Rim - 27 Marzec 2018, 13:36 Temat postu: Niezbyt wesołe wspomnieniaTym razem sen nie był już taki kolorowy. Miała może osiem lat i szła właśnie z wujem na zakupy. Jej różni nie były zbyt widoczne, więc jedyne co było obowiązkowe to zużyty już kaszkiecik. Ubrana była w za dużą, naciągniętą koszulę oraz spódnicę, nogi miała bose. Białe włosy miała związane w nie do końca udany warkocz, w końcu sama musiała się czesać.
Szła za wujem posłusznie, ze spuszczoną głową, z zazdrością spoglądając na inne dzieci, które bawiły się nieopodal. Gdy ją zauważyły zaczęły szeptać coś między sobą i się śmiać, nie wiedziała jednak co takiego do siebie mówią. Bała się do nich zagadać, w końcu była inna, a dodatkowo wuj zabraniał jej rozmawiać z kimkolwiek poza osobami, z którymi musiała. Nie chciał, żeby ktoś odkrył, że ma rogi, że nie jest Dachowcem.
Spojrzała na swoje tatuaże na przedramionach i westchnęła cichutko idąc dalej. Nie mogła się zatrzymywać ani nic mówić. Musiała być grzeczna, bo inaczej wiedziała, że poniesie karę.
Większość otaczającego ją krajobrazu była niewyraźna. Tylko szczegóły, które zapamiętała były wyraźne. Twarze do nich nie należały, poza twarzą jej wuja, pełną pogardy do jej młodej osóbki.
Po chwili wszystko przeskoczyło do czasu już po zakupach. Znów mijali bawiące się dzieci, które zaczęły machać do niech i wołać, żeby się z nimi pobawiła. Na uch ustach było widać tylko uśmiechy, a w tle chichot pozostałych dzieci. Rim jednak nie zwracała na to zupełnej uwagi.
Spojrzała pytająco na wuja, wręcz błagalnie. Pierwszy raz ktoś chciał się z nią pobawić. Ten po raz pierwszy się do niej uśmiechnął i wziął od niej zakupy - idź się pobawić, ale przed zachodem masz być w domu - powiedział, poprawiając jej kaszkiecik i ruszył do domu, na co dziewczynka podziękowała mu i ruszyła w podskokach, machając do, jak miała nadzieję, swoich pierwszych kolegów, a może nawet przyjaciół?Enkil - 29 Marzec 2018, 23:19 Zdążyłem spędzić całkiem miły czas w klubie. Kilka drinków, wygodna skórzana kanapa, dawka tytoniu, a nawet naprawdę apetyczne tancerki. Ewidentne marzenie senne jakiegoś niewyżytego faceta. Śniący naprawdę nieźle się tu bawił, nie żałował sobie, przez co w klubie robiło się naprawdę tłoczno… Nie, żebym na co dzień, miał coś przeciw pół nagim pięknościom podatnym, na najmniejszą sugestię… kilka takich panienek, pozwoliłem sobie nawet zagarnąć dla siebie. Stanowiły całkiem pożywną przekąskę. Jednak z czasem granice dobrego smaku zostały zbrukane, gdy poza nagimi dziewczętami po lokalu zaczęli również wędrować młodzi zalotnicy śniącego… Miejsce straciło status chwilowej przystani, ja zaś zwyczajnie je opuściłem, nie zostawiając za sobą zgliszczy i chaosu, głównie przez wzgląd na to, że jednak mogłem uraczyć się kilkoma darmowymi drinkami. W zasadzie miałem już opuścić krainę snów, lecz ku memu zdziwieniu śniąca, którą przecież niedawno nękałem… znów zaczęła śnić nowy sen. Przez krótką chwilę biłem się z myślami, ostatecznie jednak to ciekawość osiągnęła triumf.
Wkroczyłem w sen, który przynajmniej w części musiał stanowić wspomnienia. Nie wiem, czy wszystkie Cienie, lecz ja potrafiłem zauważać takie rzeczy. Dbałość o detale, kolorystyka, intensywność zapachów, gdy w grę wchodziły wspomnienia, to wszystko zyskiwało na wyrazistości. Sama sceneria wydawała się znacznie ciekawsza, od poprzedniego snu, co więcej tętniła życiem… a to zmieniało sposób mojej zabawy. To znaczy… jasne, mógłbym teraz wyciągnąć katanę, i zacząć siać spustoszenie, ale na to zawsze przyjdzie czas. Czasem mądrze jest zaczekać i zwyczajnie poobserwować, a jeśli tak to należało się wtopić w otoczenie. Upiorna maska była teraz schowana w czarnej skórzanej torbie, którą przewiesiłem przez ramię. Żal było jednak marnować mi mocy, na coś tak banalnego, jak ubrania, zwłaszcza że w zasięgu ręki znajdowało się targowisko. Nic zatem trudnego, udać się na małe zakupy.
Nim ktoś z „miejscowych” zdołał zauważyć moją obecność, udałem się w stronę straganów, gdzie miałem okazję dać popis swego złodziejskiego kunsztu. Biżuteria, jedzenie, jakieś dziwne przyprawy, materiały i ubrania. O dziwo tym razem to na tych ostatnich mi zależało, a fakt, że handlarką była starszą kobietą, tylko ułatwił całą sprawę. Gdy już udało mi się zebrać wszystkie potrzebne rzeczy, spokojnym krokiem udałem się w jeden z zaułków, gdzie nieco zmodyfikowałem swój strój, aby nie rzucać się w oczy. Nie mogłem jednak pozbyć się poprzednich ubrań, to też było mi cholernie gorąco.
Miałem mały problem ze stworzeniem turbanu, w dodatku takiego, którym mogłem zakryć twarz, jednak po kilku próbach osiągnąłem zamierzony efekt. Byłem gotowy, całość mojego kostiumu przywodziła na myśl typowego pustynnego podróżnika, chcąc jednak zrobić nieco większe wrażenie, dodałem kilka błyskotek. Podróżnik powinien też posiadać środek transportu… z tą myślą udałem się w dalsze rejony wioski, wtedy jednak dostrzegłem Ją. Mimo iż była teraz dzieckiem, nie sposób było jej pomylić, z resztą była w końcu śniącą, wyczuwałem jej obecność, aż nazbyt wyraźnie. Przez chwilę poczułem coś… niemal jak ukłucie żalu, wyglądała jak mała żebraczka, ulicznica… w dodatku, typ, który jej towarzyszył, cóż… swój swego wyczuje. Pozostałem na uboczu, udając zainteresowanie jednym ze straganów, gdzie młoda kobieta oferowała jakieś egzotyczne owoce. Co jakiś czas jednak zerkałem na scenę rozgrywającą się nieopodal.Rim - 30 Marzec 2018, 13:07 Mała Rim była uradowana, w końcu mogła się pobawić z innymi dziećmi. Pobiegła do nich, machając wesoło rączką. Nie widziała dziwnego uśmiechu swojego wuja, ani też tego jak pozostałe dzieci chichrały się między sobą, jakby planowały coś niedobrego. No ale co złego może się stać? Przecież chcieli się z nią pobawić, byli tylko dziećmi.
