Kartoteka - Charlotte
Charlotte - 14 Październik 2018, 23:13 Temat postu: Charlotte Imię: Charlotte
Nazwisko: Emiya Aescher
Wiek: Już niedługo 11 urodziny!
Rasa: Lunatyczka.
Ranga: Brak
Miejsce zamieszkania: Kraina Luster
Moce:
>Charlotte widzi w ciemnościach prawie tak dobrze jak za dnia. Ma jednak problem z prawidłowym postrzeganiem kolorów, nie jest to jednak problem, skoro dostrzega kształty otaczającego ją świata.
>Blask jej oczu może przerazić przeciwnika do tego stopnia, że będzie on sparaliżowany ze strachu. Moc wymaga kontaktu wzrokowego, działa 2 posty, odpoczynek 3.
Umiejętności:
>Nauczyła się podstaw polowania. W tym, polowania na ludzi. Potrafi strzelać z łuku czy operować włócznią. Wie jak przyczaić się na drzewie na niczego nieświadome stworzenie.
>Umie przyrządzić jedzenie z tego, co upoluje, lecz i nie tylko z tego. Nie boi się ubrudzić; Jej dom, jej królestwo! Wspaniały materiał na żonę.
>Kroki dziewczynki są ciche i delikatne. Nauczyła się nie hałasować, gdy chciała coś upolować. Potrafi więc podejść kogoś naprawdę niepostrzeżenie.
Charakter:
Życie nauczyło Charlottę, że warto doceniać to, co się ma. Bo można to stracić, a to naprawdę boli. Przekonała się o tym już nie jeden raz w swoim krótkim życiu mimo, iż nie przyzna tego, póki nie dorośnie, chociaż mentalnie jest już dorosła. Nie miała większego wyjścia, nie żyła w sytuacji, gdzie mogłaby być dzieckiem. Słabość, która się z tym wiąże jest czymś, z czym Charlotte ma problem się pogodzić. Chce dorosnąć i nie być dla nikogo ciężarem. Ten brak kontroli nad swoim życiem jest dla niej często przyznaniem się do porażki.
Jednak białowłosa to nie tylko dojrzała lunatyczka. To dziecko które chce być kochane, chce by ktoś się o nią troszczył. Często w chwilach słabości siada w kącie i szlocha w kolana. Boi się, że jej odmienność przerazi innych. Że nazwą ją potworem lub zabójcą. To oczywiste, że sama się od innych izoluje, a oni często i od niej. W samotności jednak, każdy się sypie w pył.
Jest to dziecię bardzo zaradne i pracowite. “Nie dajesz rady? Uderz się w głowę i wymyśl coś. Nie masz innego wyboru” - mówi często do siebie. Nie stroni od pracy, dba o to co ma, jednak nie kradnie.
Charlotte jest bardzo wrażliwa. Gdyby nie fakt, że jej instynkt każe jej wbijać kły w inne osoby, pewnie nikogo by nigdy nie zraniła. Gardziła by przemocą. W jej sytuacji jednak - nie może. Zaakceptowała ten fakt, że przemoc jest jej prawem do życia. A tego nikt jej nie może zabrać.
Charlotte jest cicha, ale ciekawska. Jej wypowiedzi są krótkie ale rzeczowe, wypowiadane jej delikatnym głosem bez woli zła. Często pyta, jednak ma trudności jeśli chodzi o normalne rozmowy. Jest trochę wstydliwa, często się rumieni i chowa nos pod szalik. Mimo braku wykształcenia, potrafi być ironiczna jak i sarkastyczna. Czy to dobrze czy źle, okaże się gdy ta podrośnie.
Wygląd zewnętrzny:
Charlotte to dziewczynka która ma dziwny, wręcz trudny do opisania urok, który rzuca na wszystkich dookoła. Jej długie, śnieżnobiałe włosy czynią z nią piękność wręcz jedyną w swoim rodzaju. Jej krwawoczerwone oczy rozpościerają dookoła nich słabo widoczne czerwone halo. Jej grzywka przeważnie opada na jej czoło, dość widocznie je przysłaniając. Często je związuje ( by nie przeszkadzały podczas pracy ) ale i przystraja ozdobami, o ile takie ma. Jej brwii przyjmują kolor syberyjskiego blondu. Dziewczynka może pochwalić się dość długimi rzęsami, które najpiękniej wyglądają gdy są niepomalowane.
Lunatyczka nawet jak na dziesięcio i półroczną dziewczynkę jest dość niska i mierzy sobie 136 centymetrów wzrostu, przy wadze 31 kilogramów. Jej ramiona jak na dziesięciolatkę są dość krępe, ponieważ nie można odmówić jej aktywności fizycznej a co bardziej precyzyjne - fizycznej pracy. Ta dziewczynka się bowiem nie oszczędza, bo nie ma innego wyboru. Ciężko tu mówić o typowo kobiecych cechach, jednak dziewczynka ma zgrabną figurę z łagodnym wcięciem w talii, jak i zarys z wolna rosnących piersi.
Charlotte mieszka w zimniejszych częściach Krainy Luster. Nie jest to wieczna zima, jednak dziewczyna zwykła chodzić w grubych ubraniach, głównie płaszczach. Szalik i czapka jest tu częstym widokiem. Gruby płaszcz i para kozaków, o którą dba.
Historia:
Na start, nie mogę powiedzieć, że życie mnie rozpieszcza. Jednak… to nie tak, że rzuca mi same kłody pod nogi. Gdy przyglądając się lustrze, to moja twarz jest naprawdę ładna, a więc nie wywracam się o te kłody zbyt często. Dlatego nie ma na niej zbyt wiele blizn.
