Archiwum X - Sintel - historia niezbyt zawiła, ale 'letko' tragiczna
Anonymous - 10 Kwiecień 2011, 19:45 Temat postu: Sintel - historia niezbyt zawiła, ale 'letko' tragiczna Anglia, średniowiecze. W pewnej chłopskiej rodzinie urodziło się trzecie już dziecko, tym razem była to dziewczynka. Nie była to zbyt dobra wieść, gdyż dziewczynka nie będzie w przyszłości zdolna do pracy na polu. Mimo wszystko cała rodzina była uradowana przyjściem na świat Anny, bo tak małej dano na imię. Szybko jednak nadeszła jeszcze gorsza wieść. Dziewczynka nie była normalnym dzieckiem. Wręcz pomiotem szatana, gdyż dwa dni po narodzinach z głowy wyrosła jej para małych rożków i kościsty ogon. Dziecko trzeba było zabić, jednak rodzice zbyt mocno kochali swoją córkę by pozbawić ją życia, więc postanowili porzucić ją w lesie, dając choć cień szansy na przeżycie.
Cień ten nie pozostał tylko cieniem. Dziecko znalazła pewna pogańska rodzina mieszkająca w środku lasu. Dziecko uznali za dar od jednego ze swoich bożków, wielkiego Avona, króla słońca i ognia, którego atrybutami byłby waśnie rogi i ogon, takie same, jak u dziecka, którego imię do tamtego dnia brzmiało Sintel.
Dziewczynka nie miała żadnego rodzeństwa u nowej rodziny, gdyż kobieta była bezpłodna i para nie mogła mieć dziecka. Jednak mimo braku towarzystwa do zabawy i życia na uboczu Sintel wyrosła na zdrową, silną i wesołą dziewczynkę. Jej rodzice jednak zmarli na dżumę, gdy miała siedem lat i od tamtego czasu mała była zdana na siebie. Mieszkała w lesie, co upolowała to zjadła, czasem udało jej się wkraść do jakiegoś miasta i zwędzić trochę owoców czy też broń.
Tak więc Sintel przez dziesięć lat była sama i wiodła żywot złodziejaszka. Aż pewnego dnia, który to właśnie spędzała w najwyższych gałęziach wielkiego dębu, usłyszała trzask łamanych gałęzi i głuche łupnięcie o ziemię. W kilka chwil zeszła na ziemię i podeszła do krzaka, w którym zdawało się wylądowało… coś. Rozchyliła gałęzi i ujrzała jakieś dziwne zwierze. Nigdy wcześniej takiego nie widziała. Był to Rajski Ptak o piórach w kolorze liściastej zieleni. Był ranny, o czym świadczyła obficie krwawiąca rana na lewym skrzydle. Dziewczyna postanowiła zająć się zwierzakiem i bardzo ją zdziwiło, gdy mała istota nie miała nic przeciwko, gdy wzięła ją na ręce.
Od tamtego czasu Sintel już nie była samotna. Anna, jak nazwała zwierzaka, nie tylko dotrzymywała jej towarzystwa i pomagała w polowaniach, była po prostu jej przyjaciółką. Nawet miała znak rozpoznawczy – bliznę na skrzydle. W jej miejscu pióra były czerwone. Aż do czasu, gdy rok później mama Anny postanowiła znaleźć swoje dziecię. Udało się? Na nieszczęście dla Sintel tak. Dziewczyna jednak nie mogła pogodzić się ze stratą przyjaciela i wyruszyła w podróż za Rajskim Ptakiem. Zebrała sporo blizn, siniaków i innych obrażeń podczas owej wędrówki. W końcu jednak udało jej się dotrzeć do jaskiń, w których prawdopodobnie chowały się Rajskie stworzenia. Musiała zachowywać się cicho, kto wie, jak bardzo te stworzenia są spokojne. W końcu teoretycznie naruszyła ich gniazdo.
