Anonymous - 26 Czerwiec 2011, 13:34 Temat postu: Rezydencja Fous de DandyKrótka informacja:
Ziemia niegdyś należała do rodziny Goldhand, która była przekazywana z ojca na syna. Zawsze należała do wybitnych marionetkarzy, którzy sławni z swoich dzieł zajmowali w swoim społeczeństwie najwyższe stanowiska i zarabiali krocie pieniędzy, które pozwalały im na utrzymanie domostwa w pięknym stanie. Po podwórzu chodzili ogrodnicy, dbający, aby krzewy miały dokładny kształt, kwiaty rosły w odpowiednich grządkach, aby tworzyły wymyślne wzory, a trawa nigdy niebyła za wysoka. W domu zawsze krzątały się tłumy służących. Kucharze przygotowujący wy mylne potrawy, drażniące podniebienie. Sprzątaczki dbały o czystość w każdym pokoju, a było ich sporo. Odźwierny zawsze po pierwszym dzwonku do drzwi przyjmował gości, którzy byli zaproszeniu tutaj na różne bankiety i przyjęcia. Niania zajmowała się dziećmi, które przybyła wraz ze swoimi rodzicami, w salonie zabaw. Wszystko tętniło życiem. Do czasu tragedii. W czasie wojny prawie cała rodzina zmarła. W wielkim domu pozostał samotny osierocony Elvir, który miał wtedy lat 13. Wierząc plotką, po stracie rodziny zwariował. Rzadko przebywał w domu. Większość czasu swojego życia spędzał na zabawach i hulankach. Często odwiedzał świat po drugiej stronie lustra. Pewnego dnia zniknął zostawiając w czterech ścianach swojego potomka, Louisa. Od tamtego czasu rezydencja została przemianowana ziemią rodziny Tocher, gdyż pozostawił on nazwisko swojej ludzkiej matki. Nazwa została jednak przemianowana na Rezydencję Fous de Dandy. Domostwo stało się pięknym wspomnieniem dawnej świetności. Budziło nawet grozę.
Wygląd z zewnątrz:
Z daleka rezydencja wygląda na pokaźnej wielkości elegancki dom, który otoczony jest ogrodem, teraz przypominającym trochę gąszcz, ale jednak całokształt wzbudza zachwyt i szacunek do właściciela. Wśród wszystkich domów znajdujących się na owej ulicy jest jednak nieznacząco większy. Wielu lalkarzy może pozwolić sobie na pokaźnych rozmiarów mieszkanie, gdyż ich praca i znaczenie dla społeczeństwa Krainy Luster było ważne. Oni zapewniali niegdyś główną dostawę militarną. Tysiące lalek ruszało do walk z ludźmi. Obecnie panuje względny pokój, chodź zapewne wzajemna wrogość nadal istnieje. Za te wszystkie zasługi mieli pieniądze, aby postawić piękne budowle, tym bardziej, że często byli autorami i konstruktorami. Również owa rezydencja została zaprojektowana przez członka rodu, Nataniela Goldhanda. Dom jest dwupiętrową, zawierającą dodatkowo strych, dużą siedzibą wykonaną z drewna pomalowanego białą farbą, która teraz w większości miejscach odeszła lub przybrała szarej barwy, nie licząc miejsc gdzie zastąpiły ją zielone porosty o zgniławym odcieniu. Duże okna z powybijanymi szybami i osmolone, niegdyś wpuszczały do środka promienie słoneczne, rozświetlając wnętrza. Ogromne wrota, które zapraszały swych gości do środka, były obtłuczone. Ogromny dach z czarnych ceramicznych cegłówek, miejscami był obdarty z nich i ukazywał dziury, którymi wpadał do środka deszcz. Zmierzch dawnej świetności. Całą rezydencję okazał wysoki kamienny płot, który skrywał większość tajemnic owego miejsca, a jedynym wejściem do środka była wielka stalowa brama.
Ogród:
Podwórze dookoła rezydencji, zamknięte przez wysoki kamienny mur było pokaźnych rozmiarów. Niegdyś miał, kto korzystać z połaci ziemi, gdyż rodzica Goldhandów była duża i mieszkała tutaj wraz z całym orszakiem służby, na którą często składały się marionetki. Teraz jednak ogród stał samotnie, rzadko kiedy, przez kogoś odwidziany i z tego powodu opuszczony.
Na prawo od domu znajdowała się wielka trawa, obecnie wysoka aż po samą głowę rosłego mężczyzny, w której skrywały się wszelakie zwierzątka. Miejscami rosną wysokie drzewa owocowe. Jest tutaj grusza z owocami wielkości dyń ozdobnych, które upadłe na ziemię, gniją i rozkładając się, a pomagają im w tym wszelakie owady. Jest złocista jabłoń o słodkim smaku. Gdzieś była również czarna czereśnia o smaku kawy i równie mocnym pobudzającym działaniu. Gdzieś między zieloną wiechliną, skrywa się jarzębina jadalna, obsypująca ziemię zawsze czerwonymi koralami. Wśród traw niegdyś był staw, teraz w większości zarośnięty, a w intensywnie niebieskich wodach nie ma już żab olbrzymich śpiewających serenady. Wszystkie pozdychały i porozchodziły się po świecie. Nie lubiły samotności.
