Archiwum X - Willa Heame'go, Bartimeaus'a i Tahiry
Anonymous - 12 Kwiecień 2011, 17:36 Temat postu: Willa Heame'go, Bartimeaus'a i TahiryCały dom zachwyca niejednego. Wielki, biały, piękny dom. Ma on piękny kształt, gdyż nie jest on kwadratowy, a przynajmniej nie ma bardzo widocznych rogów. Olśniewa swoją czystością i zadbaniem.
Ogród
Idąc do domu, musimy minąć alejkę, przy której po obu stronach ciągną się czerwone róże. Ten kolor pięknie kontrastuje z kolorem ubarwienia domu. Obok, po lewej stronie stoi mała, drewniana altanka, w której znajdują się różne przybory ogrodnicze. Jeśli kiedyś ktoś zechce, to powycina chwasty, których jednak trochę jest przy domu. Po prawej stronie jest mały, bardzo mały parczek ogrodzony czarnym płotem z kolcami na samej górze. To tam często można się poopalać, czy też zorganizować jakieś ognisko.
Dom
Otwierając wielkie, kute srebrem drzwi, znajdziemy się w przedpokoju. Po lewej stronie jest szafeczka na buty, zaś nad nią jest małe okienko. Następnie znajdziemy kuchnię, którą oddziela jedynie kilka kolumienek. Kuchnia jest połączona z pokojem. Poprzez pokój, od kąta, do konta przebiega jakby granica. To tutaj spotykają się kafelki z dywanem. Tylko to oddziela kuchnię od pokoju gościnnego. Naprzeciwko znajdziemy podwójne schody, to znaczy jedne po lewej, idą ku górze skręcając w prawo i drugie, odwrócone przeciwnie. Po ich środku n]znajdują się pojedyncze, też kute srebrem drzwi. Prowadzą one do ubikacji. Wyższe piętro to tylko jakby taras. Idąc wzdłuż od prawej strony w domu, po prawej stronie widzimy ściany i drzwi, po lewej zaś poręcz i całe niższe piętro. Na tym piętrze znajdziemy cztery pokoje. Kolejna od prawej strony domu: sypialnia Heamego, sypialnia Bartimaeusa, Sypialnia Tahiry, mały stryszek.
Dodane po 2 godzinach 28 minutach:
Heame właśnie wrócił z małego lasku obok domku. Odwiedził ciemny las i pozbierał... herbatę. Trochę dziwacznie to brzmi. Zauważył drzewko, które miało charakterystyczny, brązowożółty kolorek i podbiegł do niego truchtem. Zaczął niuchać swoim nosem. Przy drzewie rozlegał się bardzo aromatyczny zapaszek. Tak! To jest to drzewo! Heame z natury był miłośnikiem herbaty czekoladowej. A na drzewie, które wybrał, wisiały właśnie torebki czekoladowej herbaty. Uniósł rękę wysoko, gdyż torebki te wisiały dość wysoko. Nic z tego, nie dosięgnął. Zaczął podskakiwać, jednak dalej nic z tego. Uniósł nogę i próbował wspiąć się po drzewie. Używając dwóch drzewek, które były kilka kroków dalej, wspiął się, bowiem była one jakby splątane korzeniami. Tak właśnie Heame pochwycił kilka saszetek i ściągając kapeluszowy cylinder z głowy, wrzucił je do środka. W ten sposób uradowany, że mu się udało, pobiegł truchtem do domku.
W nim pochwycił w ręce i nalał do niego wody, po czym postawił na gazie. Przygotował sobie piękną, porcelanową filiżankę. Ściągnął kapelusz i sięgnął po około dziesięć saszetek cudu natury (herbaty!). Wrzucił jedną z nich do filiżanki i posłodził dwoma łyżeczkami cukru. Heame zawsze słodził trzema łyżeczkami, ale wiedział, że czekoladowa herbata jest zazwyczaj bardziej słodka od innych.
Zalał i zaparzył herbatę.
Próbując dmuchać w gorącą ciecz, patrzył się w jeden z portretów wiszących na ścianie.Lux - 12 Kwiecień 2011, 18:00 Luxanne była bardzo szczęśliwa. Nie ma na świecie osoby bardziej uradowanej niż ona. W powietrzu czuć wiosnę, aż miło się oddycha! Uśmiechnęła się szeroko na twarzy miała wielkiego banana, ale go nie było widać. Był przykryty maską, która świadczyła o przynależeniu do Stowarzyszenia Czarnej Róży, chodź miała na policzku tęczę. Ale jednak wszyscy wiedzą, że maski to uniform Róży. Nie ma chyba takiej osoby, która by tego nie wiedziała. A szczególnie MORIA, ona wie to aż za dobrze.
