Anonymous - 7 Kwiecień 2011, 14:23 Temat postu: Sala obrad.
Właśnie tu odbywają się wszelkiego rodzaju spotkania członków Czarnej Róży.
Jest to oczywiście wielka sala, znajdująca się na przedostatnim piętrze, której dach znajduje się bardzo daleko w przestrzeni (nieprzyzwyczajonym do tego widoku, polecamy starać się unikać patrzenia w górę). Na ziemi zaś stoi okrągły stół, ale tylko 3/4 tego stołu zostaje zajęte... po drugiej stronie jest wielki fotel, na którym zasiada Czarna Róża, zaś najbliżej niej siedzą ci najważniejsi
.
Arthur wszedł powoli do sali. Na ramionach spoczywał mu płaszcz, którego kaptur zasłaniał jego blond włosy, zaś na twarzy miał maskę. Podpierał się czarną laskę, ze zdobieniami z kości słoniowej.
Był w bardzo złym nastroju, po pierwsze Róża była Martwa, po drugie nie był to najlepszy moment na spotkanie... Miał kilka spraw do załatwienia, ale oczywiście "first things first"... Jeśli zaniedbał by Stowarzyszenie, rodzina by się na niego wściekła.
- Psiamać - burknął do pustego pomieszczenia i zasiadł na jednym z czarnych, obitych w skórę (dla odmiany czarną) krzeseł.
Zastanawiało go, jaka panienka Dark jest tak na prawdę, czy da sobie radę na tym stanowisku, czy może się przerazi i ucieknie z krzykiem, kiedy zobaczy ilość spraw które trzeba załatwiać w walce z ludźmi... Tya, z ludźmi... Sam był synem jednej z arystokratek, zamieszkujących Anglię, więc czuł się zawsze odrobinę nieswojo. Jednak swoje obowiązki wypełniał dobrze i szybko... Oby tylko ta nowa też dała sobie radę.Anonymous - 7 Kwiecień 2011, 17:08 Blaise wszedł do ciemnego pokoju dość niemrawo. Jakby nie patrzeć mógł czuć tu wszechogarniający niepokój, przecież znajdował się w miejscu tak cholernie niebezpiecznym dla potencjalnej osoby z zewnątrz. Nigdy nie darzył Stowarzyszenia jakąś większa nienawiścią, jak to robiła MORIA, wręcz sprzyjał jej działaniom, jeśli nie chciała zniszczyć jego ukochanej kawiarenki w ludzkim świecie, bez której, znając życie nie przeżyłby dłużej niż kilka dni. Już teraz łatwo było stwierdzić, że nieco zmizerniał - a dokładniej nieco schudł, co na pewno się odbijało się dobrze na jego wyglądzie. A to wszystko przez to, co trapiło królika już czas dłuższy i jak na złość przestać nie chciało, a była to dokładnie panienka Madeline - która chcąc nie chcąc wyniszczała jego osobę od środka. Była tak tajemnicza, a zarazem tak prosta. Możnaby ją przejrzeć na wskroś, a jednocześnie stracić z oczu najważniejsze fragmenty jej osobowości. Koszula wisiała, tak samo czarna marynarka nieco za jego jakże krągły tyłek z srebrnymi akcentami - bo Blaise bez srebra to jak kura nieznosząca jajek - i drobnym, również srebrnym, krzyżem, który od czasu do czasu podskakiwał razem z łańcuszkiem na jego klatce piersiowej. Jakby nie patrzeć mógł śmiało uchodzić za członka tej jakże mrocznej organizacji, no ale tak - brak maski. Oczywiście nasz Ciągutka, to nasz Ciągutka i w przypływie weny zdążył zabrać z domu wytworny kapelusz, bądź melonik - doprawdy ciężko określi to czarne coś jednym słowem. O twarz się nie bał, zbyt urodziwy nie był, bo wiotkiego ciałka i prostych włosów za żadne skarby nie można było porównać do greckiego Adonisa, a blond kosmyki zręcznie zasłaniały części twarzy, które mogły go w jakiś sposób odznaczyć. Jednym słowem - stukot ciężkich czarnych glanów, ściągniętych prosto z ludzkiego świata, i szelest materiału zdradził jego położenie w Różanej Wieży - miejsca w którym z dwojga złego znaleźć by się nie chciał. Jak go wpuszczono? Widocznie słowa "Króliczek Jaśniepani Darki" są tak samo magiczne, jak sezamie otwórz się, choć tak oczekiwanej uprzejmości nie gwarantują. Skłonił się nisko drugiej zebranej tu osobie, w duszy modląc się, by więcej ich nie było.
Owszem uważał tą całą szopkę i służbę, jako obowiązek, ale również jako - od pewnego czasu - niebezpieczną zabawę. Wsunął głębiej w kieszeń czarnych spodni srebrny zegarek i zajął miejsce, na jednym ze skórzanych foteli. Nie wiedział, czy mu wolno - właściwie nie wiedział, czy może tu przebywać, ale jak to mówią raz kozie śmierć.Dark - 7 Kwiecień 2011, 21:39 Darkiś niby wcześniej się śpieszyła, jednak teraz szła dość niepewnie. Kroki stawiała powoli, wręcz można by powiedzieć, ze badała grunt. Nie wątpiła w to, że sobie poradzi, ale martwiła ją myśl o spotkaniu w tak przykrych okolicznościach. Co ona im wszystkim powie? Będzie musiała opowiadać o śmierci Róży, choć osobiście wciąż się nią przejmowała. W dodatku, jeżeli na prawdę jest tam Blaise... Czy na pewno powinna go zapraszać? W końcu on nawet Różyczki nie znał. W końcu jej się coś przypomniało. Znał jej prawdziwe imię i nazwisko. Na tą myśl przyśpieszyła kroku, jednak nie biegła, po prostu postanowiła, że nie może się wlec. Bo co jeśli chłopak zapyta, czy ktoś tam zna panienkę Madeline? Jej zależało na anonimowości.