Po lewej od budynku były kiedyś piękne ogrody francuskie, z krzewami przypominającymi bestie i bohaterów, tworzące labirynt, w którym nie sposób było się zgubić, gdyż zawsze droga otwierała się na wyjście, ale nigdy nikt nie zwiedził samego środka tajemniczego labiryntu. Ponoć znajduje się tam wielka studnia życzeń. Teraz jednak nie da się tam dostać, gdyż nigdzie nie ma wejścia. Kształtne zielone figury są bezformowymi tworami natury, które w nocy odstraszają nawet samego właściciela. Stojąca tutaj fontanna tryskająca niegdyś czekoladą teraz wypluwała czasami dziwny czarny szlam, który miał nieprzyjemną woń. Tu również nie ma dawnych stworzeń, ciasteczkowych karpi, które wyskakiwały dzielnie z wód wprost w ręce oglądających. Marmurowe posągi gdzieś znikły i nikt nie zna ich obecnego położenia. Pewnie skryły się, gdzieś smutne i przygnębione. Już nie przechadzają się ścieżkami, aby zachwycać swym wyglądem.
Za budynkiem znajduje się zaś, uwielbiany niegdyś przez gospodynie, teren przeznaczony na warzywniak. Krzewy z herbatami, jako jedyne soją tutaj w dawnej chwale, przycięte i noszące na swych gałęziach jędrne paczuszki z ziołami do zaparzania. Właściciel dba o nie, gdy tylko wraca z nowych podróży po świecie luster. Pole przeznaczone na owoce przypomina dziki gąszcz dżungli i dawne rośliny nie dają już tych samych pysznych truskawek, malin i czekoladek. Grządka z rurkami w polewie lukrowej została przez nie pożarta. Wielka szklarnia została obdarta z szyb, a rosnące tam warzywa potrzebujące wysokich temperatur i dużej wilgotności zmarły i nawet gospodarz nie przyniósł im wieńca na groby.
Wnętrze- parter :
Dostać można się tutaj głównymi wrotami, olbrzymimi, które ciężko się otwierają, a które barwy białej stały się już smutno szare lub innymi bocznymi wejściami, które nie są już zbyt używane. Gdy przekroczysz próg domostwa wchodzisz do dużego holu, pociągłego z wieloma drzwiami. Panuje w nim mrok, gdyż nie ma, kto zadbać by wszystkie świece w szklanych kloszach paliły się, a okna wszystkie, którymi do środka dostaje się chłód, zakryte są fruwającymi wraz z powiewami wiatru brudnymi kotarami. Znajdują się tutaj również duże stare skrzypiące schody prowadzące na wyższe piętro, z którego płynie do środka jeszcze większy mrok, a każdy krok postawiony na coraz to wyższym stopniu wzbija tumany kurzu w wystarczająco ciężkie powietrze, a małe drzwiczki w ścianie okalającej je, prowadzą w dół do piwnicy, które ciągle są otwarte, jakby właściciel często odwiedzał podziemia domostwa.
Pierwsze drzwi na prawo, które topornie się otwierają kryją w sobie ogromną salę gościnną, która może pełnić funkcje balową i bankietową. Ziemia pokryta jest białą kafelką, która jest nadzwyczaj brudna i daje wrażenie koloru czarnego. Stoi tutaj stary fortepian, dawno nieużywany, więc może już niedziałający, za pewne już niedziałający. Z boku stoi podłużny stół, pokryty intensywnie czerwonym obrusem, który niegdyś pełnił rolę bufetu szwedzkiego, nawet stoi tutaj jeszcze fontanna na poncz i kilka brudnych talerzy, aż dziw, że nikt ich nie posprzątał. Na ścianach wytapetowanych eleganckim wzorzystym papierem, który równie wytwornie odchodzi, ujawniając zacieki i pleśń, wisi kilka obrazów, lecz tak grubo pokrytych kurzem, że nie da się dostrzec, co przestawiają. Jeden spadł i leży samotnie na ziemi. Wielki świecznik kryształowy wiszący nad głowami przy każdym powiewie wiatru dzwonił, nadając magii miejscu.
Następne zaś (również na prawo) prowadziły do niewielkiego zabawowego pokoiku przeznaczonego dla dzieci, które przybyły wraz z gośćmi zaproszonymi na ucztę lub właściciela, które razem spędzały tutaj czas, ale Louis nie posiadał potomków. Ściany, podłoga i sufit są barwne we wszystkich kolorach, które istnieją. Duże okna niespokojnie uderzają o futrynę, pchane przez niesympatyczny zimny wiatr idący z północy. Była tutaj dość duża biała kanapa z tysiącem tłustych plam, o różnorakich kolorach, jakby chciała dopasować się do otoczenia, niczym kameleon. Na ziemi leżała duża porcelanowa lalka ze zbitą połową twarzy, ubrana w różaną sukienkę, z jasnymi włosami, wyglądającymi jak ludzkie, cała armia małych żołnierzyków, która pod dowództwem jakiegoś szkraba ruszała na wielkiego pluszowego niedźwiedzia- pandę, który bezbronnie leżał pod wiszącym z sufitu pajacem przyczepionym sznurkami, a był on ubrany w niebiesko-czerwone ciuchy, dzielące go zawsze na połowę, twarz miał pomalowaną jak klaun, a buty miał niezwykle ogromne. W kącie stała drewniana karoca z wykonanymi z skóry brązowymi końmi, które niegdyś zabierały szmacianą księżniczkę w wielką podróż po skromnych progach pokoju, wprost w ramiona księcia z bajki. Po całej podłodze walały się szklane kulki, pionki i kostki do gier oraz przebrania karnawałowe. Teraz nikt tego nie używał.
