Anonymous - 14 Czerwiec 2011, 08:25 Temat postu: Laguna
Część odcięta od reszty morza przez atol. Woda zwykle latem jest bardzo ciepła, miejsce płytkie i całkiem bezpieczne, widoczne w pełnej okazałości jednie podczas odpływów. Ma kształt zwodniczo podobny do jabłka a na jej dnia jest miękki, mieniący się piasek gdzieniegdzie udekorowany białymi muszlami.
~~~~~~~~
Wóz jechał przez dłuższy czas sprawiając, że wiedziona w środku parkę ogarniały dookoła nieco stłumione odgłosy Krainy Luster. Ich małe i wielkie problemy. Parę razy, przez pogodę w tym zaczarowanym świecie przewinęła się nad wozem burza a jedna uczepiła się go i brnęła jego śladem przez kilkadziesiąt minut. Wampirzyca miała jednak nadzieję, że tam, dokąd zamierzała dojechać pogoda była znośna.
W każdym razie podróżnicy mieli dłuższą chwilę czasu na rozmowę.
- Kim jest Veis? - zagadnęła ni z tego ni z owego. Fakt czasem mogłoby się wydawać, że niektóre maleńkie tematy poruszane przez jej rozmówców najzwyczajniej jej nie interesują i wylatują drugim uchem. Ale zwykle nic nie ujdzie jej uwadze. Nawet, jeśli nie spyta o to od razu. A tym razem zainteresowała ją persona jaką wymienił.
Oczywiście zapewne znajomy będzie mógł odwiedzać jej Kota, albo sam zwierzak będzie wypuszczany, by rozprostować kości, ale pewnie najpierw tajemniczy pan 'V' przejdzie przez jej restrykcyjną ocenę. A coś jej podpowiadała, ze ona i tajemniczy kolega jej zwierzaka nie polubią się, ba bynajmniej nie muszą, mogą się nawet nie cierpieć, a nie zamierzała zamykać Cez'a w domu i robić mu szlabanu na niespotykanie się. Ucięłaby mu wtedy przysłowiowe 'skrzydła', a tego wolała nie robić. Nie ze strachu, ale z chęci pozostawienia go jak najdłużej się da w stanie w jakim jest teraz.Anonymous - 14 Czerwiec 2011, 17:06 napomknięcie o znajomym przywróciło go do rzeczywistości. Do tej pory był tak zajęty wpatrywaniem się w oczy swojej Pani, że zapomniał o bożym świecie.
- Veis był pierwszym gościem w tamtym domu i zaproponowałem mu, by korzystał z niego ilekroć zajdzie potrzeba. Jest trochę dziwny, bardzo pewny siebie i dumny, pyszny wręcz. Ale sparing z nim na miecze był niezłą zabawą. Mam nadzieję, że będzie okazja to powtórzyć. [/b] - odpowiedział na pytanie. Nie zwracał uwagi na to gdzie się znajdują, gdyż to Noir pochłaniała jego uwagę w pełni. Poszedłby nawet do piekła za nią, gdyby go prowadziła, bądź kazała.
Jakimś dziwnym trafem był grzeczny podczas podróży, a na atol tylko spojrzał pobieżnie. nie był pewien, czy wampiry mogą przyjmować inny pokarm niż krew, a jednocześnie wątpił by Noir miała ochotę na jeden z jego specjałów. Jeśli już, to pewnie wolała by coś bardziej europejskiego? Dlaczego tak? słyszał kiedyś uwagę, że w Chinach jedzenie dzieli się na dwie tylko kategorie: smaczne i szybkie. Jednak przekonał się już, że jego Pani najbardziej kocha Francję z wszystkich miejsc świata ludzi, toteż raczej w tamtejszej kuchni by gustowała. Owszem żabie udka są niczego sobie, ale sporo ich trzeba by głód zaspokoić. Ale ślimaków nie lubił.
- Veis raczej nie jest człowiekiem, to pewne. Najpewniej Cieniem, ale podczas naszego spotkania miał zielone oczy. mogły to być jednak soczewki kontaktowe. To by nawet pasowało do jego zachowania. Możliwe nawet, że jest jednym z grzechów głównych. [/b]- podjął temat przerywając tym samym rozmyślania na temat jedzenia. Teraz zastanawiało go jedynie, jak długo jeszcze jechać będą. Czy są blisko celu tej podróży, czy pojadą dalejAnonymous - 14 Czerwiec 2011, 17:24 Słuchała uważnie bawiąc się w palcach kolczykiem o kształcie wieży Eiffla. Tak, kazała je sobie przekłuć, za bardzo spodobała jej się ta para by nie pozwolić sobie jej nosić. Poza tym nie bolało.
