To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Archiwum X - Żyła sobie kiedyś Vivi... Nie, chwila... Ona nadal żyje. o.O

Anonymous - 21 Marzec 2011, 17:24
Temat postu: Żyła sobie kiedyś Vivi... Nie, chwila... Ona nadal żyje. o.O
    *w miejsce XYZ w odpowiednim czasie zostanie wstawione imię/nazwisko*



    Wiosenny poranek. Ach, cóż za wspaniały moment na spacer. Można sobie poobserwować świat, porobić zdjęcia... Hah! Nawet udało mi się uwiecznić ślicznego ptaszka. Tak pięknie śpiewał, że aż dech zaparło mi w piersiach. Pomyśleć, że takie cudaczne stworzenia istnieją na tym świecie. Gdy tylko je widzę, słyszę... Czuję, że żyję, że potrafię istnieć na tym świecie, choć nie mam nikogo sobie bliskiego przy mnie. Wszyscy mnie opuścili, ale natura nigdy. Jestem taka szczęśliwa. Słoneczko, błyszcz dalej, wciąż ogrzewaj mą twarz... Wciąż na nowo i na nowo ogarniaj świat swymi promykami. Słucham śpiewu ptaków... Chwilka, coś mi tu nie pasuje...

Dziewczyna uniosła wzrok znad pamiętnika. Przed ławką, na której siedziała, leżała mała dziewczynka głośno szlochając. Odruchowo panienka zerwała się z miejsca i podbiegła do dziecka. Podniosła ją z ziemi i postawiła na nogi podtrzymując ją przy tym, aby nie "zaliczyła gleby" po raz kolejny. Spojrzała małej w oczy i powiedziała sympatycznym głosem:
-Nie płacz maleńka... Co się stało?
-Mam ałka... Zgubiłam się... Ja... Pani...
Dziewczynka mówiła urywanymi zdaniami. Wpadła w panikę. Im więcej słów mówiła tym mocniej płakała. Coraz bardziej się bała...
-Już, już... Spokojnie. Opatrzymy cię, a wtedy znajdziemy twoją mamusię, dobrze?
Uspokoiła ją szybko starsza z panienek. Usadziła małą na ławeczce i zaczęła opatrywać jej rany. Dziewczynka wciąż płakała. Młoda ( a raczej tylko wyglądająca na młodą) kobieta postanowiła zająć jej myśli czymś, choć na czas opatrywania.
-Dobrze, posłuchaj mnie, opowiem ci pewną historię, ale musisz uważnie słuchać, dobrze? Mało znam takich historii. Są one wyjątkowe. Zgadasz się?
Mała przytaknęła, w tym momencie kobieta zaczęła swój monolog.
    Była sobie kiedyś pewna dziewczynka. Nazywała się Vivi. Należała ona do bardzo bogatej rodziny. Wszystko miała na wyciągnięcie ręki. Nie było osób, które nie zrobiłyby dla niej czegoś, gdy tego chciała. Każdy był dla niej udawanym przyjacielem, nikt nie był nim na poważnie. Wszystkim zależało na jej pieniądzach, a nie na niej. Ona to widziała. Płakała co noc. Jedynym wsparciem obdarzali ją jej rodzice, a przynajmniej wydawało jej się, ze tylko oni.
    W ich domu, który był wielką willą pełną dziwacznych, najróżniejszych rzeczy mieszkała również służba. Wśród nich był jeden chłopak, niewiele starszy od panienki Vivienne. Nie pracował on jeszcze, ale czasem dotrzymywał towarzystwa rodzinie. Jak się znalazł tam? Było to owiane tajemnicą. Vivi za nim nie przepadała, jednak on obserwował ją często z daleka. Gdy ktoś jej dokuczył zawsze stawał w jej obronie, choć zazwyczaj miał przez to problemy to nie przestawał. Zawsze jej pomagał, ale tylko wtedy gdy nie patrzyła. Chciał aby była sobą. To mu wystarczyło. Nie zamierzał jej mówić o swych zasługach. Gdy widział jak płacze, serce krajało mu się na maleńkie kawałeczki.
    Nadszedł czas, w którym dziewczynie zawalił się cały świat. Jej matka odeszła z domu, a rok po tym ojciec został pobity na śmierć. Została zupełnie sama. Miała wtedy siedemnaście lat. Było to zbyt wiele jak dla tak młodej dziewczyny. Zamknęła się w sobie. Mieszkała w willi wraz ze swoimi sługami. Do domu dziecka nie trafiła. Udało się to jakoś ominąć. Przepisano jej w spadku cały majątek, jednak co jej z pieniędzy, gdy życie straciło już sens?
