
Jeśli im się po szczęści to znajdą tam jakaś tabliczke czy coś albo kobietę która tu była gdy przekroczyli próg kliniki.
Spotkali kobietę. Nawet lepiej. Jeszcze by się zgubili w tym molochu i dopiero by było.
Joce zapytała jak dojść do jadalni. Kobieta z uprzejmy uśmiechem jasno wytlumaczyla trasę tak że Joce następnie bez problemu doszła do celu.
Przez całą drogę milczała. Napawala się obecnością cyrkowca. W glowie nadal miała widok jego nagiego... Cóż. Nic nie mogła poradzić na to jak jej ciało na niego reagowalo.
Gdy weszli do środka trójka złożona z Anomandera, Julii i Bane'a siedziała juz na miejscu. Przebrani i głodni. Taaa. Dało się wyczuć w powietrzu to napięcie. No i zapachy dochodzące z kuchni. Żołądek Joce wywinal fikolka. Przelknela głośno ślinę.
Usiadla naprzeciwko tych cudotworcow. Jeśli Greg usiadł obok niej posłała mu ciepły uśmiech. Można było dostrzec malutkie Iskierki w matowych do tej pory oczach jak i ten drobny rumieniec na policzkach.
- wiem że się powtarzam jednak... Naprawdę wam dziękuję. - powiedziała do pozostałej trójki. Wyglądali na padniętych. Nie ma co się dziwić. Najpierw poskladali Grega a potem ją. Każdy byłby wykończony.

Gregory - 27 Marzec 2017, 17:12

Lalka posłała mu mordercze spojrzenie, tłumacząc uprzejmie, że w budynku się nie pali. Greg zamierzał uprzejmie się awanturować, dlatego powiedział, że potrzebuje tego papierosa. Lalka zaś uprzejmie stwierdziła, że powie o tym dyrektorowi Anomanderowi. Greg uprzejmie zapytał się, czy to ten niebieskooki ze skrzydłami, a kiedy usłyszał że tak, to nagle stał się bardzo, ale to BARDZO uprzejmy, gasząc niedopałek i wrzucając go do kosza na śmieci. Miał nadzieję, że Jocelyn nie zauważy tej chwili słabości. Co miał poradzić, że się po prostu dziada bał? Na tej obiadokolacji też pewnie będzie. I Greg będzie dla niego... miły. W końcu gdyby nadal marudził o jego... podejrzanym zasobie informacji... to okazałby niewdzięczność za to wszystko, czego dokonał dla nich obu. To będzie prawie jak obiad u teściów... Jocelyn nigdy nie mówiła mu o swojej rodzinie. Opętańcy zwykle musieli zostać w krainie, patrząc na ich odmienność, a rodziny uznawały ich za zmarłych. Czasami tylko młodszy brat lub siostra opowiadali "jak to Johny przyszedł do mnie w nocy jako aniołek" i z tego biorą się te religijne bzdety. Greg będzie musiał być dla niej rodziną. Napawało go to lekkim niepokojem - nie miał pojęcia, czy uda mu się temu podołać. Nie był familijnym typem.
Kiedy w końcu weszli do środka, wszyscy już na nich czekali i to z pewnym zniecierpliwieniem. Grega uderzyła fala przepysznych zapachów. Stołówkowe jedzenie? Chyba królewskie! Dzięki Bogu nie docienił cusine-de-hospital, czy jak tam to było po francusku. Powinien poprosić Jocelyn o lekcje francuszczyzny, kiedy będzie okazja. Puścił się biegiem w kierunku stołu i usiadł tuż obok Joce, wibrując cały z podniecenia. Ciekła mu ślinka, a gdyby posiadał nadal ogon, ten wirowałby jak głupi. Gapił się z utęsknieniem na pusty talerz, nawet nie zwracając uwagi na resztę - a wszyscy czuli to samo. Marzył o... golonce. W sosie zajebistym. Oja.
- Kiedy podadzą jeść? - zapytał niecierpliwie, rozglądając się to tu, to tam.

