Retrospekcje - Przypadki chodzą po ludziach i nie tylko...
Kejko - 22 Luty 2018, 03:04 Temat postu: Przypadki chodzą po ludziach i nie tylko... Zamruczałam z zadowolenia, przeciągając się z błogością w miękkiej pościeli, do czasu aż ta dziwnym sposobem nie zaczęła zsuwać się z łóżka… razem ze mną. Mój refleks niestety nie zdążył się jeszcze obudzić to też, nim się spostrzegłam, wylądowałam na podłodze z niezadowoleniem spoglądając na gatto, w którego pysku dalej tkwiło białe prześcieradło.
-Ałaa… Zły Neo! Ja cię nie budzę, jeśli nie muszę…, czemu nie możesz odwdzięczyć mi się tym samym?
Przekręciłam się na brzuch, po czym wróciłam do nieco aktywniejszego przeciągania się, było to pomocne, aby ciało przyjęło do wiadomości fakt, że już nie śpi. Gdy tylko stanęłam na równe nogi, od razu poczułam jak ogromny koci łeb, uzbrojony w parę ostrych rogów, zaczął się ocierać o mój bok.
-Głodny, co? No dobra chodź.
Po spełnieniu porannych rytuałów, kąpieli oraz godziny poświęconej na ogarnięcie chaosu, który panował ostatnio w mojej sypialni, postanowiłam, że czas udać się do miasta. Ostatnio wypełniała mnie spora dawka energii, której grzech byłoby nie spożytkować. Kiedy już udało mi się ogarnąć wszystkie sprawy związane z domem, mogłam pomyśleć o planowaniu kolejnej wyprawy. Pobyt pod skrzydłami Eliasa, już wybił mnie z rytmu i uzależnienie od adrenaliny coraz bardziej dawało mi się we znaki. Jednak przed wyruszeniem na samotną eskapadę należało się odpowiednio wyposażyć, przydałby mi się choćby nowy plecak, mój ostatni przepadł w morskiej toni. Może uda mi się również nabyć jakieś ciekawe mapy, o ile Hazir nie zwinął się jeszcze z interesem. Marionetkarz słynący ze swej impulsywności i okropnego pecha w kwestii życia sercowego… chodziły plotki, że większość asortymentu w jego sklepie, stanowiły pamiątki po jego lubych. Mężczyzna dysponował bardzo rozmaitym asortymentem, na dodatek przy odpowiedniej zachęcie potrafił spełniać najskrytsze pragnienia swych zaufanych klientów. W moim przypadku, do tego rodzaju pragnień zaliczały się mapy, stare dzienniki i księgi, w których mogłam natkać się na wzmianki o miejscach, godnych zainteresowania. Czas pokazać starym znajomym, że po raz kolejny wyszłam cało (no prawie…) ze swej kociej włóczęgi i mam się dobrze. W tym właśnie celu jakieś pół godziny spędziłam na wybraniu odpowiedniej garderoby. W ostateczności zdecydowałam się na dość kusą kreację, swoją drogą mogło być to spore ułatwienie w targowaniu się z kochliwym Marionetkarzem. Uśmiechnęłam się pod nosem na tę cwaną myśl. Przed opuszczeniem domu, poskromiłam kaskady czarnych fal, zaplatając je w długi, luźny warkocz. Przez ramię przewiesiłam średniej wielkości skórzaną torbę a w niej kilka niezbędnych drobiazgów, takich jak choćby bursztynowy kompas. Gdy moje palce zagłębiły się we wnętrzu torby, szukając rzeczonego kompasu, wzdrygnęłam się instynktownie, czując jak coś, otarło się o moją dłoń. Logika oraz przyzwyczajenie szybko przyniosły opanowanie, zaś z moich ust wydobyło się jedynie stłumione westchnięcie.
-Lazur… kiedyś przyprawisz mnie o atak serca, naprawdę. Wychodź! Lecę na zakupy, znajdź inne miejsce na drzemkę.
Oczywiście uparte stworzenie nie okazało woli współpracy, to też nie pozostało mi nic innego jak zabrać je ze sobą na targowisko. Właściwie od czasu, gdy dysponowałam magiczną pieczęcią, mogłam ograniczyć liczbę podręcznego bagażu. Znak był również szalenie przydatny w kwestii „przemycenia” broni, a nie lubiłam rozstawać się ze swymi nowymi klingami, przydałby mi się jednak zestaw nowych noży… Po dopisaniu takowej pozycji na swej liście zakupów, w końcu opuściłam swe domostwo, znikają w połyskliwej poświacie bursztynowego blasku.
Jak zawsze po teleportacji, całe moje ciało przeszył dziwny dreszcz, tym razem nie miałam jednak czasu zgłębianie natury magicznej podróży, gdyż musiałam zmierzyć się z jedną z jej skaz. Zwinnie uskoczyłam w bok, unikając zderzenia się z jakaś wysoką panną, której głowę zdobił czarny cylinder obszyty miliardem różnobarwnych cekin. Nim pod moim kierunkiem popłynął strumień niepochlebnych uwag, dotyczących mego nagłego pojawienia się, krzyknęłam tylko „Przepraszam bardzo”, po czym czmychnęłam w jedną z bocznych alejek. Wielki minus teleportacji… nie wiesz co aktualnie dzieje się w miejscu, w którym masz zamiar się pojawić. Nie jednokrotnie to magiczne niedopatrzenie, przysporzyło mi wielu problemów. Do dziś nie zapomnę dnia, w którym po teleportacji, wpakowałam się wprost na parę, która wychodziła z cukierni wraz z weselnym tortem… piętrowym wielkim tortem. Chyba nie trudno się domyślić na kim wylądowało cukrowe arcydzieło i kto musiał za nie zapłacić…
Dziś miałam więcej szczęścia i udało mi się uniknąć katastrofy, to też z uśmiechem na twarzy przemierzałam alejki Miasta Lalek, kierując się ku targowisku.
Goshenite - 2 Kwiecień 2018, 18:44
Zadziwiające, jak coś tak błahego i niewielkiego może tak mocno zamieszać w życiu kogoś takiego jak Shen. To wydarzenie mocno zachwiało stabilne, i jak do tej pory, w miarę możliwości poukładane życie Szklanego. Pojawiło się nagle, bez zapowiedzi, ostrzeżenia czy prób pertraktacji, i zaskoczyło Shena z zupełnie niespodziewanej strony. Z początku nie wiedział nawet co robić. Szok spowodowany wydarzeniem zaćmił jego zwykle opanowany umysł, uniemożliwiając znalezienie rozwiązania powstałej sytuacji. Dopiero po chwili, dłuższej niż zwykle, mężczyzna ochłonął, na powrót zyskując opanowanie. Wiedział już co robić, choć było to coś nowego, coś czego do tej pory nie robił. Poczuł ukłucie niepokoju, jak gdyby wkraczał na nieznany do tej pory teren, w którym wszystko było dla niego obce. Czy owa decyzja, tak inna od setek poprzednich, mogła być oznaką wieku? Bądź co bądź, nie był już młodzieniaszkiem, a przynajmniej już się tak nie czuł. Ta myśl, kłębiąca się gdzieś w głębiach jego podświadomości, wypłynęła teraz na powierzchnię, korzystając ze zrządzenia losu. A ten, jak zawsze, jest przewrotny i nigdy nie można być jego pewnym. No dobrze, pomyślał Shen oddychając z ulgą, w takim razie szafka póki co zostaje.
W dawnych czasach prawdopodobnie by ją spalił. Albo zrzucił z okna. Ewentualnie porąbał, spalił, a potem prochy wyrzucił przez okno. Tak. Tak było kiedyś, pomyślał z nostalgią, masując obolałą nogę. Szkoda tylko że przez następnych kilka dni zmuszony będzie lekko utykać. Na szczęście uderzył lewą nogą, a jako że był zdecydowanie prawonożny, to same problemy z chodzeniem nie dotkną go aż tak bardzo. Szczęście w nieszczęściu, jak to się mówi. Będzie musiał odwiedzić znajomego zielarza w mieście. Gość, oprócz tego że zajmuje się handlowaniem różnymi podejrzanymi substancjami, wprowadza do obiegu także sprawdzone specyfiki, w tym przeróżne maści. Z pewnością będzie miał coś, co mu pomoże. A jak nie, to zawsze można będzie go nakłonić żeby takową stworzył, prawda? Z nowym postanowieniem, Shen zebrał się w sobie, i zabierając dla odmiany ciemnogranatowy płaszcz, wyszedł z komnaty, kierując swe kroki w stronę centrum miasteczka.
W czasie powolnego spaceru jego myśli mimowolnie, co jakiś czas, kierowały się w stronę Kejko. Nie bardzo wiedział co o tym wszystkim myśleć. Choć widzieli się tylko raz, czuł że ta znajomość była szczególna. Tylko w jaki sposób? Cóż, pewnie kiedyś się dowie. Wątpił by szybko nastąpiło kolejne spotkanie. Wrócił do teraźniejszości, gdy jakiś rozkojarzony gość potrącił go ramieniem. Szklany już miał coś powiedzieć, ale tamten nawet się nie zatrzymał. Gdyby nie noga, to Shen z chęcią porozmawiałby z panem w cztery oczy. No ale cóż, dziś mu się upiekło. Zamiast tego, mężczyzna rozejrzał się po okolicy. Niestety, ale pan znajomy zielarz wyparował, co oznaczało że jego maść wyparowała razem z nim. Pewnie ktoś dał mu cynk o kontroli czy coś, a tamten zwiał, bojąc się o własny zadek. Normalka. Zapewne pojawi się za parę dni, niestety, gdy Shen nie będzie miał już z maści pożytku. Szklany pokręcił głową, planując powrót do zamku. Wtem jednak, jego oczy dostrzegły coś, co nie mogło umknąć jego uwadze. Ucho. Jedno, a potem drugie. A potem ogon, wszystko puszyste i stworzone do jednego – miziania. Co bardziej zaskakujące, to fakt że owe święte rzeczy były mu znane. Kejko. Szła, jak gdyby nigdy nic przez miasto. Szklany zawahał się, przez jedną chwilę. Tylko jedną, gdyż tuż potem przypomniał sobie jedwabistą delikatność jej futerka, i wszystkie wątpliwości zniknęły. No to po mnie, pomyślał. Starając się pozostać niezauważonym, Szklany bezgłośnie ruszył jej śladem. Musiał włożyć w to więcej wysiłku niż zwykle, gdyż przeklęta noga nie bardzo mu w tym pomagała. Tylko co ma powiedzieć jak już się spotkają? Cholera wie.
