To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Malinowy Las - Malinowa Polanka

Anonymous - 19 Kwiecień 2015, 20:52

W każdym istnieje coś takiego jak bagaż potrzeb i ochota, by ten bagaż otworzyć, rozsunąć zamek, wyrzucić, wylać wszystko co jest w środku, wykąpać się w myślach, gestach, słowach i poczuć się spełnionym. Dlatego ludzie są egoistami, mają swój bagaż, nieotwarty i nie potrzebują kolejnego. Potrzebują wiedzieć, że istnieją, że mają uczucia, że nie są jedynie nieznaczącym imieniem i nazwiskiem. Ale kiedy ich bagaż zostanie wypakowany, chcą czegoś co im to zastąpi, bo przecież mają poczucie, że nie posiadają już nic. Mogą chodzić na terapię, mogą wpychać w siebie psychotropy, mogą cieszyć się gorszym losem innych, mogą bawić się uczuciami - oto recepta jak skutecznie okłamać samego siebie. Jak wypełnić pustkę sztuczną obecnością wszystkiego co tylko się zmieści.
Przeleciała spojrzeniem z dołu do góry zatrzymując się na twarzy i wystawiony język skomentowała jedynie... niczym. Przeszła kurs do bycia obojętną i dostała za niego wyróżnienie. Jest jak ostatnia scena filmu po napisach końcowych. Wielu ludzi nie ma o niej pojęcia.
Drgnięcie kącika ust, chwilowe zawieszenie, złapanie myśli.
- Co widzą twoje oczy kiedy na mnie patrzą? - dyskretna dygresja, sprawmy żeby było ciekawiej.
Obserwowała na nowo zmieniającą się scenerię i nadal nie mogła wyjść z podziwu, do końca nasycić się tym widokiem, była niedożywiona, to tak jak zabrać dziecku batona po spróbowaniu jednego kęsa. Chciała więcej, ale cóż znaczą pragnienia Cyrkowej w obliczu pragnień całego świata. Podrapała palcem wskazującym prawej ręki policzek, cicho westchnęła.
- Brakuje tylko gadatliwy - spojrzała znacząco na Cecila, to jedno z tych spojrzeń, po którym czujesz się nagi, przeskanowany. Jesteś, aniołku, trochę inny, niż mogłoby się wydawać.
To, czego pragniesz, prędzej czy później i tak do ciebie przychodzi. Tylko inaczej niż sobie wyobrażałeś.

Anonymous - 22 Kwiecień 2015, 22:21

Cecil mógł niemal zaobserwować, jak myśli Nory rodzą się jedna za drugą, spowite w niezliczoną ilość pytań bez odpowiedzi; jedna chwytająca drugą za koniec i tworząca błędne koło, które rodziło się w umyśle i finalnie przestawało w nim istnieć. Jeśli bowiem myśl nie przemienia się w słowa, wciąż pozostaje w sferze przypuszczeń i pozorów. Prędzej czy później takowa znika - pozostają jedynie fakty.
A mimo to miał wrażenie, że oczy Nory przeszywają jego personę na wskroś, mierząc cenione przez nań wartości w sobie tylko znanej skali. Nierealne, lecz on odwzajemniał to spojrzenie, nie pozostając dziewczynie dłużnym w niby-obojętnej analizie, interpretacji, obserwacji. Starał się przenikać jej umysł i odciskać na niej jakieś piętno, wpływać, ale dostać to, czego chce. Emocje, więcej emocji. Noro. Daj.
Chwilka. Czy to Ty, właśnie Ty, mnie do nich prowokujesz?
Ciemne tęczówki zawiesiły się na sylwetce białowłosej, przez chwilę sprawiając wrażenie pozbawionych błysku, a co za tym idzie - życia.
- Uczucia - szepnął jedynie. - Uczucia, których mi brak. Kolory.
Zacisnął dłonie w pięści, chyba po raz pierwszy ukazując jedyną pozostałą emocję, którą karmił się od stuleci. Rozgoryczenie. Chudzielec mierzył się swymi czarnymi niczym onyks tęczówkami z oczami Nory, które przypominały dwa różnobarwne korale. Jedyne w swoim rodzaju.
Odwrócił wzrok. Na jego wargach zatańczył lekki uśmiech.
- Takim mnie widzisz. A może ja chcę, żebyś mnie widziała? - uniósł rękę ku górze, dostrzegając w oddali jednego ze swoich pierzastych przyjaciół, który z cichym trelem złapał się jego nadgarstka. Przyglądał mu się w milczeniu. W tym jednym momencie wydawało się, jakby między nim a stworzeniem pojawiła się dyskusja tworzona z pojedynczych, acz wymownych spojrzeń i zmian w mimice. Komunikacja tak pierwotna, tak odległa od magii, którą żyli na co dzień. Nić porozumienia.
Minęła ledwie sekunda, a ptak z powrotem wzbił się w powietrze, opuszczając zasięg ich wzroku. Nić przerwana; myśli niczym otwarta koperta z nieprzeczytaną od miesięcy wiadomością.