Anomander - 27 Marzec 2017, 22:56

- I zrobisz słusznie gdy nie zapytasz – Anomander uśmiechnął się samymi wargami - Co do Cyrkowców to w sumie masz rację. Zastanawiam się teraz, co by było, gdyby taki los spotkał mojego biologicznego syna.
Potrząsnął głową jakby odganiał od siebie złe myśli.
- Ja jeszcze nad sobą panuję, ale moja smocza część zaczyna żałować, że nie przeprowadziliśmy u Jocelyn hymenoplastyki. Niby gad to nie pies, na kości nie poleci, ale i nie sikorka by słoninę wpierdzielać.
Skrzywił wargi, robiąc minę prowincjonalnego urzędnika, któremu wydaje się że jest niezwykle ważny, i pokiwał głową jakby mówił „tak, tak”.
- Zapomniałbym, zaproponowałem Gregoremu wspólny trening, i wiesz co? Zgodził się na mały, przyjacielski sparing. Przynajmniej mam taką nadzieję, że będzie on przyjacielski. Mam nadzieję, że Julia będzie chciała być ilustratorem. O, o wilku mowa!. - powiedział widząc, że Julia wchodzi do jadalni.
Widać było, że jest nieco zmęczona. Miała prawo, jest jeszcze dzieckiem, a harowała dziś jak wół. Dodatkowo to wyssanie przez Rosemary. Dzielna z niej dziewczyna. Kto wie, może kiedyś osiągnie więcej niż Bane i ja razem wzięci?.
Uśmiechnął się do niej zapraszając do stołu. Usiadła koło Bane'a. Zatem pacjenci usiądą koło niego, albo stłoczą się po przeciwnej stronie stołu razem z Bane'm i Julią. Sama myśl o stłoczeniu się byle dalej od skrzydlatego wywołała na jego twarzy uśmiech.
- Nie masz za co dziękować. Zarówno z Banem jak i z Tobą bardzo miło się pracuje. Myślę że od tej pory będziesz nam częściej towarzyszyć i uczyć się już pełną parą. Co do śpiewania, to my zawsze śpiewamy. Choć określenie drzemy ryje będzie bardziej odpowiednie. Ech, trzeba było widzieć naszą pierwszą wspólną operację. Twoją. Taka impreza była, że ... – nie dokończył bo do sali weszli pacjenci.
Greg i Jocelyn zajęli miejsce przy stole.
- Nie ma za co – powiedział zwięźle skrzydlaty – Jutro dostanie Pani pierwsze farmaceutyki i myślę, że stan ogólny w ciągu tygodnia do dwóch się poprawi. Ale to nie ... - słysząc słowa Gregorego przewał wypowiedź i uniósł rękę nieznacznie w górę dając znać obsłudze.
Chwilę później przy stole pojawiła się obsługa serwująca dania w odpowiedniej kolejności. Najpierw przystawki, następnie pierwsze danie, danie główne i deser. Ze sprawności ruchów kelnerów widać było, że przeszli wyjątkowo rygorystyczne szkolenie.
Anomander zdjął ze stołu serwetkę po czym dyskretnie, pod linią blatu, rozłożył ja na kolanach. Odczekał aż wszyscy goście dostaną talerze po czym podziękował obsłudze skinieniem głowy.
- Moi Państwo, obiad podano – skinął wszystkim głową i zaczął jedzenie.
Miał nadzieję że Jocelyn będzie jadła normalnie.
W końcu dania były tak dobrane, by nie drażniły błon śluzowych żołądka. Gdyby nie chciała jeść, będzie trzeba zastosować karmienie dojelitowe przez sondę a tego wolał uniknąć.
Gdy doszło już do deseru i wszyscy powoli kończyli go jeść, Anomander się podniósł i podszedł do leżących na krześle pudełek. Zatrzymał się przy nich i dyskretnie dwoma palcami lewej dłoni dał znak przyzwolenia.
- Dziś mamy specjalny dzień – powiedział do zebranych przy stole - Mam dla was mianowicie małe prezenty, które mam nadzieję, że się spodobają. W końcu do nowego życia potrzeba czegoś nowego.
Tak, nowe życie. Dla każdego, no, prawie każdego.
Bane został Ordynatorem i uzyskał nowe prawa i możliwości.
Julia rozpoczęła pracę w Klinice i wyglądało na to, że szybko czeka ją awans.
Jocelyn odrodziła się jak feniks z popiołów.
Gregory zaś ocalił życie i odzyskał swoją piękną Ukochaną, z którą może zacząć wszystko na nowo.
Podszedłszy do każdego z osobna, zaczynając od Pań, wręczył im pudełka w których coś się z lekka poruszało. W tej chwili obsługa przyniosła na stół talerzyk za pociętymi drobno kawałkami czerwonego mięsa. Niemal w tej samej chwili do jadalni weszła Alice i położywszy na stole cztery zestawy zwierzęcych szelek i linek, które miały pełnić funkcję smyczy, wyszła uprzednio się uśmiechnąwszy i ukłoniwszy.
Czekał aż wszyscy otworzą pudełka.
- Te przemiłe stworki nazywają się Niechniurkami. W całej Krainie Luster jest ich zaledwie 6 sztuk. – powiedział przysuwając sobie krzesło do szczytu stołu i siadając na nim - Niechniurki to hybrydy powstałe z połączenia genów zająca, gronostaja i mewy. Lwią część zachowań odziedziczyły po gronostajach. Są ciekawskie, odważne, skore do psot i nad wyraz aktywne. W brew pozorom są drapieżnikami zatem, w tym miejscu, odradzam jakąkolwiek przemoc w stosunku do nich. W ich naturze nie leży strach przed ludźmi a warto pamiętać o tym, że gronostaj ważący przeciętnie 116 gram potrafi bez większych problemów zabić około 5 lub 6 kilogramowego zająca. W przypadku Niechniurek samce ważą średnio 8,5 kg, samice zaś 6,5 kg. Uwielbiają latać i pływać. Potrafią nurkować i mają skłonności do podkradania drobiazgów.
Bardzo łatwo się uczą, także tego czego nie powinny, chętnie wykonują sztuczki a nawet się popisują jeśli są odpowiednio motywowane. Przez pierwszy czas, czyli do chwili aż się przyzwyczają i przywiążą do was, proponuję je trzymać na smyczach i w szelkach. Uprzedzając ewentualne pytania. Tak, zostały stworzone przeze mnie.

Popatrzył na wszystkich i uśmiechnął się lekko.
- Ciekawe jak będą się nazywać owe maluchy. Gdybyście mieli jakiekolwiek pytania odnośnie tych stworzeń to jestem do dyspozycji. Tymczasem proponuję je nakarmić tym mięskiem co jest na stole bo i one za chwilę zaczną praktykować ludożerstwo.



Płeć i cechy szczególne zwierzaka jak np.: łatki, pręgi, kreski itd. możecie wybrać sami. Zastrzegam jedynie to, że Niechniurki są białe z czarnymi znaczeniami i proszę nie zmieniać ich koloru.

Bane - 27 Marzec 2017, 23:38

Bane w ostatniej chwili powstrzymał się od komentarza.
Co by było gdyby z twojego syna zrobili Cyrkowca? No, na pewno nie byłby szczęśliwy, Staruszku.

