To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Klinika - Stajnia i psiarnia

Anomander - 30 Listopad 2017, 01:40
Temat postu: Stajnia i psiarnia


W rogu parku, osłonięta przed wzrokiem ciekawskich pacjentów żywopłotem i aleją drzewek, stoi spora stajnia, będąca jednocześnie psiarnią. Budynek jest stary i z pewnością pamięta jeszcze poprzedniego właściciela posesji. W związku z tym, że stajnia i psiarnie poddawane są regularnej konserwacji, budynek jest zadbany i czysty. Nie ma w nim pajęczyn ani niepotrzebnej słomy czy kurzu a korytarz główny jest wybrukowany i regularnie sprzątany. Każdy boks ma otwór okienny i lnianą ściółkę. W boksach stale jest dostęp do świeżej wody, siana i solnej lizawki. Sprzątanie i dezynfekcja boksów dokonywana jest średnio dwa razy w tygodniu. W związku z tym, że część zabudowań dyrektor przeznacz na psiarnię, aktualnie może stać tu siedem koni. Stajnia i psiarnie oświetlane są przez wieloświecowe żyrandole. Nad bezpieczeństwem zwierząt nieustannie czuwa przynajmniej jedna istota z personelu Kliniki.

Gawain Keer - 3 Styczeń 2018, 21:12

Adrenalina opadała powoli, ale był szczęśliwy. Yako nie dał zbić się z pantałyku i kiedy mógł podkreślał, że ufa swojemu wybrankowi oraz potrzebuje jego pomocy. Zostawił go tak jak Lis sobie tego zażyczył. Zamknął okno w jego sali, opatulił, a maseczkę zostawił w świętym spokoju. Przez chwilę nie podobał mu się pomysł z prezentem, ale szybko zorientował się, że to świąteczny czas, a Pani Renard włożyła mnóstwo siły w poprawę zdrowia jego żywiciela. Nawet naprawiła jego tatuaż, choć wcale nie musiała tego robić. Do tego propozycja Demona kusiła. Bane zalazł im za skórę i chyba po raz pierwszy Yako nazwał kogoś szczylem przy nim.
Z wyznaniem miłości w głowie i miłym mrowieniem związanym z niedawnym pocałunkiem, ruszył do recepcji, by wytłumaczyć co nieco Alice. Oddał dwa niewykorzystane komplety ubrań medycznych, gdyż trzeci miał na sobie. Poinformował tylko, że odda go, gdy wróci po Yako z woźnicą oraz poprosił o przyniesienie rzeczy Lisa do stajni, po czym poszedł się częściowo przebrać. Nie było mowy, żeby jechał w takich butkach i bez płaszcza. Trochę dawały, ale w domu szybko doprowadzi się do porządku. Wyciągnął z szafy wszystko, co przytargał tu ze sobą i stamtąd udał się już prosto do stajni.
Czarna klacz stała w boksie i napychała brzuch. Niczego jej nie brakowało. Do tego cały kompleks wyglądał jakby wysprzątał go sam Herakles. W porównaniu do budynku Gawain czuł się brudny. Gdy tylko będzie miał czas, by zająć się wszelkimi sprawunkami w mieście odda to wszystko do prania.
Ledwo osiodłał klacz, gdy jedna z Marionetek przyniosła naginatę i uprząż do niej oraz torbę i juki. Keer przytroczył wszystko jak trzeba. Ze znajomym ciężarem swojej kuszy na plecach, miał wrażenie, że jedzie na polowanie, a nie do domu. Sprawdził jeszcze, czy zabrał wszystko, po czym usadowił się w siodle. Pożegnał Marionetkę pilnującą stajnię i spokojnie udał się w podróż powrotną.


Z/T

Cosiek - 5 Czerwiec 2018, 20:11

Chłopiec był jeszcze zbyt roztrzęsiony by zrozumieć, że też powinien się pożegnać. Chciał po prostu wyjść i być jak najdalej od tego strasznego miejsca. Trochę żałował, że nie może wziąć ze sobą szkieletu, ale mówi się trudno. Może znajdzie sobie inny?
- Jeszcze nie później? Czemy Gawain mówi o film jak jeszcze nie później? - Zapytał idąc. - Nie. - Naprawdę chciał się jak najszybciej ulotnić z budynku. - Co to stajni? Koń? - Z czymś mu się kojarzyło to słowo, chyba słyszał je po pamiętnym ciągnięciu przez zaspy. Było mu tak strasznie zimno, a potem weszli do ciepłego pomieszczenia zapełnionego słomą i dużymi zwierzętami. - Duże? Brązowy zapach? Mówi iha?- Wytężył pamięć. Był wtedy zły na cały świat i szukał tylko drogi ucieczki więc obrazy były zamazane.
- Dlaczego Gawain zły? Boli? Chory? - Nie miał pojęcia na co Cień się tak wściekł i miał nadzieję, że mu to niedługo minie. Rudy w złym humorze był niemal tak przerażający jak gabinet, ale przynajmniej choć trochę znajomy. Chłopiec dalej nie wiedział dlaczego, ale najwyraźniej mężczyzna nie zamierzał zostawić malca samemu sobie i postanowił się nim zająć.
Po wejściu do dużego budynku od razu zauważył stojące w małych pokoikach zwierzęta. Były takie jakie je zapamiętał, tylko teraz wydawały się mniejsze. No tak! Kiedy widział je po raz pierwszy był w lisiej postaci, więc był mniejszy. Pokoiki były dziwne, do każdego dało się bez problemu zajrzeć z korytarza. Chłopiec biegał od jednego do drugiego, aż sprawdził wszystkie. - Dlaczego w pokój tylko jeden koń? Koń nie lubi koń? - Zapytał podsumowując swoje badania.
Gdzieś z głębi budynku usłyszał dziwne odgłosy, ale na razie postanawiał nie sprawdzać co je wydaje. Brzmiały groźnie, a chłopiec miał już dość strachu na dzisiaj. - Dlaczego Lusian sam z Pan Doktor? - Zapytał zupełnie nieświadomy, że zostali wyproszeni z gabinetu. Dopiero teraz potrafił spokojnie pomyśleć nad tym co się właściwie stało. Dotarło do niego, że przeszedł całą procedurę nie dość, że bez uszczerbku na zdrowiu to jeszcze wyszedł w lepszym stanie niż przyszedł. Nie za bardzo wiedział, czy lekarz nie zmienił w jego ciele jeszcze czegoś oprócz ran, ale nie zamierzał się tym teraz przejmować. Lisek dalej cały drżał, ale raczej z zimna i zmęczenia, niż ze strachu. Roześmiałby się na głos, ale tajemnicze dźwięki nie pozwalały mu się całkiem rozluźnić.