Kejko - 7 Kwiecień 2018, 03:25
Zdecydowanie odwykłam od przebywania w tak dużych „ludzkich” skupiskach. Wszystkie moje zmysły, dobitnie mi o tym przypominały. Co prawda pamiętałam, iż tutejszy targ cieszy się sporą popularnością, zwłaszcza w pogodne dni, takie jak dzisiejszy. Mimo to ogrom istot przewijających się pośród rozlicznych stoisk, przytłoczył mnie przez dobrą chwilę. Moje uszy zostały zbombardowane gwarem ludzkich głosów, szelestów tkanin, odległymi dźwiękami lutni i jeszcze paru innych instrumentów. Stragany oraz namioty zdobiły wzorzyste materiały, których mnogość, połączona z ciągłym ruchem przewijającej się klienteli, przyprawiała o oczopląs. Węch również nie został oszczędzony. Kuszące zapachy świeżych przekąsek, ziół oraz perfum, z którymi stoisk musiało być nie mało. To wszystko mogło stłumić ewentualną ochotę dokonania zakupów… ale tylko przez krótką chwilę.
Wystarczyło uzbroić się w odrobinę cierpliwości oraz spojrzeć na to całe zbiorowisko z nieco innej perspektywy. Wówczas można było dostrzec płynącą tu energię, puls żyjącego miasta. Mała terapia szokowa, zawsze dobra, prawda?
Aklimatyzacja przyszła łatwiej niż można było oczekiwać. Na chwilę zapominawszy o pierwotnym celu swej wizyty, zaczęłam przechadzać się po targowisku, wypatrując zmian, jakie nastały podczas mej nieobecności. Ku mej wielkiej rozpaczy, nigdzie nie mogłam dojrzeć niewielkiego kramiku, gdzie swe cukiernicze wyroby oferowało sędziwe małżeństwo Kapeluszników. Był okres, iż żywiłam urazę do sympatycznej parki, z powodu dwóch dodatkowych kilogramów… których dorobiłam się podczas ich szalonej zimowej promocji… Całe szczęście wbrew pozorom był ze mnie zabiegany kot, to też i zbędne kilogramy prędko odeszły w zapomnienie. Mimo to wprowadziłam sobie surowy limit, dotyczący wizyt przy ich stoisku. Obowiązkowa wata cukrowa, bo jak twierdził siwowłosy Kapelusznik „Jak Kraina długa i szeroka, lepszej nigdzie nie uświadczysz!” (z czym w sumie się zgadzałam), oraz jeden i tylko jeden, cukierniczy specjał polecony przez zwariowanych cukierników.
Nieco rozżalona, kręciłam się dalej, snując przy tym teorie dotyczące przyczyny nieobecności, słodkiego kramiku. Z rozmyślań wyrwała mnie postać, na którą niemal wpadłam, czy może raczej ona na mnie.
-Zapraszam! Zapraszam Panienkę do naszego stoiska! Niech te piękne oczęta zechcą tylko zerknąć na oferowane przez nas towary, a gwarantuję, iż wypatrzą coś co je zachwyci!
Mężczyzna, przewyższający mnie o głowę zastąpił mi drogę, starając się usilnie zainteresować swym asortymentem. Ciężko było mi jednak skupić teraz uwagę na czymkolwiek innym niż czubek głowy nieznajomego. Włosy wręcz jarzyły się czerwienią, przeplataną z pasmami żółci, pomarańczu oraz błękitu, co więcej były ułożone w misterny irokez, w który powplatane były kolorowe pióra. Tych ostatnich okazało się być więcej, ponieważ gdy moje spojrzenie osiadło na wysokości torsu handlarza, spostrzegłam, iż całe ręce stanowią równocześnie skrzydła. Papuga… z tym właśnie stworzeniem skojarzył mi się mężczyzna. Z kolei fakt, iż był on również posiadaczem dość skrzekliwego głosy, tylko utwierdził mnie w trafności ów skojarzenia.
Nie przepadałam za tak nachalnym zachęcaniem klientów, jednak ciekawość wzięła górę i przebiegłam wzrokiem po stoisku. Szkatułki, puzderka, zbyt fikuśna jak na mój gust biżuteria, kosmetyki, ozdóbki… Szybciej byłoby wymienić czego brakowało, niż co było.
-Pan raczy wybaczyć, jednak nic mnie nie zachwyciło.
Oznajmiłam grzecznie, po czym miałam zamiar ruszyć w dalszą drogę, jednak obrośnięty w piórka (dosłownie) mężczyzna, ponownie zastąpił mi drogę.
-Ależ droga Pani! To po prostu niemożliwe! Zatem może potrzeba Pani jedynie drobnej sugestii od kogoś, kto nie dość, że jest mistrzem w swym fachu, to również rzec by się mogło mecenatem piękna!
Nie wiedziałam, kiedy w dłoniach handlarza znalazł się długi satynowy szal, który nim zdarzyłam zaprotestować, mężczyzna owinął wokół mojej szyi. Skrzydłoręki, pociągnął za jakiś sznur, wówczas kurtyna z grubego materiału rozstąpiła się na boki, ukazując sporych rozmiarów zwierciadło. Wzdrygnęłam się, czując jak pióra muskają moją skórę. Mężczyzna stanął tuż za moimi plecami, przykładając mi do uszu złote kolczyki, wysadzane fioletowymi kryształkami.
-Pasują do Panienki jak do nikogo innego! I dlatego mogę zaoferować je niemal za bezcen, jedynie dziesięć złotych monet. Oferta tylko dla Panienki!
Czułam narastającą falę irytacji, na której jawne oznaki sprzedawca pozostawał zupełnie ślepy. Czułam, jak czarne futro zaczyna się jeżyć, zarówno na uszach, jak i ogonie. Zaciskałam mocno zęby w obawie, że za moment, wyrwie się za nich warkot. Puszysty ogon bujał się na boki, wadząc o nogi, mężczyzny, który nadal nie raczył się odsunąć. Czy On słyszał o czymś takim jak przestrzeń osobista! Szybkim ruchem zdarłam z siebie szalik i cisnęłam go na blat.
-Jak już wspominałam... nie jestem zainteresowana…
Zwinnie wywinęłam się z klatki, którą tworzyły opierzone ramiona i przyspieszyłam kroku. Gdy jednak odwróciłam się, by na odchodne rzucić jeszcze „żegnam”, przed moją twarzą mignął flakonik z kolorowego szkła.
-To może chociaż perfumy! Najcudniejsze dla…
Nie zdarzył dokończyć, ponieważ z chwilą, gdy rozpylacz uwolnił swą zawartość, a na moją twarz wyfrunęła chmura aromatycznej mgiełki… za moich zębów wydobył się koci syk. Ostrzeżenie, którego nie należało ignorować…
-Dość… żegnam…
Warknęłam rozeźlona, po czym odwróciłam się napięcie i najszybciej jak tylko mogłam, zaczęłam oddalać się od stoiska. Oczy piekły, zaś obraz wszystkiego wokół zaszedł mgłą. Gdy uznałam, że znalazłam się w bezpiecznej odległości, obejrzałam się za siebie w obawie, że pierzasta pokraka mogła iść moim śladem. Żadnej różnobarwnej ruchomej plamy nie dostrzegłam, to też z zaciekłością, zaczęłam przecierać oczy. Cholera jasna! Powinnam powyrywać mu te pióra! Moje oczy… wrrr Odetchnęłam z ulgą, gdy po chwili ostrość widzianych obrazów zaczęła powracać. Mimo to miałam ochotę przemyć twarz. Idąc dalej, zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu jakiegoś źródła wody.
Nie wiedziałam, czy winą były podejrzane perfumy, które nadal drażniły zarówno mój nos, jak i wzrok... lecz od dłuższej chwili czułam się dziwnie. Nieprzyjemny dreszcz co chwila przebiegał mi wzdłuż karku... Narastająca doza niepokoju zmusiła mnie do dyskretnego obejrzenia się za siebie. Nic dziwnego jedna nie widziałam, choć może przez to, iż świat nadal nie odzyskał w pełni swej ostrości. Zdawało mi się jednak, że już wcześniej dostrzegłam za sobą postać w granatowym płaszczu, na której twarz opadał kaptur. Nie miałam jednak pewności...
Goshenite - 29 Kwiecień 2018, 22:54
Wystarczyło pięć minut, by Shen przypomniał sobie dlaczego tak rzadko odwiedzał miejsca takie jak to. Ilość sprzedawców, handlarzy i wszelakiej maści kupców bardzo szybko stała się przytłaczająca, co w połączeniu z bolącą nogą nieszczególnie dobrze wpływało na jego samopoczucie. No i ten tłum. Co i rusz ktoś na niego wpadał, uderzał łokciem albo sprzedawał cios zapakowanymi w płócienną torbę zakupami. Szklany starał się ignorować te zdarzenia; gdyby w jakiś sposób zareagował, z pewnością przyciągnęłoby to zbyt wiele uwagi. A skupianie na sobie uwagi to ostatnie czego potrzeba podczas śledzenia kogoś w ukryciu. Wystarczająco dużo zachodu sprawiało mu utrzymywanie odpowiedniej odległości. Na pierwszy rzut oka Kejko nie zmierzała do konkretnego miejsca. Przynajmniej takie wrażenie odnosił Shen, jako że co i rusz jakieś nowe stanowisko przyciągało jej uwagę. I dobrze. Gdyby wiedział że będzie ją śledził, najprawdopodobniej zabrałby ze sobą maskę lub coś w tym rodzaju. Bądź co bądź osobnik w ciemnym płaszczu, z kapturem nałożonym na głowę, i to w dodatku w biały dzień, od razu wydaje się podejrzany.
