Anonymous - 21 Styczeń 2011, 18:59 Przekraczając próg wchodzi się do przestronnego, dobrze oświetlonego przedpokoju - bezpośrednio z niego przejść można do każdego innego pomieszczenia.
Ściany pomalowane na jasnozielony odcień, o dziwo nie kojarzący się negatywnie z szpitalną atmosferą, dodają pomieszczeniu przytulnej atmosfery, natomiast umiejętnie dopasowane meble odpowiadające odcieniowi pionowych powierzchni mieszczą się w ramach standardu. Stojak pozwalający powiesić odzienie wierzchnie, szafka na buty, wygodna pufa oraz drobny stolik przyozdobiony subtelnymi bibelotami, nad którym wisi olbrzymie lustro w zupełności wystarczają jako wyposażenie, zapobiegając nieroztropnemu przyduszeniu przestronności.
Pokój położony najbliżej wejścia pomalowany na szafirowy kolor jest pusty. Pozbawiona wyposażenia przestrzeń chełpi się swoją surowością, a jedynie ciepła, dębowa podłoga łagodzi w niewielkim stopniu nieprzyjemny chłód. Jedna z ścian do wysokości pół metra ozdobiona została naklejkami postaci z kreskówek, co wyraźnie sugeruje, że dawny lokator z całą pewnością nie był zaliczany do grona dorosłych.
Kolejne pomieszczenie stanowi salon, w którym umiejscowione są liczne meble zasłonięte znacznie zakurzonymi prześcieradłami, skrywającymi kolejno: ławę, służącą jednocześnie za stół do spożywania posiłków, dwa miękkie fotele, rozkładaną kanapę zdolną do pełnienia funkcji łóżka, dużą meblościankę z charakterystycznym barkiem, stanowisko komputerowe, o dziwo nie posiadające bezpośredniego dostępu do kontaktu, telewizor ustawiony na specjalnie przeznaczonej do tego celu szafce oraz konsolę z zestawem nieznacznie przestarzałych gier. Ściany w odcienu Cafe Latté zdobią nieliczne obrazy przedstawiające bukiety kwiatów, bądź galopujące konie.
Oprócz tego w domu obecne są dodatkowo trzy sypialnie nie odbiegające znacznie od schematu zwykłego, schludnego, acz nieszczególnie zamożnego mieszkania prezentowanego w większości miast. Pojedyncze łóżka, szafki nocne, szafy na ubrania i rzeczy prywatne, sprawiają, iż pokoje zdają się być wygodne. Okna skryte są za niegdyś śnieżnobiałymi firankami umiejscowionymi w pomieszczeniach o różnych kolorach.
Kuchnia oraz łazienka prezentujące nie tylko dużą powierzchnię, lecz także staranność wykonania oraz zaskakującą sterylność, wydają się być idealnie dopasowane do ich przeznaczenia. W pomieszczeniu służącym do przygotowywania pokarmu jedyny mankament może stanowić cieknący kran, a także brak światła w przestronnej lodówce.
Dodane po 12 minutach:
Dojechali pod blok bez większych przeszkód. W jednym z typowych na blokowiskach garaży zostawili maszynę. Dopiero teraz Ghost rozmasował sobie potylicę. Nie bolała go, ale chciał pokazać Soap'owi, że poczuł. Wyjął zakupy z bagażnika motocykla. Zamknął za nimi garaż i powoli skierował się w stronę mieszkania. Wsunął leniwie kluczyk w dziurkę słysząc głośny szczęk metalu. Kiedy drzwi ustąpiły wślizgnął się cicho do środka i jak duch przemykając po mieszkaniu udał się do kuchni rozpakować zakupy. W między czasie zdążył jednak przechwycić od John'a plecak z resztą zakupów. Zabrał się za rozkładanie produktów po szafkach. Wyglądał teraz jak jakaś gospodyni, żona... Zaśmiał się głośno do swoich myśli. Skoro wszystkie okna w mieszkaniu były zasłonięte, ściągnął swoje okulary przeciwsłoneczne, zawieszając je jednak na kołnierzu koszulki w którą był ubrany. Czekał, aż Soap się czymś zajmie, aby mu przerwać i wręczyć prezent, dlatego, aż zbyt wolno zaczął układać swoje herbaty, następnie batoniki i całą resztę... Uważnie, dokładnie i trochę zbyt wolno...Anonymous - 21 Styczeń 2011, 19:24 Trzeba przyznać, że jazda z porucznikiem, kiedy to tym razem kapitan występował w roli pasażera miała swoje plusy. Nigdy zresztą nie zaliczał się do osób gniewnie broniących swojej rzekomej dominacji, szczególnie jeżeli relacja pomiędzy dwoma żołnierzami nigdy się na niej nie opierała. Obaj już dawno zrozumieli, iż zarówno ich rangi, wiek, przyzwyczajenia oraz charaktery mają niewielkie znaczenie. Byli sobie równi pod dosłownie niemalże każdym względem.
