Mari - 26 Styczeń 2018, 20:17 Temat postu: To chyba nie wilk
Spokojny wieczór w Herbacianych Łąkach. Szum drzew, zapach różnych odmian herbaty, oraz szczebiotanie ptakopodobnych istot. Delikatny wiaterek, oraz ostatnie promienie zachodzącego słońca, odbijające się od świeżego śniegu. Wszędzie spokój i brak oznak bytowania jakichkolwiek ludzkich istot.
Jedyne ślady, jakie zaburzają ład zimnego puchu to odciski zwierzęcych łap. Jedne psie inne bardziej kocie, a jeszcze inne chyba ptasie, choć czy można być tego pewnym patrząc na istoty zamieszkujące Krainę Luster? Chyba jednak nie do końca. Nigdzie jednak nie widać śladów żadnych istot humanoidalnych. Żadnych śladów stóp czy butów. Idealny wieczór by sobie spokojnie pospacerować i nie martwić się jakimiś napotkanymi przechodniami. W końcu większość pewnie grzeje się przy kominach, bo mróz trochę daje się we znaki, ale i w tym można odnaleźć spokój i piękno. Kto co lubi.
(Napisz proszę co zagnało Koniczynkę w mroźny wieczór w głąb Herbacianych Łąk. Jak jest ubrana, co ma przy sobie oraz w jakim jest stanie, psychicznym i fizycznym)Seamair - 4 Luty 2018, 00:15 Dźwięki miarowych kroków niosły się echem wśród drzew, splatając w zgodną melodię z szumem wiatru i ptasimi trelami. Takie właśnie odnosiłam wrażenie, co jednocześnie dość mnie bawiło wszak komu jak komu, ale mi daleko było do harmonii. Teraz jednak koiłam się spokojem, jaki niósł ze sobą nadchodzący mrok. Cieszyłam oczy białym skrzącym kobiercem, jaki rozciągał się pod moimi stopami i tylko czasem przez myśl przemykało mi, że piękniejszy stałby się, gdyby zdobiły do plamy ze szkarłatnej… nie, z błękitnej krwi. Potrząsnęłam głową, uwalniając spod poły kaptura kilka pasemek różowych włosów, jednocześnie wypraszając z umysłu zbędne myśli. Niewielka czarna skórzana torba obijała się o mój bok, przy każdym bardziej energicznym kroku. Nie lubiłam nosić ze sobą zbędnego bagażu, to też w jej wnętrzu skrywało się jedynie najpotrzebniejsze drobiazgi. Kilka szklanych pojemników, opatrunki, zioła, kilka fiolek leczniczych eliksirów ( wszak nigdy nie wiadomo kiedy napatoczy się jakaś ranna bestia), pudełko zapałek, kilka metrów cienkiej liny oraz niewielki srebrny sierp przydatny w zbiorach ziół i nie tylko. W kieszeniach szkarłatnego płaszcza, który świetnie sprawdzał się przy mroźnej pogodzie, kryły się również srebrne noże. Ostrza nie stanowiły jedynej niosącej śmierć tajemnicy, nie należało zapominać o zaszytej w podszewce, niewielkim flakoniku z trucizną własnej roboty. Wiedza zdobywana w wieży, przysłowiowo nie poszła w las.
I właśnie praktyki prowadzone w roli Różanej Czarownicy, teraz przywiodły mnie na teren Herbaianych Łąk. Poszukiwałam pewnej rośliny a dokładniej pasożyta drzew, występującego jedynie w bliskiej przestrzeni herbacianych rzek. Mało kto wiedział, iż w owocach *teleszy kryje się substancja, która w połączeniu z kilkoma innymi składnikami stanowi diabelnie mocny eliksir odurzający. Warto było posiadać taki na pod orędziu, a moje skromne zapasy zbliżały się ku końcowi.
Podniosłam dłoń, by nieco poluzować węzeł bolerka niewidka, które miałam narzucone na płaszcz. Kolejny atrybut w moim nierozłącznym magicznym arsenale, z którym nie miałam zwyczaju się rozstawać. W końcu nawet ja nie wiem, kiedy najdzie mnie ochota na stanie się niewidzialna, przywdzianie wilczej skóry, zauroczenie kogoś, albo przyzwanie paru umarlaków… życie lubi zaskakiwać, podobnie jak kobiece kaprysy.
Przystanęłam na moment, aby poprawić wiązanie przy niewielkiej naftowej latarni, przymocowanej do bocznej kabury torby. Szukanie roślin po zmroku nie wydawało się mądrym pomysłem, jednak w przypadku teleszy było koniecznością, jej owoce dojrzewały tylko w określonym czasie i zbierać należało je po zachodzie słońca. A w każdym razie, takie właśnie mądrości zawierały księgi w mych zielarskich zbiorach. Uniosłam szkarłatne spojrzenie ku koronom drzew, wypatrując wśród gałęzi, drobnego czerwonego punktu, pierzastej kulki, a dokładniej mojego avi, który teraz był zajęty prowadzeniem dla mnie poszukiwań, rzeczonej roślinki.