Co on w ogóle wyprawiał? W pewnej chwili myśl ta uderzyła go z siłą wrzeszczącego prosto do ucha sklepikarza, zachwalającego świeżą dostawę wymyślnych okryć głowy. Dlaczego nie mógł po prostu podejść i się przywitać? Cholera jasna, miał ponad osiemdziesiąt lat na karku, a w obecności tej futrzanej panienki zachowywał się jak świeżo wytopiona zastawa stołowa. Szukał jakiegokolwiek sensu tego irracjonalnego zachowania. Może chciał poznać ją z ten innej strony? Takiej której jeszcze nie widział. Albo był po prostu niepewny. Przeklął cicho pod nosem, co nie uszło niestety uwadze mijanego akurat sprzedawcy. Ten, jakby wywołany do przesłuchania, podskoczył w miejscu, myśląc że Shen kierował te nic nieznaczące słowa do niego. W efekcie skłonił się nisko, przepraszając Szklanego ze wszystkich sił, wywołując tym samym nieco zamieszania. Nie odwracając się w stronę po której znajdowała się Kejko, Shen wziął sprzedawcę pod ramię, i zdecydowanym ruchem pociągnął go w stronę stoiska. -Na bogów, daruj sobie to przedstawienie- odezwał się stanowczym głosem Szklany. -Nic się nie stało..- dodał, przerywając na chwilę. Jego uwagę przyciągnęła pewna rzecz, wisząca w niewidocznej z poziomu uliczki części straganu. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu poczuł że musi go kupić. Tylko po co mu coś takiego? Po chwili wahania zapytał o zaskoczonego mężczyznę o cenę, a gdy ten odpowiedział, Shen wręczył mu odliczoną liczbę monet w dłoń, i schowawszy gratisowo zapakowane pudełko, wrócił na ulicę, mając nadzieję że będzie w stanie odnaleźć Kejko pośród zgromadzonych tu istot. Kilkanaście metrów i pięć sklepów dalej odnalazł usz- to znaczy postać Kejko, która padła najwidoczniej ofiarą nachalnego sprzedawcy. Mężczyzna z zaciekawieniem obserwował rozwój sytuacji, ukrywając uśmiech pojawiający się co i rusz na jego twarzy. Oglądanie zirytowanej Kejko w jakiś sposób wynagrodziło mu ból nogi, i w ogóle cały ten dzisiejszy dzień. Niestety chwilę później jego uśmiech zbladł, gdy owa dziewoja zupełnie niepotrzebująca pomocy zaczęła się gwałtownie rozglądać. Cholera rzucił w myślach Shen, w ostatniej chwili odwracając się w stronę mijanego akurat stanowiska ze skórzanymi okładkami na książki. Mało brakowało. Zdecydowanie za mało. Jak mógł być tak nieostrożny? A przy okazji, te okładki dziwnie przypominały skórę zupełnie nienależącą do zwierząt. Choć interesujące, nie one były celem Shena, toteż po chwili odwrócił nieznacznie głowę, mając nadzieję że nie został zauważony. Musi być ostrożniejszy. Przeklinając w myślach tę cholerną nogę, ruszył powolnym krokiem, starając się utrzymywać odpowiedni dystans. Choć nie zdawał sobie z tego sprawy, podobała mu się ta mała gra.
Kejko - 7 Maj 2018, 02:53
Szłam przed siebie w towarzystwie irytacji, która po spotkaniu z nachalnym kupcem, nadal nie dawała mi spokoju. Gdy zdarzyłam przekląć interesy „Papugi” do trzech kolejnych pokoleń jego rodu, zdałam sobie sprawę, że przesadzam. W końcu nic takiego się nie stało, nie licząc nadszarpniętego humoru oraz chwilowego pogorszenia wzroku. Tej jednak z każdą kolejną uronioną łzą zaczynał wracać do normy. Może nawet obejdzie się bez przemywania oczu wodą. W końcu to tylko perfumy. Oby tylko nie była to jedna z tych fatalnych mieszanek zapachowych, w których lubują się wszystkie babcie niezależnie od wieku czy zamieszkiwanego świata... Odetchnęłam głęboko, po czym starałam się wychwycić skład zapachu, od którego uwolnić mogła mnie dopiero najbliższa kąpiel. Wyczuwałam woń piwonii, jagód i czegoś jeszcze... nie byłam jednak w stanie sprecyzować pozostałych zapachów. Całe szczęście w ostatecznym rozrachunku, nie było tragedii... mogłam trafić znacznie gorzej. Te pachnidła nie zasiliłyby co prawda mojej kosmetyczki, zapach był aż nazbyt słodki. Ale daleko było mu do okropnych babcinych bukietów zapachowych, który na myśl przywodził odstraszacz na mole.
Przechodziłam właśnie obok stoiska z okularami, w tym również słonecznymi. Już po samym stylu, dało się poznać, iż większa część asortymentu pochodziła z ludzkiego świata. Tego rodzaju sprzęty rozchodziły się tu błyskawicznie, w końcu ludzka technologia pozwalała na znacznie więcej niż nasza. Mimo to nie zamieniłabym Krainy Luster na żaden z innych światów. Okulary nie bardzo mnie interesowały, mimo to ściągnęłam jedną parę, głównie po to, by bezkarnie skorzystać z lustra osadzonego na wysokim stojaku. Chciałam oszacować szkody po niecnym aromatycznym zapachu, a dokładniej sprawdzić stopień zaczerwienienia oczu. Z ulgą stwierdziłam, że daleko mi do wizerunku królika albinosa. I gdy już miałam odłożyć okulary, w lustrze znów zamajaczyła mi postać, którą widziałam wcześniej... tym razem jednak jej kontury nie wyglądały już jak rozmyta plama. Gdy jednak odwróciłam się za siebie, straciłam z oczu zakapturzoną postać. Mnie zaś ponownie przeszył nieprzyjemny dreszcz, którego ukłucie poczułam nawet na końcu ogona. To jednak niczego przecież nie znaczyło... ktoś mógł po prostu iść podobną drogą co i ja tak jak wiele innych osób wkoło mnie.
Zwróciłam okulary niezadowolonej sprzedawczyni i ruszyłam przed siebie. Powinnam w końcu udać się do mojego dostawcy w kategorii „podejrzane mapy i stare dzienniki podróży”. Tak powinnam... lecz nadal coś nie dawało mi spokoju. Czułam się dziwnie, nie chcąc jednak podsycać paranoi, której myśli powoli kiełkowały w mojej głowie... uznałam, że niepokój jest jedynie zamaskowanym głodem. Tak, wystarczyło zatem znaleźć, coś co pomoże jednocześnie napełnić żołądek, ale i uspokoić nerwy. Czyli poszukiwania dotyczyły czegoś ze sporą ilością czekolady!
Po mniej niż kwadransie zwinnego lawirowania, między alejkami oraz przechodniami, dotarłam do stoiska, w którym przyrządzano lody bez lodów. Co oznaczało, że dostawało się wafelek wypełniony porcją owoców, bitej śmietany, posypki, polewy i wszystkich innych dodatków, które zwykle są dopełnieniem dla lodowego deseru. Cóż jak to mówią lepszy Avi w garści niż Alphard na dachu. Po chwili urocza marionetka wręczyła mi rożek wypełniony truskawkami, bitą śmietaną i polewą czekoladową. Cieszyłam się, że poprosiłam o połowę standardowej porcji, która i tak wydawała mi się niezwykle szczodra. Przysiadłam na jednej z pobliskich ławek, mając zamiar nacieszyć się deserem. I wszystko byłoby dobrze, gdyby pod koniec mej małej uczty wiatr nie postanowił dopuścić się próby kradzieży, bezcennych serwetek. Mój koci refleks, udaremnił zbrodnię. Sprawił, za to, że zwróciłam wzrok w innym kierunku... a to, co zobaczyłam, poskutkowało tym, że zduszony płomyk paranoi, teraz rozbłysł niczym fajerwerki w Sylwestrową noc...
Mimo iż od razu rozpoznałam granatowy płaszcz, błyskawicznie odwróciłam wzrok i przyłożyłam serwetkę do ust. W tego rodzaju sytuacjach nie należało zdradzać się, ze swoją widzą... szczególnie jeśli nie miało się pewności co do swych przypuszczeń. Co więcej, czemu ktoś miałby mnie śledzić? Potrafiłam oczarować muzyką, ale celebrytką nie byłam. Wrogowie? Na myśl przychodziła mi tylko dwójka pozostałych uczestników bestialskiego wyścigu... Oni mogliby mieć do mnie żal, a przynajmniej jedno z nich. A może zwyczajnie złodziej? Albo też zaczynałam wariować na stare lata.... widać adrenalina wyżarła mi mózg, ot co.
Mimo wszystko... musiałam to sprawdzić. Starałam się zachować zupełnie normalnie, skończyłam deser, po czym ruszyłam dalej wzdłuż straganów. Tym razem jednak kątem oka starałam się wyłapać czy w odbiciach mijanych luster i szkieł uda mi się dostrzec znajomą postać... i niestety udawało się. Mimo iż nieznajomy cały czas zachowywał dystans, ewidentnie szedł moim śladem. Wiedziałam teraz, że utyka, co mogło go spowalniać. Specjalnie przystawałam przy najróżniejszych stoiskach w nadziei, że domniemany prześladowca straci cierpliwość, niestety to ja zaczęłam ją tracić. Tak jak i zimną krew. Nie chciałam się jednak zdradzić, jeśli miało między nami dojść do konfrontacji... to na moich warunkach. Gdy już zyskam pewność, że naprawdę jestem śledzona.
W głowie przejrzałam pobieżną mapę najbliższych sklepów oraz lokali, osadzonych w wąskich uliczkach, a takich w mieście lalek bynajmniej nie brakowało.
