Libra - 19 Sierpień 2018, 11:57 Temat postu: Kawiarenka Pod Czerwoną LiliąNigdy nie ukrywałam, że jestem prawdziwą fanką słodkości. Uwielbiam je, krótko i na temat. Aczkolwiek moje pochodzenie wpoiło mi, że w jedzeniu słodyczy ważny jest sam akt, rytuał. To co próbujesz, powinno musnąć twe podniebienie smakiem. Dlatego deser powinien być skromny, tak by nie nakłaniać Cię do nadmiernego spożywania kalorii, z drugiej zaś strony, musi pozwolić Ci się nim cieszyć.
Wszystko było by dobrze, gdyby nie fakt, że jeść też uwielbiam. To jedna z trzech przyjemności mojego życia. Tu, na cukierkowej ulicy ujawnia się moja słabość. A jaka to słabość? Całkowite niezdecydowanie. Gdy stanę w tłumie kawiarenek, restauracji, barów, lodziarni... nie wiem, którą wybrać. Pójdę do jednej, żałuję, że nie poszłam do drugiej. "Żałuję" to złe określenie. Jest mi po prostu smutno. Bo deser z kawiarni obok na pewno też na mnie czekał i teraz płacze, że nie jest zjedzony. Ból istnienia. Gdyby me życie było by krótkie, nie zwróciłabym na to uwagi. Ale, że miałam już prawie połowę milenium za sobą, to nie miałam wyjścia. Pół godziny decydowania się na miejsce, do którego pójdę, razy ilość wizyt w miesiącu, razy ilość lat... bla bla bla równa się lata straconego czasu. Lubię próbować nowych rzeczy, ale nie lubię marnować swojego czasu, a ze swoją największą słabością nie wygram. Zaakceptowałam ją - to część mnie. Więc stwierdziłam, że postawie swoją własną kawiarenkę. Teraz, przynajmniej gdy będę szła na herbatę albo kawę, to będę wiedziała, dokąd się wybieram. Tak więc stworzyłam kawiarnię. Z nazwy, bo bardziej chciałam, by dobre desery dla mnie przygotowali. "Lilia" bo nie chciałam, by kojarzyli ją od razu z rodem Rosarium. To MOJA kawiarnia, nie mojego rodu, prawda? Hmph. Tak więc:
Kawiarnia "Pod Czerwoną Lilią" to niewielka kawiarenka w nowoczesnym stylu. Na budynku w którym się znajduje, wyrzeźbiono z drewna i pomalowano piękną, czerwoną Lilię wodną. Cała kawiarnia pokryta jest wielkimi zdobionymi szybami, wskazującymi na jej charakter. W środku jest raczej mało miejsca, a co za tym idzie, jest tylko 5 stolików i wygodna ławka obita miękkim materiałem wzdłuż Szyby otaczającej kawiarenkę. Oczywiście, posiada ona też wygodne oparcie. Wygoda porównywalna jest z dobrze przygotowanym tapczanem. Cała kawiarnia posiada dość bogate menu, a jakość oferowanych przez menu deserów, ciast, drinków, a nawet lodów jest bardzo wysoka. Z tego też powodu, ciężko znaleźć to przeciętnego mieszkańca Krainy Luster - jest tu najzwyczajniej w świecie drogo. Nie ma co się dziwić, pracują tu młode, cieszące oko dziewczęta, które doskonale opanowały etykietę, by móc tych bogatszych klientów obsłużyć z klasą i należytym szacunkiem. Pracują one w typowych strojach pokojówek. Niewielka lada, a obok niej cały wybór wszystkiego, co ma cukier... i tego co nie ma, za cienką szybką. Za ladą, po drugiej stronie pomieszczenia, szafki. A na nich? Różnych typów herbaty i kawy przy okazji. Nawet kapelusznik nie byłby zawiedziony. Gwarancja jakości przez Ruby Rosarium.
Tak o to już od 400 lat mam swoją Kawiarenkę. Jestem współwłaścicielką, pozostała część należy do dziewczyn, które tu pracują. Stwierdziłam, że wszelki dochód z działalności jest ich. Ja tylko dokładam to, co obiecałam dokładać. I tak o to stoi tu od wielu lat. Kilka remontów w swoim życiu też już widziała.
Tak o to weszłam do niej z moimi trzema towarzyszkami. Kolejno: Xia i Freya, oraz stosunkowo nowa, wciąż w swoich nastoletnich latach, Sui. Może wydawać się, że to przepych, ale tylko 3 osoby do eskorty to wciąż niewiele na osobę mojego pokroju. Powiedziałabym... "skromnie".