*nazwa rośliny będącej magicznym odpowiednikiem jemioły xD.
** ubiór - tak jak na załaczonym obrazku - https://i.pinimg.com/564x/f0/e7/fc/f0e7fc849ab89274e99694f2982b9883.jpgMari - 11 Luty 2018, 19:34
Na drzewach udało jej się znaleźć kilka pęczków teleszy. Nie było tego na razie wiele, ale kto powiedział, że musi szukać tylko na obrzeżach. Zawsze można wejść głębiej w herbaciany gąszcz.
Im głębiej szla między drzewa, tym częściej pojawiły się ślady zwierząt. Tutaj obgryzione drzewko tutaj odciski łap, a tu coś w co lepiej nie wdepnąć. Jak to w lesie nigdy nie wiadomo kiedy natrafi się na jakąś minę. Trza patrzeć niestety nie tylko po koronach drzew by odnaleźć interesujące nas składniki, ale również pod nogi, by nie nanieść potem gdzieś więcej zapaszków niż się tego by chciało.
W pewnym momencie mogła usłyszeć w oddali coś jakby wycie wilka, choć w tej Krainie nigdy nie wiadomo czy to co się słyszy jest prawdziwe czy nie. To co mogło zwrócić jej uwagę, to to, że cokolwiek wydawało ten odgłos było jeszcze dość daleko, ale na pewno było albo wściekłe albo załamane. Albo obie te rzeczy na raz. Takie przynajmniej mogła odnieść wrażenie.
W oddali mogla też usłyszeć nawoływanie, przypominające raczej ludzkie, ale były to zbyt odległe odgłosy by mogła usłyszeć cokolwiek więcej. Jedna co ją obchodzi to, że ktoś sobie łazi tutaj w środku nocy? Przecież sama sobie spacerowała i zbierała odpowiednie składniki do nowych eliksirów. A w Krainie Luster nie brakuje dziwnych istot, które wolą noc od dnia.
Seamair - 13 Luty 2018, 02:36 Wchodząc coraz głębiej w leśną gęstwinę, czułam coraz to większą swobodę i ekscytację zarazem. Z niecierpliwością wyczekiwałam spotkania z mieszkańcami tutejszych terenów. Każdej bestii towarzyszył specyficzny zapach, co więcej wiele z stworzeń chętnie znaczyło swe terytorium, to też ostra woń amoniaku drażniła nos, rozchodząc się w mroźnym powietrzu. Fakt, iż wędrując po lesie, należy zerkać pod nogi, nie był mi obcy, w przeciwnym wypadku nie raz wylądowałoby się na ziemi wskutek spotkania z wystającym korzeniem, lub czyjąś norą.
Nie miałam problemu ze wspinaniem się na konary drzew, a nawet sprawiało mi to swego rodzaju przyjemność. Był to dobry moment na rozgrzanie ciała, które zmagało się teraz z chłodem. Siedząc na jednej z gałęzi i ostrożnie odcinając pędy tleszy, nagle dobiegło mnie wycie… Poczułam jak, ciało przeszywa mimowolny dreszcz, zaś czarne źrenice mych oczu nabierają drapieżnego kształtu. Nie zważając na zimno, odchyliłam połę kaptura, by móc lepiej wsłuchać się w dźwięki niesione leśnym echem.
Wzdrygnęłam się, czując emocje przetkane w wilczym skowycie… Gdy po chwili dobiegły mnie również odgłosy „ludzkiej” mowy, silniej zacisnęłam dłoń na rękojeści dzierżonego sierpa. Gniewnie zmarszczyłam brwi, po czym schowałam do torby zebraną roślinę i w kilku płynnych susach znów znalazłam się na ziemi. Zagwizdałam, w umówiony sposób, tym samym przywołując do siebie Tetiego. Czerwona ptaszyna wylądowała na mojej wyciągniętej dłoni i popatrzyła na mnie ze znużeniem.
-Niech zgadnę… Mam lecieć i sprawdzić skąd dobiegają tamte odgłosy? - W rzeczy samej i masz to zrobić szybko. Chce wiedzieć, jeśli dzieje się tam coś… -Tak, tak wiem… Jak zwykle. Mieliśmy tylko przyjść po zielsko i wracać… -Leć…
Avi z wyraźnym niezadowoleniem ruszył w kierunku, z którego rozchodziły się nawoływania i wycie. Być może były to jedynie moje urojenia, jednak zaczęły ogarniać mnie złe przeczucia. Przyglądałam się, temu, jak mój oddech zmienia się w kłęby pary, rozbijające się teraz o korę drzewa. Avi wysłany na przeszpiegi powinien szybko wrócić. Spokojne stanie w miejscu i oczekiwanie na „raport” szybko jednak mnie przerosły, i sama nie spostrzegłam, gdy nogi zaczęły mnie nieść w stronę, z której rozbrzmiało rozdzierające wycie.Mari - 22 Luty 2018, 22:48
Po gwiździe odgłosy na chwilę ustały. Przez to, że było już późno, większość dźwięków roznosiła się szybciej i dalej niż zazwyczaj. Po chwili jednak odgłosy wróciły jednak były bardziej nerwowe, jakby ktoś kogoś pospieszał. Z dala dało się słyszeć coś jakby rżenie koni, ale pewności nie można było mieć.
