To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Archiwum X - Biała rezydencja

Anonymous - 25 Marzec 2011, 20:00
Temat postu: Biała rezydencja


Do domu na obrzeżach Odwróconego Osiedla prowadzi zjazd z leśnej drogi na niedługi, wybrukowany odcinek. Tuż po przejechaniu kilkuset metrów drogę zagradza ciężką, mosiężna brama z prętów z przylutowaną do nich, na samym środku okazałą literą ‘E’ i to wykonaną dość kunsztowną czcionką. Jeśli ta barykada się otworzy nic już nie stoi na przeszkodzie do wjazdu. Od bramy nie widać jeszcze samego domu, wyłania się on dopiero za zakrętem pomiędzy dwoma rzędami klombów umieszczonych po dwóch stronach drogi. Dalej droga rozwidla się tuż przed niewielką wysepką i dwoma końcami spotyka się już tuż przed samym budynkiem tworząc przed domem szerokie, brukowane koło ułatwiające gościom i samej właścicielce wjazd i wyjazd.

Budynek utrzymany w większości w stylu wiktoriańskim, ale posiadający parę szczegółów kłócących się z jego założeniami. Na pierwszy rzut oka od razu widać, iż został zbudowany symetrycznie z widoczną osią. Jedno skrzydło domu jest, przynajmniej z zewnątrz, dokładną kopią drugiego. Ściany koloru marmuru ozdabia niezliczona ilość okien z których większość znajdujących się na wyższych piętrach ma swój własny, krótki balkon. Dwa największe balkony znajdują się na dachach wystających elementów domu po dwóch stronach wejścia. Sama ścieżka wejściowa, obłożona kostką o nieregularnych kształtach, rozciąga się szeroko prowadząc po krótkich schodkach do samych mahoniowych, podwójnych drzwi.

Naokoło domu rozciąga się typowo angielski ogród, wolny od symetrii i oddany swej dzikiej, nieokiełznanej naturze. Pilnowany jedynie tak, by nie mógł zagrodzić pojedynczych ścieżek. Rezydencja znajduje się z dala od miasta, więc naokoło rozciąga się upojna cisza. Sam teren jest zamknięty dla postronnych niezależnie od pory dnia. Właścicielka ceni sobie prywatność. Po terenie biegają psy pomagające jej utrzymać rozległy teren pod całkowitą kontrolą.




W dwupiętrowej rezydencji znajdują się dwie główne łazienki umiejscowione na 1 piętrze, cztery sypialnie: 'Rubinowa' należąca do właścicielki, 'Szafirowa' będąca świątynią spokoju najważniejszego członka służby, oraz 'Ametystowa' i 'Peridotowa' specjalnie dla gości. Wszystkie w większej mierze utrzymane są w odcieniach kamieni szlachetnych, od których pochodzi ich nazwa, w tym spylanie dla gości i służby maja przyłączone do siebie niewielkie łazienki, które pozwalają tym okresowym lub stałym mieszkańcom poczuć się bardziej komfortowo.
Największym pokojem jest salon, z kominkiem i przejściem do pięknego ogrodu na tyłach domu. Cały zastawiony jest meblami żywcem wyrwanymi z czasów wiktoriańskich, w tym dwa masywne fotele, trzyosobowa sofa i niewielki stolik do kawy. Druga, co do wielkości jest jadalnia bogata w okna okazujące malowniczy teren niedaleko położonego osiedla. Jest też kuchnia skryta nieco w głębi domu, z dala od oczu gości. Zadbano o to, by miała wszelkie udogodnienia w postaci sprzętu, jaki serwuje nam nowy wiek. W domu jest też biuro na piętrze z masywnym, mahoniowym biurkiem, jednym krzesłem po jego właściwej stronie i dwoma po naprzeciwległej. pokój ten częściowo służy też za bibliotekę, gdyż niemal wszystkie ściany od podłogi aż po sufit zapełnione są półkami, pełnymi grubych tomisk.

Za domem natomiast znajduje się bajeczny ogród udekorowany tylko jednym rodzajem roślin: herbacianymi różami. W jego centrum znajduje się oczko wodne o kształcie ósemki, co nie jest przypadkowe, ale to tajemnica samej Noir. Jest też, jakby zalewana potokiem kolczastych pędów róż, altanka, oddalona nieco od domu. oraz coś na kształt fontanny. Niemal cały ogród przecinają ścieżki zrobione tylko z wbitych w ziemie kamieni ,albo usypanego żwirku, aby nie przeszkadzać zbytnio rozrastającej się naturze.


Anonymous - 3 Czerwiec 2011, 17:08

Od bramy do głównych drzwi musieli sobie jeszcze przespacerować przynajmniej 100 m na oko. Alejką grubą na tyle, by zmieścił się tu zaprzęgnięty wóz, otoczoną przez zielone drzewa, przesycona dziękami świata zewnętrznego. Tu poczuła się już pewniej zwolniła nieco kroku, a kiedy oboje dotarli przez spory, okrągły plac, pod same, ciemne wrota do białej rezydencji drzwi otworzyła im kobieta o cnotliwym stroju pokojówki z dokładnym, perfekcyjnym kokiem, po czym pomogła Panience zdjąć buciki i zmienić je an nowe, a potem odczekała chwilę, by odebrać od gościa płaszcz, czy cokolwiek innego.
Młoda wampirzyca rozejrzała się po swoim domu nieco znudzonym, nasyconym tym widokiem, wzrokiem, po czym jej ślepia wróciły na jej chwilowego, ulubionego kompana. Dobrze wiedziała, co dziś zaserwuje jej służba i czułą, że zwłaszcza drugie danie może przypaść do gustu komuś, kto ma w sobie nieco kocich genów. Ciekawe tylko czy pozwalał sobie na wino?
Jednak byłą jeszcze tylko jedna, droga sprawa: danie mu możliwości wyboru.
- Życzysz sobie zjeść w jadalni czy ogrodzie? - zagadnęła łapiąc za plecami jedna dłonią za nadgarstek drugiej.
To było u niej niesamowite dzisiejszego dnia: święto lasu, przyprowadziła kogoś do domu, nie jest jej poddanym, nie ukąsiła go ani razu, pozwala mu mówić bez wyraźnego pozwolenia z jej strony. Tak Noir nie była łatwa w pożyciu, ale dziś nuda doskwierała jej tak mocno, że wolała od razu swego fantastycznego gościa nie przerażać. Choć nie zakładała, ze byłoby to łatwe.