Postanowiłam wykorzystać dzielący nas dystans, dlatego dodatkowo na ostatnim odcinku swej trasy nieznacznie przyspieszyłam kroku. Potrzebowałam czasu, aby wszystko przebiegło po mojej myśli. Jeśli moja mała intryga miała się powieść, to szybko przekonam się, czy tajemniczy jegomość rzeczywiście mnie śledził. Nie byłam już pewna czy powinnam chcieć się mylić... Lepiej mieć rację czy paranoję? Cóż, już niedługo okaże się, z czym przyjdzie mi się mierzyć.
W końcu zniknęłam za zakrętem, prowadzącym do wąskiej uliczki. Nie było tam straganów, lecz dwa sklepy. Księgarnia Biały Kruk oraz znajdujący się naprzeciw niej sklep z Antykami. To jednak nie miało większego znaczenia, liczyło się to, że uliczka kończyła się ślepym zaułkiem. Zatem jeśli mój domniemany obserwator nie będzie chciał zgubić tropu, będzie musiał sprawdzić oba miejsca lub czekać aż moja wizyta w nich dobiegnie końca. Haczyk polegał jednak na tym, że nie wybierałam się do żadnego z nich. Choć meble, wystawione przed sklep, miały mi się przydać. Gdyby nie one musiałabym poszukać mniej wygodnej kryjówki. Pamiętając o uciekającym czasie, szybko przybrałam swoją kocią formę, po czym wślizgnęłam się pod jeden z foteli. Zwisające z niego frędzle, nieco rozpraszały i ograniczały widoczność, lecz nie miałam już czasu na zmianę kryjówki. Czekałam aż w polu widzenia, znajdzie się mój cel. Czas zmienić role w tej zabawie i pokazać, że koty, nie lubią odgrywać mysich ról. Jeśli zakapturzony typ nadal będzie mnie szukał, to zamarzałam, oduczyć go prześladowania biednych Dachowców!
Goshenite - 10 Sierpień 2018, 20:24
Szczerze powiedziawszy, Shen mógłby śledzić Kejko nawet z zamkniętymi oczami. I nie, nie byłaby to zasługa jakichś tajemnych mocy, szóstego zmysłu czy też jakiegoś wewnętrznego oka. Nie, po prostu zapach wylanych uprzednio na nią perfum był tak intensywny, że nie można go było pomylić z czymkolwiek (lub kimkolwiek) innym. Oczywiście Szklany nie miał najmniejszego zamiaru zamykać teraz oczu, by następnie po omacku przedzierać się przez tłumy kręcące się wokół straganów. Nie był jeszcze na tyle szalony. Chyba. No dobra, może trochę, ale objawiało się to czymś zgoła innym. Sam fakt że w ogóle wdał się w tą dziwną grę mógł być zaskakujący. No ale w końcu chodziło tu o puszy- to znaczy o Kejko.
Ta mała istotka intrygowała go. Chciał ją lepiej poznać, mimo całego strachu związanego z otwieraniem się na kogoś obcego. Mimo iż rozum uparcie wygrzebywał z otchłani zapomnienia głęboko ukryte wspomnienia, te których nie chciał pamiętać. A jednak szedł, czy raczej wlókł się za tą małą kulką puszystej wspaniałości. Swoja drogą, trwało to tak długo, że ta przeklęta noga zaczęła go zwyczajnie boleć. Miał dwa wyjścia. Albo zignorować ból, i dalej przedzierać się przez mrowie istot z niesprawną nogą, albo w jakiś sposób powstrzymać, chociażby na krótką chwilę, pulsujący ból. Po minucie i trzech miniętych straganach z jedzeniem, słodkościami i czymś jeszcze Szklany zdecydował się na drugie wyjście. Niestety, brak jego zaufanego dostarczyciela specyfików nieco mu to zadanie utrudniał. Po chwili wahania sięgnął dłonią pod płaszcz, wyciągając z ukrytej kieszeni niewielkie zawiniątko. Już stąd mógł poczuć świeży zapach wydobywający się ze środka. Nie czekając dłużej, rozwinął materiał, wyciągając na światło dzienne złożony w kopertę liść. Był wielkości niewielkiej monety, szeroki na cal i lekko spłaszczony, o głęboko zielonym kolorze. Intensywny zapach bez skrępowania atakował jego nozdrza. Z lekkim westchnieniem Shen włożył do ust listek, by już w tej samej chwili gwałtownie wciągnąć powietrze. Mocno miętowy smak, którego źródłem był sam liść za każdym razem zaskakiwał go swoją mocą. To jednak była tylko część działania specyfiku – pozostała ukryta była w środku zawiniątka. Gorzki proszek rdzawego koloru był mieszanką kilku różnych środków, z których każdy działał pobudzająco i przeciwbólowo. Nie czekając dłużej, Szklany schował resztę z podobnych paczuszek do kieszeni, i ruszył dalej.
Widział jakie konsekwencje stosowania tego specyfiku mogą grozić osobom mocno uzależnionym. On jednak korzystał z niego tylko w wyjątkowych sytuacjach, a ta właśnie do takich mogła się zaliczać. Już po chwili ból nogi znacząco zelżał, a zmęczenie gdzieś odpłynęło. Wbrew pozorom musiał teraz podwójnie uważać – pod wpływem znieczulenia mógłby nawet nie poczuć ostrza wbijającego mu się w ciało. Nie żeby ktoś próbował zabić go w biały dzień. Chyba.
Skupiwszy się na zażywaniu leku, Shen nie zauważył nawet że jego ofiara, to znaczy Kejko, zupełnie niezapowiedzianie przyspieszyła kroku. Co więcej, już po chwili niespodziewanie skręciła w boczną alejkę, która to, a jakże przypadkowo, kończyła się ślepym zaułkiem. Shen wiedział co to za miejsce. Bywał tam, nie raz i nie dwa, w końcu to właśnie tam nabył między innymi stojak na broń, który to umieścił w domku nad rzeką. Często tu zresztą wpadał, choćby dla samego nasycenia oczu wspaniałościami znajdującymi się na wystawie. Niestety, był pewien problem. Nie mógł ot tak wejść w alejkę podążając jej tropem. Główną zasadą śledzenia kogoś w ukryciu jest, jakże zaskakująco, trwanie w ukryciu. Wchodząc tam równie dobrze mógłby nieść wielki transparent z napisem „WŁAŚNIE CIĘ ŚLEDZĘ”. Nie, trzeba było wymyślić coś innego. Mógł zwyczajnie poczekać na zewnątrz, ukryty między przechodniami. To jednak również niosło za sobą potencjalne problemy – w końcu zakapturzony osobnik stojący w jednym miejscu przez dłuższy czas zacznie przyciągać uwagę. Odrzucił więc ten pomysł i zmarszczył brwi, intensywnie myśląc. Wtem jego wzrok przykuł stojący pod jedną ze ścian osobnik. Nie był to nikt wyjątkowy, ot przeciętny Lunatyk działający czasem jako informator. Szklany mimowolnie uśmiechnął się. Zaczynamy.
Nieco ponad trzy minuty później zza zakrętu prowadzącego do alejki wyłoniła się zakapturzona postać. Ciemnogranatowy płaszcz wtapiał się nieco w ocienione otoczenie. Postać wlekła się powoli do przodu, zaciągając przy tym lewą nogą, jak gdyby coś jej dokuczało. Co rusz osobnik rozglądał się uważnie, lustrując każdy zakamarek kończącej się niedaleko uliczki, poszukując sobie tylko znany cel.
W tym samym momencie, za drzwiami prowadzącymi do księgarni Biały Kruk czekał Shen. Czarna marynarka nosiła tu i ówdzie ślady kurzu. Oczywiście, ukryte w tylnej części sklepu zakamuflowane przejście nie było sprzątane. Szklany wiedział o jego istnieniu, choć wyjaśnianie szczegółów tej historii mogłoby mu zająć cały wieczór. Obserwując uliczkę z niewielkiego okienka w drzwiach, Shen nasłuchiwał odgłosów z zewnątrz. Pamiętaj – masz kuśtykać, rozglądać się, a przy tym chować twarz. Choć niechętnie, musiał rozstać się z jednym pakunkiem swojego specyfiku – choć to i tak niewygórowana cena za całą tą zabawę. Dawno już nie czuł tyle radości ze swojego fachu. Zanim pozbył się płaszcza, wyjął z niego nabyty wcześniej przedmiot. Choć wcześniej nie był co do tego pewny, teraz jednak niezdecydowanie zniknęło. Pozostało tylko oczekiwanie.
Kejko - 11 Sierpień 2018, 23:25
Czekałam, cierpliwie, choć zdawało mi się, że każda sekunda przeciąga się w nieskończoność. Być może zdradziłam się, a niedoszły oprawca dostrzegł to i postanowił nie ryzykować? Przyspieszony krok czy napięcie dające wyłapać się w ruchach ciała, jeśli Pan odziany w barwy nocnego nieba, dostrzegł któraś z tych rzeczy, to mogło już być po zabawie.
W tej samej chwili, gdy mój pyszczek już wychylał się za zasłony, jaką tworzyły złote frędzle, po alejce rozniosło się echo kroków. I to nie byle jakich, kroków. Gdy zna się kogoś dostatecznie długo lub posiada się wystarczająco czuły słuch, można zorientować się, że dźwięki kroków są unikatowe dla każdej istoty. W tym wypadku charakterystycznym akcentem była kontuzja. Mężczyzna kulał, przez co w dźwiękach jego chodu dało wyłapać się pewną dysharmonię. Dzięki temu właśnie wiedziałam, że to On, zawitał do zaułka. Po chwili ze swej kryjówki mogłam dostrzec materiał granatowego płaszcza. Moje ciało ciasno przywarło do podłoża, czułam każdą wypukłość i chłód bijący od kamiennej posadzki. Jednocześnie miałam też lepszy widok na rozgrywającą się tu scenę. Czarne futro jeżyło się, na karku i ogonie, jakby nagle pod moją skórą zamiast krwi, popłynął prąd. W rzeczywistości było to jednak działanie adrenaliny. Decyzja o tym, co właśnie miało się stać, została podjęta w mniej niż dziesięć uderzeń serca. Teraz to natura brała nade mną górę, a instynkt nakazywałby wyjść z cienia. Czas najwyższy, by porzucić rolę ofiary w tym starciu.