Anonymous - 25 Kwiecień 2015, 23:00

Norka nigdy nie była najlepsza w pomaganiu, ale mimo wszystko, zawsze się starała. Chociaż na zewnątrz tworzyła skorupę chłodnej obojętności, to w środku wykształciła się w niej cicha chęć pomagania. Oczywiście tylko wtedy, kiedy jej druga strona nie miała kaprysu. Bo ludzie mają wrażenie, że kiedy są obojętni, to się nie przywiązują. A kiedy się nie przywiązują, to nie cierpią. Przynajmniej nie aż tak. A wszystko znika w ułamku sekundy, jak kamień wrzucony do wody, jak para z ust, kiedy tylko pozwolą sobie na odstęp od reguły. Tutaj trzeba przestrzegać zasad, to jak restrykcyjna dieta, kiedy wchłoniesz w siebie to, czego nie powinieneś, musisz zaczynać od nowa.
Przez długą chwilę siedziała cicho, jakby zastanawiała się nad odpowiedzią, obserwując całą zaistniałą sytuację. Właściwie przez chwilę wcale nie była tu potrzebna, Cecilowi wystarczyłoby jednie wymowne spojrzenie swojego pierzastego przyjaciela - a przynajmniej takie miała wrażenie.
Zauważyła, że jego zachowanie się zmieniło, humor osłabł, a oczy zmieniły kierunek. Niby nieistotne, a jednak ważne detale, wyłapywanie ich daje możliwość oceny sytuacji, rozmówcy, nastroju. Zmarszczyła brwi, lekko zgięła ciało, ręka mimowolnie sama wysunęła się do przodu, chciała dotknąć, poczuć skórę pod opuszkami, poklepać pokrzepiająco po ramieniu jak ojciec syna. Dać poczucie, że wszystko będzie dobrze, choć wcale nie będzie, choć są to tylko puste słowa, bez znaczenia, bez nadziei.
Zreflektowała się jednak szybko, uniosła drugą rękę jakby chciała je położyć na jego ramionach i uśmiechnęła się pokrzepiająco.
- A myślałam, że jednak trzymam fason ponurej dziwaczki - wyciągnęła ręce jeszcze bardziej w jego stronę. - Ściągniesz mnie?
Czas się zbierać, zniknąć i najlepiej pozostawić po sobie niedostatek. Bez pożegnania, bez słowa na "do widzenia". A potem myśleć przy lampce wina o sensie życia, przy kawałkach typu shoegaze. Ewentualnie przy rapie, bo przecież jest bardziej na topie. Nie czekając na odpowiedź, zręcznie zeskoczyła z drzewa.
Wzruszyła ramionami.
- Nie mam pojęcia. I nawet nie zamierzam zgadywać. - Wbiła w niego nieruchome spojrzenie. - Mogę się jedynie domyślać, co w twoim zachowaniu jest szczerze, a jeśli się mylę, to musiałeś skończyć niezłą szkołę aktorską.
Albo kurs na temat sztuk pięknych, wygrać konkurs piosenki jako dziecko i uczestniczyć w prelekcji "jak zaciekawić ludzi rozmową".
Zrobiła krok do tyłu, oddzieliła ich od siebie o milion kilometrów.
-Miłego dnia - rzuciła na odchodnym i ani razu nie odwróciła się by zerknąć w tył.