Szkot w typowy dla siebie sposób w milczeniu, z leciutkim uśmiechem, który poszerzył się pod wpływem towarzysza masującego potylicę, powędrował do zapewnionego im wcześniej przez znajomego mieszkania, bez słowa pozwalając odebrać sobie plecak.
Ignorując rzekomą konieczność pozbywania się wysokich butów taktycznych zerknął w przelocie na pochłoniętego kompletnie swoim zajęciem towarzysza, wzruszył ramionami opanowując chęć zaproponowania pomocy i skierował się do pokoju z konsolą. Przy czym nie omieszkał oczywiście poświęcić chwili odsłoniętym oczom partnera, napawając się tym widokiem oraz odchodząc, zanim obiekt zainteresowania zdał sobie z owego faktu sprawę.
Chociaż Soap miał absolutną świadomość, że nie umknęło to uwadze przyjaciela. Zresztą, z drugiej strony mimo wszystkich pozorów nie krył się aż tak bardzo.
Przypominało to raczej milczącą propozycję gry z jego strony.
Mniej dosłownej, niż kiedy ostatecznie ulokował się w tym samym miejscu na kanapie, na jakim przysypiał zanim wyszedł za spragnionym zakupów mężczyzną. Zakładając buty na oparcie kanapy rozłożył się wygodnie, uprzednio włączając telewizor i platformę.
Z kontrolerem w dłoniach czekał na uruchomienie aplikacji, kiedy przez głowę przeszło mu, że to dosyć ironiczne, iż z nudów bawi się w wirtualne mordowanie, biegając z wyimaginowaną bronią, w nierealnym świecie. Cynizm świata nie zna granic.
Przestał myśleć, kiedy dookoła jego postaci zaczęły latać pociski, więc zaczął grać, od czasu do czasu zerkając na drzwi.
Dopóki nie wczuł się absolutnie, zapominając o całym świecie.Anonymous - 21 Styczeń 2011, 19:39 Z pokoju z platformą zaczęły dobiegać odgłosy strzałów i wybuchów. Nie trzeba było być geniuszem, aby domyślić się, że John całkowicie zagłębił się w odmęty wirtualnego konfliktu zbrojnego. Końcówkę produktów ułożył już błyskawicznie, ale w dalszym ciągu zachowując porządek. Na końcu wyjął zakupioną płytę. Zadowolony ze swojego zakupu, wykorzystując swoją umiejętność skradania się dosłownie wyrósł przed telewizorem zasłaniając graczowi ekran. Soap nie widząc swojej postaci, nie był w stanie poprowadzić efektownej gry. Nie trzeba było długo czekać, aby głośniki telewizora oświadczyły: GAME OVER. Zadowolony z siebie uśmiechnął się pod materiałem, aby jednak uniknąć nawet lekkiego wybuchu złości, czy też łagodniejszej irytacji, szybkim ruchem zbliżył się na odległość pół metra do siedzącego mężczyzny i wyciągnął w jego stronę płytę. Nie bawił się w zdobne opakowania. Najnowsza płyta Hollywood Undead. Wiedział, że jego towarzysz lubi ten zespół na równi z garstką innych, nie mógł się powstrzymać przed zakupem. Jego oczy zdradzały szeroki uśmiech ukryty pod upiornym wizerunkiem szczęk pozbawionych mięśni i skóry. Nie odzywał się, ale czy to było w tym momencie potrzebne. Widać było, że mu się nie śpieszy...Anonymous - 21 Styczeń 2011, 20:36 Z pełnym zaangażowaniem w świat wykształcony przez umiejscowiony z dala od nich zespół twórców gier komputerowych podłożył masywny ładunek wybuchowy, uśmiechając się pod nosem. Uwielbiał eksplozje. Te w świecie rzeczywistym były o niebo lepsze, ale w sumie niezbyt mógł sobie teraz pozwolić na bieganie w miejscach publicznych z detonatorem. Starali się żyć "normalnie" przez jakiś czas, odzyskać nieco równowagę. Poza tym, nie był psychopatą, a specjalistą, to zasadnicza różnica.