Wszystko zależało teraz od wyczucia chwili. Dałam nieznajomemu czas na rozeznania się w sytuacji, miałam też pewność, iż moja antyczna kryjówka nadal spełnia swe zadanie. Co prawda mężczyzna nie ryzykował wchodzenia do żadnego z lokalu, lecz ewidentnie zerkał w okna sklepowych witryn. Ewidentnie szukał zgubionego tropu. Czego chciał? Miałam zamiar zdobyć odpowiedź na to pytanie i to szybciej niż ktoś by się spodziewa.
W obecnej chwili wcale nie kierowało mną chłodne opanowanie. Co prawda działałam według pewnego planu, lecz moją postawą władał teraz instynkt. Trochę podobny do tego, który mimowolnie budziło ciało i umysł... podobny stan, ogarniał mnie w trakcie polowania. A to właśnie się rozpoczęło.
Gdy tylko nieznajomy odwrócił się do mnie plecami, wypłynęłam spod fotela, błyskawicznie zakradając się w jego stronę. Niewielki rozmiar, zwinność oraz cichość, z jaką miękkie kocie łapki dotykały podłoża, sprawiały, że koty od wieków były mistrzami zasadzek. Ja zaś wiedziałam, że w polowaniu to element zaskoczenia jest tym kluczowym! Mój Prześladowca miał, przekonać się jak niemiłe bywają niespodzianki.
Widok, którym mógłby teraz uraczyć się postronny obserwator, z całą pewnością zostałby zakwalifikowany jako komiczny. Bo czy nie zabawnym wydaje się niewielka kulka czarnego futra, szykująca się do skoku na rosłego mężczyznę? Moje łapki poruszały się bez przerwy, wprawiając ciało w rytmiczny balans. Było w tych ruchach coś wręcz hipnotycznego, a zarazem uroczego. A w każdym razie, do momentu, gdy ciało nie oderwało się od ziemi. Mocne wybicie zapewniło mi odpowiednią energię, dla długiego skoku. Najpewniej taka scenka zdobyłaby sympatię obserwatorów. Głupiutki kotek, najpewniej rzucający się na jakąś luźną nitkę zwisającą u poły płaszcza. Rzeczywiście urocza scenka, gdyby nie fakt, że mała czarna kotka z chwilą, gdy jej łapki oderwały się od ziemi, przeistoczyła się w... czarną panterę. Jaguar o aksamitnym i lśniącym niczym obsydian futrze, z całym swym impetem i masą rzucił się na swą ofiarę. To właśnie te dwa czynniki stanowiły teraz największe zagrożenie. Ataku nie zapowiedział żaden, warkot czy dziki ryk. Taka niespodzianka mogłaby się okazać, okazać zabójczą, wystarczyłoby wyciągnąć pazury, lub rozewrzeć szczękę, odsłaniając szereg ostrych i białych kłów. Tyle że ja nie chciałam zabić, zakapturzonej postaci. Od martwych bardzo trudno wyciągnąć, jakie kol wiek informacje. Zresztą zabijanie kogokolwiek, było skrajną ostatecznością. Miałam jednak zamiar, postawić sprawy jasno. Ten ktoś musiał wiedzieć, że zadarł z niewłaściwym kotem.
Jeśli moje zamiary się powiodły, mężczyzna leżałby teraz nieprzywodzony do ziemi, czując na swym ciele, z wolna wysuwające się pazury. Z mojej paszczy dobiegłby ostry koci warkot, który po chwili przeszedłby w nieco zniekształcony głos.
-Nie ruszaj się i nie próbuj niczego głupiego... chyba że chcesz wzbogacić się o kilka dodatkowych otworów w ciele.
Na potwierdzenie swej groźby przez krótką chwilę obnażyłam zęby, przysuwając pysk do twarzy nieszczęśnika.
-Dlaczego mnie śledziłeś? Mów... i lepiej byś miał dobry powód.
Goshenite - 2 Wrzesień 2018, 21:27
Shen czuł jak misternie uknuty przezeń plan powoli i nieubłaganie zamyka swe szpony wokół Kejko. Biedna i niczego nieświadoma kulka puszystej puszystości była w jego zasięgu. Szklany mimowolnie uśmiechnął się, stojąc ukryty za dzielącymi ich drzwiami. Cała ta zabawa sprawiała mu niemałą radość, jak mało co. Mimo to skarcił się w duchu, nie pozwalając by zbytni optymizm zrujnował skrzętnie planowaną pułapkę. Nie chciał jeszcze wychodzić. Zbyt ciężko pracował by cała zabawa go teraz ominęła. Przynajmniej w ten sposób zwróci mu się cały wysiłek który włożył w śledzenie tej małej czarnej kulki mając niesprawną nogę. Tak więc czekał. Czekał, aż jego zastępca pojawi się, i miejmy nadzieję, weźmie pod uwagę rady których tuż przed wejściem tu udzielił mu Shen.
Czemu tak go ciągnęło do tej Istoty? Z każdą kolejną sekundą, która mijała gdy szklany stał schowany za drzwiami, uzmysławiał sobie że on, ta szklanka bez serca, duszy, przyszłości ani prawa do szczęścia cieszy się że kogoś zobaczy. Cała ta sytuacja była tak anormalna, że Szklany czasami zastanawiał się, czy to nie złudzenie, jakiś rodzaj wyjątkowo realistycznego snu. Ale w tym samym momencie, na scenie pojawił się jego naśladowca. Ubrany w charakterystyczny płaszcz (który wcale) nie rzucał w oczy..), szedł wolnym krokiem, rozglądając się po alejce. Zachowywał się ostrożnie, być może nieco bojaźliwie, ale dokładnie tak, jak opisywał mu to Shen. Oczywiście nie mogło zabraknąć uciążliwego kuśtykania na jedną nogę. Choć nieco niedbale, to jego nowy sobowtór spisywał się w tej roli całkiem nieźle. Wprawdzie fachowe oko mogłoby dostrzec pewne różnice, jak wzrost, nieco inne pochylenie ciała czy ułożenie rąk, ale w ferworze emocji takie szczegóły pozostawały dla mniej doświadczonych obserwatorów niewidoczne.
To zresztą nie miało już znaczenia. Oto bowiem, niczego nieświadomy pan przechodził właśnie na wysokości drzwi, za którymi to ukrywał się Shen. Swoją drogą, to zostały one wykonane z całkiem solidnego kawałka drewna. Ktoś musiałby się nieźle natrudzić, by je sforsować. Tak czy siak, postać minęła drzwi. I nic się nie działo. Tylko przez chwilę.
W pierwszej chwili Shen nawet jej nie zauważył; skradała się, jak to kot, praktycznie niezauważenie, co w połączeniu z jej niewielkimi rozmiarami dawało jej namiastkę niewidzialności. Szklany mało co nie wybuchł śmiechem. Widać Kejcio nie była tak bierna i bezbronna, za jaką ją miał. Wiedziała że coś się święci, toteż spróbowała zasadzić na niego pułapkę. I w sumie się to jej udało – biedny Lunatyk nie wiedział nawet co go czeka. Ba, to co stało się chwilę później zaskoczyło samego Shena!
To że Kejko potrafi przemieniać się w czarnego kota Szklany już wiedział. Na własnej skórze przekonał się czym może skończyć się zakradanie się do pijącego herbatę osobnika. I choć w pierwszej chwili nieco zdziwiło go, z jaką pewnością ta mała kulka puchowego futra skrada się w stronę potencjalnego zagrożenia, tak już w chwili gdy skoczyła w jego stronę, wiedział że coś musi być na rzeczy. I faktycznie. Jego oczom ukazała się wyjątkowa scena, gdy z małego bezbronnego (jasne, a meble to same się pewnie podrapały..) kotka wyrosła ogromna czarna pantera. Shen mimowolnie pokiwał głową z uznaniem. Coś takiego faktycznie mogło zaskoczyć go podczas prawdziwej konfrontacji. Cholera, tyle futra, czarnego, puszystego, i jeszcze ten zwinny czarny ogon... Być może nie był aż tak puszysty jak normalnie, ale miał w sobie coś uwodzicielskiego. Gdyby nie fakt że w tej właśnie chwili jego sobowtór lądował na ziemi, Shen zapewne dalej przyglądałby się temu spektaklowi puszystości z ukrycia. Znaczy nie żeby bał się o zdrowie czy życie tego Lunatyka; gość miał swoje za uszami, i jego zniknięcie zmartwiłoby chyba tylko jego samego. Ale nie chciał by za jego zniknięcie odpowiadała Kejko. Szklany odsunął się od drzwi. Potrzebował minuty, by doprowadzić się do jako takiego porządku; wytrzepał marynarkę, a dodatkowo porwał jedną z książek wystawioną na wyprzedaży. Jak potłuc zastawę na 300 różnych sposobów. Poradnik, tak brzmiał jej tytuł. Zabawne. Bardzo zabawne.
W międzyczasie uwięziony mężczyzna podniósł w panicznym odruchu ręce do góry, mówiąc przy tym przestraszonym głosem -T-t-t-o nie j-j-jaaa, błagam, nie rób mi krzywdy, miałem tylko tu wejść, przysięgaaaam-
Czy Shen wspominał o tym, że leżący tu pan panicznie bał się kotów? Tłumiąc złośliwy chichot, Szklany podszedł do drzwi. Odetchnął głęboko, rozluźniając mięśnie, po czym delikatnie pchnął masywne skrzydło, wychodząc jak gdyby nigdy nic ze sklepu. Czas na ostatni akt.