Anonymous - 2 Sierpień 2017, 22:50

Kraina Luster posiadała w prawdzie wiele miejsc bogatych w słodycze lub przynajmniej takie, w których można łatwo dostać ich składniki, ale bezsprzecznie należało przyznać, że maliny z Malinowego Lasu były po prostu najlepsze - przynajmniej z tą opinią zgadzał się Narcyz, co stanowiło jedyny powód jego obecności w tym miejscu. Zdecydowanie chętniej podkradłby nieco torebek z herbatkowych drzew, ale ostatecznie zrezygnował z tego na rzecz słodziutkich, różowawych owocków. W przypadku spotkania jakiegoś Kapelusznika najpewniej wdałby się w rozmowę i cały dzień przesiedział z przedstawicielem tego jakże rozrywkowego gatunku, co w sumie nie stanowiło dla niego zbytniego problemu - bardziej chyba bał się do kogoś przywiązać, a akurat tamtych zawsze darzył sympatią, więc tak to by się skończyło. Czasami przy pewnych przemyśleniach dochodził do wniosku, iż ciążyło nad nim fatum; stracił wszystko w wojnie, w której nie brał fizycznie udziału, a teraz wszystko mozolnie odzyskiwał samodzielnie, nie potrafiąc jednak odbudować swojego pozytywnego spojrzenia na świat. Znaczy nie, takowe posiadał i zawdzięczał je przede wszystkim swojej pracy. Ciastka, torty czy wszelkiej maści inne pyszności sprawiały innym dużo radości, co efektowało jednocześnie poprawą samopoczucia u Dachowca. Do tej pory usłyszał trochę miłych słów po spróbowaniu jego wypieków, zatem nie zamierzał znowu popadać w depresję, z której zresztą już raz wyszedł. Musiał się po prostu cieszyć z tego co miał i będzie dobrze. Najwyżej wybuchnie druga wojna i rozniesie wszystko w pizdu. Tak właściwie to zastanawiał się nad pozbieraniem malin do jakiegoś koszyka, ale wybierając się w to miejsce nie miał stu procentowej pewności czy one w ogóle będą. Mogły nie dojrzeć, zgnić, nie urosnąć lub zostać zerwane przez kogoś innego. To ostatnie wydawało się mało prawdopodobne, ale Narcyś miał na uwadze, iż żył w krainie pełnej wszelkich dziwów. Tutaj nie istniały rzeczy niemożliwe! Koniec końców po prostu przykucnął przy jednym z krzewów, powoli objadając go ze słodkich owoców. Może do słodyczy cukierków im daleko, ale to smak zupełnie innej kategorii, poza tym - cukierków nie mógłby wrzucić do ciasta. Chociaż... w sumie mógłby, ale nie z takimi twardymi. Jakiś miękki, pyszny cukierek nadający się do zwykłego ciasta? Na myśli przychodziły mu jedynie krówki ciągutki, czyli jedno z najgorszych złych istnień tego świata. Na samą myśl o nich blondyna rozbolały zęby; nigdy by tym szajsem nie zepsuł babeczek ani niczego innego! Aż mu się głupio zrobiło, że w ogóle wpadł na tak głupi pomysł. No i jednak mógł zabrać ze sobą koszyk, bo łakocie pierwszej klasy, a bynajmniej takich nie był w stanie zrobić z niczego. Nawet przy użyciu magicznych zdolności.
Khoeli - 3 Sierpień 2017, 18:50

Cana pomogła ubrać się Arcyksiężniczce i ogarnąć wszystko do przyjęcia. Wiedziała jednak, że ma jeszcze kilka godzin. Takie po prostu były tradycje, że dość wcześnie wszyscy najważniejsi uczestnicy mają być gotowi.
Sama nie przepadała za takimi imprezami. Głównie przez to, że było tam bardzo dużo osób. A w rodzinie arcyksiążęcej to tym bardziej będzie tam tłum. Khoeli była Strachem, a te nie są mile widziane w żadnej części Krainy Luster. Musiała się ukrywać. Dodatkowo nie miała pewności jak zareagowałaby jej podopieczna, gdyby się dowiedziała, że jej przyjaciółka tak naprawdę żyje już półtora milenium, a dodatkowo jest martwa. No...w połowie.
W związku ze zbliżającym się balem, postanowiła pobyć trochę sama. Żeby móc się nacieszyć jeszcze spokojem, postanowiła polecieć do Malinowego Lasu. Dokładniej mówiąc, na jedną z polanek, które się tam znajdują. Mało kto tam zagląda, a wiedziała, że samo siedzie w pokoju nie wystarczy bo Alice zaraz by do niej przyleciała i zamęczała ją pytaniami lub chęcią zabawy i marudzeniem. Jak na małe dziecko przystało.
Straszka wzięła ze sobą swój łuk i strzały oraz torebkę z narzędziami do konserwacji broni. Na świeży powietrzu zawsze się jej lepiej pracowało.
Gdy doleciała na miejsce, wylądowała na skraju polany. Nie widziała nikogo w pobliżu, a jakoś nie pomyślała o tym by skanować teren swoim radarem. Chciała po prostu nacieszyć się ciszą i spokojem. Lądując zerwała jedną z wielkich malin i razem z nią usiadła pod jednym z malinowych drzew. Zjadła owoc ze smakiem, po czym zabrała się za oglądanie i konserwowanie swojego cennego łuku.

