To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Retrospekcje - Gdy Cierń spotka się z Koniczyną...

Seamair - 16 Maj 2018, 01:42
Temat postu: Gdy Cierń spotka się z Koniczyną...
I pomyśleć tylko, że wszystko to zaczęło się od ogłoszenia, którego los nie pozwolił mi przegapić. Nie należę do osób, zwracajacych szczególną uwagę na sterty kolorowej makulatury, rozwieszonej na murach, tablicach czy drzewach. Osoby usilnie próbujące podzielić się z przechodniami naręczem ulotek, zwykle też udaje mi się z powodzeniem omijać. Jednak... jeśli los, rzuca Ci wyzwanie czy może raczej jego zapowiedź, prosto w twarz... to nie sposób się nim nie zainteresować.
W ten oto sposób, odrywając od twarzy zdarty przez wiatr plakat, dowiedziałam się o turnieju, który odbywał się w Mieście Lalek. Zawody, w których mogli uczestniczyć szermierze z całej Krainy, bez względu na stan, rasę, płeć oraz poziom umiejętności.
Organizatorzy zastrzegli sobie, iż uczestnicy nie mogą rościć sobie praw do ewentualnych odszkodowań na skutek ran odniesionych w czasie walk. Warunek ten wydawał mi się co najmniej śmieszny. W końcu walka to walka, fakt, że można zostać zranionym czy nawet zabitym był oczywisty. Wiedziałam o tym doskonale. Podczas treningów z Dorianem nigdy nie dostąpiłam tak zwanej „taryfy ulgowej”. I to właśnie wspomnienie, znienawidzonego lunatyka sprawiło, że zdecydowałam wziętość udział w owych zawodach. Turniej mógł stać się dobrą okazją do ćwiczeń oraz podłapania paru nowych technik. Ostatnim czasem poza regularnym wybijaniem kłusowników oraz sparingiem w towarzystwie kota w butach, nie miałam zbyt wielu okazji na wzbogacenie swych umiejętności.
Według informacji na ogłoszeniu zwycięscy mogli liczyć na sławę, tytuł Najlepszego Szermierza Krainy Luster, oraz atrakcyjne nagrody. Rozgłos był ostatnią rzeczą, na jakiej mi zależało, dlatego już w momencie, gdy po raz pierwszy czytałam treść ogłoszenia, postanowiłam, że, wystąpię pod pseudonimem. Zaś w kolejnych dniach rozmyśleń, do pomysłu doszła jeszcze wizja stylowego kostiumu i maski.
Nie byłam pewna, kto dokładnie był organizatorem, oraz pomysłodawcą całego turnieju. Choć wszystko wskazywało na to, iż, stała za tym grupka Arystokratów, szukających nietuzinkowej rozrywki. A może i czegoś jeszcze... to jednak niewiele mnie obchodziło. Należało jednak oddać od strony organizacyjnej, nie można było czynić zbyt wielu zarzutów. Zawody przyciągnęły wielu chętnych, a jedynym co ograniczyło liczbę potencjalnych przeciwników, było dość spore wpisowe. Wielu zapewne zdolnych, lecz ubogich szermierzy, musiało zadowolić się oglądaniem pojedynków z widowni, lub ewentualnym poszukaniem sponsora.

Pierwszy etap trwał równo tydzień i wyłonił dwudziestkę uczestników, którzy przeszli do dalszej cześć rozgrywek. Teraz walki miały odbywać się już o określonych porach, arena została przeniesiona, tak by zapewnić rozrywce szerszej publice. Lecz jedynie tej, którą było na to stać, bowiem za miejsce na widowni należało zapłacić. Istniała też możliwość obstawiania zakładów. Mimo to reguły nie uległy zmianie, walki trwały do pierwszej rozlanej krwi, zaś dalsze kontynuowanie pojedynku, musiało być okupione zgodą obojga uczestników. Zatem turniej nie miał stanowić czystej formy rozrywki, lecz interes...
Dotarcie do drugiego etapu kosztowało mnie, stoczenie piętnastu walk. Dziwnym trafem moimi przeciwnikami najczęściej okazywały się dachowce. Jenak najwytrwalszym konkurentem, z którym przyszło mi się mierzyć, okazał się Kapelusznik. Jegomość, opływający w złocie był diabelnie szybki. W tamtej walce dopisało mi szczęście, nadal jednak miałam przed oczami błysk złotej klingi, której końca, wcale nie chciałam oglądać z tak bliska.
Uczestnikom drugiego etapu turnieju, jego szanowni organizatorzy postanowili zapewnić godziwe warunki. To też każdy z walczących otrzymał izbę w jednej w dwóch najznamienitszych tawern w Mieście Lalek. Uczestnicy drogą losowania, zastała przydzielona kwatera w „Bursztynowym dębie” oraz „Czarnym słońcu”. Poza własnym pokojem organizatorzy pokrywali również koszty wyżywienia, a nawet pomniejsze rozrywki, dostępne w owych przybytkach. Co więcej, Nasi dobroczyńcy, byli na tyle hojni, iż po zakończeniu pierwszej fazy turnieju, wszyscy uczestnicy mogli nacieszyć się dniem odpoczynku.


Przeprowadzka do tawerny nie zabrała mi zbyt wiele czasu, to też jego resztę mogłam spędzić na prawdziwym wypoczynku. A dokładniej mówiąc, w objęciach Morfeusza. Nie goniły mnie w końcu żadne pilne sprawy. Takie jak choćby obstawianie zakładów, sporządzanie aktów ostatniej woli i tym podobne. Przed kolejnymi dniami, walk należało się wyspać i to z nawiązką. Dlatego z lubością zagłębiłam się w miękką pierzynę, zapominając o reszcie świata.

Ocknęłam się, czy może raczej, zostałam brutalnie wydarta z krainy snów, dopiero pod wieczór. Gwar, naraz podniesionych ludzkich głosów, bezpowrotnie przepędził słodkie sen i zmusił mnie do konfrontacji z rzeczywistością. Korzystając z wygód, oferowanych gościom zamówiłam dla siebie gorącą kąpiel. Po spędzeniu niespełna godziny, w oparach kwiatowych olejków i ciepłej wodzie, moje samopoczucie uległo zdecydowanej poprawie. Do tego stopnia, iż po ubraniu się oraz okiełznaniu kaskad różowych kosmyków, stwierdziłam, iż posiłek mogę zjeść wśród pozostałych gości, oraz przyszłych rywali. Zatrzymałam się przed lustrem, by po raz ostatni poprawić swój ubiór. Gdy już miałam opuścić swoje tymczasowe lokum, kątem oka spostrzegłam, swoją maskę. W myślach skarciłam się za to niedopatrzenie, po czym szybko przywdziałam moją stylową przepustkę, do utrzymania anonimowości.
Zejście długimi, krętymi schodami, od razu wprowadziło mnie do głównej części izby, gdzie wśród gości Bursztynowego Dębu panowało całkiem spore ożywienie. W trakcie poszukiwań, wolnego stolika, doszły mnie fragmenty rozmów prowadzonych przez lustrzanych mieszkańców. Wiedziałam już cóż takiego, zaaferowało tutejszych bywalców. Okazało się, iż kwadrans temu, został wywieszony ranking kolejnych walk. Równało się to z możliwością obstawiania zakładów oraz dopingowaniem swych faworytów.
Po chwili wahania, ciekawość zwyciężyła nad głodem. Rytmiczny stukot wysokich obcasów umilkł, gdy dotarłam do tablic, przy których nadal gromadziło się paręnaście osób.
-Sprawdźmy, z kim jutro przyjdzie mi się mierzyć.
Moja dłoń przysunęła się do tablicy, zaś wskazujący palec zaczął zsuwać się w dół po liście imion w poszukiwaniu, jakże uroczego pseudonimu „Koniczynka”, oraz przypisanemu doń rywalowi.

Thorn - 3 Czerwiec 2018, 21:49

Dzień dla Aerona rozpoczął się dość wcześnie. Nie było to niczym dziwnym, bo Upiorny zazwyczaj budził się jeszcze przed wschodem słońca, ale dzisiaj miał ochotę pospać nieco dłużej. Miał mieć dziś wolne dlatego chciał odespać naprawdę ciężką służbę z wczoraj.
Nie dane mu jednak było lenić się w łóżku z książką zbyt długo. Służba przyszła do pokoju i zastała go rozpartego wśród zmiętej pościeli, z tomem wyjątkowo grubej prozy w dłoni. Na tacy przyniesiono mu poranną kawę i listy.
Odesłał Kamerdynera polecając mu by zajął się sprawami Rezydencji, sam natomiast odłożył książkę i zabrał się za przeglądanie korespondencji. Większość była nic nie znaczącymi ofertami zarówno sprzedaży ziemi jak i kupna, nie było w tym nic interesującego więc jedynie przewertował oferty i odłożył je na książkę, z zamiarem spalenia makulatury po wyjściu z pokoju.
Jego uwagę przykuł jednak jeden list. Koperta była biała z ładnymi, złotymi zdobieniami na rantach. Z czystej ciekawości otworzył i westchnął, odkrywając, że w środku znajduje się zaproszenie. Szybko przebiegł wzrokiem po napisanych odręcznie słowach i odłożył papier na posłanie. Opadł na łóżko i jęknął, chowając twarz w dłoniach. No i odpoczynek szlag trafił.

To nie tak, że Thorn nie mógł przepuścić okazji, bo przecież takie nadarzały się średnio co pół roku. Regularnie bywał na wszelakich turniejach szermierczych i niejednokrotnie dowodził, że jego umiejętności nie mają sobie równych. Nie zawsze wygrywał, bywały też zawody w których zajmował któreś z kolei miejsce, ale zawsze wychodził z uśmiechem, gratulował wygranym i wykazywał się naprawdę wysoką klasą. Potrafił przegrywać.
Nie chodziło o zadęcie czy chęć rywalizacji. Został zaproszony. Wymieniony z imienia i nazwiska. Poproszony przez samych organizatorów o udział. Z racji, że prawdopodobnie nie mogli skontaktować się z Lordem Larazironem lub ten odrzucił propozycję a potrzebny był jakiś Szlachcic by podbić wagę zawodów, padło na niego. Ech, ciężkie jest życie Arystokraty.
Nie spieszył się przesadnie. Zjadł porządne śniadanie, potrenował w ogrodzie wypady i bloki, wziął odświeżający prysznic i doprowadził ciało do ładu. Kruczoczarne włosy zaczesał do tyłu, jak to miał w zwyczaju. W połączeniu z dość jasną karnacją mężczyzny, granatowymi rogami i ciemną oprawą oczu tworzyły naprawdę przyzwoity obraz. Aeron był zadowolony z wyglądu, bo wyglądał na wypoczętego a przecież jakoś musiał się prezentować na turnieju na który został zaproszony.
Wybrał dla siebie komplet, dzięki któremu będzie wyglądał godnie. Szlachectwo zobowiązywało, dlatego nie mógł ubrać zwykłej czarnej koszuli i przylegających spodni. Szkoda, bo w takim zestawie walczyłoby mu się najlepiej, ale musiał się pokazać. Bardzo tego nie lubił, bo czuł się wtedy jak wydmuszka która spełnia walory estetyczne i jedynie cieszy oko, ale niestety, mus to mus.
Czarno-czerwony komplet prezentował się wyśmienicie a gdy mężczyzna zapiął na ramionach, przedramionach i łydkach cienkie stalowe elementy pancerza, wyglądał jeszcze lepiej. Całość dopełniły jednak dodatki: złote spinki wpięte w kołnierz, złoty łańcuch na broń i buty ze stalowymi noskami. Prawdopodobnie w walce będzie przeszkadzała mu długość połów płaszcza, ale był przyzwyczajony do takich niedogodności. W końcu sam nie był standardowym Szermierzem, wszyscy zawsze powtarzali, że ma za szerokie bary i łatwo go ugodzić. Jakże się dziwili, kiedy w walce z gracją unikał cięć i sztychów mających ugodzić właśnie w jego szerokie, umięśnione ramiona.
Zapiął rapier na łańcuchu i udał się do stajni, gdzie czekał na niego Tancerz, osiodłany w jeden z lepszych rzędów jakie Aeron miał na stanie. Wyglądał dobrze i chyba zdawał sobie z tego sprawę, bo na powitanie swojego Pana stanął dęba i zarżał radośnie.
Upiorny poklepał wiernego rumaka. Wiedział, że zwierz rwie się do walki... Nie dziś. Dzisiaj miał go tylko zawieść na miejsce i wyglądać przy tym godnie.
Thorn wskoczył na wierzchowca i spiął go. Tancerz galopem zabrał go na miejsce gdzie miał się odbyć turniej.

