Karty Postaci - znów zyskamy bohatera
Anonymous - 1 Marzec 2017, 16:39 Temat postu: znów zyskamy bohatera Wprowadzenie:
Grupa naukowców postanowiła stworzyć armię istot, które posiadałyby cechy owadów z Krainy Luster i ludzkich. Ludzie z założenia są słabi, ale inteligentni, owady zaś są przystosowane, aby przetrwać w warunkach, w których istota ludzka by zginęła. Powstało parę projektów, jedne miały na celu połączenie człowieka z karaluchami inne z muchami czy żukami. Był też projekt "black Widow". W końcu udało się znaleźć metodę, aby połączyć cechy pajęczaka i ssaka.
Pierwsza próba nie powiodła się. Istoty, które się narodziły były zdeformowane. Nie miały szansy na przeżycie. Jedne zdechły zaraz po otwarciu kokonu, inne zaraz po tym, jak wyszły na powierzchnię. Podjęto nową próbę. Cofnięto się do źródła problemu i spróbowano jeszcze raz.
Podczas " "black Widow 02" odnotowano połowiczny sukces. Chociaż tak jak przy pierwszej próbie duża część organizmów była w takim stanie, że trzeba było ich zabić zaraz po otwarciu kokonu, narodziło się też wiele hybryd, które były w stanie przeżyć. Już pierwszego dnia zauważono dużą skłonność obiektów do agresji. Zjadały się nawzajem. Aby tego uniknąć, wszystkie zostały rozdzielone.
Analiza:
Obiekt F588 BW02 jako jeden z niewielu posiadał tak dużo cech ludzkich. Był też przystosowany do tego, aby w przyszłości móc swobodnie się porozumiewać. Podczas badań wyszło, że posiada dwa serca, jedno w klatce piersiowej a drugie, większe, w odwłoku. Ludzkie serce pomyje krew do mózgu, drugie napędza resztę ciała. Daje to obiektowi duży zakres ruchowy i intelektualny. Układ pokarmowy ciągnie się przez całą długość ciała, duży żołądek znajduje się pod sercem- tak jak większość istotnych organów. W głowotułowiu odkryto resztki pozostałości po pajęczym mózgu. Podczas badań, nie wykazują aktywności, są jednak podejrzenia, że to on wpływa na dominację instynktu przetrwania. Obiekt F588 BW02 ma ostro zakończone zęby, podczas ataku wraz ze śliną spływa po nich jad. Już niewielka ilość powoduje paraliż kończyny, co ułatwia konsumpcję.
Po przeprowadzonych testach zauważono, że obiekt ma wyższą odporność na ból. Potrafi też w sytuacjach zagrożenia czyściej analizować sytuację. Adrenalina nie zagłusza czystego myślenia.
Zauważono, że obiekt wypiera wszelkie przykre doznania. Zdatny do tresowania.
Samotnia:
Dziewczyna nie wiedziała, że po paru latach badań, jako jedynej udało jej się przeżyć. Na piąte urodziny, chociaż sama o tym nie wiedziała, naukowcy postanowi nadać jej imię. Wówczas obiektów już było nie wiele, nazywanie ich dalej w taki sposób jak dotychczas, stał się uciążliwy. Do pokoiku, w którym brunetka żyła weszła jedna z jej opiekunek. Usiadła przy stoliku, a młoda istota, na swoich sześciu długich nogach, przybiegła najszybciej jak potrafiła.
- Słuchaj- zaczęła wesoło kobieta- Od dziś jesteś Raquel, podoba ci się? - Raquel była wniebowzięta, gdy to usłyszała. Wiedziała, że odwiedzający ją ludzie mają krótkie nazwy bez cyfr. Ta przed nią była Sue, a siwiejący pan, uczący ją poprawnie mówić i czytać kazał na siebie mówić. Nie potrafiła więc zrozumieć, dlaczego do niej mówią F588. Przytaknęła ochoczo, chcąc być Raquel. To było dużo fajniejsze. Sue uśmiechnęła się krótko, po czym wyjęła z teczki, którą zawsze przy sobie miała, parę kartek. - To dobrze, teraz proszę cię, abyś skupiła się na tym. - przysunęła jej pod nos nowe zadania, jedne z tych, które okropnie nudziły ciemnowłosą. Jęknęła cicho, ale posłusznie zabrała się do pracy, nie chcąc rozgniewać kobiety.