Przywitała się z nimi wesoło, po czym ruszyła za grupką, machając jeszcze wujowi na do widzenia. Nie mogła wierzyć w swoje szczęście. Niestety nie trwało to jednak zbyt długo. Już po chwili okazało się, że dziewczyna nie zna żadnej zabawy, którą proponowały dzieci, a te starały się znaleźć coś co zna, żeby nie musieć jej nic tłumaczyć. Ona stała tylko zawstydzona, kręcąc głową, odrzucając w ten sposób kolejne propozycje. Mówiła, że może się szybko nauczyć, ale widać dzieciaki miały niezłą zabawę z samego sprawdzania jaka beznadziejna jest.
Po chwili przyszły starsze dzieci, nastolatkowie, uśmiechając się szyderczo - nie znajdziecie nic co ona by umiała. Pewnie jedyne czego się uczyła to rozkładanie nóg. Przecież to córka dziwki - zaśmiali się głośno, a Rim opuściła głowę, starając się powstrzymać łzy - przestańcie!- poprosiła, zaciskając rączki w piąstki - bo co? Powiesz tatusiowi? A nie...przecież on Cię nie chce! Pewnie masz ich kilku, skoro twoja mamusia tak się puszcza - kolejna fala śmiechu.
Rogata nie wytrzymała i rzuciła się z piąstkami na większego i silniejszego chłopaka. Ten tylko się ponownie zaśmiał i popchnął ją mocno na pustynny piasek - widzę, że mówię prawdę, skoro tak się tym przejmujesz - powiedział i kopnął ją mocno w brzuch. Po chwili inne dzieci dołączyły do niego, kopiąc ją w nogi, boki, brzuch, plecy, głowę.
Jedyne co mogła zrobić dziewczynka to skulić się i przytrzymywać kaszkiet, by nie odkryć swoich różków. Wiedziała, że wtedy miałaby jeszcze większe problemy.
- Odmieniec. Dziwka. Suka. Córka dziwki. Puszczalska..... - te i wiele innych przezwisk szło w jej stronę, a Rim nie była nawet w stanie prosić by przestali. Leżała skulona, powstrzymując napływające jej do oczu łzy. Tak bardzo chciałaby być silniejsza i móc z nimi walczyć, pokazać, że nie jest do niczego, ale nie umiała. Była beznadziejna...nic nie umiała....Te słowa też krążyły wokół niej, choć nie było już wiadomo kto je wypowiada. Po prostu leżała czując kolejne ciosy oraz słysząc kolejne raniące ją słowa. Nawet nie miała jak zauważyć, że chłopak, który uderzył pierwszy, wyciągnął z kieszeni nóż, z pewnością by zrobić jej jeszcze większą krzywdę - a może mi się oddasz? Skoro tylko do tego jesteś? - zapytał drwiąco i zbliżał się do niej powoli, a Rim mogła tylko kręcić głową. Była zbyt przerażona by spróbować cokolwiek zrobić.Enkil - 1 Kwiecień 2018, 01:06 Nadal pozostawałem na uboczu, nie interweniując w bieg wydarzeń. Handlarka, której stoisko okupywałem ze względu na fakt, iż stanowiło dogodny punkt obserwacyjny, zaczęła robić się uciążliwa. Dla niepoznaki zakupiłem woreczek przyprawy, podobna dostępnej jedynie w tych stronach i słynącej ze swej nieprzeciętnej ostrości. Warto być przygotowanym, aby nadać życiu nieco więcej pikanterii. Mając dość słuchania o tym jakie przyprawy i specyfiki, powinienem jeszcze zakupić, najzwyczajniej w świecie odszedłem, znajdując schronienie w cieniu, jednego z budynków.
Zaczynałem już odczuwać pewne znużenie, bezczynność nie leżała w mej naturze… ale chciałem przecież dowiedzieć się czegoś więcej o śniącej. Z drugiej strony, jeśli sen okaże się wspomnieniem wesołych dziecięcych zabaw… to nic tu po mnie. Byłem na tyle daleko, że nie mogłem dokładnie wsłuchać się w ich rozmowy, jednak to nie słowa w tej chwili mówiły najwięcej. Fałszywe uśmieszki, ukradkowe spojrzenia były dowodem na ułudę życzliwości. Zmrużyłem oczy, kiedy na „scenę” wkroczyli nowi bohaterowie i wówczas zdałem sobie sprawę, iż prawdziwe przedstawienie dopiero się rozpoczyna. Aura snu zmieniała się, przybierając na wyrazistości. Czułem jak fasady tego świata, zmieniają się, jak wszystko skupia się na jednym planie. Sny czasem przypominały coś na rodzaj filmów z Ludzkiego Świata, były jednak lepsze, ponieważ można było zmienić bieg ich wydarzeń.
Moje sumienie w ostatnich latach rzadko się odzywało albo dawało mi jakieś silniejsze sugestie. Świadczyło o tym choćby, to co działo się podczas naszego poprzedniego spotkania. Czym innym jest zadawać cierpienie, a czym innym przyglądanie się mu. Były też granice, których nawet ja nie przekraczałem. Co więcej, to była MOJA ofiara. Gdy uzmysłowiłem sobie siłę emocji oraz sens, który się za nimi krył, wiedziałem… Będę na niej żerował. Tym razem chciałem jednak czegoś więcej niż godziwego posiłku, postawiłem sobie ambitny cel, zmienić sposób myślenia tej dziewczyny. Nawet jeśli miałoby to wymagać, rozbicia jej i złożenia na nowo, to byłem na to gotowy. To czy Ona była, już mniej mnie interesowało.
Jeszcze przez chwilę przyglądałem się temu, jak dziewczynka zwija się na podłodze, zasypywana pod gradem ciosów oraz jadowitych wyzwisk. Cierpiała… ale musiała, jeśli to wszystko miało ją czegoś nauczyć. Z rosnącą złością, ale również ekscytacją wyczekiwałem właściwego momentu… Błysk noża, wyciągniętego przez głównego prowodyra, był dla mnie niczym dźwięk wystrzału dla sprinterów czekających na mecie. Nim ktokolwiek zdarzył się spostrzec, znalazłem się w centrum wydarzeń, kłębiąc się jako czarny dym tuż za plecami nożownika. Dzieci oraz pozostała część młodzików nie zdarzyła podnieść alarmu, i to z prostej przyczyny… Cała grupka przestała istnieć, w chwili, gdy odzyskałem swą naturalną postać. Zwyczajnie ich pożarłem, byli przecież częścią tego snu.
Moja dłoń zacisnęła się na nadgarstku chłopaka, z siłą na tyle dużą, że dało się usłyszeć chrzęst kości. Element zaskoczenia oraz siła ucisku sprawiło, że ostrze wypadło z ręki chłopaka, ja jednak nie pozwoliłem, aby spotkało się z ziemią. Pochyliłem się nad dachowcem, jednocześnie wolną ręką chwytając nóż. Moja twarz znalazła się tuż przy kocim uchu, do którego posłałem jadowity szept.