Pierwszy etap zawodów nie był specjalnie wymagający. Aeron pokonał wszystkich przeciwników nawet specjalnie się nie męcząc. Był przy tym na tyle taktowny, że po wygranej podawał przeciwnikowi dłoń i niejednokrotnie poklepywał go na pocieszenie. Dzięki temu nie robił sobie wrogów, dowodząc, że Arystokracja również potrafi się bawić. Bo przecież turniej ten był zabawą.
Młody Vaele nie liczył przeciwników bo i po co? Kiedy przychodziła pora na kolejnego, skupiał się na jego ruchach gdy wchodził, czytając z ciała jak z otwartej księgi. Najpierw oceniał która noga jest nogą bazową a która jedynie pomocniczą, potem sprawdzał w której dłoni rywal trzyma broń. Układał w głowie strategię i wychodził na tym zwycięsko. Tylko raz przeciwnik zaskoczył go sypnięciem piachu w oczy, ale Aeron w porę odskoczył i zaśmiał się z samego siebie - prawie dał się złapać w tak prostą pułapkę.
Przed rozpoczęciem drugiego etapu mężczyzna został oddelegowany na odpoczynek. Mógł albo udać się do swojej Rezydencji, albo skorzystać z gościnności Organizatorów. W dobrym smaku było to drugie, dlatego udał się do wskazanej tawerny i zajął pokój na poddaszu. Właściciele zapewniali go, że znajdzie tam wszelakie wygody i że osobiście zadbali by był godzien Szlachcica. Thorn natomiast tłumaczył, że nie trzeba było się fatygować, jako Żołnierz odpoczywał w przeróżnych warunkach i nigdy jeszcze nie narzekał.
Udał się do pokoju i pozwolił sobie na długą, odprężającą kąpiel w prostej bali pełnej wrzącej wody. Dawno już nie kąpał się w takiej wannie i gdy wszedł do niej uśmiechnął się szeroko. Mimo, iż w jego żyłach płynęła szlachetna krew, sam lubił czasem zapomnieć o tym, że był kimś więcej niż tylko prostym, szarym Mieszkańcem Krainy Luster.

Sen w tym miejscu był urywany bowiem Aeron wolał pozostać czujnym. Wypoczywał już w ten sposób w czasach wojny, dlatego potrafił czerpać z każdej minuty odpoczynku. Był więc relatywnie wypoczęty, może nie psychicznie, ale na pewno fizycznie.
Z dołu karczmy dochodził gwar rozmów, śmiechy i stuk kufli. Towarzystwo było widocznie ożywione, dlatego też Upiorny ubrał strój który zabrał na drugi etap, bliźniaczo podobny do tego który miał na sobie w pierwszym etapie ale miast czerwieni, dominował granat. Dzięki temu zestaw był mroczniejszy i bardziej elegancki. Idealny na rozstrzygnięcie zawodów ale bez zbędnego przepychu.
Stukot stalowych, niewysokich obcasów i stalowych nosków obwieścił jego zejście. Mężczyzna rozejrzał się po sali z wyrazem znudzenia na twarzy. Większość gości karczmy widząc go, zajęła się pałaszowaniem strawy albo rozmowami z sąsiadami. Może się go bali, chociaż nie dał im ku temu powodu. Wolał myśleć, że czują respekt.
Pozdrowił Właściciela i uśmiechnął się miło do zebranych na co odpowiedziano mu tym samym. Ruszył ku tablicy, bo z podsłuchanych rozmów wywnioskował, że może chodzić o wykaz drugiego etapu turnieju.
Stało tam paręnaście osób. Nie zwrócił uwagi na nikogo konkretnego, nie przepychał się też lecz kulturalnie poprosił o przejście dla niego. Stojący pod tablicą rozstąpili się grzecznie, nienerwowo, dając mu dostęp do ogłoszenia. Stanął za niewysoką, różowowłosą kobietą która najwyraźniej szukała swojego imienia. Pochylił się nad jej ramieniem, by również oprzeć palec na papierze przybitym do drewna, przez co jego ręka okuta w stal znalazła się tuż nad jej barkiem.
Przejechał po liście ale nie dotarł do swojego imienia bo odnalazł je dokładnie tam, gdzie ona trzymała swoją zgrabną rączkę.
Skrzywił się na ułamek sekundy i zaklął w duchu. Nie lubił walczyć z kobietami bo instynktownie, z racji że miał dość silny instynkt opiekuńczy, ustępował im. Była to poważna wada, ale nie mógł walczyć z charakterem, już taki był.
Jego dłoń zsunęła się, ślizgając się na liście przez co jego ramię opadło na bark kobiety. Cofnął szybko rękę i zrobił krok w tył.
- Proszę wybaczyć. - powiedział formalnie - Nie zrobiłem tego celowo.

Seamair - 6 Czerwiec 2018, 17:09

Przez czas paru uderzeń serca, w milczeniu wpatrywałam się w litery składające się na miano Aeron Vaele. Kilkukrotnie wypowiadałam je w myślach, starając się w ten sposób, wyrwać z pamięci obraz noszącej je osoby. Niestety bezskutecznie. Co prawda kojarzyłam cześć uczestników, głównie dzięki temu, że po skończonych własnych pojedynkach, zajmowałam miejsce wśród publiki. Podobnie zachowywało się wielu innych zawodników, chcąc w ten sposób lepiej poznać sposób walki oraz taktykę swych potencjalnych rywali. Nie byłam w tym, co prawda wyjątkiem, choć, nie cechowała mnie w tym szczególna nadgorliwość. A można było się nią wykazać, czego przykładem był pewien szklany panicz, który siedząc na trybunach, sporządzał notatnik z niemal każdej walki. Ciekawe czy i o mnie, dało się doszukać paru słów w jego kajeciku. Mnie zależało bardziej na podziwianiu samej walki, niż skupianiu się na konkretnych osobach, choć wiele zapadło mi w pamięć właśnie przez swój styl bądź specyfikę zachowań. Moja pamięć odnosiła się jednak bardziej do ich wizerunków, imiona, nazwiska i rody skutecznie umykały mojej uwadze. Osoby, których znałam zarówno z miana, jak i wyglądu, mogłam wymienić na palcach jednej dłoni. Była zatem jakaś szansa, na to, iż kolejna walka nie okaże się czystą niespodziankę. Lecz jednak los nadal pragnął mnie zaskakiwać. Oczywiście mogłabym popytań, ustalić kim jest owy Aeron Vaele, ale czy było to naprawdę konieczne? W realiach codzienności, walka jest czymś niespodziewanym, rzadko kiedy ma się okazję, by poznać słabe i mocne strony przeciwnika. Takie podejście było bardziej realistyczne, należało być gotowym na wszystko.

Z chwilą, gdy już miałam się odwrócić i zająć poszukaniem jakiegoś wolnego stolika, uniemożliwiła mi to zapora w postaci, męskiego ramienia. Kilka centymetrów bliżej i mój policzek mógłby przytulić się do srebrnych zdobniczych płyt, składających się na osłonę jego przedramion. Nieznajomy tak jak i ja chwilę temu wodził palcem po liście, sprawdzając, z kim związało go przeznaczenie, czy może raczej komisja odpowiadająca za losowanie. Zerknęłam w przeciwnym kierunku, tam jednak zdarzyła się już zebrać większa liczba osób. A sądząc po ich wyposażeniu, byli oni odpowiedzialni za obstawianie zakładów. Widać również pragnęli mieć rozeznanie w sytuacji. Kiedy już miałam zamiar, bez słowa zwinnie prześlizgnąć się pod ramieniem stojącego za mną mężczyzny, ten widocznie na chwilę stracił równowagę. A przynajmniej jego ręka, która oparcie znalazła na moim barku. Niestety, ten nagły ruch przyczynił się do utraty mojej własnej stabilności. Zwinność pozwoliła mi jednak na ograniczenie strat, takich jak na przykład zetknięcie się moich obcasów ze stopą, znajdującej się za mną osoby. Jednak mimo próby ponownego złapania pionu, wkrótce poczułam jak, moje plecy znajdują oparcie na czymś twardym. Na moje szczęście był to męski tors, a nie podłoga.
Po chwili dotarły do mnie słowa wypowiadane przez nieznajomego. Gdy już na powrót, stanęłam na równych nogach, obróciłam się, tak by móc spojrzeć na nieumyślnego sprawcę zamieszania. W podobnych okolicznościach moją reakcją zapewne byłaby złość, teraz jednak byłam w wyjątkowo dobrym nastroju. Zapewne, spory wpływ miał na to turniej, który jednak był świetną okazją do rozładowania negatywnych emocji.
-Nic się nie stało, mi również proszę wybaczyć, to małe zachwianie...
Miałam chwilę, by przyjrzeć się nieznajomemu. Jak się okazało, pozostałe osoby zgromadzone przy tablicy, zachowywały przed nim pewien dystans. Nie trudno dostrzec coś takiego, gdy zaledwie kilka kroków dalej grupka istot, zbitych w ścianę stara się dojrzeć drobny druk, lecz pozostawia przy tym dystans względem postaci w czerni, srebrze i granacie. Zagadka, owego zachowania rozwiała się, gdy spostrzegłam parę długich, rogów, których barwa kojarzyła mi się z atramentem lub nocnym niebem. Zgrabne poroże oraz elegancka prezencja wręcz krzyczały, że ma się do czynienia z arystokratą. Sama, mimo iż z bycia upiorną pozostało mi jedynie odległe i mętne wspomnienie, zdarzyłam przekonać się, jak wielkim przywilejem w tym świecie może okazać się posiadanie rogów. Nawet tak niewielkich, jak moje własne.
-Zdążył się już Pan odnaleźć? Ja już tak, więc nie będę zajmować miejsca. Jak widać, wielu nie mogło się doczekać, pojawienia tej listy. Zatem przepraszam.
Posłałam czarnowłosemu, przepraszający uśmiech i skłoniłam się lekko. Nie miałam powodu ani chęci zostawać dłużej pod miejscem, które przyciągało coraz większe zainteresowanie. Plusem tego, był fakt, iż dzięki temu w innych częściach izby zrobiło się odrobinę spokojniej. Miałam w planach zamówienie kolacji, jednak gdybym nie udało mi się znaleźć odpowiedniego stolika, alternatywą byłby spacer. Niemal tanecznym krokiem przemierzałam izbę, rozglądając się za miejscem. W zasadzie tak owe powinny się znaleźć, skoro organizatorzy, podobno pomyśleli o wszystkich wygodach, oraz ich odpowiednim poziomie. Zauważyłam, że moja osoba, przyciąga dość spore zainteresowanie, którego przyczyną była najpewniej maska. W zasadzie spodziewałam się, iż znacznie większemu gronu osób może zależeć na zachowaniu anonimowości. Przeliczyłam się i to konkretnie, ponieważ w trakcie pierwszych eliminacji, spotkałam raptem cztery osoby, chcące zachować dozę tajemniczości. Tutaj w Karczmie, mimo iż moja tożsamość, pozostawała bezpieczna, tak musiałam radzić sobie z natłokiem ciekawskich spojrzeń. Starałam się jednak nie przejmować tym faktem. Głownie dlatego, iż co innego zaczęło zaprzątać teraz moją głowę.

Arystokrata o granatowych rogach... czy to czasem nie ten sam, którego walki oglądałam? Tyle że tamten upiorny, nosił w swych barwach więcej czerwieni... Choć czy ich strój nie był podobny, zresztą postura i wygląd też by się zgadzały. Owe walki zapadły mi w pamięć właśnie przez styl Upiornego, miały w sobie coś z tańca... przez co nieco przypomniały mi własne. Lecz ja sama często dawałam ponosić się chwili i instynktom, przez co taneczna gracja i kunszt łączyły się z chaosem żywiołu. Ciekawość w końcu wzięła górę, sprawiając, iż mój wzrok zaczął szukać wśród gości, znajomej już rogatej postaci. Swoją drogą jak On się nazywał?