- A więc miałeś współlokatora... A chciałam Cie wziąć, bo myślałam, że jesteś tam taki biedny i samotny. - uśmiechnęła się pod nosem uciekając jeszcze na chwile wzrokiem na niewielkie okienko. - Jeśli chcesz moim kolejnym prezentem będzie wycielenie Ci w ogrodzie kawałka ziemi na pole treningowe, byś nie stracił cennej formy, dam Ci też w tej materii wolna rękę, byś mógł zagospodarować tę pole tak, jak Ci się będzie żywnie podobało, będzie też to nieco dalej od domu ,toteż m=będziesz mógł zaprosić Veis'a.
Wiedziała, że są już blisko teraz wystarczyło tylko zjechać z nieco stromej górki i byliby na miejscu, tam zamierzała spędzić dzisiejsze popołudnie, a woźnica miał już nawet przygotowane jedzenie i napitek, gdyby jej zwierzakowi czegoś zabrakło, choć z tego, co usłyszała po jego bogatym, leśnym jadłospisie na dziś mogło to być mało konieczne.
Wóz wygiął się podchodząc do zejścia z górki, omijał większość kamieni ale pod prawe koło napatoczył się ostrzejszy okaz i wygiął wozem niebezpiecznie, tak, ze prawe koło zjechało po piasku i pociągnęło cały wóz na prawą ścianę.Anonymous - 14 Czerwiec 2011, 17:51 - można to tak ująć, chociaż raczej on rzadko tam bywał będzie. To tak jakbym sam tam mieszkał i miał pewnego gościa od czasu do czasu. - To, ż2e Veis jest odludkiem było widać prawie na pierwszy rzut oka, ale przecież każdy potrzebuje jakiejś przystani - raczej moje odejście stamtąd będzie mu na rękę
Pole treningowe? zwykle wystarczał w miarę płaski kawałek trawnika. Nie bardzo wiedziałby co mogłoby jeszcze się tam znajdować. Przechylenie wozu na jedną stronę spowodowało, że przesiadł się. Do tej pory siedział naprzeciw Noir, ale teraz usiadł po jej lewej i przytulił mocno. Podczas takich przechyłów drzwiczki mogły by się otworzyć i ktoś wypaść z powozu, toteż koniec ogona owinął o klamkę po przeciwnej stronie, tak w razie czego. ledwo powstrzymał się by nie zakląć na woźnicę, ale przecież to nie jego wina, że szlak nierówny. Pewnie sam najadł się strachu i już obawia się gniewu panienki, który może ona okazać, gdy dotrą na miejsce.
- Daleko jeszcze? - spytał żartobliwym tonem. Ta bliskość podobała mu się, nawet bardzo, ale na nierównym terenie raczej nie może być mowy o "igraszkach" w powozie. Tak, jakimś cudem bliskość wampirzycy wywoływała trudną do powstrzymania rządzę.. ale zdołał nad tym zapanować. Przecież od teraz to on ma spełniać zachcianki Noir, a nie odwrotnie.Anonymous - 15 Czerwiec 2011, 06:19 Pole treningowe mogła wzbogacić mu we wszystko: wyrzutnie jakichkolwiek mniej lub bardziej ostrych rzeczy imitujących atakujących przeciwników, nieco worków do potłuczenia, szlako pełnego pułapek i innych, podobnych rzeczy. Od tak wyciągała z głowy, bo nie wiedziała zbyt dużo w tej materii, choć zapewne przy tym projekcie skonsultuje się z kim trzeba.
Dała się przytulić, kiedy powóz poruszył się i wygiął niebezpiecznie, jednak szybki skręt koni powstrzymał go,a le podróżującym zafundował małe... 'turbulencje i pomniejszy masaż pośladków: mało deliaktny i przyjemny. Sama Noir mało nie wydarła się na woźnice: jej na ten przykład nie obchodziło, że szlak nierówny miał nie fundować takich sensacji i tyle, a to, iż jedzie tu pierwszy raz, to żadne usprawiedliwienie.
Zerknęła na Kot,a choć z policzkiem niemal przyklejonym do Jego ramienia było to nieco trudne.
- Jeszcze tylko kilkanaście metrów, musimy dostać się na dół. - odparła i dało się słyszeć małe zgrzytniecie zębami.
W końcu jednak wóz wyrównał i dało się wyczuć, że brnie po bardzo miękkim podłożu, zapewne piasku. Potem przystanął w wyraźnym cieniu i stangret zeskoczył z kozła powoli otwierając drzwiczki. Wyglądało to tak, jakby słonce tylko na to czekało i od razu wdarło się do wnętrza niemal uderzając w oczy. Wampirzyca zasłoniła je dłonią, a sam stangret odsunął się i zrobił miejsce, by można było wyjść, widać było pot na jego czole i to bynajmniej nie przez panujące dookoła ciepło.