Uznał jednak, że będzie siedział cicho. Anomander już i tak miał dużo zmartwień na głowie, wyglądał na przemęczonego. I to mocno.
- Sparing? - zapytał zaskoczony - Przecież ty go rozniesiesz w drobny mak! - zaśmiał się serdecznie. Będzie błagał Dyrektora by przy tym być! To dopiero będzie widowisko!
Julia będzie ilustratorem? Fakt, pięknie rysowała. No to może jeszcze przydałoby się zatrudnić Barda? Dobra pieśń pochwalna sławiąca epicką walkę Smoka i Gryfa! Jej! Pięknie!
Nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo do sali weszła Tulka. Usiadła obok niego i oparła się o jego ramię, nie zareagował w żaden sposób. Nie chciał przeciągać struny, Anomander może i tolerował ich związek, ale niekoniecznie życzył sobie jawnego okazywania czułości.
Zaśmiał się na wspomnienie operacji Tulki. Faktycznie, darli wtedy ryje na całego! To była ich pierwsza wspólna operacja i najlepiej zapadła mu w pamięci. Takie wspomnienia należy przechowywać jak skarby.
Gdy do sali weszli pozostali, Bane wyprostował się i przesunął by zrobić im miejsce. Jocelyn znowu podziękowała za pomoc, posłał jej jedynie uśmiech. Samymi kącikami ust.
Zachowanie Gregorego sprawiło, że białowłosy zgromił go spojrzeniem.
- Zachowuj się, chamie! Siedzisz przy stole z Damami i Dżentelmenami! - powiedział, udając karcący głos. Zaśmiał się pod koniec, na rozładowanie atmosfery.
Obiad jak zwykle był wyśmienity. Cyrkowiec miał ochotę rzucić się na jedzenie, ale na szczęście pamiętał o manierach i podobnie jak Anomander rozłożył na kolanach serwetę. Nie chodziło tylko o savoir vivre - zwyczajnie nienawidził być po jedzeniu brudny! A jak wiadomo, czasem coś nieopatrznie spadnie z widelca...
Jadł powoli i po każdym kęsie krzyczał w myślach z rozkoszy. Wszystkie obiady w Klinice były wyśmienite a dzisiejszy, wyczekiwany jak rzadko kiedy, był jeszcze pyszniejszy!
Nie rozmawiał w trakcie jedzenia, w ciszy zapełniał brzuch, ciesząc się z przyjemnego ciepła jakie rozpalało w nim dobry, ciepły obiad.
Kątem oka obserwował Anomandera, kontrolując czy i on je. Kilka razy zauważył, że starszy lekarz omija posiłki, nie wiedział czy celowo czy nie, ale wolał nie martwić się o zdrowie Mentora.
Tulka jadła normalnie, nie próbowała się odchudzać i odkładać na bok to co za tłuste lub zbyt kaloryczne - i dobrze, bo dostałaby po dupie za takie zachowanie!
A reszta? Nie zwracał na nich uwagi. Nie chciał ich peszyć. Greg był głodny więc pewnie rzucił się na jedzenie i pochłaniał wszystko w zawrotnym tempie. Jocelyn natomiast... No cóż. Jeśli nie zje, wmuszą w nią posiłek innymi metodami. Już lekarze potrafią przekonać nawet najbardziej opornego pacjenta, by grzecznie zjadł papu.
Gdy Anomander wstał i podszedł do krzesła na którym ustawione były jakieś pudełka, Bane odłożył sztućce kończąc posiłek. I tak był już pełny a bardziej w tym momencie ciekawiło go co też ten stary Gad kombinował.
Nie czekał długo - do Jadalni weszła Alice i rozdała szelki i smycze.
Masz tam... szczeniaki? Gadzie ty! Rozdasz nam...psiaki?
Opętaniec rozdał pudełka, jedno dostał również Bane. Nie zastanawiając się ani chwili podniósł wieko. To co ukazało się jego oczom wprawiło go w osłupienie.
W pudełku leżało zwinięte w kulkę...coś. Mężczyzna podniósł skołowany wzrok na Anomandera. Ten szybko pospieszył z wyjaśnieniami.
Białowłosy słuchał uważnie, przyglądając się swojej Niechniurce. Była... śliczna. Malutka, puchata biała kulka ze skrzydełkami. Miała czarne ślepka z czarnymi, cienkimi otoczkami wokół oczu, czarne końcówki długich jak u zająca uszu i końcówki skrzydełek w takim samym kolorze. Przez cały grzbiecik ciągnęła się cienka pręga, jak u konia fiordzkiego. Mężczyzna zauważył też pod szyjką plamkę, która wyglądała jak krawacik.
Zwierzątko patrzyło na niego wielkimi oczami i poruszało noskiem, poznając zapach swojego nowego pana.
- Gryzą? - wypalił gdy zapadła cisza - Bo widzisz... No. Wiesz co się dzieje jak ktoś mnie ugryzie. - uśmiechnął się zakłopotany - Nie chcę narażać tego malucha na niebezpieczeństwo. - przeniósł wzrok na stworka który podniósł swoje zajęcze radary, nasłuchując. Cicho popiskiwał.
Cyrkowiec sięgnął po kawałek mięska które przyniosła obsługa i przyjrzał mu się dokładnie, krytycznie. Maluch wyczuł zapach, po wstał, rozprostował skrzydełka i stając na tylnych łapkach, zaczął pięknie 'prosić' o jedzenie. Popiskiwał przy tym, najwyraźniej niezadowolony z tego, że jeo nowy pan zwleka.
Bane zaśmiał się widząc ten rozkoszny widok i podał Niechniurce mięso. Chwyciła jedzenie w ostre ząbki i skuliła się, zjadając je jak kot - szarpiąc na mniejsze kawałki. Gdy skończyła, odwróciła łepek w stronę mężczyzny i mrugając oczkami, wydała z siebie głośny pisko-szczeko-krzyk. Domagała się więcej! Zaczęła drapać ostrymi pazurkami o dno pudełka, zniecierpliwiona.
Raz nawet stworzonko drapnęło Bane'a. Ale na szczęście nie przecięło skóry. Ośmielone brakiem reakcji białowłosego, zaczęło domagać się jedzenia głośniej, trącając nosem jego rękę, drapiąc ją i wiercąc się w pudle.
- Będziesz się nazywał Wredotek. - powiedział unosząc pudło i patrząc na rozwydrzonego zwierzaka. Jakby w odpowiedzi, Niechniurka szczeknęła śmiesznie w jego stronę i pokazała ząbki.
No uroczy widok!