Thorn - 13 Czerwiec 2018, 21:00

Różowowłosa kobieta na szczęście nie należała do tych, które wpadając w panikę gdy ktoś nieznajomy dotknie choćby skrawka ciała. Nie należała też do przesadnie 'niedotykalskich' i nie odwróciła się z krzykiem i pretensjami na ustach. Zamiast tego zachwiała się i oparła plecami o jego tors ale nie odezwała się od razu.
Jeszcze bardziej zrobiło mu się głupio, bo nie było jego intencją chwianie jej równowagą. Mimo wszystko jednak wyciągnął ręce na boki, by mogła się wesprzeć w razie czego.
Kiedy się wyprostowała i odezwała, posłał jej miły uśmiech. Z bliska mógł przyjrzeć się jej masce, która okazała się być bogato zdobiona. Srebrzone wzory wijących się roślin przyciągały wzrok, ale centrum tego małego arcydzieła były niebieskie kamienie widniejące dokładnie na środku, w miejscu gdzie maska zakrywała czoło.
Mógłby dojrzeć w nich własne odbicie, gdyby przyglądał się wystarczająco długo, ale wolał patrzeć w jej oczy (teraz ukryte przez maskę) i jej usta. Z pewnością była wielkiej urody, dlaczego więc ukrywała się za czymś takim?
Nie wszyscy mogli sobie pozwolić na wyjawienie tożsamości. On też, kiedy pierwszy raz brał udział w Zawodach, ukrywał się za zgrabnie uformowanym kawałkiem metalu. Szybko jednak odkrył, że i tak jest rozpoznawany, dlatego zrezygnował z maskarady. Chociaż jeśli miałby oceniać, taki element tajemniczości był ciekawy. Zamiast zwykłej rywalizacji dochodziła też chęć zerwania maski pokonanemu. Nie po to by go upokorzyć ale by dowiedzieć się z kim się walczyło.
Miała miły głos. I nie miała pretensji o to, że jego ręka naruszyła jej przestrzeń osobistą.
- Nie szkodzi. - powiedział szczerze, posyłając jej uprzejmy uśmiech.
Przyglądała mu się przez dłuższą chwilę. Odrobinę się speszył, chociaż kiedy pomyślał o tym głębiej, było mu miło, że zwróciła na niego uwagę. Nie żeby był ignorowany, po prostu lubił kiedy swe oczy zwracały ku niemu piękne kobiety.
A ona była piękna. Jej strój tylko pozornie nie nadawał się do walki. Thorn miał okazję przyglądać się jej walkom. Była utalentowana, nawet bardzo. Pięknie wyprowadzała sztychy i jej ruchy były lekkie, niewymuszone. Tylko raz została zaskoczona dość nieczystym zagraniem, ale z drugiej strony regulamin nie zakazywał takich praktyk. Co prawda sam Aeron tylko w ostateczności sięgał po piach lub próbował sztuczek, ale pamiętał, że pojedynki nie zawsze toczą się według określonego schematu. Najniebezpieczniejszym przeciwnikiem był ten, który pozornie trzymał się reguł by nagle zaatakować zupełnie nieszablonowo.
- Tak tak, odnalazłem się już na liście. - potwierdził nie zdradzając, że wie iż to z nią będzie walczył - Proszę. - dodał, przepuszczając ją by spokojnie odeszła, nie przepychając się przez tłum.
Cóż poradzić. Widocznie sądzone im było skrzyżować ostrza na Arenie. Nie do końca podobał mu się ten pomysł, bo znał siebie i swe odruchy. Wiedział, że będzie miał opory przed walką na sto procent, bo jego przeciwnikiem miała być kobieta. Mało tego, jeśli dojdzie do zranienia, będzie mu trudno skupić się na pokonaniu jej jeśli będzie myślał o tym, jak nieładnie ją zranił.
Odkąd pamiętał, Dziadek wypominał mu ten największy błąd. Próbował go wyplenić Rózgą, później swoją laską. Niestety z marnym skutkiem. Oczywiście ostatecznie Thorn zapominał o tym, że naprzeciw stała kobieta i walczył najlepiej jak mógł, ale po pokonaniu jej przez długie godziny miał wyrzuty sumienia. Nie powinien krzywdzić Pań. Nie umyślnie i bez powodu. A Turniej nie był wystarczającym powodem.
Walka jawiła mu się więc nie tylko jako starcie dwóch szermierzy ale jako walka z własnymi przekonaniami. Zapowiadała się na bardzo trudny pojedynek.
Drgnął zdając sobie sprawę, że od kilku minut stoi bezsensownie przy tablicy i patrzy na nią tępym wzrokiem, myśląc o czymś zupełnie innym. Nikt go co prawda nie przeganiał, ale gdyby goście karczmy mogli, wypchnęliby go by nie zajmował miejsca.
Przepraszając przeszedł przez tłum i skierował się w głąb sali. Był trochę głodny i chętnie posiliłby się, oczywiście płacąc za posiłek, bo nie wierzył by w 'pakiecie' jaki im zapewniano znajdowało się coś lepszego. Już i tak dostał specjalny pokój, nie chciał nadwyrężać gościny specjalnymi zamówieniami.
Odnalazł wolny stolik w kącie izby, przy oknie. Poprosił Karczmarza by ten przetarł stół (skoro już i tak biegał ze szmatą) i zamówił dużą porcję jajecznicy na bekonie z chlebem. Poprosił też o kufel piwa, nie będzie się wygłupiał i zamawiał w takim przybytku wina. Z dwóch powodów - zrobiłby z siebie idiotę i z pewnością wino okazałoby się najtańszym syfem, sprzedawanym na targach. A nie chciał wybrzydzać i krzywić się przy stole. Dlatego piwo było bezpieczniejszym wyborem, zwłaszcza iż słyszał, że mają tutaj w piwnicach własne kadzie.
Usiadł przy stole i rozejrzał się po pomieszczeniu. Między stolikami krążyła napotkana pod tablicą kobieta najwyraźniej szukając miejsca by usiąść. Thorn chyba podsiadł jej miejsce korzystając, że była w innym kacie pokoju...
Wychylił się i machnął dłonią, przywołując ją do siebie. Uśmiechnął się przy tym uprzejmie i jeśli postanowiła podejść, wskazał jej miejsce na przeciw.
- Może chciałaby się Pani przyłączyć? To miejsce jest wolne. - powiedział grzecznie - Jeśli nie życzy sobie Pani rozmów, będę milczał. Niemniej miło będzie pogawędzić z uczestnikiem Turnieju, który zaszedł tak wysoko. - dodał bez przygany w głosie. Nie drwił i nie obrażał jej. Zwyczajnie rozmowa z kimś... bardziej cywilizowanym od pijanych gości Karczmy wydawała mu się być całkiem przyjemną rozrywką.
- Chciałaby się Pani czegoś napić? Coś zjeść? - zapytał przechylając głowę na bok - Proszę mi pozwolić zadbać o Panią, jeśli nie ma Pani nic przeciwko. - miał na myśli postawienie jej posiłku.
Jeśli wyraziła chęć na cokolwiek, zawołał Karczmarza i poprosił o jedzenie/picie dla Zamaskowanej Piękności.

Seamair - 17 Czerwiec 2018, 00:13

Było dla mnie niemałym zaskoczeniem, gdy mój wzrok natrafił na poszukiwaną przezeń postać. Mężczyzna odziany w barwy nocy zdarzył już zająć miejsce przy jednym ze stolików. Nie to jednak było zaskakujące, lecz fakt, iż wzywał mnie do siebie gestem dłoni. Dlaczego? Idąc najbardziej prawdopodobnym przypuszczeniem, zerknęłam przez ramię. Szukałam innej osoby, dla której owe wezwanie było najpewniej przeznaczone. Tak się jednak składało, że w obecnej chwili, nikt za mną nie stał. Oznaczało to, że jednak musiało chodzić o mnie. Z jednej strony mogłam zignorować całą tę sytuację. W końcu, dlaczego mam dostosowywać się do woli obcego mężczyzny. Niezależnie od tego, czy ten w istocie mógł okazać się posiadaczem szlacheckiego pochodzenia. Ten fakt nie miał dla mnie najmniejszego znaczenia.
Z drugiej strony wiodła mną ciekawość oraz potencjalna szansa na potwierdzenie swych domysłów. Uznałam też, że życzliwy uśmiech, który gościł na twarzy nieznajomego, nie miał wpływu, na podjęto przeze mnie decyzję. Takie rzeczy nie powinny mieć przecież znaczenia w odbiorze sytuacji, prawda?
Mogłam obejść salę dookoła, jak również znacznie skrócić swą wędrówkę, wybierając slalom między dość ciasno zbitymi stolikami. Ograniczona przestrzeń, nie stanowiła jednak wyzwania dla kogoś szczycącego się iście kocią zwinnością. Nie minęło zatem wiele czasu, jak znalazłam się przy czarnowłosym, mierząc go pytającym spojrzeniem. Przez to, że na co dzień maska nie była dodatkiem, po który sięgałam, dalej nie docierał do mnie fakt, iż ta ogranicza sporo z mej mimiki. Jak choćby teraz, kiedy moje brwi uniosły się ku górze, co było oznaką zdziwienia. Życzliwość czy uprzejmość zwykle dziwiły, ponieważ nie należały do cech, w które obdarzałam obraz spotykanych na swej drodze istot. Znacznie praktyczniej i łatwiej było zakładać, że po innych należy spodziewać się tego, co najgorsze. Bo czy nie tego nauczyło mnie życie, stawiając u mego boku dwa potwory, które podawały się za moich bliskich... Ian i Dorian, zabili moje zaufanie, a ponowne odbudowywanie tej jakże kruchej konstrukcji nie należało do łatwych.

Wędrówka między stolikami, przy których goście byli zajęci, pochłanianiem zawartości swych mis i talerzy podziałała na mój apetyt. Miałam czuły nos, który teraz zaatakowały zapachy trunków i świeżej strawy. Mój metabolizm pracował szybko, przez co jadłam niewiele, lecz często. Teraz organizm ze zdwojoną siłą domagał się posiłku. I głównie to zaważyło na przyjęciu zaproszenia od rogacza.
-Dziękuję. Jak widać, turniej ściągnął dość szerokie grono zainteresowanych. Prawdę powiedziawszy, nie spodziewałam się tak licznego zainteresowania.
Oznajmiłam, zajmując miejsce naprzeciw swego rozmówcy. Wyglądało na to, iż podobnie jak i ja, musiał on należeć do samotników. I nie miałam tu na celu oceniać jego kompetencji społecznych, lecz fakt, iż nie posiadał swej „świty”. Dało się bowiem zauważyć, iż wielu z uczestników otaczało się kimś stanowiącym rodzaj mentalnego wsparcia. Mogli być to znajomi, służba czy nagle pozyskani fani. Nie wyobrażałam sobie sytuacji, w której miałaby za mną, podążać gromadka „kibiców” już samo wyobrażenie owej sytuacji zdawało się być uciążliwym. Nigdy nie lubiłam tłumów, czego dowodem było, osiedlenie się wgłębi malinowego lasu z dala od wszelkich „ludzkich” siedlisk. Teraz jednak odrobina towarzystwa, mogła stanowić miłą odmianę, to też posłałam mężczyźnie życzliwy uśmiech.
-Nie mam nic przeciw konwersacji, o ile nadarzy się do niej ciekawe towarzystwo, wówczas i tematów nigdy nie brakuje. Jeśli zaś w sztuce dyskusji jest Pan, choć w połowie, równie biegły co i na arenie, to na pewno się nie zawiodę.
Przybrałam nieco wygodniejszą pozycję, zakładając nogę na nogę. Poprawiłam też ozdobny pas, który oplatał moją talię. Stanowił dość charakterystyczną ozdobę, gdyż jego sprzączkę uformowano na kształt czterolistnej koniczyny, której krawędzie zdobiły drobne kamienie, odpowiadające tym stanowiącym ozdobę mej maski. Gdy mój wzrok podążył w głąb sali w poszukiwaniu oberżysty, mój kompan odezwał się ponownie. Przez moją twarz przebiegł wówczas cień rozbawienia. Rozumiałam, co oferował, lecz postanowiłam nieco się podroczyć.
-Zadbać o mnie? Oh, czyżbym wyglądała na aż tak zabiedzoną, iż nieznajomi zaczynają martwić się mym losem?
Po tych słowach posłałam czarnowłosemu figlarny uśmiech. Byłam ciekawa, w jaki sposób zareaguje na niestandardową odpowiedź. W międzyczasie dokonałam również intrygującego odkrycia. Gdy wyczekiwałam zmian w mimice mężczyzny, w jednej chwili cała moja uwaga skupiła się na oczach, których tęczówki mieniły się feerią kolorów. Tęcza uwięziona w idealnym okręgu, sprawiała, że miałam ochotę pochylić się nad stolikiem, by przyjrzeć się jej znacznie dokładniej. Pierwszy raz spotkałam kogoś o równie barwnym spojrzeniu na świat.
-Ale istotnie, pojawiłam się tu z zamiarem zjedzenia jakiejś lekkiej kolacji.
Gdy przy naszym siedzisku pojawił się karczmarz, nie musiałam długo zastanawiać się nad wyborem strawy. Zamówiłam szaszłyk z drobiu oraz sałatkę. Z kolei trunkiem, na który padł mój wybór, był cydr, liczyłam, iż nie okaże się zbyt mocny. Miałam słabą głowę, a nie powinnam przytępiać swych zmysłów przed kolejną walką.