Odbiegł na bezpieczną odległość, uchylając się przed fruwającymi w powietrzu rozmaitymi pociskami, z niecierpliwością przytrzymując kciuk nad przyciskiem oznaczonym "x", inicjatorem zasadniczej eksplozji. Dookoła było mnóstwo tango, lecz jeżeli odpowiednio wyważyłby moment...
- Arse! - warknął cicho, biorąc zamach z nieskrywanym zamiarem rzutu kontrolerem prosto w pojawiającego się jak duch Ghosta.
Zmarszczył brwi słysząc komunikat i z złością położył urządzenie na brzuchu, wbijając oskarżycielski wzrok w przyjaciela. Zginął przez niego.
Porucznik chyba nie poczuwał się do wspierania towarzysza broni także na wirtualnym polu walki.
W milczeniu przyglądał się wyciągniętej w jego kierunku dłoni z płytą, nijak nie okazując nią zainteresowania, nawet choćby odrobiny ułagodzenia. Soap bardzo powoli odłożył w końcu kontroler na bok i równie nieśpiesznie uniósł się, wstając w końcu z kanapy, która należała do zdecydowanie zbyt wygodnych mebli, aby czynić to z ochotą. Wyprostował się, górując nieznacznie nad zamaskowanym osobnikiem i patrząc mu prosto w oczy.
Zabawne, że o ile zastępca kapitana nawet pod materiałem kominiarki bez problemu okazywał swoje emocje, to on sam z twarzą niczym nie przesłoniętą bardziej przypominał kogoś, kto doznał porażenia mięśni uniemożliwiającego okazanie jakiegokolwiek przejawu mimiki. Lata doświadczeń.
- Dziękuję - powiedział niespodziewanie, zaskakująco miękko, co bardzo kontrastowało z obliczem szatyna.
Dystans pomiędzy nimi był niewielki, co wykorzystał błyskawicznie, obejmując przyjaciela w rozleniwionym dziwnie geście, muskając delikatnie potylicę, tym razem bez ciosu w nią wymierzonego, chociaż nie zrobił nic więcej, wycofując się. Simon mógł odczuć brak płyty w dłoni, aczkolwiek zasadniczy moment, w którym ją zabrano raczej pozostawał niezauważony.
Zanim się obejrzał w pobliskim urządzeniu już zainicjowano odtwarzanie, a kapitan znowu siedział z kontrolerem w dłoni, uruchamiający grę na nowo.
Miał wrażenie, że gdyby powiedział "Zabili mnie przez ciebie." popełniłby wyjątkowo, szalenie wręcz niefortunny błąd. Nieprzyjemny dla obu.
Ograniczył się więc do krótkiego spojrzenia na sąsiednie miejsce. Tym razem nie rozłożył się na całej długości. Usiadł tak, żeby brązowooki musiał usadowić się bardzo blisko niego.Anonymous - 21 Styczeń 2011, 20:57 Kiedy dłoń przełożonego spoczęła na jego karku poczuł przyjemne mrowienie u podstawy czaszki. Uśmiechnął się szerzej, oddając się na chwilę przyjemności jaką niosła za sobą specyficzna bliskość kapitana. Rzeczywiście nie zanotował momentu w którym płyta umknęła mu z dłoni. Kiedy z głośników popłynęły pierwsze dźwięki, a kapitan usiadł na ponownie na kanapie, porucznik stał jeszcze chwilę jak zaklęty. W końcu ociągając się usiadł na sofie. Jedną nogę zarzucił na nogę towarzysza i wpatrzył się w ekran. Widząc próbę uruchomienia ponownie gry przez partnera, odczuł to jako swoiste zaproszenie do dalszego "przeszkadzania". Chwycił w dwa palce maskę i podwinął ją, ale jedynie na tyle by odsłonić swoje usta. Nachylił się lekko w stronę szyi Soap'a. Kapitan mógł poczuć jego ciepły oddech... Kolejnym doznaniem był język specjalisty od tortur, kreślący małe kółka na skórze kapitana. Powoli przebywając drogę do okolic płatka ucha. Wtedy porucznik się odsunął. Ponownie zasłonił się maską i wyrwał kontroler z rąk przełożonego i jakby nigdy nic zaczął rozgrywkę.Anonymous - 21 Styczeń 2011, 21:24 Tak, zdecydowanie darzył akurat ten zespół wyjątkową sympatią, nawet jeżeli zazwyczaj wsłuchiwał się w rytmy z stron rodzinnych, wychodząc z założenia, że jedynym co do zaoferowania miała kultura amerykańska było niezdrowe jedzenie, cudowna broń i karaluch, za którym niemiłosiernie tęsknił.