Gawain Keer - 6 Czerwiec 2018, 22:28

Odetchnął głęboko. Wyjście z gabinetu zabiegowego zrobiło dobrze nie tylko Kogitsunemaru. Nawet nieustające pytania dziecka przestały go irytować. Był tak zmęczony szaleńczym tempem wydarzeń i wszelkich zmian, że myślenie o tak przyziemnych kwestiach jak filmy, konie i ogólne pilnowanie dzieciaka pozwalały mu choć odrobinę się zrelaksować.
- Mogę przestać mówić, jeśli chcesz. - odparł. Czyżby Cosiek zaczynał mieć dość rozmów na dziś? Dla niego to też był pełen nowych przeżyć dzień. Miał prawo zacząć marudzić, choć Gawain miał szczerą nadzieję, że do tego nie dojdzie. - Skoro tak, to idziemy do stajni. - wzruszył ramionami. Nie chce żółtego, to nie będzie. Najwyżej odleje się pod drzewem gdzieś po drodze. - Stajnia? Tam mieszkają konie. To taka norka, tylko dla koni. - mówił niosąc małego. Cień zaśmiał się pod nosem, gdy jego młodsza, lisia kopia opisała zwierzę własnymi słowami. - Robi iha i jest duże. - powtórzył cicho za chłopczykiem, kręcąc głową z niedowierzaniem. Jednak bardziej zastanawiał go opis zapachu. Czemu używał do tego barw?
Zmarszczył brwi, gdy pytania zaczęły dotyczyć jego osoby i tego co stało się w gabinecie. - Jestem zdrowy i nic mnie nie boli. Wcześniej też nie bolało. Jestem zły, bo Pan Doktor zrobił coś czego nie chciałem. Ale już trudno. - powiedział po dłuższej chwili milczenia. - Nie martw się. Nic mi nie jest. - dodał i poczochrał rudą grzywkę dziecka. Coś wątpił, żeby Cosiek faktycznie przejmował się jego stanem, ale przynajmniej pytał wprost i szczerze. Jak inne zwierzęta Kogitsune z trudem ukrywał swe zamiary, myśli szybko przekuwał w czyny. I to właśnie Gawainowi podobało się w nim najbardziej.
W środku było przyjemnie ciepło, a i zapach nie był najgorszy. Widać, że dbali nie tylko o dwunożnych pacjentów. Postawił małego na ziemi i pozwolił mu swobodnie zwiedzać.
- Może po prostu jest tylko jeden albo inne są gdzieś indziej. Nie wiem. Dziś jest ten. - powiedział i spokojnie podszedł do boksu zajmowanego przez sporego bułanego ogiera z białą strzałką. Eleganckie bydle, nie ma co. Spojrzał w zielone, wpatrzone w niego oko i czekał. Nie znał charakteru konia i wolał nie narażać się na utratę palców. Obejrzał boks i znalazł to, czego szukał. Plakietka z napisem "Paladin" złociła się na drewnie. - Szykowny z ciebie pan, co? - po jego twarzy przemknął uśmieszek, gdy łeb trącił jego wyciągniętą dłoń domagając się pieszczot lub przysmaków. Cień odpowiedział na zaczepkę i podrapał go pysku. - Lusian potrzebuje dokumentów od lekarza dla innego doktora. Dzięki temu może leczyć się u różnych. - odpowiedział na pytanie już szykując się na kolejne. Dokumenty? Inny Pan Doktor gdzie? Lusian dalej chory? - Podsadzić cię? - zapytał wskazując ruchem głowy na konia w boksie. Zwierzę było spokojne i przyjazne. - Teraz nie robi iha, ale możesz go pogłaskać. - zaproponował i jeśli chłopczyk chciał, wziął go znów na ręce.
Nieco się niecierpliwił. Czemu to tyle trwało? Chciał już stąd iść, złożyć niezbyt przyjemną wizytę Pardonowi i rozwiązać sprawę małego Cyrkowca. Jak na jego gust niewiadomych było zbyt wiele, by czuć się w pełni komfortowo w towarzystwie Cośka. Zastanawiał się nawet, czy powinien go dalej uczyć. Uzyskał informacje jakich potrzebowali, więc czy warto starać się dalej, skoro następnego wieczora może okazać się, że początkowy plan zaciągnięcia małego do Wieży lub czeluści lasu był jedyną opcją?

Cosiek - 18 Czerwiec 2018, 19:41

- Gawain mówi później. Jeszcze nie później i Gawain mówi. Cosiek chce! Co to film? - Wyraźnie został niezrozumiany i postanowił naprawić nieporozumienie najlepiej jak umiał. Chyba, że Cień nie chciał poruszać tego tematu. Może przestraszył się, że chłopiec zje wszystkie zwierzątka? - Gawain jeść film? - Rudzielec nie ruszał normalnego jedzenia, ale może to jest specjalne, tak jak sny?
Przekręcił główkę w zamyśleniu. Dalej nie wierzył, że mężczyźnie nic nie jest. W oczywisty sposób był chory, ale za nic na świecie nie chciał się do tego przyznać. - Gawain chory, strach Cosiek bardziej silny? - Mógł się obawiać o swoją pozycję w stadzie teraz kiedy pojawił się nowy człowiek. Gawain na pewno miał już dużo lat i młody samiec mógł mu niedługo zagrozić, dlatego postanowił za wszelką cenę nie pokazywać swoich słabości. Co prawda Cosiek był w tej chwili zależny od rudego Cienia i nie chciał, żeby coś mu się stało, ale w przyszłości może skorzystać z takiej wiedzy. - Pan Doktor dobre! - Chłopiec postanowił bronić lekarza. - Nie boli! - Wskazał zdrową skórę na swoim czole w miejscu, gdzie jeszcze niedawno widniał guz.
- Konie indziej? Gdzie? Zimno. - Nie miał pojęcia po co zwierzęta miały wychodzić w taką pogodę. Na zewnątrz było naprawdę nieprzyjemnie, a w pomieszczeniu miały cieplutko i wygodnie.
- Doktor więcej? Jak Cień? - Czyli istniała cała rasa istot zajmujących się leczeniem. - Pan imię? - Jego opiekun nie przedstawiał się "Gawain Cień", ale może Pan chciał, żeby wszyscy od razu wiedzieli kim jest. - Dokumentów? - Kolejne nic nie znaczące słowo. Wątpił by kiedykolwiek mu się przydało, ale na wszelki wypadek zapytał.
- Podsadzić? - Nie zrozumiał werbalnego pytania, ale podpowiedziała mu postawa Gawaina. Wyciągnął rączki w górę, by mężczyzna mógł go chwycić i podnieść. Spojrzał nieufnie na łeb zwierzęcia. Musiało być większe niż wilk! A nawet sarna! Nie robiło nic strasznego i tylko gapiło się na dwunożnych. Chłopiec nieśmiało dotknął sierści gotów w każdej chwili się wycofać. Zamiast zaatakować koń lekko poruszył głową zniecierpliwiony oczekiwaniem na pieszczotę. Cosiek pogłaskał go, z początku dość niepewnie. - Cosiek - pokazał na siebie - Gawain - wskazał mężczyznę, a potem skierował palec na konia - ty? - Zwierzę dalej na niego patrzyło nie odpowiadając. Dziwne. Chociaż może nie rozumie? - Iha? - Zapytał nie bardzo wiedząc jak zagaić rozmowę. Mógł porozumiewać się z dwunożnymi i z lisami, dlaczego nie z koniem? Odpowiedź nie nadchodziła, więc spróbował parsknąć. Nic z tego. Zwierzę chyba było za głupie, za to całkiem przyjemne w dotyku, więc głaskał je dopóki nie został odstawiony na ziemię.

