To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Historie Postaci - Good girl, who was a liar.

Anonymous - 24 Luty 2011, 11:01
Temat postu: Good girl, who was a liar.
"Nie ma potężniejszej siły niż obietnica."
- Carlos Ruiz Zafón

Historia tejże istoty zaczyna się... właśnie, gdzie? W pustce? A może w łożu pary Lunatyków sprzed sześciuset lat, którzy zginęli podczas potyczki z silniejszą odeń istotą z Krainy Luster? Dla uproszczenia przyjmijmy jednak, że sens jej egzystencji, a także sama jej historia ukształtowały się po upływie dwunastu lat od czasu jej narodzin. Do tej pory rosła zdrowo, spokojnie, rozpieszczana przez dumnych rodziców, przedstawicieli swego rodu i rasy. Miała także brata bliźniaka, zupełnie się jednak odeń różniącego. Ale mimo to, złożyła mu niegdyś obietnicę - miała zawsze o nim pamiętać, cokolwiek by się stało, mieli być złączeni owym paktem równie mocno, jak więzami krwi. Jednakowoż także wtedy nastąpiło wspomniane wcześniej zdarzenie, czyli śmierć jej najbliższej rodziny. Co dziwne, dziewczynka przejęła się tym w pierwszej chwili, aczkolwiek już niebawem zdążyła o owym fakcie zapomnieć w myśl zasady, że żyje się raz, i ten raz trzeba jak najlepiej wykorzystać. Zajęła się wobec tego wypełnianiem swych powinności, czyli zbieraniem informacji dotyczących innych światów, pomieszkując w domu odziedziczonym po rodzicach, umieszczonym w Lewitującym Osiedlu. Z bratem praktycznie nie rozmawiała, zniknął gdzieś niczym bańka mydlana, a ona postąpiła z owym faktem tak, jak ze śmiercią rodziców. A to wszystko przeplatane było zabawami, intrygami i radością - ach, cóż to było za życie!
Tak było, póki ludzie nie objęli za cel przejęcia władzy nad Krainą Luster, czyli następne kilkaset lat. A mimo to, nadal było jej mało. Jednak czas wojny nie był najlepszym czasem, a pobojowiska miejscem, do zabaw. Włączyła się więc do walki, ukazując dziwaczną, jak nań, odwagę. Zdarzało się jednak też, że bezczynnie patrzyła, jak ginęli jej pobratymcy. Ot, nie rozumiała, jak ktoś może poświęcić swoje życie dla innej osoby, w końcu sama swoje ceniła ponad wszystko i nie chciała, nie umiała go stracić w tak głupi sposób jak ten! Nie próbowała nawet temu zapobiec. Niekiedy gdzieś mignęła jej postać braciszka, jednak nie było czasu, by z nim porozmawiać i wyjaśnić wszystko, co do wyjaśnienia było. Czyniąc swe obowiązki, dotrwała do końca wojny i na nowo rozpoczęła zabawy, a nawet intensywniej poczęła interesować się Światem Ludzi. Chciała o nim wiedzieć wszystko - w jakim stanie jest uzbrojenie zamieszkujących ją istot, jakie plany snuje MORIA, czy nastąpi kolejna wojna, czy ludzie w końcu sobie odpuszczą. Z tego jednak, czego zdążyła się dowiedzieć – prowadzono eksperymenty, które zmieniały Lustrzane istoty w zupełnie inne, nowe, i ta myśl ją niezmiernie obrzydzała. Nie umiała sobie wyobrazić siebie, pokrytej bliznami, ranami i szwami. To było po prostu nie do pomyślenia! Gdyby ktoś coś takiego zamierzał zeń uczynić, zapewne dostałby kilkakrotnie po twarzy, a w najgorszym wypadku zostałby przeszyty sztyletami Loire na wylot.
Nie myślała o tym jednak za często, w końcu nie byłaby sobą, gdyby tak właśnie czyniła. To by było zgoła dziwne, bo znaczyłoby, że porzuciła swą dotychczasową dewizę na rzecz przygnębiającej nostalgii i użalania się nad własnym żywotem. Nie byłoby to wcale logiczne – ona, która bez najmniejszej traumy przeszłą przez śmierć rodziców, wojnę, miałaby załamać się psychicznie z powodu myśli o jakichś głupich naukowcach, którzy prowadzili jakieś równie głupie eksperymenty? Ktoś, kto by ją znał, uznałby to zapewne za jakiś wyjątkowo nie śmieszny żart lub sprawdziłby w kalendarzu, czy ów dzień to przypadkiem nie Prima Aprilis.
Tak czy owak, żywot panienki płynął spokojnie – praca, zabawa, praca, zabawa, praca… A jednak któregoś dnia zjawił się ktoś, kto ów żywot w pewnym stopniu odmienił. Był to pewien młody marionetkarz, w wieku mniej więcej takim, jak wizualny wiek panienki, który jej się niezmiernie spodobał. Nie, nie zakochała się – po prostu, wyglądał z twarzy mile i naiwnie, i dlatego Loire pomyślała, że mogłaby się trochę z nim pobawić. Jak się okazało, było to chłopak inteligentny, charyzmatyczny i delikatny, co sprawiło, że z czasem panienka pogrążyła się w bezgranicznej miłości do niego. Ale, jak to bywa, szczęście nie trwa wiecznie.
- Hej, dokąd idziesz? - zapytała, wybiegając z domu, w którym właśnie przesiadywali. Była zaniepokojona.
- Um... Muszę załatwić coś w mieście. Wrócę szybko - odpowiedział, uśmiechając się łagodnie. To ją ukoiło.
Ale nie wrócił ani tamtego dnia, ani następnego, ani nawet tydzień później. Zrezygnowana Lunatyczka opuściła jego dom, i - jak po poprzednich rozczarowaniach, wróciła do poprzedniego stylu życia, usiłując o tym zapomnieć.
Ale nie zapomniała.
Co jakiś czas do jej umysłu wracało także wspomnienie obietnicy złożonej bratu i wtedy jej serce przepełniały nieskończone wątpliwości. Czy go jeszcze kiedyś zobaczy, czy może raczej znalazł się on już po "drugiej stronie"? Nie wierzyła w "na zawsze", ale tę przysięgę złożyła w chwili słabości. Kochała brata mimo wszystko, a jednak nie myślała o tym w tak bezpośredni sposób. Bywały i chwile, że zdarzyło jej się myśleć o nim tak, jak o zamkniętym etapie jej życia. Ale wspomnienie przysięgi zawsze powracało ze zdwojoną siłą - echo jej głosu, wspomnienie niepewnego dotyku jego dłoni, gdy każda głoska była dosłownie wieki temu, zważając na jej obecny wiek, starannie zapisywana przez władcę czasu na gładkich, naznaczonych szkarłatną krwią i łzami kartach życia.

