Archiwum X - Mieszkanie Walkera.
Anonymous - 30 Kwiecień 2011, 14:15 Temat postu: Mieszkanie Walkera. Obskurna kamienica sugeruje, że mieszkania w środku powinny być bardziej przytulne, urządzone nowocześnie a przynajmniej chociaż trochę zadbane, bo to, co brzydkie na zewnątrz powinno mieć piękne wnętrze. Hm, cóż, gówno prawda. Na parterze, zaraz pierwsze drzwi na prawo, obłażą z białej farby, nie mają judasza a klamka jest mocno porysowana. Walker jest jednym z tych, którzy chcieliby mieć spokój z sąsiadami i innymi takimi, więc drogą dedukcji powinien mieszkać na ostatnim piętrze. Fakty mają jednak to do siebie, że z ostatniego piętra o wiele trudniej jest wyskoczyć przez okno w razie ewentualnych kłopotów. Gdy już otworzy się drzwi, mieszkanie okazuje się niezbyt duże; składa się z sypialni, łazienki, kuchni połączonej z jadalnią oraz z tak zwanego "dużego pokoju", który wcale duży nie jest. Wszystko urządzone jest raczej bez gustu, a właściwie to w ogóle nie jest urządzone, skoro jest w nim tylko kilka najpotrzebniejszych mebli. Wszystkie ściany są koloru popieli, niegdyś szare, ówcześnie białe firanki mają wiele dziur po papierosach, a stare okiennice przepuszczają chłód z zewnątrz.
Dokładniejszy opis po wejściu do danego pokoju.
_________________________________________________________________
Kontynuując podróż raczej w milczeniu - Walkerowi nie chciało się wyjaśniać dziewczynie wszystkiego, gdy jest głodny; właściwie to nic nie chce mu się robić wtedy, gdy jest głodny, ale cóż - dotarli wreszcie na właściwą ulicę. Od razu można było poznać, że są to klimaty Iana; purpurowa mgła, utrzymująca się niezależnie od pory roku i dnia oplatała kostki nóg, drzewa wiecznie bez liści, które wykrzywiają swoje gałęzie, zasłaniając przy tym dostęp słońca, odwieczny półmrok, groza i tajemnica... O tak, to zdecydowanie było w jego stylu. Bardzo odpowiednie otoczenie dla siedmiolatki, nie ma co.
- Już niedaleko - pofatygował się, by powiedzieć dwa słowa do Anny, po czym znów zamilkł. Szlugi też już mu się skończyły, a zapas schowany był gdzieś w którejś z nielicznych szafek w mieszkaniu. Tak więc rozdrażnienie było uzasadnione, tylko czy aby na pewno jego zachowanie mówiło o rozdrażnieniu? Jak zwykle ciężko było stwierdzić, co on sobie ubzdurał w tym swoim, bądź co bądź uroczo rozczochranym łbie.
W końcu jednak dotarli do wysokiej kamienicy, wybudowanej w stylu gotyckim. Bordowe i czarne cegły zazębiały się z zielono-żółtym bluszczem, na wpół uwiędłym. Annie na pewno spodoba się taki przyjemny krajobraz. Taak, zdecydowanie. Nie wahając się ani chwili - właściwie to ciężko sobie wyobrazić Walkera, który kiedykolwiek by się zawahał - wszedł parę schodków w górę, otworzył mosiężne drzwi, prowadzące do sznuru mieszkań, po czym puścił dziewczynę przodem. Etyka przede wszystkim? Pozostawmy to bez komentarza.
Ciemnowłosy zbliżył się do drzwi, po czym wyciągnął klucze z kieszeni dżinsów. Należy tutaj podkreślić, że w drzwiach wmontowane było pięć zamków, każdy bardzo stabilny i trudny do rozwalenia. Gdy już wszystkie odbezpieczył, otworzył drzwi, a z mieszkania dochodził lekki zapach spalenizny i prochu, którego nie dało się nie poczuć.
- Mała zabawa w policjantów i złodziei - wyjaśnił Annie z minimalnym uśmieszkiem pod nosem, którego nijak nie udało mu się pohamować. Wpuścił ją do mieszkania, a następnie zamknął drzwi na wszystkie pięć zamków plus jedną czy dwie zasuwy.
Walker niedbałym ruchem rzucił klucze na stół. Stali w przedpokoju, on - czekając aż dziewczynka wykona jakiś ruch, a ona - zapewne zaskoczona genialnym urokiem tego miejsca.