Przymknął nieco powieki odganiając od siebie ostatnią myśl. Zły moment na przywoływanie wspomnień w takim kontekście.
Zamiast pogrążać się w przeszłości dobrał poziom trudności gry, bez wahania wybierając ostatecznie "weterana". W innym wypadku zabawa wydawała się zdecydowanie za bardzo banalna. Uśmiechnął się minimalnie, czując znajomy ciężar nogi przyjaciela i usadowił wygodniej inicjując ładowanie poziomu.
Kącikiem oka zaważył poruszenie po prawej, niemniej udawał, iż niczego nie zauważa. Faktycznie prowadzili dwie gry na raz i ta bardziej rzeczywista nęciła szatyna, rozpraszała go w sposób ewidentnie stymulujący. Ruszającą się nieco w takt muzyki dłonią musnął niezauważalnie klatkę piersiową porucznika, kiedy ten zmniejszył dystans pomiędzy nimi do literalnego minimum. W tym momencie nawet kamienna twarz żołnierza uległa, a na obliczu ciemnowłosego pojawił się uśmiech tak szeroki, że zamaskowany bez dwóch zdań musiał nie tylko zauważyć to zjawisko, lecz również je poczuć.
Przymknął nieznacznie powieki, wpatrując się w ekran i rozluźnił palce, pozwalając towarzyszowi odebrać kontroler. Dalej nic nie mówił, obserwując początek gry.
Czekał cierpliwie, aż sytuacja stanie się nieco bardziej skomplikowana wymagając pełnego zaangażowania gracza, dokładnie ten moment wybierając na ofensywę.
W mgnieniu oka, kiedy już ekran jarzył się na czerwono sygnalizując bliskość śmierci, porucznik mógł poczuć, jak ktoś ciągnie go na dalszą część kanapy pozbawiając oparcia i zauważyć drugiego mężczyznę górującego nad nim, zasłaniającego sobą wszystko. MacTavish z cichą, mściwą satysfakcją unieruchomił mu rękę z kontrolerem na boku, drugą na nowo podnosząc kominiarkę.
Ghost smakował jak najbardziej cieleśnie. Aromat delikatnej herbaty emanował z jego ust nawet jeżeli ostatnią pił dawno i przez szkocki umysł przemknęła nieśpiesznie myśl, że jest to jedyna forma, w jakiej mógłby kosztować owego trunku. Nie śpieszył się, całował z uczuciem, w międzyczasie głaskając nieco przyjaciela po gardle.
Wycofał się równie szybko co zaatakował, złośliwie uśmiechnięty, aczkolwiek ustawicznie zmuszał sprzymierzeńca do zapoznawania się z kapitańskim ciężarem.