Szła sobie w dobrze znanym sobie kierunku. Często tu bywała, lecz zdziwił ją fakt, że jakiś gościu się wspinał na drzewko herbaciane. Jeszcze jej nie zauważył, to dobrze. Dlatego postanowiła zdjąć maskę i z nim pogadać tak, by nie wiedział, że należy do Róży.Tak, to chyba najlepszy pomysł. Od czasu, kiedy przyleciał do niej ten kruk... no cóż. Troszeczkę się pozmieniało, ale co się stało się nie odstanie.
Wzięła paczkę żelków i zaczęła je wcinać. Zrobiła się głodna. A nie ma to jak przepyszne słodycze... mru!
Podeszła do domku, który stał sobie na łące, przed chwilą wszedł tam ten chłopak, który się wspinał na drzewka. Zapukała kilka razy.
Puk, puk, puk....
Paczkę żelków później nikt nie otwierał. Wyjęła lizaka i zaczęła go radośnie wcinać.Anonymous - 13 Kwiecień 2011, 15:26 Sączył tak herbatę, wciąż gapiąc się w ten głupi portret. Co on miał takiego dziwnego w sobie? Ano właśnie. Namalowany został przez jakiegoś wielkiego artystę, to mu było wiadomo, wyniósł go z domu, ot tak, bo mu się spodobał. Na portrecie przedstawiony był jego dziadek. Zaciekawiło go, co takiego zrobił jego dziadek, że został namalowany przez tego Znanego Artystę? Nigdy nie słyszał żadnej historii o swoim dziadku. A może zapomniał? Raczej nie, zawsze go interesowały historie opowiadane, może przez to, że one go bardzo fascynowały, gdyż ojciec miał po prostu talent do opowiadania historii, może dlatego, że słyszał ich bardzo mało. Tata prawie nigdy nie miał czasu, to dlatego. W tej chwili chciał się dowiedzieć nieco więcej o swoim dziadziusiu, jednak okazało się, że jest zbyt wielkim leniem! Nie chciało mu się podejść kilkadziesiąt kroków dalej!
Właśnie miał wypić ostatni łyk herbaty, ale przeszkodziły mu pukania, walenia wręcz w drzwi. Odstawił filiżankę i z zażenowaniem, wywracając oczy wstał i podszedł do drzwi. Jednym, szybkim ruchem otworzył drewniane, ciemne drzwiczki i ujrzał na ganku swoją znajomą. Jednak nie miał z nią takich kontaktów, że mógłby wyskoczyć z domku, ucieszyć się i ją przytulić.
- Czeeeeeść.
Przywitał ją i uśmiechnął się lekko.Anonymous - 13 Kwiecień 2011, 18:05 //ma nadzieję, że nie obrazisz się za moją małą samowolkę Panie, hm?
Dzisiejszy wiosenny dzień był wprost idealne stworzony do pozostania w domu. Tak dobrze przeczytaliście, w domu. Bartimaeus ani myślał wybierać się gdziekolwiek poza swój pokoik, który właściwie wcale taki mały nie był. Dlaczegóż to te urocze stworzenie wolało schować się pod ciepłą kołderką niżeli cieszyć się słońcem? Odpowiedź jest prosta. Otóż pogoda jest zdradliwa i... i bezczelna, o. Sam się przekonał o tym kilka dni temu, gdy beztrosko sobie hasał po Herbacianej Łące, a tu ni stąd ni zowąd zaczęło padać! No cóż, był jeden plus w tym nieszczęściu, jakie go spotkało - przypadkowo trafił tutaj. Dla innych to był najzwyczajniejszy ze zwyczajnych budynków w tej okolicy. Ha! Ale dla niego to miejsce od tamtego dnia jest jedyne w swoim rodzaju. To właśnie tutaj całkowicie zmieniło się jego życie. Już nie będzie musiał więcej żebrać ani kłamać, by mieć co zjeść i gdzie spać. Tak i trzeba wykorzystać tą chwilę jak tylko się da. Nie wiadomo jak długo Heame będzie miał zamiar utrzymywać takiego leniwego pasożyta. Może wypadałoby mu w czymś pomóc? Albo posprzątać zanim wróci?
Przekręcił się na swoim łóżku na drugi bok, patrząc teraz w sufit. Zamyślił się. Dziwnie się czuł z faktem, że miał teraz coś na własność. Właściwie to ten pokój i wszystko w nim nadal należało do jego pana. Lecz mimo wszystko trudno było mu się przyzwyczaić do tej myśli, że to nie będzie jedynie kilkodniowy pobyt. Po takim czasie włóczenia się bez celu po okolicy, to wcale mu się nie dziwie.
~ Ciekawe co on teraz robi? - przeszło mu przez myśl, lecz nie zmienił pozycji. Lenistwo jednak górowało nad jego wrodzoną ciekawością. No ale nie można całe życie przeleżeć, prawda? A szkoda... Westchnął cicho, jakby zbierając energie do wykonania ruchu, po czym usiadł na skraju wyrka. Podniósł się niechętnie i ruszył w kierunku szafy. Wybrał jakieś losowe ubrania, po czym się przebrał. Nawet jeśli w tamtym momencie nikogo nie było w domu, wolał nie paradować w samej bieliźnie. Nie żeby się wstydził swojego ciała czy coś, ale wolał sprawiać wrażenie kogoś porządniejszego niż na prawdę jest. W końcu od tego zależał jego byt.