-Szumowiny takie jak Ty nie zasługują na to, by chodzić po tej ziemi… Powinny pełzać…
Nim jeszcze słowa zdarzyły dobrze wybrzmieć w umyśle dachowca, rozległ się obrzydliwy chrzest, ostrza tnącego mięso a zaraz potem kości. Cios był błyskawiczny i precyzyjny, a jego konsekwencja natychmiastowa. Niedawny oprawca z głuchym hukiem padł na ziemię, zanosząc się krzykiem pełnym bólu. Nie zadałem ciosu, który przyniósłby mu łatwą śmierć, nie to byłoby zbyt proste, zbyt trywialne. Na plecach dachowca widniała rana, znajdująca się na wysokości pasa, była na tyle głęboka, że gdyby nie stale sącząca się z niej krew, to tez przeszkód dałoby się dostrzec kości kręgosłupa, a dokładniej przerwanego kręgosłupa. Tak jak mówiłem, ten rodzaj szumowin powinien pełzać po ziemi.
-Teraz będziesz pełzać tak jak reszta podobnego Tobie plugastwa.
Wypowiedziałem te słowa głosem wręcz obrastającym lodem, po czym szkarłat mego spojrzenia skupił się na fioletowookiej dziewczynce. Rzuciłem zakrwawiony nóż, wprost pod jej kolana. Moja stopa, odziana w ciężki but, wylądowała na głowie dachowca, dociskając ją do ziemi.
-Prośby nic Ci nie pomogą. Są świadectwem tego, że jesteśmy słabi, zachętą dla tych, którzy czują nad nami przewagę. Po to, czego pragniesz, musisz sięgać sama.Rim - 1 Kwiecień 2018, 18:05 Dała się okładać innym dzieciom. Bo co innego mogła zrobić? Może i była silna fizycznie, ale nie potrafiła się komuś postawić. Raz spróbowała wujkowi i nie skończyło się to dla niej najlepiej. Pobił ją do nieprzytomności, jeszcze miała kilka siniaków po tym. Błagała tylko by przestali, choć mówiła już bardzo cichutko. Wiedziała, że to nic nie pomoże. Normalnie zaczęłaby przepraszać, ale za co ma ich przepraszać? Nie zrobiła nic złego. To nie jej wina, że urodziła się w takich, a nie innych okolicznościach, ale coraz bardziej czuła, że nie będzie miała zbyt kolorowej przyszłości.
Gdy nagle ciosy ustały, podniosła niepewnie wzrok, gotowa uchronić się przed ewentualnymi, kolejnymi atakami i otworzyła szeroko oczy zaskoczona. Wszyscy zniknęli. Rozglądała się zdezorientowana co się właściwie stało.
Dopiero gdy zauważyła czerwonooką postać podniosła się do siadu i odsunęła, póki nie natrafiła na ścianę jednego z pobliskich, lepiankowych budynków. Opierała się za swoimi plecami i zupełnie zapominając o bólu, przyglądała się poczynaniom przybysza. Krzyknęła krótko po czym zakryła usta, gdy ten nagle ranił młodego Dachowca. Oczy miała otwarte tak jak jeszcze chyba nigdy. Nie potrafiła drgnąć nawet na milimetr. Chyba nawet zapomniała jak się mruga i oddycha.
Wpatrywała się we wrzeszczącego z bólu chłopaka, nie wiedząc jak mu pomóc. Odskoczyła w bok, gdy nóż wylądował obok jej nóg. Słysząc co ma zrobić, pokręciła głową - nie...nie zrobię mu krzywdy! - powiedziała trochę głośniej, ale nadal nie potrafiła się zmusić do tego by odezwać się głośniej.
Widząc jak krwistooki przyciska kocura do podłogi swoim ciężkim butem, zerwała się na równe nogi i ruszyła w stronę napastnika, jednak gdy tylko do niego dotarła, poślizgnęła się na krwi Dachowca. Podniosła ręce, które były teraz całe od jego posoki, tak jak duża część jej ubrania. Widziała teraz ranę dokładnie. Zrobiło jej się tak strasznie niedobrze. Odsunęła się na czworaka i spróbowała zwymiotować, ale nie potrafiła, dlatego trwała tak skulona, trzymając się za brzuch - dlaczego to robisz?- zapytała jeszcze słabo, patrząc na mężczyznę ze strachem.Enkil - 4 Kwiecień 2018, 21:39 Z iście diabelską wnikliwością rejestrowałem każde zachowanie jasnowłosej dziewczynki. Zaś im więcej informacji zdobywałem, tym trudniej było mi uwierzyć, iż przeżyła do wieku, który można by przyrównać do dorosłości.
Trzeba było jej jednak oddać, iż dokonała czegoś, co wcale nie jest tak prostym, jak by się wydawało. Fioletowooka wprawiła mnie w zdziwienie. Gdy ujęła nóż, uznałem to za dobry znak, zakładając, iż potrzebowała czasu na przemyślenie sprawy. Czekałem aż dokona pierwszego kroku w walce o samą siebie. Byłem jednak w błędzie, dziecko nie tylko nie zamierzało zabić swego prześladowcy, lecz postanowiło go bronić! Miałem szczerą ochotę wybuchnąć śmiechem i naprawdę wiele sił kosztowało mnie, by do tego nie dopuścić. Zwłaszcza że dziewczynka zadbała o to, by całą sytuację doprawić jeszcze większą dawką absurdu. Nie mogłem sobie jednak pozwolić na bezpośrednią drwinę.
Moje spojrzenie towarzyszyło drobnej postaci, którą otaczał teraz coraz ciaśniejszy kokon strachu. Niestety nie było to kokon, którym otacza się gąsienica, by w końcu przerodzić się w dumnego i pięknego motyla. Ten był tkany przez strach, który niczym pająk oplatał swą ofiarę nićmi tkanymi z lęku i zwątpienia. Tutaj finałem będzie uczta dla pająka.
-Byś mogła dostrzec prawdy, które władają Tym światem. Byś nauczyła się z nimi współgrać.
Odpowiedziałem na jej pytanie, po czym odstąpiłem od wykrwawiającego się kocura. Wolno, wręcz leniwie zacząłem zbliżać się do dziewczynki, po drodze zabierając nóż z ziemi.
-Bardziej ciekawi mnie czemu chcesz bronić kogoś, kto przed chwilą okładał Cię pięściami, kopniakami i mową pełną jadu. Kogoś, kto za chwilę zrobiłby coś znacznie gorszego…
Rzuciłem złowrogie spojrzenie na dachowca, który, właśnie starał się odczołgać spoza naszego zasięgu. Szło mu to wyjątkowo kiepsko, to też nie przejmowałem się nim zbytnio. Zawsze mogę jeszcze połamać mu ręce. W sumie może powinienem był już wcześniej?