Anonymous - 3 Czerwiec 2011, 17:34

Posiadłość zrobiła na nim wrażenie. Dzięki temu, że zwolniła kroku mógł przyjrzeć się dokładniej. Domek w lesie, którym postanowił się "zaopiekować" był śmieszną kupą gruzu w porównaniu z tym co właśnie oglądał. Miast odpowiedzieć, na słowa o obietnicy uśmiechnął się szelmowsko. akurat. a co z czystością szlacheckiej krwi? - pomyślał, ale nie mówił nic na ten temat. Mógł się mylić, przecież do tej pory jedynie czytał o szlachcie i ich upodobaniach.
- Wspaniałe miejsce. - tylko tyle zdołał wykrztusić na temat posiadłości. Przez chwilę przyglądał się służącej nie bardzo wiedząc czego chce od niego, ale potem zapaliła się jakaś lampka z tyłu głowy. Zdjął kurtkę i podał jej wyjmując z wewnętrznej kieszeni flet. Stary, gdzie nie gdzie podrapany, taki jakie mają dzieci w wieku przedszkolnym, lecz wypolerowany i zadbany, jakby był najcenniejszą pamiątką.
- Zadajesz trudne pytania moja droga. Uwielbiam posiłki na świeżym powietrzu, ale na dziś już chyba wystarczy przebywania na otwartej przestrzeni więc jadalnia. - gestem zaprosił by prowadziła, a sam przytknął instrument do ust i cichutko zagrał wesołą melodię. Nie wkładał w muzykę żadnych żądań czy czegoś podobnego, więc nie powinna hipnotyzować. Kiedy chciał, mógł grać dla samej przyjemności. Grał tak teraz właśnie by wyrazić swój podziw dla gospodyni i jej domu, a jednocześnie radość, że pozwala mu towarzyszyć sobie przy posiłku. A jednocześnie wynagrodzić jej widok starego podkoszulka i wysłużonych spodni. W tym stroju zupełnie tu nie pasował, więc starał się owe braki na swój specyficzny sposób odrobić.

Anonymous - 3 Czerwiec 2011, 18:02

- Dziękuje. - czysta formalność, dopiero po sekundzie zdała sobie sprawę, ze nie włożyła w tym słowie w swój głos wystarczająco dużo emocji, więc zabrzmiał... sucho. Tak, tak, była jedna z tych, co to się nie cieszą z tego, co mają. Trzymano ja w takim otoczeniu od urodzenia, odkąd tylko sięgała pamięcią i nie cierpiała tego miejsca, poprzysięgła sobie nawet, że kiedyś go spali. I zrobi to na pewno, to ponure, choć - nie ukrywajmy - piękne i pełne gracji miejsce, nie zasługuje na miano: 'domu'. Dusiła się tu wręcz.
- Jak sobie życzysz. - pstryknęła palcami i z odległego pokoju wysunęły się dwie osoby, identyczne kobiety w tym samym uniformie, co ta, która powitała Panią i gościa w drzwiach.
- Jadalniana. - posłała im krótkie polecenie, skłoniły się i znikły z powrotem w odmętach pokoju.
Potem zielonowłosa odwróciła się na pięcie i powoli szła w stronę łuku znajdującego się po prawej stronie ogromnych schodów prowadzących na wyższe piętro.
Tuż za wejściem przed oczyma wyrósł sługi stół ozdobiony w śnieżnobiały obrus i dokładnie cztery złote świeczniki rozstawione w równej odległości.
Buty od wejścia miały kontakt z miękkim dywanem. W pokoju znajdowała się poza tym jeszcze komoda z zapasową zastawą i sztućcami ,a resztę uwagi odbierała ściana będąca dokładnie naprzeciw łuku wejściowego, całą zakryta oknami za którymi rozciąga się barwny ogród. Stamtąd do środka jadalni, wprost w talerze gości zaglądały kolorowe kwiaty i krzaki. Jeśli przed oczyma gościa, gdzieś na zielonej trawie, mignęło coś szarego, królik czy też zając, nie to nie pomyłka. Za domem był mały, dobrze dokarmiany zwierzyniec, ale to nie oferta przystawki dla Dachowca.
Gospodyni szła cicho postukując obcasikami w rytm melodii i przymknęła oczy odchodząc bliżej okna.
- Rozgość się, proszę. - odparła szybko, by jak najkrócej zagłuszać dźwięki fletu.