Yako - 18 Czerwiec 2018, 21:08

Trochę mu zajęło dotarcie do stajni. Gdy znalazł w końcu odpowiednie miejsce, stał przy wejściu przez chwilę, obserwując swoich rudzielców, a lisy w tym czasie załatwiały swoje potrzeby na zewnątrz. Obaj cieszyli się zielenią i świeżym powietrzem więc ich nie pospieszał.
Zaśmiał się i pokuśtykał powoli do środka, gdy Cosiek, próbował się porozumieć z koniem - on Ci chyba nie odpowie - powiedział spokojnie i obejrzał rumaka - ale zdaje się, ze ma na imię Paladin - wskazał na tabliczkę - te znaczki to jego imię P-A-L-A-D-I-N. Paladin, czyli Rycerz o ile się nie mylę. - powiedział, wskazując każdą literkę po kolei.
Pogładził ogiera po boku szyi po czym podał rudzielcom jabłka - macie dla niego - powiedział i sam podał mu jedno, by pokazać Kogitsune jak to ma robić - dostałem je w recepcji, więc na pewno możemy mu je dać - od razu powiedział do Gawaina, by ten go nie opieprzał od razu za samowolkę, skoro nawet nie wiedzą do kogo koń należy ani nic.
- Dobrze się bawiliście beze mnie? - zapytał, odsuwając się lekko i opierając o jedną ze ścianek - aaa właśnie. Zepsuli Ci lisa Gaw - dodał jeszcze, zerkając w stronę wejścia. Furor chyba jeszcze sobie biegał, ale jakby go Gaw zobaczył to pewnie by się zdziwił jaki nagle jest puchaty, mięciutki i większy. Oraz na bank ma pełny brzusio oraz jest zaszczepiony, odrobaczony i tak dalej.

Gawain Keer - 19 Czerwiec 2018, 21:13

Gawain wbił wzrok gdzieś w przestrzeń, a jego brwi znacznie się obniżyły. Gdyby mógł wypuściłby parę uszami, bo pytania o film nie ustawały. W gorącej wodzie kąpany ten dzieciak. - To obrazki, które zmieniają się tak szybko, że wydaje się, że się ruszają. - poddał się, lecz nie silił się na dalsze tłumaczenia. Film to szybkie obrazki. Koniec. Niech się teraz gnojek zastanawia, co to obraz. Przetarł twarz dłonią. Był coraz bardziej zmęczony tym gadaniem. Odnosił wrażenie, że od momentu pojawienia się Cośka wypowiedział więcej słów niż przez całe swoje dotychczasowe życie. - Nie Kogitsunemaru. Filmów się nie je. Je się ogląda. - wyszeptał zrezygnowany i miał naprawdę gdzieś, czy do małego móżdżka cokolwiek dotrze.
- Już mówiłem, ale powtórzę. Nie jestem chory. - cedził słowa z rosnącą irytacją. - Ty masz dwa serca, ja jedno. Nie każdy jest taki sam w środku. - dokończył dotykając palcem mostka dziecka. Do diaska, czemu on się tak zamartwiał? Po pierwsze nie jego zasrany interes. Po drugie to on, jak już, powinien się zamartwiać.
Lisy to uparte bydlaki, w równej mierze rozczulające, ale ten tu był zwyczajnie naiwny. - Może dobry, może nie. Pamiętaj, że on za to dostanie pieniądze. A na pieniądze trzeba pracować. Ja poluję, daję mięso innym, oni dają mi pieniądze. - mówił wolniej niż przed chwilą. - Pracą doktora jest leczenie. Wymieniłem pieniądze na nie, żeby już cię nic nie bolało. - dodał z pewną czułością w głosie. Dzieciak cholernie go przypominał. Podobieństwo było bolesne, ale nadal chwytało za serce. Aż przypomniał sobie, jak jego matka przemywała stłuczone kolana i wyciągała drzazgi z palców, a on udawał, że wcale nie zbiera mu się na płacz. Heh. Pamięta się same najgłupsze rzeczy.
- No już nie tak zimno. Nie przesadzajmy. Przecież inny koń ciągnął wóz, to i te pewnie gdzieś są. - odpowiedział obserwując rozglądającego się po pomieszczeniu chłopca. Jego świat był mały. Ograniczał się do tu i teraz. Prosty do pojęcia, pozbawiony zawiłości, które na tę chwilę były przez niego uważane za niepotrzebne zawracanie sobie głowy.
- Tak. Dużo. - zakreślił dłońmi ogromny okrąg. - A Pan Doktor ma na imię Bane. - pouczył Cośka, lecz nie poruszał kwestii nazwiska. O ile Wainów i Gawainów było pewnie więcej, to Keerów już mniej. A połączenie obu było charakterystyczne. Pozostawała jeszcze kwestia nazwiska Kogitsune. Jakby nie było, żaden z nich nie był prawnym opiekunem dziecka. Jakoś wątpił by Pardon martwił się o podobne kwestie. Ten typ myślał chyba tylko o sobie i ratowaniu swojego dupska, jeśli dopuszczał się podobnych okropieństw.
Keer przykucnął odgarniając włosy do tyłu. - To papiery. Na papierze są słowa. I te słowa są ważne. Ile pieniędzy dostaniesz. Kto cię leczył. Kim jesteś. Różne ważne rzeczy. - wymieniał i sam już nie wiedział po co. W końcu sam dokument nic nie znaczył. Dopiero, gdy odczuwa się konsekwencje podpisania umowy lub otrzymuje przepustkę, by zobaczyć ukochaną, pojmuje się jak ważny jest świstek papieru i zaschnięty na nim inkaust.
Podniósł grzdyla i spokojnie go trzymał. - Nie je lisów. - szepnął, by nie płoszyć Cośka skupionego teraz na końskiej mordzie. Zatrząsł się jednak tłumiąc śmiech. Gadać z koniem! Podejście było niczego sobie. Szkoda, że skazane na porażkę. Za to nauka nie poszła w las. Chociaż przedstawić się umiał, nawet jeśli nadal cośkował.
Dziwnooki odwrócił głowę, by spojrzeć na wchodzącego Yako, lecz zaraz spuścił wzrok. Było mu głupio za ten wybuch złości. Stres i napięcie nie znajdowały ujścia przez długi czas. W końcu musiały wykipieć i wylać się na zewnątrz, by ugasić płomień. Teraz został syf do posprzątania. Musiał jednak trochę poczekać. Chciał to załatwić już poza Kliniką.
Podziękował cicho za jabłka. - Pokażę ci jak go nakarmić, a potem ty mu dasz jedzenie. - wyciągnął jabłko na otwartej dłoni. Paladinowi nie trzeba było podstawiać go dwa razy, by zniknęło z jego dłoni. Rumak schrupał je w mig, a Cień w tym czasie rozprostował palce malucha. - Musisz wyprostować dłoń, bo zje Ci palce razem z jabłkiem. To nie żart. - tłumaczył, by zminimalizować opór. Jeśli ten nie ustawał, to odpuścił. Najwyżej Cosiek sam zje owoc.
- Jeśli tak można nazwać lawinę pytań, którą zostałem zasypany, to tak. - Cień wzruszył ramionami i postawił Cośka, po czym otworzył szerzej oczy słysząc nowinę. - Jak to zepsuli? - bezwiednie wyszeptał i wygiął się w bok, stając na palcach, by dojrzeć Furora. - Głupi jesteś! - prychnął, gdy futrzasta kula mignęła w szparze między skrzydłami drzwi. - Wygląda jak nie on. Gdyby na co dzień był taki czysty. - odetchnął, po czym klepnął Yako lekko w ramię. - Ale lepiej powiedz jak się czujesz! Masz wszystko, czego potrzebujesz? - zaraz się rozpromienił, jakby sama obecność Demona przeganiała wszystkie chmury.