Nacisnęła na klamkę i bez chwili wahania weszła do środka. Obecnym ukazała się pewna siebie panienka, która miała na sobie czarną sukienkę przewiązaną szerokim białym paskiem, stylizowaną na yukatę. Na jej twarzy spoczywała maska, która towarzyszyła jej od dłuższego czasu, a dokładniej od kilku lat, była to już któraś z kolei taka rzecz w asortymencie Darkisiowym. Włosy miała spięte w luźny koczek, a w nie wczepiona była czarna różyczka, która niemalże ginęła wśród loczków. Jedynymi widocznymi elementami jej twarzy były błyszczące, smutne źrenice, które widniały z dziurek na oczęta, usta i prawy policzek, reszta była zasłonięta przez maskę. Weszła do środka i ruszyła przed siebie. Bliżej jej było do Arthura spojrzała na niego i z powagą skinęła lekko głową.
-Witam.
Powiedziała cichym, a jednak pewnym głosem. Nie przedstawiała się, choć wiedziała, że to niegrzeczne z jej strony. Chwilę przypatrywała się chłopakowi, jakby chcąc zapamiętać każdy szczegół, po czym zerknęła na drugą z osób. Tak, bez wątpienia był to Blaise. Wyglądał jednak odrobinę inaczej. Wychudnął chyba trochę, ogólnie zmarniał. Przeszła obok niego zerkając tylko ukradkiem i uśmiechnęła się delikatnie. Na razie nie zdradzi się przed Arthurem, że to ona jest tą Dark, która została następczynią Czarnej Róży. Daleko nie zaszła. Stanęła jedno krzesło dalej od tego Blaisowego i usiadła sobie wygonie. Spojrzała na Króliczka i uśmiechnęła się smutno po raz kolejny. Miała nadzieję, że nie zareaguje w jakiś szalony sposób na jej pojawienie się. Skinęła w jego stronę i powiedziała do niego ciche:
- Tylko bez żadnych imion tutaj, proszę.
Szepnęła w taki sposób, aby Arthur tego nie usłyszał, a Króliczek tak.
- Dziękuję, że przyszedłeś.
Dodała i odwróciła wzrok od niego patrząc teraz przed siebie. Tak jak myślała, nie wiedziała co teraz zrobić. Niby go zaprosiła, ale nie wiedziała co zrobić. W końcu wstała i ruszyła do masywnych drzwi, którymi wychodziło się na betonowy, wyrzeźbiony balkon. Wyszła na zewnątrz mając nadzieję, że Blaise pójdzie za nią, tutaj będzie mogła powiedzieć mu słów kilka bez świadków. Szczerze mówiąc miała nadzieję, ze strażnicy skierują go do gabinetu, a skierowali do Sali Obrad... Jednak nie będzie narzekać, lepsze to niż nic. Dziwnym trafem Tencia przy niej teraz nie było, pierwszy raz od dłuższego czasu. Spoczywał sobie w gabinecie zamknięty na cztery spusty. I tak nic nie mówił, więc co ona się będzie męczyła i go dźwigała? Tu i tak nikt jej krzywdy nie zrobi... Raczej.
Na wszelki wypadek włączyła blokadę umysłu, bo kto wie, czy Arthur przypadkiem nie potrafi w czyichś myślach poczytywać?
Spojrzała przed siebie. Idealny widok na Różany Ogród. Był piękny wieczór, oj tak. Aż westchnęła cichutko. Nie obejrzała się nawet by zobaczyć, czy ktoś za nią idzie. Przyjdzie to przyjdzie. Nie przyjdzie to trudno, pogadają później.Anonymous - 8 Kwiecień 2011, 17:35 Biegła co sił w nogach. Gdy była już przed wejściem do sali obrad zatrzymała się i przysłuchała przemowie jakiejś kobiety. Po chwili dziewczyna wywnioskowała, że to może być ta nowa Czarna Róża. Już chciała wejść, lecz uznała, że brzydko wejść w takie miejsce sycząc ze zmęczenia. Odczekała chwilę i weszła do pomieszczenia, w którym była szefowa stowarzyszenia i jacyś dwaj mężczyźni. Trochę dziwnie wyglądało to, że ona jest taka młoda, bo inni wyglądali na pełnoletnich. Usiadła trochę dalej od innych. Popatrzyła na Różę i powiedziała robiąc trochę dziwną minę, której inni mogli nie zrozumieć :
- Przepraszam za spóźnienie, starałam się dojść tu jak najszybciej. Naprawdę przepraszam.
Popatrzyła na tego mężczyznę, do którego wcześniej mówiła kobieta. Był bardzo ładny, aż chciała do niego podejść i chwilę porozmawiać, lecz obecność Dark sprawiała w niej coś takiego, że nie mogła tego zrobić. Siedziała ciągle na swoim miejscu czekając na nie wiadomo co. Po chwili namysłu domyśliła się, że chodzi o innych członków grupy. Nie chciała nikomu przeszkadzać. Była osobą rozsądną, a przynajmniej ona tak myślała. Czekała na dalsze posunięcia istot i na ich decyzje, i przemowy.Anonymous - 8 Kwiecień 2011, 19:18 Miał ochotę podbiec do niej jak ucieszony labrador ze ślinotokiem, a potem wylizać jej twarz, aż do przysłowiowego zaślinienia - oczywiście w przenośni. Jednak nie bardzo czuł się tu na tule komfortowo, by cokolwiek większego zdziałać. Wstał z krzesła, które jak na złość wydało z siebie dźwięk tak nieprzyzwoicie donośny, że sam blondasek spojrzał po wszystkich zebranych i niemrawo machnął głową na przeprosiny. W pokoju pojawiła się nowa osoba, którą Blaise się specjalnie nie przejął. Kobieta, nie - dziewczyna na pierwszy rzut oka nie zwiastowała tego, co miało niedługo nadejść, czyli natłoku bardzo mrocznych członków Stowarzyszenia. Podszedł do drzwi wychodzących na balkon i przed otworzeniem ich, schylił się teatralnie, by chwilę potem jego dłoń powędrowała na czoło i odgarnęła parę nieznaczących kosmyków włosów, które ukazały niezbyt przyjemną bliznę. Owy, chorym można powiedzieć, okiem mrugnął do nowo przybyłej. Bo czemu się nie zabawić? Chłopak czuł się w tym natłoku coraz pewniej, lub inaczej - jego chęć rozluźnienia się była jak wielki kop dla jego trzeźwego myślenia. Otworzył jedno skrzydło drzwi i chwilę potem był już na balkonie.