- Przegrałeś - zauważył uczynnie, wskazując ekran.Anonymous - 21 Styczeń 2011, 22:42 Zapomnienie o grze okazało się niezbyt skomplikowanym wyzwaniem. Zacisnął palce na kontrolerze w pierwszym odruchu na "napaść" partnera. Nie sprzeciwiał się czując w ustach smak kawy i cygara. Sam raczej rzadko kiedy pił kawę... Nie przeszkadzał mu to jednak. Jedną ręką puścił kontroler i zaczął wolnym, flegmatycznym gestem masować kark partnera. Mięśnie jego pleców napięły się i zaczął napierać lekko na ciężar przełożonego spoczywający na nim. Lubił tą nieznaną stronę kapitana, której nie miał okazji poznać nikt inny. Czuły kochanek, który na polu walki zabija ludzi nożem bez mrugnięcie okiem w ramach co najwyżej rozrywki, bo co to za zabawa strzelać z broni palnej... Jednak wszystko co piękne nie trwa wiecznie. Kapitan oderwał się od niego równie gwałtownie jak zaczął. Oblizał powoli wargi i podążył wzrokiem w stronę ekranu. Widząc napis: GAME OVER, wzruszył jedynie ramionami. Zignorował swoją wirtualną porażkę, wyrzucił kontroler na podłogę. Wsparł się na łokciach i ponownie wpił ustami w jego szyję, zachłannie smakując jego skórę, zostawiając na niej zaczerwienione ślady. Wystarczyła kolejna chwila, aby zostawił szyję i przeniósł się na usta Johna. Dosłownie prosił o uwagę partnera pod tym względem. Przeciągnął językiem po jego wargach, szukając na zaproszenie, widać chciał przejąć inicjatywę, co mogło sugerować, że planuje zmienić ich pozycję. W ruchach jednak zdradzał swoje angielskie opanowanie, żadnej dzikości, nadmiernego podekscytowania czy też braku panowania nad sobą.Anonymous - 21 Styczeń 2011, 23:08 Ktoś powinien wykreować wersję multiplayer specjalnie dla żołnierzy w trakcie tymczasowego spoczynku, w której każdorazowe ukazanie się napisu sygnalizującego porażkę wymagałoby inicjatywy w świecie realnym żeby w ogóle móc grać na nowo.
MacTavish bowiem z uporem maniaka dążył lub jedynie umiejętnie udawał, że dąży, do kontynuowania rozgrywki. Miał ochotę naprawdę wywołać eksplozję...
Simon z całą pewnością pragnął osiągnąć konkretny cel, z brytyjskim uporem robiąc wszystko, ażeby wykreować końcowy efekt jak na każdego perfekcjonistę przystało. Szkot odczuwał z tej przyczyny starannie skrywane zadowolenie, na moment ponownie zapominając o pozorach i uginając nieznacznie kark pod naciskiem dłoni.
Zresztą, porucznik był ostatnią osobą, przed którą miałby ochotę cokolwiek udawać. Ostatnią, którą chciałby oszukiwać.
Shite..., skomentował wybitnie wysublimowaną metodą oblizanie warg przez brązowookiego. Żaden przedstawiciel płci męskiej nie powinien mieć ust wyglądających na tak miękkie i przyjemne w dotyku. Fakt, iż należał do grona nielicznych, którzy mogli widzieć nie tylko tą część twarzy żołnierza, ale zapoznał się również z pozostałą częścią oblicza swojego zastępcy wywoływał pewną specyficzną, intymną dumę.
- Nie rzucaj moim kontrolerem, poruczniku. Zamierzam jeszcze grać... - skomentował lekko rozbawionym tonem, wcale nie patrząc na urządzenie, ani w ogóle na ekran.
Wolał patrzeć na przyjaciela, a po chwili na sufit, wzrokiem człowieka niewidzącego wiele, skupionego o wiele bardziej na zmyśle dotyku, nie wzroku. Riley znał go za dobrze, doskonale wiedział gdzie uderzyć, by oddziaływać na właściwą nutę kompana, poruszyć właściwy nerw. Przestał opierać się na dłoniach, opierając klatką piersiową o korpus towarzysza, odrobinę wyżej podwijając kominiarkę i uchylając nieco usta w pełnym oczekiwania geście, gotów do odwzajemnienia pocałunku, w którym jednak doskonale odgadując pomysł teoretycznego podkomendnego pozostawałby stroną pasywną. Reagującą jak trzeba, jednakże oddającą inicjatywę, choć okazywałby to w sposób na tyle subtelny, że ciężko komuś z boku byłoby ocenić kto właściwie domaga się kontynuacji, a kto jedynie ją aprobuje. Pogładził z zamyśleniem policzek porucznika, przyglądając się spod przymkniętych powiek widocznej części odsłoniętego ciała.
W połowicznej nieświadomości swojego ruchu, traktując go w domyśle jak coś naturalnego, wsunął nieśpiesznie dłoń pod koszulkę sojusznika, badając strukturę silnego, napiętego, a mimo to wciąż delikatnie ukształtowanego brzucha w okolicy pępka. John wyjątkowo lubił tą część ciała u partnera. Bardzo.