Wedle tradycji, ja siadam sama, a dziewczęta siadają w innym stoliku razem. To dlatego, że lubię jeść w ciszy, to jedno, z drugiej strony, jeśli spotkałabym kogoś, kogo znam, musi być tu miejsce na to, by ta osoba mogła się tu dosiąść. Pokryłam koszty zamówienia. Podeszłam do lady, zagadałam z młodą, srebrnowłosą pokojówką, spytałam się, czy są problemy... Typowa gadka starszej siostry, opiekującą się nad młodszą. Po czym zamówiłam zieloną herbatę i kawałek szarlotki. Była wciąż ciepła, co wpłynęło na mój wybór. Po czym usiadłam na swoim miejscu. Trochę głupio mi się zrobiło, bo nie powinnam wstawać z miejsca. W końcu to praca Ririny, by mnie obsłużyć. Ale jako, że byłam spragniona wiedzy, podeszłam i zapytałam o życie, łamiąc trochę etykietę. Przepraszam. Gdy dostałam to, co zamówiłam, wyjęłam niewielką książkę z kieszeni i otworzyłam na stronie 74. Przy okazji spoglądałam na moje trzy gaworzące strażniczki. Cieszy mnie ich uśmiech... doprawdy!Beatrice - 19 Sierpień 2018, 14:42 Na północy niewiele było dostępnych słodyczy samych w sobie, może poza wszechobecną lukrecją... której wprost nienawidziła. O ironio, jej drugie imię akurat musi pochodzić od tej podłej czarnej przekąski. Na szczęście znajdywała też obok jakieś słodsze wypieki, lecz tych nie mogła często ani wiele tykać, gdyż nie przystoi damie się objadać. Wieczne życie wśród zakazów i nakazów, zachowywanie się tak perfekcyjnie, że nawet arcyksiążęcy dwór byłby onieśmielony...
Raz jeden na wojnie zasłyszała pewien idiom: "być bardziej papieskim niż sam papież". Podejrzewała, że odnosi się to do jej sytuacji w posiadłości. Teraz jednak, jeśli się tak zastanowić, "na szczęście" nie ma z tym problemu.
Lady Aescher przybyła do tego czarującego miejsca, na Cukierkową Ulicę. Gdzie nie spojrzała, tam stały domy i domki wybudowane ze słodyczy. Wokół unosił się słodki zapach różnorakich cukierków i ciasteczek, przez który Upiorna odczuła niemałą ochotę na coś słodkiego. Nikt jej przecież tego nie zabroni. Tylko dokąd mogłaby się udać, aby posmakować lokalnych łakoci?
Wędrując powolnym krokiem wzdłuż Ulicy, poszukiwała miejsca, w którym mogłaby usiąść, odetchnąć i zjeść małe co nieco. Wreszcie jej szafirowy wzrok padł na niewielką, choć niewątpliwie elegancką kawiarenkę. Nad drzwiami dostrzegła ładny zdobiony szyld: "Pod Czerwoną Lilią". Lokal pięknie przystrojony, a zatem - jak przypuszczała - drogi. Beatrice jednak to nie odpychało; jeżeli coś jest drogie, to powinno być dobre. Nie zawsze tak jest - stety lub niestety - lecz często.
Kiedy Upiorna przekroczyła próg kawiarni, powietrze stało się nagle jakby chłodniejsze. Bladolica kobieta o okutych rogach przyjrzała się uważnie otoczeniu. Wewnątrz nie było wiele osób poza uroczą pracownicą w stroju pokojówki oraz czterema szykownymi klientkami. Bez trudu rozpoznała w nich błękitną krew. Dyskretnie zerknąwszy na osamotnioną damę przy osobnym stoliku - bez wątpienia była znacznie wyżej w hierarchii - lady Aescher udała się do lady, zainteresowana niemałym wyborem lokalnych wypieków i słodkości.
Postukując o siebie smukłymi palcami w piramidkę, zastanawiała się, co zamówić. Wreszcie zdecydowała się na filiżankę herbaty oraz duży kawałek tortu czekoladowego - koniecznie schłodzony. Lubiła chrupką polewę. Następnie ostrożnie udała się do stolika, postukując wysokimi obcasami, i usiadła na wygodnym krześle. Przemieszała herbatę łyżeczką i pociągnęła niewielkiego łyka na próbę.
Wyśmienita.
Nie przejmując się unoszącym się wokół niej chłodem, gdyż był on dla niej naturalny, zabrała się za swój deser.Libra - 20 Sierpień 2018, 11:06 Muszę przyznać, że lubię to miejsce, bo nie ma tu przepychu. Zrobione dla mnie, prze ze mnie. Jest to jeden z niewielu budynków, nie postawiony z waty cukrowej. W przenośni. A zręczne dłonie pracownic, są pewnie lepsze niż te należące do kucharzy w moim pałacu. Nie ma ludzi, mogę więc podziwiać jak Freya, która jest sędziwą wojowniczką, może nie tak jak ja, ale wciąż, żartuje sobie z nowej. Słodki widok. Dlatego podczas siorbania herbatki, gdy usłyszała delikatny głos dzwonka, który informuje o nowym kliencie w kawiarence, nie mogłam ukryć swojego zdziwienia. Rzadki widok, upiorna. Temu nie żałuję, że pozbyłam się tego drugiego rogu. Przynajmniej ludzie nie wiedzą, że mają się bać. No, nie na poważnie.
Oceniając ją kątem oka, ale wciąż z filiżanką dobrej herbaty w ręku i pod nosem, stwierdziłam, że ubiór nowo przybyłej panny jest stosunkowo " poważny " jeśli go porównam do mojego, delikatnego ubioru. Cóż, nie jestem zbyt wysoka, krągłościami też nie mogę się pochwalić. Nawet, jeśli posiadam jakiś tam biust, to staram się eksponować raczej tę "młodzieńczą" część mojej osoby aniżeli tą "dorosłą". Odpowiedni makijaż robi ze mnie 16-latkę. I to jest super.