Tulka - 28 Marzec 2017, 11:56

- Miło mi i bardzo chętnie będę panom towarzyszyć - powiedziała z uśmiechem, lekko się rumieniąc. Cieszyła się, że nie zrobiła nic co by zezłościło Dyrektora. A przynajmniej o niczym jeszcze nie wspominał.
Nim jeszcze przyszli Pacjenci, spojrzała na skrzydlatego Lekarza - Panie Dyrektorze? A może w jakiś wieczór, po pracy chciałby pan ze mną znów polatać tak jak trzy lata temu? - zapytała nieśmiało - ale tym razem będę już latać samodzielnie - uśmiechnęła się i poruszyła lekko skrzydłami. Miała nadzieję, że Anomander się zgodzi. Z nim też chciała spędzić trochę czasu, a jak lepiej poprawić relacje z drugim skrzydlatym, jak nie przez latanie?
Słysząc o tym, że na jej operacji też się tak wydzierali, spojrzała na nich zaskoczona. Przecież wtedy dopiero co się poznali. Ale w końcu uśmiechnęła się. Skoro tak im się lepiej pracowało, to nie będzie nic mówić. W końcu ona tam tylko ma im pomagać, asystować. Nie przeszkadzało jej to, że sobie śpiewają, bo widziała, że tak jest im lepiej. Kto by chciał pracować w ciszy? Ona sama gdy rysowała, chciała mieć chociaż dźwięki natury przy sobie. Dlatego najczęściej rysowała w ogrodzie lub w lesie. A jeśli siedziała w domu to otwierała okno. Żeby nie było całkiem cicho.
Gdy Jocelyn i Greg usiedli przy stole, kiwnęła im tylko głowa na powitanie. Cichutko kichnęła, gdy do jej noska trafił zapach papierosów - przepraszam - powiedziała cichutko i zerknęła na blondyna, bo to na pewno razem z nim ten zapach pojawił się w jadalni. Nie powiedziała jednak nic na ten temat. Pamiętała, że palił gdy się poznali i jak widać, nie wyszedł z tego nałogu.
Słysząc burę Bane'a zaśmiała się cicho. W sumie to Gregory był jak dziecko. Bezpośredni. Był bardziej jak dziecko niż sama Tulka, która w końcu była tutaj najmłodsza.
Gdy podano obiad, do ust napłynęła jej ślinka. Powąchała wspaniałe potrawy i poruszyła mocno ogonem. Sama położyła serwetkę na kolana i życzyła wszystkim smacznego, po czym zabrała się za wymarzone jedzonko. Jadła spokojnie i kulturalnie, ale było widać, że bardzo jej smakuje. Nigdy nie myślała o tym, żeby się odchudzać, lubiła jeść i to, że coś było tłuste jej nie przeszkadzało. Swoją obecną formę zawdzięczała treningom jakie serwowali jej w Stowarzyszeniu. Nie mogli przecież pozwolić aby ich Maskotka wyglądała jak kluseczka. Musiała się należycie prezentować. Nie miała zamiaru tego zaniedbywać i najchętniej krótko po jedzeniu poszłaby pobiegać albo polatać, gdyby pozwalała jej na to pogoda. Gdyby był to zwykły deszcz to nie przeszkadzało by jej to, jednak nie uśmiechało jej się oberwać kauczukiem.
Widząc deser aż jej się oczy zaświeciły. Lody! Zabrała się za nie ochoczo. Gdy Anomander wstał, spojrzała na niego, trzymając w ustach łyżeczkę. Uważnie przysłuchiwała się co ma do powiedzenia. Przekręciła lekko głowę, gdy powiedział o prezencie dla nich. Słyszała dziwne popiskiwanie z pudeł, jednak nie mogła tego połączyć z żadnym znanym jej zwierzęciem. A na pewno były to zwierzaki, bo Alice przyniosła szelki i smycze. Do tego na środku stołu postawiono też talerz z mięsem.
Gdy dostała jedno z pudełek, podziękowała cicho i nasłuchiwała chwilę. Otworzyła wieko i zajrzała do środka. Jej uszy stanęły na baczność, a ogon lekko się poruszył, trochę jak u lisów, które właśnie znalazły coś na co mogą polować. Oczywiście Tulka nie miała zamiaru polować na to puchate coś.
Słuchała uważnie Dyrektora, co to za dziwne stworzonka. Nie odrywała jednak wzroku od swojej puchatej kulki. Niechniurka, miała kropki na łapkach oraz uszach, do tego zauważyła jedną na podbródku zwierzątka. Końcówki uszu, piór i ogona były czarne, tak samo mordka futrzaka. Plama na pyszczku ciągnęła się aż do tyłu głowy, przez co Niechniurka wyglądała trochę tak, jakby miała założony kaganiec. Była mniejsza od pozostałych trzech, ale Tulkę to tylko ucieszyło. Spoglądała w ciemnoniebieskie oczka futrzaka.
Tulka uśmiechnęła się szeroko i przymknęła pudełko, żeby jego zawartość nie uciekła czasem. Wstała i podeszła do skrzydlatego medyka. Przytuliła go obejmując go za szyję - bardzo panu dziękuję - powiedziała z uśmiechem. Czuła, że musi mu podziękować, a nie chciała z tym czekać. Cóż..jest jeszcze dzieckiem prawda?
Po chwili wróciła na swoje miejsce i otworzyła całkiem pudełko. Ostrożnie wsadziła dłoń do środka, żeby biała kupka futra mogła ją powąchać. Niechniurka podeszła do niej i powąchała, jednak po chwili zaczęła jakby przeszukiwać dłoń. Była głodna. Węszyła chwilę w powietrzu. Oparła przednie łapki o krawędź pudełka i widząc talerz z mięskiem spojrzała na Tulkę i wyciągnęła łapkę w stronę jedzonka. Poruszała w jego stronę, prosząc o mięsko. Julia zaśmiała się i sięgnęła po mięsko. Naprowadziła nim zwierzaka w swoją stronę i podała mu je. Z uśmiechem przyglądała się jak maluch zajada. Gdy skończyła, oblizała uroczo pyszczek i spojrzała na Julię swoimi oczkami. Dziewczyna sięgnęła po kolejny kawałek, spoglądając na zwierzaka. Chciała coś sprawdzić. Wsadziła sobie kawałek mięska do ust, tak że większość wystawała. Skrzydlaty stworek widząc to usiadł na skraju pudełka widząc to i zapiszczał żałośnie. Przeważył tym pudełko przez co wpadł w małą pułapkę. Julia szybko ruszyła maluchowi na ratunek, słysząc jak ten piszczy cichutko. Podniosła pudełko i wyjęła ostrożnie Niechniurkę. Posadziła ją sobie na kolana i pogłaskała uspokajająco, podając jej jednocześnie kawałek mięsa, który wcześniej udawała, że chce zjeść. Smak surowego mięsa Tulki nie odrzucał, sama w końcu musiała czasem sobie upolować jakąś myszkę.
Niechniurka zjadła kawałek i wtuliła się w dłoń dziewczynki. W przeciwieństwie do futrzaka, którego dostał Bane, ta była spokojniejsza i nie drapała. Słysząc, jakie imię nadał białowłosy, Julia zaśmiała się, po czym podniosła swoją hybrydę i spojrzała jej w oczka. Trzymała ją delikatnie, ale jednak tak by się nie wywinęła - a Ty będziesz... - zamyśliła się i przyjrzała jeszcze raz futrzakowi - ...Kropka - powiedziała w końcu z satysfakcją i dotknęła nosem noska zwierzaka. Na co tamta ją lekko liznęła po czym pacnęła łapką. Zapiszczała też wesoło i poruszyła skrzydełkami.
Tulka ponownie dała ją na kolana i sięgnęła po jedne szelki - a teraz Cię Kropeczko ubierzemy - powiedziała spokojnie. W końcu zwierzak musiał się przyzwyczaić nie tylko do jej zapachu ale również głosu i swojego imienia. Położyła szelki przez zwierzakiem, tak by Kropka mogła je powąchać, po czym ostrożnie je założyła. Zwierzaczek protestował trochę i próbował się pozbyć tego czegoś, jednak gdy w końcu dostała potem znów mięsko, uspokoiła się, pałaszując jedzonko.
Tulka w tym czasie obejrzała sobie pozostałe stworki oraz słuchała jak reszta je nazwała. Drapała też zwierzaka delikatnie po karku.