Napomknął coś, co brzmiało jak 'jesteśmy na miejscu', i potem już się nie odzywał, zostawił drzwi otwarte wierząc, że Cez sobie poradzi, a sama poszedł na tyły wozu sprawdzając, czy jedzenie jest całe. Sprytny był wiedział, ze zachowanie zwierzaka złagodzi nieco reakcje Noir, a sam usunie się z oczu na kilkanaście minut... czy też kilka godzin...Anonymous - 15 Czerwiec 2011, 16:31 - Na rzadko uczęszczanych szlakach, takie coś jest normą. - próbował załagodzić gniew swojej Pani. Był prawie pewien, że dowiedziała się co słyszał nocując w rezydencji i przez to liczebność służby nieco się zmniejszyła - Gdyby nie uważał na to, co robi złamałby oś na tych wertepach.
Chociaż z drugiej strony Cez nie miał by nic przeciw dłuższemu postojowi, niestety w takim przypadku nie byłoby zabawiania Panienki, a pomoc w naprawie. Oby skończyło się tylko na tym nieznacznym zgrzytnięciu ząbków.
Źrenice zareagowały na mocne światło zwężając się tak, iż w tej chwili były tylko cieniutkimi pionowymi kreskami. Stangret otwierał drzwi, a Cesar już był przy wyjściu podając rękę Noir, by pomóc przy wysiadaniu. Nie musiał dawać żadnych znaków, woźnica widać dobrze zna ich Panią, bo zniknął gdzieś przy pakunkach prawie od razu.
- a jeśli chodzi o trening, wystarczy mi kawałek równego trawnika i grzebień. Widziałem trening z maszynami miotającymi ostrza, ale od czegoś takiego lepszym jest prawdziwy przeciwnik. Nie żeybym prosił o zatrudnienie trenera, przeciwnie wystarczy ktoś z obecnej służby. Pewien jestem, że znajdzie się wśród nich ktoś pałający się szermierka w wolnych chwilach. - Zdaniem kota lepiej było podjąć zaczęty przez Noir temat, by odwrócić jej uwagę od sługi. Jednak po chwili dotarło do niego co powiedział. Zaklął w duchu. co jeśli każe woźnicy pojedynkować się z nim? Tego by nie chciał. W życiu nie powoził, a Panience nie przystoi. Ranny stangret też się nie nadaje.
- Pięknie tu - mruknął rozglądając się wokół wciąż trzymając rękę ukochanej Pani zaprosił by prowadziła. Jakoś ta wydawało mu się, że ona zna to miejsce bardzo dobrze. - Jednak to nic przy urodzie mojej Pani. Anonymous - 15 Czerwiec 2011, 19:16 - Być może, ale jeśli uszkodził któregoś z koni - jest martwy. - sprostowała mówiąc o woźnicy, co znaczyło, że nie martwiła się o wóz, ale o delikatne zwierzęta, które łatwo łamały sobie nogi, po czym były bezużyteczne.
Niemal słodkie było to, że jej zwierzak przejmował się życiem służby, nie tamtej służki nie zabiła, ale postarała się, by więcej nie mogła powiedzieć o Cez'ie złego słowa.
Cóż stangret zwiał szybko, choć na szczęście Muzykant pomógł jej wysiąść. Długo nie mogła wytrzymać tego słońca po długich minutach ciemności powodu. Szelest rozkładanej parasolki i już jej oczy były w bezpiecznym cieniu. Od razu niemal zerkneła na konie z czego jeden kopiał przednim kopytem dół w sypkim piasku, a drugi kręcił łbem parskając.
- Nakarm je i napój! - rzuciła do grzebiącego coś za wozem woźnicy po czym skinieniem głowy nakazała Kotu iść za sobą w stronę widocznej stąd laguny.
Zastanowiła się nad tym, co powiedział.
- Służba jest moją ostatnia deska ratunku: armią za cenę własnego życia chroniąca domu, na szermierce i nie tylko, zna się każdy z nich, ale żaden ci nie pomoże. Są zbyt spokojni by móc wziąć chociaż udział w treningu, chęć wali wybudza się dopiero w obliczu niebezpieczeństwa. - odparła sucho. Tym razem chyba czegoś mu poskąpiła... Jednak w dalszej części wypowiedzi jej głos złagodniał. - Ale skoro twój przyjaciel, Veis tak lubi się bić to możecie się spotykać i porobić sobie tyle potyczek ile dusza zapragnie. Mam tez w piwnicach pełno broni palnej i białej, więc będziecie mieli duży asortyment do wykorzystania.
Brzmiała tak, jakby załatwiała z nim interesy o jakich nie mogła rozmawiać w domu i wywiozła go, aż tutaj. Tak nie mylił się byłą już tu, kiedyś, sama, w ciemną, rozgwieżdżoną, spokojną noc. Taką, w której słychać cykady i koncerty świerszczy. Mile pieszczącą skórę znośnym ciepłem nagromadzonym przez dzień. Tak, była tu. Topiła się.
