Anonymous - 21 Maj 2011, 20:25 Temat postu: ZatoczkaWśród piaszczystych plaż stała zatoczka niewielka, która swym pięknem przyciagała wielu turystów. Woda koloru najczystszego błękitu była bardzo ciepła jak na morze. Gdzieniegdzie na plaży znaleźć można było kolorowe kamyczki.
A pośród tych piaszczystych wzgórz wolnym tempem Hamlet szedł. Zatrzymał się na chwilę, by napatrzyć się na te widoki niecodzienne. Kucnął na chwilę i przebrał w swych dłoniach piach. Ten sypał się ciurkiem w dół, odmierzając czas. Czas płynął, nie dało się go zatrzymać. Czas...
A gdyby tak pójść w tą toń, zatonąć, bez rozgłosu, bez świadków. Tylko ty i morze. Woda otaczająca ciało. Powoli braknie tchu, ty idziesz dalej. Coś przepływa ci koło nogi. Fale co chwila wnoszą twe ciało w górę i w dół. Robisz krok w stronę plaży i dwa w stronę dna. Cichy szum w głowie, głosik mówiąc o twej głupocie. Wspomnienie uśmiechu twej ukochanej osoby.
A potem się budzisz. Ciągle na plaży. W głowie chaos. I tylko słowa wydobywające się z ust.
- Ja tak nie zniknę...Anonymous - 21 Maj 2011, 20:35 Rose szła, aż chwiejnym krokiem zawędrowała tu - do zatoczki nad Morzem Łez. Z cierpką pogardą zbierało jej się na śmiech - znów tu, gdzie poznała tą arlekinkę, która teraz doprowadziłą ją do tego, a nie innego stanu. Zdążyła się już przekonać o dodatkowej wstążce na kapeluszu, jednak nie zmieniło to jej humoru - można się było tego spodziewać. Nie miała siły podnosić zbytnio nóg, więc piach, który zgarniała stopami przy poruszaniu się wsypywał jej się do butów, czuła więc pewnien dyskomfort.
Zdyszana, gdy tylko wyszła na plażę ujrzała sylwetke mężczyzny. Pierwsze, o czym pomyślała gdy go zobaczyła, to błaganie, aby nie był on tak samo niefortunną znajomością jak tamta. Poczłąpałą niemrawo w jego strone z zamiarem przynudzenia go swoją obecnością, jednak słowa nie uformowały się na czas i z jej ust wyleciało tylko:
-Hss....
Co brzmiało niczym jęk węża. Rana na ręce zastrupiła się już, jednak poruszanie nią powodowało, że zakrzep pękał i krew sączyła się na nowo. Nie było to dla niej żadną nowością, ropiejące rany, jednak w połączeniu z poparzeniem całą jej ręka zmieniła się w bolący kikut. Miała już dość chodzenia i wielką nadzieję, że tajemniczy ktośtam okaże się przyjazny. Stanęła nad nim i spojrzała od góry. Wyglądała zapewne niczym zjawa, nie wróżąca nic dobrego z czerwnoymi włosami spływającymi w dół tak, że prawie go dotykały.Anonymous - 21 Maj 2011, 20:59 A oto i pani ma, choć nie do końca, bo w swych snach nie tak wyobrażałem sobie jej twarz. Włosy niczym ogień, który porwą me ciało, zamieniając je w pył. Pył, który wiatr rozwieje po świcie całym. Będę tam. W waszych sercach. Oczy jak magia. Zmienne i niebezpieczne! Och jak mnie wciągają! Ciało rzeźbione ręką boską! Lecz cóż to!? Bóg jej nie pokochał i nie pozwolił dostąpić ideału! Me serce się łamie! Mój humor znika! Cała ma dobroć znika, by stała się nienawiścią do istot boskich, co ma panią skrzywdziły!
Twarz jego zmarszczyła się w wyrazie nie smaku.
A twe oczy płoną, płoną~ Płoną nienawiścią, płoną uwielbieniem dla tej istoty skrzywdzonej. Płoną, gdyż sam jesteś ogniem~!