Cosiek - 21 Czerwiec 2018, 19:52

- Obrazki? - Zupełnie nie potrafił sobie wyobrazić tych filmów. Powoli zaczął dochodzić do wniosku, że to jednak nie są zwierzęta, ale kto wie. - Ogląda smaczne? - Czy po przetworzeniu jakimś dziwnym dwunożnym sposobem filmy zmieniają się w potrawę o takiej nazwie? Strasznie dziwna ta cała sprawa.
Nie ciągnął tematu zdrowia, zaczynał być zbyt niebezpieczny. - Jak dać pieniądze to nie dobry? Pieniądze źle? - Zastanawiał się na głos. - Gawain polować dla inne stado? - To by tłumaczyło jego zniknięcie. Ale po co polować, wymieniać mięso na pieniądze, a potem znowu na jedzenie? No chyba, że mięso było złe i tylko Cień o tym wiedział. - Dlaczego nie mięso dla Pan Doktor?
Zastanawiał się chwilkę - Wóz? Turk turk turk? - Próbował rękami pokazać coś dużego przesuwającego się do przodu i najdokładniej jak potrafił dołożył do tego dźwięk jaki koła wydawały na bruku. - Inne konie wóz teraz? - dopytywał bez litości.
Rozdziawił buzię. Naprawdę istniała rasa Doktorów! Ciekawe ile jest jeszcze innych odmian dwunożnych! Świat był strasznie wielki! O wiele większy niż chłopiec do tej pory myślał, ale nie był pewien czy bardziej się boi tych wszystkich dziwów, czy chce je poznać. - Pan nie imię? - Zdziwił się. Czemu nikt mu wcześniej nie powiedział? Zwracałby się do lekarza we właściwy sposób, a nie tylko nazwą gatunku. Na szczęście Doktor nie wydawał się zły z tego powodu.
- Papiery mówić kim jesteś? - Od razu wychwycił najbardziej interesującą informację. - Cosiek też dokumenty? Mówić kim Cosiek jest? Cosiek nie wie! - Gdyby udało się zdobyć kartkę w te dziwne szlaczki mówiące o nim to może Gawain mógłby mu je przeczytać. Wtedy wiedziałby już czym jest i przestał być tylko... czymś.
Stał się o wiele spokojniejszy i pewniejszy dzięki informacji, że konie nie jedzą lisów. Głaskał nachalnie podstawiający się łeb. - Co je?
- Czemu Gawain śmiać? - Zapytał trochę obrażony. - Dokumenty koń? - Wskazał na tabliczkę z której czytał Duży Lis. - Rycerz?
Wziął jabłko do ręki i patrzył jak mężczyźni po kolei karmią konia. Uważnie wysłuchał instrukcji i pozwolił ułożyć sobie dłoń w odpowiedni sposób. Niby kopytny nie miał widocznych kłów, ale jego zębiska były ogromne. - Paladin jeść? - Zapytał bardziej żeby dodać sobie odwagi. Czuł się jakoś pewniej wiedząc, że potrafi coś, czego koń nigdy nie opanuje. Lepiej, żeby myślał, że jest głupszy od chłopca. Nie miał wątpliwości, że wystarczyłby jeden ruch zwierza by go zabić. Warto było coś dać, żeby zyskać takiego dużego przyjaciela.
Postawiony na ziemi starał się nie patrzeć w głąb pomieszczenia, tam skąd dochodziły te straszne dźwięki. Schował się za Gawainem i Yako i nie bardzo wiedział co ma ze sobą zrobić. Nie było więcej koni, żeby z nimi pogadać więc postanowił wspiąć się na drzwiczki od pokoju Paladina. Stanął na palcach i chwycił krawędź. Jakimś cudem udało mu się podciągnąć i usiąść na wąskim kawałku drewna. Trochę mu było niewygodnie, ale był tam gdzie chciał się dostać i nie spadał, więc było dobrze. Wychylił się, żeby dalej głaskać konia, więcej jabłek niestety nie miał. - Paladin stado? - Uchwycił się grzywy, żeby na pewno nie stracić równowagi. - Paladin duże, dobre.- Nie był pewien czy mężczyźni od razu się zgodzą, więc na wszelki wypadek od razu przedstawił swoje argumenty za przyłączeniem nowego członka do rodziny.