Ostatnie drzwi po tej stronie skrywały za sobą gustowny salon z dużą zieloną kanapą w lilie francuskie, która była popalona przez popiół papierosów, wraz z całym kupletem- dwoma taboretami, jednym fotelem i drugą dwuosobową sofą, które były umieszczone wokół niskiego stolika kawowego wykonanego z drewna, w którym były wyryte najróżniejsze wzory, przykrytego szklaną płytą teraz już popękaną. Kilka szaf w tym barek z kilkom jeszcze nowymi butelkami alkoholów, które czekały na zmęczonego właściciela. Stąd również wychodził taras na łąkę, a drzwi spadły z zawiasów, więc ściana z ogromnymi szklanymi oknami została zastawiona drewnianymi płytami, z lenistwa. Louis naprawił uszkodzone mechanizmy, lecz nie chciał zająć się usterkami w własnym domu.
Pierwsze drzwi na lewo prowadziły do jadalni z masywnym dębowym stołem z dwunastoma równie monumentalnymi krzesłami. Stały na nim jeszcze niezebrane i pomyte talerze, w których zalęgły się jakieś robaki. Obrzydliwy widok. Kilka sztucy leży na ziemi, jakby zwiastowały przybycie gości, ale nikt nie odwiedza już tego domu prócz niekiedy właściciela, tułającego się po świecie.
Następne dwie pary drzwi, prowadzą do pomieszczeń służby. Jest tam kuchnia, o dziwo w dość dobrym stanie, gdyż często tutaj Henryk pija herbatę i je lekki posiłek, w której znajduje się duży piec, kiedyś ogrzewający po części dom, stół dla służby i szafy z naczyniami i wszystkimi przyrządami do gotowania oraz oczywiście lodownia, znajdująca się w podłodze, w której przechowuje się jedzenie. W innych pomieszczeniach znajdują się łóżka, w liczbie siedmiu, dla pracowników, wszystkie meble potrzebne do zwykłego funkcjonowania oraz niewielka łaźnia, oddzielona od głównego pokoju zerwanym już białym czarnym płótnem.
Wnętrze - I piętro
Wchodząc po starych skrzypiących schodach, których niektóre stopnie odchodzą od całej konstrukcji, a w innych wystają niebezpieczne gwoździe (na szczęście odwrócone główkami), trzeba przebyć kilka warstw cienia, które są niczym kotary skrywające coraz ciemniejsze oblicze. Ten korytarz jest w kształcie krzyża, na końcu niego zaś są następne schody prowadzące na jeszcze wyższe piętro, przeznaczone dla dzieci.
Cztery pokoje na prawo (pamiętając, że strony są odwrócone) są zaniedbanymi sypialniami. Są bardzo podobne i wyposażone w te same meble, tyle że w różnym stylu. Ściany zaś straciły dawne kolory i tak są nibyczerwone, nibyzielone, nibyniebieskie i nibyżółte. Dwa pokoje na lewo są również, identycznymi sypialniami tyle, że są nibyfioletowe i nibypomarańczowe. Wszystkie mają duże dwuosobowe łóżka, szafę i małą nocną oraz kilka innych zbędnych mebli.
Przedostatnim pokojem na lewo jest łaźnia wykonana z płytek ceramicznych, które imitują morze i tak ma się uczucie, jakby się było w głębi oceanu i nie jest to żadne pseudouczucie, lecz prawdziwe wrażenie, gdyż na owych kafelkach „woda” porusza się i w oddali widać pływające ryby i olbrzymie lewiatany, które niekiedy ocierają się o ściany pomieszczenia. Jedynie uzmysławia o inny sanie rzeczy rozum, który tutaj zaczyna wariować i wyposażenie łazienkowe. Wielka ogromna wanna w kształcie muszli o nadzwyczaj głębokim dnie, o barwie różowej. W podobnym stylu jest reszta mebli.
Ostatnim pomieszczeniem jest średnich rozmiarów biblioteczka, w której znajdują się zarówno księgi specjalistyczne prawiące o konstrukcji zabawek i magicznych istot – kukieł, ale również zwykłe przedstawicielki literatury pięknej. Niebywale i ona jest (jak kuchnia) zachowana w dobrym stanie. Wszystkie książki są naprawione, żadna nie ma zniszczonych brzegów, a kartki powiedzą Ci wszystko, co kiedykolwiek na nich było zapisane. Widać, że właściciel bardzo je szanuje. Wiedza jest czymś ważnym. W powietrzu unosi się troszkę drażniący zapach kadzideł, którymi przesiąknięty jest papier.
Wnętrze – II piętro
Wchodząc na korytarz na tym piętrze, trzeba przebyć przez ścianę z pajęczyny, po której chodzą wesołe pajączki, szepczące coś niezrozumiałego między sobą. Wielka fioletowa pajęczyca, na samym środku swego arcydzieła jakby strzeże wejścia. Wygląda na niebezpieczną, a jest dość obrzydliwa. Duże nogi włochate i ogromny odwłok, na której widnieje duża litera G. Zakładając jednak, że się jednak jakoś przebędzie tą drogę, wchodzi się do prostego korytarza, w którym są tylko dwie pary drzwi, jedne na prawo, drugie na lewo oraz na końcu jest półdrabina na górę.
Zarówno po prawej jak i lewej znajduje się pokój dziecinny, w którym znajduje się po 5 łóżek i kilka skrzyń zabawek, których większość została teraz rozrzuconych, chodź w tym pokoju po lewej jest względny porządek (nie licząc kurzu). Kapie jednak w nim z góry woda, a ściana i sufit porośnięte są przez pleśń. W pomieszczeniach jednak dawno nikogo nie było.
