Miasto Lalek - Starożytna Świątynia
Tyk - 3 Luty 2018, 19:57 Temat postu: Starożytna Świątynia W kanałach Miasta Lalek znajduje się dziura. Ktoś powiedziałby: Kogo obchodzi dziura w kanale? Istotne jednak, że idąc jaskinią, do której się wchodzi przez ten ubytek w strukturze ścieku można ujrzeć ogromne drzwi z postaciami przypominającymi ludzi z głowami węży i także inne, które miały dodatkowo ogon zamiast nóg. Zaskakujące było także to, że brama otwierana była ukrytym mechanizmem.
Obecnie poszukiwacze przygód nie musieli jednak na to zważać. Główne drzwi rozsadzono na dwie części, a to co w nich się nie mieściło leżało porozrzucane na ziemi. Dopiero później badacze odkryli, że drzwi miały cofnąć się i odsłonić dwa przejścia prowadzące do tego samego pokoju.
Pierwsze pomieszczenie, na które natrafili badacze miało kształt sześcianu. Było niezbyt duże, a dodatkowo tylko chcący przejść przez nie suchą nogą mieli tylko szerokie na półtora metra chodniki otaczające basen. Przez całe pomieszczenie ciągnął się rząd łukowych przejść wysokich na dziewięćdziesiąt centymetrów. Nie wiadomo dokąd prowadziły, lecz dobiegały z nich dość niepokojące, trudne do określenia dźwięki. Może jednak ktoś zechce zbadać właśnie tę drogę? Jeżeli nie, to kolejne drzwi - również wymagające rozwikłania zagadki - znajdowały się po drugiej stronie pomieszczenia, a więc wchodzący musieli przebyć sześć metrów w linii prostej - przez głęboki na trzy metry basen. Przy wrotach leżał martwy bądź nieprzytomny dachowiec trzymający w ręku kamienny dysk.
Strzeżcie się jednak! Kiedy tylko postawicie krok w tym pomieszczeniu z otworów w ścianach wyjdą szczury. Po jednym na każdego niegodziwca, który ośmielił się zakłócić spokój tego miejsca. Co wskazuje na to, że zwierzęta te nie są bezmyślnymi bestiami, a raczej honorowymi strażnikami? Może to jednak po prostu przypadek.
Caliban - 4 Luty 2018, 05:07
Caliban zatkał usta urękawicznioną dłonią, gdy po raz kolejny wydał z siebie wstydliwy dźwięk - napadła go wyjątkowo nieelegancka czkawka. I dręczyła go odkąd opróżnił piersiówkę jedynie do połowy. Nie dość, że nieszykownie, to jeszcze tak prędko! Z tej więc okazji schował alkohol do torby i postanowił zrobić sobie przerwę w piciu. Nie przepadał za upijaniem się w miejscach publicznych, wolał to zostawić na później, w samotnym zaciszu domowym. Ale żeby pójść do domu, pierw musi się zakończyć dzień! A Caliban swojego jeszcze nie sfinalizował.
Na ulicach w mieście Lalek pojawiło się niejakie poruszenie. Zawierało ono bardzo dużo futra, warknięć, jęków i rozemocjonowanych krzyków. Generalnie Cal uważał takie barbarzyńskie zachowanie za nawyk u kocich przedstawicieli, lecz dzisiaj ów zgiełk wzbudził zaciekawienie u wielu przechodniów. W związku z tym, Baśniopisarz wyniuchał okazję na wysłuchanie historii i również zainteresował się powodem wzburzenia Dachowców. Począł podpytywać świadków zdarzenia (mimo wszystko wolał zdanie relacji z drugiej ręki, niż szukanie wiedzy bezpośrednio u źródła, które w tym przypadku niestety było jednym ze “zwierząt”). Ostatecznie udało mu się pozbierać do kupy, co się stało. Garstka Dachowców znalazła dziurę, a znając kocią naturę, owa dziura była zbyt kusząca, by się w nią nie wepchać. W dziurze zaś ponoć znalazły się straszne stwory. Caliban nie bardzo uwierzył w tę część historii, toteż nieszczególnie się przejął. To coś zgoła innego kupiło jego całkowity głód wiedzy - a mianowicie chodziło o tajemnicze zdobienia, sugerujące istnienie jakiejś cywilizacji, albo społeczności, pogrzebanej teraz w kanałach. Było to coś wprost wyjęte z jego książek! Miał okazję samemu przeżyć swoją własną przygodę z przeszłością, a kto wie, może i nawet odkryje coś nowego? Jakże mógłby przegapić taką sposobność! Ileż to materiału na opowieści, na pisanie, na tworzenie! Nic, nic nie mogło teraz powstrzymać Calibana, którego zapał w całości przepełnił, aż czuł dreszcze ekscytacji.
