To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Archiwum X - Domek Ekateriny

Anonymous - 23 Czerwiec 2011, 20:01
Temat postu: Domek Ekateriny
Jak to się mogło stać, że taka mała istotka mieszka w takiej okolicy? Tylko tutaj skala popełnianych przestępstw była największa w całym mieście. Tylko tutaj po zmroku widywało się głównie nieprzyjemnych ludzi lub co gorsza - coś innego. A mimo wszystko Ekaterina mieszkała tutaj już od trzech lat i była cała i zdrowa. A jak wyglądał jej dom mieszczący się pomiędzy opuszczonymi lub zniszczonymi budynkami? Całkiem przyzwoicie. A skąd go miała? Dostała w spadku po dziadku.
Domek nie był duży. Ot, dwie sypialnie (w tym jedna na poddaszu), dwie malutkie łazienki, salon z aneksem kuchennym oraz malutki składzik-pracownię, gdzie przechowywała zielska oraz przygotowywała medykamenty.
Do budynku wchodziło się drzwiami usytuowanymi w jego prawej części (patrząc od frontu). Jeśli gość przyjrzałby się fasadzie zwróciłby uwagę, że został zbudowany co najmniej sto lat temu z czerwonej cegły. Dach nie był spadzisty, a lekko wygięty, co nadawało mu nieco fantazji. Nad drzwiami widać było fragment balkonu wychodzącego z poddasza. Po lewej od drzwi była mała weranda, na którą wchodziło się przez salon.
Wchodząc do środka gość znajdował się w malutkim przedpokoju utrzymanym w kolorach beżu i brązu, gdzie stała drobna sofa, stoliczek z wazonem, w którym beztrosko witały go słoneczniki oraz mała szafa, w której pozostawiało się okrycie wierzchnie oraz buty. Idąc dalej napotyka się schody prowadzące na poddasze, ale o poddaszu za chwilę. Po lewej znajduje się korytarzyk (również beżowo-brązowy), który posiada pięcioro drzwi. Te znajdujące się po stronie przeciwnej do schodów prowadzą do saloniku połączonego z kuchnią. O ile kuchnia jest słonecznie żółta, a meble mają kolor ciemno-miodowy, o tyle salonik jest już bardziej stonowany w odcieniach dzikiej róży i wiśni. W kuchni znajduje się również mały okrągły stolik oraz trzy krzesła, służące posilaniu się. Salonik zaś z wygodną kanapą, dwoma fotelami, stolikiem kawowym (na którym obowiązkowo stoją kwiaty - lilie)wypełniony jest regałami z książkami wszelkiej maści. Ba, książki można znaleźć również na podłodze, starannie ułożone oraz na parapetach między doniczkami z kwiatami. (Warto dodać, że nie istnieje parapet, na którym nie byłoby choć jednej donicy).
Drzwi po drugiej stronie korytarza prowadzą do małej błękitnej toalety, w której można odnaleźć kabinę prysznicową, toaletę oraz umywalkę nad którą wisi szafka z kosmetykami.
Drugie drzwi objawiają nam małą gościnną sypialnię, w której panuje kolor granatowy, a meble (łóżko, krzesło, biurko i komoda) są białe. Trzecie drzwi natomiast otwierają drogę do jej królestwa, czyli pracowni, w której ściany zamienione zostały w regały, na których stoją książki specjalistyczne oraz słoiczki z częściami roślin lub gotowymi medykamentami. Znajduje się tutaj również stolik, krzesło oraz lampka. Jak widać jest tutaj dość ascetycznie, ale Kasię w pracy cechuje profesjonalizm. Kolory? Biały z jasnobrązową podłogą.
Schody prowadzą nas na poddasze, gdzie usytuowane są jedynie dwa pomieszczenia. Po lewej są drzwi na balkon, a po prawej do sypialni oraz łazienki.
Łazienka na poddaszu jest większa, znajduje się w niej sporych rozmiarów wanna i duża szafka na kosmetyki pielęgnacyjne, które Kasia zbiera. Nie brak tutaj toalety czy też umywalki. Podobnie jak na parterze, i ta łazienka jest błękitna, choć pojawiają się tutaj złote elementy.
Jej sypialnia jest jej prawdziwym królestwem. Zieleń i brąz, to jedyne występujące kolory. Dziewczyna sypia na ogromnym łóżku, a oprócz niego można tutaj znaleźć regał z książkami, biurko z krzesłem oraz dużą szafę i mniejszą komódkę.
W całym domu, za wyjątkiem kuchni, łazienek i przedpokoju, wyłożone są panele o tych samych kolorach co ściany, ale dużo ciemniejszych. Kolorystyka płytek jest identyczna. Jak już zostało wspomniane - każdy parapet posiada przynajmniej jedną doniczkę. Styl mebli można określić jako późny wiek XIX. Posesja otoczona jest przez mosiężny płot.
Do domu przytulona jest szklarnia, do której wejść poprzez drzwi w korytarzu lub od zewnątrz. To właśnie tutaj dziewczyna hoduje część swoich roślinek użytkowych.

WAŻNE: Zarówno furtka jak i drzwi są zawsze otwarte.