Westchnęła, jakby urzeczona i kiedy znaleźli się blisko brzegu, gdzie gdzieniegdzie usypane były wielkie kamienie usiadła na jednym i pozdejmowała buty wkopując niemal stopy w masujący skórę piasek. Parasolkę położyła obok. Zerknęła w górę na rozmówcę mrużąc nieznacznie oczy.
- Twoje słodzenie chyba nigdy mi się nie znudzi. - uśmiechnęła się pod nosem. - Chodź do mnie. Anonymous - 15 Czerwiec 2011, 19:51 Koniom nic się nie stało, więc woźnica jest bezpieczny, przynajmniej w tej chwili. Pojedynku nie będzie i to go ucieszyło. Armia obronna. To ciekawostka. Arsenał też warto obejrzeć.
- Veis? Jak będę pisał, przekażę mu to również - uśmiechnął się idąc o krok za Noir - ale jeśli jego towarzystwo nie będzie Ci odpowiadać, zaproszę go tylko ten pierwszy raz, a pozostałe postaram się by były poza terenem rezydencji.
Ten ton jemu też się udzielił, ale obserwował ja pilnie. Zdecydowanie była tu już wcześniej, ale to coś w jej oczach, coś nieodgadnionego, co nie dawało mu spokoju. Co takiego wydarzyło się w tym miejscu? Zapytać o to, czy nie? zapytać wprost, czy jakoś dookoła? Chciałby wiedzieć, czy to miłe wspomnienia, czy nie, bo jakoś nie mógł dostrzec odpowiedniej nuty emocji w tym nieznacznym błysku w oku.
Gdy zdejmowała buty usiadł na piasku naprzeciw niej, przyglądając się z troską. Jak tylko o to poprosiła, przysunął się najbliżej jak mógł. Też powinien obuwia się pozbyć, po piasku lepiej boso się chodzi. Zdejmując buty wciąż patrzył jej w oczy.
- Lubisz to miejsce? - spytał w końcu. To, że pokazała mu je, wcale nie znaczy, że lubi tu przebywać. Może opowie, co się tu stało, może nie? A może chciała tylko porozmawiać z dala od reszty domowników. Pewnie wkrótce się przekona, czy to tylko wycieczka w uroczy zakątek, czy coś jeszcze.Anonymous - 15 Czerwiec 2011, 21:07 Skinęła głową.
- Jak wolisz. Choć wiedz, że zapewne ani On ani ja nie będziemy starali się na siłę przypaść sobie do gustu. Jedynie uprzedź mnie jeśli będziesz mógł przynajmniej z jednodniowym wyprzedzeniem o jego przybyciu.
Tym samym zamknęła temat.
Zsunęła z nóg pończochy, by pozbyć się ostatniej bariery dzielącej jej nagą skórę od natury i odłożyła je na butach bawiąc się piaskiem i rysując na nim ósemki palcami u stóp.
W tym czasie jej dłoń spoczęła na ramieniu Kota i przyciągnęła go bliżej siebie opierając jego policzek, czy tez brodę na swoim prawym udzie. Potem zaczęła go głaskać niczym prawdziwego kota. Pociągłymi, pieszczotliwymi ruchami. Zawsze z włosem, nigdy pod włos.
- Nienawidzę. - odparła w końcu nie zatrzymując nawet ręki i rozglądnęła się chowając włosy za ucho. - Wyzwala we mnie same negatywne emocje dlatego Cie tu przyprowadziłam. Chciałam zobaczyć co się stanie. Zjednałeś mnie sobie w krótkim czasie, co zrobiło z Ciebie, przynajmneij w moich oczach jednostkę ponadprzeciętną. A to miejsce jest cierniem w mym sercu, jako jedyne w Krainie Luster i chce zobaczyć, czy Cie zatruje czy też sprawił, ze zacznę tu częściej bywać. Ale to trudne zadanie. - urwała i zamilkłą. Na długo bardzo długo ,ale cisza byłą tka wibrująca, że wszystkie znaki na niebie i ziemi kazały się Kotu nie odzywać, w końcu jednak nabrała powietrza w usta sprawiając, że gorset niemile opiął się na ciele i podrapała Muzykanta za uchem.
- Musisz napełnić je dla mnie dobrymi wspomnieniami. Oto twoje dzisiejsze zadanie.Anonymous - 15 Czerwiec 2011, 22:11 Już miał coś dodać na temat Veisa, ale powstrzymał się. A raczej powstrzymał go to, że położyła sobie jego głowę na kolanach. Zamruczał z lubością oddając się pieszczocie.