Jocelyn - 28 Marzec 2017, 15:28

Gdy wnieśli jedzenie Joce ciężko przelknela ślinę. Od tego intensywnego zapachu aż jej się w głowie zakrecilo. Może i sama umie gotować ale ostatnio zwykle jadala po prostu chleb i jakies picie do tego. Czasem owsianka urozmaicała jej jedzenie a to z jakims owocem czy z czymkolwiek co było w domu.
A przed sobą teraz miała pełnowartościowy posiłek. I trzech lekarzy którzy jak pewnie nie zje wcisną jej coś siła. Przeczucie jej tak mówiło.
Drzacymi lekko dłońmi rozłożyła chuste na swoich nogach.
Greg chamem? Jakoś nie sądziła. Widywala gorsze indywidua a Greg to Greg. Zawsze taki sam co w pewien sposób jest słodkie. Słysząc jednak że Bane się smieje pod koniec dopiero wtedy zrozumiała że to był żartobliwy przytyk. Widać nie tylko pewność siebie u niej uciekla. Poczucie humoru też jakoś kuleje.
Będą ją faszerowac lekami przez jakieś dwa tygodnie. Dwa tygodnie poza domem. Niby norma ale... Samael.
I dokładnie w tym samym momencie jak o nim pomyślała coś zapukało w okno. Joce nie od razu zareagowała. Dopiero jak usłyszała znajomy skrzek, skierowała zdezorientowany wzrok w tamtą stronę. I co zobaczyła? Swojego pierzastego towarzysza. Który swoim włochatym łbem stukał w szybe.
Trucicielka czym prędzej wstała od stołu kładąc obok chuste i bąkając ciche: przepraszam.
Otworzyła okno i zgromila bestie srogim spojrzeniem. Przecież mowy nie ma by dostała pozwolenie na trzymanie go wewnątrz budynku.
Przeczesała dłonią wlosy.
- Samael! Co ty tu robisz? Noni co ja mam Teraz z tobą zrobić głupku? - westchnęła kręcąc głową. Zwierzak wisiał w powietrzu machajac rytmicznie swoimi skrzydlami. Warknal na nią jakby przepraszajaco, pochylajac lekko łeb.
Jej myśli galopowaly chaotycznie. Zwróciła się do dyrektora z prośbą o pozwolenie na trzymanie Samaela wewnątrz budynku. Jeśli Anomander się zgodził Samael wlecial do sali, zlozyla skrzydla i położył się niedaleko stołu przy którym siedziała grupka. A jeśli nie, Joce przekazała Rajskiemu żeby zajął się na razie sobą.
Po tym wszystkim usiadla z powrotem na swoje miejsce, kładąc na nogach chuste.
Przed sobą miała... Małże świętego Jakuba, z czymś czarnym z dodatkiem sosu. Przezegnala się w myślach. Oby udalo jej się cokolwiek zjeść...
No cóż. Jak to Joce. Przystawke ledwie podziubdziala. Zjadła może polowe przegrzebka. W smaku chyba był dobry. Nie potrafiła się na tym zbytnio skupić. Wszyscy jedli w ciszy a ona swoje myśli skupiala na Samaelu i na tym by wytrzymac ten obiad.
Zupe zaś zjadla do połowy co i dla niej było szokiem. Jednak jak by nie było ser i fakt że jest to zupa francuska... Nie mogłaby jej nie tknac. Tylko problem ze juz wtedy była przepelniona. Tak więc gdy zobaczyła mięso, z sosem i znowu czymś czarnym... Cóż. Karuuuzelaa gna...
Zjadla trochę tego czarnego. Odkroila malutki kawalek miesa i juz. Jesli zjadlaby coś jeszcze jak nic puściła by pawia na talerz. Deseru nie tknela. Uśmiechnęła się lekko w przepraszajacym geście. Nie lubi słodkiego i niestety nie jest w stanie az tak się przymusic.
Skończyła jeść jako ostatnia. Tak się przy tym zmęczyla ze miała mroczki przed oczami. Wzięła głębszy oddech i wtedy dyrektor zaczął swoją przemowe.
Prezenty? Specjalna okazja? Do nowego życia potrzeba czegoś nowego... W zasadzie nie był to zły pomysł. Jednak trucicielka głupio się poczula otrzymując upominek od mężczyzny. Nie miała czego ofiarować w zamian. Co ona potrafi? Walczyć, śpiewać i trochę gotować i szyć. Poza tym nie miała przy sobie niczego wiec nawet gdyby chciała... No coz. Kiedy indziej się mu odwdzięczy.
Jej paczuszka wręcz podskakiwala. Joce przyglądała jej się podejrzliwie. Dobiegalo z niej jakies piszczenie i skrobanie.
Czyżby to był jakiś szczeniak? Tylko taki wniosek jej przyszedł na myśl. W końcu słyszała ujadanie psów na zewnątrz.
Niechniurki? Hybrydy stworzone przez samego dyrektora kliniki?
Teraz jeszcze większe miała obawy co do otworzenia pudełka. Widziała że reszta juz to zrobila i jej oczom ukazały się puchate zajace w czarne ciapki ze skrzydlami i dość przydlugim ciałem. Juz nie mówiąc o jakby lwim ogonie.
W międzyczasie na stole znalazło się surowe, czerwone mięsiwo a do sali weszła kobieta z recepcji. Na stole polozyla szelki i smycze.
Jej niechniurka stukala od wewnątrz pyskiem. Neicierpliwila się słysząc piski reszty zwierzaków jak i czując zapach mięsa.
Jak Samael zareaguje na kolejne zwierzę? Przecież to licho jest tak zazdrosne o każdego osobnika płci męskiej w jej pobliżu że nawet teraz pewnie ostrzy sobie zęby na trojke mężczyzn przy stole. Nie potrafiła go oduczyć tego. Ten diabeł jest inteligentny i ułożony. Zawsze się jen słucha. Ale ta jego zazdrość była dość absurdalna.
W końcu, biorąc głębszy oddech otworzyła pudełko. Ku niej wyskoczyła Hybryda. Ni to wyla ni to piszczala. Joce zauważyła że była trochę większa niż pozostałe no i na pewno o wiele bardziej zywiolowa. Nie siedziala na dupsku tylko probowala zwiac. Joce jednak zlapala ją za skórę na karku tak ze zwierz się uspokoił.
Opetaniec przyglądała się jej z każdej strony. A więc samica. Jak dobrze... Przynajmniej nie będzie musiała się martwić Samaelem.
Wsadziła te puchata kulke energi do pudełka. Nadak widać było że ma adhd ale była trochę spokojniejsza. Joce zanim dala jej mięsa założyła jej szelki i zapiela smycz. Wiadomo smycz nie zostanie. Skubaniec mogłaby ja przegryzc. W drodze do domu zakupi łańcuch odpowiedni do zwierzęcia które o dziwo się nie opieralo zakladaniu tego wszystkiego.
Widząc jednak mieso w dłoni Joce znowu oszalało i zaczęło piszczec.
- Będziesz się nazywać Banshee. - powiedziała lekko się krzywiac. Patrzyla na zwierzaka chłodnym spojrzeniem a cala jej osoba wyrażała spokój tak wielki że zwierzak jakby zrozumiał o co jej chodzi i usiadł na dupie. Co roawda przebierala łapami i trochę fukała ale na początek dobre i to. W ten sposób Joce dala jej trzy kawałki mięsa za każdym razem czekając aż Banshee się uspokoi.
Na koniec poglaskala ją po glowie mówiąc : Dobra Banshee.
- Dziękuję bardzo. Mam nadzieje że bede w stanie się nią dobrze zająć - powiedziała do Anomandera który siedział tuż obok niej.