Dotarła do domu z dwoma reklamówkami zakupów. Nie bała się iść tutaj o tej porze, gdyż cały ten 'zły element' leczył się u niej, a co za tym idzie - szanował ją. Byłą chyba najbezpieczniejszą osobą w okolicy. Kompletnie nieświadoma swojej potęgi szła beztrosko, aż dotarła do mosiężnej furtki. Otwartej. Drzwi do domu również były otwarte, gdyż wyznawała zasadę, że skoro zawsze może ktoś do niej przyjść w poszukiwaniu pomocy, to czemu też miałby zastać zamknięte drzwi? Westchnęła, odkładając reklamówki na blat w kuchni i zajęła się rozpakowywaniem zakupów, nucąc jakąś piosenkę, którą zasłyszała w sklepowym radiu.
Gdy skończyła - podlała kwiaty i zajęta tym przypomniała sobie o czymś ważnym. Jakże mogła zapomnieć o tym, że pewna miksturka 'dojrzewa" i trzeba ją sprawdzić? Przebiegła przez dom, powodując delikatny powiew, który ruszył muślinowymi firankami. Zatrzymała się dopiero przy stoliku w pracowni i wtedy też odetchnęła z ulgą. Na szczęście nic się nie stało i mogła spokojnie wrócić do prac codziennych.
Byli tacy, którzy z czystej złośliwości mówili, że ona posiada najbardziej szare życie, jakie tylko istnieje. Tak było, ale tylko pozornie, gdyż zajęta tak trywialnymi czynnościami jak sprzątanie czy pranie myślała o nowych lekarstwach lub potrawach, czyli o rzeczach, które były całym jej życiem. A skoro nie potrzebowała więcej, to czemuż miałaby szukać adrenaliny, by pokazać, że 'żyje"? Wciąż nucąc, choć jej repertuar zmienił się drastycznie i z tandetnego disco przeniósł się na Schubertowską 'Ave Maryję', rozwiesiła pranie, mając nadzieję, że pogoda w nocy dopisze. Następnie przygotowała sobie kolację, nie zapominając o dodatkowej porcji. Nie, żeby była łakomczuchem. Po prostu nie mogła znieść myśli, że ktoś mógłby ją odwiedzić głodny, a ona nie mogłaby mu nic zaproponować. Gdy tak jadła piekły się beztrosko jabłkowe ciasteczka, które już po chwili położyła na stoliku w saloniku, gdzie udała sie sama, uprzednio sprzątając po posiłku. Opadła na kanapę z jedną z dawno zakupionych książek, której nigdy nie miała okazji przeczytać i zagłębiła się w lekturze.

Anonymous - 24 Czerwiec 2011, 13:34

Seraphin nigdy nie potrafił zrozumieć, dlaczego ze wszystkich miejsc, w jakich Katia mogła zamieszkać, wybrała właśnie to. Większość okolicznych budynków sprawiała nienajciekawsze wrażenie, ulice były zapuszczone i często nieoświetlone, nie wspominając nawet o samych sąsiadach. Cóż, nie dało się ukryć, że ci ostatni zdawali się bardzo szanować zielarkę, mimo wszystko... Hm, gdyby to tylko od niego zależało, widziałby dziewczynę w raczej ładniejszej i mniej dzikiej części miasta. Chociażby dla własnej wygody!
Po dość długich pertraktacjach z taksówkarzem - czarodziej już myślał, że bez użycia magii nie uda mu się go przekonać do przybycia do owej okrytej złą sławą okolicy, jednak ostatecznie obietnica małego bonusu do standardowej opłaty go przekonała - udało mu się w końcu dotrzeć do celu. Szedł lekko zgarbiony, oddychał dość niespokojnie. Słowem, nie sprawiał w tym momencie najlepszego wrażenia.
Furtka do domu zielarki jak zwykle stała otworem. Czarodziej tylko westchnął cicho. Cóż, chyba nie uda mu się przekonać dziewczyny, by nie ufała tak bezgranicznie ludziom. Zapukał nerwowo w drzwi. Niby doskonale wiedział, które mieszanki są przeznaczone dla niego, jednak zawsze czuł się trochę pewniej w towarzystwie Ekateriny. Po chwili wahania zacisnął dłoń na klamce i pchnął ją ostrożnie.
- Jesteś, Kat? - zawołał, stanąwszy w przedpokoju. Z doświadczenia wiedział, że dziewczyna często wybywała z domu, chociażby po to, by zaopatrzyć się w nowe zioła.

Anonymous - 24 Czerwiec 2011, 14:14

Otworzyła oczy. Nawet nie zauważyła kiedy usnęła z książką, a już obudził ją znajomy głos. Odłożyła książkę i podniosła się lekko z kanapy, by już po chwili stanąć przed nim w korytarzyku. Niby mogłaby go po prostu przywołać, jednak fakt, iż najczęściej przychodzili do niej ludzie, którzy raczej o własnych siłach się nie poruszali - wolała wychodzić im na spotkanie. Spojrzała na niego nieco zaniepokojona, choć nie odezwała się ani słowem.
Chyba trzeba będzie zwiększyć dawkę mięty pieprzowej w wywarze, pomyślała, jednocześnie odgarniając włosy z czoła. O tak, wystarczyło, że choć na chwilę się położyła, a niesforne kosmyki zamieniały się w trudną do ujarzmienia burzę.
- Proszę, wejdź dalej - powiedziała, uśmiechając się ciepło. I odsuwając się nieco w bok, chcąc zaprosić go dalej swoją postawą. - Usiądź lub stań gdzie ci się tylko podoba... ojć, tego chyba nie muszę ci mówić, prawda? - dodała szybko.
Sama okręciła się na pięcie i zniknęła w malutkiej pracowni. Przez chwilę zawahała się nad buteleczką z już gotowym medykamentem, ale w końcu dodała odrobinę zmiażdżonej laski wanilii. Wytrąciła z buteleczki kroplę na palec i spróbowała. O tak, zdecydowanie było lepsze w smaku - przynajmniej dla niej, gdyż gdy ostatnim razem popróbowała swojego dzieła nie tylko odskoczyła uderzając się boleśnie plecami w ścianę, ale również przez kilka godzin nie czuła smaków i zapachów. Nie mówiąc już o rozbitej butelce, która wypełniła swoją zawartością drobne szczeliny między panelami i na długi czas umilała jej przebywanie tam zapachem. Cóż, zdrowie kosztuje.
Gdy tak kończyła pracę nad wywarem, a nie trwało to wcale długo, w oddali dało się słyszeć syrenę policyjną, a po chwili trzask wybijanych szyb i krzyki jakichś ludzi. Dziewczyna jakby głuchła na zło, które właśnie miało tam miejsce i wdrapała się na drabinkę, by ściągnąć z szafki kompresy i okłady. Ot, tak na wszelki wypadek, jakby ktoś został ranny na tyle, że musiałby się do niej pofatygować.
O tak, swoimi morsko-błękitnymi oczkami nie dostrzegała ani odrobiny zła, o ile zło to nie zbliżało się do osób jej bliskich. W innym przypadku na największych zabijaków patrzyła jak na urwisów w piaskownicy.
Podążyła w ślad za Seraphinem, podając mu buteleczkę. Nie była ona duża. Wręcz przeciwnie - idealnie nadawała się do kieszeni garnituru.
- Pamiętaj, żeby za żadne skarby nie spożywać tego na pusty żołądek, bo ci wcale nie pomoże. - Kiwnęła palcem, jak czasem matki strofują dzieci. - To, że jadłeś coś godzinę wcześniej, to za mało. Musisz coś przegryźć przed samym momentem zażycia.
Zaraz jednak ton jej stracił na śmiertelnej powadze i znów łagodnie kontynuowała:
- Mam nadzieję, że oprócz tego, iż wyglądasz i czujesz się na ciele niezbyt ciekawie, to masz się dobrze? - W jej głosie nie słychać było troski. Takie uczucia wolała zachować dla siebie, gdyż już parę razy miała okazję się przekonać, że niektórzy bardzo nie lubią, gdy ktoś się nimi tak otwarcie 'przejmuje'. Splotła palce, nie za bardzo wiedząc co zrobić z rękoma. Za każdym razem, gdy widziała go w opłakanym czy nawet tylko złym stanie miała ochotę go uścisnąć i odegnać cały ból. Nie, nie można powiedzieć, by kiedykolwiek była w nim zakochana. Po prostu ciężko jej było z myślą, że ktoś na kim jej zależy cierpi, a ona jedyne co może zrobić, to nieco zagłuszyć objawy fizycznego wyniszczenia.
Czarodziej z Krainy Luster. Miejsca, które dla niej na zawsze pozostawało marzeniem sennym, chociaż często trafiała tam całkowicie świadoma swoich czynów. Czemu to sobie wmawiała? Zapewne dlatego, że zazdrościła istotom tam żyjącym i będącym częścią tego świata. Wiedziała, że nigdy nie udałoby jej się tam w pełni zadomowić, więc wolała pozostawić ów świat w sferze mar.

