Oleander - 17 Lipiec 2011, 19:03 Temat postu: Perłowy Pomost.
Nikt nie wie kto tak naprawdę wybudował ten niewielki pomost na Czekoladowym Jeziorze. Choć kształtem przypomina drewniane konstrukcje ze ludzkiego świata, w całości zbudowany jest z pereł. Stąd też wzięła się jego nazwa. O dziwo, wszystkie perły są sklejone ze sobą tak mocno, że nie da rady oderwać ani jednej.
Perłowy Pomost jest miejscem wprost idealnym na relaks nad Czekoladowym Jeziorkiem.
Anonymous - 17 Lipiec 2011, 19:52 Okropność! – przemknęło przez myśl Evangeline, gdy po raz kolejny ledwo złapała równowagę, tym samym uchraniając się od upadku i czyszczenia sukienki z klejących żelków. Owszem, lubiła słodkości, nawet bardzo, jednak jeść, a nie urządzać sobie po nich wieczorne spacery. Kto w ogóle wpadł na pomysł, by wypełniać plażę czymś takim?! – po raz kolejny skomentowała w myślach. Lepiące żelki nie stanowiły najlepszego podłoża dla jej nowych butów. Słodycze wciąż przyklejały się do wysokich obcasów, tym samym zaburzając równowagę dziewczyny. Nie było to nic przyjemnego dla osoby, która wprost nienawidziła brudu, kurzu i tym podobnych, a przecież wciąż narażona była na upadek. Niestety, nim Evangeline dane było dostać się do jej ulubionego miejsca w obrębie Czekoladowego Jeziora, musiała przejść przez tę cholerną plażę z żelek. Na szczęście, Perłowy Pomost znajdował się już w zasięgu wzroku jej pustych, fioletowych oczu. Twarz Evy od razu nieco się rozjaśniła i przyspieszyła kroku. Odruchowo złapała palcami za końce sukienki, choć wcale nie była na tyle długa, by dziewczyna mogła zahaczyć o nią nogą. Taki jednak miała odruch. Gdy nareszcie dotarła na miejsce, głośno westchnęła, choć z jest ust dało się słyszeć też kilka naprawdę brzydkich słów, o jakich użycia, ba, nawet o ich znanie nikt nie posądziłby takiej słodkiej dziewczynki. Oczywiście, odnosiły się one do żelków oblepiających jej buciki. Postukała po kilka razy każdą nogą o pomost, by podłe słodycze odpadły. Kiedy już pozbyła się cukierkowych natrętów ze swoich obcasów, Evangeline poczłapała w głąb pomostu, a gdy znajdowała się tuż przy końcu barierki, usiadła. Przejechała dłonią po perłach. O dziwo, wcale nie były brudne czy zakurzone. Ich kolor ani trochę się nie zmienił, wciąż były tak samo lśniące i jasne jak dawniej. Uśmiechnęła się do siebie. Za to właśnie kochała to miejsce. Nie zmieniło się ani trochę odkąd była małą dziewczynką. Wiatr wiejący od strony jeziorka rozwiewał czarne włosy Evy i tym samym przynosił ze sobą miły, słodki zapach czekolady, która swoją drogą była ulubionym przysmakiem dziewczyny. Oczywistą oczywistością było, że tej z jeziora próbować nie będzie. Nie, nie. Ciemnowłosa sięgnęła do kieszeni, wyjmując owiniętą w złoty papierek tabliczkę czekolady z nadzieniem truskawkowym. Oblizała się. Zaraz zaczęła rozwijać opakowanie, by móc skosztować swoich ulubionych łakoci.Lux - 17 Lipiec 2011, 20:11 Kiedy szła przez plażę aż nie mogła się powstrzymać by kilku żelków nie podnieść. Dobrze wiedziała, że ktoś mógł po nich chodzić, dlatego wzięła te, które były nieco głębiej. Oblizała się i po czym z ust wyciekła jej ślinka. I żelki zniknęły tak samo szybko, jak znalazły się w jej łapkach, czyli błyskawicznie. Powtórzyła tą czynność kilka razy, ale za każdym razem brała coraz to więcej łakoci. Aż doszło do tego, że wszelkie kieszenie miała zapchane słodyczami. Mniam, dla panienki Luxanne jest to czysta przyjemność. Ona może je jeść tonami i tak jej nie zbrzydną! Num... przecież te łakocie są takie dooobre! Lux nie rozumie ludzi, którzy nie lubią jej miłości- ale z drugiej strony jest im wdzięczna, ponieważ będzie więcej dla niej, ha ha ha! D
Nie wiedziała co ze sobą zrobić. Po zebraniu Stowarzyszenia Czarnej Róży łazi bez celu a tu, a tam a szanowna pani Dark nie przysyła żadnego listu, że potrzebuje jej pomocy. Ta dziewczyna potrzebuje akcji, życia! A nie monotonnej codzienności. Ech... czemu świat nie jest kolorowy? No dobra bywa mieć pełen barw, ale za czasów Iris... pfu! Przecież Lux zapomniała o swoim poprzednim życiu więc dlaczego o tym wspominam?! No dobra, udajmy, że niczego nie było, od co.
