To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Retrospekcje - Spotkanie wśród śniegu i lodu

Beatrice - 16 Październik 2018, 20:09
Temat postu: Spotkanie wśród śniegu i lodu
Beatrice dość już miała swego domu. Stał się dla niej zbyt... zbyt wielki. Wcześniej był pełen życia, chociaż bardzo cichego; coś przynajmniej się działo, coś było słychać... Ale teraz, po tym, co się wydarzyło, ostatnia z Aescherów widziała w tym miejscu jedynie przypomnienie o tym, jak została sama na tym świecie. Próbowała przyzwyczaić się do wszechogarniającej ciszy i przytłaczających rozmiarów rezydencji, lecz nie dawała już rady. Już wcześniej czuła się jak ptak w złotej klatce, jednak teraz uczucie to przybrało na sile, zaczęło miażdżyć ją od środka i od zewnątrz.
Wreszcie niedawno nie wytrzymała i wyjechała. Wydaje się, że ustanowiła osobisty rekord, bo przetrwała w rodzinnym domu jeszcze trzy dekady, przebywając w zaledwie kilku z dziesiątek pomieszczeń. Zamknęła za sobą wrota dworu, pozostawiając go pod opieką Lodowych Stróżów, i udała się prosto na dworzec kolejowy. Mało kto widział ją na drodze, skrytą we wszechogarniającym cieniu północnej nocy. Oto ostatnia z ich panów opuszczała swe włości, zniesmaczona swoją samotnością, i wyruszała w daleką podróż na południe.
Nim wsiadła do ostatniego wagonu niewielkiego pociągu - wszak niewiele osób zagląda tutaj, do mroźnego Lodowego Ogrodu, być może ostatniej ostoi cywilizacji przed nieskończoną, nieprzebraną białą pustką - ogarnęła wzrokiem swoje miasto i swój dwór, a po jej policzku spłynęła pojedyncza, drobna łza.

~~~


Zdezorientowana, otworzyła oczy. Obudziło ją coś: pisk kół pociągu. Zatrzymali się. Wyjrzała przez okno i dostrzegłszy zabudowania, prędko opuściła wagon. Wyszła na niewielki peron, na przyjemnie chłodną - chociaż cieplejszą niż w jej stronach, tyle mogła wyczuć - pogodę. Śnieg łagodnie prószył na chodniki, niczym cukier puder na słodkich wypiekach. Wzięła głęboki oddech, wypuściła go i ruszyła przed siebie powolnym spacerem. Oto zaczynał się nowy rozdział w jej życiu. Nie wiedziała, co przyniesie przyszłość, lecz była pewna, że wszystko będzie lepsze od przeszłości.
To jednak był tylko pierwszy przystanek na drodze na południe. Następny pociąg miał przyjechać dopiero następnego dnia, zatem miała wystarczająco dużo czasu, by zwiedzić odrobinę zewnętrznego świata. Była daleko od domu - i im dalej, tym lepiej. Chciała poznać to miejsce, tych wszystkich ludzi... Chciała wreszcie poczuć się jak jedno z nich, a nie jak półbóg, za których uważał się jej ród!

Charlotte - 17 Październik 2018, 17:40

Charlotte mieszkała sama już przez prawie 2 lata. Trudziła się hodowlą i polowaniem. To wszystko wystarczyło, by przeżyć. Miała pod dostatkiem warzyw, a skóry ze zwierząt jak i dochód z dzierżawy okolicznych ziem wystarczał jej by mieć na wszystko co jej potrzeba. W końcu jej rodzina nie była strasznie bogata, jednak wciąż miała szlacheckie korzenie. Charlotte nie przywiązywała do tego większej wagi, ale była tego w pełni świadoma. Wiedziała, że należy do jakiegoś, większego rodu. Na jej nieszczęście, jej matka nie zdążyła przekazać jej tej wiedzy.