Po rękawiczkach mogę poznać, że ta Panna ma przynajmniej trochę szlacheckiej krwi w sobie. W końcu, normalnie kobiety mało kiedy je noszą. Zagłębiłam się więc w moją książkę, ale dziwna aura która otaczała nowo przybyłą, nie dawała mi spokoju. Powiew zimnego powietrza? Interesujące. Nie mam rąk, więc ciężko tak mi to nie przeszkadza, ale muszę przyznać, że czuję pewien delikatny dyskomfort. Ale nie był on na tyle widoczny, bym mi było nieprzyjemnie. Ale nakłoniło mnie to do rozpoczęcia konwersacji. Chyba pierwszy raz od jej przybycia tutaj, ruszyłam głową ( poprzednio, śledziłam ją tylko samymi oczyma) i wykorzystując okazję, wykorzystałam fakt, że jestem główną właścicielką tego miejsca.
-Czy oferta tego miejsca, spełnia Pani oczekiwania?
Zapytałam, gdy upiorna spróbowała zarówno herbaty, jak i ciasta. Powiedziałam to dość cicho, delikatnym i dość wysokim głosem. Nie wiedziałam, czy nieznajoma rozpoznała moją twarz. Jestem w końcu siostrą arcyksięcia, ale nie tylko w tym rzecz - mam kilka posiadłości, sklepów, zakładów, księgarni. Jeśli jednak nigdy mnie nie widziała, to pewnie jestem dla niej córką jakiegoś szlachcica. Nie przeszkadza mi, gdy ludzie tak myślą. Częściowo, moja stylizacja na to wskazuje, więc jest to jakby zabieg celowy. Poczekam na jej odpowiedź. Tylko Freya spojrzała na mnie zainteresowana tym, że się odezwałam. Kochana, to nie teatr, nie śmiej się jak głupia do sera!Beatrice - 20 Sierpień 2018, 14:38 Lady Aescher nie przepadała za różnorakim szlacheckim odzieniem, pełnym ozdób, wielkich kontrastów i innych tego typu rzeczy; niemniej delikatny materiał bardzo jej się podobał. Sama preferowała bardziej proste ubiory - eleganckie, ale i bez przesady. Powiedzmy, że zwykła poszukiwać złotego środka.
Uwagę damy od smakowitego deseru odwrócił nawet miły dla ucha głosik - cichy, jakby nienarzucający się. Gdyby miała go z czymś skojarzyć, byłby to śpiew słowika. Odwróciła głowę w kierunku osamotnionej blondynki. Wydawało jej się, że kiedyś już ją widziała, chociaż nie była pewna. Wolała nie wnikać w przeszłość. Beatrice odgarnęła pukiel włosów z czoła, padający jej na lodowo błękitne oczy. Chociaż jej twarz pozostawała kamienna, z jedynie łagodnym uniesieniem kącików ust o kilka milimetrów, to właśnie z oczu można było odczytać jej emocje. A w tej chwili jej emocje były bardzo pozytywne; nie było nic, co sprawiłoby jej dyskomfort.
- Hm? Och, tak - odpowiedziała dziewczynie, a łagodniutki uśmiech na jej ustach delikatnie się poszerzył. - Wszystko jest wręcz idealne. Piękny wystrój, dobre wypieki... miła obsługa... - dyskretnie powiodła wzrokiem po "pokojówce" za ladą. - Przyjście tutaj było strzałem w dziesiątkę, że się tak wyrażę. - Powróciła wzrokiem do nie-tak-młodej damy. Zbliżyła się powolnym krokiem, a każdy wydawał się uważnie obliczony. - Pozwolisz, pani, że się przedstawię? Lady Beatrice z domu Aescher - rzekła i ukłoniła się delikatnie blondynce, jeszcze nieświadoma jej pozycji.Libra - 21 Sierpień 2018, 21:43 Wyraz mojej twarzy nie zmienił się nawet na chwilę. Oczy niczym błękitny ocean, były wpatrzone w niewielką książkę. "Stay a cool" jak to się mówi. Na odpowiedź, zareagowałam dumnym kiwnięciem, a raczej dwoma kiwnięciami. To znaczy, że siostrzyczki w kawiarence się starają, dobrze to słyszeć.
Wszystko było by w porządku i moja dumna postawa nie zostałaby zachwiana, gdybym czegoś nie usłyszała. A było to:
-Patrzcie, Panienka nie wie, jak rozpocząć rozmowę, więc wyskoczyła znowu z jakimś drętwym tekstem... To w pewien sposób słodkie, ale wiecie... Martwi mnie to!
Powiedziała Freya. Moje zdolności interpersonalne nie są na wysokim poziomie, ale to dlatego, że może jestem nieco nieśmiała?! Staram się, co? Nie wolno się ze mnie śmiać. Moje stalowe dłonie, z łatwością zgniotły by teraz biedną filiżankę, ale jako iż spowodowałbym problem dla pracujących tu dziewcząt, powstrzymałam moje emocje. Zamiast tego, powiedziałam tylko:
-Ja was słyszę...
To wystarczyło, by Freya strzeliła jakąś dziwną minę. Zrozum, że ja dużo mówię, gdy kogoś poznam, rozpoczęcie konwersacji to nie moja para rękawiczek. A propo rękawiczek, to ta czarna para na moich dłoniach była dość gruba. Wróćmy jednak do tajemniczej nieznajomej. Spojrzałam się na nią ponownie i powiedziałam:
-Dobrze słyszeć jakąś miłą opinię. Myślę, że siostrzyczki prowadzące te miejsce też się uśmiechną.