Strych
Obecnie miejsce niezbadane przez nikogo!
Piwnica
Dwuczęściowe pomieszczenie, które jest najczystszym miejscem w całym domostwie, gdyż najwięcej czasu spędza tam Louis. Po lewej jest jego pracownia. Pomieszczenie obszerne, oświetlone tysiącem eleganckich z stołem stolarskim z wieloma narzędziami. Tutaj również jak w bibliotece unosi się wyrazista woń kadzideł, ale ściany pamiętają jeszcze woń papierosów i palonego opium. Na stole i podłodze walają się części kukieł, z różnych materiałów tworzone. W rogu stoi duży piec służący do topienia różnych surowców i dlatego potrafi podnieść temperaturę do wysokich stopni. Druga cześć pomieszczenia, którą oddziela otwarty korytarz, przeznaczona jest na składowisko różnych surowców, do których zaliczyć można różne metalowe części (np. śrubki), kawałki drewna, mniejsze i większe, porcelanę, papier, skórę zwierzęcą oraz słoików z dżemami. Właściciel uwielbia dżemy, więc nic dziwnego, że jest ich tu aż tyle.
Anonymous - 26 Czerwiec 2011, 17:01 Odgłos skrzypiącej bramy nie mógł być przyjemny dla wrażliwych uszu Echo.
Chwila ta trwała dla niej wieczność. Poczuła, jakby w tej jednej chwili opuściły ją wszystkie siły, a niesamowicie nieprzyjemny dźwięk jedynie się skumulował.
Opuściła nieco głowę, zaciskając mocniej dłoń na ramieniu Luiso.
Potrzebowała chwili na dojście do normalnego stanu. Potrzebowała również chwili na zrozumienie słów jakie wypowiadał mężczyzna. Po chwili słyszała już jedynie odgłos deszczu uderzającego o ziemię. Padało mocniej. Woda wsiąkała we włosy, w jej ubrania, a także płaszcz marionetkarza, którym była okryta.
Nie mogła widzieć owego zaniedbania, o którym mówił. Nie zadawała też pytań.
Milczała.Anonymous - 26 Czerwiec 2011, 17:18 - Bądź ostrożna – tym poleceniem zaczęli znów iść przed siebie. Louis wiedział, co mówi. Droga nie była już prostą kamienną bezpieczną ścieżką, lecz torem pełnym przeszkód. Na ziemi rosły, przebijając kamienne płyty, które połamane nierówno się układały, wysokie chwasty, teraz przygniecione do ziemi przez duże krople deszczu. Znajdowało się tutaj wiele rzuconych chyba przez złośliwego diabła kamieni, kijów, które z radością wplątywały się między nogi oraz znalazło się marmurowe ramię jakiegoś kamiennego posągu, o którym zaznaczył dwa kroki przed spotkaniem, Echo. Wszystko wydawało się zrujnowane i zarośnięte z perspektywy niewidomej. Panował tutaj nieporządek. Woda powodowała do tego, że stopy stawiane na śliskich liściach, mogła bardzo łatwo się obsunąć. Z tego powodu marionetkarz miał na nią szczególną uwagę i każde zachwianie traktował, jako sygnał do upadku. Tutaj mogła uderzyć o coś niebezpiecznego, co zaszyło się w zielsku.
Wszystko tutaj szumiało popędzane przez wiatr, liście drzew i krzewów, wysokie sterczące trawy, ocierające się o ich nogi i przebiegające powietrze między drewnianym kagankiem, aby wkraść się do środka, przez stłuczone okna. Deszcz głośno uderzał o kamienie. Brama nagle się zamknęła za nimi, głośno z trzaskiem i znów tym samym skrzypieniem, ale byli wystarczająco daleko, aby nie uderzył z taką samą siłą w uszy dziewczyny. Słychać było też uderzane okiennice i półszyby, które dźwięczały przeraźliwie, jak w domu strachów. Dom opowiada swoją historię. Mroczną i tajemniczą. Pełną samotności. Takiej samotności, która powodowała, że serce stawały się zimne, przestawały bić z trwogi. Wszystko ma swoją duszę, a jego cierpiała. Pan wrócił, ale pewnie znów tylko spędzić kilka dni w piwnicy i odejdzie, na tydzień tułając się po świecie.
W powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach wilgoci i spleśniałego drewna oraz mnóstwo woni dzikiej natury. Wszystko jednak przygłuszał zapach żyznej gleby. Wszystko pięknie tutaj rosło, ale zostawione samemu sobie zmieniło się w oazę destrukcji, niebezpiecznych żywiołów przyrody. Przypominając sobie dawną świetność można by było poczuć jeszcze głębsze przygnębienie, ale nikt z tej dwójki nie pamięta tamtych czasów. Na ich szczęście.Anonymous - 26 Czerwiec 2011, 17:27 Raz po raz jej stopy zaczepiały o porozrzucane po podłożu przeszkody. Jednak tak jak jej radził, była ostrożna. Kroczyła uważnie, z namysłem, tak by nie sprawiać większych problemów.
Zarówno odgłosy wiatru i deszczu, jak i wilgotne powietrze, koiły jej zmysły, wprowadzając w... niejako błogi stan. Nawet jeśli przebywała właśnie w zrujnowanej posiadłości, jej całkowicie odpowiadał ten spokój.
Jeszcze jakiś czas temu prawie wylądowała w przepaści, a teraz kroczyła po niegdyś pięknej, wspaniałej rezydencji, dziś zamienionej w ruinę... cóż, przynajmniej nie narzeka na samotność i nudę.