Zaczął przechadzać się po chałupie i wyglądać przez okna, czy przypadkiem Kapelusznik nie jest gdzieś w okolicy. Oczywiście nie ominał także sypialni pana, ba! To było jedno z pierwszych pomieszczeń, do którego zajrzał. No przecież nie odmówi sobie tej przyjemności by choć raz się tutaj znaleźć, prawda? Choć wolałby być tutaj w zupełnie innym celu... Tak, lepiej nie wgłębiajmy się w jego fantazje, bo na zdrowie to z pewnością nam nie wyjdzie.
Odsunął delikatnie firankę, tak by nikt z zewnątrz nie spostrzegł, że tam stoi. Zobaczył go niedaleko, gdy starał się zerwać herbatę z drzewa. Bartimaesu uśmiechnął się rozbawiony widząc jego starania. Czy nie wiedział, że koty są stworzone do takich wspinaczek? Może po prostu nie chciał mu przeszkadzać? Widząc, że Heame kieruje się z powrotem do swego domu, odsunął się od okna i pospiesznie opuścił jego pokój. Nie zszedł jednak na dół, gdzie teraz prawdopodobnie van Allen parzył sobie swoją ulubioną herbatę. Nie chciał go zobaczyć zaraz po tym, gdy jego fantazje skręciły na niewłaściwy tor. Ale cóż mógł poradzić, że on był niczego sobie, hm? To była tylko i wyłącznie wina pana, że tak działa na kota, o.
Chwilę później do jego uszu dotarło donośne pukanie. Powinien otworzyć? Zanim zejdzie, zapewne czarnowłosy zdąży już to zrobić. I tak tez się stało. Na szczęście Barti zdołał się wycofać. Co prawda nie mógł zobaczyć któż to taki odwiedził jego właściciela, ale był w idealnym miejscu by podsłuchiwać. No i jego tez nie sposób zauważyć, no chyba, że nazbyt ruchliwy ogonek go wyda.Anonymous - 15 Kwiecień 2011, 17:51 Nie odpowiadasz - Twoja strata.
Heame bardzo się ucieszył tym, że w ogóle ktoś chciał go odwiedzić. Mimo tego, że na początku był zirytowany, to teraz po prostu był uradowany. Wypił już trzy filiżanki herbaty. Jest takie pewne powiedzenie - "Herbaty nigdy za wiele", chyba, że mi się pomotało coś.
Odprowadził swoją - można by rzec - przyjaciółkę do drzwi i serdecznie pożegnał.
- Dziękuję za odwiedziny, wpadnij jeszcze kiedyś!
To wypowiadając zapalił lampkę naftową wiszącą ponad drzwiami zapałką wyciągniętą z kapelusza i to uczyniwszy schował się za cisowymi drzwiami. Usiadł jeszcze przy stole i dopił czekoladową rozkosz, która pozostała w filiżance.
Zauważył raz jeszcze przelatujący ogon jego sługi. Widział go już wcześniej, lecz nie miał powodu, by się do niego odezwać, każdy może sobie stać, ot, tak. Jednak nie wytrzymał tego, że i on, i jego sługa są teraz sami.
- Bartimaeusie! Podejdź tutaj.
Powiedział do niego przyjaznym głosem, wręcz zapraszał go.Anonymous - 15 Kwiecień 2011, 18:16 Kot zaś zupełnie nieświadomy, tego iż jego obecność została wykryta, przysłuchiwał się całej rozmowie. Nie był aż takim bystrzachą by wiedzieć, że ogonek trzeba trzymać pod kontrolą. Konwersacja Kapelusznika z tą nieznajomą niezwykle go nudziła. Dlaczego? Nie mówili o niczym, co mogłoby mu się przydać w przyszłości. Owszem mógł po prostu wrócić pod swoja ciepłą kołderkę, ale co jeśli właśnie wtedy ominęłoby go coś ciekawego. Poza tym Heame mógł usłyszeć jego kroki, co jest równoznaczne z tym, że interesowałby go cel w jakim jego sługa przebywał na dole. Podsłuchiwanie, choć należało do ulubionych zajęć Bartimaeusa, było także bardzo nieuprzejme. A jak już wspomniałam wcześniej zależało mu pokazać się Panu z jak najlepszej strony. Ciekawe jak długo będzie potrafił ciągnąć ten teatrzyk? Tydzień, miesiąc, rok? Prawda prędzej czy później wyjdzie na jaw i skończy się jego służenie. Ta, jeśli to co robił można było nazwać usługiwaniem, przecież on praktycznie nic nie robił, oprócz bycia posłusznym. No cóż jeśli chodzi o tego Dachowca to i tak już duży wyczyn, o.