Yako - 21 Czerwiec 2018, 20:40

Pokręcił głową - to tabliczka, która mówi, jaki koń mieszka w tym pokoju. Paladin ma pewnie dokumenty gdzieś w budynku, żeby się nie zgubiły. W nich jest napisane kto jest właścicielem, ile koń ma lat, czy jest zdrowy, jak się nazywali rodzice, gdzie wcześniej mieszkał - wyjaśnił spokojnie, uśmiechając się do malucha. Miał nadzieję, że zrozumie, a jak nie to postara mu się pozostałe rzeczy wytłumaczyć. O ile da radę i starczy mu cierpliwości.
Kolejne pytanie, było już trudniejsze - hmmm...w stadzie każdy zajmuje się czym innym prawda? Ktoś zajmuje się szczeniakami, ktoś broni nory, kto inny poluje i tak dalej - zaczął ostrożnie, starając się nawiązać do tego co młody rozumiał - u ludzi też tak jest. Można powiedzieć, że ludzie mieszkają w małych stadach, które łączy się w większe. Mieszkają na jakimś terenie, należącym do tego miasta. Miasto to teren gdzie znajduje się wieeele nor - znów mówił dużo, ale nie wiedział jak mu to wyjaśnić - kiedyś obroną terenu, oraz zdobywaniem nowych zajmowali się właśnie rycerze. Oni też bronili alf oraz swoich samic. Teraz nazywani są żołnierzami - starał się by wszystko było jasne i miał nadzieję, że uda mu się to, bo nie miał pojęcia jak inaczej to wytłumaczyć młokosowi.
Koń prychnął i zaczął zbierać jabłko swoimi mięciutkimi chrapkami. Trochę wybrudził dłoń dziecka sokiem, ale zaraz go zlizał swoim ogromnym, szorstkim jęzorem. Na szczęście nie próbował zjeść ręki, która go karmiła.
Yako uśmiechnął się do Cienia i dał mu całusa w polik - mam nadzieję, że mam wszystko. Nawet dostałem zdjęcia no i zapowiedziałem, że chcę się z doktorkiem widzieć następnym razem przy czymś mocniejszym - dodał jeszcze, żeby być szczerym wobec kochanka - a lisy zostały odrobaczone, Yuki ma obrożę na pchły i kleszcze, Furor dostał kropelki bo zjadł obrożę, więc nie chcieli go stresować. Obaj są umyci, mają obcięte pazury, wyczyszczone zęby, są zaszczepieni i Schnee dostał jeszcze coś na wzmocnienie - wymienił, starając się nic nie pominąć.
Zamrugał i spojrzał zaskoczony na Cośka - Paladin należy już do innego stada, nie możemy go tak po prostu sobie zabrać - powiedział i poklepał ogiera po szyi - poza tym my też mamy w stadzie konia. Nie mamy tylko dla niego jeszcze pokoju, dlatego nie mieszka z nami w norce, ale niedługo będzie. Też jest duży, nawet trochę większy od Paladina. A raczej większa bo to samica - dodał jeszcze, zerkając na Gawaina - i możliwe, że za jakiś czas przygarniemy jeszcze jednego, ale jeszcze nie teraz i nie tego - wskazał na bułaka.

