To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Opisy Dodatkowe - Pośród głuszy umarłych

Anonymous - 24 Lipiec 2017, 11:08
Temat postu: Pośród głuszy umarłych
Ciekawostki:

Arty:

Cokolwiek:

Anonymous - 24 Lipiec 2017, 12:24

Historia bez polotu

Rozdział I



Wśród budynków czarno białych niczym szachownica i posoki purpurowej wypływającej z fontann na ich dachach sadowiły się na niewielkim poskręcanym stalowym mostku dwie dziewczynki. Ubrane obie w stroje dość niecodzienne, czarne szaty i spódniczki, a na dodatek wysokie stożkowe kapeluty. Wszystko barwy granatowej i wyglądające jak średniej jakości wiedźmie cosplaye. Dla dziewczynek tych jednak okazywały się większą prawdą i rzeczywistością, niż dla nas jest nasz własny świat. Pierwsza z nich, o długich falujących czarnych włosach i zielono-niebieskich oczach niczym głębiny oceanu wpatrywała się w dal, pochylając nieznacznie na powykręcanej czarnej barierce mostku. Miała zamyśloną minkę, a oczy patrzyły się bez wyrazu w dal dystopijnego chaotycznego miejsca, w którym przebywały. Dziewczynka obok niej była niemal jej przeciwieństwem. Posiadała krótkie rdzawego koloru włosy, roześmiane złotej barwy oczka, oraz szeroki dobrotliwy uśmiech. Z nudów kręciła piruety i przechadzała się naokoło swojej przyjaciółki wyraźnie znudzona oczekiwaniem.
- Morello, czy możemy się już zbierać? Pan Fitchereld będzie niezadowolony, jeśli się spóźnimy. Powiedział, że niedługo pojawi się Kraciany Wieżowiec, musimy się do tego czasu przygotować bojowe na pokonanie tego czegoś. - Westchnęła, uwieszając się na plecach czarnowłosej Morelli. Bardzo chciała się już z tego miejsca zbierać. Znudziło jej się tak z kilka minut temu, kiedy właściwie przestało się cokolwiek dziać. No bo ileż można patrzeć nawet na najdziwniejsze z dziwów? W sumie zależy od osoby. Sama rudawa wiedźma nie miała, jak widać dużych pokładów chęci, cierpliwości i zainteresowania. Mała czarownica, którą ruda przyjaciółka nazywała Morellą, nieznacznie obróciła głowę aby móc kątem oka dostrzec nieznaczne zarysy swojej towarzyszki. Jej twarz nadal wyrażała zamyślenie, jednak kąciki jej ust uniosły się nieznacznie do góry.
- Możemy już wracać Ligejo. Napatrzyłam się po wsze czasy. - kiedy to powiedziała, ruda przyjaciółka ją puściła, a ona sama poszła przed siebie parę kroków, aby następnie poskręcać się niczym serpentyna. Czarno białe kolory zaczęły wykwitać na jej ciele niczym kwiaty, zanim po chwili zobaczyć można było efekt tego całego niezwykłego zabiegu. Już po chwili zamiast dziewczynki siedział około pół metrowy biały kruk wpatrujący się jakby z wyczekiwaniem na drugą dziewczynkę. Ta również zaczęła wykonywać podobną czynność, tylko ona sama zmieniła się w płomienistej barwy jaskółkę. Obie po chwili zerwały się do lotu, trzepocząc skrzydłami. Skradły niemal marzenie wielu istot o możliwości latania, z każdym machnięciem opierzonych kawałków ciała, z każdym ruchem pojedynczego mięśnia i pneumatycznej kości znajdowały się coraz wyżej w powietrzu, podziwiając nie codzienny, można by było rzec krajobraz. Przelatywały przez różowe puchate chmurki złożone z płynnej soli, mijały olbrzymie anteny cukrowe anteny, których przeznaczenia nikt od wieków odgadnąć nie potrafił. Leciały wśród fioletu pomarańczy i czerni nieba, tła będącego paletą najróżniejszych i najbardziej ciekawych oraz abstrakcyjnych barw. Na płótnie owym malowały się koła i sześciany oraz fraktale najróżniejsze. Unosiły się niczym gwiazdy, równie nieobecne i dalekie, ale za to dostrzegalne oraz niemal na wyciągnięcie dłoni będące. Z czasem jednak Ruiny wież i budynków ze szkła łączonego z tapioką zaczęły powoli zanikać. Nie dało się nawet dostrzec już morza purpurowej posoki, która była tam taka wszechobecna. Zaczęły powoli przelatywać nad łąkami niebieskimi obsianymi wolno rosnącymi kamieniami różnobarwnymi, których łodygi nieco się uginały nad kwiatami, jakie się rodziły na nich. W końcu jednak trafiły tam dokąd leciały, a mianowicie do sporej wielkości drewnianego budynku na skraju lasu. Wleciały przez małe okienko na najwyższym trzecim piętrze i zmieniły się znów kształtem w dziewczynki. Pomieszczenie do którego trafiły było niewielką ptaszarnią, wielkości trzy na trzy metry. Zagracona różnymi stojakami dla ptaków oraz licznymi klatkami, nie miała zbyt wiele miejsca na gości. Dziewczynki więc szybko otworzyły cedrowe drzwi i weszły do kolejnego pomieszczenia. Było to staroświecka, nieco przestarzała klasa. Ściany były barwy piaskowca, ławki oraz krzesła z twardych niebieskiej barwy lasek cukrowych. Jedynym obiektem wiszącym była znajdująca się na środku ściany tablica na której kredowym flamastrem zapisywane był ważne informacje. Poza nią znajdowały się wszędzie różnego rodzaju fotografie oraz