Również jej wampiryzm nie sprawiał jej tak wielkiego problemu, jak sprawiał na początku. Omdlenia, anemie, bóle głowy... jeśli nie wyszła ciemną nocą i nie zaatakowała kogoś w pobliskiej wsiach . Jej umiejętności są tu przydatne, ale nie chciała stworzyć legendy o wampirze, dlatego takową krew zaczęła kupować od ludzi, którym na nich zależy, a nie boją stracić się kilku kropli krwi. W końcu Charlotte nie wypiłaby jej zbyt wiele.
Dziś jak zazwyczaj o tej porze roku, z nieba padał śnieg. Był on delikatny, a na dworze temperatura wahała się w granicy 1-2 stopni poniżej zera. Bezwietrzna pogoda sprawiała, że mimo prószącego śniegu, na dworze było całkiem przyjemnie. Charlotte postanowiła zrobić porządek ze śniegiem, który leżał na chodniku przed jej domem i powoli zaczęła go odśnieżać. Nikt jej w tym raczej by nie pomógł, ponieważ jej dom leżał w odległości trzech kilometrów od najbliższej, większej miejscowości. Jej posiadłość jest otoczona lasem, jednak oddziela go od niego dość wysoki mur, dlatego dziewczyna nie musiała się bać, że coś dzikiego ją zaatakuje.

Beatrice - 18 Październik 2018, 13:53

Kiedy tak przechadzała się wzdłuż i wszerz miasteczka, lady Aescher przypomniała sobie coś sprzed tamtego okresu. Pamiętała, że pewnego dnia odwiedziła ich pewna Upiorna Arystokratka - nieznajoma dla niej, lecz bez wątpienia znajoma jej rodzinie. Jeżeli dobrze wtedy usłyszała - została bowiem błyskawicznie przepędzona do siebie, bo sprawy jej nie dotyczyły - była to pewna krewna ich starego rodu. Czy wciąż jeszcze żyła? Czy przetrwała? A może podzieliła los jej bliskich i razem przemierzają mroźne zaświaty?
Wypytała w pewnej chwili miejscowych, czy spotkali kiedyś taką kobietę; była bowiem prawie pewna, że znajduje się w odpowiednim miejscu. Wreszcie ktoś raczył wskazać jej drogę poza miasto. Beatrice ruszyła zatem niespiesznie ku odległemu domostwu, w głowie układając wszystkie scenariusze. O co mogła zapytać lokatorów owej rezydencji? I kim z perspektywy genealogicznej dla nich była? Czy w ogóle jeszcze była ich krewną? A może byli sobie tak odlegli, że nie mieli ze sobą nic wspólnego?
Marszowe kroki Upiornej na chodniku prowadzącym ku domowi zdawały się odbijać wokół echem. Patrzyła przed siebie, aż dostrzegła mury i zarys budynku. Musiała się zbliżać. Przyspieszyła tempa i wreszcie znalazła się pod bramą. Przyjrzała się placowi za nią i dostrzegła młode dziewczę. Nie powiedziała nic, przyglądała się jedynie, niepewna spotkania z potencjalnymi bliskimi.
- Przepraszam - rzekła wreszcie, przełamawszy się, Beatrice. - Kto tutaj mieszka?

Charlotte - 18 Październik 2018, 22:57

Dziewczynka dumnie odgarnęła śnieg prawie na całej długości chodnika od jej drzwi do bramy połączonej z murem. Nie była to lekka praca, więc i kropelka potu pojawiła się na jej czole, którą też szybko wytarła, bo spocone ciało w zimę nie wróży nic dobrego. Jej uwagę zwrócił jednak jakiś nieznany dla niej głos. Była ciekawa kto przyszedł, w końcu nie miewała tutaj gości zbyt często.
Panna o białych włosach i równie bladej cerze. Do tego stopnia, że biedna Charlotte nie wiedziała, czy ta Panna nigdy nie widziała słońca, czy jest po prostu sina z zimna. Ale jej zdaniem, był tylko delikatny mrozek. Gdy przyjrzała się bliżej, dojrzała rogi. "Szlachetna krew? Tutaj?!" Pomyślała zdziwiona.
