Karty Postaci - Długo i nudno.
Anonymous - 27 Listopad 2010, 20:04 Temat postu: Długo i nudno. No więc, nie krótka, ale jakże przewidywalna historia kiedyś małej Annette.
Całość zaczęła się w zwykłej chatce, w którymś z krańców krainy luster, zanim jeszcze kto kol wiek prócz istot ją zamieszkujących o niej wiedział. W najnormalniejszych dla tego świata okolicznościach, życie otrzymała mała dziewczynka o imieniu Annette.
Jej rodzicami była dwójka kochających się ludzi, jej ojciec był marionetkarzem o imieniu Olivier, który żył w na uboczu kariery dbając tylko o swoją ukochaną żonę, a teraz także i małą córeczkę, nie zajmował się już prawie w ogóle lalkami. Oczywiście jako przedstawiciel swej rasy miał ich cały tabun, jednak nie wytwarzał ich za wiele, konserwował stare, naprawiał dbał o nie. Pomagały one jedynie w domu, sprzątały inne bawiły się z malutką Ann'e. A te, które nie były obecnie używane znajdowały się poskładane w skrzyni na strychu, a raczej w pracowni bo w to zostało tamto pomieszczenie zamienione, co jak co ale pierwotnych instynktów nie jest się w stanie się wyzbyć. Jednak wracając do rodziców, jej matką była o dziwo przedstawicielka Upiornej Arystokracji, na imię miała Luise. Porzuciła życie wśród swych, luksusy, wykwintne bankiety i wszystko co się z tym wiązało dla życia rodzinnego.
'Mała', bo tak często byłą nazywana przez rodziców, ponieważ rzeczywiście taka była. Zawsze troszkę mniejsza od rówieśniczek, blada cera, która ułudnie przypominała porcelanę. Była niezwykle drobna i chudziutka. Zazwyczaj nic nie jadała, piła raz góra dwa dziennie, nigdy nie chorowała i zawsze była pełna swojej neutralnej energii do życia. Nie biegała jak inne małe dzieci, jednak zawsze byłą ciekawa świata, który ja otacza, fascynowały ją motylki, kolory, wszystkie ciekawostki. Wychowywała się w niedużej chatce, która znajdowała się na wsi. Ot zwykła wiejska chata wyrwana z przełomu średniowiecza i renesansu. Solidne, grube mury, które sprawiały, że w pokojach zawsze panował nieprzyjemny chłód, niewiele w nich było otworów na okna, które już wyposażone były w szybki, niekoniecznie idealnie przejrzyste. Wszystko piękne, aż śmierdziało starością. Jednak jej to nie przeszkadzało, miała dzięki temu mnóstwo zakamarków do zwiedzania, mimo, że znała je na pamięć, jej bujna wyobraźnia zawsze dostarczała jej nowości i pomysłów na zabawy sama ze sobą lub rozumnymi, sztucznymi sługami jej ojca, które wydawały się niezwykle mocno przywiązane do Ann'e jak gdyby była jedną z nich.
Gdy miała około dwunastu lat ojciec rozpoczął trudny, mozolny proces nauczania dziewczynki jak tworzy się lalki i marionetki. Trzeba przyznać, że nie było to łatwe. Bo jak wszystko inne co nawiązywało do uczenia się czego kol wiek, było dla niej pestką i wręcz kochała książki, ślęczenie nad nimi i uczenie się, to tu .. Tworzenie małych, chodzących ludzików było niezwykle trudne. Co dziwniejsze nawet gdy udało się jej stworzyć swoje dwie pierwsze marionetki, które nazwała Hira oraz Valey, to .. nie chciały się jej do końca słuchać. Dość często sprzeciwiały się lub po prostu przestawały działać ot bez powodu. Musiała je wtedy składać od nowa, a że byłą do nich wyjątkowo przywiązana, nie dawała za wygraną. Ojciec podziwiał ją w jej cierpliwości. Chyba każdy wiedział, że małe dzieci są niezwykle niecierpliwe.