Anonymous - 24 Czerwiec 2011, 17:12

Och, Ekaterina też nie wyglądała tak promiennie, jak zazwyczaj. Zmierzwione włosy, lekko nieobecny wzrok. Nie trzeba wielkiej logiki, by odgadnąć, że Seraphin swoim przybyciem wyrwał ją ze snu. Nie był bynajmniej z tego powodu dumny, choć wiedział, że nie przeszkadzały jej jego wizyty. Byłaby za to bardziej zawiedziona, gdyby w kryzysowej chwili się z nią nie skontaktował. Cóż, mimo wszystko dobrze mieć kogoś, na kim można polegać, prawda?
- Wybacz. Powinienem był cię uprzedzić. - Uśmiechnął się blado. Właściwie, praktycznie nigdy nie poprzedzał swojego najścia jakąś wiadomością. Kiedy zdrowie nie dopisywało, rzadko kiedy zaprzątał sobie głowę takimi błahostkami; skupiał się po prostu na jak najszybszym uśmierzeniu męczącego go bólu, a to jak dotąd udawało się tylko jego znajomej zielarce.
Zsunąwszy z ramion płaszcz, zawiesił go w szafie. Właściwie, przygotował się na dłuższą wizytę. Na przeglądanie zakurzonych ksiąg jakoś nie miał już ochoty.
Przeszedł do salonu, siadając na dobrze już znajomej kanapie. Hm, był już stałym gościem w domu Ekateriny - i nic nie wskazywało na to, by cokolwiek miało się w tej kwestii zmienić. Nie, żeby miał coś przeciwko odwiedzinom u przyjaciółki, co to, to nie. Problem natomiast stanowiła główna atrakcja owych wizyt, czyli słynna ziołowa kuracja panny Pavlichenko. Mieszanki, jakie dla niego przygotowywała nie zawsze były przyjemne w smaku, poza tym, jako jego prywatna pani doktor wiedziała o nim nieco więcej, niż Seraphin by sobie życzył. Nie wspominając już o tym, że mimo wszystko trochę niezręcznie się czuł, wiedząc, że dziewczyna często widziała go w niezbyt korzystnym stanie.
Poderwał głowę, słysząc dźwięk policyjnej syreny. W tej okolicy dosyć częsty dźwięk. Dziwne - Ekaterinie wydawało się to w ogóle nie przeszkadzać. Dalsze rozmyślania czarodzieja na ten temat przerwała jednak sama zielarka. Mężczyzna skinął głową, przyjmując od niej niepozorną buteleczkę. Chwilę przyglądał się fiolce w milczeniu. Taka ilość medykamentu powinna starczyć na jakiś czas.
- Dziękuję. Zapamiętam - powiedział. Hm, gdyby humor dopisywał mu trochę bardziej, może nawet by się uśmiechnął. W towarzystwie dziewczyny często czuł się jak niesforny dzieciak - nic dziwnego, zważywszy na fakt, że otaczała niemal każdego iście matczynymi uczuciami. Nie ominęło to nawet Seraphina, który przecież był kilka lat od niej starszy!
- Aż tak źle wyglądam? - Kąciki jego ust drgnęły w uśmiechu. - Właściwie, nie jest najgorzej. Zatrudniłem ostatnio pewną kobietę, ma się zająć domem. Urocza istota.
Pokiwał głową, chowając wcześniej ofiarowaną mu buteleczkę do kieszeni. Hm, słowo "urocza" nijak pasowało do Resiny, ale nie miał zamiaru sprowadzać zmartwień na przyjaciółkę. Zwłaszcza, że był niemal całkowicie pewien, że ta pierwsza w istocie nie jest tak trudną osóbką, na jaką się zachowuje. Zapewne, gdyby Katerina miała okazję ją poznać, znalazłaby u niej wiele zalet, których nie dopatrzył się czarodziej, jednak Seraphin miał nadzieję, że do takowego spotkania nie dojdzie. Mimo wszystko wolał trzymać zielarkę z daleka od wszelkich nadnaturalnych stworzeń.
- Po drugiej stronie lustra, mam nadzieję, sprawy też się dobrze mają? - zapytał. - Jak sobie radzisz?