Odwróciła się plecami do swojego domu. W krainie luster jej dom był pokaźnych rozmiarów. Nikt nie powiedziałby, że mieszka tu zwykły zjadacz chleba. Po drugiej stronie lustra, był by to jednak tylko nieco większy niż typowy dom jednorodzinny. Nie była to z pewnością willa.
Zadała jej dziwne pytanie. Na które Charlotte równie dziwacznie zareagowała. Spojrzała się na jej dom po czym zwróciła swój wzrok znów na rogatą.
-Obecnie mieszkam tu tylko ja... Ma Pani do mnie jakąś sprawę?
Powiedziała, po czym delikatnie się ukłoniła. Nie wiedziała o co chodzi, ale nie chciała też być niemiła.

Beatrice - 18 Październik 2018, 23:58

W odpowiedzi na ukłon niemal machinalnie sama dygnęła, a odrobina jej białych jak świeżo spadły śnieg włosów opadła na jej czoło. Odgarnęła je smukłymi palcami i skupiła dwoje bladych niby lód oczu na dziewczynce. Jej słowa wywołały we wnętrzu kobiety konsternację. Tylko ona tutaj mieszka? Gdzie się podziali pozostali domownicy? Ile właściwie to młode, bez wątpienia rezolutne dziewczę miało lat? Nie ma żadnej rodziny ani nikogo? Nikt się nią nie zainteresował?
- Wydaje mi się, że... tak... - rzekła z pewną dozą niepewności w głosie Aescherówna. - Mogłabym wejść? -
Skupiła teraz wzrok na jej dom. Był duży jak na standardy Krainy Luster, jednak dla Beatrice wydawał się wręcz idealny; nie to, co wręcz zamek, w którym przyszło jej dorastać. Tutaj musi być pewnie przytulnie i ciepło.
Powróciła do młodej damy i zarazem gospodyni tego miejsca. Z jakiegoś nieznanego jej jeszcze powodu czuła, że są sobie wyjątkowo bliskie mimo najpierwszego spotkania. Być może to tylko przeczucie lub próba zobaczenia w niej siebie. Nieznacznie pokręciła głową jakby za sprawą tiku nerwowego.
- Mieszkał tu ktoś. Ponoć była dla nas na swój sposób bliska.

Charlotte - 20 Październik 2018, 23:50

Charlotte zareagowała dość ozięble na słowa nieznanej osoby. Chciała odpowiedzieć prawie tak ozięble jak pogoda tratuje te strony każdej zimy. Na jej ustach pojawił się niewielki grymas. Uniosła niewielką łopatę którą odgarniała śnieg i rozejrzała się, jakby sprawdzała, gdzie ją wpuszcza. Pewnie gdyby nie fakt, że miała do czynienia z kimś lepiej niż zazwyczaj ubranym i pochodzącym z upiornej arystokracji. Zdziwił ją jednak fakt, że wypowiedź nieznajomej była dość niespójna. "To ma sprawę do mnie, czy do mojego domu?!" Pomyślała nerwowo.
-Z.. Zdaje mi się, że może Pani wejść... W końcu nie jest zbyt miło rozmawiać pośród zimnych płatków śniegu.
To prawda, wypadało gościa ugościć. Charlotte jednak pierwsze o czym pomyślała to "zdzielić łopatą, wypić krew i rzucić gdzieś w kąt " Nie wierzyła, jak bardzo jej własne ciało zmieniło jej spojrzenie na świat .
Zrobiła krok w tył, przez co weszła w śnieg.
-Mehh! Tu nie odśnieżałam!
Powiedziała podirytowana. Prawie godzina jej starań, by nie wylądować w śniegu poszły na marne. Co poradzić? Skierowała się w stronę dość starych i masywnych dębowych drzwi, przy okazji szukając kluczy pod płaszczem. Słowa upiornej były iście upiorne. Mieszkał tu ktoś?! To znaczy, iż nie mieszka tu teraz? Nie żyje? Ten dom może być nawiedzony?! Czemu ona o tym nic nie wie!? Ciarki jej po plecach przeszły jak to sobie uświadomiła. Do tego stopnia, że to było widać. Włożyła klucz do zamka i otworzyła drzwi.