- Witajcie Pani Serca Mego! Ma Wybawicielko! Me Skryte Marzenie! Cóż chcesz ode mnie- człeka niegodziwego, by Twą piękność podziwiać? Czy przybyłaś mnie ukarać za myśli nieczyste czy nagrodzić za pokorną służbę?Anonymous - 21 Maj 2011, 21:09 Rose szpojrzała na niego z pierwotnym zamierzeniem szoku, jednak po chwili zmieniłą zdanie. No cóż, w końcu niejedne dziwactwa się widuje w Krainie Luster i to do najdziwniejszych nie należało. Popatrzyła na baśniopisarza, wysławiającego się niczym Szekspir w swoim najlepszy mczasie i zamrugała tylko pobłażliwie. No cóż, był przyjazny.
Usiadła obok niego na piasku i spojrzałą w niebo, zastanawiając się przelotnie, jaki styl odpowiedzi wybrać. Po chwili zdecydowała się grać w jego karty, choć zapewne nigdy nie będzie tak dobrą krasomówczynią jak on.
- Zaprawdę, młodzieńcze, przybyszu z krainy poezji na ten świat, jałowy i niepełny, Twe usta wyrzekając frazy tak barwne niczym miód czysty są dla mej duszy, opiewając ją, błogosławiąc pięknem i.. Natchnieniem... - Zmarszczyła brwi i odchrząknęła. Przypuszczalnie na jej twarz wszedł rumieniec. No cóż, poplątała się nieco. Zaczęła z innej bajki. - Masz może jakieś opatrunki przy sobie?
Pokazała mu rękę ze strupem, który pękł jej oczywiście przy siadaniu i teraz szczypał. Łącznie z brakami palców, bliznami i świeżym poparzneiem wyglądała pawnie jak siedem nieszczęść. Wolną ręką zdjłęa kapelusz i postawiłą obok. Była zmęczona. Bardzo zmęczona. Zmęczenie to nie było spowodowane wyczerpaniem, spędzeniem sił na coś tak, ze teraz ich nie ma, nie. Po prostu wszystkie zostały z niej wyssane, nie zostawiając w zamian przyjemnej satysfakcji z wykonanej pracy. Zostawiy rozgoryczenie i zacięcie.Anonymous - 21 Maj 2011, 21:29 A więc zabawi się ze mną Pani ma. I choć jej mowa nie taka jak bym sobie tego życzyć mógł, to cieszy me serce każda jej wypowiedź, gdyż mi swój czas cenny poświęca, swym głosem karmi me serce. Lecz czy pomóc jej mogę? Nie! Nie potrafię! Gdy w potrzasku się znalazła na nic się me zdolności zdadzą, bo nawet tak najprostszej rzeczy uczynić nie moge jak jej stan poprawić! Ach! To boli! Boli mnie wszystko! Choć może, gdyby się zgodziła?
W twych oczach zapalił się blask nadziei tak lichej, że byle wiatr ją mógł złamać. Wszystko mógł zaprzepaścić najdrobniejszy błąd. Twe myśli na jednej się teraz rzeczy skupiły.
- Nie posiadam mocy takich wielkich, by rany twe serca, duszy, ciała wyleczyć. Nie posiadam środka, który twe cierpienia unicestwi. Posiadam jednak głos, który ukoi nerwy, pozwoli zapomniec o wszystkich troskach dnia dzisiejszego. Czy pozwolisz, bym przewodził twej myśli, bym wdarł się wgłąb umysłu twego i troski pozbawił?
Uśmiech nadziei wykwitł na jego twarzy. Zgódź się ma Pani...Anonymous - 21 Maj 2011, 21:45 Popatrzyła na niego, zabrała łąpę i westchnęła. No cóż. Nie ma tak dobrze. Skrzywiła się i polizałą dłoń, po czym położyłą ją na ziemi tak, by zraniony kawałek nie dotykał piasku. Spokojnie patrzyła w przestrzeń, jednak na propozycję baśniopisarza zmarszczyła brwi. Zmęczona nie opierałą się dłużej pragnieniom ciała i położyła się na piasku, zgięte nogi podsuwając pod siebie. Zmarszczyła brwi.