Thorn - 3 Sierpień 2018, 21:13

Przez chwilę zastanawiał się czy nie przesadził wzywając ją do swojego stolika. Czyżby przyzwyczaił się do tego, że wszyscy grają jak im zagra? Nie, raczej nie. Ale w tej chwili uznał, że jego towarzystwo będzie dla różowowłosej kobiety najodpowiedniejsze, bo ani nie miał zamiaru z nią flirtować ani tym bardziej naprzykrzać się w żaden sposób. Może nie powinien w ten sposób myśleć. Szufladkował bywalców tej gospody a przecież nie powinien tego robić. Był ofiarą takiego właśnie myślenia...
Pogłębił uśmiech kiedy kobieta spojrzała za siebie by upewnić się, czy do niej się zwraca. Skinął jej głową na potwierdzenie i kiedy ruszyła, poprawił się na krześle, robiąc jej tym samym więcej miejsca przy stole.
Obserwował ją kiedy zgrabnymi ruchami przemieszczała się w jego stronę. Kręciła kusząco biodrami, jej długie nogi sunęły między meblami tak, że nie było mowy o trąceniu jakiegokolwiek siedzącego czy naczynia. Była zgrabna i świetnie znała swoje ciało, skoro potrafiła wprowadzić je w tak subtelny ruch. Gdyby spotkali się w innej sytuacji... kto wie, może skusiłaby się na chwilę wytchnienia w jego ramionach? Był ciekaw czy jej ciało w łożnicy jest równie gibkie... Odgonił szybko myśli, bo powoli zaczynało mu się robić niewygodnie siedząc i kiedy dotarła do stolika, wskazał jej miejsce z uprzejmym uśmiechem.
- Faktycznie, w tym roku uczestników jest całkiem sporo... - zauważył - Obawiałem się nieco, że przez duże zainteresowanie poziom rozgrywek spadnie. Jak dobrze, że moje obawy okazały się być bezpodstawne. W Krainie Luster i Szkarłatnej Otchłani przybyło zdolnych szermierzy. A i Świat Ludzi ma swoich przedstawicieli, chociaż osobiście uważam, że Cyrkowcy należą już do Drugiej Strony Lustra. - wyraził swoją opinię. Dość ryzykowne rozpoczęcie rozmowy, ale nie miał nic do stracenia. Na tle innych Upiornych Arystokratów wyróżniał się wysokim poziomem tolerancji i nie zamierzał się z tym kryć. Jego...dość osobliwe jak na te czasy przekonania oprócz tego, że były postępowe, były kontrowersyjne. Kraina Luster była bardzo konserwatywna, czasem za bardzo.
- To się okaże. - skłonił się, ciesząc się, że kobieta przyjęła zaproszenie - Proszę mi jednak wybaczyć, jeśli zawiodę panią w tej kwestii. Przed pojedynkami bywam... nieobecny. Mam w zwyczaju trenować nie tylko ciało, lecz i umysł, w każdej nadarzającej się sytuacji.
Rozsiadła się wygodniej co dało mu sygnał, że czuje się dobrze w jego towarzystwie. Nie przeszkadzało to, że był dość znanym Szlachcicem. Ale chwileczkę... czy i ona nie ma rogów? Wśród różowych pasm dostrzegł niewielkie szpice, nieśmiało wychylające się ku górze. Zamknął na chwilę oczy po czym uśmiechnął się pod nosem i przeczesał dłonią włosy. Ruch ten wywołał zagadkowy wyraz na jego twarzy - mężczyzna uchylił lekko usta, uniósł delikatnie powieki i westchnął. Już po chwili jednak posłał jej uśmiech i wrócili do konwersacji.
Speszył się mocno kiedy odpowiedziała na jego prośbę. Nie tak miała przebiec ta rozmowa.
- To nie tak... ja... - zawahał się z zaskoczeniem na twarzy i otwartymi ustami po czym nagle wypuścił powietrze i zaśmiał się, zawstydzony a na jego policzkach wykwitł rumieniec - Chyba właśnie strzeliłem gafę już na starcie. - zauważył ze śmiechem - Przepraszam, nie to miałem na myśli. Chciałbym po prostu... postawić pani kolację, mówiąc prostym, żołnierskim językiem. - przyznał w końcu.
Kobieta zdecydowała się jednak na posiłek i kiedy do ich stolika podszedł Karczmarz, złożyła konkretne zamówienie. Thorn był pod wrażeniem tego, że dokładnie wiedziała co chciała. Sam poprosił o pieczony drób z warzywami i piwo. Kiedy tylko mógł wybierał trunki inne niż wino, którym zapijał się na co dzień zarówno w Rezydencji jak i na spotkaniach ze Szlachtą.
- Nazywam się Aeron Vaele. - przedstawił się grzecznie, korzystając z chwili w której i tak czekali na jedzenie - Proszę wybaczyć, ale nie pamiętam pani z żadnego ze spotkań Upiornej Arystokracji... a to dość dziwne, bo przecież skoro bierze pani udział w Turnieju, jest pani dorosła. Jaki ród pani reprezentuje? - spojrzał w jej oczy, oczekując odpowiedzi.

Seamair - 20 Sierpień 2018, 01:45

Przez krótki moment poczułam się podobnie, jak w chwili, gdy dłoń niespodziewanie natrafia na drzazgę czy cierń... Nieprzyjemne ukłucie, spowodowane poruszeniem niewłaściwego tematu, obudziło dane rany. Rany, po których została kolekcja zgrabnych blizn. Skaz, jakie nosi nie tylko moje ciało, ale i dusza... Mimowolnie spięłam się, lecz zawarłam wszystkie siły, w to by wyraz mojej twarzy pozostał w miarę neutralny.
-To już zależy od tego, w jakim stopniu potrafią odciąć się od wpływu tych, którzy „pomogli” im w wyborze nowego przeznaczenia...
Naprawdę starałam się, by mój głos nie ociekał jadem. Jednak gdy moje myśli krążyły wokół tematu MORII, ciężko było tłumić mi negatywne zapędy. Przez lata pielęgnowałam swą nienawiść, obdarzając nią jedynie sprawców swych własnych nieszczęść. Dopiero z czasem, gdy nieco bardziej zmądrzałam, popatrzyłam na całą tę sprawę ze znacznie szerszej perspektywy. W końcu Ian był jednym z wielu... Był członkiem organizacji, która tak chętnie wyciągała swe brudne łapska, po to, co do niej nie należało, nie bacząc na cenę, którą przyjdzie za to płacić... Nawet jeśli walutą często była przelana krew... Wraz z tą świadomością, mój ogród nienawiści zakwitł z nową mocą, znacznie poszerzając swe granice.
Nie chcąc, by moje wewnętrzne rozterki zostały zauważone, szybko odezwałam się ponownie, przenosząc dalszy tor rozmowy na bezpieczniejszy grunt. Mimo wszystko pozostała we mnie nuta niepokoju oraz obawy przed tym, iż nieznajomy w jakiś sposób dowiedział się, kim tak naprawdę jestem...
-Muszę przyznać, że nie bardzo wiedziałam czego spodziewać się po tym wszystkim. To mój pierwszy turniej, w każdym razie w roli zawodnika.
Gdy wspomniał o treningach swej woli oraz idącym z tym ryzykiem skinęłam głową na znak zrozumienia. Przez chwilę mój umysł szacował czy dzielenie się podobnymi informacjami nie stanowi swego rodzaju ryzyka. W końcu oboje dalej braliśmy czynny udział w turnieju i możliwe, że jeszcze przyjdzie nam krzyżować z sobą klingi. W ostateczności pozwoliłam sobie na odrobinę niedyskrecji.
-Rozumiem, choć wyznam, że sama nie poddaję się podobnym zabiegom. Pozwalam, by umysł i ciało same odnalazły właściwy sobie rytm. To trochę jak z tańcem, kiedy nogi same rwą się na parkiet, z chwilą, gdy rozbrzmi muzyka.
Zastanawiałam się, w jaki sposób mój rozmówca ćwiczył przed pojedynkami. Czy pogrążony w bezruchu, potrafił wprowadzić się w trans, który pochłaniał mnie, gdy stal uderzała o stal? Oczyszczenie umysłu a może skrupulatna analiza wiadomych już sobie faktów. Mogłabym spytać, jednak nie widziałam w tym sensu większego niż zaspokojenie ciekawości. Tym bardziej iż dalszy bieg zdarzeń, w pełni zdobył moje zainteresowanie.

Obserwowałam coraz to nowsze emocje, pojawiające się na obliczu Upiornego i doprawdy ciężko było mi ukryć własne rozbawienie. Owszem chciałam wprawić go w zakłopotanie, choć nie sądziłam, iż skutek będzie tak pozytywny. Zresztą było coś satysfakcjonującego w oglądaniu skonfundowanych mężczyzn, może dlatego, iż zwykli bardziej kryć się z emocjami? W końcu poddałam się walce o zachowanie przyzwoitości, a moją twarz przyozdobił figlarny uśmiech.

Karczmarz zniknął za drewnianymi drzwiczkami, którym zdecydowanie przydałoby się trochę oliwy. Zastanawiałam się, jak długo będziemy musieli czekać na swe zamówienia, zważywszy na panujący tego wieczora ruch. W ostateczności nigdzie się przecież nie spieszyłam, w planie miałam jedynie kolację i ewentualną przechadzkę po mieście. W pobliżu było kilka całkiem ładnych parków, a słyszałam i o szklarni gdzie sprowadzono gatunki roślin występujące wyłącznie w Szkarłatnej Otchłani. Pytanie, czy o tej porze będzie jeszcze czynna.
Ze snucia dalszych planów wyrwały mnie głos, mego barwnookiego towarzysza. Gdy tylko się przedstawił, jego miano wydało mi się dziwnie znajome... potrzebowałam jednak czasu, kilku uderzeń serca, by przypomnieć sobie, skąd je znam. Moje usta rozchyliły się delikatnie, a oczy otworzyły szerzej. I choć maska szczęśliwie ukryła, choć cześć mej mimiki, to zaskoczenie, w jakie wprawiła mnie nowo zdobyta wiedza, nadal pozostawało zbyt jawne. Przez moją głowę w ułamek sekundy przegalopowały setki myśli... Choćby takie, jak ta czy Pan Aeron nie stara się, lepiej przygotować na jutrzejszy pojedynek... i to nie tylko przez ćwiczenie umysłu. Z drugiej strony, jaką mogłam mieć pewność, iż wie z kim ma do czynienia? Los bywa kapryśny, a ja nie chciałam psuć sobie dobrego humoru. I właśnie dlatego wolałam trzymać się myśli, iż nasze przedwczesne spotkanie to zwykły kaprys losu.
-Aeron Vaele...
Powiedziałam powoli, specjalnie przeciągając słowa, jak gdybym chciała spróbować każdej ze składających się nań litery. Jednocześnie posłałam mężczyźnie dość zagadkowy uśmiech.
-Ciekawe, gdzieś już dziś spotkałam to imię. Zdaje się, że na liście i to całkiem blisko mojego.
Spoglądałam na rogacza z zaciekawieniem, zaś uśmiech, w którym pojawiła się nagle nutka kokieteryjnej prowokacji, ani na chwilę nie znikał z moich ust. Chyba powinnam być nieco bardziej spięta, wiedząc, z kim stanę jutro do walki. Aeron był więcej niż dobry, widziałam w końcu jego walki, zatem czekało na mnie spore wyzwanie. Jednak w obecnej chwili miast obaw czułam dziwną ekscytację. Podobną do tej, którą czułam przed treningami z Dorianem... Muszę przyznać, iż po cichu liczyłam, iż mój przeklęty mentor pojawi się na turnieju. Niestety zawiódł moje oczekiwania, już nie pierwszy raz.
-Rzeczywiście może mnie Pan z nich nie pamiętać, w szczególności, iż nie chadzam na tego rodzaju spotkania. A co się tyczy rodu... nie reprezentuję żadnego. Noszę maskę nie dla ozdoby, lecz z chęci zachowania anonimowości. W czasie turnieju może mnie Pan nazywać Koniczynką.
W ten oto sposób powiedziałam wszystko, jednocześnie nie zdradzając niemal niczego. W udzielonej przeze mnie odpowiedzi nie było zarówno jasnego potwierdzenia czy też zaprzeczenia, dotyczącego mego domniemanego arystokratycznego pochodzenia. Wszak urodziłam się jako Upiorna, zaś moja rodzina należała do dość znanego rodu... jednak zostałam wyrwana z tego świata i nigdy przez myśl nie przyszło mi, by próbować doń wrócić. Bo jako kto? Salony i pałace to nie miejsce dla... eksperymentu, który wyrwał się ze swej klatki, niszcząc wszystko wokół... i nie żałując niczego.