Kolorowy ptaszek musiał niestety chwilę lecieć by zobaczyć co się dzieje. Na obrzeżach dużej polany stał wóz, na który kilka człekokształtnych istot wrzucało coś, jednak w tym świetle i z tej odległości Avi nie mógł zobaczyć co to dokładnie było. Mógł jednak zwrócić uwagę na to, że prowadziły do nich ciemne smugi na śniegu.
Jeden z mężczyzn, prawdopodobnie szef całej tej bandy, popędzał resztę, patrząc gdzieś w dal. Co jakiś czas rozglądał się też czy nie namierzy skąd wcześniej słyszał gwizd.
Gdyby Avi spojrzał za smugami na śniegu, dostrzegł by w krzakach jakąś pokraczną postać. Przypominała wielkiego psa, a może mocno owłosionego Dachowca? Sądząc jednak po wyciu, które wydobywało się z gardła tego stworzenia to raczej nie był kot. Za nim również ciągnęła się smuga, jednak była ona mniejsza, ledwo widoczna. Próbował jakoś dostać się w kierunku wozu i tego co na nim się znajdowało. Na wóz wrzucano dziwne...przedmioty? do których chciał się dostać stwór. Ale dlaczego im aż tak na tym zależało?
Seamair - 23 Luty 2018, 04:49 Moje kroki stawały się coraz bardziej zdecydowane i szybkie, nie przerodziły się jednak w bieg. Rozsądniej było zaczekać na wieści od Tetiego, nie zmieniało to jednak faktu, iż z każdą chwilą znajdowałam się, coraz bliżej miejsca skąd dochodziły niepokojące odgłosy. Przystanęłam tylko na chwilę, gdy po lesie poniosło się wycie… starałam wsłuchać się w emocje, jakie niosły ze sobą dźwięki.
Cholera… szepnęłam tylko, po czym jeszcze bardziej przyspieszyłam kroku. Działo się coś złego… czułam to, jeszcze nim avi wylądował na moim ramieniu. Oparłam się plecami o pień drzewa, po czym wysłuchałam szczegółowej relacji, jaką zdał mi mój pierzasty kompan. Jak na razie wszystko wskazywało na to, iż spełniały się w tej chwili moje najgorsze obawy… coś groziło jakiejś bestii. Ciemne ślady na śniegu mogły być albo jakąś substancją, albo krwią… a że nie należałam to niepoprawnych optymistów, zakładałam, że było tym drugim. Rżenie koni poniosło się echem wśród drzew, to zaś ponagliło mnie do podjęcia działań. Spieszyli się… a ja nie mogłam pozwolić, na to by uciekli, nim sama nie rozeznam się w sytuacji.
-Ilu dokładnie widziałeś? Są uzbrojeni?
Dałam aviemu szansę, na podzielenie się ze mną dodatkowymi informacjami. Mój głos był ściszony do konspiracyjnego szeptu. Zmrużyłam oczy, starając się dojrzeć między drzewami i krzewami, to o czym opowiedziała mi pierzasta bestyjka, byłam jednak zbyt daleko. Musiałam szybko znaleźć się na miejscu akcji, jednocześnie nie wzbudzając podejrzeń… powinnam pozostać niezauważoną, dzięki czemu zyskałabym czas i swobodę w zbadaniu sytuacji. Mogłabym skorzystać z portalu, było to jednak ryzykowne… nawet gdybym skorzystała z bolerka niewidka, to tamci mogliby spostrzec aur przejścia. Moje spojrzenie zatrzymało się na Animicusie.