-Proszę, wejdzie Pani. Porozmawiamy w środku.
Powiedziała odsłaniając niedługi korytarz, na końcu którego widać było uchylone drzwi do czegoś, co można nazwać kuchnią. Po prawej i lewej widać drzwi, te jednak są zamknięte więc ciężko stwierdzić, co w nich się znajduje.

Beatrice - 21 Październik 2018, 01:56

Dla wprawionego oka dostrzeżenie dreszczy przebiegających po ciele małej lokatorki nie było wielkim wyzwaniem. Czyżby zmarzła? A może to reakcja na co innego? Nie wypada o to pytać, toteż Beatrice milczała. Weszła do środka za jej zgodą i podążyła za nią aż do środka. Na widok - och, bogowie i przodkowie, trzymajcie ją! - normalnych rozmiarów wnętrza, Upiorna poczuła niemały przypływ poczucia bezpieczeństwa oraz takie przyjemne ciepło w środku. Nie było tutaj się nigdzie zgubić, gdyż wszystko dało się zobaczyć. Tu było to, tam to, kawałek dalej co innego - i tyle, oto cały dom. W głębi siebie poczuła subtelną zazdrość, że dziewczynka żyła w tak niewielkim miejscu, chociaż niemal równie cichym i pustym, jak jej własny dom.
- Dziękuję za gościnę - powiedziała łagodnym głosem Beatrice. - Ładnie tu. Przytulnie.
Stała tak przed swoją małą gospodynią. Nie wiedziała, co robić ani gdzie się podziać. Nawyki zaszczepione długie lata temu kazały jej milczeć, nie sugerować niczego, a jednak nie mogła od tak stać w ciszy i jeszcze bardziej pogłębiać niezręczność pomiędzy nimi.
- Przepraszam, jeśli w czymkolwiek przeszkodziłam - zaczęła wreszcie pozornie pewnym tonem głosu. - Gdy tylko przypomniałam sobie, że może tu ktoś mieszkać, nie mogłam się powstrzymać przed zobaczeniem się z tym kimś. Pamiętam, że mogła stąd pochodzić pewna kobieta... Upiorna, tak jak ja, a jednak nie taka sama jak ja. Ale nic więcej na jej temat nie wiem, poza tym, że wydawała się być w kontakcie z... - przerwała na sekundę. Długą, nerwową sekundę. Twarz nic nie zdradzała, lecz wewnątrz Beatrice wciąż biła się z myślami. - ...z moim rodem. Tak.

Charlotte - 21 Październik 2018, 11:55

Charlotte posłusznie poczekała, aż nieznajoma wejdzie pierwsza. Może to dlatego, iż instynktownie nie wybrała opcję, w której nie będzie jej mieć za swoimi plecami. W końcu była to nieznana jej osoba, a ona jest tylko dzieckiem. Nie do końca jej ufała i było to wbrew pozorom dobra reakcja na kogoś, kto chce wejść do Twojego domu. Świat nie jest takie piękny, na jakiego wygląda.
Bez słowa weszła za nią, zamknęła drzwi, zostawiając uprzednio łopatę przed domem. Zdjęła cieplutkie butki które otrzepała ze śniegu, bo wpadło się jej w zaspę.
-Proszę, niech Pani tu chwilę poczeka.
Otworzyła niewielki pokoik na lewo, w którym widać było łóżko i regały, w tym zakryte przezroczystą szybą kryształowe naczynia. Był tu też piec kafelkowy, do którego młode dziewczę, włożyło 3 niewielkie drewka. Gdy wyszła. otworzyła drugie drzwi na prawo, które okazały się być schodami na 1 piętro. Tam zrobiła to samo co wcześniej.