Anonymous - 24 Czerwiec 2011, 17:37

- Zacznę się o ciebie bardzo martwić, jeśli kiedykolwiek uprzedzisz mnie o swojej wizycie - odparła z udawaną powagą. Jak dla niej mógł ją nawiedzać nawet, gdy nie było jej w domu i robić, co mu się żywnie podoba pod warunkiem, że nie napytałby sobie tym biedy. Podsunęła tacę z ciasteczkami bliżej niego. Ot, w razie gdyby poczuł, że jest głodny lub zechciał upić nieco lekarstwa.
Odwróciła się lekko i zakrzątnęła w połączonej z salonikiem kuchni, by już po chwili postawić przed nim imbryk pełen herbaty jaśminowej oraz filiżankę. Ledwie to zrobiła, usiadła na dużym fotelu i położyła dłonie zbite w piąstki na kolanach.
- Pamiętaj - gdyby objawy się nasiliły lub wystąpiły jakieś nowe, to nie zapomnij mnie o tym JAK NAJSZYBCIEJ poinformować - rzuciła niby od niechcenia, zerkając za okno za którym zgasła z trzaskiem latarnia.
Mimo wszystkiego, co mówił na temat tego miejsca - ona je uwielbiała. W centrum nikt nie zaprzątał sobie głowy jej pracą, gdyż wszyscy woleli iść do lekarzy ze skrótem doktora przed nazwiskiem. Jej ziółkom nie ufał tam nikt. A tutaj? Cały tutejszy półświatek, a i nie tylko tutejszy pędził do niej z wszelkimi obrażeniami, gdyż potrafiła zachować dyskrecję i nie zadawała zbędnych pytań.
Słysząc jego pytanie wróciła wzrokiem do jego oblicza. Wysączyła każde słowo na temat jego pomocy domowej. Jej oczy rozbłysnęły ciekawością, a głos podniósł się o ton.
- Jest marzeniem sennym? - spytała z mocą. Dla niej każdy po tamtej stronie, za wyjątkiem czarodzieja, był snem. - Chciałabym ją poznać... - dodała z rozmarzeniem w głosie, unosząc nieco twarzyczkę w kierunku sufitu i wyciągając złączone dłonie przed siebie.
Bardzo dobrze, że zachwalił Resinę w rozmowie z Kateriną. Gdyby zrobił inaczej - ta złapałaby go za rękę i zaciągnęła siłą do jego domu w lustrzanym świecie i nie ruszyłaby się stamtąd na krok, póki by jej nie poznała i nie udowodniła mu jak bardzo się myli. A tak? Tak wyraziła tylko chęć poznania. W dodatku absolutnie nieświadoma pochodzenia owej pani tak blisko z nim trafiła.
- Tutaj? - Spojrzała na niego ponownie. - Po staremu, choć ostatnio słyszałam, że pragną tutaj postawić jakąś halę budowlaną. Nie jestem do końca przekonana, że to dobry pomysł. Tutejsi ludzie cenią spokój... - odpowiedziała.
Przez chwilę 'przetrawiała' drugą część jego wypowiedzi. W końcu wzięła głęboki wdech i zaczęła mówić:
- A ja? Poznałam kogoś, ale to było bardzo krótkie zauroczenie - tu westchnęła. - Chyba ten ktoś nie był tak dobrą osobą, jak mi się wydawał. Postanowiłam też poszukać pełnoetatowej pracy. Bez skutku. Chociaż tak naprawdę wcale mi nie jest potrzebna, prawda? - Spojrzała na niego z uśmiechem, delikatnie mrużąc oczy.

Anonymous - 24 Czerwiec 2011, 20:17

Gościnność Ekateriny wydawała się być czymś niepojętym - praktycznie każdy mógł wejść do jej domu i robić tam co mu się żywnie podoba. Ślepa wiara w innych ludzi w jej przypadku była wręcz niebezpieczna; cóż, Seraphin podejrzewał, że prędzej czy później zjawi się ktoś, kto wykorzysta dobroć dziewczyny. Nie podobało mu się to, ale przecież nie mógł nic na to poradzić. Wiedział przecież, że pod tym względem jest ona bardzo uparta - nijak można ją przekonać, że nie wszyscy są tak dobrzy, jak jej się to wydaje.
Gorąca herbata była istnym błogosławieństwem, zważywszy na fakt, że całkiem niedawno czarodziej padł ofiarą nagłego, chłodnego deszczu w Krainie Luster. Nalał niespiesznie aromatycznego naparu do filiżanki - słysząc słowa zielarki, uśmiechnął się ponuro do swojego odbicia w naczyniu.
- Wydaje mi się, że to wszystko nie potrwa za długo - rzucił niedbale, pociągając łyk herbaty. Nie musiał, a może nawet nie powinien tego mówić, w końcu Ekaterina doskonale zdawała sobie sprawę z jego stanu zdrowia. I choć paradoksalnie nie chciał o tym rozmawiać, zdawkowe wspominanie o tym sprawiało mu jakąś ulgę. Nie było to do końca właściwe zachowanie - przypominało bardziej marudzenie dziecka, by zwrócić uwagę kogoś dorosłego, niż wynurzenia dojrzałego mężczyzny.
Podążył za wzrokiem Ekateriny i skrzywił się lekko. Nie należał do tych, co osądzają po pozorach, ba, nawet był skłonny przyznać, że nie istnieje człowiek skrajnie zły. Nie zaprzeczał jednak obecności na tym łez padole złodziejów, morderców, gwałcicieli i całej tej robaczywej ferajny.
- Powiedziałbym coś, ale chyba dość się nasłuchałaś moich opinii na temat tego miejsca - stwierdziwszy to, westchnął tylko cicho. Położył filiżankę z herbatą na stole, przypatrując się dziewczynie. Nie miał wątpliwości, że praca tutaj daje jej szczęście, niemniej jednak pod tym względem też był uparty.
Potwierdził przypuszczenia zielarki skinięciem głowy. Prawdę mówiąc, do Resiny bardziej pasowałoby określenie "koszmar senny", aczkolwiek tego nie śmiałby powiedzieć na głos. To zapewne wywołałoby szereg pytań na jej temat, a tego wolałby uniknąć. Zwłaszcza, że na większość z nich nie potrafiłby odpowiedzieć.
- Zabawne. Ja odniosłem wręcz przeciwne wrażenie - odparł, słysząc jej stwierdzenie na temat tutejszych. Zaraz jednak pokręcił głową, dając znak, że nie powinna przejmować się jego słowami i kontynuowanie tematu nie jest wymagane.
- Powinnaś bardziej uważać na ludzi. Nie każdy jest tak bezinteresowny jak ty. Właściwie, chyba nikt nie jest. - Uśmiechnął się nikle, patrząc na nią poważnie. - Co do pracy... Nigdy nic nie wiadomo. To przynajmniej zabezpieczenie na przyszłość.