-Dlaczego ktoś jego pokroju ma być lepszy od Ciebie? Bo czy nie tak sądzisz… Skoro dla próby uratowania go, zdołałaś wykrzesać w sobie iskrę energii, której zabrakło Ci jeszcze chwilę temu, gdy na szali leżało Twoje własne życie.
Mówiąc, cały czas obracałem w zręcznym dłoniach nóż, który pobłyskiwał złowrogo, tam, gdzie nie barwiła go krew.Rim - 5 Kwiecień 2018, 08:31 Nie rozumiała czego ten mężczyzna od niech chce. Czemu się w ogóle wtrąca. Była gorsza, była córką dziwki. Nikt jej nie kochał, była tylko tanią siłą roboczą, więc co za różnica czy ktoś ją ktoś bije czy nie. W domu ma przecież dokładnie to samo. Nie powinna po prostu spotykać się z innymi i rozmawiać z innymi dziećmi, tego chciał ją nauczyć wuj. Była po prostu inna co nie było dobre. Nie mogła nawet pokazywać, że tak naprawę nie jest Dachowcem, bo już w ogóle ani ona ani jej mama nie miałyby życia. Pewnie Rim by zabili, bo kto by chciał takiego bękarta jak ona? Pewnie skończy tak jak jej matka, jak tylko skończy osiemnaście lat. Wuj nie był tak głupi, by dawać innym nieletnie dziecko. Mógłby mieć przez to spore problemy choć na pewno by zarobił dość sporo. Nawet jej o tym kilka razy mówił, gdy nie robiła czegoś tak dokładnie jakby sam chciał.
Cofnęła się bardziej, gdy zobaczyła, że się do niej zbliża i to z nożem w ręce -nie zbliżaj się!- krzyknęła do niego. Zerknęła na Dachowca, który próbował od nich uciec -nikt nie zasługuje na coś takiego - powiedziała ze łzami w oczach - nie umiem nikogo skrzywdzić!- dodała jeszcze, nadal się cofając. Nie chciała nikogo krzywdzić. Dlaczego miała to robić? Ja do tego w ogóle doszło?
Słysząc kolejne jego słowa, zagryzła wargę i targnął nią szloch - jestem od niego gorsza...nikt mnie nie chce...jestem bękartem...zasługuje tylko na to by być czyjąś służącą...nie mam żadnych praw, ani własnego zdania... -recytowała mantrę, którą często powtarzał jej wuj. Była tak nauczona, co miała zrobić? Od dziecka powtarzano jej, że żyje tylko z dobroci jego serca, tylko dlatego, że zgodził się wychowywać takie niechciane dziecko.
Podkuliła nogi i otoczyła je ramionami. Zaczęła cicho łkać, było jej już obojętne, czy mężczyzna jej coś zrobi czy też nie. Siedziała i kiwała się lekko, a łzy ciekły po jej zakurzonych policzkach na spódnicę - nikt mnie nie chce, jestem do niczego...- powtarzała cichutko, przerywanie. Nie mogąc już się powstrzymać.Enkil - 6 Kwiecień 2018, 02:06 Mimo pełnych paniki protestów, ze strony dziewczynki, nadal miarowo skracałem dzielący nas dystans. Zatrzymałem się na jakieś pół metra przed zapłakaną istotą, która dosłownie była teraz przyparta do muru. Z niezadowoleniem zmarszczyłem brwi, wsłuchawszy się w lament dziecka. Zapowiada się, trudniej niż sądziłem… cóż, może będę musiał nieco zmienić strategię. Dwa sny, tyle wystarczyło mi, by utwierdzić się w przypuszczeniach, iż strach stał się jej częścią i to fundamentalną. Zapuścił swe korzenie głęboko, nie zostawiając wiele miejsca na cokolwiek innego. Musiałem go wyrwać, a następnie zapełnić pozostałą po nim wyrwę.
-Ani własnych słów i myśli. Mówisz to, co powtarzano samej Tobie, w co z czasem zaczęłaś wierzyć. A co wcale nie jest prawdą.
Przykucnąłem, by mój wzrok mógł napotkać dziecięcą twarz. Przez chwilę milczałem spoglądając w fioletowe oczy błyszczące od łez. Po co walczyć, skoro nie wiesz, że jest o co… Skoro myśli zatruwa strach… Przez chwilę, pozwoliłem płynąć myślom, tym tokiem, co poskutkowało zrodzeniem się nowego pomysłu. Wyprostowałem się, przed tym jednak położyłem nóż na ziemi. Odstąpiłem, zostawiając białowłosej nieco przestrzeni.
Posłałem wymowne spojrzenie w kierunku dachowca, po czym odezwałem się do białowłosej, już nieco łagodniej.
-Jeśli nie chcesz jego krzywdy, możesz zatem podarować mu lekką śmierć. Zginie, o tym mogę Cię zapewnić, ale jeśli zostawisz jego życie w moich rękach… to sprawię by chwila agonii przeciągała się i wypełniła cierpieniem, na jakie zasłużył. Daję Ci czas na podjęcie decyzji… nie będzie go jednak wiele.
Po tych słowach rozmyłem się pod postacią czarnego dymu. Pozostawiłem nietypową parkę, sam zaś udałem się na szybkie poszukiwania. Nie miałem zbyt wiele czasu, zdawałem sobie sprawę, iż dziewczyna może uciec, a to nie było mi na rękę.
Jako że nie było tu zbyt wielu miejsc do przeszukiwania, to po paru minutach w końcu natrafiłem na to, czego szukałem. Przy powrozie stała popielata klacz, o czarnej jak smoła grzywie. Po bliższych oględzinach mogłem stwierdzić, iż właściciel musiał szykować się do samotnej podróży, świadczyły o tym juki przytroczone do końskich boków. Tym lepiej… Pomyślałem, uśmiechając się z zadowoleniem, po czym jak na wprawnego złodzieja przystało, zakradłem się do zwierzęcia, by oswobodzić je. Pogładziłem koński kark, po czy wprawnie wskoczyłem na grzbiet wierzchowca. Koń zarżał niespokojnie, na co niestety nie mogłem mieć wpływu. Znajomy dźwięk sprawił, że właściciel zainteresował się klaczką. Mężczyzna zaczął biec, krzycząc przy tym wniebogłosy.
Nie tracąc czasu, zawróciłem kota i pognałem galopem w miejsce, gdzie pozostała śniąca. Nawet jeśli uciekała, byłem w stanie ją odnaleźć, w końcu byłem Dreczycielem.
Jeśli dziewczynka, postanowiła ukrócić męki kocura, ów mógł się uznać za szczęściarza. Gdyby tego nie uczyniła, wówczas tak jak obiecałem sprowadziłbym na niego śmierć, wymierzoną razami końskich kopyt.