Jakiś czas później, gdy zielonooki był już cały zdrętwiały o tego stania w bezruchu, drzwi wyjściowe zamknęły się. Oho, czyżby ten nieproszony gość, właśnie opuścił dom? No nareszcie! Tylko teraz pozostawał problem, jak ma się wymknąć niepostrzeżenie na górę? Że też o tym nie pomyślał wcześniej. Peszek. Postanowił, że zrobi to naturalnie, jakby zszedł tylko coś zabrać. Niestety w tym samym momencie do jego uszu dotarł głos Kapelusznika.
Słysząc swoje imię wzdrygnął się, a ogon lekko się nastroszył. Został przyłapany! Pokiwał przecząco łebkiem i przygładził dłonią futro, by nie dać po sobie poznać zmieszania. Wkroczył do pokoju, w którym znajdował się teraz jego Pan. Jego mina nie wyrażała absolutnie nic. Milczał czekając, aż Heame wytłumaczy w jakim celu go tytaj... zaprosił? Tak to chyba dobre słowo.Anonymous - 15 Kwiecień 2011, 18:59 Gdy jego służący wyszedł z ukrycia, chwilkę jakby Heame zauważył to, że sługa, znaczy Bart[...] jest nieco zmieszany tym, że został "przyłapany" (bo co by miała oznaczać taka mina, podczas gdy Heame wiedział, co robił służący?). Chciał już mu wyprawiać kazania, że tutaj może się czuć jak w domu, za małe usługiwanie i łażenie z nim wszędzie (no prawie). Nie jest on jego niewolnikiem. Jednak chciał to wszystko pominąć, i okazać mu to w czynach, aby on powoli się do tego wszystkiego przyzwyczajał, aby to po prostu było normalne dla niego. Postanowił on zaproponować mu herbatę, jednak chciał to zrobić w inny sposób, żeby go zdziwić i potwierdzić to, że jest dobry (egoizm?), dlatego też zawołał go.
- Zaparz dwie filiżanki herbaty.
Wypowiedział podając mu swój kapelusz. Miał nadzieję, że sługa wie po co. Po to, gdyż w nim znajdowały się torebki owej herbaty. Podał mu, gdyż nie chciało mu się samemu ich szukać, tym bardziej, że w kapeluszu znajdowały się też bardziej ostre przedmioty, gdyby sam tego poszukał, naraził by się na skaleczenie. Wiadomo, sługa jest, to sługa to zrobi. Czemu ona ma się narażać?! Kolejne przejawy egoizmu...
Przepraszam za tak krótki post, chwilowy brak weny.Anonymous - 15 Kwiecień 2011, 19:40 Bartimaeus nie był zmieszany faktem, że został zawołany. Choć nie zaprzeczam, że to była dla niego zupełna nowość, do której będzie się musiał przyzwyczaić. W zakłopotanie wprawił go fakt, że Heame prawdopodobnie cały czas zdawał sobie sprawę z jego obecności. To było coś czego nie mógł zaakceptować, o. Zawsze udawało mu się podsłuchiwać pozostając niezauważonym, a teraz? Dał się złapać na gorącym uczynku. Co prawda Kapelusznik nie złapał go za rękę, ale kot był peny, że on wie o tym co robił.
Do swobodnego poruszania się po domu, wcale nie musiał Dachowca przekonywać. W końcu kto jeszcze jakiś czas temu wlazł do jego sypialni? Ah, tak przecież on o tym nie wie. I lepiej niech tak zostanie. Kot czuł się tutaj poniekąd jak u siebie. Tak, poniekąd. Tak długo jak musi udawać i być posłuszny nigdy nigdzie nie będzie czuł się w pełni wolny. No cóż, niestety mało kto byłby w stanie polubić ta złośliwa marudę. Może to się zmieni? Kto wie.
Jeśli zaś mowa o egoizmie to mogli sobie podać dłonie ot co. Barti nigdy nie przejmował się innymi. No prawie, wyjątek stanowiła jedynie jego kochana siostrzyczka, ale jej tutaj nie było. On zawsze myślał o tym by zaspokoić swoje zachcianki, najlepiej kosztem innych. Tak, tak to była dla niego frajda patrzeć na płacz dziecka, któremu zabrał lizaka. Ale o wiele większą uciechę sprawiało mu uwodzenie, mhm. Na czas, kiedy mieszka tutaj niestety musiał się pożegnać ze swoimi ulubionymi rozrywkami.
Słowa Pana bardzo go zdziwiły. Liczył na jakaś naganę, pouczenie, że podsłuchiwanie jest be i w ogóle, a tu co? Rozkazał zaparzyć herbatę. Tego się nie spodziewał! Gdzieżby mu to do głowy przyszło. Co prawda był uświadomiony, że mieszka pod jednym dachem z herbatopijcą, ale mimo to nie potrafił ukryć zaskoczenia.
- Naprawdę nie rozumiem jak można tak bardzo wielbić herbatę - rzucił tak przy okazji. Milusi, prawda?