Ot, można by powiedzieć, iż przynajmniej chwilowo jest szczęśliwa.Anonymous - 26 Czerwiec 2011, 17:51 Na szczęście dotarli bez nowych wstrząsających wydarzeń do wielkich drzwi wejściowych. Na chwilę zdjął jej rękę ze swojego ramienia i pchnął drzwi. Ruszyły się tak jakoś ociężale. Nie kojarzył, a by zawsze musiał tyle sił wkładać, żeby otworzyć zwykłe domowe drzwi. Przecież byłoby to nie wygodne. To miejsce straciło już swoją magię i jakby w odpowiedzi zaskrzypiały wrota, chodź nie tak przeraźliwie jak brama wejściowa, gdyż zawiasy nie były pokryte rdzą, tylko od dawna nienaoliwione. Ukazały się przed nimi przedpokój.
Cytat:
Gdy przekroczysz próg domostwa wchodzisz do dużego holu, pociągłego z wieloma drzwiami. Panuje w nim mrok, gdyż nie ma, kto zadbać by wszystkie świece w szklanych kloszach paliły się, a okna wszystkie, którymi do środka dostaje się chłód, zakryte są fruwającymi wraz z powiewami wiatru brudnymi kotarami. Znajdują się tutaj również duże stare skrzypiące schody prowadzące na wyższe piętro, z którego płynie do środka jeszcze większy mrok, a każdy krok postawiony na coraz to wyższym stopniu wzbija tumany kurzu w wystarczająco ciężkie powietrze, a małe drzwiczki w ścianie okalającej je, prowadzą w dół do piwnicy, które ciągle są otwarte, jakby właściciel często odwiedzał podziemia domostwa.
W powietrzu czuć można było nieprzyjemny zapach stęchlizny oraz zapach kurzu, którego było tutaj tony, wystarczyło dać pierwszy krok, aby wzbiła się wielka chmura jego w powietrze i przeszkadzała w spokojnym oddychaniu. Wyraziściej słychać było tutaj okna otwierane i uderzane z impetem o okiennice. Na ziemi nie było zbyt dużo porozwalanych przedmiotów. Większość gratów była poukładanych na szafkach bezsensownie, albo zrzuconych na boki, tak iż odstraszały wtulone do brzydkich obdartych z marzeń ścian.
- Witam w moim domu. Ostrzegałem – zaśmiał się znów tym swoim niezwykłym głosem i zamknął za nimi drzwi, po czym wyjął zapalniczkę z kieszeni zostawiając dziewczynę przed wejściem i zaczął zapalać świece – żeby było trochę jaśniej, bo nic tutaj nie widzę. Anonymous - 26 Czerwiec 2011, 18:01 Stała, wsłuchując się w odgłos jego kroków stawianych na posadzce. Dzięki temu mogła mniej-więcej określić w jakiej odległości od niej się znajduje.
Mogła się upewnić, że jej nie zostawia.
- Przez chwilę możesz poczuć się jak ja.
Uśmiechnęła się nieznacznie.
Słuchała kroków, dźwięku zapalanej zapalniczki, kroków, zapalniczki i tak w kółko, w międzyczasie jedynie zwracając uwagę na odgłosy wydobywające się z wnętrza, co można było zawdzięczać oknom.
Dom opowiada swoją historię, czyż nie...?
Zsunęła przemoknięty płaszcz ze swoich ramion, starannie układając go na jednej ze swoich zgiętych rąk, gotowa by go oddać. Cała była mokra. Ubrania, włosy... jednak jej chyba nie groziło nic oprócz chwilowego uczucia zimna.Anonymous - 26 Czerwiec 2011, 18:20 Wrócił do niej. Odebrał płaszcz, przewieszając go sobie przez rękę i znów zaczynając ją prowadzić przed siebie. Skręcił po pewnym kawałku drogi w drugie drzwi po lewej i otworzył je, były wśród tych, które nie skrzypiały. Znaleźli się przed dość pokaźną kuchnią. Znajdowało się tutaj całe wyposażenie, a wśród niego znajdował się duży piec. Zbliżyli się do stołu i podsunął on dziewczynie krzesło.
- Usiądź – polecił, a sam zbliżył się do czarnego paleniska i wrzucił do środka kilka szczap drewna, które tutaj spoczywały. Jakiś czas temu specjalnie nabierał duży stos, aby móc, czym rozpalać ogień, gdyż nieraz tutaj przebywał. Rozpalił je przy użyciu specjalnej rozpałki, wykonanej z chrustu leśnego i oczekując, aż metal się rozgrzeje zaczął wyjmować dwie filiżanki, takie same jak ta, którą rozbił na polanie, a która przyniosła nieprzyjemne uczucia. Te jednak były dla niego jakoś obojętne. Nie myślał o nich w ten sposób, gdyż jego myśli skupiły się na Echo. – Herbaty? Miętowej, owoce leśne czy zwykłą czarną? Nie mam innych.
Sam sobie włożył zwyczajną ciemną, działa pobudzająco, a teraz miał na nią największą ochotę. Nie miał cukru, ale on zazwyczaj nie słodził herbaty. Zabija prawdziwy smak. Nalał wody do czajnika i postawił go na płytce pieca. W tym czasie, kiedy oczekiwał na odpowiedź dziewczyny i wrzenie wody, sprawdził czy jest coś w lodowni. Pustka. Oczywiście. Poco robić zapasy, jeśli wszystko i tak się tutaj zepsuje. Teraz jak będzie tutaj dziewczyna, może trochę lepiej zadbać o zapasy. Jeśli o zapasach mowa, ma pyszności w piwnicy
- Masz ochotę może na dżem? Z wszelakich owoców. Bardzo dobre. Kupowane na targach i jarmarkach, ale są także niektóre stojące tutaj od dawien dawna.