Nie podobało mu się jak była ubrana jego panienka Madeline, może inaczej - nie lubił kimon. Z przyczyn prostej, trudno jest kogoś z niego rozebrać. To była notka od autorki, sama Ciągutka nie miała tego na myśli - a może miała? Ja tam już nie wiem. Stukanie ciężkich butów zdradziło jego zamiary i nie mógł już z zaskoczenia znaleźć się przy swojej pani. Zaszedł ją od tyłu, jak rasowy zboczeniec, by potem wyjąć dzwoneczek z kieszeni i zatrząść nim delikatnie przy jej lewym uchu. Kto, by pomyślał, że taka drobna rzecz wyda z siebie taki przyjemny, zdeczka metaliczny dźwięk.
-Buuu. - zaczął krótko zniżając swoją twarz do jej ucha. Kochał tak straszyć ludzi, jeden huh i ofiara już się czerwieni. Darki miała na sobie paskudną maskę - nie nie chodzi o to, że w jakiś sposób urągała jej urodzie. Blaise po prostu nie lubił masek, nie rozumiał jak można w nich oddychać.
- Słyszałem dużo o Stowarzyszeniu Czarnej Róży, ale o tym, że jej członkowie są dla siebie aż tak anonimowi już nie. - zauważył, a kąciki ust powędrowały mu w górę, w tym denerwującym kpiącym uśmieszku.Anonymous - 8 Kwiecień 2011, 19:49 Po dłuższej chwili oczekiwania, tak zwany „Króliczek” dołączył do niego. Arthur nie zadawał chłopakowi żadnych pytań… W ogóle się nie odzywał. Prawdopodobnie uznał to za niepotrzebne… Potrzebnym nie było także, żeby Arthur sam się przed sobą przyznał, że ciekawi go kim chłopak jest i czemu przyszedł bez maski. Mógł być kimkolwiek chciał, Arthura nie bardzo to interesowało, gdyż jedynym czego pragnął to wrócić do domu i położyć się przed kominkiem z jakąś dobrą powieścią, oraz filiżanką herbaty… Przynajmniej tak sobie ubzdurał i tak było w jego małym świecie.
Jednak kultura nakazywała, by się co najmniej skłonił więc grzecznie skinął mu głową i obrócił łeb w drugą stronę, z której wyszła wkrótce… Nowa Czarna Róża. Nie było wątpliwości… Większość ludzi przychodzących d tego przeklętego miejsca, nie ubierało się… Ładnie. No i rzucało się w oczy, że była młoda… Czy na pewno da sobie radę? Kto zostanie przywódcą tak poważnej i agresywnej organizacji? W końcu oni mordowali, kradli i ogólnie prowadzili otwartą wojnę z ludźmi!
Prawdopodobnie ta na oko nieprzesadnie młoda dama, była zestresowana po śmierci Róży… Nawet on miał gorszy humor niż zwykle… Miał ochotę tylko kląć i bawić się manekinem do szermierki, na którym miał w nawyku się wyżywać, jednak również utrzymywał jeszcze bardziej stresującą atmosferę.
- Good afternoon, milady – odparł na przywitanie, podnosząc się i kłaniając lekko. – Mam nadzieję, że panienka jest w dobrej formie. – Nie, nie czekał na odpowiedź. Zamiast tego poświęcił swoją uwagę pustym, czarnym ścianom, po których mógł przysiąc, że przed chwilą przebiegł jakiś skrzat (co niestety dla innych nie mogło być widoczne, gdyż wydarzyło się to tylko w głowie Arthiego). Dopiero po chwili zrozumiał, że pani poszła na balkon, jednak nie miał w planach jej dołączyć… Niech ten tajemniczy gość się nią zajmie, skoro wydawali się mieć tak bliskie kontakty.
Kątem oka zauważył jakąś wyraźnie młodą osóbkę… Była mniejsza nawet niż panna Dark! Cholera, powariowali ci ludzie! Dziecko przepraszało za spóźnienie, mimo że… że były tylko trzy osoby! Kurna powinni ustawiać jakieś granice dołączających… Chociaż sam nie był wyjątkiem, gdyż dołączy będąc znacznie młodszym.
Więc skomentował przyjście kolejnej panienki tylko dłuższym westchnięciem i poprawił maskę, natomiast kaptur zrzucił z głowy. Była tutaj cisza, przy jakiej zwykł zaplatać ręce na piersiach i kląć ile wlezie.
Chciał już przejść do konkretów, jednak… To Róża powinna zacząć rozmowę… Tylko ile to jej zajmie?