Anonymous - 3 Sierpień 2017, 23:11

Kotowaty nie znał się za bardzo na roślinach, ale ten krzak sam w sobie wydawał mu się dziwny; miał stosunkowo mało malin (w porównaniu z pozostałymi, jakie obiadł), a takowe występowały praktycznie przy samej ziemi, przez co kolejny kwadrans spędził praktycznie w pozycji leżącej, jak gdyby się chował za bujnym krzaczkiem. Być może to właśnie dlatego nie zdali sobie sprawy z tego, że nie byli już w tym miejscu sami. A przynajmniej on, bo przybył na tą polanę pierwszy, co w zasadzie nie ma większego znaczenia; o zaistniałym stanie rzeczy zorientował się niewiele później, gdy spod owego krzewu spostrzegł, kawałek dalej, jakąś sylwetkę. Trudno mu było to jakkolwiek sprecyzować kiedy widział wszystko przez gałązki, dlatego dosyć prędko cofnął się i podniósł do siadu, obserwując z tej samej odległości nieznajomą personę. Od tyłu rzecz jasna, tak jak to robili zawodowi zabójcy, chociaż rzecz jasna on nie miał akurat żadnych niecnych zamiarów. Zwyczajnie chciał się dowiedzieć czy powinien się stamtąd jak najszybciej ulotnić, czy jednak nie miał żadnych powodów do obaw. Oczywiście nie udało mu się w żaden sposób realnie ocenić sytuacji, w jakiej się znalazł, gdyż momentalnie cała jego uwaga została skradziona przez piękne, niebieskopióre skrzydła przybyłej dziewczyny. Jak one wyglądały? Jak odbite, lekko zniekształcone niebo w tafli morskiej wody, mieniącej się i odbijające wszelkie promienie słoneczne. Słyszał o tej "chorobie" (posiadaniu skrzydeł), ale nigdy nie śmiałby przypuszczać, iż w rzeczywistości przynosiło to tak wspaniałe skutki. Przynajmniej tak mu się wydawało na pierwszy rzut oka, bo z jego perspektywy tak śliczna, dodatkowa część ciała (jakkolwiek by to nie brzmiało) dawała niepowtarzalny efekt. Te pióra po prostu wspaniale się prezentowały, w stu procentach urzekając swoim wyglądem onieśmielonego blondyna. W sumie... posiadacz takich skrzydeł nie mógl być zły, prawda? To nie miałoby absolutnie żadnego sensu, więc chyba mógł podejść? Zagryzł w zamyśleniu dolną wargę, kompletnie nie zwracając już uwagi na wszech otaczające maliny. Zawsze mógł się teleportować w jakieś bezpieczne miejsce i może to mało roztropne, lecz wstał, jak gdyby nigdy nic zmierzając w kierunku obserwowanej istoty. Musiał przyznać, że cechował ją dosyć niski wzrost... jakby trochę nieproporcjonalny do samych skrzydeł.
- Cześć! - Zaczął nieco nieśmiało z pewnej odległości; w dalszym ciągu nie zdawał sobie sprawy, iż jego potencjalna rozmówczyni trzymała w rękach zabójczą broń. Chyba tylko dlatego uśmiechnął się sam do siebie, chcąc zwyczajnie poznać tą niepowtarzalną osobę. Może to normalne u Dachowców, że ciągnęło ich do śliczności? - Przepraszam, byłem tutaj za tymi krzewikami i cię nie zauważyłem. Nie pogniewasz się jeśli się dosiądę?