Zaszła sobie do Czekoladowego Jeziorka. Najpierw minęła łudź o nazwie "Melanie" a potem przeszła koło Lukrowego Brzegu. A dopiero na samym końcu zaszła na Perłowy Pomost, który był bardzo podobny do ludzkich pomostów, tylko że tamte są z drewna, a te z żywych pereł... może niedosłownie, ale chyba ta metafora została zrozumiana? Jeśli nie to już nie problem Luxanne. Ona wie co to oznacza, ha!
Mały mostek, a na nim dziewczyna. I to jaka! Stała sobie na nim i jadła czekoladę. Ale prawdę mówiąc Lux bardziej skupiła wzrok na przepysznej czekoladce, niż na nieznajomej, chodź było na co popatrzeć. Uśmiechnęła się szeroko, po czym podeszła do nowej znajomej i wyciągnęła jednego żelka z kieszeni i zaczęła go wcinać. A potem się uśmiechnęła i powiedziała super radosnym tonem:
-Czeeść! Jestem Lux! A ty? Miło cię poznać! Też lubisz czekoladę? Ja ją uwielbiam, ale wolę żelki. Potrafię je jeść i jeść i mi się nigdy nie znudzą...-mało brakowało, aby Tęczowa Panienka nie przytuliła nieznajomej do siebie.
Nagle jej się coś ważnego przypomniało.
-Wiesz co muszę lecieć, pa-pocałowała nieznajomą w policzek i poszła sobie załatwiać te swoje sprawy.
[zt]Anonymous - 7 Sierpień 2011, 09:12 Tęskniłam. Niby powinnam już zdążyć nacieszyć się Kapelusznikowym Rajem, ale dopiero teraz ranka rodzice pozwolili mi wyjść z domu. Jakbym była dzieckiem ! Koniecznie muszę zastanowić się nad swoją własną chatką, bo to co dzieje się z moimi rodzicami, to jest jakiś… kosmos no. Ani krzty prywatności, drzwi od mojego pokoju bez przerwy się uchylają, jakby rodzice sprawdzali czy nadal tam jestem.
Kiedy mamusia stwierdziła, że mogę wyjść, to od razu chwyciłam torebkę słodyczy i pognałam przed siebie. Po kilku krokach stwierdziłam, że nie wzięłam peleryny, jednak nie cofnęłam się: a może rodzice się rozmyślą ? Ciekawe, czy spotkam kogoś znajomego. Trzy lata to jednak szmat czasu, nie wiadomo co mogło się stać z szalonym Joe’m lub denerwującą Pumpkin. Może przy odrobinie szczęścia nie leżą w rowie, zabici lub zapici. Właściwie to dla mnie wszystko jedno. Jak w ogóle można łykać to palące świństwo ?! Co innego ciepła herbatka, najlepiej z laską wanilii. No proszę, wystarczy jedna myśl i już chce się pić. Nijak nie pozbędę się chęci na tą herbatę. Głupia głowa. Aż się w nią stuknęłam, może zmądrzeje od tego. Ale walnęłam za mocno i mój cudowny, najpiękniejszy, najbardziej odjazdowy i wyczesany, hiper wywalony w kosmos, powód zazdrości znajomych i najlepsza rzecz na świecie czyt. Kapelusz spadł z głowy. Oczywiście, zaczął się toczyć w dół ścieżki, którą szłam. Dobrze, że nikogo nie było, bo jakiś postronny obserwator mógłby dostać zawału serca ze śmiechu.