- Później... - wymamrotał po chwili, jakby myślami wracając do poprzedniej deklaracji, z nieodgadnionym, naznaczonym wieloma emocjami obliczem.Anonymous - 22 Styczeń 2011, 02:32 Nie protestował, gdy coraz większe połacie materiału znikały z jego twarzy odsłaniając go. Nie przeszkadzało mu to, ale jedynie w sytuacji kiedy to kapitan dopuszczał się tego.
- I'm sorry, sir. - odpowiedział na temat rzucania kontrolerem. Czując dłoń John'a na swoim brzuchu, jakby stracił na pewności, powodem mogła być jego ostatnia blizna postrzałowa. Mało ładna, a w dodatku przywoływała niemiłe wspomnienia. Widząc jednak spokojny wyraz twarzy partnera, odegnał złe wspomnienia. Nie czas i pora na wypominki. Uśmiechnął się lekko i niepewnie do MacTavisha, tym razem jednak materiał nie osłaniał jego ust. Przeczesał dłonią mohawka szkota z jakimś wyrazem samozadowolenia na twarzy. W końcu złapał za brzegi koszulki Soap'a i leniwym ruchem zaczął ją ściągać. Kiedy już mu się to udało rzucił ją gdzieś w okolice, wcześniej wyrzuconego kontrolera. Tu zatrzymał się na chwilę, aby nacieszyć oczy. Wsparł dłonie na klatce piersiowej starszego mężczyzny i uniósł go lekko, na tyle by móc sięgnąć ustami do jego obojczyków, zresztą mógł być pewien, że Szkot odciąży go, wspierając się na rękach. Zamknął oczy i z sobie tylko znaną finezją zaczął pieścić skórę MacTavisha.Anonymous - 22 Styczeń 2011, 12:38 W odpowiedzi na przeprosiny stanowiące raczej formę formalnościową, nie właściwą konieczność wymruczał tylko coś niezrozumiałego i dźwiękowi temu daleko było do werbalizacji myśli. Po samym odgłosie można było natomiast poznać, że sytuacja sprawia mu przyjemność, brzmiał niczym wyjątkowo duży, bardzo zadowolony niedźwiedź albo kot. Gardłowy pomruk, krótki, a jakże wymowny. Przeczesanie palcami porucznika ciemnych kosmyków irokeza jedynie to spotęgowało. Cudowną kwestią stanowił fakt, iż dotyk kogoś komu się ufało bezgranicznie zdawał się pieszczotą zwielokrotnioną.
Niosącą komfort zarówno psychiczny, jak i fizyczny.
Uśmiech zastępcy kapitana należał do jednego z widoków klasyfikowanych w osobistym rankingu jako zjawisko jak najbardziej pożądane. Brytyjczycy mieli dziwaczny talent do podobnych wyrazów mimicznych, bo kiedy już szczerze je realizowali, to mało kto mógł im nie ulec.
Z niewymuszoną swobodą pozwolił na pozbawienie się górnej części odzienia wierzchniego odprowadzając koszulkę spojrzeniem. Ani jej, ani kontrolera drugi mężczyzna nie odrzucił zbyt daleko. Zgodnie z gestem partnera uniósł się nieco do góry zaprzestając muskania opuszkami palców brzucha przyjaciela, w szczególności zaś blizny. Ghost poruszał się jak zawsze, z finezją, elegancją. Chyba to właśnie podobało się dowódcy. To jak zachowywał się w każdej sytuacji, niezależnie od czynników zewnętrznych. Zawsze był po prostu sobą.
Odchylił się jeszcze odrobinę odblokowując pole działania dla sojusznika i z niemalże fanatycznym uwielbieniem wtulił nos w górną część kominiarki zamaskowanego, myśląc o tym, jak bardzo chciałby go jej teraz pozbawić, odkrywając całą twarz.
Z szerokim uśmiechem odsunął od siebie kompana chwytając jego twarz w dłonie i unieruchomił w miejscu, przyglądając mu się przez dłuższą chwilę. A później pocałował, głęboko, nieśpiesznie oraz z uczuciem, niemalże pozbawiając ich oddechów. Nawet kiedy skończył, nie puścił od razu, opierając czoło na jego czole, wyrównując tempo zaczerpywania powietrza do płuc. Zabawne, ale to taka forma delikatności, obcowania z porucznikiem, dominowała nad wszystkim. W porównaniu do niej nie liczyło się nic więcej.
- God I've tried, am I lost in your eyes? - wyszeptał razem z wokalistami wciąż grającego w tle zespołu, przymrużając nieznacznie powieki.