Gregory - 28 Marzec 2017, 19:16

Na uwagę Bane'a nie odpowiedział od razu, ale kiedy akurat skrzydlaty lekarz odwrócił wzrok, na krótką chwilkę wyprostował środkowy palec, uśmiechając się przy tym jak aniołek. Nikt Zieleńcowi tytułu lorda Cambridge nie dawał, nie mógł decydować, kto jest pan a kto cham, więc niech się łaskawie odwali, nawet jeśli powiedział to w żartach. Gest Gregory'ego również był czysto przyjacielski, po prostu niech sobie dryblas nie wyobraża.
Jeśli do środka wdreptałby Samael, Greg poczułby się nieswojo, może nawet zacząłby warczeć. Oczywiście, nie był to w pelni pies, przez skrzydła i pióra byli sobie nawet podobni, ale psia morda irytowała go mocno. Kto by pomyślał, że Jocelyn ma Bestię na własność? I niby kto będzie czesać takie coś? Rozmówią się o nim, kiedy będą na osobności, bo na stów wchodziły już dania. A było ich sporo.
Oczywiście, tak jak przewidział Bane, rzucił się na jedzenie i tylko resztki ludzkiej świadomości broniły go przed rzuceniem sztućców w kąt i chłeptaniem posiłku prosto z talerza. Walcie się, instynkty - może przydajecie się podczas zleceń, ale w sytuacjach towarzyskich jesteście mi wrzodem na dupie.
- Jocyś, skarbie. Zaraz będę musiał dzwonić po samolocik. Taka chuda jesteś. - powiedział ze zmartwieniem. Mógłby nawet przez chwilę próbować ją karmić, jednak po chwili się poddał, gdyż mogło się to na dłuższą metę skończyć nieciekawie. No ale jadła jak wróbelek. Musiała być chyba chora... Najwyżej zjadłby jej porcję. On zawsze miał miejsce, a dobre jedzenie nie miało prawa się marnować. Kiedy do pokoju wniesiono paterę z surowym mięsem, lekko się zdziwił, nie zauważając kompletnie reszty asortymentu? Czy miał być to jakiś głupi żarcik z niego? Że je surowiznę? Ech, i tak się poczęstuje, niech mają ubaw" pomyślał i zaczął przeżuwać okrwawiony skrawek wzięty z brzegu. W porę jednak został oświecony. Otóż dano mu zwierza.
Wyjął swojego Niech-cośtama na końcu - miał on sporo kropek na łebku, w tym jedną na prawym policzku, oraz kilka prążków w okolicach łapek, jak okapi. Gregory poczuł się niezręcznie. Zwierzęta nie posiadały zwierząt, to się nie zdarza. Greg nie wiedział, co powiedzieć.
- Ja naprawdę nie wiem, czy się do tego nadaję. W innej sytuacji wziąłbym go za obiad, a tak... - powiedział niepewnie, oglądając zwierzątko ze wszystkich stron, jakby trzymał w dłoniach jakiś prastary relikt z Atlantydy. Mały zwierzaczek, chyba samczyk, skulił się cały i nastroszył, ale nie ze strachu, a raczej poinformował w ten sposób Grega, aby dał mu chwilę spokoju, spoglądając na niego spode łba. Próbował przełożyć go do drugiej dłoni, jednak ten uparcie wił się i wbijał pazurkami w tą lewą, na której usiadł, jakby punktem honoru było dla niego pozostanie na posterunku. "Naburmuszony, marudny i uparty jak osioł, mimo iż taki malutki i puchaty. Kurde, normalnie jakbym patrzył w lustro" pomyślał ze śmiechem. Co za durnowata sytuacja. Już Goofy wyprowadzający na smyczy Pluto miał więcej logiki.
Wszyscy postanowili się podzielić na głos imieniem jakie wybrali dla swojego pupilka. Jocyś wybrała najbardziej złowrogie, jakie wpadło jej do głowy - uwielbiał ją za to. On sam zdał sobie sprawę, że kiedy przyszło do nazywania dziwnego stworka, nie ma kompletnie żadnych pomysłów. Podniósł go do poziomu oczu. Kim chcesz być, mały fonflu? Maruda? Za podobne do imienia Bane'a, no i nie jesteś smerfem. Grubas? Ty nie jesteś gruby, tylko stroszysz się jak głupi. Lord Pancerfaust Rozpierdalacz Konfidentów? Za długie. I w sumie idiotyczne. Może powiedz mi sam?
- Ej ty! Ej ty! - powtórzył z irytacją, kiedy zwierzaczek uparcie odwracał się do niego zadkiem. -Jak mam cię nazwać? Ty! Do ciebie mówię! - jednak nastroszony zwierzak miał go głęboko pod ogonem, zajęty oblizywaniem sobie łapek czy czymś w ten deseń, dureń jeden. W końcu Greg skrzywił się i z pewną rezygnacją burknął:
- No i masz. Od dzisiaj jesteś "Ejty". Zasłużyłeś sobie na to. - powiedział po czym wpakował sobie do ust kolejną porcję surowego mięsa. Stworek od razu, widząc ciemnoczerwone kawałki ożywił się i doskoczył w jego stronę. Łakomczuch. No po prostu poprzednie wcielenie. Wziął kolejny kawałek i ofiarował go Ejtowi. Przez chwilę przemknęło mu przez myśl... nie tylko przemknęło ale nawet zostało, pytanie: jak on tego dokonał? Czyżby miał nareszcie dowód, że temu "poczciwemu" doktorkowi bliżej do Frankensteina czy Mengele niż do pediatry?
- W sumie zastanawiam się, jak się to panu udało... Zorganizował im pan wesoły pociąg? - zapytał żartobliwie, jak gdyby nigdy nic.