Co zaś samej śniącej się tyczyło, to z chwilą, gdy ta znalazła się w zasięgu mego wzroku, popędziłem konia. Klacz zaszarżowała z dzikim rżeniem, przebiegając tuż koło dziecka, wówczas ja pochyliłem się w siodle, łapiąc uciekającą dziewczynkę. Nie zważając na płacz, krzyk, czy próby uwolnienia się, przyciągnąłem rogatą do siebie, szczelnie obejmując ją ramieniem. Szara klacz pędziła przed siebie, z taką szybkością, że jej kopyta ledwo muskały pustynny piasek, na którym szybko się znalazła. Karawana zostawała za nami, otwierał się za to ogrom pustyni.Rim - 10 Kwiecień 2018, 10:43 Kuliła się oparta o ścianę. Mężczyzna był o wiele za blisko, do tego trzymał w ręce nóż. Dziewczynka trzęsła się ze strachu, nie wiedziała gdzie ma uciec. Coś czuła, że nawet jak wstanie pobiegnie to nieznajomy ją dopadnie. Był większy od niej i nie wyglądał na kogoś, kto unika biegania czy czegokolwiek siłowego. Pewnie złapałby ją zanim zdążyłaby się oddalić od niego na odległość ramienia.
- Skąd to wiesz! -krzyknęła na niego, gdy wypowiedział pierwsze słowa - nie znasz mnie! Nie wiesz czy to prawda! - mimo, że było to krzywdzące to upierała się przy swoim. Nie znała swojej wartości. Nie miała jak udowodnić ani sobie, ani innym, że jest inaczej niż mówił jej wuj. Przez całe życie była traktowana jak ktoś gorszy. Prawie w ogóle nie chwalona, to jak miała wierzyć, że jest coś warta? Była tylko tchórzem, który nie umiał się nikomu sprzeciwić. Próbowała, ale zawsze jej się za to obrywało, więc jej wola walki coraz bardziej zanikała.
Otworzyła znów szeroko oczy i pokręciła głową - nie...nie umiem...- otoczyła się ramionami i zacisnęła powieka. Bała się, tak bardzo się bała. Aż dziw, że jeszcze się nie obudziła.
Nawet nie zauważyła, kiedy mężczyzna się od niej oddalił. Zaciskała swoje palce na wychudzonych ramionkach i wpatrywała się w zakrwawiony nóż, leżący na ziemi. Nie rozumiała, nie chciała.
Aż podskoczyła, gdy usłyszała dźwięk łamiących się kości i charczenie, stratowanego przez końskie kopyta, Dachowca. Nie zdążyła jednak zareagować, bo została porwana na koński grzbiet. Nie wyrywała się jednak. Wtuliła się przerażona w czerwonookiego, bojąc się, że spadnie i spotka ją taki sam los jak chłopaka, który jeszcze chwile wcześniej jej dokuczał.
- Dlaczego....dlaczego.... - powtarzała cichutko, przez łzy. Nigdy nie jeździła konno, dlatego też nie ruszała się praktycznie. Trzymała się kurczowo mężczyzny, a po jej zakurzonych licach, spływały kolejne łzy. Oczy miała szeroko otwarte i nie potrafiła usunąć z pamięci widoku, stratowanego ciała kocura.Enkil - 11 Kwiecień 2018, 23:10 Tętent końskich kopyt był od dłuższej chwili jedynym dźwiękiem mącącym ciszę. Zaskoczył mnie fakt, iż białowłosa, przestała się opierać, było to jednak skutkiem przerażenia. Mała, mimo iż przywykła do obelg i okrucieństwa kierowanego pod jej adresem, to nie mogła poradzić sobie z cierpieniem innych. Z wiekiem altruizm zwykle się wytraca, a przynajmniej ubożeje. Nie szukałem w pamięci, osób chętnych do nadstawiania za kogoś karku. Z góry znałem wynik ów poszukiwań.
Gdy uznałem, że znaleźliśmy się dostatecznie daleko od Karawany, pozwoliłem by klacz szła swym własnym rytmem. Zerknąłem w dół, spoglądając na wczepione we mnie dziecko. Do czego to przyszło na stare lata, bym musiał robić za niańkę… pomyślałem i uśmiechnąłem się krzywo. Fioletowo oka nie mogła jednak tego dostrzec. Odezwałem się, pilnując by tym razem, mój głos zabrzmiał spokojnie.
-Spytałaś dlaczego… Czasem medyk, musi otworzyć ranę, która już zdarzyła się zagoić… by naprawić coś, co ktoś inny zniszczył. Taki proces często bywa bolesny, nie należy do przyjemnych, ale jest potrzebny.
Nie znalazłem bardziej obrazowego wyjaśnienia, dla swoich działał. Może powinienem ubrać to w mniej drastyczny przykład, który dziecięcy umysł łatwiej by przyswoił. Niestety nie miałem ku temu cierpliwości. Słońce prażyło niemiłosiernie, ja zaś nigdy nie należałem do fanów szczególnie wysokich temperatur. Mała też potrzebowała, odpoczynku, jeśli ten sen miał jeszcze wytrwać, przez jakiś czas.
-Nie oczekuję, że zrozumiesz to teraz. Ale zapamiętaj te słowa.
Widocznie podświadomość, śniącej sama zrobiła swoje, nim jeszcze zdarzyłem wysnuć w jej kierunku jakieś ciche sugestie. Umysł pogrążony w śnie to niezwykłe zjawisko, o czym przypominała mi każda wizyta w krainie snów. Pociągnąłem za lejce i skierowałem popielatą w kierunku całkiem sporej oazy. Szanse, iż ta okazałaby się mirażem, w tym świecie były niewielkie.
W końcu dotarliśmy do miejsca, które każdy wędrowiec umęczony trudami pustynnego żywota określiłby mianem niewielkiego raju. Ściana wysokich tropikalnych drzew i krzewów otaczała sporych rozmiarów jeziorko w kształcie pół księżyca. Woda w nim była krystalicznie czysta, czego w realnym świecie raczej nie można by się spodziewać. Podobnie z resztą, jak i owoców, oraz czegoś na kształt orzechów, które można było wypatrzeć między zielonymi liśćmi. Klacz, widząc te dobrodziejstwa, już od dłuższego czasu żywiej stawiał kopyta.
Szarpnięciem wodzy, nakazałem rumakowi zatrzymać się, po czym delikatnie odsunąłem od siebie upiorną. Zsunąłem się na ziemię. Wyciągnąłem ręce, ku dziewczynce oferując pomoc w zejściu z wierzchowca. Jeśli tak owej nie przyjęła, będzie zmuszona poradzić sobie sama.
-Odpoczniemy tu przez jakiś czas, w końcu czeka nas długa droga. Możesz próbować uciekać.