Anonymous - 3 Czerwiec 2011, 18:28

Widok ów wprawił go w chwilowe osłupienie, zaznaczone jedną jedyną fałszywą nutą w melodii, jakby krótkie gwizdnięcie z podziwu. Widać jego muzyka podobała się jej, przynajmniej takie odniósł wrażenie. No, oprócz tego gwizdu rzecz jasna. Ale w końcu przyszli do tego pokoju na posiłek. Zastanawiając się jak zakończyć melodię zwrócił się do okien. Na jednym z krzaków przysiadł niepozorny ptaszek z wyglądu, czyli słowik i kręcił główka przez chwilę nim przyłączył się do muzyki swoim śpiewem. Cesar zagrał więc o słowiku, który był tak zajęty śpiewem, że nie spostrzegł niebezpieczeństwa - skradającego się doń kota, który w odpowiednim momencie skoczył i... Na tym zakończył melodię, a wystraszony ptak odleciał. Nie było w ogrodzie żadnych kotów, ale słowiki mają delikatne i soczyste mięsko. O tym jednak mówić panience nie zamierzał. Dopiero co uratowała jednego ptaszka przed nim samym, a możliwe, że on właśnie zrobił to samo. Zwykłe koty maja to do siebie, że dwunogi mogą je zobaczyć wtedy jedynie, gdy same tego chcą. Niestety Grę trzeba było przerwać, ponieważ nie sposób posilać się grając jednocześnie.
- Widzę, że lubisz muzykę. - powiedział z uśmiechem siadając naprzeciw okna. - Chętnie zagram dla Ciebie jeszcze po posiłku. Uśmiechnął się do dziewczyny kładą instrument obok sztućców. Jeden z lokajów chyba zamierzał zabrać go i odłożyć gdzieś dalej, jednak zabójcze spojrzenie Cesara wystarczyło by się grzecznie wycofał. Nikomu nie pozwalał dotykać fletu. To była jedyna pamiątka z Rosji jaką miał i dbał o nią aż do przesady. Może później rożnie bywało, ale w Ta część dzieciństwa w Moskwie była dla niego jednym z najcenniejszych wspomnień. Dlatego wiele mógł znieść, nawet drwiny i groźby, ale instrumentu dotykać nie wolno. Winowajca będzie królikiem doświadczalnym, czy potrafi on zmienić w kryształ fragment chociaż żywego organizmu.

Anonymous - 3 Czerwiec 2011, 18:58

Wyczuła fałszywą nutę, nie musząc znać melodii, po prostu przejście nie było delikatne, kota również nie widziała, przypatrywała się horyzontowi i chmurom płynącym po jeszcze błękitnym niebie, ale słonce było już nisko. Noc nadchodziła, stąpała ciężko włócząc za sobą granatowe prześcieradło połyskujące gwiazdami z niespieralną plamą księżyca.
Zamyśliła się i dopiero po kilkunastu sekundach dotarło do niej, że nie jest w pokoju sama. Skarciła się w duchu za chwilowe ukazanie przed oczami dziwnych myśli i odwróciła się przodem do gościa klaszcząc cicho.
- Tak... Sama też powinnam umieć na czymś grać, ale instrumenty mnie nienawidzą i zawsze pozostanę muzycznym beztalenciem, więc słuchanie czegoś, co jest dla mnie nieosiągalne boli jak diabli. Ale jest piękna, i jeśli byłbyś tak miły ustroić ten cichy dom w parę dźwięków, byłoby mi bardzo przyjemnie. - na jej drobnej, młodziutkiej twarzy odbiło się zmęczenie, takie samom jakie czasem ukazuje si na twarzach starych ludzi. Zapomniała się na tę chwilę. Potem jedna osoba ze służby odsunęła dla niej krzesło i zajęła na nim miejsce Potem w jadalni pojawiły się te same, dwie służące, jakie gość miał przyjemność zobaczyć nieco wcześniej. Rozległ się szczek talerzy, które spoczęły pomiędzy sztućcami przed obojgiem jedzących, tuż potem z dań zdjęto pokrywę. Na sama początek, jako pierwsze danie podano coś mokrego, zwykle zupę.
Małą wampirzyca uśmiechnęła się pod nosem.
- Dzisiaj dzień dań francuskich. To zupa jarzynowa z pistou. Smacznego. - wyjaśniła przyglądając się kolorowemu daniu, parującemu jeszcze od gorąca, roznoszącemu dookoła łagodny zapach rozgrzanych warzyw. Zupa była lekko strawna i nie było jej dużo, miała nie zajmować za dużo miejsca w żołądku, zanim nie poda się drugiego dania.
Nim służące wyszły z jadalni Pani wymieniła z nimi spojrzenia marszcząc nieco brwi, po czym oparła dłoń o stół i przez chwilę wpatrywała się na wymalowana an porcelanowej zastawie scenkę mężczyzny, który rzuca psu kość. Nawet nie tknęła łyżki. Wydawała się zupełnie wyzbyta z apetytu.