"Nienawidzę" to mocne słowo, a jego Pani nie użyła by go bez wyraźnego powodu. Te wspomnienia muszą być okropne. I on ma to zmienić. Zrobi to z radością, ale jak? czy podoła wyzwaniu? Cholera, gdyby tylko powiedziała coś więcej. Kolejna porcja fizycznej miłości, może nie wystarczyć, a nawet wręcz przeciwnie. pogorszyć sprawę. Tu trzeba postępować bardzo ostrożnie. Mógłby zacząć wariować, niczym klauni w cyrku, ale nie każdy lubi błaznów i ich wygłupy. Może opowiedzieć jakąś anegdotę, ale jeśli nie trafi z tematem, skutek odniesie odwrotny do zamierzonego. Namawianie Stangreta, na udział w pokazie szermierki, by Pani humor poprawić, wydawał się najgorszym z pomysłów. Pozostaje jeszcze jedna opcja. Równie niebezpieczna. Ale to przecież potrafi najlepiej. Wyjął z tylnej kieszeni flet i przesunął się tak, by móc grać swobodnie i być drapany za uchem patrząc na swoją Panią. Od czego zacząć? Co zagrać by zmienić jej stosunek do tego miejsca? Zawahał się, zamyślił, ale na krótko. Nabrał powietrza i przyłożył instrument do ust. Zaczął cicho, spokojnym lotem lekkiej bryzy, by przejść szkwałem w radosny letni wietrzyk na murach. Zabytkowych murach obronnych francuskiego portowego miasteczka nad morzem śródziemnym, które kiedyś odwiedził, na początku swego pobytu w tym kraju, zanim spotkał swego ojca. Przechadzające się pary dawnymi trasami wartowników, dzieciarnia bawiąca się hałaśliwie przy fontannie, stragany na niewielkim placyku przy bramie portowej i zachęcające uśmiechy sprzedawców. Radosny nastrój codziennego życia tej mieściny było czuć w powietrzu. Orzeźwiającym wiaterku znad Morza Śródziemnego, zapachu sprzedawanych kwiatów, wśród których dominowały róże i niezapominajki. Precli, lodów owocowych i młodego wina. Okolica zdawała się być tak pełna radosnej szczęśliwości, że wydawać się mogło, iż nie ma miejsca tu na smutek. Nic bardziej mylnego.
Pokazał Noir dziewczynkę, może sześcioletnią, stojącą w rogu murów i patrzącą w morze. Spostrzegła, że ktoś na nią patrzy, więc odwróciła się i uśmiechnęła, ale był to jedynie grymas ust. Oczy dziecka pozostały smutne i jakby tęskniące. Nie zdążył o nic zapytać. Dziecko zniknęło gdy mrugnął oczami, a mieszkańcy, gdy pytał, udawali że nie słyszą, że nie wiedzą o czym mówi, albo go przeganiali ze strachem w oczach. Dopiero Staruszka w porcie opowiedziała mu o córeczce marynarza, co zginął na morzu. Jej matka wyszła ponownie za mąż, za pijaka, który bił je obie, a małą za byle przewinę zamykał na kilka dni w piwnicy. Mężczyzna ów pewnej nocy ponownie ją zamknął, a matkę zabrał na łódź. Był kompletnie pijany, a na dodatek na morzu złapał ich sztorm. Oboje zginęli. Gdy fale przyniosły ich ciała zaczęto szukać dziewczynki - znaleziono trupa. Jej duch czasem pojawia się na murach i czeka na powrót rodziców.
Nie, nie była to wesoła historia, którą muzyką opowiedział, ale cel inny sobie obrał. Zamiast na siłę rozweselać, pokazał jedno ze swoich wspomnień. Miejsce, gdzie mimo radosnego nastroju, miała miejsce mała tragedia. Mała, lecz dla nielicznych ogromna. Prosił w tej sposób, by opowiedziała mu o miejscu w którym się znajdują, o tym, co się tu stało nie ważne jak smutną i straszną jest to historią, chce ulżyć jej sercu, poprzez dzielenie tego sekretu. Nie hipnotyzował, nie rozkazywał, prosił by podzieliła się swym bólem, a razem, wspólnie łatwiej będzie go przezwyciężyć. Postawiła przed nim bardzo trudne zadanie, może najtrudniejsze nawet w porównaniu z tymi, które dopiero będą. Tak więc dziewczyna i jej historia była też przypomnieniem, zwróceniem uwagi, że nie jest w stanie sprawić by zapomniała o przeszłości. ten cień będzie ciążył nad tym miejscem. Jedyną możliwością jest dołożenie miłych wspomnień, chociaż nawet one mogą nie być w stanie zmienić całkowicie jej nastawienia do tego miejsca. Muzyką powiedział jej, że może spróbować hipnozy, odsunąć tamte wspomnienia w głąb podświadomości, ale czy tego chce? Czy pozwoli by ktoś przejął kontrolę nad Nią, nawet na krótką chwilę? Nie