Taka była prawda i była ona bynajmniej warta wspomnienia. Zdziwiona (oczywiście, tylko mentalnie), iż Panienka wstała, więc podniosłam wzrok i spojrzałam na nią. Była dość wysoka... albo, to ja jestem dość niska. Nieważne. Położyłam więc w połowie zapełnioną filiżankę i otwartą dłonią wskazałam miejsce na przeciwko.
-Proszę się nie krępować, to miejsce i tak jest wolne, a ja na nikogo nie czekam. Więc Panna Aescher? Proszę mi wybaczyć jeśli źle wypowiedziałam. -Zaśmiałam się delikatnie. Nie, że śmieszy mnie jej imię lub nazwisko. Imię ma bardzo piękne, a i z nazwiskiem jest wszystko w porządku. Problem leży w samym przedstawieniu się; "z domu Aescher"... Brzmi to tak, jakby była mężatką i wspominała swoje panieńskie nazwisko. W tym sęk, że powinna się przedstawić "Beatrice XXX, z domu Aescher". Całe szczęście, że zrozumiałam o co chodzi, ale nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Na początku chciałam wstać, unieść suknię i poprawnie się przedstawić, ale stwierdziłam, że nie powinnam wstawać teraz od stołu. Wyglądało by to trochę... nie tak. Więc tylko skinęłam głową, po czym również się przedstawiłam. -Wybaczy Pani mój szczery uśmiech. Jestem Ruby Rosarium, to skromne miejsce w pewnym senie należy do mnie. Miło mi Panienkę poznać.
Przedstawiłam się jak prawdziwa "Ojousama". Taak. Formalnie, z wyrazami szacunku, bez opuszczania gardy. Ponownie... "stay a cool", co prawda, zachodzi to trochę za daleko. Normalnie, każdy by powiedział "Człowiek z wioski wyjedzie, ale wioska z człowieka to już nie". W moim przypadku, to nawet jakbym pojechała na wieś, to niebieska krew nie stałaby się czerwona, a więc wszystko na opak. Nie, że nie umiem żyć bez szlacheckiego tytułu. Nie umiem pozbyć się tych zwyczajów, więc nawet z nimi nie walczę. Tak jak rzekła Freya.Beatrice - 21 Sierpień 2018, 23:06 Powiodła swoim na wpół ciepłym, na wpół lodowatym spojrzeniem po trójce dziewcząt obok, usłyszawszy kąśliwą uwagę o ich panience. Gdyby miała opisać, co odczuwała w tej chwili, gdy tak zerkała dyskretnie na młode dziewczę, które postanowiło się odezwać, byłoby to chyba politowanie. Czemu tak zwane "drętwe" rozpoczęcie rozmowy ma być piętnowane, tego nie wiedziała; wszak nie każdy musi być ekspertem z zakresu relacji interpersonalnych.
Gdy blondynka dała przyzwolenie, lady Aescher z ochotą przysiadła naprzeciwko, układając ostrożnie swoje danie na stoliku.
- Dokładnie tak - przytaknęła zdawkowo. Kącik jej ust powędrował nieco do góry, gdy usłyszała jej łagodny śmiech. Nie wyczuła w nim drwiny. Bardzo możliwe, że nieco się przejęzyczyła w przypadku swojego przedstawienia się. Chciała zabrzmieć dość oficjalnie i możliwe, że trochę przedobrzyła. - Nie byłabym zaskoczona, gdyby słyszała panienka o mnie po raz pierwszy. Mój ród był... dość odległy od reszty krainy. W przenośni i dosłownie.
Specjalnie użyła słów "mnie" i "mój". O ile nie okaże się, że któryś z innych członków jej nielicznego rodu zdołał przetrwać ten przeklęty konflikt międzywymiarowy, Beatrice można spokojnie uznać za ostatnią ze swojej rodziny. Wolała o tym nie myśleć. Nie tutaj. Nie w tej chwili.
Na przedstawienie się blondynki Beatrice otworzyła oczy szerzej.
- Rosarium? Ach tak, teraz już wiem, skąd mogłam już panienkę kiedyś widzieć - rzekła łagodnym głosem i pociągnęła krótkiego, cichego łyka swojej herbaty. - Możliwe, że już kiedyś widziałyśmy się przed laty. Bardzo dawno temu. Wydaje mi się, że miałam nawet kiedyś wybrać się na wasz dwór, jeszcze... wtedy... Ale może odłóżmy przeszłość na bok. Jak się mają sprawy na południu dzisiaj?Libra - 22 Sierpień 2018, 17:07 Całe szczęście! Bo prawda jest taka, że nie słyszałam. Cóż. Mam dobrą pamięć, ale zwykła ze mnie ignorantka. W tej chwili więcej interesują mnie zwykli ludzie, niżeli arystokracja, bowiem to Ci zwykli ludzie zasilają mój portfel.
Nie mam realnej władzy; pod moim butem są tylko okoliczne ziemie należące bezpośrednio do mnie, które dzierżawią okoliczni ludzie i uprawiają. A ja mam z tego jakieś tam niewielkie korzyści. Ale na tym kończy się bycie "Panią na włościach". Więc to, czy mam kontakty czy nie, nie ma znaczenia. Wycofałam się bowiem z polityki.