-Jeśli chcesz mi grzebać w umyśle to najpierw przedstaw się. Nie chcę, żeby robił to nieznajomy.
Nie była to do końca prawda. Nie bardzo chciała żeby ktokolwiek to robił. Bała się, co tam znajdzie. Trochę gwałtownych, zmiennych emocji, trochę zawiechy, i...? Obawiała się tego, że ktoś zobaczy te straszne wspomnienia, a potem masę wściekłości, ślepego szału, niszczenia i zabijania. Noe było to coś wartego dizelenia się tym, zdecydowanie wolałą zostawić to dla siebie. Poza tym można było mieć na nią haka - wiedzieć o jej straachu przed ogniem. A to nie było słuszne, o nie. Przejechałą dłońmi po twarzy, poprawiając przy okazji bandaż na lewym oku i wzbudzając igiełkę bólu w prawej ręce.
- Ja jestem Rose. - dodała na zachętę.Anonymous - 22 Maj 2011, 11:31 A oto z jej ust padły słowa nagany, gdyż zapomniałem o swych dobrych manierach. Przeprosiłem więc za swój nietakt wielki i prosiłem o wybaczenie, gdyż każdemu w końcu przy takiej piękności zapomnieć się zdarzy, gdy ta zachwyca swą uroda i pięknem. - Me imię Hamnet, co nie zachwyca, choć oddaje w sporej części mą duszę.
Uśmiechną się w jej stronę, dając znak zachęty, by poddała się jego mocą. Nie chciał jej w końcu krzywdy zrobić, a dopomóc. W jego sercu nie kryło się żadne złe słowo w stosunku do Swej Pani, co zresztą wywnioskować było po wyglądzie jego. Oczy koloru tej wody błękitnej, oazą spokoju były, twarz uśmiechnięta, radośc...Anonymous - 22 Maj 2011, 11:46 Rose spojrzałą na niego podejrzliwie ale w końcu nie na codzień zdarza się ktoś taki. Przekonywała siebie że w końcu jeśli raztego doświadczy może następnym razem rozpozna, kiedy ktoś tak robi. W końcu przeciągnłęa się i powierciła trochę, brudząc piaskiem. A, co mi tam.
- No, dobra. - Zaczynała się już lepiej czuć. Poza tym, co może być złego w lekkiej poprawie humoru?
-[/color=red] Zaczynaj. Popraw mi humor. Tylko jak się dogrzebiesz do wspomnień to nie chciałąbym być w Twojej skórze.[/color] - Pogroziła na wszelki wypadek. Zachowanie swojej pirofobii dla siebie było dla niej ważne.
Odprężyłą się i zamknęła oczy, czekając na pokaz mocy Hamneta. Uśmiechał się niweinnie i wpatrywał w nią tymi niebieskimi oczami. Cóż, nie mogło być źle. Na pewno nie. Baśniopisarz nie wyglądał na kogoś ze złymi zamiarami...Anonymous - 22 Maj 2011, 14:48 - Zatem w tej bajce... W tej bajce...
Zacisnął oczy, by móc się lepiej skupić. Nie było to wcale takie łatwe.
- W tej bajce nie ma bólu, nie ma bólu dla mej Pani. Ma Pani go nie odczuwa, bo jest ponad stworzenia wszystkie. Dla niej nie ma takich rzeczy. Ma Pani potrafi odrzucić te ziemskie zwyczaje...
Źle! Źle! Całkowicie mu nie szło! To nie tak miało być! nie tak!
- Nie jesteś sobą, jesteś całkowicie wyzwolona. Możesz co zechcesz. W twych oczach jest ogień, który potrafi zniszczyć wszystkie przeszkody. Barykady upadają jedna po drugiej w strachu przed tobą. Nie ma nic co może ci się przeciwstawić. Jesteś Bogiem swych myśli.