Owe życie porównałabym do rodzica. Srogiego rodzica, który raz karze, a raz nagradza. W obu sytuacjach, prawdopodobnie chce najlepiej dla swojego dziecka.
Przynajmniej ja tak sobie to tłumaczę.
Nie zamierzam się zbytnio o tym rozpisywać. Muszę przyznać, że mało kiedy maczam pióro w kałamarzu, więc nie jestem w tym zbyt dobra. Postaram się jednak dać z siebie wszystko i opowiem to i owo o mojej przeszłości.
Zacznę od moich narodzin.
Moja mama bardzo źle zniosła moje narodziny. Mówię tu o jej stanie fizycznym. Jednak nie zmarła przy moich narodzinach, więc posmakowałam jej mleka. Może niewiele to znaczy, ale dla mnie to piękny symbol.
Na imię jej było Ririna. Dość dziwne imię, muszę to przyznać. Jak wyglądała? Nie pamiętam i bardzo nad tym ubolewam. Wiem jednak, że miałyśmy takie same włosy. Delikatne i śnieżnobiałe. Moja mama była lunatyczką, jednak jej mama a moja babcia była upiorną arystokratką, a ojciec był lunatykiem. Jako iż była ich jedynym dzieckiem, przejęła ich majątek. Nie był on ogromny, ale wciąż był to sporej wielkości dom.
Mama umarła jak miałam 3 lata. Jej los przypieczętował zardzewiały gwóźdź, na który stanęła. Z opowieści wiem, że była to typowa kobieta, która mówiła „ mała rana, nic mi nie będzie”. Jednak w ranę wdało się zakażenie i gdy doktor przybył, było już za późno. Trochę smutny koniec jak na tak silną i uśmiechniętą kobietę.
Jeśli chodzi o mojego ojca, to nigdy go nie poznałam. Moja pokojówka też nie wie, kim był. Dlatego nie mogę nic o nim powiedzieć .
Tak więc po rozstaniu się z matką, zaczęła wychowywać mnie samotnie młoda pokojówka. Nie była w tym zbyt dobra, zrozumiałam to. Dlatego dawałam z siebie wszystko, by jej nie wadzić, a nawet pomagać. Trudne zadanie, ale przynajmniej wiem, że nie zginę w cieniu życia.
Tak więc moje życie nie było miodem i winem płynące. Jednak ziemia w której byłam w posiadaniu starczała mi, by żyć jak każde inne dziecko.
Było lekko dopóki ojciec mojej pokojówki ciężko nie zachorował. Było mi jej szkoda. Miałam wtedy już 8 lat więc pozwoliłam jej pójść do niego i się nim zaopiekować. A ja… ja „Chyba sobie poradzę” odrzekłam. Ludzie z pobliskiej wioski byli dla mnie dobrzy, liczyłam na ich wsparcie.
Jednego się nauczyłam – bez pracy nie przeżyję zbyt długo. Tak więc trudziłam się czym popadnie… Zbieranie runa, hodowla roślin, nawet polowanie przechodziło mi przez myśl. Ale było to dla mnie zbyt trudne, aczkolwiek nie poddawałam się, dopóki nie upolowałam dzikiego zwierza!
Niedługo po tym, stało się coś, czego nie mogłam przewidzieć. Ciężko zachorowałam, leżałam w łóżku niemalże całe 3 dni. Sama z wysoką gorączką, myliłam sen z jawą. Jednak po wspomnianych wcześniej 3 dniach, moją chorobę jakby ktoś ręką ujął. Mimo iż nic nie jadłam, nie czułam się zbytnio głodna. To było naprawdę dziwne uczucie. Jedną zmianę w moim wyglądzie dostrzegłam jednak – moje oczy stały się szkarłatno czerwone. Całkiem inne niż te, które odziedziczyłam po matce.
Nie będąc pewna mojego obecnego stanu, poszłam do doktora. Okazało się, że cierpię na coś na co choruje jedna osoba na milion i tylko gdy jest lunatykiem. Była to magiczna choroba nazywana „syndromem wampira”. Choroba objawia się utratą zdolności organizmu do produkcji hemoglobiny, która zastępowana jest powoli przez hemocyjaninę. Hemocyjanina odpowiada za niebieskawy kolor krwi u lunatyków. Tak zrozumiałam gdy prał mi umysł wiedzą. W moim przypadku, ta wyparła całkowicie hemoglobinę, gdzie te dwie powinny ze sobą współdziałać. Tak przynajmniej mówił lekarz. Widać, że jest człowiekiem, bo dla mnie to był jakiś całkowity szamanizm.
Moja choroba jest o tyle wyjątkowa, że przeważnie kończy się śmiercią. W moim przypadku, organizm sprytnie się z tej sytuacji wybronił; moja gorączka była właśnie spowodowana przez przystosowanie się do nowej sytuacji. Moje kły stały się dłuższe, oczy zmieniły barwę na krwawo czerwoną. Dodatkowo, w nocy zaczęłam widzieć zaskakująco dobrze.
Moja choroba została moim cichym sprzymierzeńcom. Przestałam bowiem odczuwać głód – jeden posiłek dziennie był całkowicie wystarczający, by go zaspokoić. Zamiast tego, mój paraliżujący wzrok pomagał mi w posmakować krwi nieuważnych wędrowców. Całkiem przydatna umiejętność. Nic dziwnego, że po okolicy zaczęły chodzić dziwne plotki.
Nie jest to ważne, w końcu ja chcę tylko żyć. I zrobię wszystko by tego dokonać.
Tyk - 16 Październik 2018, 00:45
Pomimo pewnych wątpliwości Akceptuję.
|
|
|