Otóż przez dobre piętnaście metrów biegłam za nim, przygarbiona z wyciągniętymi łapami. I to tak niezgrabnie, że nawet garbus wydawałby się przy mnie baletnicą. Wiadomo, że nie dbałam o to. Przecież chodziło o KAPELUSZ. No ludzie, każda sekunda bez niego to jest najnormalniej w świecie stracona. A gdyby się zgubił ?! Prędzej się utopię niż pokażę się gdziekolwiek bez niego. No, ale o to nie muszę się martwić, bo go złapałam. I zaraz wsadziłam na głowę, tam gdzie jego miejsce.
Zdaje mi się, że wszystko ode mnie ucieka. Tym razem to żelki. Wypadły mi, kiedy goniłam moje cudeńko. Tak na wszelki wypadek, poklepałam kapelusz i pogładziłam piórko. Ma siedzieć tu i nigdzie indziej. Tak samo jak torba z żelkami powinna być przypięta do mojego boku. Z miną cierpiętnicy powlokłam się aż do torebki. Nie wysypało się ich za dużo, chociaż moje ukochane żabki poniosły duże straty w „armii”. Kucnęłam i zaczęłam je zbierać, nie dbając o ulubioną spódnicę, która właśnie kurzyła się w piachu.
Coś za coś. Dalsza część trasy minęła spokojnie, zatrzymałam się tylko na chwilę by zaczerpnąć garść żelek z plaży. Miło było poczuć pianki pod stopami.
Wreszcie znalazłam się na perłowym pomoście. To jedno z najpiękniejszym miejsc w krainie. Cisza. Spokój. I ten słodki zapach ! Raj dla Kapeluszników. Usiadłam na wygodnie, od razu wyciągając twarz do słońca. Wyjątkowo mocno dziś świeciło. Dobrze, że akurat miałam na sobie kostium kąpielowy. Dokładniej bikini, czarne z kolorowym kapeluszem. Na pierwszy rzut oka widać, że jestem dumna ze swojej przynależności, Inni niech się schowają. Ściągnęłam z siebie ubrania, a długą spódnicę wykorzystałam jako ręcznik. Perły są fajniejsze na szyi niż kiedy wbijają się w tyłek. Zabrałam się do jedzenia moich żabek. I to jest prawdziwy smak, a nie te nędzne podróby co jadłam podczas podróży. Jak ci sprzedawcy śmieją nazywać tamto ohydztwo żelkami ?! Pff.
Naszła mnie ochota na kąpiel. W domu zawsze cichaczem kąpię się w coca-coli, ale to moja słodka tajemnica. Słodka i gazowana, hahaha. Zdjęłam na chwilę kapelusz i wyjęłam z niego napompowany materac oraz gumkę do związania włosów. Pieprzyć torebki, kapelusze górą. Kapelusze mają dusze ! Zebrałam włosy w kitę, zręcznie spięłam to gumką, byłam gotowa. Z trudem wdrapałam się na materac i zwodowałam ? go. Bardziej z-czeko-la-do-wa-łam. Tak. Zczekoladowałam go. Właściwie to jeszcze wyjęłam z kapelusza kubek na czekoladę. Materiał do zapamiętania: Napełnić termosy z kapelusza herbatą. Całe dziesięć.Anonymous - 8 Sierpień 2011, 17:56 Szła swobodnym, prawie, że beztroskim krokiem, co mogłoby się wydawać dziwne, jak na nią, ale miała dość dobry humor. Och oczywiście nie taki, żeby miała pogwizdywać czy coś tam pod nosem nucić, w ogóle Marwolaeth zaczęła się zastanawiać czy takie objawy szczęścia jej się zdarzały i doszła do wniosku, że na pewno nie. Tak czy inaczej, była zadowolona. Udało jej się gładko dokończyć transakcję, a że zleceniodawca chciał się spotkać na obrzeżu Malinowego Lasu, to i postanowiła się przejść nad Czekoladowe Jezioro. Mogłaby się tam przenieść w okamgnieniu, ale gdzie by się podziała przyjemność z przyglądania się tej części Krainy Luster. W tym stałym zabieganiu zapominała, że i tutaj bywa po prostu ładnie, a nie niebezpiecznie, pomimo wszystkiego.