Anonymous - 3 Czerwiec 2011, 21:25

- ktoś bardzo dawno temu powiedział, że urodziłem się z fletem w dłoni, a zamiast płakać jak każdy noworodek zagrałem na nim. - nie chwalił się, tą anegdotką chciał poprawić jej nastrój. Już miał dodać coś jeszcze, gdy przyniesiono zupę, którą jego żołądek z kolei przywitał entuzjastycznym rykiem. Chociaż koty są drapieżnikami, ten osobnik nie miał nic przeciw warzywom. Danie wbrew pozorom znał bardzo dobrze, choć nie tak wykwintnie podane.
- Francuska kuchnia budzi miłe wspomnienia w większości. Smacznego - odpowiedział i wziął się za jedzenie. Mimo pustego brzucha nie spieszył się z tym, a gdy pierwszy głód został zaspokojony i odłożył łyżkę na godzinie piątej pustego talerza mówił dalej:
- Wtedy nauczyłem się większości rzeczy. Mój opiekun opowiedział mi o istotach z Krainy Luster. Widzisz wychowałem się wśród ludzi. Ale we Francji dowiedziałem się, że osoby z moim talentem do muzyki nazywane są Nocnymi Muzykantami. To lepsze niż "dachowiec".
Ostatnie słowo wymówił z niesmakiem. Zauważył, że nie ruszyła swojej porcji. Już miał zapytać o to, ale zaraz zrezygnował. Może dba o linię, albo coś w tym stylu, a może jego domysły są jak najbardziej prawdziwe? Poczeka na drugie danie. Nawet dbając o figurę powinna zjeść choć troszeczkę. Wtedy przypomniało mu się, że Francuzi piją wino do obiadu, a z jego słabą głową może stracić kontrolę nad muzyką i przypadkiem kazać komuś zrobić coś strasznego.
- Wybacz, ale prosiłbym o wodę zamiast wina. Muzyka ma wielką moc, a nie chcę doprowadzić do tragedii. - Owszem przyznał się do słabej tolerancji alkoholu, a jeśli wie coś więcej o Muzykantach, domyśli się o co z tą tragedią chodzi. I miał nadzieję, że doceni fakt, iż nie zamierza nikogo hipnotyzować, a jedynie grać dla przyjemności jej jak i swojej własnej. Nie był pewien czy zdołałby kogoś nauczyć gry na jakimś instrumencie, dlatego też tego nie proponował.

Anonymous - 4 Czerwiec 2011, 08:11

Poprawianie jej nastroju nie było konieczne, czasem dopadała ją wżerająca siew ciało melancholia, ale to nie był ten dzień.
Parsknęła pod nosem i wyrwało jej się ciche ‘przepraszam’. Nie wyśmiała go, po prostu... jej umysł miał w sobie za dużo logiki dla takich anegdotek.
- Mów do mnie jeszcze. – odchrząknęła i oparła brodę na dłoni nie spuszczając z Muzykanta bacznego, ale nie nachalnego wzroku.
Zainteresował ją tym, co mówił na temat Francji. Miała słabość do tego kraju, choć na ziemi była tylko jeden, jedyny raz. Bardzo dawno temu. Widok i zapach potraw skradły jej serce, tak samo jak ludzie, piękno miast i dziwny czar, jaki okalał to państwo. Atmosfera... miłości, stolica sztuki, przede wszystkim sztuki! Tak, sztuki i piękna – a na te dwie dziedziny wampirzyca była mocno wyczulona. A jak wiadomo, jedna z dziedzin sztuki była muzyka, zwłaszcza, ta płynąca z serca, a nie z nut. Jedynie artyści mieli u Noir jakiekolwiek szanse na miłosierdzie, czy też zainteresowanie. Brała siebie za orędownika i obrońcę istot przepełnionych talentem. Można by to nawet nazwać dziwnym hobby. Swego czasu w tym domu było ich sporo, ale piękno nie znosi klatki... więc została sama.
Stojąca niedaleko krzesła Cesar’a służąca mimowolnie uśmiechnęła się widząc, jak mężczyzna odłożył sztuciec i pewnie odebrała od niego, a potem od Noir, talerze zanosząc je do kuchni, bez robienia zbędnego hałasu.
- ”Nocni Muzykanci” – powtórzyła. – Faktycznie lepiej brzmi. Nawet przypomniała mi się pewna książka... ale nic, to za długi temat do rozmowy przy jedzeniu. Niemniej po deserze mam nadzieje, że dotrzymasz mi towarzystwa jeszcze przez jakiś czas i opowiesz mi coś o tym czarownym państwie? Byłam tam tylko raz w całym moim życiu, zbyt krótko, by móc się nim nacieszyć. – jej ton i sposób wymowy nie pasował do dziecięcego wyglądu.
W tej chwili do jadalni weszła ta sama kobieta niosąc w dłoniach talerze z drugim daniem- upieczonym łososiem z dodatkiem ziół. Już chciała położyć talerz przed gościem, kiedy niezbyt głośny, ale za to stanowczy głos dziewczynki powstrzymał ją zatrzymując niemal w bezruchu.
- Marie. Pomyliłaś talerze, mam uczulenie na estragon, powinnaś o tym wiedzieć. – nawet nie spojrzała na półmisek, jedynie odsunęła go od siebie palcem na kilka milimetrów, a na oznakę niezrozumienia ze strony służby zareagowała zmarszczeniem brwi.
Kobieta wydawała się nieco zdezorientowana, ale zaraz przeprosiła zamieniając talerze, dając przy okazji większy kąsek gościowi, po czym wyszła szybko kłaniając się przy tym.
- Wybacz niestosowną sytuację, ale jest tu nowa i widać nie za bardzo wie, jak układać mi menu. – uśmiechnęła się blado. Muzykant mógł śmiało pomyśleć, że albo dręczy służbę, albo po prostu chciała, by otrzymał większą porcję, dobra byłaby też możliwość, że nie skłamała, ale prawda leżała dużo głębiej, jednak decyzję zmieniło podejście Noir i zachowanie jej gościa. Zwłaszcza jego muzyka. Chciała go egoistycznie zatrzymać na dłużej.
Miał rację, co do potrzeby, a raczej przymusu, spróbowania chociaż drugiego dania. Podziubała więc w nim trochę i poudawała, że wkłada do ust coś więcej poza pustym widelcem. Cóż miała zrobić, nawet jeśli deliaktny zapach pieczonej ryby z paroma nutami koperku i pory wdziera się w nos, skoro jej ciało nie przyjmowało niczego poza krwią? Jedyne, co do siebie dopuszczała to jeszcze wino, po którym i tak żołądek prezentował mocne sensacje. W międzyczasie zamieniono wino Cesar’a na krystaliczną wodę.
Pozostał jeszcze tylko deser.