Nie chciał się narzucać, jednak…
- Więc… Nową Różę już poznaliśmy… Pomińmy pytania które mogłyby jej utrudnić i tak ciężką już sytuację… Miejmy nadzieję, że będzie nas prowadzić dobrze, a jej decyzje będą przemyślane i ostateczne. Jest nas tylu ilu widać, ale uważam, że tym lepiej. Moi drodzy, uważam, że powinniśmy poczekać na jeszcze kilku, zrobić głosowanie i zdecydować jakie będą nasze kolejne kroki? Czy będziemy kontynuować co robiła Róża, czy może panienka pragnie zacząć nowe projekty? – Ok. to mogło być odrobinę narzucające się, ale nie lubił spotkań gdzie nikt nic nie mówił… Nigdy nie dochodzili do żadnych konkluzji, z resztą nie po to zostawał Ciernistym Egzekutorem, by nie mieć zdania przy spotkaniach. – Nie okłamujmy się… Walczymy z ludźmi, powinniśmy podjąć kroki nim oni nas wyprzedzą… Nawet poprzednia Róża była tego świadoma. – Mówił bardzo poważnym tonem i słychać było, że skupiał się na tym co chciał powiedzieć. Jednak najważniejszym teraz było jakoś działać… I nie pozwolić ludziom nawet się domyślić, że mają krytyczny moment.Dark - 9 Kwiecień 2011, 17:02 Do diaska co to ma być... Zaraz mnie coś trafi... Nie no, opanuj się Madeline... - to właśnie sobie pomyślała Czarna Róża, gdy Riotta weszła na salę. Nie żeby się czepiała, ale na co ona przepraszała? W dodatku chyba panienka miała jakieś przywidzenia, czy coś, bo Róża przecież nie kierowała żadnego przemówienia do nikogo. Jedyne co mogła usłyszeć to przywitanie skierowane do Arthura. Jeszcze jakieś spóźnienie o co jej łaziło? Westchnęła cicho i pokiwała głową. Nim wyszła mruknęła tylko z niezadowoleniem.
- No i na co przepraszasz, dzieciaku? O ile mi wiadomo nie można się spóźnić na spotkanie, które nie ma ustalonego momentu, w którym się zacznie, nie uważasz? Rany, z kim ja muszę współpracować. Pogadamy później.
Skoro i tak kto na nią nie spojrzał wiedział, ze to ona Różą będzie to nie będzie się kryła.
- Za chwilkę wrócę, niech się zbierze więcej ludzi.
Dodała oschle i wyszła. Z trudem powstrzymała się przed trzaśnięciem drzwiami. Miała nadzieję, że Riotta jest bardziej rozważna w innych sytuacjach. Rozumiała, że teraz wszyscy są roztrzęsieni śmiercią Różyczki, więc starała się nie być zbyt ostrą, poznają jej podejście do poważnych spraw trochę później, nie będzie ich straszyć już na samym początku.
Arthur nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak mylnie ocenił ją. Nie była wcale młoda, jej wygląd był do prawdę mylący. W końcu była tylko dwadzieścia lat młodsza od byłej Róży. A co do radzenia sobie z mordowaniem... gdyby usłyszała te słowa to by go wyśmiała. Chłopak chyba nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo może na takie rzeczy wpływać chęć zemsty. W końcu to ona zabiła pierwszego zarządcę MORII. Było jej wciąż mało i wtedy Czarna Róża poprosiła ją by została członkiem organizacji. Gdy spotyka na swej drodze kogoś stamtąd to ciężko jej się powstrzymać przed zgładzeniem go na miejscu, jednak dodatkowo ona potrafi się powstrzymać przed zrobieniem zupełnej głupoty. Jest rozsądna i to bardzo. Dodatkowo była pewna, że gdyby nie to, że Róża wiedziała dobrze, że da sobie radę na swoim stanowisku, to na pewno nie przekazałaby jej władzy. Arthur nie musiał się o to martwić, ale nie mówiła tego głośno, bo nawet nie wiedziała co ten sobie tam myśli w swej głowie.
Pewnie gdyby usłyszała myśli chłopaka to by się na niego wkurzyła i powiedziała, że właśnie z tego powodu nienawidzi Arystokratów. Myślą, że są nie wiadomo kim i oceniają wszystko bez wcześniejszej próby poznania tego. Miała gdzieś te ich próby przemawiania. Miała tylko nadzieję, że jak już zacznie mówić nikt się nie będzie burzył. Odwlekała to dość, ponieważ najpierw musiała to ułożyć jakoś w tej swojej głowie. Miała do tej pory mało czasu by podjąć decyzję, wszystko w biegu... wszystko takie pokręcone. Dlatego chciała zaczerpnąć świeżego powietrza.
Blaise zaś się mylił tylko w jednej sprawie. To wcale nie była prawdziwa yukata, tylko sukienka na nią stylizowana, a co za tym idzie prostsza do ściągnięcia niż prawdziwe kimona. A to dopisek dla Ciągutki.
Darkiś słyszała, że chłopak wchodzi na balkon. Nie zdradziły tego tylko buty, ale również głośne, stare drzwi balkonowe.
Gdy se tak bułnął nie wystraszyła się ani nawet nie zaczerwieniła. Spojrzała na niego ze zwykłą sobie oschłością. Jednak po chwili powiedziała z rozbawieniem.
- Niestety, mnie nie tak łatwo wystraszyć.
Po chwili usłyszała jego słowa i skrzywiła się delikatnie. Obróciła się w jego stronę. Dzieliło ich niewiele centymetrów.
- Nie mam ochoty na takie żarciki. Prawdę mówiąc nie wszyscy są tak anonimowi, ale ja chcę, nie mogę?
Powiedziała i westchnęła cicho. Spojrzała gdzieś w bok. Tak dawno nie widziała Blaisia, ale teraz tak ciężko było jej na niego spojrzeć.
-Niedługo będę musiała tam wrócić, chciałabym ci jednak najpierw powiedzieć parę rzeczy. Pewnie się zastanawiasz dlaczego cię tu ściągnęłam. Prawdę mówiąc sama nie wiem. Poczułam się chwilę gorzej, taka chwila podłamania.
Uśmiechnęła się smutno. Zamyśliła się chwilę i znowu obróciła tyłem do niego patrząc na ogród.
- Proszę abyś nic nie komentował w czasie rozmowy z członkami, cały czas pamiętaj, że nikim takim nie jesteś. Nazwij to rozkazem, prośbą, jak tam se chcesz... Bylebyś się dostosował do tego. I tak jak mówiłam - tu jestem Dark. Żadnych imion i...
Zamilkła. Cóż, tak już to bywa, że czasem przestajesz mówić czując coś dziwnego, jakieś ukłucie w sercu. Zamilkła na jakiś czas. Czekała aż chłopak odpowie na to co do tej pory powiedziała. A także miała nadzieję, że odzyska dzwoneczek. Taka głupia myśl jej przyszła do głowy, że chce to odzyskać. Nawet jeśli chce zrezygnować z bycia jej sługą, to chociaż niech ona ma jakąś pamiątkę.