sprawi, że zapomni całkowicie, nie jest cudotwórcą, może jedynie odsunąć wspomnienia wgłąb umysłu, tam gdzie są te z najwcześniejszych lat dzieciństwa, bo nie zapomina się swojej przeszłości, a ta najdalsza jest ukryta bardzo, bardzo głęboko skąd prawie niemożliwym jest powrót wspomnień. Ale nie zrobi tego, nie użyje pełni mocy swojej muzyki bez pozwolenia.Anonymous - 17 Czerwiec 2011, 10:54 Fakt rzadko używała na prawdę mocnych slow do odzwierciedlenia swoich emocji, bo o uczuciach trudno tutaj mówić. Zwykle udawało się określić coś lżejszymi słowy, a i tak oddawało się siłę jego znaczenia, ale tej laguny i całego Morza Łez jako jedynego w magicznej Krainie Luster na prawdę nienawidziła, i żadne lżejsze słowo nie byłoby w stanie dobrze tego oddać. Mniejsza jednak o to. Obraz Laguny rozmył się kiedy zamknęła oczy, pozwoliła swojemu Muzykantowi ukazać jej to, co chciał. Oczy, nawet w postaci obrazów ze wspomnień, łaknęły widoku Świata Ludzi z tka bliska, jego własnymi oczyma. Ukazał jej opowieść, przygodną legendę, na jaka udało mu się natknąć w podróży. Ciekawe czy to prawdziwe wspomnienia czy karmił ją tylko wymyślonymi obrazami...? Poniekąd, może podświadomie wyczuła jego intencje. Szkoda, ze ona nie potrafiła pokazać mu tego, co widziała, co czuła i co ją gnębiło. Mogła o tym opowiedzieć ale słowa odbierały wspomnieniom ich prawdziwość, duszę, ale przynajmneij pobudzały wyobraźnię.
Chłodne jak lód palce przesunęły się po karku zwierzaka pieszcząc go dalej delikatnymi muśnięciami.
- Nie Kocie. - odparła cicho, jakby przez sen. - Nie chce zapomnieć, przez to wyrządziłabym Jej wielką krzywdę. Poza tym życie składa się i z tych dobrych i tych złych wspomnień, trzeba trzymać pomiędzy nimi równowagę i nie uciekać, a ja okazałam już w życiu wystarczająco dużo tchórzostwa. Ale dziękuję.
Naszła ją dziwna chwila rozterki.
- Umysł każdej istoty to zadziwiająca rzecz. mam tyle wspomnień. Czuje, że są tam gdzieś, ale za daleko, bym mogła po nie sięgnąć, a niektóre... nie wiem czy są prawdziwymi retrospekcjami z mojego dawnego życia czy też moimi własnymi wyobrażeniami bezlitośnie wtrąconymi, by móc załagodzić mi w życiu jakieś chwile, których kształtu nie chciałam przyjąć do wiadomości... Np., że ktoś odszedł, albo, że ja zrobiłam coś, czego miałam nie robić. - mruknęła i zmrużyła powieki. Tak, już od dłuższego czasu miała je otwarte.
Dłoń wpleciona w ciemne kosmyki jej Muzykanta poruszyła się znów burząc ich artystyczny nieład, a ona uśmiechnęła się pod nosem. - Mówię niezrozumiale, co? - nie, nie brała go przez to za kogoś głupiego, do kogo nie mogłyby dotrzeć jej słowa. Po prostu w jakiś sposób męczyła go, a przecież Laguna kojarzyła się z wypoczynkiem. Właśnie... wypoczynek.
Drgneła czując jakby nie ruszała się od dobrego pół wieku.
- Nauczyłbyś mnie pływać? - zaginęła nagle zaczynając rozpinać guziki w sukience. - Arystokratki uczą szycia, wysławiania, grania na instrumentach, ale jak ta wpadnie do wody, to może liczyć już tylko na pomoc mężczyzny. Nie chcę być już od tego zależna.Anonymous - 17 Czerwiec 2011, 16:50 Wysłuchał jej z uwagą małego dziecka słuchającego bajki, chociaż tym słowom do baśni było daleko. Nie chce zapomnieć, ale też opowiadać nie zamierza. Nie będzie pytał kim Ona jest, bądź była. Wierzył, że Noir opowie mu o tym, gdy będzie w odpowiednim nastroju do wspomnień i będzie chciała. Domyślił się, a może wydawało mu się, że koniec tamtej znajomości nie jest przyjemnym wspomnieniem. Nie będzie nalegał, wszystko w swoim czasie.
- Przeciwnie. Czasem nasze wspomnienia koloryzowane są przez sny o nich, co wpływa na to jak je odbieramy. Cieszę się, że chcesz pamiętać. - odpowiedział na pytanie, czy ją zrozumiał podnosząc głowę i patrząc jej w oczy. - Nasze wspomnienia kształtują nas. Choć czasem jesteśmy przed czymś przestrzegani, nie słuchamy się, bo to nasze własne doświadczenia nas kształtują najbardziej, a dopiero potem wyciąganie wniosków z postępowania innych. Dlatego cieszy mnie Twoja odpowiedź.