Lunatyczka wyszła nad jezioro, akurat tak, że Żelkowa Plaża była dokładnie po przeciwnym brzegu. No trudno, ale Perłowy Pomost jest bliżej. Lubiła żelki, ale czekoladę bardziej, dużo bardziej. Odruchowo odgarnęła opadłe na oczy włosy, przez co ostre promienie słoneczne bez żadnych już przeszkód mogły ją chwilowo oślepić. Zaczęła szybko mrugać, gdy, jako tako, przyzwyczaiła się do mocnego światła ruszyła, ale i tak musiała mrużyć oczy. Stąd, dopiero gdy stanęła na pomoście i tyłem do słońca, spostrzegła kogoś leżącego na pontonie unoszącym się lekko na czekoladzie. No cóż, w końcu miejsce publiczne. Wzruszyła ramionami i usiadła na skraju perłowego trapu.Anonymous - 2 Wrzesień 2011, 17:32 Korzystałam z wolności na całego. Miałam zaraz wracać do domu, do nadopiekuńczych rodziców i ich kontrolowania każdej sekundy mego życia. Brr. A gdyby tak uciec znowu? Nie, to chyba odpada. Dość wygłupów. Przynajmniej n a najbliższe miesiące. Planowałam tak namiętnie, że nie zauważyłam burzowych chmur zbierających się nad jeziorem. A miało być słońce, phi.
Wielce niezadowolona wdrapałam się na pomost i prędko naciągnęłam na siebie ciuchy. Nie zauważyłam dziewczyny, dopiero później zorientowałam się, że ktoś mnie obserwuje. Uważnie na nią spojrzałam. Nie wyglądała podejrzanie, acz wolałam mieć się na baczności.
Nigdy nie wiadomo co kryje się za rogiem.
Zebrałam swoje rzeczy, tak by mogła swobodnie przejść po pomoście. Kątem oka wciąż ją obserwowałam - życie nauczyło mnie, że ataki często przychodzą niespodziewanie. Usiadłam na mostku, by zaraz zanurzyć kubek w czekoladzie. Udało się złowić kilka ciastek.Anonymous - 7 Marzec 2013, 18:48 Perły. Jak można zrobić z pereł pomost? Z tych małych świecidełek, tak delikatnych, kruchych. Przystanął zanim wkroczył na most i omiótł go badawczym spojrzeniem jakby się upewniał, że nie konstrukcja nie rozpadnie się pod jego ciężarem. Nie śpieszył się, wiedział, że ma dużo czasu. Ona i tak się spóźni. Uśmiechnął się lekko na wspomnienia z ostatnich dni. Już zamyślony wszedł na pomost, zatrzymał się dopiero w jego połowie. Zgrabnie, kocim ruchem, obrócił się na pięcie o sto osiemdziesiąt stopni. Jeszcze jej nie ma. Ponowny półpiruet i parę kroków w przód. Przymknął oczy i zaczął nasłuchiwać kroków.Anonymous - 7 Marzec 2013, 19:13 Mam dużo czasu, przeszło jej przez myśl, siedząc jeszcze w domu. Chciała ładnie wyglądać. Przecież spotyka się z Nim! Może i widzieli się parę dni temu, ale i tak każdy powód jest dobry, by o siebie zadbać. Stanęła przed lustrem po raz setny sprawdzając swój makijaż i ubiór. Dla Niego zawsze się starała być ładną, ale też i naturalną. Nie lubił, kiedy miała za mocny makijaż.