Przebywanie u Raquel zawsze było zakańczane cichym dzwonkiem. Dziewczynka bardzo nie lubiła tego dźwięku. Przebywający u niej ludzie zawsze wzdrygali się wtedy nerwowo i pospiesznie opuszczali jej mały kąt. Oczywiście dziewczynka nie wiedziała, że to dla ich bezpieczeństwa. Nikt jej nie wtajemniczał w takie rzeczy jak to, dlaczego musiała się urodzić, albo dlaczego szkolą ja jak się podkradać czy innych istotnych dla organizacji umiejętności.
Zawsze, gdy dzwonił dzwoneczek, odwiedzający ją wiedzieli, że zbliża się czas, kiedy może zacząć robić się głodna. Wychodzili więc, opuszczając ją. Czasem przyprowadzano do jej pokoju inne dziwne istoty.
Raquel pamięta niektóre z nich. Zdarzały się takie miłe i chętne do rozmowy. Lubiła takich gości, chociaż zdarzali się i tacy nieprzyjemni, wręcz niebezpieczni. Dziewczynka nie potrafiła jednak sobie nigdy przypomnieć, kiedy oni wychodzili. Znikali w końcu, a gdy się budziła, znów była sama. Z czasem, gdy ci nieznajomi i bezimienni ją odwiedzali, już samo to wywoływało u niej panikę. Tak bardzo nie chciała być sama. Jednak zawsze kończyło się to tak samo. Czernią i powolnym przebudzeniem z drzemki. Ledwo obudzone oczy jeszcze nie widziały wyraźnie, ale cale nie musiały. Wystarczyło parę ruchów głową, by wiedzieć, że jest sama.
Szybko się nauczyła, że błaganie, płacz, krzyki i wrzaski nie pomagają. Czasem wręcz powodowały, że ciemność narastała. A ona czuła przed nią lęk, chociaż nigdy się do tego nikomu nie przyznała.
Wydawałoby się, że taki stan rzeczy trwałby wiecznie.
Zmiana nastąpiła już jak, Raquel była dużo starsza. Znów wybudziła się z mroku. Coś jednak się nie zgadzało. Nie znajdowała się w swoim małym nudnym pokoiku. Była w jakimś obcym miejscu, zupełnie sama- chociaż to akurat nie stanowiło żadnej nowości. Zewsząd dobiegały krzyki i obce dla jej uszu gwałtowne dźwięki. Rozejrzała się dookoła siebie. Niedaleko niej leżały czyjeś nogi, pozbawione reszty. Dziewczyna wzdrygnęła się a ich widok. Szybko podźwignęła się na nogi i zaczęła uciekać. Przeszła do innego pomieszczenia...
Znów zaczęła się przebudzać. Było jej chłodno. Tak chłodno, jak nigdy dotąd. Potarła dłońmi po ramionach. Nie rozumiała, gdzie jest. Wszystko tu szeleściło i cykało. Znajdowała się na jakimś trawiastym poletku. Powietrze miało dziwny zapach, zdawało jej się, że łaskocze ją w nos, przy każdym wdechu. Rozglądała się w koło, pochłaniając przestrzeń dookoła siebie. Granatowy sufit był niewiarygodnie wysoko. Z nie wiadomo skąd chłodny powiew poruszał jej włosami.
We mgle:
Jedni przez życie kroczą, inni przemykają lub prześlizgują się przez nie. Raquel natomiast przetaczała się nieświadomie przez kolejne lata swojego istnienia. Od samego początku czas dla niej nie istniał. Godzina, doba, miesiąc. Nie znała pojęcia tych słów. Wiedziała, że gdy zapala się światło, ktoś do niej przyjdzie, a gdy gasło będzie sama. Poza pokojem ta zasada nie istniała. Zawsze coś gdzieś żyło i było w stanie do jej podejść. I chociaż tak drastyczna zmiana była dla niej niemałym szokiem, nie uciekło jej uwadze, że wszystko następuje po sobie w jakimś ładzie.