Anonymous - 4 Czerwiec 2011, 15:09

Skininiem głowy podziękował służącej i prawie od razu wziął się za jedzenie.
- Każdy ma swoje metody postępowania z podwładnymi i nie należy sie wtrącać. - Odparł między kęsami pamiętając by przełknąć zanim coś powie i nie otwierać ust póki nie przełknie tego, co do nich włożył.
- ostatni raz jadłem podobnie u madame Cole. Lecz twój kucharz jest artystą. - skoro chce by coś o tym pieknym kraju opowiedział, proszę bardzo - Madame Cole mieszkała najbliżej naszego domu na skraju miasteczka i często zapraszała nas na obiad. To niewielka mieścina u podnóża gór będących granicą z Hiszpanią. Urocze miejsce. Gdyby nie nowoczesne samochody, latarnie i te wsztskie współczesne gadzety może by pomyśleć, że czas zatrzymał sie tam za panowania Ludwika XVI. Pani Cole była wdową po kierowniku banku mieskająca samotnie w XVI-wiecznej kamienicy. Miała tylko jedną pokojówkę i znała podstawy etykiety, których nas również uczyła i wymagała. Na przykład to.
Przy ostatnim słowie ponownie odłożył sztućce w ten sam sposób i sięgnął po kieliszek z wodą. Noir mogła próbować udawać, że je, ale on już był pewien jakiego typu posiłki dziewczyna preferuje. Jak dotąd nie przydażyło mu się nic podobnego i nie bardzo wiedział jak sie zachować. Możliwe, że później Noir poprosi go o... a może zaatakuje kiedy nie będzie się spodziewał? Spróbuje załatwić sprawę po swojemu, nie łudził się, że do tego nie dojdzie.
- Po zniknięciu mojego opiekuna przez jakiś czas mieszkałem u wdowy. Ale w końcu postanowiłem znaleźć sobie własny kąt. Tak trafiłem po raz pierwszy do tej krainy i nawet natrafiłem na ciekawe domostwo niedaleko miejsca gdzie się spotkaliśmy. Tyle, że w tej chwili nie mam ochoty tam wracać. Jack zawsze miał mi za zle, że do domu to mnie wołać trzeba, bo sam bym nie przyszedł. Zakończył z uśmiechem, gdyż ktoś znów wszedł do pokoju. Mógłby zaczepić służącą i poprosić o kilka drobiazgów, które chodziły mu po głowie, ale to niegrzeczne, toteż powstrzymał się.
Powiedział coś zgoła innego:
- Będę zaszczycony mogąc zagrać dla Ciebie po posiłku. I już mam nadzieję, że nie będzie to nasze jedyne spotkanie. - już miał dodać "jak oboje się posilimy" ale w porę się powstrzymał. Już postanowił, że jeśli ma to się stać, sam ją poczęstuje swoją krwią.

Anonymous - 4 Czerwiec 2011, 15:57

Tak, udało jej się wykonać parę machnięć drobnym widelcem, ale w zasadzie nic nie dostało się do jej ust.
Nie nudziło jej to, co mówił ,wręcz przeciwnie miło było słuchać kogoś, nawet, jeśli historia nie opływała w zawrotną akcję, morze krwi, czy też skrajnie magiczne wydarzenia.
- Pyrénées... - mruknęła z akcentem, co w wolnym tłumaczeniu znaczyło 'Pireneje'. Pomyślała o tym, kiedy Cez wspomniał o górach dzielących Hiszpanię i Francję. - Pewnie mieliście na nie ładny widok.
Wzrok stalowo-szarych oczu mimowolnie zjechała na sztuciec, który stuknął o talerz, gwoli przykładu. Chwilę potem zabrano go. Sama wstrzymała jeszcze własny talerz przez kilka chwil myśląc cicho lecz dość gorączkowo. W końcu zrobiła to samo i półmisek przeszedł z powrotem do kuchni. Wytraciła wszystkie szanse.
Z początku kazała wymienić talerze, bo w porcji przeznaczonej dla gościa był... środek usypiający mogący rozłożyć go po paru minutach od deseru. Ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie wywołując dezorientacje u służącej, a teraz... straciła ostatnią szansę podania mu go każąc zabrać przepełniony niewidocznym proszkiem półmisek. Co jest... mięknie jej serce? Nie, nic z tych rzeczy, nie byłą an skraju głodu, a poza tym.... ach, ci cholerni artyści!
Uśmiechnęła się i oparła z powrotem brodę na dłoni.
- Jack, któż to taki? Twój opiekun? - zagadnęła mimochodem, prawie jakby chciała wybadać, czy po zniknięciu ktoś będzie go szukał.
Mógł spokojnie prosić służąca o, co tylko chciał, nawet gospodyni byłą dla niego wyjatkowo... przymilnie nastawiona. A miał teraz przedostatnią szansę, bo właśnie postawiono przed nim deser oraz parującą, delikatną w smaku herbatę.
Mała wampirzyca zamieszała łyżką w kubku i upiła łyk. Tak upiął,w gardle zrobiło jej się sucho.
- Ja również. - odparła odkładając łyżkę na mały talerzyk obok. - Umiesz grać, na czymś jeszcze prócz fletu? - nie to żeby jej to nie wystarczyło, pytała z czystej ciekawości, a ponieważ miała jeden z pokoi wypełniony instrumentami wszelkiej maści z ludzkiego świata, to mógł zaszaleć.