-Nic się nie stało, wejdzie Pani do Pokoju gościnnego, a ja zrobię coś do picia.
Wskazała pokój, który był na lewo względem kuchni. Był to nieco większy pokój z masywnym, dębowym stołem pośrodku. Dookoła niego było ustawionych 8 krzeseł, po 3 z każdej strony i 2 po bokach. Sama podeszła do kuchni kaflowej palonej drzewem , włożyła jedno lub dwa drewka po czym położyła czajnik z wodą. Po czym ruszyła z powrotem w stronę korytarza i zdjęła grubą czapkę, szalik oraz płaszcz. Po czym skierowała się do pokoju gościnnego i usiadła naprzeciwko nieznajomej. Ubrana schludnie w białą koszulę z czerwoną broszką przy kołnierzyku i czarną, dość długą spódnicę, zapytała się więc:
-Niech mi Pani opowie, o kim Pani w ogóle mówi.
Powiedziała dość pewnie, kręcąc głową. Po chwili słuchania jej, wielki znak zapytania pojawił się nad jej głową, a ta, zaczęła świecić oczyma.
-Po pierwsze, nazywam się Charlotte Emiya. Myślę, że to dobry pomysł, by Pani również powiedziała, jak się Pani nazywa. To może mi pomóc, jeśli uważa Pani, że mieszkał tu ktoś z Pani rodziny. Z czego wiem, moja babcia była upiorną. Tyl... Ah! Czajnik.
Głos czajnika przerwał Jej myśl. Poszła więc do kuchni, po czym wróciła z herbatą. Nie miała nic innego, więc, musiało to upiornej wystarczyć. Przyniosła też cukier i postawiła na stole.
-Niestety ale nie mam kawy.
Powiedziała.

Beatrice - 21 Październik 2018, 16:59

Dziewczynka zdjęła buty. Beatrice uczyniła to samo, uprzednio otrzepawszy swoje własne obcasy ze śniegu, który mogła nanieść. Wylądowały one zaraz obok ciepłych butków Charlotte. W tej właśnie chwili tajemniczy gość dziewczęcia stracił na wzroście aż dziesięć centymetrów!
Ruszyła za swoją gospodynią cicho, niczym duch. Taki już jej nawyk z dzieciństwa. Kiedy przekradała się nocami po korytarzach Lodowego Dworu, uczyła się, jak stawiać kroki, by nie wydawać żadnego odgłosu. Z czasem weszło jej to w nawyk tak bardzo, że w lekkim obuwiu lub bez niego - tak jak w tym wypadku - była prawie bezszelestna.
W odpowiedzi na polecenie, gdzie się udać, Beatrice kiwnęła jedynie głową i w ciszy ruszyła ku pokojowi gościnnemu. Usiadła na jednym z licznych wolnych krzeseł, spięta, niczym posąg. Jej ciało okrywał wciąż ten sam zdobiony niebieski płaszcz, tak samo jak i delikatna, chłodna aura. Zwróciła wzrok na swoją gospodynię, już rozebraną z zimowego okrycia, i na jej blade lico wstąpił bardzo łagodny uśmiech.
Przedstawiła się jako Charlotte Emiya... Emiya...
- Ja jestem Beatrice Aescher, pani Lodowego Ogrodu - przedstawiła się dziewczęciu. - Jestem prawie pewna, że już gdzieś słyszałam nazwisko "Emiya". Niewykluczone, że chodzi właśnie o babcię panienki.
Wtem młoda dama uciekła z pokoju, przypomniawszy sobie o pewnym ważnym elemencie spotkań towarzyskich. Uśmiech na powrót wstąpił na usta Upiornej na widok herbaty. Nie była wybredna, a kawy i tak nie pijała. Posłodziła swój napar i wzięła małego, cichego łyka na próbę. Czując przyjemny, słodkawy smak, pokiwała łagodnie głową z aprobatą.