Doszła też do wniosku, że chociaż kiedyś zdecydowanie była większą fanką jasnej części życia, teraz woli gwieździste noce. Pomijając już nieznośne rażące słońce czy parę innych czynników, głównym powodem tego byli ludzie. Chociaż nadal łaknęła ich towarzystwa i to może nawet jeszcze bardziej niż kiedyś. Teraz nieznośnie dokuczała jej myśl, że coś jest z nimi nie w porządku. Przeważnie spotkanie tych poruszających się na tylko dwóch nogach istot, kończyło się ciemnością. Najgorsze w tym było jednak to, że często budziła się cała obolała. Nie raz poza siniakami na skórze znajdowała rany. Nie dziwiło ją aż tak bardzo, że nie pamięta jak powstały. Tłumaczyła sobie, że w mroku opuszcza swoje ciało i może wchodzi w nie ktoś inny, ktoś, kto na przykład nie potrafi się jeszcze tak zwinnie poruszać, jak ona. Wybaczała więc ciemności taka nieudolność. Nie mogła jednak wybaczyć, że ludzie, którzy wywoływali ciemność śmiali odwiedzać ją podczas snów. A obrazy, które wówczas widziała, przerażały ją. Czasem wykrzywione w złości i strachu twarze przypominały o sobie i w ciągu dnia. Przeszywał ją wtedy chłód, a po plecach przebiegały dreszcze.
Kłamstwem byłoby jednak powiedzenie, że Raquel spotykała tylko takich ludzi. Zdarzyło jej się spotkać paru takich, którzy bardzo długo utrzymywali z nią kontakt.
Jednym z nich był stary Tom. Mężczyzna nie miał jednej ręki, ale wcale mu to nie przeszkadzałoby wślizgiwać się do jaskini, w której przez pewien czas mieszkała brunetka. Przez ramię miał zawsze przewieszoną torbę i siadał obok kobiety, rzucając w jej kierunku jakieś niezwykle smaczne rzeczy. Stary Tom, dużo opowiadał, więc Raquel lubiła jego towarzystwo. Najbardziej lubił tłumaczyć jej proste rzeczy, bo jak mawiał, na tych się najlepiej znał. Tak więc słuchała ona o jego żonie, która prowadziła zakład tkacki o jego małym warsztacie, w którym naprawia buty. Zawsze, gdy o tym wspominał, zaczynał się śmiać, że ona nigdy nie skorzysta z jego usług, ponieważ nie ma stóp. Siwiejący mężczyzna odwiedzał ją tak przez dobrych parę lat, chociaż ona sama nazwałaby to raczej długim czasem. Największym plusem przyjaźni z nim, było to zmniejszenie się ataków ciemności.
Pewnego jednak dnia stary tom nie przyszedł jak zwykle sam. Przyprowadził ze sobą grupę obcych dla Raquel osób. Na jego twarzy nie gościł uśmiech. Pokazał innym jaskinię, po czym najszybciej na ile pozwalały mu stare nogi, odszedł.
To ostatnie co pamiętała z tamtego dnia. Ciemność, która nastała potem trwała bardzo długo. Można tak sądzić po tym, że jak już ustała, nie odczuwała tylko fizycznego bólu, który zazwyczaj towarzyszy po takich falach. Czuła się psychicznie skrzywdzona. Chociaż nigdy nie potrafiła tego jasno wytłumaczyć.
Znów ocknęła się w obcym miejscu, znów minęło wiele czasu, nim spotkała kogoś, kto na dłuższy czas rozwiał ciemność. Bezimienna kobieta, której twarz pokrywały liczne blizny. Wskazała Raquel drogę do krainy, w której miało być już tylko lepiej. Nazywała to miejscem, w którym powinny się znaleźć. Chociaż często mówiła niezrozumiale, wyjaśniła wiele spraw brunetce. Bez wątpienia to właśnie dzięki niej udało jej się trafić do Krainy Luster. Męczące jednak dla kobiety było zniknięcie tamtej. Jednego wieczoru jeszcze siedziały razem przy trzaskającym ognisku. A drugiego Raquel szukała jej pośród kolorowych drzew.
Doszła wtedy do wniosku, że wszyscy kiedyś odchodzą.
|
|
|