Gdy tylko pojawił się w zasięgu wzroku Kejko, zatrzymał się, jak gdyby zdziwiony całą tą sytuacją. Spojrzał na futrzaną kulę czarnej puszystości, po czym rzucił z udawanym zaskoczeniem -Cholera, coraz większe te dachowce. Taki kot to chyba sto lat pecha.-
I jeśli wszystko poszło zgodnie z planem, Kejko, której uwaga została odwrócona, nie zauważyła jak uwięziony Lunatyk wyswobodził się z pociętego już jej pazurami płaszcza, i korzystając z zamieszania, zwiał tak szybko jak tylko się dało. Na jego miejscu tkwił jeno ubrudzony i nienadający się już do niczego kawałek materiału. Shen zaś, ze stoickim spokojem spojrzał to na uciekającego, to na Kejko, po czym wskazał palcem w jego kierunku i rzucił -Ej, kolacja Ci ucieka.-
Kejko - 4 Wrzesień 2018, 22:21
To naprawdę dziwne, ale zamiast choć częściowej satysfakcji ogarnęło mnie rozczarowanie. Nie tak powinno czuć się po udanych łowach. Ale co to za polowanie, kiedy zwierzyna nie stawia najmniejszych oporów? A na dodatek trzęsie się na Twój widok, jak osika. Jasne, facet mógł być w szoku, ba nawet powinien. Tyle że to nie był, strach wynikający z zaskoczenia. To był czysty lęk, którego smrodem, zdarzył przesiąknąć tajemniczy prześladowca. Podświadomie nastawiłam się już na kłopoty, stawianie oporu a najpewniej i samą walkę. I chociaż powinnam cieszyć się, iż udało mi się tego wszystkiego uniknąć, to nie potrafiłam. Czułam, niedosyt? A może jeszcze coś innego? Trudno było mi to dokładniej określić.
Moje pazury mocniej wbiły się w materiał, zaś pysk zawisł nieruchomo tuż nad twarzą mężczyzny, który starał się wydukać z siebie jakaś odpowiedź. Zawarczałam ostrzegawczo, jednak nie zmieniłam swej pozycji nawet o centymetr.
-Co to ma niby znaczyć, że nie ty i co...
Urwałam w pół zdania, ponieważ moją uwagę odwrócił ruch w pobliżu. W aktualnej chwili zupełnie zapomniałam o fakcie, że jestem w miejscu publicznym. Gdyby ktoś przypatrywał się temu wszystkiemu z boku, zapewne nie wyglądałoby to zbyt dobrze. Już raz darzyło się, że ktoś wziął mnie za niewyrośnięta Draculę. I całe szczęście, że owy ktoś był uzbrojony tylko w miecz. Gdyby miast niego, dzierżył wtedy kuszę, to zapewne nie omieszkałby poczęstować mnie paroma bełtami. W każdym razie wtedy był to skraj lasu i szanse na towarzystwo były znacznie mniejsze. Teraz tkwiąc na środku uliczki, pomiędzy dwoma sklepami, powinnam przewidzieć, że z któregoś, ktoś w końcu wyjdzie. Ale, nie mogłam się spodziewać, iż w drzwiach księgarni pojawi się... Shen.
Przez dobrą chwilę stałam jak ogłupiała, traktując istotę pod swymi łapami jak coś nieistotnego. Przez kilka uderzeń serca, mężczyznę w płaszczu można by zamienić na dywan, a ja zapewne nie zwróciłabym na to najmniejszej uwagi.
Dzikie oczy, lśniące neonowym błękitem, wpatrywały się w postać, nadal tkwiącą przed wejściem księgarni. Przez tę krótką chwilę, ktoś nieuważny mógłby mnie pomylić z obsydianową rzeźbą. Na usta cisnęły mi się słowa „Ty, tutaj...”. Lecz nim zdarzyłam je wypowiedzieć, białowłosy odezwał się ponownie, zwracając mi uwagę na dość istotny szczegół. Moja ofiara, jakimś sposobem, wymknęła się wprost spod moich łap... Czy naprawdę, widok Szklanego zaskoczył mnie do tego stopnia, że mogłam to tak zwyczajnie przegapić! Nie, przecież nie mogło być ze mną aż tak źle.... Delikwent musiał jakoś wspomóc się magia! A przynajmniej tej wersji będę się trzymać... Cóż za dziwny zbieg okoliczności, że ta wielka Kraina nagle stała się tak mała.
Moje spojrzenie skupiło się na postaci, która właśnie zniknęła za rogiem. I co ciekawe, ów jegomość musiał doznać nagłego i cudownego ozdrowienia, ponieważ obie nogi niosły go przed siebie równie sprawnie. To oraz słowa mężczyzny..... gdy starałam je sobie przypomnieć, mój ogon zaczął nerwowo bujać się na boki. Wił się niespokojnie niczym czarny wąż. W tej chwili, zupełnie nie pasując , do całej reszty ciała. To nadal trwała w niemal absolutnym bezruchu. Jednak do czasu, ponieważ już po sekundzie przeniosłam swe spojrzenie, na płaszcz. Coś w tej całej sprawie było nie tak... jednak nie należało rzucać oskarżeń, nie mają dowodów, prawda ? Tak się jednak składało, że ja miałam jeden. Granatowy płaszcz nadszarpnięte przez ostre pazury, smętnie spoczywało na brukowanej uliczce i w tej chwili to On miał dla mnie kluczową wartość. Pochyliłam łeb nisko, przyciskając nos do materiału i lekko przymykając oczy. Gdy moje nozdrza wypełnił, dobrze już znany mi zapach, czas jakby przyspieszył. Wcześniejszy bezruch popadł w zapomnienie, zaś Szklany mógł, przekonać się, jak szybki potrafi być dziki kot. Gdyby akurat teraz musiał mrugnąć, to zapewne przeoczyłby moment, w którym nastąpił nagły zwrot a zaraz po nim potężny skok. Tym razem jednak nie celowałam w samą osobę, lecz przestrzeń tuż obok niej. Gdy moje łapy, ponownie dotknęły ziemi, a ciało podniosło się do pionu, przeszłam szybką i płynną przemianę w swą naturalną postać.
-Faktycznie... i to z Twojej winy, więc lepiej byś mi to wynagrodził. No chyba, że wolisz zająć jego miejsce w roli kolacji.
W swojej wypowiedzi znacząco zaakceptowałam trzy słowa. A dokładniej „zająć jego miejsce”. Stałam prosto z rękoma skrzyżowanymi na wysokości klatki piersiowej, jednocześnie rzucając Shenowi pełne oskarżenia spojrzenie. Lazurowe oczy lśniły dziko, zaś źrenice przybrały kształt cienkich kresek. Nie zwracałam uwagi na to iż burza czarnych loków, po przemianie pozostała w dość sporym nieładzie. Byłam zła, tak zdecydowanie byłam. Dowodził tego choćby, ogon, który ponownie strzelał na boki niczym bat, w rękach poskramiacza lwów. Jednocześnie, konfrontując się ze spojrzeniem topazowych oczu, nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który bezczelnie i całkiem nieproszony wkradał się na moje usta. Ale zdecydowanie powinnam być zła. Tak, tyle wiedziałam. Że powinnam, choć nie byłam, tak bardzo, jak powinnam. Eh, to skomplikowane...
Mimo wszystko starałam się wyglądać jak najbardziej stanowczo i groźnie, oczekując dobrego wytłumaczenia.
Goshenite - 5 Wrzesień 2018, 19:11
Mimo całej swej pewności, którą w tym momencie ukazywał Szklany, to nie mógł do końca przewidzieć reakcji Jej Puchatej Wysokości na wydarzenia których on niechybnie stał się uczestnikiem. To znaczy nie sądził, by ta w jakiś sposób mściła się za ta małe podchody. Chyba. Chyba na pewno. Cóż, miał w zanadrzu jeszcze coś, co zupełnie przypadkowo wpadło mu w ręce, i nie była to książka którą ledwie chwile temu podwędził z księgarni. Co zaś oznaczało że będzie musiał ją zwrócić. Kiedyś.
Serio, ciężko jest utrzymać naturalny wyraz twarzy gdy przed oczami ma się tak przecudowny spektakl. I nie chodziło tu o piękne jedwabisto czarne futro Kejko, które mógłby dotykać godzinami, gdyby to niechybnie wpadło mu w ręce. Albo chodziło właśnie o to? Ciężko jest być uzależnionym od czegoś, co ma się na wyciągnięcie ręki. Nie, nie tylko przez to musiał panować nad sobą. Gdy już wyszedł ze swojej tymczasowej kryjówki, zaskakując przy tym niczego niespodziewającą się Kejko, wszystko przyspieszyło. Nie było czasu na skrzętne planowanie. I to właśnie ten moment spodobał mu się chyba najbardziej. Widok kompletnie zaskoczonego wielkiego czarnego kota, gapiącego się na Shena jak na ducha. I ten wyraz pyska, który gdyby mógł, najprawdopodobniej otworzyłby się ze zdziwienia. Cena w postaci zniszczonego płaszcza oraz małej porcji tajemniczego proszku wydawała się wręcz śmiesznie mała, w porównaniu do przyjemności jaką czerpał z ich małych podchodów. Biedny Lunatyk. Shen zaśmiał się złowieszczo w swojej duszy, wiedząc że gość będzie na niego solidnie obrażony przez kolejny tydzień lub dwa.
Było coś jeszcze. Choć tego dowiedział się chwilę później, gdy Kejko znów go zaskoczyła. Ciekaw jej reakcji, Szklany popełnił błąd. To znaczy popełnił go ten wystraszony za wszystkie czasy Lunatyk, ale równie dobrze można to zaliczyć jako potknięcie Szklanego. No właśnie. Potknięcie. Gdy mężczyzna uciekał, biegł normalnie. A nie kulał, jak według wskazówek Shena miał się poruszać. Niestety, było już za późno na jakiekolwiek próby ratowania sytuacji. W tej samej bowiem chwili Kejko, wciąż pod postacią ogromnego futrzanego kota podeszła do leżącego na ziemi płaszcza, który jeszcze niedawno spoczywał na jego własnych ramionach. Idiota, pomyślał Shen, nie zmieniając wyrazu twarzy. Mógł przewidzieć napad histerii niedoszłej ofiary. No trudno. Westchnął w duchu, patrząc jak wielka puszysta masa obraca się w jego stronę.