- Nic nie szkodzi - rzekła do Charlotte spokojnym tonem. - Wracając... Wydaje mi się, że kiedyś natknęłam się na nazwisko panienki w dokumentach mojej rodziny, krótko po... Nieważne. I nazwisko "Emiya" kilkukrotnie pojawiało się w listach oraz na co poniektórych dokumentach...

Charlotte - 23 Październik 2018, 20:22

Gdy Charlotte podała herbatę, położyła swe niewielkie dłonie na filiżance i ogrzewała je, bo troszeczkę jej zmarzły, a ciepło gorącego napoju było doskonałym lekarstwem. Kręciła głową, słuchając słów nieznajomej. Nie była dobra w rozmowach. Jak miałaby być, kiedy mieszka sama. Więc robiła to, co szło jej naprawdę dobrze - nasłuchiwała i układała wszystko w głowie.
Wstała więc od stołu i wyszła na chwilę, nic nawet nie mówiąc. Nie miała obrazu jej matki, co bardzo ją bolało. Jednak miała obraz jej babci. Co... niezbyt ją obchodziło, ponieważ praktycznie nic o niej nie wie, Tego, czy żyje, czy też nie. Obstawiała, że raczej nie. To tyle, co mogła o tym powiedzieć.
Wróciła więc i pokazała obraz.
-Jestem.. jestem w stanie w to uwierzyć. Moja babcia nazywała się Venea Aescher. Jednak po ślubie przyjęła nazwisko swojego męża.
Powiedziała bez większych emocji. Nie miało to dla niej bowiem większego znaczenia. Była sama i wiedziała o tym. Szlochanie nad przeszłością nie ma większego sensu. Płakać, mogła nad swoją matką, bo nawet za mleko jej nie zapłaciła.
-To wszystko co mogę powiedzieć. Moja matka... ona...
Przerwała na chwilę, po czym wróciła na swoje miejsce.
-Pamiętam ją tylko jak przez mgłę.
Powiedziała i położyła swoją prawą rękę na prawym oku, podpierając się w taki sposób o stół. Nie jest kukłą, nie chciała o tym wspominać. Z opowiadań jej pokojówki i z własnych wspomnień pamiętała, jak delikatną i wesołą osobą była. Ale już jej tu nie ma.
Nie była pewna, w jakim celu chce to wszystko wiedzieć ta Panna. Charlotte wiedziała, że to typowa szlachcianka, chociażby ze sposobu w jakim się przedstawiła.
-To wszystko... Wszystko co wiem...
Powiedziała niepewnym głosem.

Beatrice - 23 Październik 2018, 22:34

Gdy tylko dostrzegła, jak dziewczynka ucieka z pokoju, Beatrice wewnętrznie spanikowała. Zrobiła coś złego albo powiedziała? Nie chciała popełnić żadnej gafy, ale może nieświadomie jej się udało? Może szarpnęła czułą strunę? Po chwili jednak Charlotte powróciła, niosąc coś przy sobie: obraz rogatej kobiety podpisany "Venea Aescher". W głowie Arystokratki zapaliła się lampka - znała tą kobietę! Widziała się z nią kilkukrotnie na różnorakich przyjęciach rodzinno-politycznych w Lodowym Dworze. Rzadko jednak ze sobą rozmawiały, bo... no cóż, nie miały o czym rozmawiać; polityka dla młodej szlachcianki to jak czarna magia. Ale Beatrice była pewna, że się kiedyś widziały.
Słysząc, jak młoda dama przerywa swą wypowiedź, Upiorna gestem dała jej znać, że rozumie. Rozumie aż nadto. Wszak sama przechodziła przez dokładnie to samo. Utrata całej rodziny - jedynych bliskich - w dodatku na twoich oczach... Różnica polegała być może na tym, że po oprawcach rodu Beatrice nie pozostało prawie nic. Dopilnowała tego wiele lat temu i być może do dziś tamtejsze ziemie pamiętają jej gniew.