Spojrzała na zegarek, a na jej twarzy pojawiło się przerażenie. Ma dziesięć minut, by dobiec tam! Nie ma szans! Jakoś sobie tego nie wyobraża. Westchnęła ciężko. Kotek znów będzie zły, bo się spóźniła. Włożyła na siebie swój płaszczyk i postanowiła zamienić się w panterę, by zyskać troszkę na czasie, jednakże i tak przybyła spóźniona o całe dziesięć minut.
Nie zamieniała się z powrotem w pierwotną formę tylko zaczęła chodzić koło niego, przepraszając Alonsa.
- MraauauuuAnonymous - 7 Marzec 2013, 19:27 Oczekiwał kroków, ludzkich kroków, a nie miękkiego stąpania kocich łap w takcie na cztery. Może dlatego wzdrygnął się, gdy smukła czarna pantera zaczęła krążyć wokół niego. Ktoś inny na jego miejscu mógłby się wystraszyć, ktoś inny nie poznałby tych oczu, nie zauważył jaki przepraszający wyraz przybrał pyszczek dzikiego kota. Jak zwykle przepraszała, że się spóźniła. A on jak zwykle wybaczy tak drobnostkę, ale najpierw…
- A czy panna Phoebe nie ma zegarka? – zaczął parodiować ton stetryczałego, nadętego nauczyciela. Jednocześnie klękając na oba kolana, żeby móc przyciągnąć panterę do siebie i zaprzestać temu kręceniu się. No i żeby przytulić. Tak po prostu brakowało mu jej obok. Tak jakby potrzebował potwierdzenia, ze wydarzenia ostatnich dni na prawdę miały miejsce, a nie były tylko snem, a ta Kotka nie była tylko marzeniem sennym.
- Co Cię zatrzymało? – spytał już normalnie, niechętnie wypuszczając panterę z objęć.Anonymous - 7 Marzec 2013, 19:39 Ona zawsze się spóźniała,a potem za to przepraszała, łasiła się, starała się udobruchać go w ten sposób. Dziewczyna wiedziała dobrze, że wybaczy, że złość po chwili minie, ale i tak powtarzała ten schemat. Nie potrafiła się zmienić, choć się starała, taka była jednak jej natura i nie była w stanie się tego pozbyć. Będąc panterą biegała szybciej niżeli człowiek, dlatego też zamieniła się w nią, by skrócić czas spóźnienia do minimum. Przepraszająco jeszcze raz na niego spojrzała i wtedy usłyszała pytanie o zegarku. Polizała się w łapkę.
- Mrauu.-zamruczała ino. Pewnie zrozumiał, że chciała powiedzieć "przepraszam".
Kiedy została przytulona z powrotem przybrała humanoidalną postać. Uśmiechnęła się do niego. Siedziała na kolanach. Była odrobinkę zakłopotana, spojrzała na Alonso i powiedziała:
- Chciałam ładnie wyglądać...- pociągnęła nosem.Anonymous - 20 Marzec 2013, 18:45 Złość? Jaka złość? Jak można się złościć na tak cudowne stworzenie, które codziennie rozbraja go swoim głosem i spojrzeniem... Własnie to spojrzenie. Te ukochane oczy. Mógłby się tak wpatrywać do końca życia, mógłby to obiecać tu i teraz. Przysięgając na wszystkie świętości, na wszystkich bogów jakich wymyśliły przeszłe pokolenia. Napad euforii widocznie odmalował się na jego twarzy. Ślepia błyszczały mu, a na twarzy pojawił się rozanielony uśmiech.
- Ty zawsze ładnie wyglądasz... - odpowiedział przechodząc z klęczenia do siedzenia po turecku. Uświadomił sobie że za długo patrzy jej w oczy. Odruchowo przeniósł wzrok trochę w bok na kosmyk jej włosów zwisający obok ucha. Kocia natura dała o sobie znać i momentalnie zaczął się nim bawić nakręcając na palec.