Odebrał kapelusz i zaczął szukać. Niezwykle upierdliwe zajęcie, a w szczególności, że Kapelusznik miał tam niemal wszystko. No właśnie, a wspomnianej herbaty, ani śladu! Zielonooki wyciągał co chwilę garść torebek i sprawdzał, czy wśród nich jest ta, której życzył sobie jego Pan. W tym Heame momencie zyskał dużego minusa, o. No jak można kazać mu robić coś tak cholernie trudnego! To jak szukanie kluczy w damskiej torebce. Jednak jako dobry aktor nie dał po sobie znać zirytowania, nadal posłusznie grzebał łapką w kapeluszu.
- Jejciu, czego Ty tutaj nie masz - mruknął, bardziej do siebie. Ha! Znalazł... Jedną. Toż można się wściec. Następną rzecz na jaką natrafił, była ostra. Skaleczył się i to dość poważnie. Kto normalny trzyma ostrze w nakryciu głowy?
Syknął z bólu i cofnął dłoń, upuszczając kapelusz. Włożył skaleczony opuszek do ust, patrząc nienawistnie na mężczyznę.
- Mogłeś mnie uprzedzić - warknął niezrozumiale. Chyba nici z napoju.Anonymous - 15 Kwiecień 2011, 20:30 Kurczak! Miała być herbata, nie kawa :|
Zbytnio nie przejął się tym, że jego sługa, właściwie i chowaniec trudzi się przy szukaniu. Heame i tak by nic mu za to nie zrobił, gdyż był on pełen zrozumienia, może nie do końca, bo radość mu sprawiało to, że Nie mógł on znaleźć herbatki w kapeluszu. Jeszcze większą radość sprawiało mu to, że myślał, że Bart[...] jest w zakłopotaniu, gdyż denerwuje się o to, że będzie źle uznawany za swojego pana. Po chwili Bart[...] się odezwał. Ucieszyło to Heame'go, gdyż on już od dłuższej chwili chciał zacząć rozmowę, gdyż nastawał coraz bardziej irytująca cisza.
- Naprawdę nie wiem, jak można być pół człowiekiem, pół kotem!
Mogło to być jakąś obrazą w jego stronę, jednak on się nie da w ten sposób obrażać (bo, nie wiedzieć czemu, uznał to za obrazę), jednak starał się to powiedzieć tak, by obrócić to w żart, gdyż nie chciał, żeby rozmowa zaczęła się od wyzwisk. Po chwili lekko się zaśmiał, na dodatek.
Następne słowa już odebrał jako żart, normalnie odebrałby to jako obrazę, gdyż każdy kapelusznik posiada swój kapelusz, jednak nie chciał się kłócić.
- Nie mam... - tu się zamyślił. - Królika!
Powiedział bez wahania.
Po chwili zauważył zniechęconego Bart[...]. Widząc, że trzyma palec w buzi, wywnioskował, że się skaleczył, zresztą nic dziwnego. Zignorował jego słowa. Wstał i sięgnął do jednej z półek po bandaż. Podszedł do niego i owinął mu palec gazą. Następnie wziął od niego kapelusz, i na samym wierzchu zauważył swój miecz. Nie było już nic dziwnego, że chowaniec zranił się tak mocno, gdyż miecz ten był bardzo ostry. Z powrotem rzucił miecz do środka i zaczął szukać torebek.
Po chwili dwie filiżanki były już pełne herbaty. Sięgnął po nie i położył na stole. Jedna była dla sługi. Zaprosił on chowańca do stołu.Anonymous - 15 Kwiecień 2011, 21:16 Heame był chyba masochistą, jeśli miał czelność odezwać się w taki sposób do Bartimaeusa. Oj tak, on był bardzo mściwy i w dodatku agresywny. Łatwo było go urazić, zdenerwować. Starał się nad sobą panować, lecz nie zawsze uważał, że ma to sens. Kapelusznik jednak z racji swego statusu nie oberwał za swe słowa. Kotu niespecjalnie opłacało się teraz ponownie szukać miejsca do spania, a w szczególności, że zbliżała się noc. Włóczenie się po Krainie Luster o tej porze nie było najlepszym pomysłem. Tak więc, mimo ogromnych chęci uderzenia swego Pana, nie zrobił tego, ani nie skomentował jego słów. Myślę jednak, że chwila drapania za uchem powinna wynagrodzić mu te wszystkie cierpienia. Że niby on pierwszy go obraził? Wcale nie miał takiego zamiaru, ale jak widać jest równie wrażliwy na wszelakie uwagi w swoją stronę. Poza tym nikt nie mówił, że Dachowiec jest miły, prawda?
- Oj uwierz, gdyby dobrze poszukać i królik by się znalazł - zaśmiał się choć, zupełnie nie miał do tego nastroju. Kto by miał, gdyby właśnie przed chwilą poleciała w jego stronę obelga, dotycząca rasy. Na szczęście sztuczne uśmieszki Barti miał opanowane do perfekcji.