Czasem gdy spała głębokim snem, widziała siebie wtedy na polu bitwy. Widziała, jak podli najeźdźcy z ich bronią plującą ołowiem mordują wszystko na swej drodze; jak nie oszczędzają nikogo, nawet kobiet i dzieci; jak podnoszą rękę na jej bliskich. Wówczas słyszała krzyki, szczęk metalu, trzaskanie rosnącego lodu i łamanych kości... I widziała siebie - swoje odbicie w bladej tafli, przerażone, rozdygotane. I wtedy budziła się zlana potem, i nie była już w stanie zasnąć.
Zamrugała oczami. Spojrzała wokoło. Była z powrotem w domu Charlotte. Musiała na chwilę odpłynąć. Spojrzała na dziewczynkę tak łagodnie, jak tylko się dało. Przetarła nieco oczy grzbietem rękawiczki, rozcierając puder pod lewym i odsłaniając część pamiątki po tamtym okresie.
- Jeśli się nad tym zastanowić - rzekła niemal szeptem, pozbawionym wszelkiego szlacheckiego wydźwięku - To w tej chwili jesteśmy sobie najbliższymi krewnymi, chociaż to nasze najpierwsze spotkanie...

Charlotte - 26 Październik 2018, 23:01

Charlotte napiła się ciepłej herbaty, odetchnęła lekko. Spoglądała na pogrążoną w swoich myślach arystokratkę. Zdziwiło ją, że to wszystko co miała do powiedzenia. Rozumiała jednak, co ta chciała powiedzieć. W kąciku jej ust pojawił się niewielki uśmiech.
"A więc to tak kończą wielkie rody szlacheckie, żadnego męskiego potomka"
Z drugiej strony, była to wiadomość bardzo smutna. Dlatego Charlotte spoglądała w swoją herbatę swoim pustym spojrzeniem. Uświadomiła sobie, że jest bardziej samotna niż myślała. Bardziej niżeli samotna, to jest "sama". Tylko ona została . I ta Panienka przed nią. Pieniądze szczęścia nie dają? Podobno.
-A więc cała rodzina... Oni... Heh. Rozumiem..
Powiedziała, by przekazać, że rozumie.
-Więc... Pani jest... moją ciocią?
Zapyta niepewnie. Nie zna korelacji, bo ta arystokratka równie dobrze mogła być od niej starsza o 10 lat, ale i o 100 lat. W tej krainie nie można szacować po wyglądzie. Musiała przyznać - trochę przytłaczająca sytuacja. Faktem jest, że wciąż nie znała celu jej wizyty. Szuka osób, które mają część jej krwi?

Beatrice - 2 Listopad 2018, 21:19

Na to właśnie wyglądało: tylko one zostały, o ile jeszcze nie ukrywał się na tym świecie inny krewny, tak odległy, że być może krewny już tylko z nazwy. Beatrice była ostatnią z Aescherów, jeżeli chodzi o nazwisko, jednak krew jej rodu płynie nieprzerwanie nie tylko w jej żyłach, ale i w żyłach Charlotte, która siedziała tuż obok niej.
Tylko tyle była w stanie powiedzieć. Nie potrafiła wyrażać się gładko w tak delikatnych sprawach; w sprawach takich jak ta. Żałowała, że nie ma nic więcej do powiedzenia. Dopiero pytanie dziewczynki sprawiło, że zaczęła myśleć, jak jej odpowiedzieć. Normalnie by milczała, ewentualnie w jakiś inny sposób zakomunikowałaby swoje myśli, ale teraz nie był na to czas. Chciała wreszcie otworzyć do kogoś usta. Do kogoś bliskiego. Tym bliskim była właśnie Charlotte.
- Chyba tak. Genealogia rodów jest... skomplikowana - odpowiedziała krótko Upiorna, zerkając na dziewczynkę. Uniosła powoli dłoń, ostrożnie kierując ją ku niej, chcąc przeczesać jej śnieżnobiałe włosy. Jednocześnie bała się, że spłoszy ją w ten sposób. Chciała okazać jej przynajmniej minimum pozytywnych uczuć, których ona sama rzadko doświadczała w swym dzieciństwie, tresowana zamiast wychowywanej.