I tak właśnie wyruszył według zdobytych wskazówek ku mistycznej dziurze.
Bez większych trudności znalazł nienaturalne wejście do kanałów. Wprawdzie myślał, że będzie musiał przejść przez niezbyt ciekawie pachnącą część miasta, ale okazało się, iż niedaleko wyrwy znajduje się coś na kształt jaskini. Dzięki temu kanałowy smród zostawiał za sobą z każdym kolejnym krokiem. I tam też, w jaskiniowym korytarzu, wyciągnął jeden ze swoich notatników i ołówkiem począł skrobać wszystko co widział. Szczególną uwagę poświęcił opisowi wężogłowych postaci, które znalazł na fragmentach gruzu i spróbował zobrazować sobie w myślach jak wyglądały drzwi zanim zostały brutalnie potraktowane przez wcześniejszych intruzów. Trochę pomarudził na brak szacunku dla historycznych materiałów, ale w końcu ruszył dalej, by wreszcie odkryć, co znajduje się w pierwszym pomieszczeniu.
Oczywiście w pierwszej kolejności, uważnie oglądał i pisał. I nie chciał przestawać dopóki nie będzie zadowolony, toteż pierw chwilę mu zajęło, by się ruszyć z progu pomieszczenia.
Łukowe przejścia podsunęły mu na myśl niewielkie istoty. Może nawet same Dachowce? Przejścia były odpowiednie dla tych bestyjek, jeśli chodziłyby tylko na czterech nogach/łapach.
Nie potrafił określić dźwięków, które słyszał. Mogli to być mieszkańcy ruiny, jeśli jacyś żyli, bądź same kotołaki-odkrywcy. Postanowił, że woli dowiedzieć się więcej o wrotach i zbadać co się stało z leżącym po drugiej stronie komnaty. Niespecjalnie interesowało go ratowanie Dachowca, więc była to jedynie myśl pragmatyczna, ot, ku rzetelnej relacji, którą tu spisywał. Nie zastanowił się czy coś przypadkiem go nie “capnie” w podejrzanym basenie, po prostu zmierzył w jego kierunku i kierunku drzwi.
Soph - 13 Luty 2018, 15:27
Tafla basenu pozostawała gładka i czysta w półmroku sześciokątnego pomieszczenia, choć z głębi, gdzieś na dnie, majaczyły niewyraźne kształty – jeśliby kto chciał się nachylić i przyjrzeć. Akwen stanowił również jedyne oświetlenie komnaty – a raczej iluminacje gdzieś na jego dnie, wypełniające pomieszczenie lazurową poświatą i cieniami leniwie pełgającymi po kamiennych, rzeźbionych ścianach.
Chodnik, po którym stąpał Caliban miał płyty tłoczone w drobniutką szachownicę, z wyraźnymi wzniesieniami w miejscu kratowań, co w miejscu dotąd podobno nieznającym humanoidów mogło zaskakiwać podobnie jak Ludzi ichnie piramidy. Łuki i mroczne tunele za nimi także były rzeźbione – a wszędzie powielały się motywy węży, wężopodobnych i wężoidalnych postaci. Ewentualnie czasem jakaś samotna jaszczurka. Ewolucja, ki czort. Skoro dwa przejścia miały prowadzić do pomieszczenia z zewnątrz, w naszym sześciobocznym pomieszczeniu pozostało jeszcze wystarczająco tuneli, by sprawić badaczom kłopot, trudność czy niebezpieczeństwo.
Po dotarciu na drugą stronę basenu – czy to chodnikiem, czy wpław – Baśniopisarz mógł dostrzec naraz więcej szczegółów.