Wielbiciel herbaty zepsuł cały urok tego zdarzenia, o. Zdecydowanie nie opatrunku z gazy spodziewał się jego służący. Tak, tak, ale pozostawmy jego chore fantazje w spokoju. Będzie się musiał pogodzić z faktem, że dla Heame'go jest jedynie służącym, czy podopiecznym. Usiadł na fotelu z cichym westchnięciem. Nie widział szans na rozwinięcie ich relacji w kierunku, który byłby dla niego najodpowiedniejszy. Co oznacza koniec taryfy ulgowej, od teraz będzie traktowany jak każdy inny. No prawie. Musi w końcu zachować jakiś umiar by nie zostać wyrzuconym na zbity pyszczek, prawda? Widać, że van Allen nie ma doświadczenia w opiekowaniu się niesfornymi kotami. Oh, nie martwcie się już Barti się tym zajmie, mhm. Najpierw musiał tylko sprawdzić gdzie jest granica.
- Bawiło Cie to? - mruknął po jakimś czasie mierząc mężczyznę wzrokiem. To nie było przyjemne, a w szczególności, że w jego ślepiach była jedynie irytacja, szczypta chęci mordu i odrobinka... żalu? Tak. Zawiódł się, że jego właściciel jest taki, a nie inny. Oczywiście przyzwyczai się prędzej czy później, może nawet znajdzie plusy bycia podopiecznym tego Kapelusznika, ale to trochę potrwa. Więc nie należy się zniechęcać, będzie gorzej! Mhm, bo gdy się przywiąże to nie ma zmiłuj, ot co.
- Jak bezskutecznie szukałem w twoim cholernym kapeluszu herbaty? - kontynuował zerkając teraz na filiżankę, która była najwyraźniej dla niego. Zmarszczył lekko brwi i ponownie podniósł spojrzenie na swojego pana, oczekując odpowiedzi. Chyba nie sądził, że zielonooki puści mu płazem tą zadowoloną minkę, kiedy on się tam męczył?
- A może to, bym się skaleczył było zaplanowane? - prychnął jeszcze zanim Heame zdążył się odezwać, nie ukrywając już zirytowania. Zmrużył gniewnie ślepia. Tak, to z pewnością był rodzaj kary. Ostrzeżenia, że Pan nie życzy sobie by kto podsłuchiwał. Przynajmniej on tak to zinterpretował.
//Mam prośbę, mógłbyś nie pisać tego nawiasu? "Barti", będzie w porządku.Lux - 16 Kwiecień 2011, 16:29 Lux miała dużego zamuła. Nawet nie zauważyła kiedy jej znajomy, którego poznała jakiś czas temu, zdobył nowego gościa. Otworzyła kolejną paczkę żelków i zaczęła myśleć co zrobić. Czy wepchać się im w rozmowę czy grzecznie sobie podejść i udawać, że nic się nie stało. Ale jednak głupio jej było tak odejść bez słowa dlatego z kurzu na podłodze, w domu Heame stworzyła żelkową wiadomość:
Przepraszam, muszę iść. Ale jeżeli chcesz się spotkać, to wpadnij kiedyś do mnie, na Cukierkową Ulicę. Mieszkam w takim, bardzo kolorowym domku. Na pewno, go nie przeoczysz.
Całuję, Lux.
PS. Jeśli chcesz, możesz tą wiadomość zjeść. Jest jadalna!
Nie stwierdziła, że ten podpis jest idealny. No i co z tego, że ledwo go zna? Przecież to jest właśnie w jej stylu! Jeśli chodzi o Luxanne to traktuje osoby, nawet te które ledwo zna, w francuskim stylu. We Francji nawet znajomi na powitanie całują się trzy razy w policzek. No więc, w jej rozumowaniu, nie ma tu nic nieprzyzwoitego, koniec kropka!
Radosnym, skocznym krokiem poszła sobie gdzieś, sama nie wiedziała nawet gdzie. A kogo to obchodzi? Na pewno nie ją! Ta żelkoholiczka myśli tylko o kilku rzeczach: żelki, lizaki, kolorowe ciuchy. No i ostatnio stwierdziła, że musi odwiedzić Czarną Różę, ale może kiedyś indziej?
Założyła maskę.
[zt]Anonymous - 22 Kwiecień 2011, 17:58 Heame naprawdę nie sądził, że Barti. coś dopowie w kwestii tego, czego on nie ma w kapeluszu. Może i miał tam trochę rzeczy (z czego większość pewnie i tak była do wyrzucenia, lub nieużyteczna), no ale bez przesady. Heame'go zaskoczyło następne zdanie wypowiedziane.
- Może i masz rację...
Heame do końca jednak nie był pewien, bo kto wie, co tam chował, i co ktoś mu mógł dorzucić. Ale naprawdę nie przypominał sobie, żeby w ogóle keidyś miał w rękach królika.
Nie przesadzajmy... - Chciał to wypowiedzieć, jednak powstrzymał się, zgadując, że to by jeszcze bardziej popsuło atmosferę...