Nie precyzował do czego się odnosił. A mógł do wielu rzeczy, bardzo wielu. Wątpliwe jednak, żeby to miało mieć jakiś nieprzyjemny kontekst.
Niespodziewanie przestał trzymać i podpierać się, całym ciężarem opadając na porucznika, odwracając uwagę żołnierza krótkimi pocałunkami w okolicy ust. Zarazem zaś wyciągnął dłoń sięgając do kontrolera i podnosząc go z podłogi. Pocałował raz jeszcze tym razem w usta, lecz bez większej inicjatywy, siadając i ciągnąc za sobą drugą ręką towarzysza. Usadowił się wygodnie, zakładając mu ramię na szyję oraz przysuwając się bliżej i z złym uśmiechem przytrzymując wciąż na miejscu zaczął grać. Tym razem celowo ignorując czynniki rozpraszające.Anonymous - 25 Styczeń 2011, 12:28 Kiedy kapitan opadł na niego całym ciężarem ciała z jego ust mimowolnie wydobył się cichy jęk. Przewrócił oczami, ale nie protestował kiedy przełożony zakończył ich "zabawę". Naciągnął ponownie swoją maskę i założył ciemne okulary. Chwilę wpatrywał się w ekran telewizora. Widząc jednak jak MacTavish zatapia się w świat gry, wstał z kanapy i wymknął się do kuchni zaparzyć dla siebie herbatę i kawę dla partnera. Z gry dochodziły go odgłosy wydawane przez wirtualnego dowódcę postaci John'a. Skrzywił się nieładnie. Przypomniała mu się misja w czasie której zginął praktycznie cały oddział, będący ówcześnie pod jego tymczasowym dowództwem. Zginęli wszyscy, a on jedynie cudem pozostał przy życiu. A teraz musi żyć z wspomnieniami tej masakry. Lekko rozproszony przez myśli nie zauważył jak z dłoni wypadł mu beżowy kubek roztrzaskując się o podłogę. Dopiero ten odgłos wyrwał go z zamyślenia. Kucnął i zaczął powoli zbierać potłuczone kawałeczki kubka. W między czasie woda w czajniku zaczęła wrzeć. Przerwał na chwilę sprzątanie szkód i zalał wrzątkiem kubek z kawą i nowy kubek z herbatą. Odstawił czajnik i powrócił do zbierania potłuczonego naczynia.Anonymous - 25 Styczeń 2011, 17:13 Brakowało zasadniczego protestu, gdy brązowooki wysmyknął się spod ramienia gracza. To był jeden z tych dni kiedy kapitan nie miał ochoty na więcej i potrzebował tylko upewnić się, że przyjaciel dalej jest obok. Ciągle obecny, taki jak zawsze. Nienaganny sojusznik.
MacTavish zerknął na mężczyznę obok kiedy ten zakładał okulary, marszcząc nieznacznie brwi w reakcji na podobny gest. Ghost albo odczuwał zawód szybkim końcem, ale postanawiał nie wywierać presji, albo ponowne skrycie się za ciemnymi szkłami nawet wówczas gdy byli sami miało odmienne podłoże. Dowódca nie skomentował swoich obserwacji, uwagę ponownie poświęcając grze. Problem w tym tylko, że nagle przestała go bawić. Kontynuował wyłącznie dlatego, iż upór należał do cech jakie go charakteryzowały.
Riley wyszedł i szkocki żołnierz postanowił chwilowo nie zwracać na to większej uwagi wyczuwając minimalne napięcie, które sam zaczynał tworzyć niechybnie dokonując nadinterpretacji. Od wykonywanej misji oderwał go dopiero charakterystyczny dźwięk roztrzaskiwanego naczynia, pod wpływem którego najpierw drgnął cały, momentalnie jeżąc wszystkie zmysły oraz nastawiając na coś, co nie miało nadejść, by następnie spojrzeć w kierunku drzwi. Wstał nie wyłączając gry oraz rezygnując również z włączenia pauzy na skutek czego z głośników ustawicznie płynęły odgłosy bitwy. Do punktu kontrolnego brakowało już niewiele, ale wobec porzucenia postaci niebawem i tak pewnie zginie.
Soap dziwnym trafem zapomniał należycie się tym przejąć. Cicho przeszedł przez korytarz i stając na progu kuchni objął wzrokiem zbierającego resztki kubka kolegę. Odchrząknął zwracając na siebie uwagę.