    Wtedy właśnie z cienia wyłonił się On. XYZ, bo tak się właśnie nazywał postanowił naprawić jej życie. Sprawić, że na nowo zacznie się uśmiechać... Próbował się do niej zbliżyć coraz bardziej i bardziej, jednak ona coraz silniej go odpychała. Traktowała go okropnie. Gdy tylko coś mówił wykrzykiwała swoje "Shut up!" i znikała gdzieś wśród korytarzy willi. Nie poddawał się jednak. Starał się coraz mocniej. Wiedział, że dziewczyna tylko udaje, że ją to drażni. Tak na prawdę było jej to bardzo potrzebne. Chłopak wiele razy został oblany herbatą, choć nigdy gorącą. Nie raz Vivi rzucała w jego stronę niemiłe słowa... Nawet kilka razy kopnęła go w piszczel, co kończyło się wielkim bólem dla XYZ.
    Jednego dnia stało się jednak coś wyjątkowego. XYZ wszedł do pokoju Vivienne i już miał coś powiedzieć, gdy nagle dziewczyna zaczęła go przeganiać. Jednak tym razem nie wyszedł. Dodatkowo nie zareagował ani na "Shut up", ani na uderzenie... po prostu na nic.
    - Posłuchaj mnie Viviś... Nie, nie przerywaj mi! Daj mi powiedzieć tą jedną rzecz, a wtedy wyjdę i dam ci spokój. Będę cię unikać, dopóki sama nie zdecydujesz, że chcesz ze mną porozmawiać.
    - Dobra, ale mów szybko. Nie mam...
    Nawet nie zdążyła dokończyć. Teraz dopiero przyjrzała się dokładnie dłoniom XYZ. W ręku trzymał stary aparat. Oczy Vivienne rozszerzyły się trochę bardziej. Chciała podejść do chłopaka, ale nie mogła zrobić nawet kroku.
    - To...
    - Tak. To jest aparat twojego ojca... Pomyślałem, że mogłabyś chcieć z niego korzystać, albo chociaż wywołać zdjęcia... Proszę.
    XYZ uśmiechnął się delikatnie i wyciągnął przed siebie ręce. Spojrzał dziewczynie w oczy i dopiero teraz zauważył łzy w jej oczach. Już miał przeprosić i uciec... Jednak nagle dziewczyna wyciągnęła z jego rąk bardzo delikatnie aparat i obejrzała go delikatnie.
    Głowę miała spuszczoną. Uniosła ją dopiero po jakimś czasie po jej policzkach płynęły strumienie łez. "Dziękuję"- jedno słowo, a tak silna wymowa. To właśnie powiedziała do XYZ tego dnia. Od tego momentu wszystko się zmieniło. Vivi była miła dla chłopaka, razem spędzali mnóstwo czasu... Nawet nie zauważyła, kiedy się zakochała. Jednak los znów ją zranił. Chłopak musiał wyjechać. Straciła go z oczu na długi czas. Nie mogła go odnaleźć. Stała się na nowo okropną dziewczyną.
    Jednego dnia natrafiła na jakiegoś staruszka, który jej coś uświadomił. Zrozumiała, że chłopak nie chciałby żaby ona tak się zachowywała. Jak to staruszek powiedział: "Zamiast niszczyć siebie, spróbuj odnaleźć to co dla ciebie ważne i na nowo zrozumieć kogoś. Sama łatwo nie przeżyjesz..."

- I co się wtedy stało? - odezwała się dziewczynka.
- Vivienne postanowiła znaleźć na nowo szczęście.
- I znalazła?
- Tak, skarbie, znalazła. O, zobacz. Czy ta pani nie jest twoją mamusią? Chyba woła twoje imię...
- Mamusiaaaa!
Dziecko zeskoczyło z ławeczki i pobiegło w stronę mamy. Po chwili jednak się wróciła. Utuliła jej bohaterkę i ucałowała w policzek.
- Dziękuję. Mam nadzieję, że odnajdzie pani tego człowieka...
Maleńka zniknęła. Jej matka też. Nie zdążyła im nawet pomachać. Do dziś zastanawia się skąd nieznajoma wiedziała, że to opatrująca osoba jest bohaterką opowiadania... A wy się domyślacie, kochani?



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group