Gawain Keer - 25 Czerwiec 2018, 20:21

Zmarszczył brwi. Tłumaczenia zaczynały ciążyć niczym nasiąkające wodą ubrania i buty po wpadnięciu do stawu. Im bardziej starał się rozjaśnić pewne kwestie tym bardziej męczył się, tracił siły i czas. Tonął w próbach, bo tyle ich już było. - Już ci mówiłem, że tego się nie je! - syknął z irytacją i przewrócił oczami.
- Nie do końca. Dla ciebie są dobre, ale ludzie, którzy bardzo ich chcą nie zawsze. - odparł, a niedawny brak cierpliwości jeszcze pobrzmiewał w jego głosie jak fałszywa nuta. - Bo Pan Doktor woli pieniądze. Może kupić za nie inne rzeczy prócz mięsa. I tak, poluję i biorę pieniądze, bo sam nie potrzebuję mięsa, a polować nie każdy umie. - powiedział z pewną dumą, choć znacznie przygaszoną przez niedawne wydarzenia. Po dziurki w nosie miał juchy, agonalnych stęków i widoku własnych bełtów utkwionych w czyimś truchle. Miał dość plwociny na swojej parszywej gębie i pełnych jadu słów w sercu, które podobne do cierni wpychały się w nie, gdy tylko odważył się sięgnąć w głąb swego mocno poharatanego jestestwa, by je wyciągnąć, odrzucić i zapomnieć.
Turk. Turk. Turk. Skoczny, powtarzalny dźwięk wytrącił go z chwilowego odrętwienia. - Przepraszam, co? - Gawain zamrugał szybko parokrotnie. Wrócił do rzeczywistości. A raczej teraźniejszości, bo ciała Nishanta i Eileen były jak najbardziej realne. Skrzywił się na moment i poszarzał na twarzy. Muszę przestać to rozpamiętywać, bo doprowadzę się do obłędu.
- Możliwe. Albo ktoś ich dosiada i jeździ po lesie. Wezmę cię na przejażdżkę. Zobaczysz świat z wysoka. - wysunął kolejną propozycję na spędzenie popołudnia.
Cień nie rozumiał, czemu młody tak rozdziawia gębulę pełną mleczaków, ale jednego był pewien. Roił sobie coś w swojej niedojrzałej jak zielony owoc główce. Lepiej nie dociekać co, bo tylko pobudzi jego ciekawość i wywoła kolejną niepowstrzymaną lawinę pytań.
Rudzielec zaśmiał się zaskoczony. - Brońcie! - klepnął się w udo, po czym złapał się za nasadę nosa i przeciągle westchnął. - Kogitsune. Samiec to pan. A samica to pani. Tak się mówi na dwunożnych. Ja też jestem panem, Lusian jest panem. Ty jesteś jeszcze chłopcem, bo jesteś mały, ale gdy urośniesz inni również będą ci tak mówić. - odparł i zmierzwił mu włosy.
Jednak uśmiech szybko spełzł z jego twarzy, a zastąpił go smutek i niedowierzanie. Ta mała, tak młoda istota pojmowała więcej niż śmiałby przypuszczać. I tak bardzo chciała dowiedzieć się czegoś o sobie. Cofnął się ze dwa kroki i pomachał przed sobą dłońmi w obronnym geście. - Tak, ale nie wiem czy Cosiek też dokumenty! Ja i Lusian mamy zamiar... znaleźć twoje dokumenty. Jeśli jakieś są... - odparł niechętnie i trwożnie. Dzieciak zaczął poruszać drażliwe tematy. Keer starał się pozwolić Cośkowi odczuć, że jest w tym wszystkim ofiarą, nieszczęściem i problemem, ale właśnie spoglądał na swoją kopię. Naoczny dowód na siłę genów i inżynierii MORII. Coś przed czym wolałby uciec, a czego nie mógł ignorować.
- Zielone, czyli warzywa, owoce, trawa. Można dawać im jabłka albo marchew. - odparł cicho i udawał, że zwierzę przyciąga jego uwagę, choć ta była skupiona na Kogitsune.
Gawain wybałuszył oczy, a jego ręce zwisały luźno po bokach. - Rany, Lusian! Czy ty chcesz naszej zguby? - wyszeptał do Demona i wskazał na małego. - On nas zamęczy, a do tego nic nie zrozumie. Jest półdziki. Lepszy niż Lani, ale gada jak ona. Musisz prościej. - dodał i wbił swe dziwaczne spojrzenie w swego niespełna rozumu kochanka. Chyba zapomniał o swej zwierzęcej naturze. Psy, koty, szczury, lisy. One nie rozumowały za pomocą słów. To bardziej werbalny sygnał o ogólnym znaczeniu. Do tego dochodziły zapachy i mowa ciała. Cosiek lepiej porozumiewał się z Furorem niż z nimi! A może Yako stęsknił się za byciem ojcem? Po prostu nie mógł się powstrzymać i dlatego tyle gadał?
Dopiero potem Lusian zszedł na tory, którymi poruszał się dzieciak, co spotkało się z pełnym aprobaty ciepłym, lecz ulotnym uśmiechem Cienia. Lis powinien być wykładowcą, bo potok słów zdawał się nieustannie płynąć. Ba! Wzbierał z każdą sekundą.
Gawain zacisnął usta i lekko wydął policzki. - Patrzcie no! A mnie pić zabrania! - żachnął się i potarł pocałowany policzek łypiąc na białowłosego z boku. Oczywiście żartował, lecz mała iskra zazdrości rozbłysła na chwilę. Nie dała jednak rady wzniecić ognia. To była błahostka przy reszcie wybryków Yako. - Nie lubi obroży. Może kiedyś zaufa mi na tyle, by nie sądzić, że to coś złego. Przynajmniej większość roboty z głowy. No i Kogitsunemaru niczego od nich nie złapie. - powiódł wzrokiem za przemykającymi sylwetkami bestii.
- Lusian ma rację. To nie nasz koń. - zawtórował, choć z ciężkim sercem mówił o zwierzęciu jak o przedmiocie, gdy Cosiek nadal postrzegał się bardziej lisich niż ludzkich kategoriach. Nie mógł jednak pozwolić, by jego sztuczny syn został obwołany najmłodszym koniokradem w Krainie. - Mówisz poważnie? - spojrzał w czerwień i przestąpił z nogi na nogę. - No nie wiem... Co my poczniemy z takim zwierzyńcem? Obaj wybywamy hen daleko, nieraz na parę tygodni lub dłużej. Ktoś musi się tym zajmować. Z Norki zaczyna robić się folwark, bo naprawdę będziemy potrzebowali służby, by ogarnąć taki bajzej. - skomentował pomysł. Stajnia, lisiarnia, co jeszcze? Domek dla służby? Zaczynało się robić tego dużo. Każda nowinka ciągnęła za sobą kolejne zmiany. Zaczynało go to przyprawiać o zawrót głowy.

Cosiek - 27 Czerwiec 2018, 22:28

- Gawain mówić: je się ogląda. Ogląda smaczne? - Powtórzył, bo Cień najwyraźniej nie zrozumiał pytania.
Powoli jakoś układał sobie w głowie ideę pieniędzy, ale miał wrażenie, że coś mu nadal umyka. Trudno, będzie się zastanawiał później, bo Gawain poruszył interesującą kwestię. - Nie każdy umieć polować? - Ucieszył się wiedząc, że posiada wyjątkową umiejętność. Umiejętność, która umożliwi mu przetrwanie w tym wielkim nowym strasznym świecie.
- Wóz? Turk turk turk? - Cierpliwie powtórzył kolejne pytanie. W końcu Gawain też powtarzał kiedy chłopiec nie rozumiał, należy mu się trochę wyrozumiałości.
- Brońcie? - Reakcja mężczyzny była naprawdę dziwna. Dlaczego sam się bił? Czy był aż tak zły na wszystko, że nawet na siebie? I dlaczego wyglądał przy tym na rozbawionego, a może nawet trochę wesołego? Cienie muszą być naprawdę dziwne. - Cosiek też samiec! Czemu nie pan? Cosiek duży! - Obruszył się. - Również?
Zdziwił się kiedy rudzielec odsunął się przestraszony. Nie miał pojęcia co takiego zrobił, a bardzo chciałby to wiedzieć. - Gawain nie wie? Cosiek nie dokumenty? Zamiar? Znaleźć?- Musiał znać odpowiedź na te pytania. Te sprawy były bardzo, ale to bardzo ważne.
- Tabliczka dokumenty? - Usilnie starał się zrozumieć co białowłosy miał na myśli. - Tabliczka nie dokumenty? Zgubiły? Właścicielem? - Prawie było widać rozgrzane powietrze unoszące się nad rudą główką, tak intensywnie działał mózg chłopca.
Kolejna odpowiedź Dużego Lisa nastręczyła jeszcze więcej problemów. Bardzo starał się nadążyć za słowotokiem dorosłego, ale był w stanie wyłapać tylko poszczególne słowa. Koncept podziału obowiązków był nawet w miarę jasny i był w sanie jako tako wydedukować znaczenie nowych słów, ale potem zaczęły się schody.
- Ludzi? - Dlaczego nagle zaczęli mówić o kolejnym nowym gatunku? Czy Ludzi też są dwunożni? Co mają wspólnego z Cośkiem i jego stadem? - Łączy to nie mieć w mieć jak tydzień i dzień? Małych stadach ile większe? - Czemu stada się łączyły? Wtedy na pewno brakowało jedzenia! - Jedzenie nie dużo! Co jeść jak stado dużo? Terenie? Miasta? - Nie nadążał. - Aha. Miasta miasto, gramatyka. Wieeele? - Odpowiedź na jedno pytanie natychmiast rodziła następne. - Obroną? Zdobywaniem? Zajmowali? Właśnie? - Musiał na chwilkę przerwać, bo zabrakło mu oddechu. - Bronili, brońcie? Alf? Żołnierzami? - Kręciło mu się w głowie i nie miał pojęcia jak to wszystko spamiętać. - Lusian dość! Cosiek nie chce! Dużo! - Znalazł rozwiązanie dla swojego problemu. Nie musiał wiedzieć aż tyle, żeby się dogadać. Na pewno nie musiał wiedzieć tego wszystkiego teraz. Nie było jeszcze późno, ale był już zmęczony tym dniem i nie miał ochoty na rozmowy o hierarchii jakiejś obcej rasy. Wystarczyło mu, że Ludzi istnieli i budowali stada z innych stad mieszkając blisko siebie, głodując, a także robiąc dziwne rzeczy z samicami i tak zwanymi alfami. Na pewno nie mieli przyszłości! Po co zawracać sobie nimi głowę?
- Należy? - Na chwilę oderwał wzrok od konia i wlepił go w Lusiana. - Paladin inne stado? Czemu tu sam? - Rozejrzał się szybko jeszcze raz po innych boksach, ale innych koni nadal nie było. - Cosiek nie wie, że koń w stadzie! - Z zaskoczenia prawie spadł z drzwi, dobrze że przytrzymał się Paladina. Wiedza, że do stada należała samica konia nie zrobiła na nim szczególnego wrażenia. Koń to koń. Za to zainteresowało go przygarnięcie kolejnego, bo tyle zrozumiał z ostatniego zdania białowłosego. Szkoda, że nie Paladina, ale trudno. Odniósł wrażenie, że Gawainowi się ten pomysł nie spodobał mimo, że nie zrozumiał większości jego słów.
Pogłaskał konia jeszcze chwilę, a potem wyciągnął rączki w kierunku mężczyzn oczekując pomocy przy zejściu na dół.