- Wybacz, że tak długo milczałam.
Odezwała się w końcu, choć to nie miało nic wspólnego z tematem, który poruszyła.Anonymous - 9 Kwiecień 2011, 17:40 Gdy usiadła, to pierwsze co zrobiła Róża, to opieprzyła Riotte. Nawet nie wiedziała czemu, Nagle wstała i powiedziała do szefowej :
- Przepraszam. Nie wiedziałam, myślałam że będzie więcej członków stowarzyszenia.
Och, jej to wszystko przeszkadza, myślała. Odruchowo popatrzyła na Dark. Opieprzała jakiegoś chłopaka? Mniejsza o to, mnie to nie powinno obchodzić, myślała. Wyjęła swoją maskę i założyła se ją na głowę. Naprawdę bardzo ją lubiła, ale trochę ciężko było w niej oddychać. Nikomu nie można ufać? Oni są tace dziwni, chyba tracę ochotę współpracy z tymi wszystkimi istotami. Najlepiej byłoby gdyby było tu więcej ludzi podobnej do tego oto ludożercy. Wtedy dziewczyna nie czułą by się tak samotnie i tak ... dziwnie? Nie musi się bać, bo nie ma powodu, ale nie musi się też śmiać. To co ona ma teraz uczynić? Sama nie miała bladego pojęcia. Najlepiej chyba byłoby siedzieć i słuchać tego babsztyla. Nie, no nie można tak się nudzić. Żeby jeszcze oni gadali o czymś sensownym, a to ciągle, w kółko to samo. Czarna Róża wyszła gdzieś, a inni siedzieli na miejscach. Kurde, żeby już nie przychodziła, ale byłoby fajnie, myślała. Dobra koniec trzeba znaleźć sobie jakieś zajęcie, bo tu można się zanudzić na śmierć. O nie jak umrę będę strachem, myślała. Dziewczyna dużo o nich słyszała. Podobno żywią się emocjami innych, wyglądają jak ludzie, ale są pół duchami. Straszne, co nie? Riotta zaczęła się wiercić. W tym właśnie momencie wyjęła z nie wiadomo skąd czarne i różowe róże, po czym wstała, podeszła do kobiety i wręczyła jej kwiaty do rąk. Po chwili wróciła na miejsce i powiedziała głośno do osóbki, której dała roślinki :
- Panno Dark to są kwiaty dla pani. Mam nadzieję, że podobają się Ci róże. - zrobiła krótką pauzę na przełknięcie śliny i znowu zaczęła mówić. Zdaniem dziewczyny trochę dziwnie to zabrzmiało -Żeby pani nie myślała, że ja się podlizuję, bo wcale tak nie jest. Po prostu czasami lubię zrobić coś miłego.
Uf, udało mi się przetrwać tą trudną trasę. Jeżeli to co przed chwilą zrobiła, można było tak nazwać. Teraz siedziała sobie cicho i patrzyła w sufit. Nie wiedziała jaka będzie reakcja Dark, więc powoli przygotowywała się do oberwania po głowie. Jeżeli Dark oczywiście to uczyni. Riotta wierzyła, że Róża nie jest taka naprawdę, tak tylko zachowuje się wobec osób, których nie zna. Przykładem takiego kogoś jest Riott. Dziewczyna w towarzystwie członków stowarzyszenia czuła się inaczej, niż zwykle. Tak jakby ktoś złapał ją, a potem zamkną w jakimś pudle. Wszystko wyglądało tu inaczej. Riotta z maską na twarzy siedziała i patrzyła na zmartwioną Dark. Czemu ona była taka smutna? Ale czy na pewno była zmartwiona? Raczej tak to było słychać po jej wymowie. Jej ton głosu ją zdradził. Cyrkowiec dłużej nie wytrzymał, wstał i powiedział głośno, kierując swój wzrok na Czarną Różę, która była bardzo smutna :
- Jeżeli pani to nie przeszkadza to spytam się. Czemu pani jest taka zmartwiona? Taka smutna? Coś się stało? Mi pani może powiedzieć. Jeżeli tylko panienka chce?
Siedziała i czekała na poczynania innych. Była ciekawa ich reakcji. No co, przecież nie będzie siedzieć parę godzin i się nudzić. Och... jakie życie jest dziwne, no i bardzo nudne. A więc powtórzę raz jeszcze, Riotta siedzi, gapi się w sufit i czeka na ruch innych.Anonymous - 9 Kwiecień 2011, 22:09 Nie było konieczności zmiany stroju. Na salę wszedł Tsukichi, w stroju, który miał na sobie podczas balu. Chociaż był on w gorszym nieco stanie, szczególnie po wizycie w Malinowym Lesie. W ręce trzymał kilka strzępków kartki. Nawet gdyby ktoś znalazł wiadomość w kawałkach przez Wieżą, nie zdołałby jej odczytać bez kluczowych części, które właśnie Tsu zamierzał wyrzucić gdzieś indziej. Na łatwiejsze sposoby nie było miejsca ani czasu.
Trochę osobowości już się zebrało. Różany Strażnik nie robił sobie ani nikomu innemu kłopotu. Po prostu omijał każdego na drodze, nic nie mówiąc, nawet nie zwracając uwagi. Z tego co wiedział, to działało w dwie strony. Niestety, tylko w miejscach publicznych, a ta sala raczej niezbyt się kwalifikowała jako miejsce na większe tłumy. Cóż, pozostało mieć nadzieję że nikt nie zechce poznać bliżej Tsukichiego... i jego problemów.
Trzymając głowę nisko, starał się odnaleźć Dark. Nie wiadomo jak teraz nowa Róża zareaguje na jego widok. Znajdują się teraz w innych okolicznościach. Spodziewa się braku zainteresowania. Przyszedł posłuchać, nie musi nic mówić. Odezwie się, jak go poproszą. Ale co on, pozbawiony uczuć może wiedzieć. Da kilka porad, których nauczyła go przeszłość, jak to zwykle bywa, ale nic więcej. Westchnął cicho, zupełnie nie wiedząc dlaczego. Czyżby atmosfera była przytłaczająca?