Charlotte - 3 Listopad 2018, 14:33

Charlotte musiała przyznać, że nie do końca rozumiała ruchy nieznajomej. Teraz, gdy cel jej wizyty się wyjaśnił już nie tak bardzo nieznajomej. Nie zmienia to jednak faktu, że widzą się pierwszy raz i mimo iż upiorna arystokratka wzbudziła w dziewczynce pewną sympatię lub swoistą bliskość, ta wciąż musiała być ostrożna. W końcu to mógł być ktoś, kto tylko podszywa się pod nosicielkę nazwiska rodu Aescher. To nie druga strona lustra, tu nie ma internetu by takie rzeczy sprawdzić. A Charlotte jest tylko małą, bezbronną dziewczynką, którą chciałoby się wykorzystać.
Dlatego Charlotte starała się nie wierzyć we wszystkie słowa arystokratki, jednak nie ukrywała, że w głębi serca pragnie, by były one prawdą. Miło by było mieć kogoś, do kogo mogłaby się odezwać. W końcu biedna Charlotte ma problem ze znalezieniem sobie jakichkolwiek przyjaciół.
Tak więc zastanawiała się co zrobić, aż to poczuła dotyk Pani Beatrice na swoich włosach. Jej oczy otworzyły się szeroko gdy spojrzała na rękę, która pieściła jej włosy. Okazało się, że dotyk lodowej Pani nie był aż tak lodowy. Charlotte jednak zarumieniła się dość intensywnie, zakłopotana całą sytuacją.
"Jak dobrze, że niedawno laminowałam moje włosy! Są jedwabne i sypkie... Mam nadzieję, że nie są dziwne w dotyku! Moje włosy to ostatnia pamiątka po mamie, muszę o nią dbać."
Domowe metody laminowania włosów są problematyczne, ale działają.
Charlotte uniosła więc swoją głowę i naprawdę zawstydzona, odpowiedziała, a raczej zapytała.
-P-prze-praszam, ....c-co P-pani robi?
Słowa nie bardzo chciały wyjść z jej ust, ale chyba się jej udało. Ta cała sytuacja była bynajmniej dziwna - nieznajoma dotyka jej włosów. Te uczucie nie było nienawiścią. a swego rodzaju zakłopotaniem. sytuacją na którą Charlotte naprawdę nie wiedziała, kal zareagować/

Beatrice - 11 Listopad 2018, 02:28

Beatrice nie miała złych intencji. Mówiąc szczerze, początkowo nawet nie liczyła na to, że znajdzie tutaj jakiegokolwiek żyjącego krewnego. Dokopała się przedtem do dokumentów świadczących o tym, jakoby tu-a-tu ostatnio mieszkała jakaś Aescherówna. Liczyła, że znajdzie tu tylko ruiny, skorupy, jakieś przedawnione od lat dokumenty, a tutaj okazało się, że ma przed sobą jedną jedyną osóbkę, którą mogłaby nazwać rodziną.
Widząc konsternację na twarzy Charlotte, kobieta natychmiast odsunęła od niej dłoń.
- Przepraszam. Nie mogłam się powstrzymać - rzekła niemal szeptem. - Również ja nie byłam nigdy przyzwyczajona do czegoś takiego. Byłam raczej tresowana niż wychowywana... Masz bardzo ładne włosy. Gładkie jak jedwab i białe jak śnieg. Nie wiem, czy to reguła, ale wielu Aescherów miało takie. Widać po tobie, że krew naszego rodu płynie w twoich żyłach.
Spuściła wzrok. Na jej ustach pojawił się nikły uśmiech, a po policzku popłynęła maleńka, niemal niezauważalna łza.
- Heh... Jakież to żałosne... Żeby otworzyć się przed członkiem rodziny musiałam "tylko" zaczekać na śmierć całej jej reszty... Przeklęta niech będzie moja przeszłość.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group