Khoeli - 5 Sierpień 2017, 15:42

Zajmowała się swoją bronią, nucąc sobie jakieś tropikalne piosenki ze Świata Ludzi. W końcu z niego pochodziła i przez swoje dość długie życie udało jej się poznać wiele kultur oraz tradycji z obu stron Lustra.
Szybko jednak jej spokój został zakłócony. Usłyszała bowiem za sobą coś, co przypominało mały dzwoneczek. Powoli sięgnęła po jedną ze strzał i nałożyła ją na cięciwę. Przygotowała się do szybkiego wystrzelenia w kierunku wroga, o ile to właśnie ktoś o wrogich zamiarach się do niej właśnie skradał. A może jej się tylko zdawało? Nie jednak nie. Po chwili bowiem usłyszała też ruch krzaków za sobą. Szybko się więc odwróciła celując z łuku w kierunku dźwięku. Jej ręce nie drżały, widać było, że idealnie opanowała łucznictwo, co mogło się wydawać dość dziwne, w końcu wyglądała na nie więcej niż jedenaście lat.
Spoglądała na przybysza swoimi błękitnymi oczyma, skrzydła miała lekko rozłożone, jakby chciała pokazać, że jest większa niż w rzeczywistości. Jej mina jednak nie wyrażała żadnych uczuć. Ani strachu, ani nawet determinacji. Po prostu była jak ceramiczna maska. Nie wyczuwała od niego żadnych negatywnych emocji, skierowanych w jej stronę. Był niepewny i trochę się bał, ale nie miał zamiaru jej nic zrobić. Albo bardzo dobrze się ukrywał.
Westchnęła i opuściła łuk, zdejmując strzałę z cięciwy - przepraszam Cię, ostrożności nigdy za wiele, w szczególności w tej Krainie - powiedziała i uśmiechnęła się do niego przyjaźnie. Poruszyła swoimi wielkimi, błękitnymi skrzydłami, robiąc lekki wietrzyk i przeskanowała ukradkiem teren, by sprawdzić czy nie czają się tutaj jakieś inne istoty poza Dachowcem, który właśnie stał przed nią.
Wróciła na swoje miejsce i przyklepała trawę obok - Oczywiście, że się nie obrażę, będzie mi bardzo miło. Zapraszam i jeszcze raz przepraszam - podrapała się po tyle głowy dłonią i odłożyła wszystkie narzędzia na bok, by im nie przeszkadzały. Wygładziła swoją niebieską sukienkę i oparła bose stopy o miękką, chłodną trawę - swoją drogą, mam na imię Cana, a Ty? - przekręciła lekko głowę w bok i podała mu rękę. Może i przed chwilą jej twarz nie wyrażała nic teraz jednak wyglądała znów jak niewinna, mała dziewczynka, może nawet można by ją uznać za naiwną i ufną? To nie oznaczało jednak, że nie była czujna, wolała nie wracać do Pałacu w wątpliwym stanie.

Anonymous - 6 Sierpień 2017, 15:22

Ups. Może to jednak był zły pomysł? Chłopak momentalnie zamarł w bezruchu, gdy dziewczyna obróciła się w jego kierunku w pełni gotowa do oddania strzału. Palce mocno zaciśnięce na strzale, cięciwa napięta dosyć mocno, kamienna twarz oddająca w pełni jej skupienie oraz skoncentrowanie - to wszystko motywowało go do jak najszybszej ucieczki z tego miejsca. Niby miał nóż i potrafił go używać, ale ta dziewczyna miała łuk! Mógłby nim sobie jedynie podciąć żyły, gdyby tamta rzeczywiście zechciała go zaatakować, ale, na szczęście, tak się nie stało. Utrzymywał z nią cierpliwie kontakt wzrokowy obawiając się nawet drgnąć, ostatecznie na szczęście okazało się, iż nie miała wobec niego wrogich zamiarów, a najwidoczniej jedynie się przestraszyła i postąpiła tak a nie inaczej za sprawą zwykłego odruchu obronnego. Kamień z serca. Aż sam odetchnął głęboko, kładąc sobie przy tym dłoń na klatce piersiowej, jakby determinując się wewnętrznie do uspokojenia.
- W porządku, rozumiem. - Oznajmił z delikatnym uśmiechem; nie miał jej za złe tamtej reakcji, a też nie było sensu udawać obrażonego. - I też przepraszam. Trochę tak... jakby niepotrzebnie się skradałem.
Przyjemne uprzejmości i można puścić w niepamięć nikomu niepotrzebną pomyłkę. Bardzo dobrze odczuł lekki powiew wiatru, który najwyraźniej został wywołany przez lekki ruch skrzydeł dziewczyny; mimo wszystko ewidentnie miała siłę nie tylko na naciągnięcie cięciwy łuku. Już spokojnym krokiem podszedł do rozmówczyni, zajmując wskazane mu przez nią miejsce obok siebie. Nie miał przed tym żadnych obiekcji, zwłaszcza że łuk znalazł się w pewnej odległości od jej dłoni, co dawało mu dodatkową gwarancję bezpieczeństwa, chociaż w rzeczywistości trudno by jej było oddać strzał z takiego bliska; nieistotny szczegół, który zwyczajnie umknął rozumowaniu blondyna.
- Nazywam się Narcyz. - Przedstawił się z miłym (szczerym) uśmiechem, śmiało uściskując dłoń dziewczyny. - Twoje skrzydła są wspaniałe. Zapatrzyłem się na nie i dlatego tak cię zaszedłem; takiego koloru jeszcze nigdy nie widziałem. - Oznajmił w prawdzie spoglądając na Canę, lecz urywkowo mogła go ona złapać jak uciekał wzrokiem na jej skrzydła. Jakoś tak, mimo iż jej sukienki o podobnym kolorze w ogóle nie skomentował. - Robiłaś coś ważnego? Mogę ci pomóc, jeśli chcesz. Mam dużo wolnego czasu.