Anomander - 28 Marzec 2017, 22:50

Gdy zobaczył pukającego w okno rajskiego ptaka zapomniał przez chwilę o obiedzie. Zwierze było ładne i wydawało się dość inteligentne oraz kontaktowe, ale skoro jego Pani była obecnie w Klinice, to logicznym jest, że wypadałoby zapewnić bestii opiekę. Pacjentka pewnie nie miała nikogo, kto by się nim zajął.
Przeprosił, wstał od stołu i podszedł do okna otwierając je na tyle szeroko by stworzenie mogło bezpiecznie wlecieć do środka. Wyszedł na chwilę do kuchni i powrócił niosąc wielki kawał surowego mięcha i srebrny półmisek. Sądząc po kolorze i fakturze mięsa był to udziec jakiegoś sporego, często biegającego zwierzęcia. Postawił półmisek na ziemi, z cholewy buta wyjał zakrzywiony nóż i szybkimi ruchami ponacinał mięso tak, by powstały z niego nie w pełni oddzielone, szerokie na około pięć centymetrów plastry. Całość położył na półmisku i zrobił krok nad nim, tak by półmisek z mięchem znajdował isę za jego plecami.
- Widzę, że mamy nowego gościa na obiedzie – powiedział kucając i patrząc na bestię - A jeśli okaże się inteligentny, to nawet w Klinice
Powiedział patrząc bestii prosto w oczy po czym wyciągnął rękę zapraszając bestię do podejścia. Może i Samael był magiczną bestią, rajskim ptakiem, ale w dalszej części jego natura była naturą psowatego, a na psowatych Anomander znał się znakomicie.
Mimo wyciągniętej do obwąchania dłoni skrzydlaty patrzył bestii prosto w oczy bez najmniejszego mrugnięcia.
Takie małe wyzwanie. Jeśli zwierzę chce zostać w Klinice, musi wiedzieć, kto jest szefem lokalnego stada, na terenie którego się znalazł.
Jeśli rajski ptak warknął okazując agresję lub co gorsza chęć dominacji, Anomander pozwolił by na wierzch wypłynęła jego gadzia część. Oczy zamieniły się w gadzie ślepia a zęby stały się długie i ostre. Wstał z kucek pokazując, że góruje nad bestią wzrostem i siłą a cała jego postawa wyrażała czystą agresję. Aby podkreślić groźbę skierowaną do rajskiego ptaka z trzewi wyrwało się basowe warknięcie połączone z syknięciem. Ciekawe kto jest groźniejszy. Jeśli bestia nie będzie chciała iść na kompromis i podporządkować się Anomander poprosi Jocelyn by wygoniła go z placówki.
Zanim wrócił do stołu jego twarz ponownie przybrała ludzki wygląd.
Jeśli stwór grzecznie podszedł do dłoni ukazując uległość, skrzydlaty pogłaskał go po boku szyi i po karku, zatrzymując na nim dłoń przez chwilę po czym pozwolił obwąchać dłoń. Gdy powitaniu i wyznaczaniu pozycji nastał kres pozwolił bestii podejść do mięsa.
Zwierzęcego savoir vivre'u wystarczyło.
Miał nadzieję, że Bestia pojęła, że znajduje się na obcym terenie i aktualnie jest na ostatnim miejscu w stadzie i jako osobnik omega ma okazać poddanie wszystkim innym. Poddanie, którego nikt nie będzie nadużywał.
Anomander musiał być pewny, że stwór nie zaatakuje nikogo w placówce a nie mógł zamknąć go w psiarni bo nic dobrego by z tego nie wynikło. Jeśli Samael wykazał uległość Anomander pozwoli mu zostać w Klinice.
- Ładne imię. Samael. – powiedział w stronę Jocelyn kierując się w stronę zaplecza. Gdy z niego wrócił miał jeszcze wilgotne ręce i niósł miskę z wodą, którą postawił niedaleko półmiska z mięsem. - Mam prośbę, pod koniec dnia chciałbym go dokładnie obejrzeć i przebadać. Po pierwsze ze względu na to, że mimo wszystko, jest to placówka medyczna i wolałbym uniknąć ponadprogramowych patogenów a po drugie, chciałbym sprawdzić czy ten kauczukowy deszcz nie poobijał go zbytnio.
Wrócił do stołu.
Uśmiechał się, patrząc jak wszyscy nawiązują kontakt ze swoimi stworkami. Ciężko było się nie uśmiechać. Widać było, że zwierzaki wywołały pozytywny emocje i zostały przyjęte radośnie. Nieco martwiło go zachowanie Jocelyn i jej sposób obchodzenia się z małą hybrydą. Nie powiedział jednak nic. To był jej zwierzak i jeśli zechce może go nawet zabić. Przytulenie przez Julię nieco zbiło go z tropu. Nie przywykł, a raczej odwykł od tego, że ktoś go obejmuje ale mimo wszystko też ja przytulił
- Nie ma za co, w końcu każda nastolatka marzy o zwierzaku. Psy masz w parku, lisa w pokoju, nawet jakiś ponadwymiarowy kotek w towarzystwie się znajdzie, a teraz masz jeszcze gronostaja, zająca i mewę. To prawie jak fretka, króliczek i papużka. Wiem, że to nie to samo, ale popatrz na to z innej strony, to zawsze trzy w jednym. – powiedział z uśmiechem
Słysząc pytanie Gregorego usiadł i wygodniej oparł się plecami o oparcie krzesła.
- Można tak powiedzieć. Mówiąc ogólnie wyglądało to tak: Ze względu na płodność pierwsza była samica zająca. Inseminacja naturalnie następowała sztucznie bo tatuś, który był gronostajem prędzej zjadłby mamusię zamiast oddać się miłosnym igraszkom. Największe problemy był z przełamaniem bariery genetycznej i immunologicznej, ale gdy to się udało wykonać za pomocą hormonów, do nowo powstałego gatunku dodałem geny ptasie. Przyznaję, że ostatni etap był mało przemyślany i podyktowany tylko chęcią pomocy osobnikom z miotów X1. Nie mogłem patrzeć na to, że nie będąc ani gronostajem ani zającem zwierzęta te mają problem z dostosowaniem się do życia. Przez chwilę myślałem nad zakończeniem badań, gdyż musiałem uśpić osobniki zbyt agresywne lub te, u których wystąpiły problemy psychiczne i zdrowotne. Zgaduję, że teraz w głowach rodzi się pytanie, czemu nie zakończyłem badań? Nie zrobiłem tego, ze względu na to, że nie pracowałem sam, jestem i byłem naukowcem, a ci pracują zawsze w grupach. Bałem się, że ktoś inny mógłby przejąć wyniki badań i wykorzystać na szkodę innych. Ktoś mógłby zacząć tworzyć hybrydy, których istnienie byłoby nieetyczne nie tylko z naukowego, ale też z czysto ludzkiego punktu widzenia. – powiedziawszy to nieco posmutniał i pokiwał głową jakby na potwierdzenie - Dodałem zatem geny ptaka do osobników X1. W tym wypadku mewy. Nowe hybrydy zyskały możliwość latania, a ich zachowanie stało się jakby nieco „weselsze”, co można uznać za poprawę jakości życia. Dobierałem osobniki najzdrowsze i najbardziej kontaktowe aby uzyskać stworzenia szczęśliwe i zdolne żyć w każdym z habitatów właściwych dla gatunków wyjściowych.
Skończył mówić i spojrzał na siedzących przy stole.
- Wybaczcie, nieco się zagalopowałem w opowieści. – popatrzył na Grega - To kiedy poćwiczymy? Chętnie zobaczę jak pańska druga forma radzi sobie w przyjacielskim sparingu. - powiedział uśmiechając się do Gregorego.
Burza przeszła dalej.
Przed kliniką leżały tylko kauczukowe piłeczki. Wiele piłeczek.