Anonymous - 26 Czerwiec 2011, 18:33 Posłusznie usadowiła się na krześle, dłonie układając na kolanach.
- Owoce leśne.- odparła po chwili namysłu, śledząc go słuchem, a raczej dźwięki jakie wydobywały się podczas jego poruszaniu się po kuchni.
Przetarła dłonią twarz po której ściekała woda z mokrych włosów, chwilowo uchylając powieki. Jednak już dawno wyzbyła się nadziei, iż za którymś razem, gdy otworzy oczy, zobaczy cokolwiek. Próbowała. Dawno. Zbyt wiele razy.
- Luiso... skoro jestem marionetką, czyż nie jest tak, że nie potrzebuję jedzenia by żyć...?
Liczy się gest, jednak nie chciała sprawiać mu niepotrzebnych problemów. Od początku niczego od niego nie wymagała, nie oczekiwała. Jednak była wdzięczna za wszystko co do tej pory jej dał.
Ona nie potrzebowała do życia niczego. Dlaczego powinien najpierw zatroszczyć się o swoje potrzeby.Anonymous - 26 Czerwiec 2011, 18:56 Wrzucił pośpiesznie saszetkę z herbatą owocową do jej filiżanki, gdyż zaczął zbierać z podłogi porozrzucane przez niego, któregoś razu kawałki drewna, aby nie stały się przeszkodą na drodze dziewczyny. Włożył je do wiklinowego kosza, który stał w pobliżu piecyka, aby drewno zawsze mogło się wysuszyć. Było to chyba jedyne miejsce całkowicie wyzbyte wilgocią, prócz jego pracowni. Była to dla niego świątynią, do której nikt nie miał wstępu, chyba że miał go naprawić. Wtedy był wyjątek. Nie miał na tyle zaufanej osoby, aby zdradzać tajemnicę swojej pracy, ani kogoś, któremu powierzył w zaufanie drogie narzędzia kuglarskie, w tym specjalny przyrząd do wyrabiania zaczarowanych kluczyków, takich samych, jak miała Echo w kieszeni, lecz pasujących do kogoś innego, indywidualnie. Zebrał z podłogi jeszcze kilka porozrzucanych przedmiotów, które były całe i zaczął zamiatać podłogę. Było w nim tyle energii, chęci do pracy i działania, że można było poczuć ją na ciele. Kraina Luster miała niezwykłe swe uroki. Kiedy wrzucał pełną kurzu, pyłu i resztek po naczyniach zawartość szufelki do kosza zaczął rozbrzmiewać gwizd czajnika. Woda wrzała. Szybko, aby dźwięk nie nasilił się za nadto, aby nie robić nieprzyjemności dziewczynie podniósł go i zalał gorącym płynem gładkie i opływowe wnętrze filiżanek.
- Musi się jeszcze zaparzyć, a ja w tym czasie pójdę po jakieś ciuchy do zmiany. – już chciał wychodzić, gdy zadała mu pytanie. Dla niego oczywiste, ale ona jakby zaczynała dopiero poznawać swoje ciało, swoją niezwykłą naturę – Nie potrzebujesz ani jedzenia, ani picia, nigdy nie zachorujesz, a nawet powietrze nie jest Ci potrzebne…, ale muszą być zaspokajane Twoje uczucia, tak jak każdej zwykłej żyjącej istoty. Tak jak moje.
I zamknął za sobą drzwi. Szybko powędrował na górę do swojej szafy. Wynalazł tam parę czarnych obszernych spodni, granatową koszulę, której rękawy podwinął, czarnyo-szary zapinany na kolorowe guziki sweter, parę zwyczajnych ciemnych skarpet i przebrał się w nowy strój. Później zaczął szukać czegoś dla Echo. Wybrał dla niej zwykłą białą koszulę i w szafie po jakieś babce spódnicę zielono-żółtą. Niezbyt elegancką i ładną w tych czasach, ale suchą i całą. Musiała to przecierpieć. Nie myślał teraz o gustach. Prędko zbiegł po skrzypiących schodach i gdyby nie jego zmysł równowagi, spadłby z połowy stopni, gdyż jedna deska odchodząc tworzy skos. Zabrał ze sobą jeszcze jakaś starą pożółkłą bluzkę, która zastąpi rolę ręcznika. Wrócił do kuchni.
- Tutaj masz koszulę, może być trochę bardzo przyduża i spódnicę. Nie mogłem znaleźć nic innego sensownego. Wytrzyj się tą koszulką. – mówiąc zabrał się za mieszanie śliczną elegancką łyżeczką wykonaną ze srebra napary. Pozbył się torebek ze środka i postawił na stole – kiedyś tutaj będzie porządek. Mam nadzieję, że mi pomożesz. Jak tylko ogrzejemy się to oprowadzę Cię po domu. Anonymous - 26 Czerwiec 2011, 19:05 Cichutko zsunęła się z krzesła, by ułożyć na nim ubrania, które dał jej Luiso. Jednak zanim weźmie się za przebieranie... niezdarnie przemierzyła kilka kroków dzielących ją od mężczyzny, stając przed nim. Choć oczywiście ona nie mogła tego zaobserwować, był od niej o głowę wyższy. Wyglądała przy nim jak szkielet. Dużo niższy szkielet.