W normalnej (jeśli za normalną można uznać zagrożenie życia..) sytuacji najprawdopodobniej odruchowo odskoczyłby w bok, przy okazji dobywając broni. Czuł jednak że lecąca w jego stronę kulka puszystości imieniem Kejko nie planowała pozbawiać go życia. Chyba. W każdym razie musiał się nieźle wysilić by pozostać w jednym miejscu.
-Cóż to za myśliwy, co to zdobycz z rąk, czy też może łap, wypuszcza.- odpowiedział Shen, nie ruszając się choćby o milimetr. Choć wyglądała jakby dopiero wyszła z pralki, z burzą stojących na wszystkie strony czarnych włosów, Kejko nadal miała w sobie coś przyciągającego. Jedną z tych rzeczy były oczy, jak zawsze głęboko niebieskie, które wytapiały gdzieś w jego zamkniętej osobowości miejsce, przez które mogło przecisnąć się uczucie. Wpatrywała się w niego. Mimo prób, na twarzy Szklanego zagościł tajemniczy półuśmiech. Co wyrażał, tego sam Shen nie był do końca pewny. Zapewne była to jakaś mieszanka radości, wrodzonej przekory, ukrytej tęsknoty, z niewielką odrobiną złośliwości i maniakalnego umiłowania do wszelakich puszystych części Kejkowego ciała.
Dwa razy. Udało jej się dwa razy zaskoczyć Shena. Najpierw gdy uknuła plan wpędzenia go w pułapkę, a następnie gdy skrzętnie połączyła fakty, choć to ostatnie nie zostało mu zarzucone wprost. Jeszcze. Tak czy siak, były to niemałe osiągnięcia. Kejko umiała o siebie zadbać – no może poza obżeraniem się słodkościami, i wylewaniem na siebie perfum – a to wiele znaczyło. Przynajmniej dla kogoś takiego jak Shen.
-Niestety, ale rekompensaty nie będzie...- urwał Szklany, ukradkiem śmiejąc się z udawanej złości Kejko. Nie miał zamiaru poważnie jej denerwować, gdyż to zrujnowałoby tylko tak piękną scenę jak ta. Zamiast tego z dziwnym uśmiechem wykonał krok w jej kierunku, sięgając równocześnie ręką do kieszeni w poszukiwaniu ukrytej tam paczuszki.
-...zamiast tego, chciałbym Ci wręczyć niewielki prezent.- dokończył, schylając się tak, by ich oczy znalazły się na tym samym poziomie. Następnie wyciągnął dłoń, w której trzymał owy podarunek. I gdyby tylko Kejko zdecydowała się zabrać i odpakować przedmiot, jej oczom ukazałaby się przepiękna wstążka, której odcień był nieco tylko jaśniejszy od szafiru. Jedwabnie aksamitna w dotyku, była jednocześnie zaskakująco wytrzymała. Na całej jej długości widniał wyszyty ręcznie czarny wzór, który dzięki swojej zawiłości sprawiał wrażenie będącego w ruchu.
Cóż za przypadek że akurat dziś wpadła w jego ręce. Jak to się mówi, szczęście sprzyja odważnym. Czy jakoś tak.
Kejko - 8 Wrzesień 2018, 22:24
Im dłużej przebywałam w towarzystwie Shena, tym większe miałam wątpliwości... Na przykład, względem której rasy był przedstawicielem. Dobrze może i miał niezwykle gładką, i niemal przejrzystą skórę, przywodzącą na myśl kryształ. Pod której dotykiem, ciało przechodził chłodny, lecz przyjemny dreszcz... Ale od kiedy, Szkło, miało niby właściwości przyciągające? Czy w tej krainie nie było przypadkiem jakiś Magnetycznych Ludzi, podszywających się pod tych szklanych? To tak wiele by tłumaczyło i upraszczało. Lecz szukanie logiki w świecie, w którym rządził magiczny chaos, wydawało się daremnym wysiłkiem. Zresztą, pewnych rzeczy zwyczajnie nie dało się jasno wytłumaczyć, one po prostu działy się, bo zwyczajnie musiały się dziać.
Jedną z owych rzeczy, które musiały się dziać, były fale wspomnień zalewające w tej chwili moją biedną głowę. Trzask polan, płonących w kominku, blask płomieni, które rzucając wyzwanie ciemności, jednocześnie wprawiały cienie w szalony taniec. Dźwięki milionów kropel rozbijających się o ściany, zapach dymu, lasu i łomot własnego serca, który niekiedy zagłuszał wszystkie inne dźwięki. Wszystko, co działo się tamtej burzowej nocy, nadal odbijało się we mnie echem. Od tamtego czasu czułam się dziwnie... rozstrojona. Niczym instrument, w ręce muzyka, starającego się wydobyć zeń całkiem nowe brzmienie.
Doprawdy wiele kosztowało mnie, by bez reszty nie utonąć we wspomnieniach oraz myślach. Bo te na nowo zostały wzburzone. I wystarczył do tego jeden uśmiech... A przecież ukojeniu ich poświęciłam tak wiele pracy.
Poziom mojego „rozstrojenia” był zdecydowanie za wysoki, świadczyło o tym nie tylko rozkojarzenie, dziwna ilość energii, ale również problem ze snem. A to już nie byle co dla istoty, która w ciągu dnia kilkukrotnie zażywała luksusu drzemki. Ironia losu by ktoś szczycący się mianem Kołysanki i potrafiący za sprawą prostej melodii wysłać całą salę ludzi do krainy sów, sam miał problem z zasypianiem. I co też taki Szklany Człek potrafi nawyczyniać z w miarę porządnym Dachowcem...
Gdy Shen zbliżył się do mnie, nie cofnęłam się ani o krok. Nadal starałam się wyglądać na złą, ale tylko przez chwilę. Wiedziałam, że tę rundę już przegrałam, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Bo miałam zamiar wygrać każdą kolejną. Rozluźniłam się zatem i z zaciekawieniem przyjrzałam się paczuszce, leżącej na białowłosego. Przez krótką chwilę wejrzałam w topazowe oczy, licząc na to, że doszukam się w nich odpowiedzi na nie wypowiedziane pytania. Po tym jednak sięgnęłam po paczuszkę i nie kryjąc swego zdziwienia, odkrywał jaki podarunek w sobie chowała. Na moich dłoniach rozciągała się wstążka. Piękna i aksamitnie miękka, zdobiona przez drobno wyszyte detale. Jak by tego było mało, podarunek zawierała w sobie dwa kolory, które żywiłam niezwykłą sympatią, piękny odcień niebieskiego oraz czerń. Delikatnie przesunęłam opuszkami palców, po ścieżce tworzonej przez czarne wzory. Niespodzianka, jakże miła, sprawiła, że przez chwilę zapomniałam o cudownym darze mówienia. Mężczyźni nie noszą przy sobie takich rzeczy bez powodu, prawda? Tylko... czy powinnam przyjąć taki upominek? Skoro nie miałam czym się odwdzięczyć? W dodatku coś podpowiadało mi, że mężczyźni zwykli nie nosić przy sobie tego rodzaju rzeczy, bez powodu. Świadomość, że Szklany też musiał myśleć o mnie, sprawiła, że na mojej twarzy pojawiły się rumieńce.
-Jest, piękna. Czyżbym ostatnio wspominała coś o swoich ulubionych kolorach? Bo wybrałeś idealnie. Dziękuję. I proszę... daj mi chwilę.
Na moment odeszłam od swego rozmówcy, by zatrzymać się naprzeciw szklanej witryny, księgarni. W tej chwili musiała mi wystarczyć w roli lustra. Nieład, jaki panował na mojej głowie, wcale mnie nie zaskoczył. Wiedziałam jak, zwykle wyglądam po przemianie, a dzięki zdobytej wprawie, potrafiłam szybko przywrócić swój wygląd do zadowalającego stanu. Gdy poprawiłam, swą garderobę, szybko przeszłam do okiełznania czarnych fal goszczących na mojej głowie. Pomogła mi w tym wstążka, której urokowi nadal nie mogłam się nadziwić. Szklany miał dobry, gust. Wybrana przez niego tasiemka, pięknie prezentowała się na tle czerni moich włosów, które teraz zostały upięte w tak zwany koński ogon. Kilka ich pasm pozostawiłam luźnych, zaś wstążkę związałam w kokardkę. Po krótkiej ocenie wizualnej już zadowolona mogłam wrócić do swego szklano skórego kompana. Chwila, poświęcona na poprawę wizerunku, dała mojemu umysłowi i wyobraźni czas na owocną i ryzykowną współpracę. Byłam jednak zbyt zadowolona, by zastanawiać się teraz nad czymś tak błahym, jak konsekwencje. Sprężystym, kocim krokiem wróciłam przed oblicze Shena. Moją twarz zdobił uśmiech, w którym tkwiło swego rodzaju ostrzeżenie, bowiem w ten sposób zwykły się uśmiechać osoby, starające się ukryć... że knują coś niedobrego.
-Jest naprawdę śliczna. Jeszcze raz dziękuję.
Mówiąc to, ponownie przesunęłam palcami po wstążce, jednocześnie poprawiając delikatnie ułożenie, zwianej nań kokardy.
-I chyba też coś dla Ciebie znajdę.
Gdy podeszłam już wystarczająco blisko, (czyli na odległość dzielących nas od siebie dwóch kroków), wsunęłam obie dłoni, do niewielkich kieszeni, przy swojej sukience. Zamknięte w pięści dłonie podsunęłam ku białowłosemu.
-W której?