Wziął głęboki wdech. Miał nadzieję, że Pani jego nie ma blokady twórczej, by się poddać takiej hipnozie...Anonymous - 22 Maj 2011, 14:57 Leżąc, czekając na zaczarowanie usłyszała ciekawe zbitki słów, które nie przechodziły przez jej uszy docierając do niej. Bardziej dotykały samego jej mózgu, podsuwając obrazy i uczucia. Jednak gdy baśniopisarz wspomniał o płomieniu w jej oczach, potrząsnęła lekko głową i zmarszczyłą brwi. Jednak gdy przekaz całości dotarł do niej, jej czoło wygładziło sie i wróciła do słuchania.
Coś jej mówiło, że to dopiero początek. Już teraz zaczynała czuć takie zabawne macki spokoju na swoim umyśle i przestawała w jakimkolwiek stopniu żałować, że poddała się słownym czarom Hamneta. Naprawdę czuła się, jakby zanurzałą sie w innym świecie, w którym to ona panuje nad rzeczywistością, i włada całą sobą.Anonymous - 22 Maj 2011, 15:17 - A teraz obudzisz się ze snu i będziesz czuła tylko ulgę...
Miał nadzieję, że to wystarczy. Nie mógł wymyślić czegoś bardziej ponętnego w tak krótkim czasie jaki u dano. Mimo to był zadowolony ze swego dzieła, bo w jakiś sposób, choć niewielki, mógł pomóc swej Pani.
W oczach jego pojawiły się iskry rozbawienia, radości jak u małego dziecka. W tej euforii nie zdawał sobie sprawy jak się zachowuje, bo jakiż to miało sens? Zaśmiał się w sposób perlisty.
- I jak się czujecie ma Pani? Czy lęki znikły?
Przejechał dłońmi po piasku i zaraz nakreślił na nim kółko i kilka kresek, które w domyśle miały być słońcem.
Ach słońce! Czemu już zachodzisz? Nie pozwolisz mi się cieszyć dłużej tym dniem? Skracasz nieubłaganie czas naszego spotkania!Anonymous - 23 Maj 2011, 05:24 I oto Rose otworzyła oczy, obudziła się.. I odkryła, że udało jej się zasnąć! Że pod wpływem słów poety zapadłą w jakiś taki ciekawy stan między snem a hipnozą, niebytem a jawą. I obudziła się z niego całkowicie odprężona, zrelakssowana, i, można by rzec - skoczyło jej morale. Wszystkie dotychczasowe złe i smutne wydarzenia ostatnich dni wydawały się być nieistotne, błahe, nienzaczące. Nic nie miało znaczenia w porównaniu z tym, że pozwolono jej odczuwać piękno tego świata. Odetchnęła powietrzem, które teraz było znacznie słodsze niż jeszcze kilka minut temu. Doprawdy, niezwykla moc. Rose przetarła twarz i nie omieszkałą poinformować o tym poety.
- Łał. To było... Niesamowite. Super. Dziękuję... Jest znacznie lepiej.
Chociaż lęk nie znikł. Nie ten główny. Na widok ognia znów zaczęłaby świrować. I nie była pewna czy komukolwiek kiedykolwiek uda się to zmienić. Pewnie nie, a nawet jeśli bedzie mieć amnezję to przypomną jej, kim jest strasząc ją zapałką. Ha. Potrząsnęła głową i spojrzała na Hamneta. Rzeczywiście dzień już się kończył. No cóż...Anonymous - 23 Maj 2011, 06:54 - Zachodzi ma gwiazda... więc znikam. Bez jej promieni zbawiennych jestem niczym. W nicość sie obrócę bez nich. Lecz i bez ciebie byłbym nikim. Więc żegnaj ma gwiazdo, ma chlubo, radości. Lecz nie smuć się z tego rozstania. Bowiem- gdy mnie zawołasz- przybędę. Baczyć nie będę na przeszkody losu, które mi po drodze rozstawi, a całą swą siłą, skupieniem i wprawą do ciebie dojdę!
Ukłonił się dworsko, chwycił jej dłoń i ucałował jak na pana wysokiego rodu przystało. Po czym odszedł. Gdzie? Któż wie. W końcu to Bajarz...