Yako - 3 Lipiec 2018, 17:44

- Nie. Tabliczka to nie dokumenty - westchnął - to tylko pokazanie czyj to pokój - powiedział jeszcze spokojnie - zgubić... - musiał się zamyślić - gdy nie umiesz znaleźć na przykład swojego kocyka, albo jak pójdziesz gdzieś do lasu i nie możesz wrócić do domu, bo nie wiesz gdzie on jest - spróbował jakoś to wyjaśnić. Ale chyba był serio zmęczony bo pogrążał się coraz bardziej. Widział to w oczach dziecka. Było coraz bardziej zdezorientowane co mężczyzna do niego mówi. Nie do końca wiedział jak poodpowiadać na wszystkie pytania chłopczyka. Westchnął ciężko, słysząc natłok niepewności z ust małego Cyrkowca. Pokręcił głową - masz rację, za dużo[/color] - odpowiedział, uśmiechając się przepraszająco - wszystkiego dowiesz się gdy przyjdzie na to czas, prawda? - powiedział, mając nadzieję, że to zrozumie - i tak. Miasto, miasta, gramatyka. Jedno miasto, wiele miast - dodał jeszcze na wyjaśnienie. Nie przewidział tego, że Cosiek tak zareaguje na jego wyjaśnienia. Po prostu myślał już o czym innym i zupełnie wyleciało mu z głowy to, że z nim trzeba inaczej. Najlepiej z jakimiś pomocami.
Przeniósł wzrok na swojego kochanka -zabraniam chlać, a nie pić - pokazał mu język, dając do zrozumienia, że jednak jest różnica. Poza tym, Gaw się upijał, a wtedy robił rzeczy, na które by się nie zdobył na trzeźwo. A Yako nie mógł się schlać, a może wyciągnie jakieś ciekawe informacje z Doktorka jak ten wypełni się procentami. W końcu nie miał pojęcia, że teraz jest już to niemożliwe. Za mało ze sobą rozmawiali. żeby o tym wiedzieć.
Uniósł pytająco jedną brew - A myślałeś, że jak ostatnio o tym mówiliśmy to żartowałem? Przyda się drugi koń, w szczególności, że obaj pracujemy i lepiej, żeby był też drugi. Poza tym, Kuromaru nie może stać sama, a Yuki jest jeszcze za mały, żeby uznać go za towarzysza dla konia. Klacz przecież jest naprawdę spora - miał nadzieję, że Gaw da się namówić, bo skąd nagle te wątpliwości? Trochę dziwnie. Ale nie będzie naciskał.
Westchnął ciężko, ale już nie komentował tego, czemu nie ma to innych koni. Pewnie pracownicy ich używali czy coś, ale jak to wytłumaczyć temu smykowi? Nie miał pojęcia - chyba możemy się już zbierać, bo nawet dla Pardona będzie dziwne, że dzwonię do niego w środku nocy i może coś podejrzewać, a lepiej by przyszedł myśląc, że mam do niego po prostu jakąś niewinną sprawę - zaproponował patrząc na większego rudzielca. Zdjął na chwilę plecak i wciągnął na nogę skarpetę i buta. Umyje się w willi, więc teraz się tym zbytnio nie przejmował. Zarzucił plecak na grzbiet, poprawił chwyt na kulach i spojrzał wyczekująco na pozostałych. Musieli jeszcze zostawić gdzieś Bestie, bo nie przejdą z nimi przez Bramę. A nawet jeśli to będą się zbyt rzucać w oczy, a to nie było im w ogóle na rękę. Poza tym, Demon chciał wziąć scenariusz i skończyć go w Świecie Ludzi, żeby mieć to już z głowy.