Nieciekawe miała panienka życie, czyż nie? O, to tylko pozory. Z ogólnikowych słów nie sposób czegokolwiek interesującego wyczytać. Co było pomiędzy nimi? Jaki skrywały tajemnice? Zamilcz i wsłuchaj się w miarowe tykanie zegarka. On wszystko ci o niej opowie, w jego słowach znajdziesz ukojenie i wszystkie odpowiedzi na dręczące cię pytania.

Wieczór ogarniał wszelakie zakamarki świata ludzi, Szkarłatnej Otchłani i Krainy Luster. Zwykły wieczór, wpisany w jedną z kart na przestrzeni dwunastu lat egzystencji Loire i jej brata bliźniaka.
Panienka siedziała spokojnie w swoim pokoju i pisała coś na wymiętej kartce. Kosmyki białych włosów natarczywie spływały na jej twarzyczkę, łaskocząc ją przy tym. A mimo to na ustach gościł szeroki uśmiech satysfakcji. Jej brat rozłożył się wygodnie na kanapie w salonie i czytał książkę. Rodziców nie było. Nic nie zapowiadało tego, co za chwilę oboje mieli zobaczyć.
Krzyk rozciął powietrze niczym strzała wypuszczona z łuku przez doskonałego strzelca, bezbłędnie trafiając do uszu tejże dwójki. Przez chwilę pozostało po nim jeszcze nieprzyjemne echo, jednak zaraz zapadła martwa, niepokojąca cisza. Loire gwałtownie zerwała się z krzesła i rzuciła biegiem ku drzwiom. Otworzyła je z takim impetem, że gdyby była choć trochę silniejsza, wyleciałyby z zawiasów. Widok, jaki ukazał się jej oczom sprawił, iż zastygła w bezruchu niczym posąg.
Nieopodal domu, w kałuży świeżej krwi, leżały blade, zimne i nieruchome ciała rodzicieli. Oczy zaczęły boleśnie ją piec, a duszę przeszyło coś jakby igła, klujący ból; mimo to z bladym, pocieszającym uśmiechem wyciągnęła dłonie i przycisnęła do siebie brata, który szlochał już wniebogłosy.
- Nigdy o tobie nie zapomnę, cokolwiek się stanie. Obiecuję - szepnęła, gładząc go łagodnie po włosach. Myślała, że te słowa służą jedynie uspokojeniu go, a jednak miały okazać się czymś trwalszym, łączącym nawet mocniej, niżeli więzy krwi.

Wojna przetaczała się nad Krainą Luster z siłą letniej nawałnicy. Kłębowisko ludzi i istot magicznych walczyło zawzięcie, szanse były wyrównane. Pośród nich była również owa dziewczyna, która niegdyś musiała zobaczyć śmierć na własne oczy. Teraz już ów obraz zniknął z jej pamięci i miał powrócić dopiero, gdy okoliczności będą ku temu sprzyjające. Gdzieś tam znajdował się także jej brat, aczkolwiek oboje byli nieświadomi tego, jak blisko siebie się znajdują.
Loire zajadle cięła sztyletami wszystko, co znajdowało się na jej drodze. Dziwnym był fakt, jak wiele siły może mieścić się w tak drobnym i niepozornym ciele. Krwawiła; jej delikatna skóra pełna była różnorakich, drobnych ran ciętych, na lewym ramieniu miała też ślad od muśnięcia pocisku. Całą była umazana kurzem i krwią, swoją czy innych, nie miało to teraz znaczenia. Ważny był wynik tej bitwy, bowiem obie ze stron uporczywie pragnęły wygranej.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group