Po chwili wciąż patrzył na kota (właściwie człowieka - kota), który wciąż łapał się za zraniony palec. On akurat nie wiedział co może więcej dla niego zrobić, niż zrobić opatrunek z gazy, nic więcej nie umiał. A widział, że kot domagał się czegoś innego. A może po prostu jest taki dziwnie głupi, że sobie to ubzdurał, co wcale by nie było zadziwiające, gdyby to usłyszał jego psycholog (jeśli by takowego posiadał). Próbując go jakoś załagodzić, zaczął dialog:
- Bardzo boli? - Zapytał rozczulającym głosikiem, dającym do zrozumienia, że on interesuje się jego nieszczęściem.
Na następne pytanie było mu trochę trudniej odpowiedzieć. Bowiem, mogło go to trochę wkurzyć.
- No bo... Zapomniałem powiedzieć, że ona była w kieszonce...
Powiedział głosem niewiniątka, próbując go nie rozwścieczyć. On po prostu nie był na tyle mądry, by wiedzieć, że musi wszystkich informować o wszystkim. Nie wińcie go za to.
Następne zdanie osłupiło go.
- Niby dlaczego miałbym chcieć, abyś się skaleczył? - Spytał wciąż dziwiąc się. Nie miałby konkretnego celu, a przecież aż tak złośliwy to on nie był.Anonymous - 22 Kwiecień 2011, 19:35 Reakcja Kapelusznika wielce go zdziwiła, na szczęście pozytywnie. Nie był z tych, których łatwo zdenerwować. Z jednej strony będzie nieco nudno, bo nie będzie miał kogo denerwować, a z drugiej to i nawet lepiej. Jeszcze posunąłby się za daleko i co wtedy? Musiałby się pożegnać z ciepłym łóżkiem i dachem nad głową.
Wracając jednak do jego rany i nietypowych wymagań. Nie należy sobie tym zaprzątać głowy, nie warto i tak mało kto byłby w stanie zgłębić tajniki zboczonego umysłu Bartimaeusa i narratorki. To co chodziło im po głowie pozostanie tajemnicą, ot co. Tak samo jak fakt, że słowa, które po chwili wyszły z ust Dachowca, były wymyślone na poczekaniu, gdyż nie spodziewał się takiego zachowania ze strony swojego Pana. Musiał więc jakoś wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.
- Nie dasz się sprowokować co? Przeszedłeś próbę, od teraz jesteś moim pełnoprawnym właścicielem. Co oznacza, że musimy uzgodnić jakieś zasady naszej... - przerwał, szukając odpowiedniego słowa. - ...współpracy.
Uśmiechnął się jakby na potwierdzenie swoich słów i po chwili kontynuował.
- Po pierwsze - obowiązki. Muszę wiedzieć, co mam robić. Po drugie - zakazy. Jeśli nie będzie żadnych reguł, wtedy jest nudno - stwierdził uważnie mu się przyglądając.
- Po trzecie i ostatnie - głaskanie... Jesteś moim panem, więc.. Więc to twój obowiązek! T-tylko nie myśl, że to lubię, nie jestem z tych pieszczochów... - powiedział, a właściwie skłamał, rozkazującym tonem nie patrząc w jego stronę. Niestety odwrócenie wzroku wcale nie zapobiegło pojawieniu się rumieńców na jego policzkach. Dlaczego czuł takie skrępowanie, gdy o tym wspominał?
- Ale tak długo, jak to będzie mój pan, to będzie w porządku - dodał cicho i poniósł filiżankę z herbatą, która już w międzyczasie zdążyła ostygnąć. Nie miał jednak czasu się nad tym zastanawiać. Jego łebek był aktualnie przepełniony milionem innych myśli. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się być aż tak zawstydzonym. Tylko dlaczego? Wspomniał tylko o głupim głaskaniu! Mówił o wiele gorze rzeczy z kamiennym wyrazem twarzy, a teraz? Nawet jego umiejętności na nic się nie zdały.
Tak pogrążył się w odmętach własnego umysłu, że nie zauważył kiedy filiżanka wymsknęła mu się z dłoni. Najzwyczajniej w świecie się oblał. W jednej chwili całe futerko na jego ogonie się nastroszyło, tak że przypominał szczotkę. Wystraszył się, no co? Nie spodziewał się tego
- Cholera! - skomentował, błyskawicznie podnosząc się z fotela. Mokro, mokro, mokro. Zdecydowanie nieprzyjemne uczucie. Nie zastanawiając się długo zdjął koszulkę.
Już miał rozpinać rozporek, w celu zdjęcia również spodni, ale nieświadomie zerknął w stronę Heame'a. To go całkowicie rozproszyło. Co on wyprawia? Rozbiera się przed nim jak gdyby nigdy nic.Anonymous - 23 Kwiecień 2011, 20:43 Koniec z podróżami jak na razie, takie miała postanowienie. Czas trochę pomieszkać w jednym miejscu, szczególnie, że przyjął ją do siebie przyjaciel. Po co głupia sprzedawała swoją chatynkę... No, nieważne, przecież tu też było miło.