No, oczywiście. Z tą książką będzie się jeszcze bardziej rzucał w oczy. Ale nie ma gdzie jej schować. Ech, co za durny problem. Niech zostanie tak z nią i już, kogo obchodzi jakaś księga, której strony ledwo co jeszcze się trzymają. Archeologów nie należy się spodziewać wśród członków stowarzyszenia.
Nie będąc jasnowidzem, nie mógł przewidzieć co się wydarzy. Pozostało tylko czekać, i ewentualnie posłuchać w jakim temacie cała reszta siedzi.Anonymous - 10 Kwiecień 2011, 16:50 Arthur zacisnął usta w cienką linijkę, czego nie było widać pod maską i zmrużył oczy. Tyak, to nie będzie jedno z najprostszych spotkań... Po pierwsze będzie długie i faktycznie nudne... Jednak nie wypadało mu wziąć niczego do czytania, ani znaleźć sobie poważniejszego zajęcia. Cholera że też ta sprawa musiała być taka delikatna... Nigdy nie był w nich dobry, zawsze musiał je psuć jakimś zbyt szczerym komentarzem. Po drugie, nie było tu starej, dobrej Róży, która myślała tak słodko szybko i skomplikowanie. Po trzecie niewielu wydało się być poważnymi.
Chłopak westchnął cicho i oparł podbródek na doni. Będzie to trwać długo... Już to widział, tym bardziej, że Róża chciała POROZMAWIAĆ i POMOCY... Niestety tak to wyglądało... Dziewczyna mogła by sprawiać wrażenie nie wiadomo jak poważnej i pewnej siebie, ale widać było, że ucieka... Zamiast siedzieć tu z nimi... Nie musiała przecież ukrywać, że jest człowiekiem i robić wszystkiego takim tajemniczym... Och, jak on tęsknił za tymi cichymi spotkaniami z Różą i maks dziesięcioma osobami... Zawsze przebiegały szybko i konkretnie.
W głowie palnął się w czoło, słysząc pytanie Roitty... Pogarszała sytuację i właściwie wszystko, nawet próby zebrania wszystkich do kolejnych kroków, było obecnie tylko pogarszaniem zła... No ale popatrzmy do czego to doprowadzi, bo może być zabawnie.
Zwłaszcza, że dołączył do nich kolejny gość, o którym wcześniej tylko słyszał. Nie zbyt się angażował w wewnętrzne sprawy, gdyż zwykle po prostu chodził na misje... I też nie nienawidził ludzi tak jak Dark, wcale nie dążył do zabicia ich wszystkich, tylko do trzymania ich z daleka od Krainy... No ale wracając do Tsukichiego, bardzo go ta osoba zainteresowała.Miał nawet nadzieję, że się chociaż kilka razy odezwie, a może nawet będzie mógł poznać go bliżej.Anonymous - 10 Kwiecień 2011, 20:20 Po korytarzu wieży niosły się echem szybkie kroki. Dźwięk odbijał się głucho od ścian i szedł hen daleko aż na same krańce. Przez okna wpadały małe snopy światła, które omiatały okurzoną podłogę. Widać, że dawno nikt tędy nie chodził, jednak było tu wiele śladów ludzkich butów, więc chyba wszyscy już są.
Kroki, buty i w ogóle cały hałas jaki teraz niósł się korytarzem należał oczywiście do Drakara, który jakoś zbytnio nie przejmował się tym, że jest spóźniony. Szedł szybko ale wyłącznie dlatego, że nie umiał chodzić powoli. Mógłby się skradać i wejść do sali bezszelestnie, ale nie chciało mu się. Chciał mieć już to za sobą. Ktoś, kto wyrwał go z planowanej miłej nocy u przyjaciółki na pewno miał ważny powód. Bo jeśli nie to on będzie zły...
Sam jego wygląd przedstawił się przeciętnie. Czarne spodnie i buty tegoż samego koloru wyglądały OK, ale koszula była wygnieciona i miejscami żółtawa od lemoniady. Denerwowała go, ale raczej nie wypadało wejść z goła klatą na tak ważne zebranie, więc znosił tę niewygodę. Włosy i ogólnie twarz miał utrzymaną w czystości, toteż nie musiał się przejmować tym małym, jednakże ważnym szczegółem jego wyglądu.
Powoli dochodził do drzwi, więc poprawił katanę, podrzucił lekko plecak, żeby rzeczy w nim nie kuły go i nieco przeczesał ręką włosy. Obciągnął koszulę w dół i pchnął drzwi do wielkiej sali.
Duży stół, dużo krzeseł i duża odległość do sufitu. I właśnie ten jeden element zrobił na nim wrażenie, które skutecznie ukrył. Przez chwilę oglądał pomieszczenie, szukał też miejsca, dla siebie, po czym już sobie jakieś upatrzył.
W środku siedziała cała grupa ludzi. Była grobowa cisza, wszystkie spojrzenia obecnych w jednej chwili skierowały się na niego, jednak nie stresowało go to. Z zimnym spojrzeniem i twarzą bez wyrazu zajął w milczeniu miejsce przy stole i założył nogę na nogę krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Pierwsza myśl - banda dziwaków i sztywniaków, ale co poradzić. Irytowało go to towarzystwo, chciał, żeby spotkanie jak najszybciej się skończyło i żeby mógł wrócić do przyjaciółki, na ciepła, wygodną i mięciutką kanapę.Dark - 14 Kwiecień 2011, 19:49
Skoro Blaisuś sobie tego życzył, pomijam go w kolejce i piszę, mam nadzieję, ze nie jesteście źli, że musieliście tyle czekać... Gomene.