1) Dachowiec spoczywał w pozycji zdecydowanie horyzontalnej, choć lekko osunął się na zamknięte, (znów) kamienne drzwi. Ściskał w pazurzastej łapie (znowu) rzeźbiony krąg – wielkości małego talerzyka i niezbyt gruby – a sama łapa była wielokrotnie, równolegle podrapana, choć ciemna krew już zaschła w nierównych strupach.
2) W owych odrzwiach ziało wgłębienie wielkością zdecydowanie pasująca do kamiennego dysku, ale czy kotowaty wyjął go stamtąd, czy dopiero zamierzał włożyć – któż to wie?
3) Całe pomieszczenie było bardzo, ale to bardzo ciche. Brakło nawet echa kroków Calibana i dziwnych pisków i skrobów dochodzących z tuneli.
4) Z niskiego przejścia obok wyważonych drzwi wyłonił się szczur, ale nie byle jaki! Spory, błyszczący i tłus-- przepraszam, dobrze odżywiony, od kiedy mówimy o istotach rozumnych, i zaczął powoli iść na tylnych łapach w kierunku naszego protagonisty. Spojrzenie miał jakby rozumne, choć noskiem i wąsami poruszał tak raczej.... szczurzo, a futro nie było ni szare, ni czarne jak u tych ludzkich, ale przez obecny półmrok ciężko jest stwierdzić faktyczny kolor.
Teraz: co jest dla Calibana priorytetem?
Zachęcam do dołączania do wyzwania w Świątyni! choć każdy z graczy musi zacząć od pierwszego pomieszczenia c:
Caliban - 22 Luty 2018, 03:43
Każdy kolejny krok chodnikiem coraz bardziej pobudzał jego fascynację nowo odkrytym miejscem. Caliban właśnie podzielił się ze swoim notatnikiem dwiema teoriami. Jedna opowiadała historię przedziwnego i zapomnianego ludu, swym wyglądem przypominającego węże. Baśniopisarz szczerze powątpiewał, by społeczność Krainy Luster uważała gady za przystojne stwory, jakkolwiek by były ucywilizowanie. To mogło być powodem ich wygnania do podziemi, z własnego wyboru bądź wymuszonej ekspatriacji. Albo być może ich jaszczurza natura uczyniła ich skrytą cywilizacją i tak naprawdę nigdy się nie ujawnili na powierzchni, co by wyjaśniało fakt, że Caliban do tej pory nigdy nie natrafił na dowody ich istnienia. Ale prawdę powiedziawszy, logika w tym przypadku nie dość wystarczająco pobudzała zmysł romantyzmu - Cal zdecydowanie wolał wizję banicji. Oczami wyobraźni widział małą dziewczynkę z wężową głową i syczącym języczkiem, obrzuconą raz pomidorem, potem bułką, znów jakimś warzywem, aż wreszcie kamieniem. Kto byłby tak okrutny? Być może szalony kapelusznik, albo próżny Upiorny Arystokrata. Życie to wojna, a przemocy nigdy nie brakowało, nieważne w jakich czasach, czy to teraz, czy sto czy nawet tysiąc lat temu. Baśniopisarz, zaaferowany sytuacją, nie patrzył pod nogi, więc nie zdziwiło go, gdy nieuważnie otarł się ramieniem o szorstką ścianę. Ból sam w sobie był nieszkodliwy, ale sprawił, iż Caliban jeszcze wyraźniej wyobraził sobie wymyśloną, brzydką, szkalowaną i ostatecznie ukamieniowaną dziewczynkę.
Druga hipoteza zakładała, iż tajemnicza budowla została postawiona na cześć jakiejś religijnej figury. Może ów pomieszczenie było przeznaczone rytuałom? Woda często symbolizowała oczyszczenie, drzwi zaś mogły sugerować wędrówkę. Nic więcej jednak nie przychodziło mu do głowy. Rodzina Setis nie należała do bogobojnych, toteż Caliban nigdy nie przykładał większej wagi do jakichkolwiek wyznań. Nie przerywał jednak obserwacji, chcąc uzbierać jak najwięcej informacji. Nawet jeśli teraz nie poskłada wszystkiego do kupy, zawsze może zrobić to później, o ile zbierze dość szczegółowe informacje tu i teraz. Czy mniejsze portrety jaszczurek miały obrazować swego rodzaju hierarchię? Każde spostrzeżenie było ważne, nawet jeśli budziło tylko więcej pytań niż odpowiedzi.