Zbliżała się do domu w dość szybkim tempie, choć w ogóle się nie spieszyła. Wesoło wymachiwała trzymaną w ręce laską, która nieco przypominała kostur jakiegoś czarodzieja. Nie była dłuższa niż od ziemi do pasa dziewczyny, ale na samej górze posiadała fioletowy kryształek, jakby dopasowany do jej fioletowo-czarnego ubioru. Długie do kolan, czarne buty zastukały lekko przed wejściem pozbywając się niepotrzebnego piasku, a chwilę później Tahi była w środku.
-Hej ho!
Odezwał się jej wesoły głos. Zdjęła buty chwilowo opierając laseczkę o ścianę. Nie lubiła stukać obcasami po podłodze, robiło to dużo hałasu. Kiedy już pozbyła się butów, wzięła oparty o ścianę przedmiot i ruszyła do kuchni.
-He... Ooo...
Zaczęła, ale nie skończyła, kiedy zobaczyła do połowy rozebranego faceta. Zamrugała swoimi turkusowymi oczyskami, zdjęła kapelutek z głowy i dygnęła ładnie na przywitanie. Uśmiech nie schodził z jej buźki. Założyła kapelusz, oparła się o laskę postawioną tuż przed sobą.
-Nie przeszkodziłam aby w czymś?
Zapytała. Jak zwykle ciekawska i jak zwykle nie we właściwym miejscu o właściwym czasie. No jasne, że w czymś im przeszkodziła... Ale oczywiście miała na tyle dobry humor, że jej mózg cofnął się do lat dziecięcych i w ogóle nie myślała jak dorosła. Po jej główce chodziło teraz tyle pytań, że chyba lepiej, by ich nie wypowiadała. Szczególnie, że większość mogła się wydawać dość dziwna. Miała ochotę na herbatę, bezy i zagranie czegoś na pianinie, fortepianie, czymkolwiek, ale uznała, że jeśli im przeszkodziła, to zwieje gdzieś na strych czy inną część domu i nie będzie przeszkadzać bardziej. Teraz to, czy ich zagada, czy nie, leżało w ich łapkach i słowach.Anonymous - 24 Kwiecień 2011, 18:23 Odpowiedz sługi bardzo go zdziwiła. Bo jak to? Ob go wystawia na próbę?! Już knuł sobie w głowie plany. Nie lubił takiego czegoś. Jednak po dłuższym przemyśleniu, próbował udawać, że nie wkurzyło go to. To by doszczętnie zniszczyło atmosferę tego wszystkiego, a przecież atmosfera się ciągle polepsza.
- N... - Tutaj nie mógł dokończyć. Zdziwił się nieco jego rozgadaniem. Zatrzymał się, gdyż chowaniec zaczął wymawiać następne zdanie. Kolejna rzecz, czego on nie lubił. Jednak zacisnął zęby i zaczął słuchać. Po następnym zdaniu był jakby z siebie dumny. Chociaż niewiele osiągnął, właściwie nic, tylko zyskał chowańca. Może był dumny z tego, że jemu się tu podoba? To wywnioskował z tego, co powiedział. Gdy skończył, Heame zdziwił się marszcząc czoło. Zdziwiło go to. Jakie mogą być zasady? Przecież to proste - wykonywanie jego poleceń i chodzenie za nim wszędzie (tojlet się nie liczy). Po następnej wypowiedzi Heame już wiedział o co chodzi. Zdziwił się nieco, bo przecież już o tym było.
- Zasady? Usługujesz mi, i chodzisz wszędzie za mną - proste. A co do reguł, to wiem po co są! Jeśli nie będzie reguł, nie będzie czego łamać, czyli nie będzie zabawy. - Uśmiechnął się. - Zastanowię się nad tym...
Po jego następnej wypowiedzi jakby się zjeżył. Może i jest pół kotem, ale jest też człowiekiem. Dziwnie by było głaskać drugą osobę, jeszcze dziwniej, gdy ona jest tej samej płci co głaskający. Nie wiedział jak mu o tym powiedzieć.
- No wiesz... - Odpowiedział będąc w zakłopotaniu.
Po chwili zauważył straszącego się sługusa, który najzwyczajniej oblał się herbatą. Chciał się uśmiechnąć, ale przypomniawszy sobie akcję ze skaleczonym palcem, wybił to sobie z głowy.
- Nic Ci nie będzie...
Gdy zauważył, że chowaniec się rozbiera, jakby odepchnął głowę do tyłu, na znak zdziwienia (jego głupie gesty i tiki).
Zaraz po tym usłyszał otwierające się drzwi i zwariowaną współlokatorkę. Zignorował on to, co powiedziała i przywitał się.
- Dżem - Powiedział, co miało oznaczać "cześć", lub pierwsze słowo od "Dzień dobry" (dżem dobry).