Anonymous - 24 Czerwiec 2011, 21:07

Spokojnie i kątem oka lustrowała jego odruchy i szczegóły jego wyglądu. Taka właśnie obserwacja mogła dać jej więcej wiadomości na temat jego stanu zdrowia niż rozmowa z nim. Bo czy mógł zauważać to, co ona wprawiona w leczeniu? Wątpliwe. Jej spojrzenie nabrało profesjonalnego błysku. Gdyby ktoś zobaczył oczy Ekateriny w tym momencie, a nie widział reszty jej twarzyczki byłby przekonany, że należą do innej, dużo poważniejszej osoby.
Gdy rzucił zdawkowy komentarz dotyczący jego stanu, wciągnęła szybko i głęboko powietrze, ale nie chcąc robić nic więcej zagryzła lekko prawą stronę wargi. Obawiała się, że może powiedzieć coś, co sprawi, że wyda mu się sentymentalna. Owszem, znała jego stan, jednak często łudziła się, że jeśli sam sobie nie pomoże, to przynajmniej ona znajdzie jakąś drogę. Jak na razie ani jedno ani drugie jakoś nie wchodziło w grę. Posmutniała więc. Poruszyła się lekko, jednak szybko zamarła. Ot, tylko by się wygłupiła nagle go obściskując. Z drugiej strony, nie za bardzo wiedziała co może zrobić. Bezsilność dobijała ją tylko bardziej. Chociaż z drugiej strony wierzyła, że będzie mógł żyć długo i chociaż odrobinę szczęśliwie do tego stopnia, że aż samą ją to przerażało. Gdy czasem o tym myślała, nie dziwiła jej myśl, że gotowa była poświęcić się sama, choć nie wiedziała w jaki sposób, byleby tylko pomóc przyjacielowi.
Bo czy kiedykolwiek mogła być otwarta wobec kogokolwiek innego? Wbrew temu, co mówił o jej naiwności posiadała nieco oleju w głowie. Może i pozostawiała otwarte drzwi domostwa, jednak jej serce pozostawało zamknięte bardzo szczelnie. Uchylała je jedynie, gdy przebywała z nim. Bo w końcu od tego są przyjaciele, prawda?
- A czy wiesz, że w 'tym miejscu', jak zwykłeś to nazywać, Robert Walterson, ten, który posiada trzy wyroki w tym jeden za zabójstwo uratował ostatnio kocięta przed utopieniem w rzece i przyjął je pod własny dach? Odwiedził mnie nawet, chcąc im zaaplikować coś na wzmocnienie, gdyż kąpiel w worku po ziemniakach nie była dla nich zbyt dobra. - Gdyby mogła się czasem zobaczyć z zewnątrz, pewnie sama by się dziwiła ile mocy wkłada w swoje wypowiedzi na temat tutejszego tałatajstwa.
I właśnie ta wypowiedź przypomniała jej o czym ostatnio myślała. Zarumieniła się nieco. O tak, ona - uosobienie łagodności, złapała się na myśli, że może lepiej by było gdyby ludzie bardzo szybko zniknęli, obojętnie w jaki sposób, byleby tylko zwierzęta nie musiały cierpieć. Potem usiłowała usprawiedliwić się przed samą sobą, że zwyczajnie była w stanie wstrząsu po obejrzeniu wieczornych wiadomości, jednak nie zmieniło to faktu, że głęboko się tego momentu wstydziła.
Prędko jednak jej myśli powędrowały w inną stronę. Im dłużej mu się przyglądała, tym bardziej była przekonana, że nie chce świata, w którym jego nie będzie. Komu wtedy zaufa, skoro sam ją przestrzega przed niegodziwością jaka czai się w ludzkich sercach? Pokręciła głową, chcąc odpędzić od siebie te myśli. Nie, on nie zginie i koniec!
Podniosła na niego wzrok, chwaląc się jednocześnie w myślach za gwałtowny sprzeciw wobec faktów. Ta pewność jego losu, która w niej rozgorzała sprawiła, że nie będzie musiała silić się na wysilony uśmiech. Ba, gdy tylko dostrzegła jego tęczówki była już na powrót radosną Kat, której pogody ducha nie było w stanie nic przełamać.
- Wiesz... W sumie ci zazdroszczę... Niee... - pokręciła głową stanowczo. - Raczej cię podziwiam.