Siedemnaste urodziny An, były takie jak inne. Nie miała za wielu przyjaciół, a raczej w ogóle ich nie miała, zaledwie kilku znajomych. Otrzymała kilka prezentów i tym podobnych drobiazgów, jedyną anomalią była fakt, że zbliżał się punkt kulminacyjny, w którym miało się okazać, że organizacja MORIA ma zamiar ruszyć na lustrzane istoty. Powstawały ogromne, niezliczone ilości marionetek, które nie dość, że był niedopracowane to tworzony tylko po to by ruszyły na śmierć. Jak mięso armatnie. Wyrażały otwarcie swoje niezadowolenie, na dodatek pobudzał je fakt, że Władca Marionetek nie pokazywał się już od dobrych 18 lat.
An opuściła rodzinny dom, zawsze ciągnęło ją do ciekawostek, nowinek ze świata. Byłą ciekawa jak żyją inni. Wyruszyła do najbliższego miasta obiecując rodzicom, że będzie wracać dwa razy na rok oraz święta. Szybko znalazła sobie jakieś małe mieszkanie, które musiała opłacać, z tego powodu zaczęła pracować w prowizorycznej, tymczasowej fabryce 'lalek'. Produkowano tam marionetki na wojnę. Wszystko było robione tak szybko, jedynie Annette starannie opiekowała się każdą ze swych stworzonych lalek i dopieszczała każdy szczegół zostając po godzinach. Wkrótce Marionetki ogłosiły bunt. Wyzwoliły się dzięki swojej ilości, ale też faktu, że nie było ich głównego Władcy, kogoś kto zmusił by jednym skinieniem palca by zostały na miejscach.
Zbliżał się moment powrotu rodzinnego domu, jak obiecała. Cieszyła się na ten dzień, powoli maszerowała polną ścieżką już z daleka widząc rodzinną chatę. Jednak coś było nie tak. Prawie, że wszystkie lalki zaczęły własne życie, nakręcały się nawzajem nikt im nie był potrzebny. Jednak przechodząc przez furtkę zobaczyła, że wszystkie twory jej ojca spokojnie, bez pośpiechu pomagają w domu. Jednak nie było nigdzie widać rodziców. Nie było to jednak szokiem, zapewne byli w środku, robili coś czy też rozmawiali nad ciastem i herbatą.
Jednak nigdzie ich nie było. Ojca znalazła dopiero w sypialni, gdy jej własna lalka imieniem Kuro zaprowadził ją tam. Jej oczom ukazał się schorowany starzec, który leżał na łóżku, a opiekowały się nim jedynie lalki. Łza uciekła jej z oka i spłynęła po policzku spadając na podłogę. Usiadła na boku łózka i ujęła jego dłoń przytulając do swojej chłodnej, prawie, że białej twarzy. On jednak się nie smucił. Uśmiechnął się delikatnie patrząc na nią swymi mętnymi już oczami.
- An .. Mała Annette.
Zaczął jej opowiadać o tym, że zawsze ją kochali z matką. Jednak nie jest ich dzieckiem, nie prawdziwym. Pierwsza myśl jaka przeszła jej przez głowę był fakt, że jest adoptowana. Nigdy nie była tak podobna do nich jak powinna, fakt włosy, oczy, ale cera była całkowicie inna. Szybko jednak została wyprowadzona z błędu przez stworzyciela.
- Jesteś moim 'tworem'. Jesteś idealna. Możesz być kim chcesz, nic cię nie ogranicza.
Powiedział głaszcząc ją po czole, uświadamiając jej tym samym, że to prawda. Czyli rzeczywiście była marionetką, chwilę potem dowiedziała się, że jej matka Luise byłą bezpłodna, a zginęła kilka dni po wyjeździe swojej córki. Było to wszystko absurdalne, przecież jadła, oddychała, piła. A co śmieszniejsze nie miała dziurki na swój unikalny klucz, w dodatku nigdy nie przypominała sobie by ktoś ją nakręcił dając siłę do życia.
- Jesteś idealna .. Nieodróżnialna od innych. Twoim napędem jest wieczna miłość.
Stwierdził dotykając miejsca gdzie znajdowało się jej serce, bo trzeba wiedzieć, że nawet jej organy zostały idealnie odwzorowane. Wszystko, dosłownie. Chwilę potem wysnuł też opowieść o tym, że zawsze dążył by stworzyć kogoś takiego jak ona, jednak dopiero gdy poznał jej matkę mu się to udało. Okazało się,że brakującym elementem układanki jest nie brak umiejętności ale miłość. Zaraz też zrozumiałą, że to on jest zaginionym Władcą Lalek. Wszystko się zgadzało. A wielki człowiek właśnie umarł tuż obok niej.
|
|
|