I nagła zmiana tematu. Pływanie. Tu również mógłby wykorzystać swoją muzykę i zaprezentować w ten sposób pełnię swych możliwości, jednak wobec Niej wolałby tego nie robić. Uśmiechnął się w odpowiedzi i wstając zdjął koszulę przez głowę. Rzucił ja na głaz obok i równie szybko pozbył się spodni. Nie wziął kąpielówek, bo takowych nawet nie miał, ale bokserki też się nadadzą.
- Z największą przyjemnością - odparł gotów pomóc w każdej chwili. To rozpiąć suwak, to coś rozwiązać., by potem wziąć za rękę i zaprowadzić do wody. Morze tego dnia było wyjątkowo spokojne, fale przy brzegu ledwie kostek sięgały. Idealne na naukę.Anonymous - 17 Czerwiec 2011, 18:24 Wysłuchała nie przerywając ani razu.
- Bien... - wyrwało jej się z nieco francuskim akcentem - Życie nie miałoby sensu gdybyśmy całkowicie odsuwali od siebie nawet te złe wspomnienia.
No dobrze, nie ważne już. Koniec niemal filozoficznych wywodów i przemyśleń. Udało jej się odpiąć kilkanaście guzików od dołu ale te od łopatek w górę były niewykonane bez gimnastykowania się, a wyglądałoby przez to trochę głupio, dlatego tez odgarnęła włosy na ramię i odwróciła się tyłem do swego Kota zerkając na niego katem oka.
- Pomożesz? - krótkie, proste słowo nakazujące spojrzeć na kilka guzików zbliżających się do jej karku.
Jednak po zsunięciu się po ciele sukni pozostał jeszcze jeden niepotrzebny dodatek nie wliczając bielizny teraz chwilowo pełniące role stroju kąpielowego. Mianowicie: gorset. Znana od wieków maszyna do tortur sprawiając, a ze statystyki mdlenia kobiet zwiększały się o jakieś... 99 procent. Przez co sole trzeźwiące w tabakierach mężczyzn były 'itemem' niezbędnym. Jednak wtedy, podchodzono odo tego niesamowicie rygorystycznie a dana dama nie była zadowolona póty jej mężczyzna... nie opiął ją w pasie... samymi dłońmi. Na szczęście ciało Noir aż tak skandalicznie mocno ściśnięte nie było, ale suknia z dawnych czasów nie cierpiała ciała bez tej części garderoby. Gorset mógł przerazić trochę Cesara, nie samym faktem bezlitosnego ściskania ciała ale... długim sznurkiem, jakim był związany i na pewno komuś, kto tego dokonał zajęło to sporo czasu. Odwiązywanie zajęłoby pewnie równe tyle, jednak Noir wiedziała co robić. każda dama po powrocie z balu nie miała najmniejszej ochoty czekać, aż służba wreszcie ja z tego wydostanie toteż opracowano niemal genialny mechanizm pozostawiający na szczycie gorsetu niewielka pętelkę. Wystarczyło pociągnąć ją w górę, a sznurek po kolei opuszczał każdą z dziurek i uwalniał swoja właścicielkę.
To samo zrobiła Noir odkładając go na zmaltretowanej sukni i podając dłoń Cez'owiAnonymous - 17 Czerwiec 2011, 18:44 Grzecznie rozpiął pozostałe guziki. Gorset. Jak z tym staromodnym ustrojstwem sobie poradzić? Ale na szczęście nie musiał interweniować, ledwo zaczął się zastanawiać nad tym, a owa część garderoby na ziemi wylądowała. Nie zamierzał podejmować dalszej rozmowy o wspomnieniach i doświadczeniach. Ten temat został zamknięty.
Woda była przyjemnie chłodna w ten upalny dzień. Obserwował różnicę jej poziomu, a gdy sięgnęła kolan Panienki zatrzymał się, wziął ją na ręce i zaniósł głębiej.
- Zaczniemy od najprostszego. - powiedział w końcu kładąc ją w wodzie na plecach i prowadząc wciąż podtrzymując - To tak jak leżenie na łóżku wodnym. Tyle, ze by utrzymać się na powierzchni trzeba poruszać rękami...