Kobieta stała w spokoju na balkonie i czekała aż Blaise odpowie. Poczuła nagle jednak, że reszta nie może czekać tak długo, w końcu zaczną wychodzić, albo pomyślą, że jest osobą niekompetentną. Czy to nie byłoby straszne? Ech, wiadomo, że Dark ani trochę nie przejmowała się tym co robią inni, jednak chciała nadal kontynuować to co robiła Róża. Jeśli to by się skończyło, ona i tak by nadal walczyła w pojedynkę. Miała już kilka planów nawet. Jednak najważniejsze teraz było nie uciekać i wrócić do zebranych w sali osób, a jej zachowanie musiało wyglądać jakby się okropnie bała rozmowy z nimi. Spojrzała Blaisowi w oczy i uśmiechnęła się smutno po raz kolejny.
- Porozmawiamy później, mam nadzieję, że nie zrobisz żadnej głupoty.
Madeline opuściła balkon zostawiając tam Blaisia samego. Bo przecież nie przyszła tu z nim nawijać, tylko po to aby zająć się sprawą śmierci Czarnej Róży. Pewnym krokiem weszła do środka z zamiarem zaczęcia obrad i oznajmienia, ze nie czekają na resztę. Jednak już na samym początku jej plany zostały zepsute. A to peszek.
Została obdarowana kwiatami. Właśnie to drażniło w dawnych czasach Różę, gdy ktoś z członków się podlizywał, albo co gorsza, traktował ją jak swoją idolkę. Kwiaty. Na co jej kwiaty? Jest to zupełnie nie potrzebne, ale nie chciała po raz kolejny naskakiwać na Riottę, bo jeszcze ich zniechęci. Teraz musiała myśleć co robi i być mniej narwaną, gdy ktoś ją wkurza. Nauczyć się zwracać uwagę, ale nie przesadzać. Westchnęła cicho i pokiwała głową z dezaprobatą. Chciała już coś powiedzieć i nawet otworzyła usta, ale w ostatnim momencie zmieniła zdanie co do treści.
- No dobrze, chociaż sala będzie ładniej wyglądać, ale wolałabym żeby się aż tak nie spoufalać, moja droga.
Powiedziała spokojnie, ale też z lekkim zrezygnowaniem. Akurat fart chciał, że na stole stał wazon, wsadziła tam różyczki i podeszła do miejsca dla siebie przeznaczonego, jednak na razie nie usiadła, zrobi to na chwile, najpierw rozpocznie wszystko. Jednak tutaj znowu ktoś jej śmiał przeszkodzić... i była to znowu Riotta. Dobrze, że kobieta była wystarczająco cierpliwa, bo jeszcze by wygnała Cyrkowca z sali drąc się na nią ze złością.
- Zainteresowałabyś się sobą, dziecko. Dodatkowo przydałoby się dowiedzieć po co tu przybyłaś. Nie przyszliśmy tu wszyscy rozmawiać o mnie. Nie mamy czasu na takie głupoty, moja droga.
Jeżeli Riotta walnie coś jeszcze, to chyba wybuchnie, czy ona musi wszystko komplikować? Mogłoby to wszystko pójść tak szybko, ale nie... Zawsze coś. Po tym zauważyła wchodzącego do sali Tsukichiego. Poczuła się jakby trochę pewniej. Miała nadzieję, że choć on nie będzie sprawiał jej kłopotów... Chociaż Arthur też nie sprawiał... Z resztą nie ważne.
- Witam, zapraszam na miejsce.
Powiedziała do mężczyzny i wskazała mu rząd miejsc. Niech se wybierze, które chce. Tak, teraz może zaczynać, choć było ich tak mało.
- Myślę, że...
W tym momencie drzwi się otworzyły. Do diaska, kogo znowu diabli niosą? Ujrzała kolejnego mężczyznę, który wlazł tu i zachowywał się jakby się obraził na cały świat. Z resztą co ona się będzie przejmować.
- Witam. Mam nadzieję, że teraz w końcu uda mi się zacząć.
Oby tak było, bo jak pojawi się po jednym słowie kolejna osoba to już powtarzać nie będzie. Przełknęła ślinę i zaczęła swój wywód.
- Myślę, ze chociaż jeszcze wszyscy nie przybyli, my możemy zacząć. Siedząc tu i milcząc wiele nie zdziałamy i lepiej nie marnować czasu na takie rzeczy. Najwyżej reszcie wytłumaczę to czego nie słyszeli po zakończeniu spotkania. Jak się zapewne domyślacie ja jestem Dark. Część z was kojarzę, część znam już dość dobrze, niektórych widzę po raz pierwszy... Przykro mi dlatego, że spotykamy się w tak smutnych okolicznościach, jakimi jest śmierć Róży. Wiem, że zapewne zastanawiacie się, czy podołam swemu nowemu stanowisku. Na pewno nie potrafię być identyczna jak Róża. Sama zastanawiałam się długo dlaczego zostawiła to na mojej głowie. Po pewnym czasie przemyśleń zrozumiałam jedno. Gdyby Różyczka nie wierzyła w to, ze dam sobie radę, na pewno nie przekazałaby swojej władzy mnie. Znałyśmy się przez... dużo lat, nie będę tu mówić ile, bo okaże się jak stara jestem. Jednak poznałyśmy się wystarczająco dobrze bym wiedziała, że ona nie podejmuje decyzji bez konkretnego powodu. Chciałam was prosić o to żebyście wraz ze mną kontynuowali to co zaczęła Różyczka. Wiem, że to ciężka chwila dla całego stowarzyszenia. nie powinniśmy jednak pokazywać nikomu tego, że coś się wydarzyło. Musimy się wziąć w garść. Mam nadzieję, że miast robić sobie pod górkę, będziemy współpracować i uda nam się pokonać trudności.