-Dołącz do mnie i zaszyj się gdzieś w pobliżu, schowaj w krzakach. Obserwuj, być może będę Cię potrzebować. -Nie podoba mi się to… mam złe przeczucia. -Ale wiesz, że nie odpuszczę…
Uśmiechnęłam się po czym, przymknęłam oczy i skupiłam na postaci, jaką chciałam teraz przybrać. Mój wybór padł na sowę, ponieważ jej obecność nie powinna tutaj nikogo zadziwić, co więcej ów stworzenie mogło się pochwalić bardzo dobrym słuchem i jeszcze lepszym wzrokiem. W tego rodzaju wypadkach należało mieć oczy dookoła głowy i tym razem zamierzałam potraktować to dosłownie. Co więcej, te właśnie ptaki, raziły sobie, jeśli chodziło o różnorodne manewry podczas lotu, takiego jak na przykład wymijanie rosnących drzew. Nie minęła nawet minuta, gdy mój ciało zaczęło się kurzyć, a w powietrzu dało się słyszeć szelest piór. Przybrałam białe upierzeni, dziki, któremu liczyłam na szybsze wtopienie się w teren. Natychmiast wzbiłam się do lotu, pożądając za odgłosami niosącymi się ze skraju polany. Moim zamiarem, było podlecenie jak najbliżej, bez wzbudzania sensacji, oraz dokładniejsze rozeznanie się w sytuacji. Tylko raz obejrzałam się za siebie, aby upewnić się, czy avi podąża za mną. Wiedziałam, że przelot zajmie mu znacznie dłuższą ilość czasu, o której decydowała aktualnie różnica w rozpiętości skrzydeł. Strzeżcie się… Sowy nie są tym, czym wydają się w rzeczywistości… Mari - 23 Luty 2018, 17:42
W trakcie swoich obserwacji ptaszyna mogła wypatrzeć przywódcę, woźnicę, oraz jeszcze dwie osoby, które ładowały wóz, ciągnięty przed dwa rosłe konie. Wóz? Czy może raczej sanie? Z dala nie dało się tego jednoznacznie określić ponieważ pojazd posiadał zarówno koła jak i płozy. Pewnie był przystosowany do tego, żeby poruszać się zarówno na śniegu, jak i na bruku.
Gdy Sea zbliżała się już pod postacią sowy, mogła dostrzec, że skończyli ładować wóz. Teraz wszyscy skoczyli na niego i rozglądali się uważnie. Jeden z nich zobaczył sowę i nawet pokazał ją szefowi, jednak ten walnął go tylko w łeb, opieprzył, że nie mają czasu na takie głupoty po czym pogonił woźnicę, żeby ten już jechał do ich kryjówki.
Zostawiali za sobą dość wyraźny ślad, gdyż nie zabezpieczyli wozu na tyle by tajemnicza substancja nie zostawiała tropu. Zapomnieli? Było to celowe? A może po prostu coś faktycznie ich goniło? Najlepiej chyba się ich zapytać, jednak czy Rogata miała na to czas?Z drugiego końca polany dobiegło ją znów wycie. Tym razem jednak było bardziej żałosne, jakby to co go wydawało, zaczynało tracić nadzieję. A może chciało tylko zwabić chętną do pomocy Poskramiaczkę prosto w swoje szpony i ostre zębiska?
Seamair - 24 Luty 2018, 04:26 Końce skrzydeł ze świstem cięły mroźne powietrze, gdy lawirowałam między drzewami, uważając by ,nagie gałęzie wystające we wszystkich stron nie zakłóciły mojego lotu. Na swoje szczęście nie był to pierwszy raz, kiedy zapragnęłam przywdziać, postać uskrzydlonego stworzenia. Gdy magiczny artefakt wpadł w me ręce, bynajmniej nie oszczędzałam ani go ani siebie. Lubiłam latanie, było czymś niezwykłym, co przynosiło poczucie prawdziwej wolności.
Uważnie obserwowałam całą rozgrywającą się scenę, starając się przede wszystkim dojrzeć, co mężczyźni wrzucali na sanie. Niestety cokolwiek to było, zostało przykryte… to też mogłam jedynie wypatrywać, czy pod samym materiałem coś się porusza. Ciemne ślady na śniegu przyprawiały o niepokój i przywodziły na myśl krew… Dalej jednak byłam zbyt daleko, aby móc potwierdzić swe przypuszczanie. Natomiast doskonale widziałam, że poza śladem prowadzącym do wozu, śnieg plamił jeszcze jeden, choć mniej wyrazisty. Z miejsca, w którym się kończyły ,dobiegał też rozpaczliwy skowyt… Wiedziałam, że to stworzeniu, skrywającemu się pośród zarośli muszę pomóc, nim jednak do tego doszło, chciałam zebrać jak najwięcej informacji. Obniżyłam lot i zatoczyłam koło nad saniami. Czwórka mężczyzn, wyraźnie się spieszyła, nerwowość ruchów, podniesione głosy… Przed przeznaczeniem i tak nie uciekniecie… Ta chwila obserwacji, pozwoliła jednak na wstępne określenie hierarchii panującej w grupie, a przynajmniej określenie jej przywódcy. Orle szpony odruchowo zacisnęły się mocniej, gdy starałam się zapamiętać twarz ów mężczyzny. Uśmiechnęłabym się, lecz dziób mi to uniemożliwiał, byłam jednak zadowolona z faktu, iż moja obecność została zbagatelizowana. Bo kto by się przejmował głupią sową, prawda?