Przedpokój wyłożony był zielonkawą wykładziną, szorstką w dotyku, która chyba nigdy nie widziała płynu do czyszczenia. Na ścianie byle jak przymocowane były dwie czy trzy trochę niedokręcone śrubki, które służyły za wieszaki na ubrania. Z sufitu zwieszał się duży, kryształowy żyrandol - rzecz cenna, choć cholernie zakurzona - jedyna pamiątka po matce chłopaka. W kącie, na pajęczynie, zadomowił się pająk z długimi, owłosionymi odnóżami - każda mała dziewczynka lubi pająki, mam rację? Buty ustawione były byle jak, poniżej "wieszaków" - szafka na buty zajmowałaby za dużo miejsca... No bo w ogóle po co komu jakieś szafki.
- Witaj w domu, Anno. - Ian leciał sobie w kulki. Dla niego owe miejsce nigdy nie było domem, do żadnego miejsca tak naprawdę nie był przywiązany. Mierzył dziewczynę spojrzeniem, które można było określić jako przenikliwe. Co on teraz zrobi z tą smarkatą, będzie musiał jej zmieniać pieluchy czy co? Szlag by to.
Anonymous - 30 Kwiecień 2011, 18:30
No i się nie dowiedziałam, czym jest ten cały szczepionek. Trudno, może jeszcze kiedyś o to spytam.
W miarę jak oddalaliśmy się od miejsca, w którym się spotkaliśmy okolica robiła się coraz mniej gościnna. Może nie przerażała mnie jakoś bardzo, dużą część życia spędziłam w lesie, musiałam sobie radzić z wilkami i złodziejaszkami... Ach, kogo próbuje oszukać. To było jak jeszcze nie miałam siedmiu lat. Teraz to co innego. Te nagie, powykrzywiane drzewa... Zaczęłam iść nieco bliżej Iana. Mimo strachu nie ośmieliłam się jednak złapać go za rękę, mimo, iż bardzo chciałam to zrobić.
Trochę się uspokoiłam, gdy Ian powiedział, że już niedaleko. Zaraz będziemy w ciepłym, przytulnym domku.
O i proszę. Już po chwili staliśmy przed... domem? Dziwny był. Wyglądał trochę jak zamek... Wysoki, wielki, i na pewno nie był z drewna. Przerażał mnie chyba bardziej niż reszta otoczenia.
Weszliśmy do środka. Naprzeciw wejścia znajdowały się schody, na lewo na ścianie wisiała jakaś dziwna metalowa skrzynka, a pod sufitem wisiała świeczka. Chwileczkę, to nie jest świeczka! To jakby małe słońce, wisiało sobie na sznurku i świeciło. Co prawda nie tak jasno, jak prawdziwe słońce, ale wystarczająco, żeby na oczach zostały plamy.
Chłopak zaczął wchodzić po schodach, więc podążyłam za nim, oglądając się jeszcze na małe słońce. Wyłożyłam się przez to na którymś stopniu, ale szybko wstałam i otrzepałam sukienkę z brudu.
Po wielu stopniach doszliśmy do drzwi. Dość dziwnych drzwi. Miały sporo dziur. Coś mi mówiło, ze to dziury na klucz, ale wyglądały inaczej. Jak się okazało chwilę później to jednak rzeczywiście były dziury na klucze. Gdy już Ian otworzył drzwi do mojego nosa dobiegła mieszanka niezbyt przyjemnych, ale przynajmniej znajomych zapachów.
-Złodziei i kogo? -spytałam. Co to jest ten policjantów? Może jakiś rodzaj broni? Albo odpowiednik chłopstwa?
W mieszkaniu ubyło dużo różnych rzeczy. Na przykład te gwoździe w ścianie, które wcale nie do końca były gwoździami. Albo to wielkie kryształowe coś wiszące pod sufitem. Albo ta dziwna zielona, szorstka skóra leżąca na podłodze. Chwilę poświęciłam by przyjrzeć się pająkowi w kącie izby. Przynajmniej pająki wyglądały tu normalnie.
Spojrzałam na Iana.
-Naprawdę? Naprawdę... to jest teraz również mój dom? -spytałam, z lekkim niedowierzaniem. Był trochę dziwny, ale podobał mi się. Nie była to może zamkowa komnata, ale w porównaniu do drewnianej chaty w której spędziłam dzieciństwo i las, w którym spędziłam resztę życia...
Anonymous - 30 Kwiecień 2011, 19:29
- Tak, tak, naprawdę, to twój nowy, śliczny domek - czy chłopak tego chce, czy nie – pełen karaluchów, pająków i innych robali.