Nie przerywała ani na chwilę. Dopiero teraz zamilkła by dać wypowiedzieć się całej reszcie.Anonymous - 15 Kwiecień 2011, 15:39 Krzesło było twarde i niewygodne, albo tak mu się zdawało. Nie co dzień dostaje się włócznią w tyłek. W końcu zanim trafił do tej komnaty błąkał się po całej wieży. To jest istna masakra! Ile tu było pomieszczeń, korytarzy, ślepych zaułków to chyba nikt nie zliczy. Jeszcze jakiś strażnik go nie poznał, nowy jakiś, wbił mu tę nieszczęsną włócznię w cztery litery. Gdyby się nie odwrócił, to pewnie dostałby w brzuch. Miał tylko nadzieję, że Dark nie pogniewa się o krew na ścianie i poddanego z oderwaną ręką.
Wchodząc na salę wydała mu się ona wyjątkowo zmęczoną życiem kobietą. Zdawało mu się, że ma podkrążone oczy, w ogóle sprawiała wrażenie wyczerpanej. Słuchał jej słów w ponurym milczeniu, jak wszyscy. Chyba bali się przerywać, w każdym razie on nie chciał się wychylać i zwracać na siebie uwagę.
Być może wyglądał, jakby był obrażony na cały świat, ale właśnie tak wyglądał codziennie. Może po prostu zrobił złą minę. Czasami mu się zdarzało.
Przyjrzał się innym uczestnikom zebrania. Był tu elegancki młodzian z laską koloru blado białego, nie umiał go trafnie nazwać, różowowłosa dziewczyna, która wyglądała jakby miała ochotę kogoś zjeść. Był też muskularny, czarnowłosy chłopak i jeszcze jeden, z niewiadomych mu powodów stojący na balkonie.
Nie znał nikogo, ale co się dziwić - był tu nowy, miał na koncie mało zleceń. Jeszcze będzie miał okazję poznać resztę.
Spróbował usiąść nieco inaczej, bo pośladek go cholernie bolał. Dobrze, że był przed wyjściem w toalecie, bo chyba by zwariował.Anonymous - 16 Kwiecień 2011, 08:18 Panna Dark wyglądała na bardzo wkurzoną. Dziewczyna miała nadzieję, że to nie było przez nią, lecz chyba to raczej z jej winy. Skoro nikt nie chce, aby się odzywała to nie będę, myślała. Dobrze, że Róża nie miała mocy czytania w myślach, bo chyba by Riottę zdzieliła po głowie, gdyby wiedziała co ona myśli. Po całej wypowiedzi Panny Dark, ludożerca zrobił smutną minę. Po chwili znów zaczęła, ale teraz to były sprawy organizacyjne. Wszyscy doskonale wiedzieli o śmierci starej Róży, ale ona dowiedziała się o tym dopiero teraz, gdyż jest nowa. Hm... na prawdę trudno jest być tak źle traktowaną przez innych, lecz ona musiała wytrzymać. Choćby nie wiem co! Od dziecka pragnęła zostać członkiem stowarzyszenia, lecz zawsze była za młoda. Ach jakie te życie jest nudne... można by się zastanawiać, co zrobić, żeby było lepiej. Riotta jak zwykle nie myślała o tym co tu i teraz, lecz o tym co będzie. Gdy Czarna Róża skończyła swoją konferencję, dziewczyna powiedziała trochę nie śmiało, jakby coś ją trzymało, a żeby tego nie mówiła :
- Ja oczywiście przyrzekam wierną współpracę, z panią i członkami stowarzyszenia.
No, nie. Po co ona to powiedziała? Znowu wyjdzie na idiotkę. No, cóż tak jak zwykle. Inni chyba, na prawdę mają rację, co do tego, że jestem bardzo dziecinna, myślała. Po chwili dziewczyna postanowiła, że się zmieni. Już nie będzie takim dzieckiem, od teraz będzie bardzo dojrzała. Ale czasem nie zaszkodzi się trochę powygłupiać? Nagle Riotta odetchnęła z ulgą. Pani Dark nie wspominała o rasach. Dobrze, że nie trzeba było się przedstawiać. No, bo co by powiedziała : "Dzień dobry wszystkim. jestem cyrkowcem, który zjada ludzi." Nie, no do tak niskiego poziomu by nie upadła. Może by okłamała, co było bardziej prawdopodobne. No dobrze, ale koniec już. Dziewczyna siedziała i uśmiechała się sztucznie na wszystkie strony. Taki był już jej zwyczaj do obcych, lecz mogła kogoś lepiej poznać po tej konferencji.Anonymous - 16 Kwiecień 2011, 21:11 Zauważył jeszcze jednego dzikusa, włażącego tutaj jakby... Był na wszystko obrażony. To aż zafascynowało arystokratę dwóch światów. Jak tak młoda dusza mogła być tak niesamowicie zniszczona. Fascynujące i bardzo... Ładne... przynajmniej według jego norm.
Arthur uśmiechnął się szeroko pod maską, w sposób lekko ironiczny, którego ludzie raczej nie chcieliby widzieć, zaś jego oczy aż się zaświeciły. No w końcu się rusza. Miał przez moment ochotę walnąć głową o stół kiedy dziewczynka zaczęła mówić, ale nie... On miał w sobie krew angielską, więc skomentował to tylko w głowie.
Czekał moment z uśmiechem, dalej oglądając nowe twarze.
- Gratuluję, milady - zwrócił się do panienki Dark. -Bardzo ładnie powiedziane, do cholery. - Zanim zapytacie... Nie, chłopak nie był świadom że przeklina, u niego było to niczym znaki interpunkcyjne... i chociaż gentelmenem był, to jego słownictwo potrafiło ranić uszy. - A teraz mam takie bardzo praktyczne pytanie... Czy będziemy kontynuować to co robiła Róża, czy zaczniemy nowe projekty? - To pytanie nękało go już od bardzo dawna... Praktycznie rzecz biorąc od momentu, w którym dowiedział się o śmierci Róży, gdyż były to dla niego bardzo istotne informacje. Miał na liście jeszcze kilka podróży do świata ludzi, niektóre pragnął odbyć, ale innych nie.
Zastanawiało go też, czy Dark ma takie same poglądy jak Róża; czy chce wykończyć rodzaj ludzki, czy... Może jakieś ciekawe propozycje?