Czekał mnie teraz ryzykowny moment, lądowanie i nawet jeśli tamci nie zwracali uwagi na sowę, to nie mogłam zostać pod tą postacią, jeśli chciałam porozumieć się ze stworzeniem, skrytym w zaroślach. Nie wiedziałam jak, ów istota zareaguje, jaką miało naturę, czym była. Reyuin, Likyus, Furbo, Peste, Schnee, Phantom o tych bestiach pomyślałam w pierwszej kolejności. Mogło się okazać, że kryło się tam coś zupełnie innego, coś, czego nie znałam. Musiałam zachować czujność…
Po krótkiej chwili, korzystając z momentu, gdy nieznajomi byli skupieni na tym, co na wozie i sobie wzajem, wylądowałam, tak by skryć się za ścianą zarośli. Zamarłam w bezruchu, dając czas na reakcję istocie, w której pobliżu się znalazłam, mimo iż pozostawiłam między nami kilkumetrowy dystans. Jeśli bestia zaatakuje, odskocz i ponownie wzbiję się do lotu, zapewne starając się przysiąść na jakiejś pobliskiej gałęzi. Jeśli jednak nic się ni stanie… pochylę się, i na powrót przybiorę swą oryginalną postać, starając się pozostać jak najbliżej ziemi.Mari - 15 Marzec 2018, 12:31
Pod płachtą nic się nie poruszało. Cokolwiek to było, było albo martwe, albo ogłuszony, o ile w ogóle były to jakieś istoty. Lecąc nad wozem, Seamair mogła jednak dostrzec, że coś z wozu zwisa, coś...jakby ogon? Ale mogło jej się tylko wydawać. W końcu mogło to być cokolwiek innego, co tylko go przypominało, a miłość do wszelakich Bestii, tylko podsunęłaby jej ten obraz. Nie musiał on jednak być prawdziwy.
Przyglądając się mężczyźnie, Sowa mogła dojrzeć jedną bardzo charakterystyczną rzecz. Jego twarz w połowie miały inny odcień. A może nawet nie sama twarz, a on sam był dwukolorowy? Połowa jego twarzy i głowy była jasna, z ciemnymi włosami, a druga ciemniejsza, z blond włosami. Zupełnie jakby ktoś go sklepił z dwóch osób, a może właśnie tak było? Kto wie bowiem czy nie był jakimś Cyrkowcem czy innym tworem sztucznym.
Gdy tylko wszystko zostało załadowane, wóz odjechał w pośpiechu. Robiło się ciemno i zimno, a mężczyznom wyraźnie się spieszyło. Uciekali przed czymś, albo goniły ich terminy, bo gdy jeden z nich wycelował w sowę, dowódca trzasnął go rękojeścią myśliwskiego noża w tył głowy i opierniczył z góry na dół, każąc mu w końcu ruszyć dupsko. W końcu już mówił, że nie mając czasu na takie duperele, jak jakieś pieprzone ptactwo.
Gdy Poskramiaczka wylądowała nieopodal płaczącej Bestii, ta nawet na to nie zareagowała. Czemu miałaby zwracać uwagę na jakieś ptaszydło skoro przed nim dzieje się tragedia? Zwierze próbowało się czołgać, miało zraniony bok, jednak nie było to nic poważnego o ile szybko się zareaguje. Nogę za to miało uwięzioną we wnykach. W metalowej pętli, która wrzynała się powoli w tylną łapę, przy każdym mocniejszym szarpnięciu.
Zwierze przypominało wilka i było dość młode, jednak już wyrosło z wieku szczenięcego. Czując nową ludzką istotę, zwróciło się w stronę kobiety, która nagle pojawiła się na miejscu Sowy i zawarczało groźnie. Chciało ją zaatakować, jednak tylko warknęło i opadło na bok, tracąc przytomność.
Seamair - 20 Marzec 2018, 23:34 Co znaczy być Poskramiaczem… widziałam, czego oczekiwała Moria, przeglądałam dokumenty Ojca… i wiem, więcej niż bym chciała… Pewnych rzeczy nie da się zapomnieć. Poskramiacz miał zawładnąć bestią, uczynić ją sobie poddaną… nadal ciekawi mnie czy przewidzieli, iż zyskamy coś więcej… coś tak cennego, jak zrozumienie. W chwilach takich jak ta, kiedy emocje były wyjątkowo silne, miałam wrażenie, iż więź łącząca mnie z bestiami staje się jeszcze silniejsza.
Czułam ból i złość, jakie wylewały się z bestii, spodziewałam się agresji, była w końcu częstą towarzyszką cierpienia. Gwałtownie odsunęłam się do tyłu, aby znaleźć się poza zasięgiem ostrych kłów. Nie zdążyłam odezwać się słowem, gdy bestia ze skowytem runęła na ziemię. Powietrze przesiąkało zapachem posoki i mokrego futra. Nie zamierzałam tracić ani chwili z cennego czasu, zwłaszcza gdy ten decydował o cudzym istnieniu. Spojrzenie pełne jadu jeszcze przez krótką chwilę prześlizgnęło się po oddalającym się powozie. Teraz jednak musiałam skupić się na rannej bestii. Z torby wyciągnęłam wszystkie potrzebne sprzęty. Zanim jednak uwolniłam Likyusa z sideł, przy pomocy bandaża stworzyłam dla niego prowizoryczny kaganiec. Zbyt długo obcowałam z bestiami, by zapomnieć, o tym, do czego zdolne są w chwili przerażenia czy złości. W pierwszej kolejności pozbyłam się wnyków, ustawiła wilczą łapę, tak by, jak najbardziej zminimalizować dalsze urazy. Przy pomocy noża starałam się przeciąć metalową linę, jeśli jednak ta sztuka mi się nie udała, skupiłam się na wyrwaniu z ziemi palu, do którego lina była umocowana. Kątem oka cały czas starałam się zerkać na bestię, nie wiedziałam, kiedy się przebudzi ani w jaki sposób zareaguje. Pogładziłam grzbiet bestii kilkukrotnie, powtarzając spokojnym tonem.