Thorn - 28 Wrzesień 2018, 19:57

Upiorny Arystokrata przyglądał się uważnie twarzy siedzącej na przeciw niego zamaskowanej kobiety. Kiedy z kimś rozmawiał, lubił patrzeć w oczy. Odczytywać z nich wszelkie emocje, przyglądać się odbiciu wspomnień które przelatują przez umysły.
Można powiedzieć, że celowo zaczepił o temat Cyrkowców. Żył na tym świecie już szóste stulecie i doskonale wiedział, że chociaż nowa rasa została przyjęta przez Krainę Luster, nie wszyscy akceptowali Ludzi zmienionych przez zbrodniczą działalność MORII. Obrzydliwe eksperymenty zmieniały nie tylko ich wygląd ale i dusze. Aeron czasami zastanawiał się jak to jest być Cyrkowcem? Nie należeć do żadnego ze światów, będąc jednocześnie związanym z każdym w jakiś sposób. Czy czuli się samotni?
Kobieta bardzo szybko ucięła rozmowę co wbrew pozorom naprawdę dużo mu powiedziało. Nauczył się czytać między wierszami a jej słowa... no cóż, nie chciała dalej ciągnąć tematu. Posłał jej przepraszający uśmiech i skinął głową na znak, że zgadza się z jej zdaniem ale odpuszcza w dyskusji. Mogliby porozmawiać jeszcze na ten temat, ale skoro ona nie czuła się komfortowo, on, jako dżentelmen, powinien zadbać o jej dobre samopoczucie.
Wrócili na bezpieczny tor. Kiedy różowowłosa wyraziła swoje zdanie o Turnieju, wyszczerzył zęby w szerokim, szczerym uśmiechu. Tak, tą ścieżką należało iść. Zabieg, chociaż dość często spotykany, zawsze wywoływał na jego ustach uśmiech. Przesłuchiwani byli na swój sposób przewidywalni.
Ale chwileczkę... przecież nie przesłuchiwał. On rozmawiał. Zwykła, przyjacielska pogawędka. Nie powinien doszukiwać się drugiego dna, nie powinien analizować mowy jej ciała.
- Pierwszy turniej? - zagadnął przekrzywiając lekko głowę, jak drapieżnik przyglądający się swojej ofierze - W takim razie tym bardziej życzę powodzenia! - dodał z entuzjazmem - Ja przestałem liczyć po... drugiej setce? - machnął dłonią jakby to nie było nic wielkiego. Jednocześnie spoglądał na nią, czekając na jej reakcję. Prowokował. Delikatnie, ale jednak prowokował. Był ciekaw jej osoby, maska nie pomagała w poznaniu jej bliżej.
Kobiety niechętnie brały udział w Turniejach Szermierczych, dlatego tym bardziej był nią zaintrygowany. Złapał się na wyobrażaniu sobie jej w czasie walki, jej ruchów, obrotów... Tego swoistego tańca.
Zamrugał, wróciwszy wzrokiem do jej twarzy kiedy akurat wspomniała o tańcu. Ich podejście było podobne, ale Thorna dopełniało to, czego nie mogła mieć. Doświadczenie wojenne. Co prawda na wojnie nikt nie bawi się w honorowe pojedynki, ale swoje widział. Wiele się nauczył. Między innymi tego, że nie zawsze gra się czysto. Chociaż sam nie sięgał po sztuczki inne niż te, które były wpisane w jego unikalny styl, ale był gotów by w razie potrzeby zaskoczyć przeciwnika zupełnie niesztampowym zachowaniem. Jaka była ona?
Zawstydziła go swoim komentarzem. Musiał zmienić sposób rozmowy, i to szybko, jeśli chce wyciągnąć z niej coś więcej. Zdobywanie zaufania było żmudnym procesem i należało działać ostrożnie. A on w tej chwili dał się podejść...
Ale czy nie celowo? Przecież o wiele sympatyczniej wypada rumieniący się mężczyzna, zakłopotany i onieśmielony komentarzem kobiety od tego, który z lodowatym spojrzeniem analizuje każdy jej ruch.
Jego imię w jej ustach brzmiało jakoś inaczej. Może dlatego, że przeciągnęła każdą z głosek nadając im nieco erotycznego wydźwięku. Upiorny nie wiedział czy taki był jej zamiar, ale wzbudziła jego ciekawość. Spojrzał mimowolnie na jej usta, gdy wypowiadała jego imię...
Szybko przeniósł spojrzenie tęczowych oczu na jej maskę, speszony myślami jakie go naszły.
Kokietowała go, wyczuł ją. Postanowił chwycić się tego strzępka otwartości z jej strony i kuć żelazo póki gorące.
- Ach tak? - zapytał nagle ciemniejszym głosem, pochylając się w jej stronę z uśmiechem - To by oznaczało, że pani umiejętności są naprawdę godne podziwu. Czy naprawdę pierwszy raz bierze pani udział w tym Turnieju?
Odpowiedź przyszła dość szybko, zaraz po tym jak zaczepił o ród. Wyglądało na to, że kobieta celowo ukrywała tożsamość, co mogło się wiązać z jej przynależnością rasową bądź klasową albo organizacją. Możliwe też, że miała bolesne wspomnienia i zwyczajnie nie chciała afiszować się ze swoją twarzą. A szkoda, z pewnością była piękna. Każda kobieta ma w sobie piękno.
Uśmiechnął się uwodzicielsko, nieco drapieżnie kiedy się przedstawiła. W jego oczach zapaliła się pasja a błysk odsłoniętych w uśmiech zębów i wyciągnięta ku niej duża, męska dłoń potwierdziły tylko, że zrozumiał z kim ma do czynienia.
- Niezmiernie mi miło, Koniczynko. - powiedział, powoli wypowiadając jej pseudonim - Wygląda na to, że Cierń napotkał Koniczynę. Ciekaw jestem... co z tego wyniknie.

Seamair - 21 Październik 2018, 04:00

Druga setka... szkoda, iż Upiorny siedzący naprzeciw mnie, nie mógł dostrzec, jak moje oczy rozwierają się szerzej, gdy padła owa liczba. Zapewne zdołał jednak dostrzec zaskoczenie, które zarysowało się w wyrazie twarzy.
-Dziękuję. Całkiem imponujące, zważywszy, iż po dwustu przestał Pan liczyć. Z drugiej strony, miło też przekonać się, że tego rodzaju „rozrywka” nie nudzi się zbyt szybko.
Swą odpowiedz, doprawiłam zadziornym uśmiechem. Nie chciałam przecież, by mój rywal mógł pokusić się o snucie teorii, iż wiedza o tym, że mam do czynienia z weteranem w kwestii turniejów, nagle zmroziła krew w mych żyłach. Życie nie jest sprawiedliwe, stawiając przed nami, przeszkody nie wyznaje zasady stopniowania trudności. Jeśli zatem przeciwnik cieszy się doświadczeniem czy większą siłą, sam musisz odnaleźć dla nich przeciwwagę. W grze o przetrwanie nie ma i nigdy nie było zasad, czasem spryt może okazać się cenniejszy od lat nabytych umiejętności, innym zaś razem nie wystarcza. Nigdy jednak nie należy samemu stawiać się na z góry przegranej pozycji, bowiem to najkrótsza metoda, by trafić do niej w rzeczywistości. Nawet walk na turniejowej arenie, nie powinno traktować się z przymrożeniem oka, bo nie wiadomo kiedy zabawa czy walka o honor, zmienią się w grę o przetrwanie.

Gdy mężczyzna nagle nachylił się ku mnie, musiałam się przemóc, aby nie cofnąć się choćby o centymetr. To, co właśnie się między nami rozgrywało, też można było nazwać grą, zaś utrata pozycji... byłby niczym innym jak okazaniem słabości.
-Może... a może to po prostu diabelskie szczęście?
Uśmiechnęłam się do siebie w duchu, powtarzając w głowie słowa „diabelskie szczęście”. W końcu ten, któremu zawdzięczałam swą wiedzę i biegłość w szermierczej sztuce, później stał się mym osobistym demonem... Upiorem, który ciągle pozostawał nieuchwytny, lecz nadal znajdował czas na sianie zamętu w moich myślach.
-I tak, pierwszy. Dlatego cieszy mnie, że udało mi się zabrnąć aż tu. A zdradzę, że i na tym nie mam zamiaru poprzestawać.
Czy byłam zarozumiała? Może trochę, widać tyle zostało z mego Upiornego pochodzenia. Arystokracie nie powinno przecież brakować pewności siebie, a z tą łatwo przesadzić. Wszystko to jednak tyczyło się przede wszystkim mojej osoby, nie mych szermierczych umiejętności. Wiedziałam przecież, iż jako nowicjuszka będę się mierzyć z przeciwnikami znacznie bardziej przygotowanymi do walki, ale nie umniejszało to mych ambicji. Z każdej walki można było wynieść cenną naukę, uczyć się na błędach przeciwników, ale i tych własnych.

Zdemaskowanie, tak właśnie określiłabym etap tej rozmowy, mimo iż maska nadal całkiem pewnie trzymała się mojego oblicza. Gdy oboje zyskaliśmy absolutną pewność z kim mamy do czynienia, aura albo może energia unosząca się gdzieś między nami uległa pewnej przemianie. Wyzywający uśmiech ze strony Aerona, tylko mnie w tym utwierdził. Tęcza uwięziona w jego spojrzeniu zabłysła iście drapieżnym błyskiem, który sprawiał, iż gdzieś z tyłu mojej głowy zaczynał dobijać się sygnał...uważaj.

Gdy nasze dłonie, przez chwile trwały jeszcze w uścisku, ponownie uraczyłam swego rozmówce słodkim uśmiechem.
-O tym przyjedzie nam przekonać się już jutrzejszego ranka. Prawda?
Wkrótce po tym przy naszym stoliku zjawił się sam oberżysta, przynosząc nasze zamówienie wraz ze swymi szczerymi rekomendacjami, dla swych kucharzy, którzy rzekomo dołożyli starań dla tam ważnych gości. Nie dało się ukryć, iż nasze zamówienie zostało zrealizowane w nader szybkim tempie... Tę zasługę można było przypisać faktowi posiadania rogów, bo nawet jeśli moje własne nie szczyciły się szczególnie imponującym rozmiarem (jeszcze) to poroże Aerona, było widoczne z daleka. Miałam ochotę, dotknąć swych różków i upewnić się, czy aby nie urosły, choć o milimetr... ten proces zdawał się być niezwykle czasochłonny, albo było tak po prostu w moim przypadku.
Karczmarz, ukłoniwszy się i po raz enty życzący nam smacznego, rzeźwym krokiem ruszył w kierunku lady.
-Nasze starcie, będzie dla mnie problemem, dopiero jutro. Dziś mam zamiar wypocząć, ale i po korzystać nieco z uroków, miasta. Obiło mi się o uszy, iż w tutejszej palmiarni, otworzono wystawę z roślinnością pochodzącą z Ogrodów Strachu. To może być warte zobaczenia.
Mówiąc, zerkałam na zawartość swojego talerza, poddając całość ocenie wizualnej. Zawsze najpierw jedzą oczy i nawet jeśli wygląd nie ma wpływu na wartość odżywczą posiłku, to jednak odpowiednia estetyka zawsze dodaje odrobiny smaku. Nie wymagałam jednak nic wielkiego, ot lubiłam, gdy talerz prezentował się klarownie.
-A jak się mają Pańskie plany na resztę wieczoru?

