Kartoteka - Frank Boone
ShrekLich - 16 Luty 2019, 20:53 Temat postu: Frank Boone Imię: Frank
Nazwisko: Boone
Wiek: 24 lata
Rasa: Opętaniec
Ranga: Żelazna Melodia
Miejsce zamieszkania: Kraina Luster
Moce:
Telekineza - zdolność, której kompletnie nie jest świadomy. Jednak czas pokaże, czy nauczy się ją kontrolować.
Blokada umysłu - Frank co prawda posiada na tyle zwarty umysł, by tej mocy używać, jednak jej również nie jest świadom. Przecież nawet nie jest świadom, że ktoś mu może grzebać w umyśle.
Umiejętności:
Opowiadanie - spamiętał dość sporo przypowieści, bajek, czy historyjek. Dlatego lubi czasem ujawnić słuchaczom kilka z nich. I rzeczywiście potrafi opowiadać tak, by zbytnio nie przynudzać.
Przetrwanie - zapewne w krainie luster na nic mu się to nie zda, jednak swego czasu sporo jeździł po lasach. Ojciec pokazywał mu, jak sprawnie rozpalić ogień, czy stworzyć ciepły szałas. Jemu samemu zdaje się to rzeczą małą, ale jednak wygląda na to, że nie zamarznie w nocy.
Gotowanie - a przynajmniej jego namiastki. Potrafi, no cóż… Usmażyć jajecznicę, czy zrobić schabowego. Bądź przyrządzić jako tako wszystko, co młodemu człowiekowi do życia jest potrzebne.
Charakter:
Frank to dość bystra i pozytywnie nastawiona osoba. Zawsze otwarta na poznawanie kolejnych zakątków świata, czy jego dziwacznych zjawisk. Takich, jak kraina luster. W rodzinnym mieście zbyt wielu znajomych nigdy nie miał. Głównie dlatego, że nie potrafili się do niego przekonać. Jest specyficzny wobec napotykanych ludzi. Wiecznie docina im, czy żartuje. Większość uważa go wręcz za chama, czym się przeważnie nie przejmuje. Kilka osób przekonało się, że nie ma w tym wszystkim żadnej wrogości. Dlatego to ich się trzyma, bo nie chciałby w sobie nic zmieniać. A na pewno już nie chciałby, żeby nagle zaczęły mu rosnąć metalowe skrzydła. Czy chociażby zaglądać przez nie do równoległego świata. Świata pełnego magii oraz anomalii. Wobec takiego dziwactwa, nagle gubi pewność siebie oraz cięty język. To w końcu zwykły człowiek, dlatego w krainie luster głównie odczuwa strach. A przynajmniej na początku swojej wędrówki. Przeraża go wizja funkcjonowania w tym nowym, nieznanym środowisku. Przecież jeszcze niedawno nie wiedział o istnieniu magii. Jednocześnie jednak gdzieś tam pozostaje fascynacja. W końcu, skoro już tu jest, to dlaczego nie dowiedzieć by się trochę?
Wygląd zewnętrzny:
Zapewne głównie dlatego, że nigdy tego nie potrzebował, to sylwetka pozostaje szczupła. Mężczyzna nie jest zbyt postawny, chociaż do chuchra mu daleko. To raczej przeciętna postura, jak na ten wiek. Podobnie z ubiorem, ma na sobie jakieś stare jeansy, szarą koszulkę oraz skórzaną kurtkę. Przy czym w tym drugim musiał wyciąć dziury na skrzydła. I taki ubiór właśnie prefeuruje, nie rzucający się w oczy. Interesująca może być dopiero jego twarz, lekko zarośnięta pod brodą. Jej całość jest dość pociągła, co wyraźnie widać po nosie. Wyżej osadzone są zielone oczy, wiecznie rozglądające się ciekawie wokoło (chociaż aktualnie gości w nich głównie strach). Na samym zaś czubku głowy plączą się jego włosy. Krótka, brązowa czupryna, która od bardzo dawna grzebienia nie widziała. Do tego lekko odstające uszy i uśmieszek, kręcący się przeważnie gdzieś w kącikach ust.