Dotarłszy do drzwi, ukucnął przy ciele Dachowca. Nie zamierzał go dotykać bez powodu, więc wpierw przyjrzał się jego klatce piersiowej, chcąc się upewnić, że zwierz nie postanowi go zaskoczyć swoim nagłym “nie umarłem, tylko straciłem przytomność! A taki psikus!”.
Caliban nie omieszkał oczywiście opisać wyglądu dziwnego dysku, sugerując, iż prawdopodobnie jest to klucz do drzwi.
Nie jestem w stanie ocenić, co spowodowało obrażenia Dachowca, lecz mimo to podejmę się ryzyka i spróbuję odzyskać zagadkowy dysk i wpasować go w głębienie w drzwiach, w nadziei, iż uruchomi to jakiś mechanizm otwierający.
Gdy tylko postawił kropkę po zdaniu, oderwał oczy od zeszytu i spostrzegł szczurzą istotę. Czuł niejakie rozczarowanie, że nie wyszła mu na spotkanie wężowa kreatura, choć musiał przyznać, że cokolwiek się ku niemu zbliżało, było widokiem niecodziennym. Caliban postanowił na razie porzucić plan z drzwiami i kluczami. Powrócił piórem do notatnika, lecz nie odrywał wzroku od szczura. Ubolewał nad miernym oświetleniem, ale pocieszył się myślą, iż dziwna postać prawdopodobnie niedługo znajdzie się na wyciągnięcie ręki. Caliban nie bał się. Nawet gdyby i jego życie miałoby się zakończyć tu, tuż obok patetycznego Dachowca, nie miało to znaczenia. Jego śmierć nikogo by nie zraniła. Nikogo by nie porzucił (co tylko przypomniało mu, jakim żałosnym sługą jest - bo sługą bez pana), a ewentualny ból? Ból to nic. Ból to tylko dowód życia i służalczości. Każdy kiedyś musi pocierpieć, a on miał teraz okazję spisać to wyjątkowe miejsce i niepowtarzalne spotkanie! Dreszcze zaczęły się od pleców, lecz niczym błyskawica, przeszły do reszty ciała, do ramion i lędźwi. Serce przyśpieszyło, co tylko jeszcze bardziej pobudziło pisarczyka. Wargi zaś lekko się rozchyliły, jakby nie potrafiły utrzymać prędkiego oddechu. Z całej tej ekscytacji Caliban zaczął na głos wypowiadać swoje myśli, dokładnie tak, jak je zapisywał. Toteż szczur, rozumiejąc czy nie, został obdarowany deskrypcją swojego własnego wyglądu, zachowania, oraz dywagacją, czym taki wielki stwór może się dokarmiać w takim miejscu, jak to? Pospolitymi, mniejszymi od siebie szczurami? Większymi pisarzami?
- Ciekaw jestem czy istnieje między nami wspólny system porozumiewania się. - Zakończył, nie mogąc się doczekać co wydarzy się dalej.
Mavet - 24 Luty 2018, 15:27
Zgubił go znów z oczu i jak już chciał skończyć zabawę zobaczył, że w kanale jest dziura, a za nią wyważone drzwi.
Gdzie jego ofiara uciekła? Przystanął na chwilę i słuchał. Słyszał szum wody i kapanie. Typowe dla kanału. Popiskiwania szczurów i... tak! Kroki i niewyraźny głos. Oj, czyżby kogoś spotkał? Będzie zabawniej.
Ruszył miarowym krokiem w tamtym kierunku.
Widząc dwie sylwetki z czego jedna na pewno nie była jego ofiarą przemienił by lewą rękę ze szponiastej dłoni w teleskopową lufę wielkokalibrowego karabinu wyborowego, która efektywnie dość znacząco wydłużała mu rękę. Przycelował by w mniej ludzką sylwetkę i strzelił. Amortyzował odrzut ruchem reszty stawów ręki i obrotem tułowia. Mógł być silny i ciężki, ale to i tak miało solidny odrzut.