Thorn - 11 Grudzień 2018, 22:53

- Jeśli to nie problem, proszę zwracać się do mnie bezpośrednio. Bez żadnego "pan". - poprosił grzecznie - Może i jestem stary, ale chyba nie wyglądam aż tak źle, co? - zachichotał, nieco zakłopotany.
W pracy wszyscy zwracali się do niego używając tytułów, w domu, dla służby też był panem. Dla innych szlachciców był Lordem. Teraz, mimo iż nie ubrał jak ona maski by ukryć swoją prawdziwą tożsamość, wolał swobodę. Wszak nie wiadomo jak potoczy się turniej i kto go wygra. Mimo, iż Cierń naprawdę starał się zbliżyć do podium, najważniejsze walki jeszcze przed nim. Czas pokaże, co zgotował mu los.
- Po pewnym czasie ruchy szermiercze stają się przewidywalne, ale przez lata obserwacji, zauważyłem tendencję do wzbogacania klasyki własną inwencją twórczą. I to mi się podoba. - uśmiechnął się do niej - Również pani styl jest ciekawy, oglądanie pani walki nie tylko sprawiło mi przyjemność ale i nauczyło wiele. Dlatego: tak, ta forma rozrywki nigdy mi się nie znudzi. Umiem czerpać przyjemność z pozornie nudnych czynności, to tylko kwestia nastawienia.
Rozmowa z nią była odprężająca. Nie musiał się specjalnie wysilać by ładnie sklecić zdania i mimo, że podobała mu się jej tajemniczość, wysławiał się całkiem nieźle.
Pod maską skrywała swoje prawdziwe ja i Aeron miał przemożną chęć zerwać z niej to misternie wykonane cudo, by poznać jej oblicze, ale czy wtedy nie poczułby się zawiedziony? Nie jej wyglądem, bo każda kobieta jest uosobieniem piękna, ale samym faktem, że już niewiele pozostanie do odkrycia. Kto wie, może po turnieju Koniczynka pokaże mu swe lico? Bardzo w to wierzył.
Wysłuchał jej słów i lekko zmarszczył brwi. Musiał chwilkę zastanowić się nad odpowiedzią by nie zabrzmieć jak gbur.
- Cóż... ja nie wierzę w szczęście. Wszystko zawdzięczam tylko i wyłącznie swoim umiejętnościom i wierzę, że i w pani wypadku tak jest. - posłał jej szczery, rozbrajający uśmiech.
Atmosfera w karczmie była lekka i przyjemna. Nikt ich nie zaczepiał, nikt specjalnie nie przysłuchiwał się rozmowie. Wiadomym było, że ściany mają uszy, ale czym miał się przejmować? Nawet jeśli ktoś postanowi wykorzystać zasłyszane informacje, nie wyniesie stąd nic szczególnego. Thorn nie pilnował się, ale wiedział, że niektórych tematów nie porusza się publicznie.
Wbrew pozorom analizował ją jak tylko mógł. Przysłuchiwał się temu co miała do powiedzenia, obserwował ruchy ciała, warg gdy odpowiadała. Nie onieśmielał jej. Nie czuła się przy nim przytłoczona. To dobrze.
Barczysty Upiorny u wielu budził respekt ale kiedy chciał, również i sympatię. Nie miał powodów by ją zastraszać bo i po co? Luźna, ciekawa rozmowa odpręża i pozwala zapomnieć o problemach dnia codziennego. Bo Aeron miał ich wiele, nawet jeśli nie dawał tego po sobie poznać.
No i była pierwszą osobą, która nie patrzyła na niego przez prymat tego kim się urodził. Może nie słyszała plotek?
Jedzenie zeszło na dalszy tor i stało się nieważne. Zdobył bardzo ważne informacje i miał zamiar je wykorzystać. Skoro jutro będzie miał okazję z nią walczyć, nie zaszkodzi ją lepiej poznać. Oczywiście nie miał zamiaru sięgać po nieregulaminowe sztuczki - skoro mu się przedstawiła, miała chociaż odrobinę zaufania. Nie chciał go nadszarpnąć. Zabawa w trucizny była niehonorowa. Jeśli faktycznie przyjdzie mu rywalizować z nią o wygraną, będzie to czysta i ładna walka.
Jego uśmiech i błysk w oku podziałały, ale jak? Tego nie wiedział, bo nie potrafił czytać w myślach. Nie uciekła jednak, co dobrze wróżyło ich znajomości. Był ciekaw jak to wszystko się skończy.
Nie był do końca pewien, czy rogata właśnie proponuje mu wspólny spacer, czy tak po prostu wspomina o Palmiarni. Spojrzał na nią nieco podejrzliwie, ale błąkający się na jego ustach uśmiech sprawił, że w tej chwili nie mogła odebrać tego inaczej, niż sympatyczny ruch.
- Nie mam konkretnych. - powiedział zgodnie z prawdą - Jeśli nie ma pani nic przeciwko, mógłbym pani towarzyszyć. Okolica pełna jest podchmielonych uczestników turnieju i przegranych, byłoby szkoda, gdyby ktoś z zemsty postanowił zrobić pani krzywdę. - dodał z uśmiechem - Oczywiście wierzę w pani umiejętności walki, pokazała już pani, że umie sobie poradzić z niejednym mężczyzną, jednak... ulica nie przestrzega żadnych zasad.
Mogła to odebrać jakkolwiek tylko chciała, on jednak naprawdę martwił się jej losem. Zdążył ją polubić i byłby nierad, gdyby okazało się jutro, że ich pojedynek jest odwołany.
Wszystko zależało teraz od jej decyzji. Czy zgodzi się na wspólny spacer? A może ma już dosyć Rogatego Szermierza?

Seamair - 8 Styczeń 2019, 22:25

Rozmowa z Aeronem była niepokojąco... miła. Czy tak powinna zachowywać się para, która jutrzejszego dnia dosłownie zamierza skakać sobie do gardeł? Pomiędzy kęsem strawy i łykiem cydru, powiodłam spojrzeniem po pozostałych biesiadnikach. Kilka par oczu wyraźnie interesowało się naszym stolikiem i mogłam się założyć, iż powodem owego zainteresowania, nie była zawartość naszych talerzy. Szczególnie pewien dachowiec, przypatrywał się nam z niecodzienną zaciekłością. Płomienny kolor włosów oraz pozioma blizna ciągnąca się przez nos mężczyzny, sprawiała, iż ten łatwo zapadał w pamięć. Również kocur był uczestnikiem turnieju. Przez krótką chwilę zastanawiałam się, jakież to myśli mogą chodzić mu teraz po głowie. Zapewne znaleźliby się tacy, którzy zakładali, iż ja i mój barwnooki towarzysz planujemy przebieg jutrzejszej walki. A jej wynik był przecież istotny, skoro nadal obstawiano zakłady a im bliżej finału tym o większe stawki grano. Uśmiechnęłam się na myśl ile stresu i niepewności musiało zasiać w poniektórych nasze spotkanie. Ciekawiło mnie także, czy i mego towarzysza nękały podobne pomysły. A nawet jeśli, nie wyglądało na to, by się tym przejmował.
-Pochlebia mi Pan. Choć przyznam, iż liczę na to, że owe nauki nie okażą się zbyt owocne. I ja śledzę przebieg turnieju, a przynajmniej najciekawsze walki. Dlatego wiem, że jutro będę musiała szczególnie mieć się na baczności.
A mimo to na myśl o niej, wypełniała mnie niezdrową ekscytacją. Może wiązało się to również z tym, że mój przeciwnik przestał być dla mnie anonimową osobą, uzbrojoną w szablę.

Brak wiary w szczęście wydawałby się rozsądny, lecz w moim życiu pojawiało się zbyt wiele szczęśliwych trafów, bym ot, tak mogła zignorować jedna z córek losu. Czy mogłam zatem liczyć, iż jutrzejszego dnia, ta nadal będzie stać u boku swej wyznawczyni, której przyjdzie się zmierzyć z takim innowiercą? Czas pokarze... ale czy aby przypadkiem nie miałam odpocząć przed jutrem? Ciągłe rozmyślanie o pojedynku i jego konsekwencjach, nie bardzo w tym pomagało.
W przeciwieństwie do przyjemnego brzmienia głosu, towarzyszącego mi Upiornego.
Zawartość naszych talerzy sukcesywnie znikała, zaś płynący czas oraz litry pochłanianego przez niektórych gości alkoholu, powoli dawała o sobie znać. Co zachęcało do zmiany scenerii. Choć wizyty w mieście wcale nie były mi obce, zdecydowanie bardziej wolałam swój las. Może dlatego palmiarnia zdawała mi się tak kuszącą opcją, na spędzenie reszty wieczoru? A co do towarzystwa... cóż, nie zaszkodzi od czasu do czasu po przebywać w towarzystwie, kogoś, kto odsłania swe zęby, by uraczyć Cię uśmiechem, a nie posłać Ci ostrzeżenie „będę gryz”.

Słysząc kolejną wypowiedź mężczyzny, zamrugałam kilkukrotnie, po czym moją twarz, ozdobił szczery uśmiech, tkwiła w nim odrobina słodyczy nadającej wyjątkowego smaku. Niczym słodka malina, kryjąca się pod przybraniem z deserowej czekolady.
-Z chęcią, przyjmę towarzystwo. Ciekawe jest zawsze mile widziane, a do ów kategorii zdążyłam Pan- … Cię zakwalifikować.
Odsunęłam od siebie niemal pusty talerz, delikatną chusteczką, w liliowym kolorze, otarłam kąciki ust, po czym z powrotem wsunęłam ją do kieszeni.
-I proszę, również zwracaj się do mnie po prostu Koniczynko.
Miałam zamiar poszukać również sakiewki z monetami, w porę jednak przypomniałam sobie, iż przystałam na propozycję, swego towarzysza. Cóż, będę musiała zrewanżować się za posiłek w inny sposób. W głowie dźwięczały mi jeszcze ostatnie słowa rogatego, sprawiając, że mój uśmiech ponownie stanowił furtkę, dla skrywanej natury. Zaostrzone kły błysnęły drapieżnie, kiedy zwróciłam się do mężczyzn.
-Zgadzam się z Tobą. Ulica nie przestrzega żadnych zasad, dlatego nieszczęśnicy, o których wspominasz, byliby ze mną znacznie bezpieczniejsi na arenie. Nie mniej doceniam troskę i również się nią wykażę. Wszak nie tylko ja przekreśliłam szans ów ludzi na wygraną, czyż nie?
Przez krótką chwilę, ogarnęła mnie niezdrowa ciekawość. Jaką też Aeron miałby minę, gdyby miast czerni materiału, dojrzałby szkarłatne spojrzenie. Dzikość zaklętą w roziskrzonej czerwieni oczu, które jeszcze bardziej niż blizny przypominały mi, kim się stałam.

Zaczekałam aż właściciel, odbierze swą zapłatę, a jako że byłam w dobrym nastroju, pochwaliłam również posiłek, jakim zostałam uraczona. Znów miałam wrażenie, iż oberżysta wzrok skupia nie na mojej twarzy, lecz na drobnych różkach widocznych znad maski.

Wydostanie się z zatłoczonej tawerny, nie okazało się tak, wielkim problemem. Być może była to jednak zasługa kroczącego za mną mężczyzny. Z lubością powitałam pierwszy powiew rześkiego i chłodnego wieczornego powietrza. Nasz spacer mógł okazać się bezowocnym, ponieważ mimo iż wiedziałam gdzie leży palmiarnia, to nie miałam pojęcia, jak długo jest czynna.

Cofnęłam się o pół kroku, gdy w polu mego widzenia nagle wyrósł młody chłopak, prowadzący za sobą pięknego gniadego konia. Zacisnęłam zęby, trwając w bezruchu, czekając na reakcję zwierzęcia. To była jedna z tych kłopotliwych części, przebywania w mieście. Bo istoty magiczne czasem dało się zwieść łatwiej niż zwierzęta, cechujące się instynktem. A każde zwierze, staje się niespokojne, gdy w pobliżu wyczuje drapieżnika, albo chociaż kogoś, kto nosi dostatecznie wiele jego krwi w sobie. Koń zarżał i zastrzygł uszami, przez chwilę zadrobił niespokojnie, w końcu jednak ulegając swemu opiekunowi. Ja zaś złapałam się na tym, że wstrzymałam oddech, teraz z ulgą wypuściłam powietrze z płuc.