[z/t]Anonymous - 23 Maj 2011, 14:27 Odszedł tak, jak się zachowywał - intensywnie, ekscentrycznie i poniekąd tajemniczo. Rose odprowadziła go wzrokiem, patrząc jak wchodzi między drzewa. Hm, ciekawy facet. Na twarzy miała uśmiech i był aniesamowicie odprężona, ale nie znaczyło to, że straciła czujność.
Przeturlała się w tę i spowrotem po piachu, zadowolona i szczęśliwa, ale w końcu wylądowała twarza na swoim kapeluszu. Ujrzała na nim wstążkę, która tak idealnie oddawała powody dla których baśniopisarz uspokajał jej nerwy swoją poezją. niewiele brakowało, aby straciła ten spokój ducha, ale opanowała wściekłość. Postanowiła uciec z tego miejsca tak skrajnie różnych dwóch spotkań. Nie chciała tu dalej siedzieć, bo jeszcze spotka następne dziwadło. Historia lubi się powtarzać, a ona nie chciała trafić znów na żadnego cienia. Przynajmniej dopóki nie odzyska sił. Wtedy żaden cień nie będzie chciał trafić na nią.
Zerwała się, nasadziła kapelusz na głowie otrzepując z niego martwe płatki i ułożyła plan działań. Wyglądał on następująco:
1. Znaleźć medyka i wyleczyć dłoń.
2. Znaleźć kwiaciarnię i kupić róże bądź goździki.
3. Kupić sobie porządną fajkę i nie gubić jej.
4. Poznać kolejną osobę, tym razem przyjazną, a jak nie - skopać jej tyłek.
I ruszyła dziarskim krokiem przed siebie.
[zt]
Anonymous - 12 Czerwiec 2011, 20:42 Ostatnio bardzo często Mali bywał w miejscach w które zdawały się osamotnione. Było to dziwne, bo chłopak był taką osobą, która lubiła obserwować innych, a od pewnego czasu zaczął się całkowicie odcinać od rzeczywistości. Nawet jego własny egoizm przestał go przerastać, bo z nikim się nie kłócił ani nie próbował być jakoś szczególnie lepszy. Kto by się spodziewał, że właśnie on. Choć kto wie czy to nie był jakiś stan przejściowy.
Przyplątał się aż tutaj nad zatokę. Nie był jakoś specjalnie szczęśliwy, czy zachwycony widokiem, jaki go otaczał. Był po prostu w swoim zwykłym nader opanowanym stanie, który oświadczał, że wszystko mu jest obojętnie. Mówiła zwłaszcza to jego mina, która była niemal straszna, gdy tak nie wyrażała żadnych emocji.
Usiadł spokojnie na plaży, zaraz przy brzegu linii wody i spojrzał w dal. Wpadł w jakby trans swoich rozmyślań i wszystko inne znów straciło znaczenie. Jedynie jego oczy odnalazły jakąś głębię, którą rozumiał tylko on.
Czasami zdawało mu się, że jego życie jest całkowicie niepotrzebne na tym świecie i to przekonanie wpędzało go właśnie w takie stany, ale innym razem po prostu miał dość wszystkiego i się odcinał, choć w głębi potrzebował jakiegokolwiek towarzystwa. Nie to, że mówił o miłości, po prostu nawet przyjaciel przydałby się w takiej chwili. Mali często żałował, że przez swój poważny, cięty charakter nie może znaleźć nikogo takiego, czy też przez to, że zawsze otoczony był samotnią i to na własne życzenie, zmuszał się do tego by się nie przywiązywać. Zarówno swoim istnieniem nie chciał nikogo narażać na dziwne rzeczy, bo wiedział, że jeśli się z kimś zaprzyjaźni to w końcu ta osoba ulegnie i stanie się taka podła jak on, a z drugiej strony takiej osoby potrzebował. To był impas, sytuacja bez wyjścia, która prześladowała go od początku jego istnienia. Choć było wiele osób takich jak on, to tylko Mali potrafił tak skomplikować sobie życie, by stało się ono jeszcze gorsze i tak to trwa do tej pory. I to był właśnie jego największy problem, pogrążanie własnego siebie.