rysunki. Jedne przedstawiającą dziewczynki w strojach wiedźm, a inne różnego rodzaju stwory i architektoniczne unikaty. Były rysunki bardziej profesjonalne i te bardziej dziecinne. Znajdowały się również gdzie nie gdzie fotografię stare, zabarwione lekko na brązowo. W sali owej znajdowała się jedna osoba. Mężczyzna o brodzie długiej i obszernej niczym ocean, zgarbiony, z okularami na haczykowatym pooranym małymi wgnieceniami nosie. Ubrany elegancko w sztruksową szmaragdową kamizelkę, oraz białą koszulę z krawatem, mając do tego dobrane ciut za duże porządne spodnie w koloru khaki i brązowe skórzane buty. W momencie dostrzeżenia dziewczynek pokiwał tylko swoją sędziwą głową ściągając niewielkie okulary i pocierając je jedwabną chusteczką wyjętą z kieszeni kamizelki. Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć pierwszy wyrwała się do tłumaczenia Ligeja.
- Panie psorze, to ja to wymyśliłam, proszę się nie złościć na Morellę. Poleciała za mną tylko dlatego, że się martwiła! - zaczęła zmartwionym i przejętym głosikiem trzęsącym się nieznacznie. Bardzo by było jej smutno gdyby profesor ukarał za jej samowolkę i przyjaciółkę, która ją odnalazła i jej pomogła w krytycznej sytuacji. Zanim jednak się rozwinęła Morella stanęła jej na nodze nieco boleśnie. Rudę dziewcze obróciło zaskoczone spojrzenie na czarnowłosą, nie spodziewając się takiej nagłej zdrady.
- To był ostatni raz panie profesorze. Doskonaliłyśmy nasze zdolności lotu oraz walki. Sam pan powiedział by ćwiczyć jak najwięcej w czasie wolnym. Po prostu wybrałyśmy nieco za bardzo niechcący zboczyłyśmy z kursu. Proszę się już nie gniewać. - powiedziała rzeczowo Morella uśmiechając się swoim nieco tajemniczym, niewielki, dobrotliwym uśmiechem. Profesor patrzył na obie przez jeszcze dobrą chwilę zanim nie westchnął ciężko i przyklęknął na jedno kolano pochylając się nad nimi i kładąc im dłonie na ramiona.
- Niech wam będzie. Na przyszłość tylko postarajcie się proszę bardziej uważać na niebezpieczeństwa. Nie jestem w stanie wam pomóc jak nie wiem gdzie jesteście i co robicie. - rzekł ojcowskim tonem wpatrując się w dziewczynki ciągle jeszcze nieznacznie zmartwionym spojrzeniem. Następnie wstał powoli i powiedział zbierając się w kierunku drzwi. - Diana i Anna czekają na was na obiedzie. Nie spóźniłyście się aż tak bardzo więc mykajcie szybko. Myślę, że pani kucharka również wam wybaczy spóźnienie, ale niech to będzie już ostatni raz. - po chwili jasno zielonej barwy porcelanowe drzwi stanęły otworem, a dwie małe czarownice wybiegły przez nie truchtem spiesząc się w kierunku jadalni.
- Jesteś boska! Ale się nam upiekło! - zawołała do przyjaciółki Ligeja podśmiechując się wesoło ze swojego szczęścia. Była pod wrażeniem umiejętności ułagadzania profesora jakie niewątpliwie posiadała mała czarnowłose wiedźma.
- Po prostu zawsze dawaj mi się tłumaczyć. Znalazłam sposób staruszka, łapie się na bycie odpowiedzialnym za każdym razem. - odparła z uśmiechem towarzyszka. Po chwili przebiegania przez czyste i schludne porcelanowe korytarze o kolorze jasnego błękitu, upaćkane granatowymi różami, znalazły się przez wielkimi drewnianymi drzwiami prowadzącymi do jadalni.
- Co dzisiaj, co dzisiaj? - Zapytała rozentuzjazmowana wpatrując się z rozgorączkowaniem na złotawy stalowy stojak przed drzwiami, na którym znajdowała się kartka z menu na dany dzień.
- Zupa mączna, Rossiti z Negułaków, przecier z hieno jagód oraz Karciany Sznycel. - Zrelacjonowała spokojna czarnowłosa i pstryknęła delikatnie palcem towarzyszkę w czoło. - Uspokój się bo wezmę twoją porcję.
- Auu, to nie fair. - Mruknęła Ligeja pocierając z niezadowoloną minką czoło. Po chwili jednak wraz z przyjaciółką otworzyła wrota i weszły w blask światła. Jadalnia była przyjemnym, ładnie umeblowanym pomieszczeniem,w którym dominował drewniany wystrój. Jedynie podłoga była z białego marmuru, okryta jasno beżowym dywanem w niebieskie oraz karminowe kwadraty. W jadalni znajdowały się jeszcze dwie dziewczynki. Blond włosa z kucykami Diana, mająca na szyi medalik w kształcie złotego dzwonka, oraz niebiesko włosa Anna, mająca na nosie podobne do profesora okulary o zaokrąglonych rogówkach. Obie siedziały przy sześcioosobowym ładnym brzozowym stoliku pomalowanym na barwę białą. Przed sobą miały niewielkie porcelanowe półmiski z jedzeniem. Morella wraz z Ligeją najpierw podeszły do okienka aby odebrać swoje zupy, a następnie dosiadły się do przyjaciółek. Morella jedynie grzecznie skinęła im głową i zabrała się za jedzenie. Ligeja natomiast nie była w stanie wytrzymać w ciszy zbyt długo.
- Nawet nie uwierzycie co się nam właśnie przydarzyło! Mówię wam, taką historię to można nawet w naszych podręcznikach zapisać!

CDN.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group