Tłumaczył to wszystko komuś po raz pierwszy, a zdawać by się mogło, że urodził się by być nauczycielem. Spokojny, cierpliwy ton. Żadnego podnoszenia głosu, a jedynie uprzejme uwagi wskazujące błędy i jak je poprawić. Cały czas czuła pod plecami jego ręce. Asekurował dając poczucie bezpieczeństwo i znać, że nie pozwoli by zaczęła się topić. Styl grzbietowy jest nie tylko najłatwiejszym, a też formą odpoczynku przy dłuższych dystansach. Widząc, że idzie jej coraz lepiej puścił ja, ale wciąż był bardzo blisko, by ratować w razie potrzeby. Inne style pokaże najpierw na sobie, ale dopiero gdy ten opanuje jego Pani.Anonymous - 21 Czerwiec 2011, 07:27 Można powiedzieć, że pływanie okazało się łatwiejsze niż sądziła, choć za każdym razem, jak spowalniała ruchy albo przyspieszyła je nadto, czuła jak te koszmarne, niewidzialne łapy, kryjące się w odmętach wody, wciągają ją w dół, na szczęście przez pierwsze kilkanaście sekund dłonie Cez’a robiły im za opór, a potem już radziła sobie sama. Choć wciąż wisiał nad nią niewielki strach i wiedziała, że jak da mu się ponieść spadnie na nią jak kowadło i nie będzie tak wesoło.
Jednak dzięki jej Kotu doszło do niej, ze woda w jakiś sposób wypycha ja też na powierzchnie i nie musi machać rękami i nogami jak dzikie zwierze, by się na niej utrzymać. Wręcz przeciwnie w leżeniu na plecach kilka razy nawet się zatrzymała, a kiedy powróciła do pionu wystarczyły nieznaczne ruchy by nie pójść na dno jak kłoda.
Woda póki co była spokojna żadna fala nie spychała ich na plażę, a za ich plecami majaczyła niemal bajeczna laguna. Niebo czyste i klarowne nie zapowiadało deszczu i co za tym idzie żadnej zmiany w dotychczasowym humorze Morza Łez. Słychać było świergot ptaków, ramiona i twarz oblewały pieszczące ciepłem promienie słońca. Idealna pogoda. Jedynie Noir od wejścia do wody była blada jak ściana. Jakby coś zaraz miało wyskoczyć z wody, albo już bez ukazywania się owinąć macką dookoła kostki i bez zapowiedzi, sekundy na nabranie powietrza wciągnęło w czerń jaka rozpościerała się gdzieś tam daleko pod nimi. Sama wampirzyca sądziła, że mimo swych przeczuć na zewnątrz wygląda nieco lepiej. Myliła się.
Można powiedzieć, że pływanie okazało się łatwiejsze niż sądziła, choć za każdym razem, jak spowalniała ruchy albo przyspieszyła je nadto, czuła jak te koszmarne, niewidzialne łapy, kryjące się w odmętach wody, wciągają ją w dół, na szczęście przez pierwsze kilkanaście sekund dłonie Cez’a robiły im za opór, a potem już radziła sobie sama. Choć wciąż wisiał nad nią niewielki strach i wiedziała, że jak da mu się ponieść spadnie na nią jak kowadło i nie będzie tak wesoło.
Jednak dzięki jej Kotu doszło do niej, ze woda w jakiś sposób wypycha ja też na powierzchnie i nie musi machać rękami i nogami jak dzikie zwierze, by się na niej utrzymać. Wręcz przeciwnie w leżeniu na plecach kilka razy nawet się zatrzymała, a kiedy powróciła do pionu wystarczyły nieznaczne ruchy by nie pójść na dno jak kłoda.
Woda póki co była spokojna żadna fala nie spychała ich na plażę, a za ich plecami majaczyła niemal bajeczna laguna. Niebo czyste i klarowne nie zapowiadało deszczu i co za tym idzie żadnej zmiany w dotychczasowym humorze Morza Łez. Słychać było świergot ptaków, ramiona i twarz oblewały pieszczące ciepłem promienie słońca. Idealna pogoda. Jedynie Noir od wejścia do wody była blada jak ściana. Jakby coś zaraz miało wyskoczyć z wody, albo już bez ukazywania się owinąć macką dookoła kostki i bez zapowiedzi, sekundy na nabranie powietrza wciągnęło w czerń jaka rozpościerała się gdzieś tam daleko pod nimi. Sama wampirzyca sądziła, że mimo swych przeczuć na zewnątrz wygląda nieco lepiej. Myliła się.
- Pokaż mi więcej. – odparła opierając dłoń na pobliskim, wbitym w morze kamieniu i sama utrzymała się w miarę stabilnie na powierzchni.
Chyba za bardzo się pospieszyła, to był zły pomysł, a teraz chciała jak najszybciej stąd wyjść, ale nie mogła się już cofnąć. Nauczy się... czegokolwiek w bardziej przyspieszonym kursie i nie wyjdzie póki nie będzie potrafiła machinalnie utrzymać się na wodzie. W końcu nigdy nie mogła przewidzieć, kiedy nadejdzie jakakolwiek sytuacja kryzysowa, a teraz miała okazje, by przynajmniej przed jedną się ustrzec.