Gawain Keer - 4 Lipiec 2018, 21:02

Cień zamrugał parokrotnie, jakby się przesłyszał. Trybiki pod kopułą wymagały naoliwienia, bo myślało mu się coraz ciężej. Najlepiej zrobiłyby to za pomocą bursztynowej nalewki, leniwie grzejąc siedzisko na tarasie. Oto co dostaje się za zadzieranie z gnojkiem i gramatyką! Głupie zachcianki i ból głowy! - Je... filmy, jabłka, drzwi, konie. Uszy! - zreflektował się i lekko pociągnął Cośka za jego sterczące lisie radary. Bardziej pieszczotliwie niż boleśnie, żeby płaczu nie było. - Ciągnę je. Za nie. Gramatyka tak działa. - odpuścił i lekko pociągnął nosem. Rozłupywane przez końskie kopyta siano niosło się po pomieszczeniu w postaci pyłu i nieprzyjemnie drażniło.
- Nie każdy. I nie każdemu wolno polować na dużego zwierza. Parę królików to nic, ale sarna czy wilk to poważna sprawa. - odparł, choć nie liczył na zrozumienie ze strony Kogitsune. Jakby nie było, kłusował. Nawet nie zainteresował się do kogo należą okoliczne lasy. Rozległe włości być może przynależały do miejscowego lorda, do bestii, które skutecznie odganiały pyskiem pełnym zębów i mrożącym krew w żyłach nocnym skowytem lub do nikogo, czyli wszystkich. Cholera wie. Nielegalne polowania były na samym dole listy przewin Gawaina. Miał większe problemy, ale ostrożności nigdy dość. Głupio byłoby wpaść przez kupę mięcha przeznaczonego na steki.
- Tak, wóz robi turk, turk i znów będziemy turkturkować. - powiedział z zachęcającym, łobuzerskim uśmiechem, jakby szykował się do płatania psot. Wiedział już, gdzie pojadą. Cosiek sam będzie musiał wybrać swoją nagrodę. Jedną i tylko jedną, ale czego tam nie było!
Ten dzieciak. Mały, głupi, co to tylko żebrze o jedzenie i załatwia się gdzie chce, potrafił przywrócić mu rezon. Bo Cosiek nie dawał mu chwili wytchnienia. Zadawał pytanie za pytaniem, zajmując Keera i odciągając go od nieprzyjemnych wspomnień. Spuścisz gnojka z oka, gubisz go. Znudzi się? Będzie jeszcze gorzej, bo zrobi sobie ała, a potem będzie wielkie buu. Gawain nie lubił dzieci. Były jak kamień w bucie, ale gdy wkraczało się w bagno, okazywał się całkiem miłym towarzyszem podróży. Kawałek stałego lądu. Właśnie tak postrzegał swojego małego klona.
Rudzielec zerknął na Kogitsune, splótł ramiona na piersi i pokiwał głową ze zrozumieniem. Zaraz potem zaśmiał się, nie wierząc w to, co słyszy. - No dobrze. Skoro pan, panie Kogitsunemaru, jest taki duży, to z pewnością wie pan, gdzie powinniśmy się teraz udać i co robić! - wskazał na niego otwartą dłonią i skłonił się lekko, z uznaniem i szacunkiem, czekając na ruch dziecka. - Taki duży, a nie wie, co znaczy również? - zapytał z nagle odkrytym zaskoczeniem. - Również. W sensie, że tobie też będą tak mówić. - wytłumaczył.
Stał i patrzył na zagubionego chłopca. Chciałby dać mu imię, datę, miejsce. Naprawdę cokolwiek, czego Kogitsune mógłby się uczepić. Niczego takiego jednak nie miał. - Niestety nie. - głos Gawaina zabrzmiał głucho jak echo w pustej studni. - Ale zdobędę dokumenty dla Cośka. - obiecał, czując jak kolejny kamień dołącza do całej ciążącej mu sterty paktów, umów, powinności i występków.
Cień gapił się znudzony na swojego kochanka. Potem gapił się gdzieś w przestrzeń w myślach wyliczając słowa lub sytuacje, których Cosiek nie zrozumie. Przecież las to dom. Rudzielec przechylił głowę w lewo. Kiedy przyjdzie czas? Czas ma nogi? Przechylił głowę w prawo. Za każdym razem, gdy napotykał lukę, którą dziecko postara się załatać dodatkowym pytaniem, kiwał głową na boki lub przestępował z nogi na nogę. W końcu jednak Gawain po prostu położył dłoń na ramieniu Lisa. - Możemy już iść? Będziemy mieć dość czasu na pogaduchy w powozie. - powiedział łagodnie i wziął dziecko na ręce.
- Czyli musiałbym jeść, żeby móc choćby skosztować trunku. - odparł z przekąsem. Potrafił upić się trzema kolejkami, jeśli się nie pilnował. Zmarszczył brwi, po czym skrzywił się z bólem. - Przepraszam. - szepnął zaraz i wyraźnie się zgarbił. W duchu dziękował za konie i ilości rzeczy, których wymagają. Przynajmniej cisza nie raniła uszu.
- Nie. Choć po Tobie można się tego spodziewać zawsze. - uśmiechnął się przelotnie, bo szybko zdał sobie sprawę z tego jak dwuznacznie to zabrzmiało. Zawsze to zawsze. Wszędzie. Przy każdym słowie, geście i czynie. Chciał mu ufać. Zawierzyć na dobre i na złe. Tylko czemu to tak piekielnie trudne? - Za to ja nie żartowałem. Naprawdę kogoś potrzebujemy. Dziecko. Praca. Lisy. Jak dojdą dwa konie, trawnik do skoszenia i sprzątanie, to musiałabym chyba zatrzymać słońce, by nadążyć ze wszystkim. - wyliczył nabierając odrobinę lekkości. Koszenie trawnika. Też coś! Naprawdę przejmował się podziałem domowych obowiązków! To chyba wyparcie. Strzelić sobie na odwagę nie mógł, więc co mu pozostało?
- Znasz go lepiej. I w zasadzie masz do niego sprawę. Dokumentację z Kliniki. I nie tutaj. W wozie. - powiedział, po czym powiódł wzrokiem po stajni. Nie lubił tego miejsca. Jak na recepcjonistkę Alice wiedziała za dużo, zadawała niewygodne pytania. Bane wciskał nochal w nieswoje sprawy. Rury doliczone do kompletu. Ordynator to Opętaniec, którego przywiało nie wiadomo skąd. Renard, która prawie wkopała ich z lekami i ledwo trzymała język za zębami, zamiast donosić Stowarzyszeniu. Dla Gawaina nic nie trzymało się kupy. Nie był tylko pewien, co skrywa się za tą fasadą, co spaja te wszystkie niepasujące do siebie istoty. W każdym razie za nic w świecie nie chciał gadać o Pardonie tutaj. Dość, że Cierń sprowokował go do gadki, gdy czekał na wieści o stanie zdrowia Yako.
- To co? Panie Kogitsunemaru, czy jest pan gotowy na otrzymanie nagrody? - pociągnął wcześniejszy żart i wyprowadził towarzystwo z budynku.
Popędził bestie. Czekał ich mały spacer, na szczęście nieduży. Musieli jednak zejść kawałek z góry, a topniejący śnieg nie ułatwiał zadania żadnemu z nich. Yako miał kule, a Gawain Cośka na rękach. Obaj mozolnie, ale za to ostrożnie, zeszli do najbliższego przystanku. Nie wracali jednak do Mrocznych Zaułków. Gawain obiecał nagrodę, to nagroda będzie.

[Z/T] x3

Soph - 7 Wrzesień 2018, 22:40


    Deszcz oczyszczenia zaczął padać nad całym Mistem Lalek. Każda postać mająca kontakt z deszczem podlega efektom serum prawdy. Trwają one 10 postów od ostatniego kontaktu z wodą. Prosimy zaznaczać odliczanie postów! (Wszystko widzę~~)
    Deszcz mija wraz z końcem Wyzwań wrzesień-listopad.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group