Bane - 29 Marzec 2017, 22:15

Bane zignorował całe zajście z Rajskim Ptakiem. Już go wcześniej widział, wiedział że należy do Joce, dlatego uznał, że nie będzie na niego zwracał uwagi. Bestia wyglądała na groźną, nie chciał jej prowokować.
Za to Anomander, jak to Anomander, wstał i przygotował jedzenie i wodę dla stwora. Białowłosy patrzył beznamiętnie na jego poczynania. Przypomniało mu się jak skrzydlaty zachował się gdy poznał Amber - bardzo podobnie. No cóż, Opętaniec kochał zwierzęta i dbał o nie nawet bardziej niż o ludzi. Jego psy nie bez powodu kochały go nad życie. Musiał być dobrym panem.
W przeciwieństwie do czarnowłosego, Bane cicho parsknął słysząc imię Rajskiego.
Samael? Dobrze, że nie Szatan, haha!
Obserwował uważnie gdy pozostali wyjęli swoje Niechniurki z pudeł. Wszystkie były śliczne, każda na swój własny sposób. Przez chwilę patrzył na stworki ale gdy jego maluch zaczął go skrobać po ręce, białowłosy przeniósł wzrok na niego.
Wredotek fuknął na swojego pana. No tak... Imię pasowało. Szczerzył swoje ostre ząbki i prosił łapką o więcej mięsa. Bane więc podał mu jedzenie i tym razem zwierzątko wzięło je delikatnie w ząbki, nie wyrywając jak wcześniej.
Uśmiechnął się do Tulki gdy usłyszał jakie imię wybrała dla swojej samiczki. Kropka. Brzmiało uroczo i pasowało bo jej Niechniurka miała kilka regularnych kropek na futrze.
Wredotek gdy skończył jeść spojrzał tam gdzie jego pan i pisnął przekrzywiając główkę. Korzystając z okazji białowłosy chciał go pogłaskać. Ale stworek odskoczył, zjeżył futro i warknął.
- Wygląda na to, że imię które wybrałem pasuje jak ulał. - skwitował. Nie miał zamiaru się poddawać. Zwierzak po prostu musi się przyzwyczaić do nowego pana.
Niechniurka Jocelyn była cała biała, nie licząc czarnych łapek. Popiskiwała głośno. Gdy wykonała skok a skrzydlata złapała ją za skórę, Bane zmrużył oczy. Czy było to konieczne? Cóż, jej zwierzak. Szkoda tylko będzie jeśli Niechniurkę zje Rajski Szatan, albo sama Joce się jej pozbędzie... Miał nadzieję, że kobieta zajmie się swoim nowym zwierzątkiem.
Imię jakie nadała rozśmieszyło Cyrkowca ale powstrzymał śmiech. Brzmiało poważnie i złowrogo, jego zdaniem nie pasowało do słodkiej Niechniurki. Ale co kto lubi.
Gregory nie był pewien czy przyjąć podarek ale ostatecznie zaakceptował zwierzątko nadając mu urocze imię. Mały Ejty był niepokorny ale zdaniem Bane'a idealnie pasował do swojego nowego pana. Dobrali się.
Wredotek łypał na pozostałe stworki nieufnie. Dziwiło to Bane'a bo przecież wszystkie Niechniurki były ze sobą spokrewnione. Dlaczego więc jego maluch był taki...wredniutki?
Samczyk cicho powarkiwał okazując niezadowolenie. Humorzasty z niego zwierzak. Bane widział jak istotka podnosiła na niego wzrok, jakby chciała sprawdzić jak reaguje nowy pan.
Anomander faktycznie zagalopował się w opowieści. Nie musiał aż tyle mówić, Cyrkowiec miał nadzieję że później skrzydlaty nie będzie żałował tak szczerego wywodu. Był dorosły, wiedział pewnie kiedy zamknąć jadaczkę. A jeśli nie - trudno. Będzie płacił za swoją szczerość.
Bane kulturalnie przysłuchiwał się rozmowie ale patrzył na Wredotka. Po chwili wziął jedną ze smyczy i szelki i zaczął obracać w palcach. Zainteresowany stworek wychylił się by obwąchać przedmiot, nie wydawał się być jakoś zniechęcony.
Gdy białowłosy założył delikatnie szelki swojemu maluchowi, ten tylko warknął okazując dezaprobatę ale siedział grzecznie, przyzwyczajając się do nowego “ubranka”.
Lekarz uśmiechnął się i znowu spróbował pogłaskać Wredotka. Tym razem Niechniurka dała się dotknąć. Mężczyzna podrapał samczyka za uchem na co stworek wydał z siebie odgłos zadowolenia - coś jak mruczenie. Szybko jednak przypomniał sobie o swojej wredocie - fuknął na swojego pana, odsunął się od ręki i skulił w pudełku, kładąc się wygodnie.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group