Thorn - 21 Luty 2019, 00:17

Właściwie spodziewał się o zawodniku, który stanie z nim jutro w szranki, większej arogancji. Przez lata wyzywany od Bękartów, przyzwyczaił się braku szacunku za każdym razem, kiedy postanawiał wziąć udział w turnieju. Dopiero kiedy wygrywał pierwsze walki, zdobywał sobie przychylność publiczności i jakąś tam namiastkę uznania w oczach innych zawodników.
Kiedy zobaczył na tablicy prosty napis "Koniczynka", myślał, że posiadaczka tego jakże urokliwego pseudonimu będzie pyskata i nadęta. Kiedy zobaczył dziewczynę w masce, przygotował się na wyzwiska i wywyższanie się. Jakże się co do niej pomylił.
Leniwa rozmowa ciągnęła się własnym tempem i torem, nie musiał specjalnie się wysilać, by była miła i swobodna. Inni może i przysłuchiwali się o czym rozmawiają, ale przecież nie zbaczali na żadne niebezpieczne tematy. Z resztą, w tej chwili towarzystwo w karczmie było już na tyle solidnie wstawione, że nawet śmiałe stwierdzenie: "Arcyksiążę sypia z własnym koniem." nie przyniosłoby żadnego odzewu. No, może kilku podniosłoby się z dzikim okrzykiem, ale na tym skończyłaby się ich walka w obronie honoru władcy. Zwaliliby się pod stoły i na tym zakończyłaby się krwawa jatka.
Aeron słuchał różowowłosej i utrzymywał kontakt wzrokowy, kiedy wypadało, przytakiwał jej grzecznie. Jednocześnie spożywał z spokoju swój posiłek, popijając co trzeci kęs.
- I vice versa. - skwitował, kiedy kobieta powiedziała o swoim nastawieniu do jutrzejszej walki - Może powinienem teraz zacząć się puszyć i przechwalać... Ale to chyba nie w moim stylu. - wzruszył ramionami z uśmiechem - Niemniej, nie zamierzam jutro dać się pokonać. - dodał i puścił jej oczko - No, chyba, że okażesz się być lepsza. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, tego ci życzę. - wyszczerzył zęby w szczerym uśmiechu.
Dla niego turniej był nie tylko okazją do pokazania, że młody Vaele jeszcze nie zdziadział, ale był też dobrą zabawą. Jeśli nie uzyska szacunku tutaj, zrobi to gdzie indziej. Przegrana nie oznaczała wcale hańby, jeśli wiedziało się jak przegrywać z godnością.
Skinął głową na znak, że przyjął polecenie. Skoro już zrezygnowali z grzecznościowej, sztywnej formuły, może będzie im łatwiej się odprężyć? Nie była mu wrogiem a jedynie rywalem, ale i to dopiero jutro. Aktualnie była osobą z którą bardzo dobrze spędzało się czas. Szkoda tylko, że ukrywa lico pod maską. O wiele lepiej rozmawiałoby mu się gdyby widział jej oczy...
Zapłacił karczmarzowi, nie szczędząc grosza. Nie zrobił tego z rozrzutności czy pychy, po prostu pieniądze dla niego były jedynie środkiem płatniczym. A właściciel tego przybytku z pewnością dobrze je spożytkuje.
Nie musiał pomagać jej wstać, chociaż w pierwszym odruchu zrobił krok by odsunąć jej krzesło. Kiedy jednak zrobiła to sama, uśmiechnął się do niej i zrezygnował z zamiaru. Przeciągnął się odrzucając ręce na boki, jakby się zasiedział, a przecież ich obiad nie trwał długo. Jaki był tego cel? Cała sala mimowolnie skierowała ku niemu swe oczy. Gdy Koniczynka ruszyła ku drzwiom, Thorn posłał kilku co śmielszym spojrzenie, od którego wątroba mogła stanąć sztorcem.
Nie życzył sobie żadnego innego towarzystwa, wybił z głów zgromadzonych chęć podążenia za zamaskowaną i Upiornym. Był uzbrojony, może nie tak jak w czasie zmagań turniejowych, ale wszyscy powinni trzymać się z daleka.
Poszedł za nią, dotrzymując jej kroku i pilnując, by żaden pijany nie postanowił klepnąć ją w przypływie śmiałości w jej zgrabny tyłeczek. Nie godzi się tak traktować dam, zwłaszcza tych, które reprezentują sobą coś więcej. A Koniczynka miała w sobie to coś. Coś, co ciekawiło i nie pozwalało Aeronowi przejść obojętnie.
Kiedy wyszli ich drogą zastąpił jakiś mieszkaniec prowadzący swojego wierzchowca. Niby nic wielkiego, ale wielki koń zadrobił w miejscu i spłoszył się. Gdyby nie jego właściciel, byłby gotów zerwać się i pognać w siną dal.
Upiorny odprowadził mężczyznę i zwierzę wzrokiem i kiedy ponownie spojrzał na kobietę, uchwycił w jej zachowaniu coś dziwnego. Podszedł bliżej i pozwolił sobie na niemałą poufałość, bo położył na jej ramionach swoje duże, męskie dłonie.
- Hej, wszystko w porządku? - zapytał, studiując jej sylwetkę od stóp po głowę - Jest ci chłodno, tak? - zapytał i szybkim ruchem zdjął marynarkę. Pozostając w samej koszuli, zarzucił rozgrzane ubranie na jej plecy i ramiona i obszedł ją, by poprawić 'narzutkę' z przodu.
- No, teraz powinno być lepiej. - powiedział z uśmiechem - I nie próbuj zdejmować, bo się obrażę. A chyba nie chcesz obrażać swojego przeciwnika przed turniejem, co? - zażartował - Przyda mi się odrobina chłodu ale ty nie możesz zmarznąć. Nie kiedy jestem obok.

Seamair - 24 Luty 2019, 22:02

Ciepłe dłonie, o długich smukłych palcach, wylądowały na moich ramionach, nakładające na barki przyjemny ciężar.
Wzdrygnęłam się, czekając aż, dłonie zsuną się w dół, zatrzymując na wysokości łokci. Wędrówka dłoni, wpajana memu ciału przez lata i kojarzona z jedną osobą. Lunatykiem, wobec którego moje uczucia zmieniły się tak gwałtownie, iż spokojnie można było je przyrównać do po huraganowego krajobrazu. Przez czas, którego serce potrzebuje, na wykonanie pełnego uderzenia w mojej głowie wspomnienia kłóciły się z rzeczywistością. I gdyby w tym czasie dłonie mężczyzny spadły choćby o centymetr, to wspomnienie postaci Doriana, wbiłoby we mnie szpony, budząc do życia tę część mnie, która w pełni zasługiwała na miano bestii.
Całe szczęście budząca się groza, czmychnęła z powrotem w zakamarki umysłu, spłoszona nutą troski, jaką wyczułam w głosie Upiornego.
Zaczerpnięty oddech, poza chłodem powietrza, przyniósł ze sobą woń, której nie sposób pomylić z żadną inną. Dało się w nim wyróżnić, różne nuty, takie jak choćby przyjemnie nęcąca woda kolońska. Lecz istotę, stanowił sam zapach rogatego. Wiele osób nie jest w stanie wyczuć ów woni, stanowiącej jakże osobistą wizytówkę. Wiedziałam, że jeśli, jeszcze kiedyś spotkam Areona, będę umieć go rozpoznać, nawet jeśli wówczas to On, skrywałby swe lico pod maską.
Dopiero po upływie kolejnej sekundy, udało mi się wrócić do rzeczywistości na tyle, by dotarły do mnie całkiem nowe fakty. Taki jak choćby to iż źródłem zapachu oraz miłego ciepła, jest marynarka, która wylądowała na moich ramionach.
Błędna interpretacja ze strony Upiornego nie tylko mnie rozbawiła, ale i nieco rozczuliła. Dlatego, gdy tęczowooki, stał już naprzeciw mnie, poprawiając ułożenie darowanego mi odzienia, to na mojej twarzy błąkał się już ciepły uśmiech. Troska, nie była jednak czymś, do czego przywykłam, to też cała sytuacja wprawiła mnie w niemałe zakłopotanie.
Czy było warto wyprowadzać mężczyznę z błędu? Bo w końcu chłód wcale mi nie doskwierał... jednak wówczas wypadałoby podać prawdziwy powód, swego zachowania... a to byłoby bardziej uciążliwe. Przesunęłam opuszkami palców, po krawędzi otulającej mnie marynarki, po czym podniosłam spojrzenie na Areona.
-Nie ośmielę się.
Powiedziałam, kładąc rękę na sercu, a właściwie gdzieś pomiędzy jednym a drugim sercem.
Aby przepędzić z umysłu, zakłopotanie, postanowiłam pójść, najprostszą drogą, jaką było wywołanie go u przystojnego szlachcica. Mimo iż zdawałam sobie sprawę, z tego w jaki sposób, mogą zostać odebrane moje słowa, nie mogłam się powstrzymać, przed pokusą podroczenia się z kimś, kto również zdawał sobie sprawę z tego, jak wiele mocy kryje się w samych słowach.
-Nie, kiedy jesteś obok?
Spytałam, delikatnie skłaniając głowę w bok, niczym dziwiąca się czemuś kotka. Zarówno w mym uśmiechu, jak i głosie dało się wyczuć figlarną nutę. Teraz pobrzmiewającą bardziej niż dotychczas.
-Sugerujesz, że sama Twoja obecność powinna rozpalać?
Białe i równe zęby, na których tle zbyt długie kły wyraźnie rzucały się w oczy, błysnęły w zadziornym uśmiechu. Przez krótką chwilę, wpatrywałam się w oczy Areona, niezmiernie ciekawa, tego, jak zareaguje na tę małą bezczelność.
Chcąc uniknąć ewentualnych konsekwencji swego wybryku, okręciłam się w miejscu i kilkoma szybkimi krokami, zwiększyłam dzielący nas dystans. Pospieszyłam na uliczkę, mającą zaprowadzić nas do szklarni. Gdy naszą dwójkę dzieliło już parę metrów, ponownie obróciłam się frontem do swego towarzysza, jednocześnie czekając aż ten ruszy w ślad za mną.
-Dziękuję za odzienie. Daj znać, gdyby i Tobie, zaczął doskwierać wieczorny chłód. Nie chciałabym, aby z mojej winy dopadło Cię przeziębienie. A musisz też wiedzieć, iż całkiem dobrze radzę sobie z rozgrzewaniem. Potrafię na ten przykład, zdenerwować kogoś do tego stopnia, że ten niemal płonie ze złości.
Zachichotałam krótko, ponownie obdarzając mężczyznę psotnym uśmiechem. Teraz gdy uwolniliśmy się od natrętnych spojrzeń i zaduchu karczmy, dało się zauważyć, iż wstąpiła we mnie całkiem nowa energia.

***
Nasza wędrówka nie trwała długo, od Palmiarni dzieliło nas zaledwie kilka przecznic. Na mijanych uliczkach kręcili się nieliczni przechodnie, a w wysokich lampach powoli gościło coraz więcej płomieni. Codziennie powtarzany rytuał, odpędzania mroku, miał w sobie coś urokliwego, lecz współczułam latarnikom, ponieważ taka rutyna byłby dla mnie zabójczą.

Niestety szczęście ma swoje granice... ponieważ gdy stanęliśmy naprzeciw bramy wejściowej, pięknego budynku połyskującego szkłem i metalem, mogliśmy spostrzec, iż wejście zostało już zamknięte.
Na przejrzystych ścianach osiadła para a pojedyncze krople wody ścigały się ze sobą po gładkiej tafli. Wewnątrz panował już półmrok, przez który przebijały się jednak fantazyjne kształty roślin. Zaś gdzieś w oddali dało się wychwycić przemykającą „ludzką” postać, której towarzyszył krąg światła, zapewne wydobywający się z lampy.
-Czyli jednak zamykają, wcześniej niż zakładałam... Jaka szkoda. Liczyłam, że będziemy mogli trochę się tu pokręcić.
Z wyraźnym rozczarowaniem w głosie stanęłam naprzeciw szklanej ściany i oparłam na niej dłoń. Chłód przemknął po moich palcach. Nagle w głowie zamigotał mi niecny pomysł.
-Cóż... wygląda na to, że będziemy musieli poszukać innej rozrywki. Chyba że... nie masz nic przeciw mniej legalnym wycieczkom.
Mówiąc, postałam Upiornemu tajemniczy nęcący uśmiech, po czym płynnym ruchem dłoni otworzyłam u swego boku portal. Powietrze zamigotało feerią barw i w powietrzu wyrosło coś na kształt kałuży, mieniącej się niczym powierzchnia mydlanej bańki. Bliźniaczy portal otworzył się wewnątrz szklarni. Chcąc zaprezentować, co dokładniej mam na myśli, wsunęłam rękę w portal, po czym dalej stojąc naprzeciw mężczyzny, moja ręka pomachała do niego, wystając z drugiego portalu.
Zaczekałam chwilę, dając Areonowi czas na zrozumienie moich zamiarów. Rozejrzałam się za ruchomym źródłem światła, które uznałam za stróża ów miejsca, Danie się przyłapać uznałabym za osobistą hańbę! Nie wiedziałam jednak, czy powinnam przejmować się strażnikiem. Upiorny mógł w końcu być przeciwny takim niepoważnym wybrykom. Mnie jednak nie brakło młodzieńczego zapału, którego rezultatem jakże często były kłopoty.
Dłoń, która jeszcze przed chwilą gościła we wnętrzu szklarni, skierowała się teraz ku rogaczowi. Zwykle, gdy przeprowadzałam kogoś przez portal, wolałam trzymać ów osobę blisko siebie. Nie wszyscy dobrze znosili, tego rodzaju podróże, naginające materię rzeczywistości.
-Nadal mogę liczyć na Twoje towarzystwo?
Szybko zreflektowałam się, słysząc własne słowa.
-Oczywiście, jeśli masz coś przeciw temu małemu hmm wtargnięciu, rozumiem. W okolicy na pewno znajdą się jakieś ciekawe miejsca, do których będzie można dostać się całkiem legalnie.
W zależności, od jakiej tego odpowiedzi udzielił mi Upiorny, mogłam albo pociągnąć go za sobą do wnętrza portalu, albo też wsłuchać się w alternatywną propozycję, dla palmiarni. Mimo swego wewnętrznego uporu postanowiłam tym razem uszanować wolę, której osoby towarzystwo było miłe. A nawet milsze niż tego oczekiwałam. Zdecydowanie nie tak, powinni spędzać wieczór, swoi przyszli rywale.