- ... nawet gdy dopiero co wstaniesz z łóżka, a nawet wtedy gdy schodzisz zmęczona ze sceny po koncercie. Więc pytam się, czemu katujesz mnie czekaniem? - machnął ręką jakby chciał ogarnąć cały otaczający ich krajobraz. - Ja wiem, ładne miejsce, więc czekanie nie jest tutaj takie straszne... Ale mnie tu samemu nudno...
Wesoły ton pod koniec złamał się ustępując lekkiemu wyrzutowi. A nawet nutce strachu. Strachu przed tym że nie przyjdzie, że coś się Jej po drodze stało, że... Tych 'że' pojawiło mu się całe mnóstwo w głowie, ale nie zamierzał wymieniać ani jednego z nich.Anonymous - 20 Marzec 2013, 19:41 Phoebe była dziewczyną z natury spóźnialską, ale ona naprawdę się starała. Wiedziała, że przyswajała mu przez to zmartwień, ale kotka nie robi tego specjalnie. Całe te strojenie się, malowanie i tak dalej było specjalnie dla niego. Chciała wyglądać ładnie właśnie dla Alonso. Można ją oskarżyć o bycie roztrzepaną, spóźnialską, nieco nawet dziecinną. Ale jakby ktoś stwierdził, że nie troszczy się o bliskich, czy ma ich gdzieś zgrzeszyłby ciężko.
Słysząc jego komplement uśmiechnęła się i wtuliła w mężczyznę. Phoebe jak zwykle się do niego kleiła, ale on zazwyczaj nie miał nic przeciwko. Dziewczyna spoglądała na niego z dołu z przepraszającym wyrazem twarzy. Była bardzo drobniutka, bez problemu można byłoby wziąć go za jego młodszą siostrę, a nie kobietę zaledwie cztery lata młodszą od Alonso.
- Przepraszam kotku- Tu padł żart z jej strony, który odnosił się do ich rasy.
Dziewczyna bardzo dobrze wiedziała, że Alonso się o nią martwił, kiedy się spóźniała. Miał do tego pełne prawo. Dziewczyna nie należała do najsilniejszych, była raczej taką przytulanką, więc mogłaby mieć problem z obronieniem się. Ale całkowicie bezbronna także nie jest. Mogłaby szybko uciec w razie czego, zamieniając się w panterę.
- Alonso... już dobrze... nic mi nie jest.- uśmiechnęła się. -Postaram się poprawić.- mówiąc to pogłaskała go po policzku.Anonymous - 20 Marzec 2013, 20:32 Ładne miejsce... dopiero gdy wypowiedział te słowa zaczął zwracać uwagę na detale dokoła. Perłowy pomost przypominał mu obecnie ozdobną kolię jakiejś wielkiej istoty, która przez omyłkę zostawiła biżuterię na brzegu czekoladowego jeziora. Było w tej wizji coś surrealistycznego, nawet jak na standardy przedziwnej Krainy Luster. Z tych krótkich rozważeń wyrwał go głos Phoebe.
- Nie mówiłem, ze coś Ci się mogło stać... - mruknął cicho, zaprzeczenie że się nie martwił nie miało sensu. Znów domyśliła się o czym myślał i czego się obawiał. Fascynujące jak można poznać drugą osobę tak dobrze, że da się wytworzyć coś w rodzaju telepatii.
- Myślałaś co będzie dalej? - nie precyzował o co mu chodzi, powinna się domyśleć. A nie wiedzieć czemu jakoś nie mogło mu przejść przez gardło szczegółowe pytanie o ślub, życie i tak dalej. Nie to że tego nie chciał. Chciał i to bardzo! Ale czasem tak jest, że niektóre słowa są strasznie ciężkie do wypowiedzenia.