-Odległa kraina? Jak bardzo odległa? Interesują mnie bowiem podróże w nieznane.
To najszczersza prawda. Taka ze mnie podróżniczka, że weszłabym na linie wysokiego napięcia. A tak bardziej poważnie, to chętnie bym odwiedziła coś, czego moje oczy nie widziały. Po czym wzięłam do ust mały kawałek ciasta, bo powoli robiło się zimne. Nie znaczy, że złe, ale lubiłam gdy wciąż biło od niego ciepło. Po wyjęciu łyżeczki z mych ust, wytrawniejszy obserwator mógł dostrzec pewne wskazówki, które były dowodem, że ciasto było naprawdę dobre. Ale, iż mam problem z wyrażaniem emocji, dla nieznanej upiornej mogło to być w ogóle nie zauważalne.
Słuchając jej opowieści, szybko sprostowałam nieporozumienia.
-Pierwsze co muszę powiedzieć, że od dawna nie mieszkam w słynnej posiadłości rodu Rosarium. Teraz mieszka tam tylko Arcyksiążę. Z rodziną. Ja mieszkam w bardziej zacisznym miejscu, w małym zameczku, którego sama sobie zbudowałam. Przynajmniej jestem wolna od rodzinnej polityki.
Powiedziałam, z nieśmiałym uśmiechem. W końcu byłam dumna z mojego domu. Więc Panienka jest z północy? Hmm... ważna informacja.
-Co mogę Pani odpowiedzieć... Dla mnie, jest spokojnie. Nawet bardziej niż było. Ale to tylko dla mnie, kiedy moje życie jest teraz stosunkowo beztroskie - moje życie to głównie pisanie książek, gdzie ja sama sobie jestem szefem i pracownicą. Z drugiej strony, dopiero niedawno wróciłam w swe rodzinne strony, a że nie jestem zaprzyjaźniona z polityką, to marne ze mnie źródło informacji, doprawdy!
Odpowiedziałam, nawet trochę zbyt szczerze. Jestem cicha, ale lekkoduch ze mnie, nieprawdaż?Beatrice - 23 Sierpień 2018, 01:01 - Rzekłabym... wiele dni drogi stąd na północ. Gdzie śnieg zaczyna padać cały rok, tam zaczynają się moje strony - rzekła dość tajemniczo Beatrice, utrzymując kontakt wzrokowy z panienką Rosarium. - Jeżeli nie jest panienka przyzwyczajona do trzaskających mrozów, odradziłabym podróży tam. Te ziemie mają jednak coś w sobie. Są bardzo ciche. Bardzo... odizolowane od reszty świata.
Ukroiła sobie widelczykiem kawałek tortu czekoladowego. Przez chwilę panowała z jej strony cisza, kiedy Upiorna delektowała się swoim wypiekiem. Polewa była twarda i przyjemnie chrupka, kiedy kobieta zaciskała na niej swoje zęby, a wnętrze wręcz idealnie miękkie, niczym słodka, rozpływająca się w ustach poduszka. Po samym spojrzeniu lady Aescher dało się poznać, że jest zachwycona swym deserem.
- A zatem mam przed sobą pisarkę! Miło poznać innego artystę - uśmiechnęła się łagodnie. - Ja sama, mówiąc szczerze, praktykowałam niegdyś sztukę, dość charakterystyczną dla mojego rodu: rzeźbiarstwo w lodzie.
Podobała jej się lekkość, z jaką panienka Ruby się wypowiadała. Widocznie rozmowa kleiła się bardziej niż dobrze i obie zaczęły się przed sobą nawzajem otwierać. Mówiąc szczerze, lady Aescher wydawało się, że krewna samego arcyksięcia będzie bardziej... sztywna. Pewnie to tylko myśli z przyzwyczajenia. Nie powinna zaprzątać sobie niemi głowy. Jeden łyk herbaty później kontynuowała rozmowę:
- Nic nie szkodzi - ja sama również nie pałam do polityki wielką sympatią. Ale nie mówmy o tym; to raczej nie czas ani miejsce na takie tematy. Naturalnie, jeżeli nie ma panienka nic przeciwko. Wracając do tematu książek... Jakie tytuły panienka wydała? Może już się na nie natknęłam.Libra - 23 Sierpień 2018, 22:08 Na północ... Gdzie śnieg nie topnieje... to znaczy, że żyje na jakimś lodowcu? Nic dziwnego, że wieje od niej chłodem. To się nazywa aklimatyzacja! Ale... tutaj nie jest zimno, więc może to nie to.
-Przyznam, że nie spotkałam się z krainą wiecznie skutą lodem, aczkolwiek nie mam nic przeciwko stąpaniu po kożuszku zrobionego z delikatnym śniegu.
Rozumie się, że są ciche. Rolnictwo w takich miejscach nie istnieje, zwierzęta nie mają co jeść, więc też jest ich niewiele. Bez pożywienia, nie ma zwierząt, a bez tych nie ma też i ludzi. To naturalna kolej rzeczy. Wzięłam więc łyka herbaty, by ogrzać się po tych chłodnych miejscach. W głowie wciąż miałam, jak mogła się tak dobrze trzymać w skutej lodzie krainie. Ale szybko mi przeszło. To nie moja sprawa.