Thorn - 11 Marzec 2019, 19:29

Nie analizował jej zachowania, bo małe drgnięcie było niemal naturalną reakcją na to, co zrobił. Przez całe swoje życie zdarzyło mu się kilka razy dzielić się w ten sposób ciepłem z kobietami. To nie tak, że liczył wtedy na więcej, już za młodu, gdy był małym dzieckiem wpojono mu podstawowe zasady kultury.
Przez chwilę przyglądał się dziewczynie ale tylko po to, by spróbować odgadnąć jak naprawdę wygląda. Maska była urocza, ale najchętniej zdjąłby ją, by przekonać się na własne oczy co dziewczyna pod nią skrywa. Na dosłownie moment wyłączył się z rozmowy i właśnie w tym czasie postanowiła uczepić się tego, co powiedział.
Wytrącony z zamyślenia spojrzał na nią zaskoczony i potrzebował kilku sekund, by przypomnieć sobie czego dotyczyć ma jej pytanie. Uśmiechała się figlarnie a jemu... spodobał się ten uśmiech. Mimo, iż nie widział połowy jej twarzy, uśmiech dodawał jej uroku.
- Nie, chociaż jeśli rozpala, to cieszy mnie to. Przynajmniej nie zmarzniesz. - powiedział, odwzajemniając grymas i chichocząc lekko - Po prostu nie wypada, by kobieta w towarzystwie mężczyzny trzęsła się z zimna. Zwłaszcza, kiedy jemu jest całkiem ciepło. - dodał, tłumacząc co miał na myśli. Nie czuł się skrępowany tym, że wyjaśnia coś tak prostego. Robił to często, na przykład gdy miał do czynienia z przedstawicielem innej rasy a trzeba było wytłumaczyć pojęcie, o którym tamten nie ma pojęcia. Nie uważał się za zarozumiałego, zawsze grzecznie odpowiadał na pytania. Nawet jeśli były złośliwe.
Zgrabnym, tanecznym krokiem pospieszyła w przód. Patrzył na nią i jej ruch odebrał jako zalotne zaproszenie - przecież gdyby nie życzyła sobie by za nią szedł, powiedziałabym mu to wprost albo dała inny czytelny sygnał. Pokręcił głową z uśmiechem.
- Zaręczam, mnie nie zezłościsz. Naprawdę ciężko wyprowadzić mnie z równowagi. - dodał, zbliżając się do niej.
Koniczynka zupełnie inaczej zachowywała się poza Karczmą. Była figlarna, energiczna i urocza. Aeron z przyjemnością obserwował jej grę, śmiejąc się cicho, zachęcająco. Upiornym Arystokratom zawsze brakowało tej lekkości, może to przez to, że żyją po kilka tysięcy lat? Dla rogatych każdy dzień był jak mgnienie oka, zazwyczaj spędzali go na próżnościach, bo i po co fundować sobie coś ciekawszego konkretnego dnia, skoro ma się na to prawie wieczność? Szacunek do czasu w końcu zatarł się i nieliczni zdawali sobie sprawę z przemijalności tego, co ich otacza. Aeron zawsze starał się czerpać z życia garściami, żył już przecież kilkaset lat a czasami... a mimo to czasami czuł, że życie wymyka mu się z rąk.
Gdy tak obserwował Koniczynkę, jej niewinne pląsanie, uśmiechy i zaczepki, w duchu cieszył się bo wiedział, że zapamięta ten wieczór. Mimo, iż nie działo się nic spektakularnego, wiedział, że chce zatrzymać w pamięci tą beztroskę, swobodną rozmowę i pannę w masce.

Palmiarnia okazała się być zamknięta ale nie dane mu było pomyśleć nad alternatywą, bo dziewczyna wpadła na ciekawy pomysł. Obserwował jej poczynania w milczeniu. Jego oczy rozszerzyły się nieco, kiedy otworzyła portal i zademonstrowała mu jego działanie. Prawdę mówiąc był nieufny jeśli chodziło o wszelakie przeskakiwanie za pomocą magii między lokacjami. Unikał nawet teleportacji zawsze wybierając normalny środek transportu. Nie miało to związku z jego nietolerancją albo strachem, zwyczajnie zbyt dużo razy teleportacja zawodziła go, gdy liczył na dostawę towaru który miał do niego dotrzeć tą właśnie drogą. Owszem, użycie mocy było wygodne ale momentami zawodziło.
Przez chwilę oglądał portal udając znawcę. Szukał jakichś zakrzywień, niestabilności obrazu - czytał o tym kiedyś w kilku księgach ale... nie zmieniało to faktu, że nie znał się na tym kompletnie. Z podejrzliwością zerknął na jej dłoń która zniknęła w tafli i przeniósł wzrok na kończynę która pomachała mu z wnętrza Palmiarni. No dobrze, skoro sama była gotowa wkroczyć, pójdzie za nią. Pozostanie jednak czujny.
Dyskretnie położył dłoń na rapierze i zbliżył się do portalu. Posłał jej uśmiech świadczący o tym, że jego niepewność zniknęła.
- Właściwie... W moim towarzystwie to wtargnięcie nie będzie nielegalne. - powiedział - Upiornym Arystokratom wiele się wybacza, zwłaszcza gdy tłumaczymy coś kaprysem. - wzruszył ramionami i pochylił się ku niej - Jeśli ktoś nas przyłapie, po prostu udawaj bezbronną, uwiedzioną pannę z którą postanowił zabawić się rozwydrzony szlachcic. Taki teatrzyk zawsze przejdzie. - dodał konspiracyjnym szeptem po czym pozwolił się pociągnąć do środka.
Jeśli ktoś kiedyś zapyta go co widział, skłamie i powie cokolwiek. Nie przyzna się przecież, że w momencie przechodzenia przez portal miał mocno zamknięte oczy i usta. Nie wyjawi też nigdy, że w duchu modlił się, by moc nie postanowiła wypaczyć się i posłać jego kończyny w inne miejsce a korpus w inne.
Zdecydowanie naczytał się za dużo głupot o portalach i teleportacji.

Seamair - 31 Marzec 2019, 22:25

Zaśmiałam się cicho, uraczywszy mężczyznę, miną będącą parodią obrazy.
-Nie psuj zabawy, wiadomo, że zakazany owoc zawsze smakuje najlepiej.
Poziom satysfakcji pomiędzy tym, co zdobyte, a podane na srebrnej tacy, zawsze był monstrualny. Choć rzecz jasna, nie tyczyło się to każdego aspektu życia. Podlegało bowiem wątpliwości, by sukienka uszyta przeze mnie własnoręcznie, dostarczyła mi tyle radości, co ta stworzona przez mistrza w swym fachu.

Gdy Upiorny, pochylił się ku mnie, poczułam muśnięcie jego oddechu, wprawiające w ruch, luźny kosmyk różowych włosów. Szept zaś... sprawił, iż mimowolnie po karku przebiegł mi przyjemny dreszcz. Czy to nie zabawne, iż nieraz, to właśnie subtelny szept, skrywa w sobie więcej mocy niźli krzyk? W końcu o największych sekretach, tajemnicach oraz sprawach ogromnej wagi zwykle właśnie się szepcze... a by szept został dosłyszany, potrzeba bliskości. Skupienie na tym drobnym niuansie sprawiło, iż treść kierowanych do mnie słów, przyszła z lekkim opóźnieniem.
Parsknęłam cicho, walcząc z pokusą odwrócenia się do bruneta. Byłam bardzo ciekawa jego miny z chwilą, gdy wypowiadał te słowa. Lecz taki nagły zwrot, mógłby nieść ze sobą zgubne konsekwencje, to też musiałam zadowolić się obrazem podsuwanym mi przez wyobraźnię.
-Brzmi jak dobrze wypracowany scenariusz. Cóż... jeśli nagle okaże się, że utraciłam umiejętności pozwalające na zachowanie dyskrecji, to spróbuję swych sił z aktorstwem.
Oznajmiłam, również nieco ściszając swój głos, ponieważ znaleźliśmy się właśnie we wnętrzu szklarni. Myślami wróciłam do poprzedniej wypowiedzi Aareona.
-Zdarzyłam już spostrzec tę zależność. Choć w swoim wypadku muszę liczyć na większą spostrzegawczość otoczenia.
Mówiąc ostatnie zdanie, uniosłam dłonie do góry, delikatnie przesuwając koniuszkami palców po swych niewielkich różkach. Pobłyskiwały niczym dobrze oszlifowany krwisto czerwony jaspis. Lubiłam czuć tę gładkość pod palcami. W tym momencie ponownie obarczyłam badawczym wzrokiem, poroże swego towarzysza. Nurtowało mnie kilka kwestii, a nie często miałam okazję wdać się w tak swobodną dysputę z Upiornym.
-W sumie... jak długo rosną? Mam na myśli, czy w jakimś momencie osiągają swą filialną długość i przestają rosnąć?
Zmiany długości mego poroża na przestrzeni lat, można było odmierzać ledwo w milimetrach. Jeśli u każdego Upiornego proces ten przebiegał w podobny sposób to... Ponowne zerknięcie na długie granatowe robi, wiązało się teraz z próbą przeliczenia długości na lata życia... Szybko jednak porzuciłam ów pomysł, uznając go za niedorzeczny.

Tymczasem wzrok powoli przyzwyczajał się do warunków panujących w szklarni. Mimo iż wszystkie lamy zostały już zgaszone, nie panował tu wcale absolutny mrok. Źródłem subtelnego światła, były kwiaty oraz liście niektórych z roślin. Emitowały delikatne światło w odcieniach bieli, seledynowej zieleni czy nawet morskiego lazuru. W płoszeniu mroku podobną moc miał księżycowy blask. Miejsce to budziło zarazem fascynację, jak i odrobinę niepokoju. Choć trzeba było pamiętać, że to wcale nie środek puszczy a palmiarnia, odwiedzana za dnia przez dziesiątki osób. Myśl ta nieco tłumiła budzące się instynkty, gdy wśród wielkich liści coś zdawało się poruszać...

Niespiesznym i niemal baz dźwięcznym krokiem, przemierzałam jedną z kwiatowych alejek. Zdawały się spływać z sufitu, oplatając wszystko, co tylko znalazło się w ich zasięgu. Może była to jakaś odmiana dzikiego bluszczu.... choć te nie mogły pochwalić się drobnymi kwiatami. Prawdopodobnie miały szafirową barwę, ciężko było mieć jednak co do tego pewność. Lecz, bez wątpienia wydzielały przyjemny słodki zapach. Miał w sobie coś ożywczego... Aż zapragnęłam wydobyć drobny nóż, sprytnie ukryty pod sprzączka paska i... i zebrać znaczna ilość owego kwiecia. Wspaniale nadawałyby się do gorącej kąpieli, można by z nich zrobić olejki. Chociaż same kwiaty unoszące się na powierzchni parującej wody, już dawały spory efekt. Za ich zasługą kąpiel stawała się przyjemniejsza. Wszak płatki, w dotyku były niemal jak „ludzka” skóra.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group