-Jestem, by pomóc, nie skrzywdzę Cię. Leż… proszę.
Jeśli tylko Likyus pozostał nieprzytomny lub okazał odrobinę woli współpracy, przeszłam do oględzin oraz opatrywania rany, jaka rozciągała się na jego boku. Musiałam skupić się teraz na rannej bestii, przez co w umyśle wznosiłam tamę, dla fali złości, jakie wzbierały, na myśl o tym, co się stało. Być może nie miałam pewności czy wszystko, co widziałam było prawdą, wolałam jednak zakładać w tym wypadku najgorszą kartę. Szachownica (bo tak nazwałam w myślach herszta bandy) wraz ze swoją ekipą bardzo się spieszyli… w dodatku powietrze nadal było przesiąknięte wonią krwi…Mari - 22 Marzec 2018, 16:04
Wilk wyraźnie chciał kobietę ostatecznie zaatakować, jednak nie miał na to siły. Poza tym i tak daleko by nie zaszedł, przez to, że został uwięziony. Cierpiał i to bardzo, dodatkowo czemu był daleko od swojego stada? Przecież wilkowate raczej trzymają się w watahach, a ten został sam, czemu nie było żadnego członka stada, który by go pilnował i bronił przez zagrożeniem. A może to właśnie stado zostało zamienione w górę futra na tamtym wozie? Póki się za nimi nie pójdzie to nie ma szans na to, żeby się tego dowiedzieć. Jedynym tropem w tym momencie była ścieżka krwi, prowadząca możliwe, że do celu, do które podążali mężczyźni, a może tylko kawałek? W końcu jest zima, nigdy nie wiadomo czy trop nie zniknie nagle z powierzchni ziemi.
Likyus był nieprzytomny, więc rogata mogła spokojnie zająć się jego ranami. Zdawało się jakby zasnął bo oddychał w miarę regularnie, choć co jakiś czas wstrząsały nim dreszcze. W końcu było zimno, od stracił sporo krwi, miało prawo mu być zimno. Pysk miał lekko rozchylony, a jego różowy jęzor leżał na śniegu.
Z wielkim trudem, ale Koniczynie udało się przeciąć więzy, które uwięziły nogę czworonoga. To jednak nie oznaczało jednak, że już był wolny. Trzeba było jeszcze pozbyć się linki, która była w ranie, tej nie było szans przeciąć nożem, ale może uda się jakoś ją poluzować, żeby móc ją zsunąć z łapy i móc się zająć spokojnie ranami i opatrzyć je.
Pytanie tylko ile jeszcze to wilczysko miało zamiar tak sobie spać i udawać, że nie żyje?
Seamair - 22 Marzec 2018, 22:03 Słyszałam odgłos oddalającego się wozu i nadal miałam w pamięci wystające skrawki futra… krew, której metaliczny zapach unosił się w powietrzu. W mojej głowie czarne scenariusze pojawiały się z szybkością, porównywalną do tej, w której szalone pomysły rodzą się w umyśle Kapelusznika, który przedawkował herbatę. Nie miałam jednak pewności, co się stało… nie wiedziałam, czy na wóz zostały załadowane nieprzytomne, ogłuszone czy też może martwe bestie. To, czego byłam pewna to fakt, że przed sobą miałam żywe i cierpiące stworzenie, które potrzebowało pomocy. Ranna bestia była również świadkiem scen, jakie się tu odegrały. Przygryzłam dolną wargę, przeklinając się w myślach Gdybym tylko dotarła tutaj trochę wcześniej… może…może… . Potrząsnęłam głową, chcąc uwolnić się od natrętnej myśli. Nie byłam Zegarmistrzem… nie miałam władzy nad czasem, więc pozostawało mi stawić czoło rzeczywistości taką, jaka jest.