Dziewczyna powinna poczuć miażdżące spojrzenie Iana, skulić się pod jego ciężarem, podwinąć ogon pod siebie i zacząć uciekać... a tymczasem zadawała takie pytania, jakby wciąż miała dziurę w mózgu. Ciemnowłosy z początku nie był pewien, czy Anna chce zrobić z niego głupka, tymczasem jednak coraz bardziej przekonywał się co do jej durnoty. Czy wszystkie siedmiolatki są tak uciążliwie głupie i denerwujące?
- Co ty robiłaś od średniowiecza, spałaś czy co? - sarknął w odpowiedzi, nie ukrywając lekkiego wkurzenia. - Szczepionka to lek, z tym, że zaaplikowany w małym plastikowym pojemniku, który zakończony jest igłą. Chroni przed chorobą i jest podawany dożylnie. - Strzykawką aplikuje się również różnego rodzaju narkotyki, na przykład taką heroinę. Nie takich rzeczy próbował Walker w swoim dość długim życiu. Dziwiło go jednak, że Młoda wciąż nie zapytała, skąd wziął się, tak samo jak ona, w XXI wieku. Z tym, że on zamierzał tą informację stopniowo od niej wyciągać.
- Policjanci to ludzie, którzy chronią prawa, coś jak sekta. Mają swoje pałki, którymi okładają innych ludzi, żeby mieć przewagę, oraz pistolety, również broń. Rzekomo są dobrzy i zwalczają przestępstwo, czyli ludzi, którzy łamią prawo, choć tak naprawdę nikt nie mają honoru, bo są cholernymi, zakłamanymi psami, biorącymi łapówki - przerwał, stwierdzając, że takimi wywodami daleko nie zajdą. Walker zdjął adidasy bez pomocy rąk, stawiając je mniej więcej obok siebie pod ścianą. Splótł ręce, strzelając przy tym kościstymi paluchami. W domu było w miarę ciepło, lecz zostawił swoją bluzę płomiennookiej - bo całkiem możliwe, że w nocy będzie zamarzać. Bez żadnych bardziej otwartych emocji przedefilował przez drzwi do kuchnio-jadalni.
Pomieszczenie było jasno oświetlone, okna wychodziły na wschód, wprost na skrawek czystego, jasno pomarańczowego nieba. Gdyby Anna była tak wysoka jak Ian, mogłaby zobaczyć zachodzące słońce, żarzące się ostrymi kolorami czerwieni. Pech, bo nie była. W części kuchennej panował dosyć dziwny jak na Iana porządek - oddzielnie cukier, herbata i kawa stały na paru rozklekotanych szafkach, stara lodówka chodziła cicho w kącie, a rodzina karaluchów zamieszkiwała tylko jedną puszkę. W części jadalnej stał stary, odrapany, ciemnobrązowy stół. Dosunięte zostały do niego trzy krzesła (Dlaczego trzy, skoro Walker jest samotnikiem? Ha, tutaj można mieć podejrzenia natury psychologicznej.), a że są stare, to również i ładnie zdobione. Na stole stoi metalowy koszyk na owoce - oczywiście pusty, jakżeby inaczej. Na ścianach nie ma żadnych obrazów, jedynie zaschnięte smugi po rozlanej kawie czy piwie. Ogólnie jednak przez oświetlenie i jako taki porządek owe pomieszczenie wydaje się być przytulne... na swój chory sposób.
Chłopak skierował się do lodówki, otworzył ją niedbałym ruchem, po czym wyciągnął z niej zamrożony kawałek pizzy.
- Niech to cholera, tylko jeden - skrzywił się, patrząc w stronę Anny. Małe dziewczynki dużo jedzą? Chyba nie.. Jak dziewczynka nie zje nic przez jeden dzień, to nie umrze z głodu... Prawda? - Do diabła...
Walker wrzucił jedzenie do mikrofali, po czym usiadł na jednej z szafek.
- No, a teraz sobie utniemy miłą pogawędkę, dzieciaku – zaczął sceptycznym tonem, pozwalając sobie na szeroki, psychodeliczny uśmiech, ukazując przy tym rząd śnieżnobiałych zębów. – Po pierwsze, skoro jestem taki milutki, że pozwoliłem ci tu mieszkać, masz mi zaraz wytłumaczyć, co robisz w XXI wieku, bez wymówek i wykrętów. Od razu poznam, kiedy kłamiesz. - Jakby na potwierdzenie tych słów popatrzył na Annę bez wyrazu, zachowując zastygły uśmieszek na twarzy.