Oznajmiłem, po czym zająłem się rozjuczeniem naszego środku, transportu. Warto sprawdzić co przydatnego znajdowało się w torbach. Po krótkim przeszukaniu wynik był następujący: trzy bukłaki z wodą, trochę prowiantu, dwa solidne mieszki złota, przyprawy… co oni z tym poszaleli, nóż wysadzany ozdobnymi kamieniami, kiepsko wyważony.. Kilka innych drobiazgów oraz sukienka? Tak, kiecka i to nie byle jaka, ponieważ, bogato zdobiona i biała.. a może raczej kremowa. Czyżby właściciel, naszego rumaka spieszył z wizytą do swej wybranki? Był to jeden z możliwych scenariuszy. Już miałem pozbyć się zbędnego balastu, gdy kątem oka przyjrzałem się łachom, które miała na sobie rogata. Krytycznie popatrzyłem to na suknię to na małą. Na to chucherko wystarczyłaby połowa, a i to byłoby za dużo… Po chwili jednak ironiczna, myśl podsunęła mi do głowy pewien pomysł. Bez żalu względem drogiej kreacji, przeciągnąłem ostrzem po materiale, zostawiając z sukni, tyle ile było to koniecznym. Cześć pozostałego materiału, pociąłem w pasy, odpowiednio związane powinny sprawić, że ubranie nada się do noszenia.
Niespiesznym krokiem ruszyłem w kierunku rogatej, zatrzymałem się jednak, pozostawiając kilka metrów dystansu. Ubrania położyłem na konarze złamanego drzewa, które w części wpadało do wodopoju.
-Było w jednej z juk. Możesz się w to przebrać, jeśli odpowiednio zwiążesz ją pasami, powinna mało wiele pasować. To Twoja decyzja, mi jest to obojętne.
Po tych słowach oddaliłem się, by w końcu położyć się pod cieniem jednego z drzew. Tak, chyba to była palma… u jej szczytu rosły jakieś zielone podłużne owoce. Nie bardzo mnie jednak interesowały, nie czułem już głodu. Przymknąłem powieki, pozostawiając swej uprowadzonej towarzyszce pełną swobodę.Rim - 12 Kwiecień 2018, 00:21 Trzymała go kurczowo za ubranie, bojąc się, że spadnie z grzbietu, albo ją zrzuci. Nie chciała skończyć pod kopytami klaczy tak jak zrobił to ten Dachowiec. Może i miała wszystkiego dość, ale bała się śmierci. Nie chciała jeszcze umierać. Miała nadzieję na lepsze życie, że uda jej się wyrwać spod tyrani wuja i znaleźć jakieś lepsze miejsce dla siebie. Miejsce, gdzie nie będzie musiała się ukrywać, gdzie odpocznie w końcu. Będzie mogła żyć godnie, bez strachu.
Teraz jednak skupiała się na tym, by się utrzymać na grzbiecie oraz marzyła by odpocząć w cieniu, bo sama miała dość tego upału. Chciała znaleźć oazę, o której tyle słyszała od innych oraz wyczytała w książkach. Wiedziała, że jest tam czysta, pitna woda, rośliny oraz owoce. Ale nigdy jej jeszcze nie widziała. W oddali coś jej majaczyło kilka razy, ale nie kierowali się nigdy w tamtym kierunku, bała się jednak zapytać dlaczego.
Wsłuchiwała się w słowa mężczyzny, bojąc się na niego spojrzeć. Nie do końca rozumiała o czym do niej mówi. Lekarz? Rany? Ale przecież nie miała takich ran, żeby trzeba było je rozcinać. Nie do końca to do niej docierało, ale może faktycznie potrzebuje czasu. Postanowiła, że wykona polecenie czerwonookiego i zapamięta jego słowa. Może faktycznie jej się kiedyś przydadzą.
Podniosła wzrok dopiero, gdy poczuła delikatny, chłodny wiaterek. Chciała zobaczyć gdzie jadą, że zrobiło się trochę przyjemnie. Otworzyła oczy w zachwycie widząc wspaniałą oazę, zapominając na moment o swojej sytuacji.
Pozwoliła się zdjąć z konia i szybko odsunęła się od niego oraz od porywacza. Wysłuchała jednak jego słów i przytaknęła mu głową. Podbiegła szybko do jeziorka i zamoczyła dłonie w chłodnej wodzie, wzdychając z ulgą. Przemyła sobie twarz po czym zanurzyła w chłodnej tafli głowę, zapominając o tym, że musi ukrywać swoje rogi. Chciała odpocząć chwilę i rozejrzeć się, zanim będzie uciekać. Byli na pustyni, to nie byłoby zbyt mądre, żeby wybierać się pieszo w tak daleką podróż. Usiadła więc na kamieniu i zamoczyła stopy. Przeszedł ją dreszcz ale było to takie przyjemne uczucie.
Kątem oka obserwowała mężczyznę, który zdejmował wszystko z konia i szukała, czy nie ma tutaj jakiejś drogi, którą mogłaby uciec. Nie da rady uciec przed koniem, ale może jako antylopa da radę. Była cała obolała i najchętniej to by się zanurzyła cała w tej wodzie, ale nie umiała pływać, więc nie miałaby jak szybko uciec z jeziorka. Wolała nie ryzykować.
Spięła się cała i odsunęła bardziej od mężczyzny, gdy ten do niej podszedł. Ubranie wzięła jednak dopiero, gdy się oddalił. Obejrzała sukienkę i oddaliła się w krzaki, sprawdzając czy porywacz jej nie widzi. Przebrała się w sukienkę, która o dziwo pasowała idealnie, gdy już się przewiązała pasami. Pierwszy raz miała na sobie coś tak ładnego. Zaśmiała się, rozglądając się dookoła. Zauważyła w oddali miasto. Pewnie będzie mogła tam uciec. Podniosła ubrania, starając się zapamiętać, w którym kierunku ma iść, gdy coś przebiegło jej po dłoni. Spojrzała na nią i ujrzała dziwnego pajęczaka. Pisnęła głośno, upuszczając rzeczy i uciekła z krzaków, wywracając się o wystający korzeń, przez co wylądowała twarzą w mięciutkim piasku.Enkil - 12 Kwiecień 2018, 01:39 Trzeba było przyznać, że było tu całkiem miło, zwłaszcza w porównaniu z ruderą, z której to się wyrwaliśmy. Wróciłem myślami do chwili, gdy w tym świecie po raz pierwszy zobaczyłem białowłosą. Kim był mężczyzna, który jej towarzyszył a którego ewidentnie się lękała? Ojciec? Pan? Przyszły małżonek? Istniało wiele scenariuszy, ale w końcu wykradanie informacji to w mym fachu, chleb powszedni. Wspieranie się odpowiednio rozwiniętą dedukcją, ułatwiało jednak cały proces.
Nie było sensu na siłę szukać kontaktu z przestraszonym dzieckiem. Przynajmniej na razie, musiałem dać jej czas na wyciszenie się i oswojenie z własną osobą. Zapewnienia typu „Nie zrobię Ci krzywdy” były dla mnie tanimi banałami. Zresztą nie powinno się ufać tak łatwo, tego też powinna się nauczyć. Zdobywanie zaufania, to proces stopniowy i zwykle niełatwy. Wiele zależało od sprzyjających okoliczności, takie zaś postanowiłem nam zapewnić.