Ucieszyło mnie, że zaciekawiło kogoś moje życiowe hobby. W końcu nie każdy potrafi zrozumieć piękno słowa. Ja szanuję tych, co potrafią. A rzeźbienie w lodzie? Hmm...
-Używała Pani typowo, dłuta i młotka do rzeźbienia? Czy mowa tu o jakiejś egzotycznej sztuce?
Zapytałam. W końcu to uwaga godna zwrócenia uwagi. Po za pisaniem, mam też egzotyczną sztukę w głowie, bowiem uczyłam się tańczyć z mieczami. Świetna zabawa, ale stwierdziłam, że nie będę o tym wspominać, bowiem pokazanie jej teraz może być z jednej strony trudne, z drugiej łatwe, jako iż nie zranię swoich rąk ostrzem.
-Trochę by tego było, za dużo by teraz to wszystko wymieniać, bo zajęło by to kilka dobrych minut. Aczkolwiek niedawno napisałam "Łzy Londynu". A teraz pracuję nad "Wampirze Dziecko ~ Opowieść o Beztroskiej Wampirzycy". Wydaje ją rozdział po rozdziale, więc można czytać, nawet jeśli nie jest skończona. I ostatnia, której jeszcze nie wydałam, to "Heluen". - Zrobiłam krótką przerwę.
-Jednak nie powiem tytułu żadnego wiersza, którego napisałam. Jakoś... wierszowa poezja mnie onieśmiela. Gdy po latach czytam, co napisałam, to sama nie mam pojęcia, jakiego wilka w duszy miałam. Więc po prostu piszę i zapominam, żeby nie umierać od nadmiaru wstydu.
Tsaa. To prawda. Wiersze to coś, czego nie pisze się na trzeźwo. Coś o tym wiem, nie żebym była alkoholiczką, piję tylko słodkie trunki. Jednak na trzeźwo nigdy bym się za to nie zabrała.
A powiedzenie o wszystkich moich książkach, które napisałam przez okres prawie milenium! Panienka poprosiła o troszkę za dużo.
Zadzwoniłam w mały dzwoneczek na stole, który przywołał kelnerkę. Uśmiechnęła się, ja zrobiłam to samo i złożyłam zamówienie:
-Gorącą czekoladę poproszę.
Cukru ponad miarę. A co mi tam, pozwolę sobie!Beatrice - 23 Sierpień 2018, 23:21 Prawda to, że mało co rosło na północy i mało kto się tam z tego powodu osiedlał. Aescherowie jednak potrafili wyciągnąć z tej mroźnej połaci bieli niemały zysk w swym złotym okresie, tym samym rozwijając tamtejsze regiony cywilizacyjnie. Można rzec, że pośród śniegu i lodu drzewo rodu zapuściło swe korzenie, a na jego gałęziach, niczym ptactwo, osiedliły się rodziny poddanych; powstały cieplarnie, w których można uprawiać rośliny z południa - i tak oto powstało osobiste królestwo Aescherów.
Jak teraz, po odejściu ostatniej Aescherówny, radziły sobie jej włości - tego nie wiedziała. Wierzyła jednak, że sobie poradzą bez jej przewodnictwa. Do tej pory radzili sobie bez jakiejkolwiek interwencji ich izolacjonistycznych panów.
- Mój ród opracował swoją, nazwijmy to, unikalną metodę rzeźbienia w lodzie - powiedziała i delikatnie zafalowała palcami w wolnej dłoni, gdy drugą sięgała po kawałek tortu. - Zwykłam wykorzystywać do tego mój wrodzony talent: władzę nad lodem. To proces bez wątpienia bardziej pochłaniający niż tradycyjna praca dłutem i młotkiem, jednak efekt końcowy... Wierzę, że jest co najmniej zadowalający.
Przetworzyła w głowie tytuły podane przez księżną. Wydawało jej się, że nawet w jej osobistej bibliotece znajdowała się niegdyś jedna z tych pozycji. Może nawet po nią sięgnęła raz czy dwa. Powinna poszukać ich w księgarni na wszelki wypadek, by upewnić się, że to faktycznie były dzieła pióra Ruby.
- Ja również nie przepadam za bardzo za poezją. Znacznie bardziej wolę prozę - podzieliła jej opinię Beatrice i jednym dłuższym łykiem opróżniła herbatę. - I ja też poproszę, może z odrobiną tych, jak to się nazywa... pianek? - dodała, kiedy księżna złożyła zamówienie. Naturalnie lady Aescher zapłaci za siebie. Wyciąganie pieniędzy od innych byłoby nie na miejscu. - Doprawdy, wspaniałe ma panienka tutaj słodkości. Nigdy wcześniej nie miałam w ustach podobnych smakołyków.Libra - 24 Sierpień 2018, 23:53 Używanie swojej mocy zamiast ciężkiej, rzemieślniczej pracy? Hmm. Spojrzałam tylko na Pannę z powątpiewaniem, ale nie rzuciłam odnośnie tego tematu żadnego konkretnego komentarza. Wydawał się mi on zbędny, zwłaszcza, że punkt widzenia każdy ma swój.
