To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Historie Postaci - Wszyscy jesteśmy głupcami płaczącymi o swej nieczystości

Asya - 7 Czerwiec 2018, 20:46
Temat postu: Wszyscy jesteśmy głupcami płaczącymi o swej nieczystości



Sama nie pamięta jak wyglądały czasy jej narodzin, jednakże z całą pewnością mogłaby powiedzieć, że związek jej rodziców musiał pozostać wysoce tajny, gdyż odbiegał zdecydowanie od panujących w ówczesnych dniach konwenansów. Niewątpliwie wzbudziłoby niemałe kontrowersje, gdyby wśród mieszczańskiej ludności niewielkiej wsi nad rzeką o nieznanej nazwie rozeszła się plotka o związku czysto człowieczej córki burmistrza z poszukiwanym opryszkiem. Jej ojciec zawsze wydawał się szemrany każdej istocie, której ścieżka skrzyżowała się z jego. A jednak w niewyjaśnionych okolicznościach (czyżby użył swych niezwykłych mocy, wtrącając ją w pułapkę, do której nieprzymuszona wlazła nieświadomie?) udało mu się zauroczyć swą osobą przepiękną kobietę, jaką była jej matka. Asya kochała swoją matkę mocą całego swego serca, jednak los zarządził, że swą rasę odziedziczyła po ojcu, który uważał fakt ten za powód konieczności nabycia niezwykle silnej więzi ze swą córką. Dziewczyna jednak z dziecięcą ufnością przymilała się do matki, gotowa oddać za nią swe wątłe, nierozwinięte jeszcze życie. W każdą noc, gdy księżyc wisiał w pełni na niebie, Asya przykucała przy śpiącej matce i wyławiała jej koszmary, chełpiąc się przekonaniem jaką jest dobrą córeczką. Matka niezmiennie padała ofiarą tego samego koszmaru, niczym zaplątana w niekończącą się pętlę mar sennych. Wyłaniała się w nich zawsze twarz ojca, wykrzywiona grymasem pełnym złości i uczuć, których Asya nie potrafiła zidentyfikować; a może znajdująca się w niej niewinność nie pozwoliła jej na całkowitą identyfikację kryjących się w ojcowskich zmarszczkach emocji. Z matką była niezwykle blisko - była to bliskość większa niż ta, która występuje w utartych relacjach córki z rodzicielką - dlatego gdy matka zmarła, ugodziło ją to wielokroć razy mocniej. A zmarła nagle, niespodziewanie, bez żadnych ówczesnych objawów, które może chociaż trochę pomogłyby się dziewczynie przygotować na cios, po którym już nigdy nie była w stanie odzyskać pełni sił. Ojciec przeżywał tragedię w swój własny sposób; z dnia na dzień stawał się coraz pochmurniejszy, coraz bardziej zatracony w swych myślach i gniewie, coraz bardziej obojętny na uczucia wszystkiego, co go otaczało. W tym jej. Z początku podnosił na nią głos, wściekle łypał na nią z każdego kąta, wykorzystywał ją do obowiązków, które niewątpliwie nie powinny należeć do dziecka. Z czasem przestał się do niej odzywać całkowicie, a gdy cisza opadała zbyt ciężko między nimi, zaczął nawet gwałcić nietykalność jej osoby. Ojciec wiedział, że to, co robił było złe - może zresztą robił to właśnie dlatego. Udręka spowodowana wyrzutami sumienia swojej okrutności i braku moralności miała zastąpić udrękę spowodowaną brakiem matki. W tym brutalnym akcie swojego życia, gdy wydawało jej się, że los jej jest przesądzony zupełnie; że wpadła w tą samą pułapkę, co jej matka, chociaż odmiennie pod aspektem dobrowolności - w całym tym kazirodczym barbarzyństwie pojęła, że miłość jej rodziców była tak głęboka, że w oczach ojca usprawiedliwiała wszelką seksualną przemoc, jakiej się dopuszczał. Wszak zawsze pragnął mieć niesamowitą więź z córką. Ich kontakt był już całkowicie ograniczony do doznań cielesnych (koniecznie cielesnych, a nie seksualnych, bowiem nie zasługują na to miano), a Asya nauczyła się po prostu w tym zatracać, co miało ją chronić przed całkowitym zdewastowaniem. Nauczyła się zapominać w chwili, mimo że wydawało się to niemożliwe. Myślała, że zawsze była jakaś naznaczona - tak to tłumaczyła sobie, gdy jeszcze jej ciało nie było całkowicie rozwinięte, a umysł miał rozkwitać. Znienawidziłaby siebie już kompletnie, gdyby zrozumiała, że to wokół tych incydentów obraca się cała jej osobowość. Incydenty - tak zaczęła je nazywać, te wizyty, które brutalnie wdarły się w jej pamięć i nie chciały jej opuścić. Dziś zapytana o swoją przeszłość prawdopodobnie potrafiłaby przełknąć gorzką nienawiść, która rosła w niej w trakcie dziecięcych lat i odpowiedziałaby może: dzięki temu jestem taka, jaka jestem dziś. A może łypnęłaby tylko spode łba spojrzeniem przesyconym gniewem, bólem i odrazą, decydując się na przemilczenie niefortunnego pytania. Czy myślała o ucieczce? Oczywiście, niejednokrotnie. W jej splamionej grzechem głowie rodziły się rozmaite plany o większym lub mniejszym stopniu skomplikowania. Nigdy przecież nie była święta, nawet przed tym okrutnym naznaczeniem. Nawiedzały ją myśli, które nie były jej godne, których istnienie z początku przeklinała do tak wielkiego stopnia, że odczuwała strach nie tylko przed ojcem, ale również samą sobą. Brzydziła się swej twarzy, swego ciała, swego umysłu, a niesmak ten rósł w siłę, gdy pojawiały się perspektywy empatyczne, tłumaczące zachowanie mężczyzny, którego szybko przestała zwać ojcem. Nigdy jednak nie żywiła do niego nienawiści, aczkolwiek nikt nie mógł jej winić za zupełny brak zaufania w jego kierunku. Właśnie ten przedziwny brak odrazy jego postacią sprawił, że niezwykłe konspiracje osiągnięcia wolności cielesnej oraz duchowej nie doczekały się nawet jednej próby. Tragedia wlokła się we dnie oraz w noce, a ona wraz z mijającym czasem coraz mniej odwagi miała by spojrzeć chociażby w kierunku jego ręki. Pewnego dnia jednak nie zastała go nigdzie, nie czuła nawet charakterystycznej woni perfum, która zawsze go otulała. Usiadła w kuchni przy stole i zniesmaczona swym dziwnym zmartwieniem, które nie powinno się narodzić, zawiesiła ręce i zaczęła czekać. Czekała długo, z cierpliwością większą niż dana jest każdej przeciętnej istocie, jednak nic nie rozproszyło głuchej ciszy ani samotności. Otworzyła drzwi i po raz pierwszy od dawien dawna poczuła zapach kwiatów niesiony przez letni, przyjemny wiatr.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group