Po kilku minutach szwędania się po korytarzach, dziewczyna doszła do gniazda. Miała szczęście, matka zajadała się jakimś martwym zwierzem i siedziała tyłem do wejścia i gniazda, w którym spoczywało młode o zielonych piórach – Anna. Sintel udało się podkraść do młodego, które jednak przestraszone zaczęło piszczeć alarmując matkę, której wyraźnie nie spodobało się, że ktoś chce zrobić krzywdę jej młodemu. Młody uciekł a wielki Rajski Ptak rzucił się na dziewczynę. Człowiek, nawet z domieszką demona, to wciąż człowiek, w obliczu prawdopodobieństwa śmierci zawsze będzie się bronił. Walka nie trwała długo i wszystko wskazywało na to, że Sintel przegra. Leżała na ziemi, jej broń spoczywała dobre kilka metrów dalej. Kiedy zwierze miało zadać ostateczny cios… zatrzymało się w pół machnięcia. Pochyliło łeb i zaczęło obwąchiwać swoją ofiarę. Dziewczyna wykorzystała chwilę nieuwagi stworzenia by doskoczyć broni i śmiertelnie ranić je prosto w serce. Ogromny zwierz padł, leżał w stopniowo powiększającej się plamie szkarłatnej krwi, patrzył na dziewczynę z żalem i wyrzutem. I Wtedy Sintel ujrzała pewien szczegół. Czerwone pióra układające się w nieco krzywą linię na lewym skrzydle Rajskiego ptaka. To była jej Anna. Włócznia upadła na skalną posadzkę z metalowym brzdęknięciem, plama krwi właśnie dobrnęła do stóp dziewczyny. Ujrzała w niej swoje odbicie. Twarz tu i ówdzie zdobiły blizny, włosy były krzywo poprzycinane, częściowo siwe od stresu, skrajnie nieprzyjaznych człowiekowi warunków, braku żywności i wody. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak długie lata spędziła na szukanie swojej przyjaciółki. Przyjaciółki, którą zabiła przez swoją głupotę. Podeszła do zwierza i kucnęła przy nim. Nie dbała o krew, która ubrudzi jej spodnie. Położyła dłoń na pysku Anny. Był zimny. Z oczy Sintel popłynęły pojedyncze łzy. Stwór wędrował spojrzeniem po twarzy swojej pogromczyni, aż w końcu wydał ostatni dech a oczy zastygły w martwym spojrzeniu. Sintel chciała płakać, krzyczeć, chciała wyrwać sobie serce. Ale nie było nawet czasu na oddanie najmniejszego hołdu Annie, gdyż jaskinia zaczęła się walić. Dziewczyna chwilę ociągała się z ucieczką, jaki sens ma teraz jej życie? Kiedy jej jedyny przyjaciel umarł, na dodatek z jej ręki? Jednak jakaś niewidzialna siła zmusiła ją do opuszczenia jaskini w trybie natychmiastowym.
Długo zajęło dziewczynie pozbieranie się. Bardzo długo. Kilka godzin siedziała na zboczu urwiska, zastanawiając się nad skokiem. Kolejne kilka miesięcy nie miała zupełnie na nic ochoty. Ledwo co jadła, ledwo co piła, głównie siedziała gdzieś i rozmyślała, wspominała. Miała trzydzieści lat, choć wyglądała na co najmniej pięćdziesiąt, gdy zaczęła wracać do siebie. To i tak bardzo dużo jak na średniowiecze. Jednak pewnego ranka dziewczyna obudziła się w bardzo kiepskim stanie. Przyglądając się swojemu odbiciu w rzece mogłaby spokojnie stwierdzić, ze ma z osiemdziesiąt lat. I nie tylko na tyle wyglądała, ale również na tyle się czuła. Cos zdecydowanie było nie tak. Udała się w kolejną, być Mozę swoją ostatnią, podróż. Celem był dom sędziwego maga, starego znajomego. Jeśli on nie będzie w stanie stwierdzić co się z nią dzieje, to już nikt.
Na szczęście mag znał przyczyny i nawet miał lekarstwo. Przyczyną była choroba. Jednak bardzo dziwna, gdyż nigdy wcześniej takiej nie odnotowano. Mag podejrzewał, że ma to związek z rasą Sintel. Tylko co mogło ową chorobę pobudzić? Przecież nie zaczęła postępować tak sama z siebie. Odpowiedzią była krew Rajskiego Ptaka, w której klęczała dziewczyna. To właśnie tak duża ilość szkarłatnego płynu pobudziło uśpioną chorobę. Leki były dwa: pierwszym z nich był wywar z pewnego niezwykle rzadkiego kwiatu, rosnącego wyłącznie na znikającej szachownicy, pod którymś, niewiadomo którym, polem. Drugą było magiczne zaklęcie. Gdzie haczyk? W wieku maga. Sintel jednak nie miał czasu ani tym bardziej sił na szukanie rośliny, więc została poddana magicznej terapii. No i właśnie, magowi co nieco się pokręciło. Oczywiście, wyleczył dziewczynę i cofnął proces, jednak cofnął go za bardzo, zamykając Sintel w ciele siedmiolatki. Mała jednak nie była mu zła, a właśnie bardzo wdzięczna. Nie tylko ciało, ale trochę też umysł podległy odmłodzeniu. Dziewczyna..Dziewczynka została także przez maga ostrzeżona. W przyszłości choroba może wrócić, jednak na pewno nie obudzi jej ten sam czynnik, co ostatnio. Koniecznie trzeba na zapas znaleźć kwiat. Sintel przytaknęła, jednak szybko zapomniała o przestrodze maga, jak to dziecko.
Po owej magicznej terapii u dziewczynki pojawiła się również ciekawa, acz średnio przydatna moc. Mała mogła stać się czarną postacią ze smugami w wybranym kolorze, przybierać półpłynny stan i pokrywać sobą różnorakie bronie, ulepszając je. Miecze były ostrzejsze, łuki dalej miotały strzały. Wygląd takiego ‘opętanego’ przedmioty zmieniał się, ale mała odkryła, że może opętać przedmiot tylko częściowo, bez zmiany jego wyglądu. I w taki sposób, w późnym średniowieczu opętała pewien krótki miecz. Na swoje nieszczęście zasnęła w nim i przespała kilkaset lat, budząc się w XXI wieku, w gablocie muzeum. Miecz, w którym spała został uznany za fenomenalne odkrycie, gdyż zachował się w idealnym stanie, zupełnie, jakby wczoraj jakiś kowal skończył go wykuwać. Sintel również nie postarzała się ani o dzień. A teraz próbuje się odnaleźć w tym nowym, całkowicie obcym sobie świecie.
|
|
|