-Nie wątpię, że takowa rzeźba musi być prawdziwym arcydziełem, a jej wykonanie w takim mrozie nie jest w cale takie proste, jakby to mogło się wydawać.
Praca w rękawiczkach ogranicza dokładność. Praca bez nich, powoduje odmrożenia. To całkiem poważna sprawa, jak by kto na to nie patrzył. Przy okazji, dostałam moją czekoladę, a Lady Aescher swoje zamówienie.
-Dziękuję.
Powiedziałam i chwyciłam kubek. W końcu gorące rzeczy i tak mnie nie parzą. Ponownie uniosłam wzrok i tym razem cichym głosem wyraziłam swoją opinię.
-Nawet jeśli ją czasami piszę, to tak naprawdę jej rozumiem. Taka ona jest... Poezja. Natomiast typową książkę pisze się zazwyczaj w tempie jedna na rok.. czasem dwa. Więc jak spojrzę na swój wiek, a potem na tę zmienną... to wyjdzie pokaźna ich liczba.
No tak. O świeczkach na torcie urodzinowym nie ma już mowy, bo to musiałby być jakiś trzy piętrowy tort czy coś takiego... Więc liczby mówią same za siebie. Gdy usłyszałam komplement, delikatny rumieniec pojawił się na moich policzkach.
-Podziękować powinna Pani parze tych dziewcząt, nawet jeśli to nie wszystkie pracownice. Ja tylko dobrałam menu ze słodkości, które lubię. Cała ich reszta to wymysł moich pracownic.
Powiedziałam na tyle głośno, by te mogły to słyszeć. W końcu pochwała od szefa smakuje najlepiej. Albo tak słyszałam, bo nigdy nie miałam osoby, której nazywałabym typowym "szefem". Więc trzeba improwizować.Beatrice - 28 Sierpień 2018, 14:35 To zrozumiałe zobaczyć na twarzy panienki Ruby zwątpienie. Wielu artystów preferuje zwykłe narzędzia: malarze mają pędzle, pisarze mają pióra i maszyny do pisania, rzeźbiarze mają młoty i długa. A panna Beatrice? Ona zwykła wykorzystywać własne dłonie. Co prawda okupiła to w przeszłości rozległymi obrażeniami, blizny po których ukrywa do dzisiaj pod rękawiczkami, jednak czy jakkolwiek sprawiły one, że przestała rzeźbić w ten sposób? Oczywiście, że nie. Zresztą to i tak było jej hobby, toteż nie musiała robić tego regularnie, by tym samym doznawać tego samego dnia, o tej samej porze coraz to większych odmrożeń.
- Musi mieć panienka całe regały w księgarniach zarezerwowane dla swoich własnych dzieł - zażartowała Aescherówna.
Nie umknęło jej uwadze, jak na jasnych policzkach księżnej pojawiły się rumieńce. Do twarzy jej z nimi. Beatrice wielokroć widziała podobny róż na twarzy na północy, lecz tam był on wywoływany przez wszechogarniający chłód. Tutaj była to reakcja na jej miłe słowa. Upiorna musiała przyznać, że ów róż dodaje Ruby uroku.
- Zatem ma panienka wspaniały gust - posłała jej łagodny uśmiech. - A pracownice również pochwalę - dodała. - Muszę przyznać, że bardzo ładne to miasteczko. Bardzo słoneczne i... słodko. Miła odmiana. Mieszka panienka w okolicy?Soph - 29 Sierpień 2018, 20:19
Chwilę temu drzwi kawiarenki otwarły się cicho, ale jakoś nieco zbyt gwałtownie, brzdęknął dzwoneczek, a po kilku wymienionych przez arystokratki uśmiechach do ich stolika ni stąd, ni zowąd dosiadł się młodzian o bladej twarzy, ale ciężkim, pełnym wysiłku oddechu. Odziany był całkiem typowo jak na pseudośredniowieczną Krainę Luster, w tym przypadku w ciemną koszulę i zapinaną na guziki szkarłatną kamizelę, która zdecydowanie została założona na lewą stronę. Spodnie miał równie ciemne co koszulę, ale całość ubrań choć nawet elegancka i z dobrych materiałów, z pewnością nie została wczoraj zabrana od krawca.
Młody mężczyzna rozsiadł się pozornie swobodnie – a nawet błyskawicznie przysunął sobie krzesło z pobliskiego stolika, jeśli zaszła taka potrzeba – i błysnął ku kobietom czarującym, ale zmęczonym uśmiechem. Nie budziło wątpliwości, że jeszcze niedawno biegł. Błyszczące jak pióra kruka włosy opadły mu na czoło i rozsypały się po ramionach.
– Dzień dobry pięknym paniom – zagaił, równocześnie strzelając spojrzeniem ku wejściu do kawiarni. – Co by panie poleciły na deser w ten jakże cudowny dzień? Zdecydowanie coś, co choć przybliży mnie do piorunującego wrażenia na widok pani lub dreszczu ekscytacji wywołanego przez milady – wpierw zwrócił się do Ruby, a następnie uczynił komplement (?) Beatrice.
Dłonie położył na kolanach, pod stolikiem, mocno przyciskając je do ciała. Cały czas uśmiechał się przyjaźnie i, cóż, męskiego uroku nie można mu było odmówić.Libra - 31 Sierpień 2018, 21:01 Po chwili trzymania kubka w rękach, uniosłam go i napiłam się słodkiego napoju. Był całkiem dobry, jeśli mam być szczera. Prawdziwa rozkosz. Panna powoduje, że trochę się czerwienię.
