Opisy Dodatkowe - Snoszmary
Śpiący - 10 Listopad 2018, 20:08 Temat postu: Snoszmary
Wilk w owczej skórze
Śpiący znajduje się wewnątrz zrujnowanej, opuszczonej willi, stoi na środku ogromnego holu przodem do podwójnych frontowych drzwi wejściowych. Dookoła kolory są wyblakłe, na podłodze widać ptasie odchody i rozkładające się liście, które wpadły przez wybite okno. Zawilgotniałe tapety częściowo odeszły od ścian i teraz wiszą płatami odsłaniając brudny, popękany tynk pokryty purchlami i plamami pleśni. Przed Dorianem stoi mały, podłużny stolik, dziwnie czysty i nowy, jakby upływający czas jego nie dotyczył. Leżą na nim skórzany kańczug, czerwona róża z dużymi, wręcz przerośniętymi kolcami oraz kielich z ciętego kryształu napełniony krwią. Śpiącego, który patrzył na przedmioty nawiedza myśl, że wie, co musi zrobić, czego oczekuje od niego jego umysł, organizator tego upiornego wydarzenia. Mężczyzna ma wybrać jeden z przedmiotów, ale waha się. Jest pewny, że to ważne, bo każdy z przedmiotów przedstawiał inną symbolikę. Może to klucze do różnych drzwi? Może od decyzji zależeć będzie, czy ten sen zamieni się w koszmar, czy pozostanie tylko niepokojącym? Nagle do głowy wpada mu pomysł: co będzie, jeśli weźmie wszystko? Albo przeciwnie – jeśli nie sięgnie po nic i wyjdzie? Czuje przypływ odwagi i złośliwości, z chęcią nie zadziała według schematu przygotowanego przez umysł – Dorian bowiem wie, że śni, wie, że jest sobą, ale jego jaźń stała się obca, Bazgracz nie potrafi przewidzieć jej ruchów i jest pewny, że ona też nie potrafi przewidzieć jego.
Wymija stolik i rusza przed siebie do drzwi. W głowie zabrzmiała mu myśl własna, ale jakże obca:
palce jej dzierżyć będą pochodnie, która pierwsza spadnie na mój stos, a westchnienia jej rozniecą płomienie.
O co chodzi? Nie wie, ale powtarza zdanie parę razy, chcąc mieć pewność, że po obudzeniu się będzie je pamiętać.
Im bliżej drzwi jest, tym głośniej słyszy dziecięcy śpiew i... szczekanie psów? Naciska na klamkę i pociąga, od razu czuje powiew chłodu. Wychodzi na zewnątrz, bez ociągania zaczyna kierować się do wyjścia jednocześnie oglądając okolicę. Jest noc, mgła snuje się gęsta jak mleko, sięga do kolan przysłaniając nagrobki, które zamiast fontanny lub rzeźb ustawiono na podwórzu. Dorian nie chce dłużej tu zostawać dlatego nie zatrzymuje się i przyspiesza kroku, ale jest pewien, że groby należą do jednej osoby. Otwierając masywną bramę z fantazyjnie kutego żelaza zastanawia się, kim ta osoba jest. Czy to jego własne groby? Nie... pewnie by to wyczuł albo przeczytał. Więc do kogo należą? Kto umierał aż tyle razy?
Kiedy tylko przekracza granice posesji słyszy niezrozumiały szept tuż przy prawym uchu, a w następnej sekundzie wściekłe ujadanie za plecami. Ogląda się czując, jak serce zaczyna walić mu w piersi i dostrzega watahę rozwścieczonych, toczących pianę z pysków wilków, które szły drogą za nim. Willi już nie ma, zniknęła razem z ogrodzeniem i nagrobkami kiedy tylko Śpiący przestał na niego patrzeć, a w miejsce budynku znikąd pojawiły się niskie lampki z zielonymi kloszami rozstawione wzdłuż szerokiej ścieżki. Mężczyzna jest pewien, że takie lampki widział u siebie w szkolnej bibliotece, stały na biurkach wyglądając niewinnie i estetycznie, ale teraz całej scenerii dodawały upiornego, zimnego światła rozproszonego we mgle. Dorian ma wrażenie, że lampki na skraju jego widoczności zaczynają poruszać się i zmieniać miejsce, ale nie to w tej chwili wydaje mu się najbardziej niepokojące. Wilki... Widzi, że chcą biec, pędem ruszyć w jego stronę, ale nie dają rady, bo ich nogi w połowie długości są zastąpione chudymi białymi nogami owiec. Zwierzęta wyglądają jak efekt demonicznych eksperymentów, mają nienaturalnie wiele stawów, przez co chwieją się i drgają, ich ruchy są nienaturalne, niepokojące, drżą jakby ledwo utrzymywały swój ciężar i równowagę na owczych kopytkach. Śpiący przez chwilę stoi i gapi się z coraz bardziej rzeczywistym przerażeniem. Znów w głowie pojawia mu przeświadczenie, że w taki sposób przyjdzie mu zginąć, że to jest jego kat – stado wilków z owczymi nogami. Wie, że droga, na której stoi będzie się ciągnąć w nieskończoność, że nie ma ucieczki, że będzie biec dniami, aż w końcu opadnie z sił, a wataha dogoni go i zeżre. Nie ma szans. Będzie pożarty. Może tylko ukrócić swoje cierpienie, pogodzić się z losem. Przez chwilę serce wypełnia mu bezradność, czuje wzbierający płacz i uścisk w gardle, ale nagle rękawem bluzy szybko ociera powieki. Nie podda się, coś wymyśli! Zaczął iść do tyłu wciąż nie odwracając się plecami od wilków, kiedy nagle wpadł na pomysł, żeby to on je zaatakował. W końcu są drapieżnikami, ale po części też są ofiarami, on tylko musi to zauważyć, musi to tylko wykorzystać.
Zatrzymuje się i rozgląda w poszukiwaniu broni, chwyta oburącz jedną z lamp chcąc użyć jej jak kija. Zatłucze ich... zatłucze! Serce znów mu przyspiesza, ale tym razem nie ze strachu, tylko wściekłości. Pochyla się agresywnie i gotów do ataku rusza w stronę napastników. Biegiem pokonuje ostatnie metry i zamachuje lampą na wilki, mocniej zaciskając palce. W tym momencie czuje, że nie ściska już metalu tylko coś miękkiego, ciepłego i oślizgłego. W ostatnim ułamku sekundy przed uderzeniem widzi, że trzyma w rękach dziecko, noworodka pokrytego śluzem i krwią, a to, co początkowo wziął za kabel tak naprawdę jest długą, ciągnącą się za nim pępowiną. Nie ma szans w tej chwili zatrzymać ruchu, jest za późno. Ciska niemowlę wprost w paszczę upiornego wilka. Zamyka powieki, ale i tak słyszy mlaśnięcie i ohydny odgłos klatki piersiowej miażdżonej przez olbrzymi nacisk szczęk.
Budzi się.
|
|
|