Przytrzymał rękę narzeczonej przy policzku i wtulił się w delikatną dłoń, domagając się więcej pieszczot. Kot kotem pozostanie zawsze i nigdy nie będzie mu dość głaskania.Anonymous - 20 Marzec 2013, 21:37 Jakiś czas temu miało miejsce pewne zdarzenie, które utkwi w jej głowie do końca życia. Była wtedy tak szczęśliwa, że jak sobie o tym przypomni to ma łezkę w oku. Sama jeszcze do końca w to nie wierzyła, ale starała się jednak przyjąć do wiadomości i z tym oswoić. Phoebe i Alonso poznali się w dość dziwny sposób cztery lata temu, na jej pierwszym konkursie. Mężczyzna przerwał jej wtedy występ. Uśmiechnęła się, wracając do tamtych chwil.
Dziewczyna znała go na wylot. Wiedziała, że ma okropnego pecha, znała niemalże każdą jego myśl. A tak naprawdę, to tyle razy się już spóźniła, że wiedziała, co mu po głowie chodzi. Kotka zdawała sobie sprawę z tego, że się o nią martwił, kiedy długo się spóźniała ( jej rekord to pół godziny), myślał o niej i zastanawiał się, czy nic się ukochanej nie stało. Ona wtedy zawsze przychodziła i przepraszała go obiecując poprawę. Jak na razie ujawnia się ona tym, że jej spóźnienia są nieco mniejsze.
- Wiesz... jakoś specjalnie jeszcze nie. - uśmiechnęła się- Wiem jednak jedno. Niezależnie czy to będzie wielka impreza, czy skromna uroczystość, będę zadowolona.
Ona nie potrzebowała hucznej zabawy z wieloma gości. Równocześnie mógłby to być potajemny ślub, byle tylko był. Phoebe z dumą nosiła pierścionek zaręczynowy na palcu. Nie wstydziła się tego, że teraz ma narzeczonego, wręcz przeciwnie. Chciała to powiedzieć całemu światu.
Zaśmiała się, widząc jego domagania. Alonso miał w sobie więcej z kota od niej. Phoebe miała kocie uszka, ogon no i ząbki jak u kota. A z takich odruchów to było lizanie swojej ręki. Dość dziwne uzależnienie, ale jednak. Za to jej narzeczony posiadł koci pyszczek, łapy, ogon, uszy... ale jej tam to nie przeszkadzało. Podobał się jej taki jaki jest.
Phoebe podrapała go za uchem. Lubił to, jak wiele dachowców. Ona także się do tej grupy zaliczała. Kochała być głaskaną. A szczególnie przez Alonso.Anonymous - 22 Marzec 2013, 06:59 W chwili gdy kobieta podrapała go za uchem zamruczał mimowolnie przymrużając uczy. Tembr głosu był tak koci, że osoba postronna nie znająca Trzynastego i nie widząca tej dwójki mogłaby uznać, że dziewczyna właśnie bawi się z wyjątkowo dużym kocurem. Ten moment dał mu pretekst do chwilowego milczenia.
Jak to ona jeszcze o tym nie myślała? Przecież każda dziewczynka zastanawia się jak będzie wyglądać jej Wielki Dzień, jaką suknie założy, ilu będzie gości i kto nimi będzie. Gdzie to będzie i kiedy? O świcie, zmroku, północy, w samo południe. Nie ważne. Ma być idealnie! Podniósł głowę spoglądając z kamienną twarzą. Trwał tak jak wyprany z emocji posąg, a w głowie galopowały mu myśli. W końcu poderwał się nagle zakręcił w kółko i z entuzjazmem godnym pięciolatka albo nastolatki zaczął wyliczać
- Nie może być duży, ale i nie za mały. Taki w sam raz. I gdzieś na zewnątrz... Może być rano? Proszę, proszę, proszę! Tak żeby rosa jeszcze była na trawie!
Ni stał w miejscu, kręcił się po pomoście z miną tak jaką mógłby mieć jakiś generał planujący bardzo istotną operację. Znowu nagle się zatrzymał, pstryknął palcami i obrócił się w stronę Phoebe.
- I skomponuje walc dla nas! - fala entuzjazmu chyba sięgnęła apogeum. Nie zaważając na możliwe protesty chwycił narzeczoną w pasie i poderwał do góry. Zawirował z nią na rękach nucąc wariacje na temat walcu z 'nocy i dni'