Głowę miała stale opuszczoną, jakby nie chciała by zobaczył jej twarz. Nieposłuszne włosy ponownie opadły do przodu, całkowicie przesłaniając jej lico. Nikt nie mógł widzieć aktualnie wyrazu jej twarzy. Nikt nie wiedział czy jest smutna, czy może szczęśliwa.
Początkowo błądząc po jego przedramieniu, chwyciła go za rękę, początkowo jedynie trzymając ją. Czując jej ciepło, dotyk... po chwili ułożyła na niej coś. Mały przedmiot. Kluczyk. Robiła to bez słowa, całkowicie milcząc.Anonymous - 26 Czerwiec 2011, 19:33 Na początku nie rozumiał, co się stało. Chciał coś powiedzieć, ale swoisty wyraz owej chwili, był tak przeszywający, że nie ośmielił przerwać się ciszy. Słychać było tylko jej kroki. Niezdarnie, ale jednak tak zgrabnie jak dla niewidomej, przemierzyła ten dystans dzielący ich. Bez żadnego strachu podał jej swoją dłoń. Poczuł chłodny niewielki przedmiot. Był to kluczyk. Magiczny kluczyk. Przedmiot, jedyny w swoim rodzaju, którego właścicielem była Echo. Było to jakby zawiązanie paktu między nimi. Oddała go nie znając tak naprawdę Louisa. Czy to był dobry wybór?
- Wiesz, z czym się to wiąże? W zamian za moją opiekę nad Tobą, naprawę twojego mechanicznego ciała i swoistego rodzaju uczucie, takie, jakie darzy marionetkarz marionetkę oddajesz mi siebie, stajesz się wobec mnie lojalna i zależna do końca tej umowy, do momentu, kiedy któreś z nas nie zginie lub razem postanowimy zakończyć nasze więzy? – zapytał się jej cicho, lecz nie szepcząc. Było to jak tajemnicze zaklęcie, przed mocą, które ostrzegał ją.
Nic więcej nie zrobił tylko stał na odpowiedź. Nie była to zwykła zabawna dyskusja. Była to przejmująca chwila zawierania, dla lalkarzy, sakralnego paktu. Odczynienie wielkiego rytuału. Zbyt bardzo lubił Echo by bez słowa przyjąć od niej klucz. On wszystko mógł zmienić. Zepsuć te wiotkie relację, które zbudowali dzisiaj, albo wzmocnić je jeszcze bardziej. On sam nie wiedział, jak silna będzie moc, która ich połączy. Od zawsze miał teraz nosić przy sobie klucz Echo.Anonymous - 26 Czerwiec 2011, 19:43 Nadal nie unosiła głowy. Stała, wsłuchując się najpierw w jego słowa, a następnie we wszechobecną ciszę.
Nadal trzymała w swoich obu, drobnych dłoniach, jego jedną dłoń, w której znajdował się klucz. Nadal mogła go wziąć, uśmiechnąć się i powiedzieć, że żartowała. Gdyby zrobiła to wszystko bez namysłu... to mogłoby się zdarzyć. Jednak teraz, gdy już miała zbyt dużo czasu na zastanawianie się... była pewna.
- Jestem tego świadoma. I chcę żebyś to Ty miał klucz...- tak, ona szeptała. Wiedziała, że gdyby podniosła choć trochę ton swojego głosu, okazałoby się, że drży.
- Jednak... nie "naprawiaj" mnie. Nie chcę być dla Ciebie tylko przedmiotem, który zreperujesz...
Jej kalectwo było jej jedynym sposobem życia. Gdyby nagle odzyskała wzrok... nikt nie wie jak bardzo by się zmieniła. Nikt nie wie jakie podejście do świata by wtedy zyskała. Nikt również nie wie co sama ze sobą by zrobiła.
Nawet jeśli była słaba i ślepa... w tej chwili była szczęśliwa. I to jej wystarczało.Anonymous - 26 Czerwiec 2011, 21:05 Przyjął go. Poczuł dziwne ukłucie w sercu. Zamknął oczy, jakby oczekując jakieś zmiany, ale tak naprawdę nic się nie stało. Niemy czar. Dalej stał w tym samym pomieszczeniu, nadal brudnym, chodź panował już tutaj pozorny porządek. Na podłodze było dość czysto, większość przedmiotów było na swoim miejscu, ale nadal na półkach zalegała warstwa kurzu. Za oknem padało, a w środku było już dość ciepło. Nic się nie zmieniło w postrzeganiu świata. Jak zawsze, ale wiedział, że teraz są połączeni magicznym łańcuchem. Nikt nie może złamać swoich zasad, chyba, że jest się potężnym na tyle, aby przełamać tą magię, ale Echo była krucha, chodź ciągle zaskakiwała go swoją silną psychiką i nie wiedziała o tym.
- Jestem Twoim Panem. Jesteś moją marionetką. – rzekł trochę bardziej zimno niż mogła się spodziewać po nim, ale jednak nie zmieniło się jego podejście do niej. Miał nad nią wszelką władzę i w razie potrzeby potrafiłby to wykorzystać, ale teraz chciał ją traktować jak wcześniej, chce, aby była dalej tą dziewczyną, którą poznał na herbacianej polanie. Położył swoją wolną dłoń, na jej delikatnej twarzyczce. Podniósł jej oblicze. – Czas zacząć nowy dzień Echo, który przyniesie nam nowe plony. Uśmiechnij się.