Anonymous - 1 Maj 2011, 20:22
-Ojtam ojtam. Nie w takich warunkach mieszkałam. -machnęłam ręką i podeszłam do okna, które wychodziło na zachód. Byłam za niska, żeby móc spokojnie wyjrzeć na dwór, ale po podciągnięciu się na parapecie, z niemałym trudem, mogłam ujrzeć, jak słońce chyli się ku horyzontowi. No dobra, samego horyzontu nie było widać, bo zasłaniały go inne domy. Puściłam parapet i wylądowałam na ziemi.
-No, w zasadzie to chyba tak... -odparłam. -Schowałam się pewnego dnia w mieczu, a potem puf! i budzę się w jakimś dziwnym miejscu. Dużo rupieci tam było, nie tylko miecze, zbroje i łuki, a też jakieś dziwne ubrania, takie metalowe krążki i tuleje z ostrymi końcówkami. I takie metalowe patyki. -to miejsce naprawdę było dziwne, wręcz trochę przerażające. -Lek? -powtórzyłam i zamyśliłam się na chwilę. To chyba żadna rewelacja... W średniowieczu też były leki.
-A, czyli że tacy trochę strażnicy? -spytałam. Kolejna rzecz, która była również w średniowieczu. Ciekawe tylko, co to jest ten 'pistolety'. Może jakiś rodzaj miecza?
Odłożyłam odzienie Iana na taki dziwny podłużny mebel. przypominał trochę krzesło, a trochę łoże. potem poświęciłam nieco uwagi jego buto, które właśnie zdjął.
-Dziwne tu macie ubrania, wiesz? -powiedziałam, podnosząc jeden z butów. Nie pachniał zbyt ładnie, ale... Nie gorzej niż obornik. Do tego były bardzo dziwne w dotyku. Niby to skóra, ale nie do końca. No i dolna część. Po co te wszystkie wzorki, skoro i tak ich nie widać?
Tak się zainteresowałam butem, ze nie zauważyłam, kiedy Ian poszedł do innego pomieszczenia. Odłożyłam but i spróbowałam go znaleźć. Nie zajęło mi to dużo czasu. Chłopak grzebał w jakiejś dziwnej, białej, wysokiej skrzyni. Zajrzałam mu przez ramię do środka, ale nie zauważyłam tam nic ciekawego, więc podeszłam do stołu i wdrapałam się na jedno z krzeseł. Nie było łatwo, ale się udało. A wracając jeszcze na chwilę do białej skrzyni - ział z niej dziwny chłód.
-Co tylko jeden? -spytałam, patrząc na chłopaka, który wyjął z tej dziwnej skrzyni jakiś dziwny przedmiot. Wydawał się jadalny, ale kto tam wie te czasy... -I czemu z tej skrzyni tak powiewa chłodem? Czy to jakieś przejście do mroźnych gór? -tak, chyba tylko dziecko ze średniowiecza mogłoby wymyślić coś takiego. Chłopak nie będzie miał ze mną łatwo, na każdym kroku jest coś, o co muszę spytać.
Kawałek czegoś-pozornie-jadalnego trafił do innej, mniejszej, ale również białej, skrzynki. -A co to? I to coś co tam włożyłeś? -zadawałam kolejne pytania, obracając się na krześle, żeby mieć Iana w polu widzenia.
-Co tu robię? -powtórzyłam. -A co mam robić. jestem i tyle. Żyje. -przynajmniej na razie... -Myślisz, że mam tu jakąś misję? -no ciekawe, co myśli.
Anonymous - 4 Maj 2011, 19:29
Chłopak westchnął, przeczesując ciemne włosy dłonią. Uśmieszek starł się z jego twarzy - bo i co mu po nim, skoro dziewczynka pewnie nawet nie wie, co to jest widelec, podłoga czy sufit. Cholernie to uciążliwe. W mieszkaniu robiło się coraz chłodniej, więc Walker ruszył swoje kościste, szanowne cztery litery, aż do przenośnego grzejnika, który ogrzewał wszystkie pomieszczenia. Kopnął go bez wysiłku, praktycznie musnął stopą... A w mini-kaloryferze automatycznie zrobiło się spore wgięcie.
- Szlag, już nawet złomu kopnąć nie można. - Ian miał nadzieję, że Mała tego nie zauważyła... Znowu zaczęłaby zadawać pytania, tsaa.
Chłopak dosiadł się do Anny, po przeciwnej stronie stołu, rozwalając się na krześle, jakby był u siebie. Chwila, chwila... On jest u siebie, tak? Prawda..? W każdym razie Walker założył ręce za głowę w raczej leniwym geście, stopniowo przestając przejmować się debilizmem dziewczynki, a nawet do niego przywykając. Skoro już zaczął na nowo mieć wszystko gdzieś, to dlaczego by się nie zabawić?