Anonymous - 4 Czerwiec 2011, 16:49

- Do niedawna myślałem, że był jedynie opiekunem i nauczycielem, jednak niedawno dowiedziałem się czegoś jeszcze. - odpowiedział biorąc kęs deseru tylko po to by nie urazić kucharza i z błogim wyrazem twarzy przymknął oczy póki nie przełknął. - Był moim ojcem. Niestety nie żyje. Notabene powiedział mi o tym człowiek, który maczał w tym palce, wysoko postawiony w organizacji nienawidzącej takich jak my. Sam ledwo uszedłem z życiem, tylko dzięki temu, że wychowałem się wśród ludzi.
Mówiąc "my", miał oczywiście na myśli nie tylko Jack i siebie, ale również Noir i resztę mieszkańców tej krainy. Ponownie wziął kawałek i ostrożnie popił łykiem herbaty. Popatrzył dziewczynie w oczy i nie mógł się nie uśmiechnąć. Jakież to dziwne. Dotąd raczej unikał innych istot, a tu, w tak krótkim czasie znalazły się już dwie istoty które polubił. To było dość niezwykłe, ale miłe.
- Staruszek imieniem Ethan, którego spotkałem w świecie ludzi paląc po raz pierwszy nową fajkę. Lubię czasem zapalić, ale jeśli dym Ci przeszkadza, nie będę tego robił przy Tobie. Znalazłem uroczy sklepik z tytoniem i fajkami, lecz obawiam się, że Ethan również jest ich klientem. A o moją ulubioną mieszankę dość trudno w Europie. Zostawiłem paczuszkę niestety w kurtce. Jest to łagodna francuska Virginia o wiśniowym aromacie z dodatkiem ziela które rośnie jedynie w dolinie rzeki Kongo. Dodaje to tytoniowi niepowtarzalnego smaku. - dokończył deser w ciszy. Zdecydował się, a innego sposobu nie wymyśli. Pierwszy raz, ten nie zapomniany jest jednocześnie tym najtrudniejszym. Najwyżej wszystko zepsuje i dziewczyna wyrzuci go za drzwi albo zabije, w ten czy inny sposób. Nie przekona się póki nie spróbuje.
- Przynieś proszę ręcznik, gazę i bandaż. Najszybciej jak to możliwe powiedział cicho do służącej zabierającej talerz. Rzuciła mu przepełnione strachem spojrzenie, ale kiwnęła głową. Mówił ciszej niż do gospodyni, ale wciąż dość głośno by go słyszała. Wstał z krzesła, spiorunował wzrokiem służącego za arystokratką by nie ruszał się nawet na krok i podszedł do niej mówiąc:
- Grałem czasami na gitarze ojca, a w moim leśnym domku jest fortepian. Jeśli zechcesz mnie kiedyś odwiedzić, sama będziesz mogła ocenić. Przykucnął po jej prawej stronie. Wziął ją za rękę i ucałował bladą dłoń.
- [b] Nie udawajmy niczego Noir.
Jej imienia nie wypowiedział, raczej wyśpiewał myśląc o uczuciu ptaków swym śpiewem witających wstające słońce kolejnego pogodnego dnia. Wtedy weszła ponownie służąca i drżącymi lekko rękami postawiła przy nich srebrną tacę z przedmiotami, o które prosił i natychmiast wyszła. Reszta służby instynktownie się wycofała, zostali sami.
- obiecałem zagrać po posiłku. - przypomniał jej uśmiechając się, a między ich dłońmi pojawił się sztylet z czerwonego kryształu. Tak, dawał do zrozumienia jasno, że domyślił się kim ona jest i nie ma nic przeciw piciu jego krwi, chociaż za tym pierwszym razem wolałby aby nie gryzła, a użyła ostrza. Teraz wszystko zależy od panny De Lacroix.