Spytałam, a figlarny uśmiech tańczył na moich ustach, w oczach zaś tańczyły iskierki ekscytacji. Kocie uszka obniżyły się delikatnie, co dodawało mojemu wizerunkowi odrobinę niewinności. Zaś ogon, na którym lśniło gęste i puszyste futro, bujał się na boki leniwie, niczym zegar odmierzający czas. Tik- tak, tik-tak. (Czas wybrać, nieprawdaż ? )
Goshenite - 10 Wrzesień 2018, 21:59
Umysł Shena, mimo wielu przeżytych lat spędzonych na różnorakich zajęciach nadal nie potrafił pojąć istoty niektórych zjawisk których Szklany był świadkiem a niekiedy nawet i uczestnikiem. Niestety, jeśli o przeszłość chodzi, to zdecydowana większość jego przeżyć nie była przyjemna. To znaczy były momenty mniej złe, takie dzięki którym chociaż przez chwilę wydawało mu się że jest w stanie żyć normalnie. Że może nie był tak bardzo skrzywioną osobowością, która krzywdziła wszystkich w swoim otoczeniu. Wtedy jednak życie wyjątkowo brutalnie łamało wszelkie rodzące się w jego wnętrzu nadzieje. Zazwyczaj poprzez odbieranie Szklanemu tego, na czym zależało mu najbardziej.
Wrócił na króciutką chwilę wspomnieniami do tamtego pamiętnego momentu, w którym po raz pierwszy (drugi?) spotkał tą małą istotę na swojej drodze. Była uparta, wyjątkowo ciekawska i równie cwana jak Kejko. Czy to dobrze że wtedy ich drogi na krótki czas skrzyżowały się, łącząc dwie istoty które mogły nigdy się nie spotkać? Shen bardzo często nad tym rozmyślał. Może gdyby wtedy zostawił ją samą, dziś nadal by żyła? Ta myśl długo ciążyła mu na świadomości, podążając za nim jak cień, jak przekleństwo od którego nie potrafił się uwolnić.
Samotność była prosta. Nie musiał martwić się o nikogo poza samym sobą. Bez zobowiązań. Bez problemów. Ale jak długo? Nawet najbardziej samotna osoba na świecie nie wytrzyma całej wieczności z samym sobą. Shen z początku bronił się przed tym faktem, porywając się na coraz to niebezpieczniejsze i szalone zadania. Nie dbał o to czy przeżyje. Uparcie zagłuszał swój umysł, tak długo jak to tylko możliwe.
Wrócił do teraźniejszości, do zatopionej w delikatnym cieniu uliczki pomiędzy dwoma sklepami. Do postaci Kejko, która coraz częściej pojawiała się w jego umyśle. Rozpakowywała prezent; Shen widział zaskoczenie na jej twarzy. Cóż, sam siebie zaskoczył gdy pod wpływem impulsu nabył ją gdy nadarzyła się okazja. Delikatne zaczerwienienie na policzkach sprawiało że dziewczyna wyglądała jak namalowana ręką prawdziwego mistrza.
-Żaden inny kolor nie byłby w stanie podkreślić czegoś tak pięknego.- odpowiedział, odzyskując głos po chwili poświęconej na wspomnienia. Widział jak odchodzi, korzystając z przeszklonej witryny jak z lustra. Gosh uśmiechnął się. -Szkoda, też mógłbym się nadać- rzucił, nie kierując wypowiedzianych słów do nikogo konkretnego. Choć żartobliwie, w jego głosie czaiła się skryta nuta radości; cieszył się że prezent tak dobrze wpasował się w jej gusta. Mimo prawie setki na karku, Szklany nie miał zbyt wielkiego doświadczenia jeśli chodzi o dawanie prezentów. Z reguły miał problem z odszyfrowaniem uczuć drugiej osoby, jednak w przypadku Kejko wszystko wydawało się prostsze. Podejrzanie proste.
Gdy wróciła, Shen ujrzał całe jej piękno. Długie aksamitne czarne włosy, teraz dodatkowo podkreślane przez wręczony wcześniej prezent wyglądały niesamowicie. Szczerze mówiąc, mężczyzna nie sądził że Kejcio od razu przymierzy podarunek. Ten mały szczegół wyjątkowo go ucieszył.
-Nie ma za co.- odpowiedział, delikatnie skłaniając głowę. Znów stali naprzeciw siebie, tak blisko że widział w jej oczach własne odbicie. Znów te oczy, których głębi nigdy nie miał dość. Niebieski kolor wstążki idealnie podkreślał ich barwę, co nie był tak oczywiste na pierwszy rzut.. oka. Musiała minąć chwila nim zorientował się że Kejcio trzymała przed nim zaciśnięte w pięść dłonie. Coś dla niego?, pomyślał zaskoczony nieco Shen. Nie oczekiwał niczego w zamian. Jeśli rzadko dawał prezenty, to otrzymywał je jeszcze rzadziej, i za każdym razem dziwnie się przy tym czuł. Spojrzał na Kejcio i od razu napotkał jej pełen radości uśmiech. No i ogon. Puszysty. Tak. Bardzo puszysty. Tak strasznie bardzo... No dobra. Ale przez jedną krótką chwilę pomyślał że ten szczery uśmiech jest czymś, co nigdy nie powinno zniknąć. Że mógłby nawet poświęcić się, byle tylko ta mała istota już zawsze mogła się bez przeszkód śmiać. Uśmiechnął się w odpowiedzi, nieco mniej radośnie, a bardziej nostalgicznie. Podniósł ręce i delikatnie chwycił każdą z wyciągniętych pięści, ostrożnie złączając je razem.
-Ty jesteś najlepszym prezentem jaki mógłbym dostać.- odpowiedział, w myślach smutno dodając Choć nigdy nie będę wart kogoś tak dobrego jak Ty.
Kejko - 19 Wrzesień 2018, 20:11
W świetle dnia postać Shena nabierała zupełnie nowego blasku, i to całkiem dosłownie. Mimo posiadania całkiem bystrej pary oczu nie mogłam wypatrzyć tak licznych szczegółów wówczas, gdy przysiwiał nam blask płomieni, uwięzionych w obrębie kamiennego kominka. Ciężko było mi ocenić, co sprawia większe wrażenie. Jasna skóra, która przywodziła na myśl idealnie oszlifowany i wypolerowany kryształ? A może włosy, w których ktoś uwięził srebrzysty blask księżycowego światła. Długie rzęsy o tym samym odcieniu, rzucały na spojrzenie topazowych oczu tajemniczy cień. Spojrzenie skrywające tysiące tajemnic... lecz takich, które gdzieś w głębi duszy pragną zostać odkryte. No i jak ktoś tak ciekawski, jak ja, kto z narażeniem życia co rusz włóczy się po ruinach oraz innych tajemniczych lokacjach, mógłby zignorować takie wyzwanie? Byłam pewna jednego, coś w nim przyciągało mnie ku sobie... a ja wcale nie miałam ochoty walczyć z ową dziwną siłą. Której to moc, ciągle rosła...
W obecnej chwili nie poznawałam samej siebie, a już na pewno przestałam sobie ufać. Budziło się we mnie coś, czego dotąd nie znałam, coś jednocześnie znajomego, ale i obcego. Mogłabym to uczucie przyrównać do chwili, kiedy po latach oglądania cienia, można było, w końcu zobaczyć co go rzucało. Mimo iż pełnia obrazu nadal wydawała się nieco rozmazana, to każdy uśmiech, dotyk czy czułe słowo nadawały mu głębi i wyrazistości.
Mój ogon zatrzymał się nagle, jakby właśnie zacisnęła się na nim niewidzialna ręka. Dopiero po nim reszta ciała zareagowała w podobny sposób. Nie wiem nawet, ile czasu trwał ten mały paraliż obejmujący umysł i ciało... jedynym co uparcie, nie chciało się poddać jego mocy, były rumieńce. Te rozkwitły znacznie mocniej, kiedy czułam jak długie chłodne palce, obejmują moje dłonie. W duecie ze wpatrzonymi we mnie topazowymi oczami... sprawiły, że moja cała dotychczasowa pewność siebie, na moment uleciała ze mnie, uznawszy, że czas poszukać bardziej godnego siebie właściciela. Spuściłam wzrok, zawieszając spojrzenie na naszych dłoniach. Miałam ochotę ująć jego ręce, spleść jego palce z własnymi... Lecz gdy już miałam to zrobić, w tym samym momencie uderzyła we mnie powracająca pewność siebie. Najwyraźniej nie udało jej się natrafić w okolicy na lepszego właściciela, to też wróciła zadomowić się na starych śmieciach. Uśmiechnęłam się do siebie w duchu, po czym ponownie uniosłam twarz, by móc spojrzeć na Szklanego.
-Wybieranie obu to jawne oszustwo... ale niech będzie, że tym razem przymknę na to oko.
Oznajmiłam nieco ściszonym głosem, po czym delikatnie oswobodziłam nadal zamknięte dłonie, jednocześnie podnosząc je na wysokość twarzy Shena. Uśmiechnęłam się figlarnie, po czym moje dłonie otworzyły się. Shen miał bardzo krótką chwilę, na to, by zorientować się, że są puste. Dałam mu jednak sposobność, by przyjrzeć się temu dokładniej i to z bardzo bliska, gdyż obie łapki wylądowały teraz na jego twarzy, tymczasowo odbierając topazowym oczom, możliwość zerkania na świat. Nim Szklany, na dobre połapał się, co właśnie ma miejsce, ja wspięłam się na palce, zaś moja twarz znalazła się tuż przy twarzy mężczyzny. Kierowana bardziej pokusą niż impulsem, złożyłam na szklanych wargach czuły, lecz krótki pocałunek. Gdy nasze usta oderwały się od siebie, przybliżyłam się do białowłosego jeszcze mocniej, tak by móc cicho szepnąć mu na ucho.
-I jak na porządny prezent przystało, mogę pochwalić się śliczną wstążką.
W moim głosie dało się wyczuć nie tylko radość, ale i nutę zadziorności. Natomiast moje dłonie nadal tkwiły delikatnie przyciśnięte do szklanego lica, jakby w obawie tego, co przyniesie ze sobą kolejne skrzyżowanie się naszych skojarzeń. Co prawda miałam świadomość, że w końcu będę musiała zabrać dłonie z jego oczu, ale na chwilę obecną odsuwałam tę myśl od siebie...
|
|
|