W świetle płomieni, stojąc bardzo blisko niej, mógł dostrzec każdy niespokojny ruch jej ciała, defekt twarzy, niespokojny zagubiony kosmyk włosów. Była niezwykłą lalką o pięknej duszy. Pozwalał nieść się przez jej słowa i nieskazitelność. Zyskał na tym pakcie wielki skarb. Coś więcej niż zwykłą pustą kukłę. Bo ona nigdy nie była przedmiotem, a on słuchając się jej polecenia, nigdy jej nie uczyni arcydziełem w rękach marionetkarza.
- Przebierz się, a ja posprzątam trochę w holu. Taki tam bałagan, że jest to niebezpieczne dla Ciebie. Będę za chwilkę. – wyszedł.
W holu było jasno, ale nadal panował harmider. Wpierw zamknął okna, chodź dalej wdzierał się do środka chłód i wiatr przez dziury- pozostałości wspomnień po szybach, które teraz leżały na ziemi rozbite. Walające się po podłodze przedmioty chaotycznie poukładał na szafkach, a następnie zamiótł panele. Znów w powietrze unosiły się chmurzyska kurzu, ale prędko się z tym uporał. Później zszedł do swojej piwnicy, zabrał młotek i kilka narzędzi i zaczął reperować schody. Głośno uderzał w deski stopni, mocując nową deskę i dobijając stare gwoździe, które z niewiadomego powodu powychodziły ze swojego właściwego miejsca. Narobił trochę hałasu, ale zabezpieczył troche przed upadkiem drogę, którą będzie prowadził w przyszłości Echo. Ostatecznie naprawił zamek do drzwi, skrywających zejście do piwnicy. Nie chciał, aby kiedyś przypadkiem dziewczyna tam zeszła. Jeszcze wybuchnął by gniewem, a przecież nikt tego nie chce.Anonymous - 26 Czerwiec 2011, 21:13 Uśmiechnęła się, tak jak chciał. Jednak po tym... poszedł. Uśmiech spełzł z jej twarzy, gdy niezdarnie, po omacku wróciła do krzesła, na którym znajdowały się ubrania.
Zdjęła mokrą, klejącą się do ciała koszulkę i podarte spodnie. W ślimaczym tempie zakładała na siebie koszulę, by po chwili równie powoli wsunąć na siebie spódnicę.
Wilgotne ubrania złożyła i położyła na krześle. Buty również były mokre, więc wylądowały na podłodze.
Włosy? Włosów nie zmieni. Wyschną z czasem.
Bosa, prawie już sucha Echo, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca w pustym pomieszczeniu... usadowiła się pod ścianą, oplatając rękoma podkulone kolana. Nie chciała w niczym przeszkadzać, więc nie ruszyła się z miejsca. Siedziała cicho, wsłuchując się jedynie w dźwięki dochodzące z wnętrza domu.Anonymous - 26 Czerwiec 2011, 21:31 W końcu skończył swoją pracę, a wraz z tym znikły już nieprzyjemne hałasy za ściany. Nie zamarzał zwiedzać całego mieszkania i sprzątać go w tym momencie. Nie tylko dla tego, że nie miał ochoty, gdyż znalazłaby się w jego ochoczym sercu, ale nie chciał na długo samej Echo, która nie wiedziała nic o miejscu, w którym się znajdowała, prócz tego, że jest to jej nowy dom, należy do Louisa Tochera i że jest w zrujnowanym stanie. Udał się jeszcze raz do swojego składziku w piwnicy. Wziął stamtąd swój łańcuszek i założył go na szyi, ale wisiał na nim od teraz kluczyk, podarowany przez marionetkę, której dusza była zaklęta. Wrócił do pomieszczenia. Zobaczył taką samotną smutną dziewczynę.
- Masz ochotę zwiedzić mój dom? Wybierzesz sobie pokój, chodź wielkiego wyboru nie masz i będziesz wiedziała, gdzie znajdują się podstawowe przedmioty do życia. – zbliżył się i podał jej dłoń, pomagając jej tym samym podnieść się. Była tak lekka. Nie męczył się wspierają ją, przynosiło mu to tylko dziwną satysfakcję, której jeszcze nigdy nie doświadczył. Czuł się z siebie zadowolony.
Wpierw zaczął pokazywać jej kuchnię, tak, aby mogła się nauczyć, co gdzie się znajduje. Tutaj szafki z naczyniami, tutaj zlew, tu znajduje się piec, tutaj kosz z drewnem, jakbyś chciała rozpalić ogień zostawił jej w pobliżu zapalniczkę, Wskazał dokładne rozstawienie krzeseł i stołu, a następnie zaprowadził ją do pokoju znajdującego się obok, w którym niegdyś spała służba. Tutaj znajduje się kilka łóżek, szafy pełne jeszcze strojów noszonych, jako uniformy do pracy, skrzynie na najważniejsze przedmioty, szafeczki nocne oraz łazienka, która obecnie była odsłonięta, a kiedyś oddzielona od reszty pomieszczenia czarną kotarą. Tutaj także są przedmioty do prac domowych, jak balia i tarka do prania.
- Tutaj też będzie trzeba posprzątać, tak jak wszędzie – stwierdził niezbyt radośnie, ale nie była to rezygnacja, gdyż wiedział, że dużo pracy jeszcze ich czeka, zanim doprowadzą owy dom do dawnej świetności. Chciał, aby było to równie wspaniałe miejsce, jak za czasów wcześniej panującego tutaj rodu Goldhand. Wierzył w to, iż Echo pomoże mu w tym.