Khoeli - 11 Sierpień 2017, 12:51

- Nic nie szkodzi - uśmiechnęła się. Nieśmiało spuściła oczy, gdy Dachowiec skomplementował jej skrzydła. Rozłożyła je szczerzej, prezentując jak duże są naprawdę oraz jak mienią się tysiącami kolorów, mimo iż były błękitne z białymi końcówkami piór - najpiękniej i tak wyglądają w promieniach księżyca - powiedziała miło po czym złożyła swoje ozdoby i ułożyła je wygodnie, by nie przeszkadzały im przy rozmowie.
- Miło mi Cię poznać - uśmiechnęła się do niego, po czym zapatrzyła w chmury, które leniwie sunęły po nieboskłonie. Przymknęła oczy i cieszyła się lekkim wiaterkiem. Czuła go między przypominającymi szkło piórami. Co prawda chciała spędzić trochę czasu sam na sam z naturą, ale towarzystwo jednej osoby nie będzie złe. Powinna mimo wszystko się wyciszyć. Kto wie, może dowie się czegoś ciekawego od tego kotka.
Słysząc jego pytanie, zamyślała się, zastanawiając ile może zdradzić po czym przeniosła swój wzrok na leżącą obok broń. Wzięła ją do ręki i pogładziła zdobienia, które robiła własnoręcznie wiele lat temu - dzisiaj moja przyjaciółka kończy osiem lat - powiedziała spokojnie, nie odrywając wzroku od zdobionego drewna - jest z ... dość bogatej rodziny, dlatego jej rodzice postanowili zrobić bal, a ja nie przepadam za tłumami - wzruszyła ramionami i przeniosła swój błękitny wzrok na swojego rozmówcę - chciałam nacieszyć się spokojem, zanim zostanę wciągnięta w ten mały wir, a wiem, że jeśli siedziałabym w pokoju to ta mała bestyjka by mi spokoju nie dała - zaśmiała się. Znów spojrzała na płynące obłoki - poza tym już dziś przysporzyła mi dość atrakcji i chciałam od niej odpocząć i zająć się bronią - powiedziała z lekkim uśmiechem.
Przeniosła wzrok na kota - a Ciebie co sprowadza do tej części Malinowego lasu? - zapytała, przekręcając lekko głowę w bok i odkładając łuk znów na trawę.

Anonymous - 23 Sierpień 2017, 22:06

Czego by tutaj nie mówić, to jednak zachowanie Narcyza można by podczepić pod fanowską manię lub niezdrowe zauroczenie, lecz kiedy jego rozmówczyni ukazała mu skrzydła w pełnej krasie, ten śmiało i bezczelnie się w nie wpatrywał, aż ich nie opuściła. Nie, zaraz zaraz, to wcale nie tak bezczelnie, skoro się na to godziła. Czyli niepotrzebnie się nie przejmował, że mogłaby mieć do niego o to pretensje.
- A nie słońca? - Spytał jakby poprawiając rozmówczynie, co najlepiej tłumaczyło zaabsorbowanie jego uwagi przez wielokolorowe pióra. Przeniósł nieoczekiwanie wzrok na swoją rozmówczynię (twarz, nie pierze), posyłając jej przyjazny uśmiech. - Nie znam zbytnio takich rzeczy. To nie mój świat. - Odparł bez ogródek, ale i bez cienia jakiegokolwiek zawodu. Traktował to po prostu normalnie. Nie zajmował się siedzeniem na salonach i rozmawianiem godzinami, czego tak naprawdę nie żałował. Bardzo podobał mu się jego aktualny stan rzeczy, gdyż w tłumie ludzi na pewno by sobie nie poradził. Najpewniej by też zemdlał ze stresu. - Też bym tak zrobił na twoim miejscu, ale to kilka godzin. Później będzie znowu spokojnie. - Dodał na pocieszenie.
Dziewczyna nie wydawała mu się ani trochę smutna z tego powodu, więc też nie widział potrzeby ciągnięcia tematu; przyszła naprawdę tylko po to żeby odetchnąć z ulgą przed całym zamieszaniem, a on jej to nieświadomie zakłócił. Była jednak miła w stosunku do niego, więc nie czuł konieczności pozostawienia jej samej pod pretekstem pozostawionej na palniku herbaty w czajniku, choć czy to błąd to nie potrafił powiedzieć. Szczerze się cieszył z zaistniałej sytuacji; jednak mimo wszystko nadal lubił przebywać w czyimś towarzystwie, jedynie zrobił się nieco bardziej nieśmiały przez wszystkie minione wydarzenia. A co robił w Mailnowym Lesie? Przyszedł podjeść trochę malin i pozastanawiać się nad tym, co z nich zrobić, ewentualnie pomyśleć w samotności na podobnej zasadzie co ona... tak w stu procentach nie miał odpowiedzi na to pytanie. Albo zapomniał, albo sam nie był pewny w jakim celu go tutaj przywiało.
- Chciałem się przejść i podjeść trochę malin, myślałem o pozbieraniu, ale innym razem. - Wyjaśnił krótko. W sumie nie miał za wiele do powiedzenia w tym temacie. - Jak myślisz? Byłyby z nimi dobre bułki? Takie jak z kruszonką, tylko malinami zamiast kruszonki. Albo bardziej jak z makiem, tylko malinami zamiast maku. Tak bardziej. - Zmienił temat, podobnie jak rozmówczyni, przenosząc wzrok na błękitne niebo. Na upartego wszystko by z nich zrobił.