- - Przez ektoplazmę przelatuje to i owo, ale dałbym sobie język uciąć, że kilka minut temu byłeś jeszcze bardzo, bardzo cielesny – zauważył z delikatnym uśmiechem maskującym czujność i podejrzliwe, badawcze spojrzenie. – Co się stało?
Lokalizując mimochodem kubek z kofeinowym napojem przestąpił obok współlokatora, unosząc kawę do ust i spijając łyk wciąż praktycznie wrzącej cieczy bez najmniejszego grymasu. Należał do osób, które coś takiego wypijały w mgnieniu oka wpatrując się później w wciąż parujące naczynie.Anonymous - 25 Styczeń 2011, 19:41 Słysząc chrząknięcie poderwał głowę, ale widząc jedynie towarzysza, a nie jak się spodziewał wroga, powrócił do przerwanej czynności. Słysząc pytanie ociągał się z odpowiedzią. Nie spojrzał na rozmówcę bezpośrednio, ale śledził wzrokiem jak ten przemieszcza się w kierunku kubka z kawą. Dopiero wtedy odpowiedział.
- Upuściłem kubek... przez nieuwagę. - nawet dla samego anglika brzmiało to mało przekonująco. Nie chciał jednak martwić szkota. Kiedy skończył zbierać fragmenty, wyrzucił wszystko do kosza i podszedł do kubka z herbatą. Powoli upił mały łyk, opierając się o blat odcinkiem krzyżowym pleców. Zza ciemnych okularów przyglądał się szkotowi.
- Jeśli idzie o kawę wydajesz się być skuteczny jak pies tropiciel. - zaśmiał się cicho z własnego mało śmiesznego żartu.Anonymous - 25 Styczeń 2011, 20:04 Słysząc odpowiedź z jawnym powątpiewaniem uniósł nieznacznie zabliźnioną brew do góry. Zabawne, iż rzadko kiedy posiłkował się obiema, równie nieczęsto wznosząc je wyżej niż kilka milimetrów, prezentując się jako osoba raczej markująca autentyczne odczucia, chociaż w rzeczywistości ktoś kto go znał, był w stanie czytać z kapitańskiego oblicza niczym z otwartej księgi.
Niemniej jednak "nieuwaga" i "Ghost" pasowały do siebie jak dziewięć milimetrów do wyrzutni przeciwpancernej. Niemalże idealne antonimy.
Co wcale nie zmieniło późniejszej reakcji, kiedy szatyn kiwnął krótko głową przyjmując podobne tłumaczenie do wiadomości. Odsunął się minimalnie umożliwiając przyjacielowi sięgnięcie po herbatę, przyglądając mu się spod półprzymkniętych powiek, kiedy cały czas kontynuował picie kawy.
Czarna, mocna, niesłodzona. Dokładnie taka jaką lubił.
- Nie tylko kawę wyczuję na kilometry - odrzekł krótko, po raz kolejny bawiąc się wieloznacznością.Anonymous - 25 Styczeń 2011, 20:36 Wiedział, że Soap nie jest naiwny i zna go zbyt dobrze. Kącik jego odsłoniętych ust drgnął lekko. Kubek zmierzający do nich zatrzymał się w połowie drogi.
- Wspomnienia. Roach. Ja dowodziłem. - mówił spokojnie wpatrzony gdzieś w dal, ale John znał go na tyle aby wyczuć drobne napięcie. Jego dłoń dotykająca blizny porucznika zapaliła ciąg wspomnień. Skrzywił się nieładnie odganiając resztki wspomnień. Musiał się ich pozbyć. Chciał wrócić do normalności. Na pole walki. Wzruszył ramionami i powoli ruszył w stronę pokoju dziennego. Z głośników nadal leciała płyta, którą kupił kapitanowi. Jednak ponad wokalistą przebiły się słowa zaśpiewane przez Ducha i należące do zgoła innego wykonawcy.
-Every day i'm a star in the city
Walk the streets like a wanted man
All the time got my shine lookin pretty - postawił kubek z herbatą na szafce, usiadł na sofie, wyłączył grę i muzykę. Na końcu włączył jakiś film fantasy i wpatrzył się w niego z tępą sytuacją. Co można było odczytać. Trochę spanikowałem, ale jest dobrze pozbieram się.