Huk w zamnnkniętej przestrzeni byłby ogłuszający.
Gdyby trafił to by rozerwało jego cel na strzępy. Mógł przemieniać ręcę w broń, która mogła spokojnie zabić za stalową ścianą. Ciało nie było w stanie wytrzymać takiego ciśnienia i dosłownie eksplodowało.
- Nie szukaj pomocy. I tak ci to nie da. - powiedziałby podchodząc bliżej. - Przede mną się nie ucieka, mój ty kot... - spojrzał na faceta przed nim i stwierdził, że to nie Dachowiec, na którego polował. Ba, wcale nie Dachowiec.
- Nie jesteś moją ofiarą. Cóż, będę musiał go złapać kiedy indziej. Teraz zaś zadowolę się tobą. - Powiedziałby podchodząc i próbując dotknąć go by móc go sparaliżować.
[Przemiana Rąk 1/5]
[Paraliżujący dotyk; może 1/2 od tury Cala chyba, bo nie wiem jak to konkretnie liczyć]
Soph - 27 Luty 2018, 23:56
Zatrzymajmy się najpierw przy Calibanie i jego szczurzym towarzyszu, jeszcze w spokojniejszym czasie. Choć oczy zwierzęcia błyszczały jakby rozumnie, nie odezwał się ani słowem. Nie rozumiał tego języka, a może nie rozumiał języka w ogóle, któż to wie? Słuchał jednak dzielnie dźwięków wydawanych przez ciekawskiego dwunoga, z takim zapamiętaniem oglądającego postaci Najwyższych Bogów. Najwyraźniej czas Wysokich nadszedł ponownie, skoro zaczęto nachodzić ich ołtarze. I tak jak od wieków, strażnicy za zadanie mieli przesiewać plewy od ziaren i bogobojnych od heretyków. Tych, co posługiwali się przemocą należało usunąć, a poszukiwaczy wiedzy przepuścić w dalsze komnaty - jeśli okazali się wystarczająco przenikliwi i zdeterminowani. Tam czekali następni bogowie na kolejnych ołtarzach.
Tak więc nasz szczurzy strażnik nie rozumiał wprawdzie ni w ząb czy wąsa co chce mu przekazać dwunóg, ale swoje zadanie znał. Stanął więc nieco bliżej Baśniopisarza, ale odwrócił w kierunku tafli akwenu. W tej też chwili poziom wody wzniósł się w kilku punktach, a następnie urósł wyżej niż mierzył sam Caliban, drżąc nieco i rzucając na ściany kolejne refleksy. Woda leniwie formowała przez chwilę abstrakcyjne - chyba - kształty: kilka połączonych kół i kółek, jakieś zygzaki i bliżej nieokreślone w formie kleksy, ale po chwili stała się szeregiem koślawych strzałek zdecydowanie wskazujących "dół". Po tym opadła z pluskiem i znów zaczęła się podnosić, ale w tym już momencie do Świątyni wtargnął zdecydowanie niepokojowo nastawiony intruz.
Szczur został zaskoczony i w chwili gdy Mavet zwrócił się doń, zdołał jedynie przemieścić potężny strumień wody w kierunku intruza. Nie pomogło to jednak na prędkość pocisku o takim kalibrze, i choć wyhamowało nieco jego pęd, szczurek uderzył o ścianę za sobą, w większości w jednym kawałku, ale z obrażeniami zdecydowanie śmiertelnymi. Jasna krew, jakby wodnista, okrasiła posadzkę i rzeźbione paszcze węży na ścianach. Z kolei po co Mavet użył broni przeciwpancernej na jednego, metrowego szczurka, pozostaje nierozwikłaną zagadką Marionetki. Skończyło się tym, że szczurek był martwy, a Żołnierzyk doszczętnie mokry.
Błędem było jednak przypuszczać, że oni trzej są jedynymi w pomieszczeniu. Chęć przedarcia się do Baśniopisarza bez rozeznania terenu mogła zgubić Maveta - i po części to zrobiła.
Raz, miał do przebycia całe osiem metrów chodnika wokół basenu - lub 6 wpław lub... wlot? - nim dotknie kogokolwiek, nie tak hop siup.