Mogła uciekać, ba nawet liczyłem na to, że będzie tego próbować. Świadczyłoby to o jej woli przeżycia, wszak to naturalne, że ucieka się przed potencjalnym zagrożeniem. A za takie niewątpliwie mnie uważała. I słusznie… choć aktualnie moje podejście co do sposobu działania wobec śniącej się zmieniło. Wkraczaliśmy powoli w proces oswajania się… Nie mniej, jednak gdyby uciekła to, oczywistym był fakt, iż będę ją ścigał. Tego wymagał w końcu plan, zaś ja lubiłem polowania, nawet jeśli łowy okazywały się bezkrwawe.
Dyskretnie zerknąłem na miejsce, gdzie pozostawiłem suknie. Specjalnie nie wodziłem wzrokiem za rogatą, nie chcąc by ta, podejrzewała mnie o „niecne” zamiary. Środowisko, z którego się wywodziła, było parszywe i nie wiadomo do czego mogło dochodzić, treści obelg, jakimi rzucali w nią napastnicy, dawały do myślenia. Zbierając informację o śniących, należało zwracać uwagę na tego rodzaju rzeczy. Teraz na przykład kolejnym obiektem jej strachu, był koń. Miało to swoje logiczne podstawy. Być może uda się nawet to wykorzystać… przekuć w przysłowiową dobrą monetę.
Wpatrywałem się właśnie w siwą klacz, gdy ta nagle wierzgnęła spłoszona, nagłym piskiem. To był sen i zdarzyć mogło się tu dosłownie wszystko… musiałem o tym pamiętać cały czas. Już w postaci chmury czarnego dymu, pomknąłem w kierunku śniącej. Zmaterializowałem się zaraz obok, leżącej dziewczynki, nim jednak zrobiłem cokolwiek, bacznie rozejrzałem się, wypatrując potencjalnego zagrożenia. Dopiero po chwili dostrzegłem pająka, który przyczaił się, między tym, co niedawno służyło rogatej za ubranie. Właściwie, można by to załatwić jednym dobrze wymierzonym krokiem… tylko po co? Zwierzęta, zostawione w spokoju zwykle nie stanowiły zagrożenia.
Pochyliłem się, po czym ująłem dziewczynkę pod boki i postawiłem na równe nogi. Za nieco komiczną scenkę, można było uznać, iż w trakcie tej czynności, z głowy dziecka zsunęła się czapka, która wylądowała wprost na pająku. Parsknąłem pod nosem, puszczając białowłosą.
-Nic Ci nie jest? Wygląda na to, że, ktoś już sobie zaklepał twoje stare „ubrania”, cóż marna to strata, niedługo będziesz mogła kupić sobie nowe.
Powolnym krokiem ruszyłem w stronę wody. Przykucnąłem, spoglądając we własne odbicie, po czym kilkoma ruchami uwolniłem się z turbanu. Niedawne nakrycie głowy spoczywało teraz na moim ramieniu, ja zaś zaczerpnąłem w złączone dłonie chłodnej wody, obmywając twarz i włosy z kurzu. Odwróciłem się bokiem, tak by móc spojrzeć na dziewczynkę. Jej ciało pokrywały liczne zadrapania, miejsca, gdzie ciosy były najmocniejsze, odznaczały się opuchlizną. Przez chwilę pomyślałem o posłużeniu się zaklęciem, jednak wpadł mi do głowy inny pomysł. Podczas snu łatwo jest ulegać sugestią, tym łatwiejsze zadanie, jeśli ich odbiorcom było dziecko. Szybko przebiegłem wzrokiem po okolicznych krzach. Z jednej z wyższych gałęzi zerwałem, owoc o złocisto pomarańczowej barwie, po czym rzuciłem go wprost ku małej.
-Łap. Owoce, w miejscach tak rzadkich, jak to często mają życiodajną moc. Sycą głód, pragnienie, a nawet leczą rany. A może to były orzechy? Cóż masz okazję to sprawdzić.
Już miałem ponownie odejść w swoją stronę, gdy coś sobie uzmysłowiłem.
-Jak Ci na imię?Rim - 12 Kwiecień 2018, 10:38 Leżała tak chwilę, jednak gdy poczuła jak mężczyzna ją stawia, zerwała się na równe nogi i klapnęła na tyłek kawałek dalej - nie...nic - odpowiedziała, przyglądając się mu uważnie, czy znów nie chce zrobić czegoś niebezpiecznego. Dopiero gdy powiedział, że ktoś przywłaszczyła sobie jej ubrania, zorientowała się, że nie ma na głowie czapki. Zakryła dłońmi szybko rogi i chciała podejść po nakrycie głowy, ale zauważyła jak wychodzi spod niego ten dziwny pająk, więc zrezygnowała z tego pomysłu - nie mam pieniędzy...a wujek będzie zły jak nie wrócę w tych ubraniach - powiedziała niepewnie -i ... muszę niedługo wracać...bo mam wrócić przed zachodem - powiedziała, mając nadzieję, że porywać pozwoli jej wracać do domu. Nie tęskniła za nim, ale wiedziała, że jeśli potem by jej się udało jakoś znaleźć drogę powrotną to będzie jeszcze gorzej. W szczególności jak trafi na moment, gdy wuj będzie pijany. Wtedy bił najmocniej, bo zupełnie nie panował nad swoją siłą. Na samą myśl złapała się za brzuch, w który tak chętnie ją zawsze kopał.
Śledziła uważnie każdy krok mężczyzny, by upewnić się, że zaraz nie potraktuje jej tak jak tego Dachowca. Przyglądała się jak odsłania swoją twarz. Przystojny.Przemknęło jej przez myśl ale potrząsnęła szybko głową, żeby wyrzucić tę myśl z głowy. Przecież była dzieckiem, jak mogła tak myśleć. Zwłaszcza o porywaczu. Ale czemu ją porwał? Może dlatego, że miała rogi? Ale skąd mógł wiedzieć? Z drugiej jednak strony teraz w ogóle nie zwracał na to uwagi.
Złapała owoc, zaskoczona mocno. Obejrzała go dokładnie i ugryzła niepewnie. Był soczysty, słodki i bardzo smaczny. Poczuła się jakoś lepiej, gdy zaczęła go pałaszować, a rany faktycznie zaczynały znikać. Przyglądała się temu wielkimi oczami, zaskoczona mocno. Nie sądziła, że to prawda. Ale jak widać działało. Będzie musiała zerwać kilka tych owoców zanim ucieknie, ale na razie postanowiła, że poczeka, żeby uśpić czujność mężczyzny, a potem pobiegnie ile sił w nogach do tego miasta, które widziała w oddali.
Słysząc pytanie, skuliła się lekko w sobie -mam na imię Rim - przedstawiła się -a pan?- zapytała niepewnie, zwracając się do niego bardziej grzecznie. Może to uśpi jego czujność i uda jej się uciec do miasta i poprosić o pomoc?Enkil - 14 Kwiecień 2018, 03:16 Czyli wujaszek… stwierdziłem, wsłuchując się w wypowiedź rogatej. Postać będąca w tym świecie mą niewątpliwą konkurencją w plebiscycie dziecięcego koszmaru. Co więcej, po tym wszystkim, co zrobiłem… kradzież, okaleczenie, morderstwo i porwanie, to dziecko nadal bardziej bało się swego krewnego. Facet był „dobry”, ciekawe w ilu jej snach, będę miał okazje stanąć z nim twarzą w twarz.