Anonymous - 25 Czerwiec 2011, 14:22

Nie dało się ukryć, że Katerina była dużo bardziej obeznana, jeśli o medycynę chodzi. Pod tym względem Seraphin potrafił tylko przewidywać, zgadywać, wnioskować. Nie mógł być niczego pewien, w przeciwieństwie do zielarki - zapewne wiedziała, ile jeszcze czasu zostało czarodziejowi, bezpośrednie zapytanie jej o to nie wchodziło jednak w grę. Najpewniej nie chciałaby odpowiedzieć, zwłaszcza, że i tak niechętnie myślała o tych sprawach, a wypowiedzenie diagnozy na głos byłoby jak ostateczne i niepodważalne potwierdzenie wyroku.
Poczuł się nieswojo, widząc dość emocjonalną reakcję Kateriny. W końcu doskonale wiedział, że pomimo jej profesjonalizmu, dziewczyna bardzo przeżywała to wszystko. Nie powinien o tym wspominać, ba, czuł, że w ogóle nie powinien jej w to wplątywać. Problem polegał na tym, że nie znał nikogo innego, kto byłby w stanie mu pomóc - w końcu, z czysto medycznego punktu widzenia nic mu nie dolegało. Nikt, poza samym czarodziejem, nie wiedział, na czym dokładnie polega jego przypadłość. Katerinie wyjaśnił sprawę na tyle, ile był jej winien. Zagłębianie się w szczegóły z pewnością by nie pomogło, a tylko przysporzyłoby więcej zmartwień.
- Przepraszam. Nie myśl o tym. - Westchnął cicho i sięgnął ponownie po filiżankę pełną błogosławionego napoju. Mimo wszystko Seraphin posiadał pewną dość uciążliwą wadę: w przeciwieństwie do Kateriny, on zdecydowanie za często skupiał się na sobie - może nie w sposób typowy dla narcyza czy egoisty, ale z całą pewnością introwertyka. Często za późno interpretował uczucia drzemiące w innej personie - czego z resztą później żałował.
- O tak, to z pewnością czyni z niego dobrego człowieka - mruknął niechętnie. - Oceniając na podstawie pojedynczych czynów, każdego mogłabyś nazwać świętym.
Spojrzał za okno, zamyślony. Ekaterina, Saru, nawet Resina - wszystkie posiadały jasno określony światopogląd. Bez względu na to, czy poprawny, czy nie; była to swoista pewność w ich życiu, jedna ze stałych, które nie miały prawa ulec zmianie. Czego on, Seraphin de Broix, mógł być tak naprawdę pewien? Nie licząc rzecz jasna niezaprzeczalnego faktu, że za kilka lat będzie gnić w dębowej trumnie. Uśmiechnął się dziwnie, kompletnie bez radości. Ha, z takim myśleniem zapewne mentalnie zginie przed fizyczną śmiercią.
Przeniósł wzrok na zielarkę, usłyszawszy jej głos. Zmarszczył lekko brwi, jakby niezbyt dowierzając jej słowom - zważywszy na wcześniejszy temat ich rozmowy, ta uwaga wydawała mu się trochę nie na miejscu. Z drugiej jednak strony, znał dziewczynę na tyle dobrze, by podejrzewać, iż rozwinięcie tej myśli będzie raczej zaskakujące.
- Podziwiasz? Za co? - zapytał, niby od niechcenia. Upił łyk herbaty, wciąż patrząc uważnie na Katerinę.

Anonymous - 25 Czerwiec 2011, 15:33

- Może nie czyni to z niego świętego, ale z całą pewnością lepszego człowieka – zauważyła.
Sięgnęła po ciasteczko i zjadła je z prędkością światła. O tak, nie ma sensu rozmawiać z nim na ten temat, skoro on i tak wiedział swoje. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie uważa, że jakikolwiek człowiek czy inna istota jest w stu procentach zła, jednak w przeciwieństwie do niej oczy miał otwarte i dostrzegał to, co ona zbywała spojrzeniem w drugą stronę.
- Hmm, od czego by tu zacząć... - zamyśliła się. Prawdę mówiąc, gdy stwierdziła, że go podziwia nie zastanawiała się nad tym zbyt dokładnie. Po prostu poczuła, że chciałaby, żeby to wiedział. Teraz popadła w zastanowienie, a na jej czole pojawiła się drobna zmarszczka podkreślająca jej skupienie.
- Byłbyś skłonny do poświęcenia kogoś, gdyby się okazało, że przyniesie to innym coś dobrego - powiedziała powoli. Co jak co, ale ona by się nie zdobyła na coś takiego. I najprawdopodobniej skończyłoby się ‘bohaterskim’ poświęceniem siebie samej. - I posiadasz taki głęboki spokój. Chociaż.. - tu westchnęła krótko. - może to jest w niektórych przypadkach zwykłe godzenie się z losem. - Zamilkła na moment, myśląc nad kolejną wypowiedzią. - I posiadasz coś jeszcze, czego ja pewnie nigdy nie osiągnę - wolisz wiedzieć niż wierzyć - dodała na koniec. – Lecz nie ukrywam, że trochę wiary by ci się przydało. Przede wszystkim w samego siebie. – Spojrzała na niego nieco z boku.
Nie zdziwiłoby jej, gdyby się co do niego myliła w jakiejś. Zdawała sobie sprawę z tego, że ma spore tendencję do myślenia według ściśle ustalonego schematu i odrzucania wszystkiego, co w ten schemat się nie wpisuje. Z nim jednak starała się tak nie robić. Choć oczywiście – różnie jej się to udawało.
Prawdopodobnie nigdy nie pokierowałaby rozmowy na te tory, gdyby nie chciała odwrócić jakoś swojej uwagi od jego stanu. Wiedziała, że samym łagodzeniem nic nie zdziała, dlatego właśnie w tej chwili postanowiła skupić się bardziej na pracy pod kątem jego przypadku. Może powinna poszukać kogoś, kto posiada jakieś dawne księgi o tej tematyce? Wprawdzie nie wiedziała dużo, ale może szczęście jej dopisze i po szczątkowych informacjach dotrze do jakiegoś celu?
Nie miała zamiaru go też dokładnie wypytywać. Ani to leżało w jej naturze, ani też nie chciałaby, by uznał ją za histeryczkę. A z całą pewnością poniosłyby ją emocje, gdyby tylko wgłębiła się w sprawę.
Seraphin, Seraphin... nie umieraj, dobrze?, pomyślała. Nie czuła, by powiedzenie tego na głos było na miejscu. Choć pewnie raczej obawiała się, jakby zareagował, gdyby to usłyszał.
- Chociaż wiesz? Może kiedyś mnie tego nauczysz? - rzuciła z radosnym uśmiechem. - W końcu na naukę nigdy nie jest za późno!
Tak, tak! I może przy okazji wyrobiłaby sobie jakieś radosne wspomnienia z nim związane i zaprzestała się tak zamartwiać? A co, jeśli byłoby na odwrót? Cóż, zawsze warto spróbować, prawda? Najbardziej nieznośna byłaby jednak myśl, że zabiera mu jego (obecnie cenny) czas na swoje egoistyczne zachcianki.
- Może jednak lepiej nie – dodała nieco niepewnie.
Mylił się, sądząc, że wiedziała, ile czasu mu zostało. I właśnie ta niewiedza sprawiała, że czuła się jeszcez bardziej bezradnie. Bywały bowiem momenty, kiedy nie potrafiłaby mu dać więcej niż tydzień. Jego ciało wciąż walczyło, a ona stawała na głowie, by miało siłę walczyć. Cała reszta zależała od niego samego. Wprawdzie uważała, że gdyby patrzył na to odrobinę bardziej pozytywnie, to na pewno miałby większe szanse, ale nie wypowiadała się na ten temat. Skoro nie wie wszystkiego,t o może się myli? A nuż poczułby się urażony jej ciekawością? Wolała nie sprawdzać.
Prawdopodobnie więcej informacji dałoby przebadanie go. Jednak iż badała w ‘naturalny’ sposób unikała tej czynności na pacjentach powyżej piętnastego roku życia. Zwyczajnie się wstydziła, a i większość przypadków jaka do niej trafiała takich badań nie potrzebowała. Choć wiedziała, że w jego przypadku byłoby to bardzo pomocne, wciąż się wahała z zaproponowaniem mu tego. Była naprawdę zbyt nieśmiała, a i też często uważała, że takie rzeczy powinien robić profesjonalny medyk w specjalnie przygotowanym laboratorium.
O tak, ledwie co go zganiła za brak wiary w siebie, a tu proszę! Zwątpiła w swoje umiejętności!