Khoeli - 14 Październik 2017, 20:56

Zaśmiała się krótki i znów poruszyła swoimi pierzastymi skrzydłami. Wyglądały trochę jak zrobione ze szkła, brakowało tylko charakterystycznego dźwięki obijających się o siebie szkiełek. One jednak tylko delikatnie szeleściły.
- W świetle księżyca mienią się jeszcze piękniej niż w słońcu - powiedziała, uśmiechając się tajemniczo. Naprawdę uważała, że noc to jej pora. Że wtedy pióra lśnią najwspanialej. W końcu Afrykańskie dzieci nie nazwały jej Khoeli tylko dlatego, że jej skrzydła mają błękitno-srebrną barwę, a jej włosy są czarne jak noc. Nazwały ją Księżycem dlatego, że w pełnię jej skrzydła lśnią jak rozgwieżdżona noc. Nie da się podrobić takiego widoku.
- Też nigdy nie interesowało mnie takie życie, ale jakoś tak wyszło, że trafiłam na dwór i muszę jakoś przetrwać te wszystkie tradycje - wzruszyła ramionami.
Zaśmiała się kręcąc głową, słysząc, że to tylko kilka godzin - kilka godzin siedzenia na balu, a potem zmuś małą dziewczynkę, żeby odłożyła prezenty, przestała przymierzać sukienki czy chwalić się wszystkim jakie dostała pluszaki i poszła spać. Uwierz mi, ze takie dziecko nawet jeśli już pada na twarz to znajdzie i tak nieskończone pokłady energii na to żeby zająć się tym co teraz chce.
Zamknęła na chwilę oczy i przywołała na usta uśmiech, wyobrażając sobie jak Alice będzie biegać po całym Pałacu chwaląc się co też dostała od ukochanego tatusia.
Wysłuchała uważnie co też Dachowiec porabiał w tych stronach. Była mu wdzięczna za towarzystwo, bo mimo iż nie szukała towarzystwa to jednak jeśli jest ktoś do rozmowy, to spędza się czas przyjemniej niż gdy trzeba siedzieć samemu.
- Jesteś piekarzem? - zapytała, słysząc jego pomysły na wykorzystanie malin. Zamyśliła się na moment -to ciekawe pomysły. Można też zrobić z nich jakiś dżem i dodać do pączków lub na drożdżówki z serem - powiedziała posyłając mu miły uśmiech. Westchnęła cicho i spojrzała gdzieś w dal - można by też zrobić słodkie rogaliki z malinowym nadzieniem - powiedziała. Zastanawiała się czy kot naprawdę zajmował się takimi sprawami. Jeśli tak to może zamówi u niego jakieś łakocie dla panienki? Pewne by się ucieszyła, że Cana jej coś przyniosła od siebie, a nie tylko to co przyniosła służba.

Anonymous - 15 Październik 2017, 11:16

- A może właśnie nie powinnaś jej zaciągać do łóżka, tylko pozwolić jej się cieszyć swoim świętem? - Wszedł głębiej w temat, oczywiście mając na uwadze, w podświadomości, swoje własne, życiowe doświadczenia. - Jest tylko dzieckiem, ja bym jej dał się wyszaleć. Urodziny są raz do roku, więc do następnych będzie miała szmat czasu. To w końcu sama radość.
Gdzieś tam w głębi duszy chłopak sięgał po swoje wspomnienia z dzieciństwa oraz te mniej przyjemne, które także musiał przeżyć. Gdyby miał na to wpływ lub byłaby to jego córka, bez żadnych obiekcji pozwoliłby jej się bawić oraz cieszyć nawet do rana. Wychodził już z założenia, że najlepiej korzystać z każdej możliwej, spokojnej chwili, a dzieci szczególnie nie powinny być doświadczane przez jakiekolwiek złe wydarzenia. Miała najwyraźniej dość dobrze ustawioną rodzinę, skoro ich jedynym zmartwieniem stanowiło punktualne kładzenie się do łóżka.
- Moim zdaniem powinna korzystać z takich okazji, jako dziecko, ale... nie wtrącam się. Na pewno ty lub jej rodzice wiecie lepiej, co dla niej odpowiednie. - Odparł bez cienia sarkazmu czy ironii; był absolutnie szczery i nie zamierzał być wścibski. W końcu się na tym nie znał, a jedynie opierał swoje zdanie na luźnych, własnych przemyśleniach. Miał tego świadomość. - Trochę tak. Bardziej cukiernikiem, bo robię słodkie rzeczy. - Zgodził się, zerkając w górę na jedno z licznych, malinowych drzew. - Dżem jest zbyt zwykły, żeby go robić z malin. Zrobiłbym je w tortoletce.