Anonymous - 5 Czerwiec 2011, 09:10

Czekolada wydawała się tylko delikatnie wtrącona w środek maślanej bułeczki o rozmiarach dogodnych do spożycia po dwóch daniach, ale zaraz po wzięciu do ust długo pozostawiała na języku słodki smak. Jednak i tego dania wampirzyca nie tknęła.
- No tak: MOIRA zapewne. Obiło mi się o uszy. - syknęła zmarszczyła nosek. Parę razy zdołali nieco namieszać jej w życiu i między innymi to przez nich musiała wracać z powrotem do Krainy Luster, tuż po tym, jak dociekli w końcu do tego, co robiła ludziom. Choć pewnie teraz żaden z członków jej nie pamięta, żaden nie żyłby tak długo.
Była dopiero drugą? Zaraz, zaraz... polubił...? To nowość, zapewne chwilowa i ulotna, ale jednak. Zazwyczaj nie cierpiało się jej. Jej wyższości, pewności siebie i kpiącego tonu, zwłaszcza w kręgach innych członków swej rasy, tej, jak oni tu lubią mówić, 'śmietanki'. Choć Muzykanta nie uraczyła żadną z tych rzeczy, choć jej ton zazwyczaj był nieco wyniosły.
- Trochę przeszkadza, ale dopóki będziesz robił to na zewnątrz nic się nie stanie. - odparła na temat palenia, przy czym dokładnie zanotowała w myślach skład tytoniu, jaki lubił. Kto wie, może czasem się przyda. Uśmiechnęła się pod nosem. - Dziwne, zawsze sądziłam, że fajki ani papierosy nie mają smaku. Dlatego nie rozumiałam palaczy.
Dodała jedynie tyle od siebie, po czym uniosła minimalnie brwi słysząc zamówienie Cesar'a, skinęła nieznacznie głowa i służka znikła w drzwiach. Co się działo... był ranny? Nie wyczuła nawet kropli krwi, nawet na ubraniu.
Jej również zabrano talerz, a kiedy Muzykant wstał niemal zesztywniała, jedynie jej wzrok śledził go bacznie. Potem zmusiła się do wyprostowania pleców i oparcia ich o krzesło, oraz umieszczenie dłoni na podołku.
- Z chęcią. - odparła i pozwoliła mu dotknąć dłoni. Chłodnej i niemal pozbawionej życia, wydawało się jakby była rzeźbą zrobioną z lodu. Taką, jaka zachłannie zabiera ciepło wszystkiemu, co ja dotknie, by potem stopić się w czyiś rękach. Nie speszyła się, ani nie zarumieniła, jej twarz miała dość nieodgadniony wyraz.
Drgnęła dość wyczuwalnie, kiedy doszedł do niej stuk tacy. Była w Muzykanta wpatrzona, jak w obrazek. Każda żyjąca w pełni istota byłą dla niej piękna, błyszczała, jaśniała, połysk miały jej włosy, które schwytały w siebie promienie słońca, skóra miała zapach wiatru i roślin. A krew... nie dało się porównać jej smaku do czegokolwiek innego, na dodatek kiedy jest świeża, pochodząca prosto z pompującego ją serca. Kochała każdą taką istotę na swój własny, zdziwaczały sposób, i upiła już sporo krwi tego i tamtego świata, ale jeszcze nigdy, w żadnym z przypadków nie przydarzyło jej się, że potencjalna ofiara... oddaje jej się sama.
Służba wyszła, nawet nie zauważyła kiedy, oni byli wyszkoleni, pozamykali się w części piwnicznej, bo wiedzieli, w jaka pasje wpada ich Pani, kiedy posmakuje krwi prosto z jej źródła. Dlatego też teraz chętnie każdy z nich osobiście zasztyletowałby Muzykanta i zakopał głęboko w ogrodzie.
Sama patrzyła na połyskujący sztylet i po długiej chwili odezwała się cichym, miarowym głosem:
- Wyglądasz teraz jak tamten ptak, który na Twój widok sam położyłby się na półmisku szykując ci nóż i widelec. Nawet nie masz pojęcia jakie to kuszące. - spojrzała mu w oczy, a koniuszki jej palców połaskotały go drażniąco po wrażliwym wnętrzu dłoni. - Zbytek łaski Cesarze, odbiorę ci dużo energii. - starała się nie patrzeć na jego rękę. Widziała chyba wszystkie żyły jakie tam rozciągały się pod skórą. Westchnęła i zamknęła oczy odwracając głowę przed siebie. Kusił ją nie tylko nęcącym smakiem krwi, było coś jeszcze, coś, co było nieosiągalne, jeśli nie piła krwi prosto od żywej istoty.
- Na pewno tego chcesz? Wolę, byś się do tego nie zmuszał. - że też jeszcze się na niego nie rzuciła.

Anonymous - 5 Czerwiec 2011, 09:47

Uśmiechnął się na wspomnienie ptaka. Może i ma rację, zdziwiłby się widząc coś takiego, lecz odpowiedział na jej kolejne słowa:
- To nie łaska Moja Droga, to dar. odpowiedział ściszając nieco głos, ale tylko odrobinę. - Koty lubią same decydować o swoim losie. Każdego innego wampira chcącego mojej krwi zabiłbym bez mrugnięcia okiem. Zapewne nie byłoby to łatwe, wręcz przeciwnie, ale miałem dobrego nauczyciela. Nie rzuciłaś się na mnie z ząbkami w lesie, nie atakowałeś, a wydaje mi się, że nawet tu w tym pokoju przed czymś mnie uchroniłaś.
Nie wytykał jej, że chciała go uśpić, zgadywał jedynie, że w łososiu była dodatkowa "przyprawa", ale nie miał jej tego za złe. Widać tak polują krwiopijcy. Położył drugą dłoń na jej chłodnej skórze, ostrożnym ruchem zabrał tę ze sztyletem i odłożył go na tacę. Owszem nie miał pojęcia jak dziewczyna reaguje na śwież życiodajny płyn. Widać teraz nie jest głodna, pewnie niedawno jadła.
- Proszę cię tylko o jedno. Jeśli będziesz tego potrzebować, a będę w pobliżu wystarczy powiedzieć. Nie zmuszam się, to mój wybór. Gdyby wspomniany ptaszek miał do wyboru położyć się na moim talerzu i umrzeć prawie bez bólu, a jedyną alternatywą byłoby poważne złamanie skrzydła, zakażenie, gangrena i śmierć w mękach, jak myślisz, co by zrobił? - mówiąc uśmiechał się patrząc w te piękne oczy. Miał cichą nadzieję, że właściwie wyjaśnił swoją decyzję. Nie robi jej łaski, ale nie chce być też zwierzyną na polowaniu. Podniósł się z klęczek, ale dłoni nie zabrał. Przyszło mu na myśl, że jednak ten pokój nie jest odpowiedni do tego typu zabiegów. Jeśli Noir w porę się nie powstrzyma, on straci przytomność, a guza sobie o kant stołu nabić nie chciał. Czytał kiedyś o wampirach, które miały służących w ten sposób niewolników. Dla niewolnika zaszczytem było zostać "naczyniem". Tylko nie pamiętał tytułu, więc lepiej o tym nie wspominać. Pomyśleć, że właśnie zaoferował się na kogoś takiego. Ale najgorsze, ze jest zadowolony ze swojej decyzji.