Anonymous - 25 Czerwiec 2011, 21:49

Właściwie, mógłby się z nią w tym momencie zgodzić - w końcu sam powiedział, że liczy się ogół uczynków człowieka, prawda? Z drugiej jednak strony sumienia mordercy nie oczyści uratowanie kilku bezdomnych kociaków. Postanowił zostawić sprawę do rozstrzygnięcia siłom wyższym, o ile takowe istniały. Poruszył zatem tylko nieznacznie głową, co mogło zarówno oznaczać "tak", jak i "nie".
Ze spokojem wysłuchiwał słów zielarki, popijając herbatę. Zabawne - wydawało mu się, że dziewczyna mimo wszystko nie znała go aż tak dobrze, tymczasem okazało się, że było wręcz przeciwnie. Zapewne miała dużo więcej do powiedzenia na temat czarodzieja, najpewniej jednak większość opinii zachowała dla siebie. W każdym razie, spostrzeżenia Ekateriny były całkiem trafne, choć jak zwykle przedstawione w pozytywnym świetle. Seraphin niemal żadnej z wymienionych cech nie nazwałby zaletą.
- Raz za nadto uwierzyłem w siebie - rzekł, mrużąc lekko powieki. - Bynajmniej nie wynikło z tego nic dobrego.
Czarodziej nie uważał, by brakowało mu ufności co do własnych możliwości. Owszem, był ostrożny, nie lubił też ryzykować, gdy nie miał ku temu powodów. Zdążył jednak przyzwyczaić się do tej cechy, nawet po części ją polubić. Trudno się jednak dziwić takiemu nastawieniu - jeden, choć niezwykle dotkliwy w konsekwencjach błąd młodości na stałe pozbawił go wszelakiej motywacji.
Gdyby tylko wiedział, co się dzieje w jej głowie! Nigdy nie pozwoliłby jej na zagłębianie się w teksty o tak niebezpiecznej tematyce. Pokusa często okazywała się za wielka, a zapłata nieadekwatna do rezultatów. Seraphin lubił myśleć, że tak naprawdę nie potrzebuje i nie chce ratunku, choć znał siebie na tyle, by wiedzieć, że jeśli ktoś zaoferowałby mu pomoc, trudno byłoby mu odmówić.
- Wszystko w porządku, Kat? - zapytał nagle, przyglądając się uważnie dziewczynie.
Katerina często zbywała wszelkie troski uśmiechem - jej uczucia były trudne do rozszyfrowania i sam czarodziej nie zawsze potrafił odgadnąć, w jakim nastroju znajduje się jego przyjaciółka. Nie mógł jednak oprzeć się wrażeniu, że od pewnego czasu coś ją dręczy. Prawdę mówiąc, był niemal całkowicie pewien, co też jest przyczyną tego stanu.
Nigdy nie oczekiwał od zielarki wynalezienia jakiegoś cudownego leku na jego przypadłość. W pełni doceniał to, co dla niego robiła - w końcu, gdyby nie ona, teraz znajdowałby się w dużo gorszej sytuacji. Trudno orzec, czy byłby bliżej śmierci, ale na pewno jego kondycja pozostawiałaby jeszcze więcej do życzenia.