Dwa, w chwili, gdy skierował broń ku biednemu szczurkowi, za jego plecami bezgłośnie pojawił się drugi - tak jak mówił dawno zaginiony schemat: jeden honorowy strażnik dla jednego pojawiającego się (nie)wiernego. Gdy intruz wystrzelił, zwierzę rzuciło się w kierunku jego pleców i bioder, wyciągając upazurzone łapy. Huk rozbrzmiewał ogłuszająco, tynk spadał ze ścian, (znów) grzebiąc płaskorzeźby tajemnych bogów, pył wirował, drapiąc w płucach, a drugi szczurzy strażnik był już tuż tuż, bo Mavet poniechał środków bezpieczeństwa. Gdyby Marionetka zdołała go dostrzec kątem oka, miała jeno sekundę na reakcję, zdecydowanie za mało by efektywnie wycelować w przeciwnika.
Caliban z kolei przez ten cały czas miał do rozważenia kilka prostych wyborów - obserwować walkę, czy nie zbliża się ona za bardzo ku niemu, próbować uciekać choć w wejściu nadal stała nasza maszynka do mielenia mięsa, próbować znaleźć przejście do następnej komnaty, bo może tam będzie bezpieczniej, albo może sprawdzić czy z Dachowca nie da się wycisnąć więcej informacji?
Mavet - 23 Marzec 2018, 23:01
Mavet musiał przyznać, że reakcja szczura była jednocześnie zaskakująca i bardzo trafna. Pociski bardzo szybko traciły energię w wodzie. Na nieszczęście, dla szczurka, była to niewestarczająca bariera.
Hałas mu nie przeszkadzał. Ostatecznie ta broń była częścią jego ciała i jej dźwięk był dla niego czymś całkowicie naturalnym. On był bronią.
Nie zatrzymując się nawet by się upewnić czy szczur nie żyje, bo nie musiał. Nie miał szans przeżyć czegoś takiego. Szedła dalej w kierunku kogoś i jakiegoś leżącego Dachowca. Żaden z nich nie wyglądał na tego, na którego polował.
Musiał sam przed sobą przyznać, że nie usłyszał kiedy ktoś się za nim pojawił, ale wyczuł delikatne drgnienie płyty kiedy coś lub ktoś skoczył w jego stronę.
Nie zareagował w żaden widoczny sposób. Nadal był w płaszczu z kapturem więc od tyłu można go było wziąć za normalną osobę.
Jemu jednak daleko było do normalności. Stawiał, że ktokolwiek skakał chce się na niego rzucić. Całkiem prawdopodobnym przypuszczeniem było, że to kolejny przerośnięty szczur. Biorąc to pod uwagę nie musiał się martwić o powalenie biorąc pod uwagę różnicę w masie. Nie można mu też było poderżnąć gardła lub przeciąć tętnicy szyjnej - nie miał ich po prostu.
Pozwoliłby się zaatakować. Na płaszczu mu nie zależało. Jak napastnik znalazł by się na jego plecach wykręciłby pod niezdorowo wyglądającym kątem prawą, szponiastą rękę. Wyprostował by palce i uderzył w napastnika od tyłu. Docelowo chciałby trafić w szyję lub podstawę czaszki by pozbyć się problemu jednym ciosem, ale gdyby nie trafił tam gdzie chciał to by po wbiciu w ciało zagiął palce i zrzucił z siebie zbędny balast. Mógłby wtedy poprawić szponiastą nogą czy choćby swoimi makabrycznymi szczękami.
Soph - 8 Kwiecień 2018, 20:51
Bardzo zuchwałe było ze strony Maveta ignorowanie następnego małego przeciwnika. Zuchwałe i szalone! bo sprawdziło się i zarazem nie sprawdziło przy kolejnym szczurku. Jedynie świst powietrza zaanonsował przybycie futrzastego zamachowca, był bowiem tak lekki, że masywna Marionetka niemal nic nie poczuła na swoich ramionach. Zwierzak uczepił się pleców Żołnierzyka, przebijając przydługimi pazurkami materiały aż do żywego... metalu? Niemal niezauważalnie, jeśli Mavet nadal nie zwracał uwagi na zwierzaka. Szczur zaczął się zsuwać z barków marionetki, jakimś sposobem żłobiąc głębokie, cieniutkie bruzdy w hartowanym metalu.