Metalowa pętla w końcu dała za wygraną, nadal jednak wrzynała się w łapę Likyusa, a sądząc po tym, jak głęboko wbiła się w ciało, bestia musiała być bardzo zdeterminowana, by wydostać się z potrzasku. Samo patrzenie przyprawiało o ból… Starałam się być jak najbardziej delikatna, podczas usuwania wnyków. Złapałam miejsc u nasady pętli i powoli zaczęłam ją rozluźniać, gdy otwór dostatecznie się poszerzył, zdjęłam wnyki i odłożyłam je na bok. Zabrałam się za oczyszczenie rany, do czego wykorzystałam jeden z eliksirów leczniczych. Płyn od razu wnikał w zranioną tkankę, jednocześnie uśmierzając ból. Korzystałam ze specyfiku rozważnie, mając na uwadze raną, która przecinała wilczy bok. Obserwowałam czy bestia nie zaczyna się przebudzać, ból mógł być tak silny, że pozbawił stworzeni przytomności, teraz jednak mógł podziałać zupełnie przeciwnie. Chciałam być gotowa na ten moment, dlatego co jakiś czas przemawiałam do wilka spokojnym głosem.
-Nie ruszaj się, spokojnie… Pomogę Ci, nie jestem wrogiem. Jestem po Waszej stronie.
W końcu mogłam powiedzieć, że wywodziliśmy się w jednej krwi… To właśnie krew Likyusa była mi przetaczana, podobnie moje drugie serce, niegdyś biło w piersi jednej z tych pięknych bestii. Ile żyć pochłonęło stworzenie mnie, taką, jaką się stałam…
Jeśli tylko czworonóg dalej pozostał nieprzytomny lub leżał spokojnie… przeszłam do sprawdzenia rany, która powstała na jego boku. W ruch ponownie poszła fiolka z eliksirem. Byłam gotowa i jeśli rana wymagała szycia, to miałam potrzebne do tego instrumenty oraz umiejętności. Taki zabieg wiązał się jednak z bólem, zaś ja nie dysponowałam znieczuleniem większym niż to, jakie zapewniał eliksir, który częściowo uśmierzał ból. Dlatego liczyłam, że rana nie jest głęboka i wystarczy założyć sam opatrunek. Sądząc jednak po plamie krwi zbierającej się wokół wilka, miałam umiarkowane nadzieje.
-Zapłacą za to, za każdą przelaną krew... zapłacą Mari - 23 Marzec 2018, 10:16
Likyus nie miał zamiaru się ruszyć. Szarpnęły nim lekkie dreszcze, gdy kobieta zajmowała się jego ranami. Nic nie wskazywało jednak na to, żeby miał się teraz obudzić. Musiał być naprawdę wykończony, albo było mu coś jeszcze poza tym co było widać na pierwszy rzut oka. Dlaczego go bowiem zostawili? Przecież został złapany we wnyki, czemu więc jego też nie wzięli na ten wóz, a raczej wyglądali jakby przed nim uciekali? Coś musiało być nie tak.
Rana na boku nie była zbyt głęboka, wilk musiał się po prostu mocno szarpać i przez pod nim pojawiło się tyle krwi. A może leżał tam jeszcze jeden osobnik, które myśliwi zabrali ze sobą? Kto by tam to odgadł. Trzeba by umieć czytać w umysłach Bestii i sprawdzić ich pamięć, a tego nawet Poskramiacze nie potrafią, więc Seamair pozostają jedynie domysły, co tutaj się tak naprawdę wydarzyło.
Likyus zaczął cicho skuczeć. Nie ruszał się jednak zbytnio. Leżał na śniegu i spoglądał przed siebie, mając przymknięte powieki. Wyglądał jakby się poddał bo nawet nie próbował pozbyć się prowizorycznego kagańce. Po prostu leżał i oddawał się woli dwunożnej istoty. Czy jednak zostawianie go tak było dobrym pomysłem? Noc już była już ciemna, choć dzięki śniegowi dało się zobaczyć to co ich otaczało.
Było coraz zimniej, a dodatkowo z nieba zaczęły spadać pierwsze płatki śniegu, zapowiadające zmianę pogody, która niekoniecznie musiała pomóc w mszczeniu się na kłusownikach.
Seamair - 25 Marzec 2018, 21:01 Na szczęście zarówno, moje, jak i bestii rana na boku nie wydawała się poważna. Zajęłam się jej opatrzeniem. Bandaż szczelnie spowił skaleczenie, tym razem fakt, iż wilk tak potulnie poddawał się, mym zabiegom zmartwił mnie… Taka apatia nie była normalna… Rany nie były poważne, a bestia mimo to nie miała siły walczyć…
Nagle w mojej głowie, zapłonęły podejrzenia… przypomniałam sobie o grupie kłusowników, którą udało mi się zwalczyć. Zniszczyłam gniazdo żmij, ostrzem, ogniem i… trucizną. Czarne ostrza, bo tak się zwali, korzystali z dziwnego stopu metalu, który zawierał w sobie truciznę. Zadane rany goiły się długo, trując organizm. Sama odniosłam raną, od czarnego ostrza… wówczas niemal bez przerwy musiałam zażywać eliksiry lecznicze. Co, jeśli tamci też użyli trucizny?
Zagryzłam zęby, sięgając do swojej torby, szukając kolejnej fiolki z eliksirem. Ten różnił się jednak od poprzedniego, był bardziej skoncentrowany, przeznaczony typowo do picia. Otworzyłam flakonik, wyrywając korek zębami, po czym popatrzyłam na pysk Likyusa.