Anonymous - 26 Czerwiec 2011, 01:59

Popatrzyła na niego z uwagą, gdy mówił o wierze w siebie. Och, wydawał jej się teraz taki naiwny! To był raz! A nawet, jeśli takich razów było więcej, to nie powinno to zmieniać niczyjego nastawienia do ustawicznych prób! Na razie jednak to przemilczała. Musiała ułożyć sobie parę rzeczy w głowie i zastanowić się, jak może do niego dotrzeć z tym, co ma zamiar powiedzieć.
Gdy usłyszała ton pytający zamrugała. W takich momentach jak ten wiele by dała za umiejętność i chęć kłamstwa. Jednak natura jej tego wątpliwego daru pozbawiła. Może to i lepiej? Czasem zastanawiała się, jak to jest – kłamać. Jak powstaje kłamstwo, jak się rozwija. Prawdę mówiąc nie do końca rozumiała ten proces. Ba, nie była w stanie stworzyć przystępnej półprawdy, a co dopiero prawdziwego oszustwa. Nie jest tak, że się nie starała, o nie. Najczęściej jednak rozmówca prędko się orientował, a w przypadku czarodzieja – natychmiastowo. Z tego też powodu wszelkie kłamstewka zostawiała na błahostki i używała jako żartu, gdyż większość była tymi jej próbami rozbawiona.
Ni e chciała się za nadto rozgadywać. Czuła, że gdyby tylko zaczęła mówić, co jest nie w porządku nie przestałaby przez bardzo długi czas. Postanowiła więc załatwić to krótko:
- Chciałabym z tobą spędzić więcej czasu, ale obawiam się, że masz go już zaplanowanego w jakiś inny sposób. – Nastąpiła krótka pauza, po czym wzięła kolejny wdech. – Nie jestem usatysfakcjonowana ze swojej pracy – chcę ci pomóc, a nie tylko lekko usprawniać – zakończyła.
W żadnej z tych kwestii nie podała żadnego wytłumaczenia. Bo czy i musiała? Może i tak, skoro Seraphin miał tendencję do złej oceny uczuć innych. Może nawet i źle ją zrozumie. Nie przeszkadzało jej to jednak. Odetchnęła z wyraźną ulgą. Powiedziała, co jej leżało na sercu, nie obarczając go stosem objaśnień. Wprawdzie nie czuła się z tym tak w pełni dobrze, gdyż miała wrażenie, że jej chęci są nieco egoistyczne. Z drugiej strony nie zdobyłaby się na to, gdyby nie miała pojęcia o jego stanie w ostatnim czasie.
Zerknęła na niego pytająco, oczekując na reakcję. Jednocześnie jej myśli odpłynęły od miejsca, w którym się znajdowała i przyniosły jej pewno wspomnienie. Uśmiechnęła się do siebie z błogością i poderwała z miejsca. W dwóch krokach dopadła mężczyzny i złapała go za rękę, po czym nie do końca biorąc pod uwagę jego stan fizyczny, zaciągnęła go do szklarni i puściła dopiero przed obszerną donicą z dziwnie wyglądającą rośliną.
Gdyby nie kolce można by ją śmiało określić mianem paprotki. Prezentowała się wspaniale, choć zdawała się delikatnie pulsować, co mogło nieco przerażać obserwatora. Dziewczyna pogładziła wierzch liścia delikatnie i zaświergotała coś w rodzaju ‘Jak się czujesz, Danielu?”. Tak, miała zwyczaj nazywać swoje roślinki. Nie wszystkie, to fakt, ale te, z którymi łączyła ją szczególna emocjonalna więź. Z jakiegoś dziwnego powodu były to głównie imiona męskie. Zapytana kiedyś o to przez matkę nie potrafiła odpowiedzieć. Prawdopodobnie imiona męskie bardziej się jej podobały. Nie zmienia to jednak faktu, iż pewnego dnia dość długo kłóciła się ze swoim kuzynem, który zaczepnie spytał czemu jedna z begonii nazywa się Magdalena, a nie dajmy na to mark i czy aby przypadkiem owa begonia nie jest transwestytą. Dość dosadnie mu wtedy odpowiedziała - jak na nią.
Często też rozmawiała ze swoimi roślinami, choć był to raczej dialog jednostronny. Wiedziała z doświadczenia, że rośliny są bardzo towarzyskie i lubią, gdy się do nich mówi, tak samo, jak lubią spokojną muzykę. Nic więc dziwnego, że często w domu rozbrzmiewała muzyka, choć rezydentka przebywała w jakimś innym miejscu.
- Widzisz go, Serku? – Mówiła tak do niego bardzo rzadko. Sama nie wiedziała dlaczego, ale nie miała tendencji do używania zdrobnień imion, choć zdarzało jej się czasem ‘skracać’ inne wyrazy. - Nie tak dawno go sprowadziłam i kompletnie nie zastosowałam się do zaleceń pielęgnacyjnych, co zaowocowało niemalże jej śmiercią. Chociaż ‘nie zastosowałam się’, to złe stwierdzenie. Raczej... myślałam, że jak zrobię po swojemu, to będzie lepiej. Jak już zdążyłam powiedzieć – nie było. Roślina niemal umarła. Ba, jeden ze specjalistów, u których z nią byłam stwierdził, że już jest martwa. – Zamilkła na moment. – A jednak to wkrótce zakwitnie, widzisz? – Rozchyliła nieco liście, by pokazać mu dość duży, nierozwinięty pąk. Wielkością mógłby konkurować ze średnim orzechem kokosowym. – Znowu postanowiłam zrobić coś po swojemu i przetestowałam na niej parę rzeczy i proszę! Ale przyznam ci się, że bywały momenty, kiedy tylko pogarszałam sprawę – dodała na koniec.
Spojrzała na niego z dumą. Ba, nawet stanęła bardziej wyprostowana. Nie, żeby nie uważała, że w jakikolwiek sposób walczy o swoje życie. Po prostu nie sądziła, że robi to dostatecznie. I może porównanie jego sytuacji do losu tajemniczej roślinki nie było odpowiednie, jednak nie dla Kateriny. Ona uważała każde już istniejące życie za tak samo ważne. Choć, no tak... zdarzało jej się myśleć inaczej. Ale to były jednak tylko niegroźne przemyślenia, a nie jej światopogląd.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group