Mavet tego nie wiedział, ale gdy jego ręka wystrzeliła pod kątem i zmiażdżyła biednego szczurka, było już za późno. Do jego ciała wprowadzony został halucynogen, zupełnie taki sam jak u leżącego naprzeciw, nieprzytomnego (martwego?) Dachowca, który do wyczerpania gonił swój własny, puchaty ogon. (Probably.)
Mavet miał jedynie chwilę, by odepchnąć kolejnego skaczącego szczurka, tym razem od lewej strony, i w kilku dużych susach dopaść do tak pożądanego Calibana (albo Dachowca, jednak nie naraz). W innym wypadku, gdyby dalej postanowił iść spacerowym krokiem, działanie halucynogenu zastanie go w połowie długości basenu. Już teraz mógł czuć, że jego umysł staje się zaskakująco ciężki, a pole widzenia wolno, ale systematycznie się zamazuje. To jak? Szybki skok naprzód czy dalej opędzamy się od kolejnych, właśnie pojawiających się, szczurów?
Niezależnie od wyboru, działanie halucynogenu spowoduje, że Mavet pozostanie sam ze swoim umysłem na następne 5 postów. Tylko on i najbliższe otoczenie, jak w klaustrofobicznym śnie - w tym wypadku: szczurki.
Mavet - 8 Kwiecień 2018, 21:37
Z pewnym zdziwieniem poczuł, że ten szczur robi w nim rysy. Nie czuł może bólu jako coś zbędnego dla niego, ale dotyk to inna sprawa. Był też świadomy swego ciała.
Tak czy siak długo nie pożył, bo skończył jak pierwszy. Tylko trochę mniej rozbybrany.
Szybko dotarł do mężczyzny, przed którym stał wcześniej szczur. Wtedy zorientował się, że coś jest nie tak. To było dla niego coś nowego, ale szybko skojarzył co to jest. Trucizna. Cholerna, magiczna trucizna, która działała nawet na jego metalowe ciało.
Jakkolwiek chciałby się zabawić jego istnienie było dla niego ważniejsze niż przyjemności. Póki istnieje może służyć swojej Pani, a nie wiedział jak to się może skończyć. Nigdy nie był bezbronny, a obawiał się, że jako taki mógłby skończyć. Nie zrobił jeszcze wszystkiego co miał dla swojej Pani. NIE MÓGŁ PRZESTAĆ ISTNIEĆ! NIE TERAZ!
Odwracając się walnął na odlew mężczyznę by wrzucić go do wody. Może się utopi, nie miał czasu na więcej.
Rzucił się ku wyjściu. Lub dokładniej do kanałów.
Świat zaczynał zmieniać swój wygląd. Przynajmniej wyjść stąd. PRZYNAJMNIEJ DO KANAŁÓW.
Nic nie trwa wiecznie. Musi. Uciec.
Świat zaczynał pulsować.
Krok.
Świat zaczynał dziwnie brzmieć.
Krok.
Miał dwie głowy i czuł gorąco.
Krok.
Co jeszcze? Co jeszcze?
Krok.
Soph - 8 Kwiecień 2018, 22:00
Szybko, tylko czy wystarczająco szybko? Wypad ku towarzyszom niedoli się udał, a nie przeszkodził
Mavetowi nawet uczepiony jego lewego ramienia szczur. Ten też zadrapał go na całej długości kończyny i z poślizgiem zsunął się na ziemię obok Calibana. Który z impetem uderzał właśnie o taflę wody. Marionetka jednak już z tylko sobie wiadomych powodów zawracała (bo w sumie czy szczurek jest świadomy czego i jak broni - nikt nie wie), nie było więc okazji do ponownego dogodnego ataku. Futrzak spasował i jedynie obserwował.
Obserwowały Maveta też inne pary oczu, jarzące się wśród ciemności korytarzyków. Jeśli nie zaatakował nikogo w drodze powrotnej, bez dalszych ubytków uszedł ze Świątyni.
[Działanie halucynogenne będzie się utrzymywało jeszcze przez 4 posty. Obejmuje kolejną fabułę.]
|
|
|