Historia:
Frank Boone mógłby wieść naprawdę spokojne i szczęśliwe życie… Mógłby, gdyby nie przeklęta choroba. To chyba zaczęło się, gdy zamieszkał w Glassville. Szukał tam pracy i rzeczywiście ją znalazł w jakimś sklepie. Planował zarabiać tak na mieszkanie, póki nie znajdzie porządnej pracy. To właśnie wtedy po raz pierwszy kompletnie zapomniał snu. Taki stan rzeczy był całkiem normalny… Od bardzo dawna ich nie zapamiętywał. Ale przeważnie miał chociaż przebłyski. Po przeprowadzce nie pamiętał już nic. Jego wyobrażenia nocne były regularnie pożerane przez jakiegoś cienia. Jednak poważne problemy miały dopiero nadejść. Wciąż wydawało mu się, że dostrzega jakieś dziwne rzeczy. Jak zanikający w oczach ludzie. Pewnego dnia zaś natrafił na (jak się zdawało) rozkrzyczanego szaleńca. Opowiadał o niestworzonych rzeczach, pochodzących nie z tego świata. Frank na chwilę przystanął, żeby posłuchać. Fragment o ludziach ze skrzydłami, czy kocimi uszami wystarczył, by spisał rąbniętego faceta na straty. Poszedł dalej. O ironio… Właśnie tej nocy cień postanowił się zabawić. Wyrwał człowieka z jego łóżka i zabrał za lustro. Miejsca z opowieści szaleńców, gdzie nic nie było takie, jak powinno być. Spanikowany mężczyzna nie mógł nic zrobić. Nawet uciec, bo niby dokąd? Całą noc oglądał rzeczy, których nie potrafił pojąć. Aż nastał ranek… A on obudził się w swoim łóżku. Przerażony oraz spanikowany, ale bezpieczny. To było naprawdę dziwne, wszystko idealnie pamiętał. Ten jeden sen, spośród wszystkich bezowocnych nocy, był w stanie sobie przypomnieć. Zbierał się z koszmaru przez następną godzinę. By nareszcie wmówić sobie, że to tylko zły sen. Spowodowany dziwacznymi, miejskimi opowieściami. Następnych kilka dni żył w tym przeświadczeniu. Jadł, spał i pracował, jakby tamta noc była rzeczywiście tylko fikcją. Czwartego ranka po tym wydarzeniu poczuł, że coś go uwiera w plecy. A sprawdzając tamto miejsce ręką odkrył… metalowe wyrostki. Zasiało to w nim niepokój i panikę. Nie poszedł z tym nawet do lekarza. Bo przecież jakby to zabrzmiało? “Panie doktorze, rośnie mi coś metalowego na plecach.” Kolejne doby mijały, a on usiłował jakoś unikać faktu dodatkowych kończyn. Sytuacja zaś była tylko coraz gorsza. Nie mógł nawet ich odciąć. Gdy skrzydła urosły do tego stopnia, że nie był w stanie założył ubrań, przestał chodzić do pracy. W końcu nawet domu nie opuszczał. Po tygodniu do niego dotarło, że to się nie skończy. A szaleniec mógł nie być taki szalony, na jakiego wyglądał. Spakował wtedy trochę jedzenia do plecaka i pod osłoną nocy zbiegł z własnego mieszkania. Choroba, która go dopadła nie należy do tego świata. Jego ostatnią nadzieją był ten drugi ze snów, który mógł posiadać lekarstwo. Całą noc przeszukiwał okolice miasta w poszukiwaniu odłamków. To była jedna z niewielu informacji, jakie zapamiętał. W pewnym momencie dostrzegł coś pomiędzy trawami. Pochylił się nad przejściem pomiędzy światami, i to właśnie wtedy los postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Frank zahaczył skrzydłem o drzewo i upadł prosto na lustro. Znalazł się w znienawidzonym miejscu, z którego pochodzi ta tak znienawidzona choroba. Jednak na tamtą chwilę złość musiała ustąpić pola przerażeniu. Oto bowiem trafił do świata ze swego koszmaru.
|
|
|