Khoeli - 15 Październik 2017, 13:00

Pokręciła głową - tu nawet nie chodzi o to, żeby poszła spać - wyjaśniła spokojnie - tylko o to, żeby nie biegała po całym Pałacu i nie zaczepiała każdego by się pochwalić jaką zabawką, którą i tak już wszyscy widzieli - zachichotała.
Zaczęła się przyglądać strzale, którą wyciągnęła z kołczanu. Dokładnie badała jej lotki oraz grot, rozmyślając nad czymś - urodziny może i są raz do roku, ale są też imieniny i inne święta czy okazje, na które można dostać prezenty. W szczególności, gdy jest się w bogatym domu.
Tak słuchając słów Narcyza, zastanawiała się czy sama kiedykolwiek cieszyła się ze swoich urodzin. W sumie chyba ich nigdy nie obchodzono. Wszyscy w wiosce mieli swoje święto a Cana zawsze wtedy siedziała sama gdzieś w lesie i udawała, że jej nie ma. Nikt i tak nie pamiętał, że to są urodziny. Tego dnia wszyscy starali się dać jej jak najwięcej do roboty, wtedy najchętniej się na niej wyżywali. Gdy udawało jej się ukryć, siedziała jak najciszej i płakała. Często była wtedy obolała i słuchała jak inni się z niej nabijają. A niby była córką wodza...w wiosce była na samym końcu hierarchii. Ale czy było jej teraz smutno? Ależ skąd! I tak nie posiadała emocji, więc nie czuła nic w związku tym, że jej podopieczna miała o wiele lepsze życie od niej. Pewnie nawet by się z tego powodu bardzo cieszyła, ale czy Strach jest w ogóle do tego zdolny?
- Oj uwierz mi, korzysta i to bardzo- otrząsnęła się z zamyślenia, słysząc kolejne słowa kocura - przygotowania trwają już od kilku dni, a ona już się zachowuje jakby to były jej urodziny - uśmiechnęła się do niego miło i schowała strzałę na swoje miejsce - nigdy bym jej nie odmówiła zabawy i nacieszenia się tym czasem, ale nie powinna w nocy biegać po Pałacu i denerwować wszystkich wokół. W końcu ktoś to musi posprzątać, a ona wtedy tylko przeszkadza - wzruszyła ramionami.
Spojrzała na Narcyza, a następnie na krzak nieopodal - to spora ta tortoletka by musiała być, w końcu te owoce są wielkości jabłek - przyznała. Chociaż może on znajdywał tylko takie mniejsze do swoich wypieków. Nie wiedziała tego - Skoro jesteś cukiernikiem, to powiedz mi - powiedziała po chwili spoglądając rozmówcy w oczy - nie chciałbyś przygotować czegoś na to przyjęcie urodzinowe? Zastanawiałam się co dać jubilatce, a ona kocha wszelkie słodkości. Może pomogę Ci z malinami i zamówię coś u Ciebie, albo Ci pomogę? - zapytała posyłając mu miły uśmiech. Do balu jeszcze trochę zostało. Kto powiedział, że Strachliwy Aniołek musi siedzieć sam by odpocząć? W miłym towarzystwie też się da o ile nie jest zbyt liczne. A ciekawym będzie zajęcie się czymś innym niż tradycyjne już konserwowanie swojej broni.

Po chwili jednak wyczuła gdzieś w Lesie jakieś negatywne emocje. Zdezorientowanie? Chyba jednak była jeszcze głodna. Ciekawe kto tego tak bardzo potrzebuje.
- Przepraszam Cię, ale przypomniało mi się, że coś jeszcze muszę załatwić - powiedziała, niepewnie drapiąc się po tyle głowy - na pewno wpadnę do Twojego sklepu i coś kupię - uśmiechnęła się i pomachała, zabierając swoje rzeczy i wzbijając się w powietrze.

ZT



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group