-Będziesz musiał to wypić. Nawet jeśli Ci się to nie spodoba. To lek.
Chcąc zapewnić istotę o swych słowach, wylałam odrobinę specyfiku na własny język. Chciałam udowodnić, iż nie mam zamiaru go otruć. Teraz jednak obawiałam się o swoje dłonie. Podstawiłam fiolkę pod nos bestii, by ta mogła się oswoić z zapachem. Jeśli Likyus nadal nie wykazywał większych sprzeciwów, spróbowałam wlać zawartość fiolki do jego paszczy. Byłam też gotowa na użycie planu B, czuli rozwiązania bardziej cóż... siłowego. Rozwarcie dolnej szczęki i wlanie eliksiru wprost do pyska… Żałowałam, że nie potrafię wytwarzać tabletek, sprawa byłaby znacznie prostsza.
Gdy już udało mi się (albo i nie) „przekonać” wilka do zażycia leku, spostrzegłam jak na ziemi zaczęły osiadać białe płatki. Wyglądało na to, że pogoda zapragnęła sprzysiąc się przeciw mnie… Jeśli będę zwlekać, a opady nie ustaną, śnieg wkrótce mógł zakryć ślady wozu… Czas nas gonił…
Jeśli wilk nie zrobił tego do tej pory, pozbyłam się prowizorycznego kagańca, po czym szybkim ruchem zarzuciła sobie torbę na ramię. Wstałam po to, by teraz stanąć naprzeciw bestii.
-Nie ufasz takim jak ja, prawda? Rozumiem to, bo też nie ufam większości. Ale teraz musisz zaufać mi.
Powiedziałam to stanowczo, zaś moje źrenice zwęziły się drapieżnie. Fakt, iż byłam Poskramiaczm nie oznaczał wcale, że każda napotkana bestia nagle zapała do mnie sympatią, o nie… na zaufanie i sympatię należy sobie zapracować.
-Muszę wiedzieć, co się stało… Nie widziałam wiele… ale czy Tamci… zabrali Twoją sforę? Proszę… pomóż mi, wtedy i ja będę mogła… Mari - 27 Marzec 2018, 21:26
Wilk nie za bardzo reagował na cokolwiek, choć już się ocknął. Leżał po prostu i poddawał się woli kobiety. Na pewno nie było to naturalne, ale czy było spowodowane jakąś trucizną? A może po prostu Bestia faktycznie straciła kogoś bliskiego i nie miała już po co żyć? W końcu to nie są tylko dzikie zwierzęta, takie jak spotyka się w Świecie Ludzi, ale inteligentne istoty, które rozumieją co się wokół nich dzieje. Rozumiejąc co się do nich mówi, a to czy chcą tego słuchać czy nie to już była zupełnie inna sprawa.
Gdy chciała mu podać coś do picia, zawarczał ostrzegawczo. Jeszcze miał na pysku kaganiec, nie próbował go zdejmować, ale widać nie przeszkadzało mu to w próbie ataku i ucieczki przed niechcianym, nieznanym mu płynem. W pewnym momencie nawet zwinął się w kłębek skucząc cichutko, gdy jego rany dały o sobie znać i schował pysk pod łapy, chcąc wyraźnie dać znać, że nie ma zamiaru nawet próbować tego wyrobu człekokształtnych. Nie ufał kobiecie, ale wiedział, że teraz nie da rady jej uciec. Musiał nabrać trochę sił, a raczej picie dziwnych rzeczy nie kończyło się zazwyczaj zbyt dobrze.
Gdy chciała mu podać lek na siłę, szarpał mocno łbem, mimo iż wyglądał jakby miał zaraz wykitować tu na oczach rogatej istoty, to nadal miał jeszcze trochę energii by jakoś się bronić. Gdy łapała go za pysk opierał o jej ręce łapy starając się ją odepchnąć albo podrapać. Gdy miał możliwość próbował uderzać łbem, albo nawet ją ugryźć. Cały czas powarkiwał niezadowolony, że dotykała go bardziej niż wydawało mu się to konieczne. Nie mógł jednak jeszcze pozwolić sobie na to, by oddalić się od niej. Wbrew pozorom mogła mu się przydać. O ile nie będzie go chciała zaatakować to może go obroni jeśli Ci mordercy jednak po niego wrócą.
Warknął na nią ponownie i kłapnął zębami gdy go uwolniła, jednak nie ugryzł jej. Nie był głupi. Możliwe, że jakby ją zaatakował to ona zrobiłaby to samo, a raczej nie miał z nią większych szans na wygraną. Zainteresował go jednak spadający z nieba śnieg. Spojrzał do góry na coraz większe i gęściej spadające płatki, zapowiadające niezłą śnieżycę. Na jej słowa położył po sobie uszy i zawył żałośnie, na potwierdzenie tego co się stało. Jednocześnie czekał z niecierpliwością na zmianę pogody.