-W jukach, są dwie sakiewki złota. A starym prawem, wspólnikowi zbrodni należy się cześć doli.
Oznajmiłem, przywołując na twarz cwany uśmiech. Byłem ciekawa dziecięcej reakcji, na wieść o tym, że jest właśnie traktowane jako kryminalista. Ot zabawa.
-Powiedź lepiej… co stanie się, jeśli nie zdarzysz, dotrzeć tam przed zachodem słońca. Pomyśl, a potem powiedź, czy naprawdę chcesz tam wracać…Czy życie w miejscu, w którym zmuszają Cię do ukrywania tego kim naprawdę jesteś... jest tym czego chcesz?
Z satysfakcją przyglądałem się, temu, jak moje słowa stają się rzeczywistością. Ileż mała sugestia może zdziałać w tym świecie, oto i zaleta bycia Cieniem. Wszystko musi jednak mieć swoje granice, a w zależności od obranego celu, należy miarkować subtelność przekazu.
Zmrużyłem oczy, dostrzegając, jak na linii horyzontu majaczy jakiś kształt. Jej senny świat właśnie się rozprzestrzeniał, licznik „kalorii” szedł w górę.
-Rim.
Wypowiedziałem jej imię na głos, jednocześnie smakując jego brzmienie. Gdy zaś przyszła kolej, na to bym i ja podzielił się swym mianem, posłałem rogatej spojrzenie, w którym tliła się tajemnica.
-Nazywają mnie Zaklinaczem Cieni.
Przeniosłem wzrok na klacz, która właśnie dreptała w chłodnej wodzie, nic dziwnego, że również czworonóg chciał wyrwać się ze szponów upału. Cofnąwszy się do jednego z krzaków, zerwałem z niego dwa spore owoce, po czym zacmokałem, by zwrócić na siebie uwagę zwierzęcia. Gdy koń zaczął zbliżać się w naszym kierunku, kątem oka zerknąłem na Rim.
Zrobiłem kilka kroków w stronę klaczy, podtykając jej pod pysk owoc, pożarła z wielkim apetytem. Dziecięca wyobraźnia musiała je uczynić naprawdę, dobrymi, ponieważ wierzchowiec miał wyraźną ochotę na dalszą konsumpcję. Specjalnie pogrywałem sobie z siwką, wodząc jej przed pyskiem drugim owocem, po czym bez ostrzeżenia rzuciłem go wprost w ręce rogatej. Niezależnie od tego, czy złapała owoc, czy też, spał on pod jej nogi, klacz ruszyła w ślad za smakołykiem.
-Wiozła Cię przez pustynie, okaż jej trochę wdzięczności i nakarm. Widać nie tylko Tobie zasmakowały tutejsze specjały.
Stałem nieruchomo, bacznie obserwując reakcję małej. Z lękami należało walczyć, a dobrze ułożona klacz, naprawdę była najmniej groźnym stworzeniem, jakie miała okazję spotkać w swej fantazji. Rumak nie był winny śmierci, był jedynie narzędziem, jakim się posłużyłem. To tak jakby zadźgać kogoś, nożem i obwiniać sam nóż, nie zaś dzierżącą go osobę.Rim - 14 Kwiecień 2018, 12:21 Spojrzała na mężczyznę - ja..nie mam nic wspólnego z tym! Zostałam porwana, nie jestem Twoim wspólnikiem! Nie chcę tych pieniędzy!- oburzyła się. Poza tym czemu miałaby przyjąć nie jej pieniądze? No i teraz miała pewność, że ten koń nie należał do niego. Ukradł go razem z całą zawartością juk oraz z tą sukienką. Przyjrzała się swojemu strojowi po czym zerknęła na stare, w których postanowił zamieszkać ten dziwny pająk. Nie będzie tutaj przecież paradować nago, nie przy mężczyźnie, poza tym na pustyni nie był to najlepszy pomysł, żeby nie mieć nic na sobie. Nawet jak ma się ciemną skórę tak jak dziewczynka, to i tak trzeba było uważać na zdradzieckie słońce, które bardzo łatwo mogło zmienić kogoś w skwarka. I to nim ten ktoś się w ogóle zorientuje, że coś jest nie tak. Nie chciała się obudzić cała nie dość, ze w siniakach to jeszcze z poparzeniami na całym ciele. Poza tym, w taki sposób była łatwym celem.
Opuściła głowę i zagryzła mocno zęby. Zacisnęła powieki, powstrzymując łzy i zaczęła przeczyć głową -nie wrócę tam! Nie chcę tam wracać... - pociągnęła noskiem - ale jeśli nie wrócę i natknę się na wujka, będzie jeszcze gorzej...ja...ja nie chcę, żeby mnie znów bił - załkała cicho i chwyciła się za brzuszek, starając się jednocześnie ukryć fioletowe tatuaże na swoich przedramionach. Takie same miała na nogach, sięgały połowy łydki. Przedstawiały fioletowe cętki, jak u lamparta. Takie same miała na bokach, choć tego mężczyzna nie mógł zobaczyć, a na policzkach widniały fioletowe wąsy, po trzy na każdym licu. Miały kolor prawie identyczny z tym jaki przybierały jej tęczówki.
Stała tak i lekko się trzęsła starając się powstrzymać płacz. Uspokoiła się dopiero gdy zobaczyła jak znikają wszystkie ślady. Zarówno te nowe jak i te pozostawione wcześniej przez jej kochanego wuja.
Przekręciła głowę robiąc krzywą minkę -Zaklinacz Cieni? Dziwne imię - powiedziała ale nie komentowała tego bardziej. Sama przecież została nazwana Białą Antylopą, ale on nie musiał tego wiedzieć. Nie miała zamiaru z nim zostawać. Samo imię i tak nic mu nie pomoże jej odnaleźć gdy uda już jej się uciec, a nazwiska i tak nie posiadała.
Obserwowała uważnie poczynania tego całego Zaklinacza. Ciekawe skąd mu się wzięło takie imię. Ale cóż...skoro tak się nazywa to tak się nazywa.
Spojrzała na klacz, gdy ta ruszyła na nią, zaraz po tym jak mężczyzna rzucił w jej stronę owoc. Dziewczynka cofnęła się o krok, po czym wyciągnęła rączki z owocem przed siebie. Klacz grzecznie zabrała owoc i zjadła go ze smakiem po czym polizała dziewczynkę po dłoniach. Podeszła do niej i zaczęła wąchać, szukając kolejnych smakołyków. Rim zaśmiała się - nie mam więcej - odepchnęła lekko klacz, która potrząsnęła łbem jakby się śmiała po czym dotknęła dziewczynkę swoimi chrapkami. Białowłosa zaczęła ją głaskać po miękkim pysku -ale mięciutka - powiedziała zaskoczona i gładziła chrapki szarej klaczy.