Anonymous - 5 Czerwiec 2011, 10:35

- Wyczułeś podstęp, co? - zagadnęła nieco zamyślonym głosem. - Ale nie mogłam rozłożyć cie tak szybko skoro, obiecałeś mi jednoosobowy koncert. - dodała po krótkiej chwili i postarała się, by jej uśmiech wyglądał nieco bezdusznie. A może była tam szczypta żarto.
Krwiopijcy polowali podstępem, Większości już dawno znudziła się prosta walka o posiłek, wiec albo oczarowywali ofiarę i sprawiali, ze im ufała,a potem rozrywali tę wieź a potem mieli na głowie już tylko ciało. Sama też niejednokrotnie polowała w taki sposób. A mężczyźnie widać z początku chciała oszczędzić bólu.
Była teraz głodna i przez to,z ę niemal zamachał jej jedzeniem przed nosem czuła to niemiłe ssanie w żołądku, ale hamowała się i powstrzymywała wszystkim i siłami. Przynajmniej póki co.
- Zapewne wybrałby pierwsze wyjście, to jasne. Ale to dla mnie takie... obce. - tym razem, kiedy mówiła kły zarysowywały się bardzo wyraźnie, choć nie kaleczyły jeszcze jej warg, ani nie przeszkadzały w zamknięciu ust. Wstał unosząc jej dłoń nieco wyżej, po czym ona zrobiła to samo. Obcasy, jakie stuknęły o podłogę wydawały się roznieść echo po zamrożonym w oczekiwaniu domu.
- Chodźmy na zewnątrz, niedługo słonce zajdzie, a chłodnej powietrze i mnie i tobie w porę otrzeźwi umysł. - odparła mając na uwadze, że czasem w piciu krwi się... zapomina. Wzięła w dłoń lekką tacę i na chwilę wysunęła drugą z jego rak. Podeszłą do przeszklonych drzwi i pchnęła je rozwierając obydwa skrzydła i otwierając przed sobą wrota, od których w głąb ogrodu ciągnęła się jasna, kamienna ścieżka. Spłoszyła przy okazji parę białych zajączków, które znikły w pobliskich krzakach. Potem znowu złapała Muzykanta za dłoń i pociągnęła za sobą.
Jak na dom tak upiornej bestii jak wampira nic nie było tu straszne, ostatni, różowawy blask słońca opadał na krzaki herbacianych róż, które znajdowały się niemal wszędzie, nawet obok oczka wodnego do którego doszła, nim przysiadła na zielonej trawie i odłożyła tacę obok. Przez całą tę, krótka drogę nie odezwała się, zastanawiała się gdzie naciąć ma ciało mężczyzny, by nie wykrwawił się, a jednocześnie dał jej posmakować krwi. Nadgarstki, szyja i uda odpadały, przez aortę przewijał osie za dużo krwi. W końcu wpadła na pewien pomysł. Zerknęła na swego drogiego gościa i poklepała miejsce obok siebie.

Anonymous - 5 Czerwiec 2011, 11:21

Nie odpowiedział na wieść o podstępie. Jednak zgadł, ale przecież dumne poniekąd kocisko nie przyzna się to "strzelania na ślepo". To podpowiedziało mu jedynie, że upływ czasu ma też wpływ na wampiry. Sam był chyba jednym z nielicznych, którzy woleli polowania od wizyt u rzeźnika. To był swoją drogą dobry trening, a ofiara przynajmniej nie cierpiała. Wystarczy celny rzut, czy cięcie odpowiednie. Lubił ten dreszczyk tuż przed zadaniem śmiertelnego ciosu. Ale nie potrafił sobie wyobrazić, żeby krwiopijcy polowali w podobny sposób, ich zwierzyna czasem się próbuje bronić mimo szybko uciekającego życia. Chwile dzielące od śmierci wydają się wiecznością. Tak mu się przynajmniej wydawało.
Gdy puściła jego dłoń, odsunął jej krzesło. Wciąż czuł chłód jej ciała na skórze, ale nie wydawał mu się nieprzyjemny, przeciwnie coś go w nim pociągało. Cez ty idioto- - pomyślał - durniu jeden, co ty wyprawiasz? Powinieneś ją zabić i wiać z tego miejsca...
Czyżby głos rozsądku? Niech się wypcha, Tak być powinno, w końcu ile można wędrować samotnie przez życie? Nie żeby miał jakieś plany, czy coś. Owszem bardzo ją lubi, choć znają się tak krótko, ale nie przesadzajmy. Kocur też potrzebuje towarzystwa. Pozwala się głaskać, drapać za uszkiem, karmić, a człowiek okazuje wdzięczność dając coś w zamian. Tak przynajmniej Cez to rozumiał. Wciągnął wieczorne powietrze przez nos i upajał się przez krótką chwilę wstrzymanego oddechu zapachem kwiatów i nadchodzącej nocy. Zanim znów wzięła go za rękę, zabrał ze stołu instrument. Gdy tylko do niej wrócił znów wzięli się za ręce i wyszli.
- Zapowiada się ciepła noc, bez jednej chmurki. - stwierdził patrząc w niebo przez moment. Jakoś nie zwracał uwagi na zwierzątka. Przez krótki moment miał ochotę zagwizdać jakąś melodię, ale rozmyślił się słuchają muzyki natury.
- Ptaki żegnają słońce i już za nim tęsknią układając się do snu. Proszą jednocześnie o szybkie przyjście kolejnego pięknego dnia. - powiedział na tyle cicho by nie zagłuszać ich śpiewu, ale na tyle głośno by nie był to szept. Bez wahania usiadł obok niej, może nawet trochę za blisko, ale nie zwracał uwagi na takie szczegóły. Sam nie wiedział czemu to robi, ale swój ukochany instrument położył trochę dalej. Był myśliwym i chyba odgadł nad czym Noir się zastanawia, toteż położył się w miękkie trawie, ale tak by móc patrzeć jej w oczy. Trzeba przyznać, bał się trochę, że dziewczyna nie zdoła się w porę opanować i swój dar przyjdzie mu przypłacić życiem, ale wycofywać się nie zamierzał. Nie lubił cofać raz podjętych decyzji. Skoro już nawarzył piwa, wypić je musi



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group