-Jeśli mam być szczera, to mam własne księgarnie, więc nie muszę się bać o regały.
Taka prawda. W moich księgarniach, moje książki mogą czuć się bezpieczne. Przynajmniej na razie. Co nie znaczy, że tylko te sprzedaję. Nie uznaję, że to co moje jest najlepsze, doprawdy. Nawet ja mam parę tytułów które były niewypałami, że kazałam je zdjąć. Raz na wozie, raz pod wozem. Nie będę patrzyć w tył, jestem tylko niedoskonałą istotą.
Gust jak gust, o tych się nie mawia, a pracownice trochę się zmieniły od czasu założenia tego miejsca. No dobrze, trochę bardziej niż trochę, te miejsce ma już wiele lat.
-Nie mieszkam tak blisko, ale dość często tu przybywam. Spędzam sobie dnie na niewielkim zamku, który stoi na herbacianych łąkach.
W tym momencie też do kawiarni wszedł ktoś nieznajomy. Nie zwróciłabym pewnie na niego większej uwagi, gdyby nie fakt, że od razu przysiadł się do mojego stolika. Nawet mnie to zbytnio nie ruszyło, bo w sumie dlaczego nie. Ale brak mojego pozwolenia na przybywanie w mojej okolicy... No to już spory występek. Dlatego widząc reakcję moich trzech kobiecych rycerzyków, których ten jegomość pewnie zobaczył, aczkolwiek teraz siedzi do nich plecami, jako iż te siedziały przy drzwiach a ten z marszu się tu dosiad. Co ja na to?
-Dzień dobry Panu. Ja bym polecała uważać na głowę.
Powiedziałam. Zaraz po tym niedawno robiąca sobie ze mnie żarty Freya, przyłożyła mu miecz na ramieniu. Pozostałe dwie, Xia i Sui również wstały. Spojrzałam więc spokojnie, wpierw na nieznajomego, a potem na te trzy i rzuciłam, co mi rozsądek podpowiadał.
-Cóż, tak to jest, gdy nie stosuje się poprawnej etykiety. Gdyby Pan ładnie spytał, czy może się dołączyć, nic takiego by się nie stało. Te równie piękne trzy Panie są trochę przewrażliwione na moim punkcie. Proszę im wybaczyć, to ich praca. Myślę, że wie Pan, co powinien Pan w teraz zrobić.
Powiedziałam spokojnie i nawet troszkę mnie ta sytuacja rozbawiła, ale uśmiech ukryłam w kubku gorącej czekolady. A co powinien zrobić? Przeprosić. Myślę, że to rozwiąże ten cały zaistniały problem.Beatrice - 31 Sierpień 2018, 22:35 - Herbaciane Łąki... wydaje mi się, że mijałam je po drodze tutaj. Malownicze miejsce już na pierwszy rzut oka - odpowiedziała panna Aescher, w tym samym czasie podsuwając sobie kubek z gorącą, parującą czekoladą, w której pływały sobie malutkie białe pianki. Pociągnąwszy cichutkiego łyka napoju, odczuła przyjemne ciepło spływające w dół gardła, aż przeszły ją dreszcze. Miło poczuć coś takiego. Delikatnym, subtelnym ruchem kciuka starła kremowego "wąsa" znad ust i dyskretnie go zlizała. Nie pozwoli sobie na marnotrawstwo takiego dobra. - Jeśli się tak zastanowić, to poszukiwałam miejsca, by osiąść gdzieś na południu. Kto wie, może pewnego dnia zostaniemy są...
Nie zdołała jednak dokończyć zdania, gdyż bez ostrzeżenia (szczęście, że Beatrice nie trzymała wówczas kubka, bo bez wątpienia oblałaby się z góry na dół) wkroczył do niegdyś cichej kawiarenki jakiś mężczyzna, który - chociaż niezaprzeczalnie elegancko odziany - to raczej nie wydawał się z zachowania bardzo szlachecki. Być może jakiś młodzieniec-zawadiaka.
Aescherówna nawet nie zdała sobie sprawy z tego, jak mocno i z przestrachem wzdrygnęła się na widok miecza położonego na ramieniu mężczyzny przez jedną z dam panienki Ruby. Nerwowo napiła się czekolady i zwróciła się do swej rozmówczyni:
- Proszę, jeśli mogę - zaczęła - czy moglibyśmy na krótką chwilę powstrzymać się od rękoczynów? Rzecz jasna nie popieram takiego - wybaczy panienka język - chamskiego wtrącenia się w rozmowę, ale jestem zdania, że grożenie mieczem może być niewielką przesadą... Sztylet by wystarczył - te ostatnie słowa skierowała szeptem do panienki Rosarium.
Naturalnie, jeśli nieznajomy chciał cieszyć się przynajmniej minimalnym szacunkiem ze strony Arystokratek, powinien przeprosić za nagłe wtargnięcie. Odrobina dobrych manier jeszcze nikogo nie zabiła... w przeciwieństwie do ich braku, jeśli wnioskować bo ostrzu tak blisko głowy mężczyzny. Beatrice jednak wolała, by nie doszło do użycia go w sposób inny niż jako narzędzie zastraszenia.