- To, co włożyłem do białego pomnika, czyli mikrofali, to jedzenie. Ale ty nie jesteś głodna, więc zjem ja - oznajmił z chytrym uśmiechem, niczym lis. Był ciekawy, czy dziewczyna skłamie, mówiąc o tym, czy czuje głód. W każdym bądź razie w każdej chwili mógł władować się do jej głowy i to sprawdzić, ha.
Na to jednak póki co nie było czasu, gdyż głośne PIK! przecięło ciszę pełną napięcia, normalnie emocje sięgały zenitu. Walker z minimalnym skrzywieniem - czy on kiedykolwiek był zadowolony z życia? - znów zmusił się do ruchu, a nawet paru ruchów. Otworzył drzwiczki mikrofali, wyjął z niej rozgrzany talerz, parząc się przy tym w palce. Ian jednak jest na tyle dumny i męski, że nie pokarze po sobie, iż coś go boli, o niee, nic z tych rzeczy. Wrócił szybko do Anny, bo przecież jak to tak; zostawiać młodą damę samą przy stole. Toż to szlachcicowi nie przystoi! Talerz jednak postawił na środku stołu, a parująca pizza powodowała, że żołądek mu się kurczył. Ale nic, czekamy na reakcje dziewczęcia.
- Aa, i jeszcze jedno, Słońce - dodał jakby mimochodem, z minimalnym znużeniem i nutami łaski w głosie. - Jeżeli bardzo chcesz, pokażę ci te mroźne góry... To faktycznie jest przejście, tylko pamiętaj, nie możesz o tym nikomu powiedzieć. Podzieliłem się z tobą tajemnicą, czuj się wyróżniona, ba, zaszczycona moją wspaniałomyślnością!
Gdyby mógł, w tej chwili zaśmiałby się szyderczo, ale po pierwsze to zniszczyłoby cały misterny plan, a po drugie: kamienną twarz opanował do perfekcji. Kto tak naprawdę dobrze go znał? Ha, odpowiedź jest prosta jak dwa plus dwa. Zapewne nigdy jeszcze nie odkrył swojej prawdziwej twarzy. No, być może Arthur wiedział o nim trochę więcej. A teraz ten pokurcz w brzydkiej sukience, w którego żyłach płynie krew z ich rodu, siedzi na krześle w jego kuchni. Ale się porobiło, normalnie sajensfikszyn kosmos.
gome, że tak krótko - ale jak mówiłem, weny brak. a, i gome, że zniknąłem z gg, ojciec się awanturował, dokończymy rozmowe o radiu przy okazji.. ;>
Anonymous - 7 Maj 2011, 15:14
Chłopak wyszedł, potem do moich uszu dobiegł jakiś brzdęk i przekleństwa Iana. Wyciągnęłam się nieco na krześle, żeby wyjrzeć z kuchni, ale nic nie zauważyłam, więc usiadłam normalnie. Nie chciało mi się schodzić z krzesła, a potem znów na nie wdrapywać.
-Mikrofali? A co to jest? -spytałam i zerknęłam na swój brzuch. W sumie chłopak miał rację, nie byłam głodna. Może tylko troszkę.
Trochę się wystraszyłam, gdy mikrofali wydał jakieś dziwne piknięcie. Ian jednak zachował spokój, więc prawdopodobnie nie było czego się bać. Kiedy postawił talerz z tym dziwnym czymś na środku stołu... cóż, dziwne coś przyciągnęło nieco moją uwagę. Pachniało ładnie, a jednocześnie niezbyt świeżo. Stanęłam na krześle, żeby móc dosięgnąć talerze i trąciłam to coś palcem. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby spełzło z talerza i schowało się w jakimś zakamarku kuchni. Tak się jednak nie stało. Usiadłam z lekko skrzywionym wyrazem twarzy. Jeśli Ian chce to zjeść, to nie będę mu w tym przeszkadzała, smacznego.
-Serio? -spytałam nieco podejrzliwie. -No dobra, ale nie pójdę tam sama. Musisz iść ze mną! -krzyknęłam uśmiechając się szeroko i wskazując na chłopaka. Kto wie, co za potwory tam mieszkają, może nie dam im rady sama?
Jako, że Walker mnie olał, ogłaszam wszem i wobec, że niniejsze zdarzenia nie miały miejsca. ZT>
|
|
|