Herbaciane Łąki - Pierwszy Jednorazowy Bal Kolejowy
Anonymous - 9 Lipiec 2012, 20:02 ...Świat jest piękny, zaś ludzie litościwi!
Wszystko poszło nawet bardziej niż zgodnie z planem, to znaczy bardziej z planem, a nie bardziej poszło. Odstawił pusty, klejący się kieliszek (bo czymże byłoby picie szampana bez rozlania szampana?!) i bezceremonialnie oparł o stół, starając nie patrzeć zbyt zachłannie w niczyje oczy, ani nie mierzyć zbyt głodnym spojrzeniem żadnego z drobnych ciał. Wbrew pozorom, Friedrich naprawdę nie ma żadnych zadatków na alfonsa, żadnych.
- Próbowałem, dziękuję, podtykają go Ci pod nos, gdziekolwiek się nie znajdziesz. - Odpowiedział uprzejmie tajemniczej różowowłosej, która równie dobrze mogła nie przedstawić się z roztargnienia, miast z ostrożności. - "Planowałyśmy zatańczyć"? Wybaczcie, ale bawiłybyście się w odbijanie, czy jakiś nieznany, skandynawski taniec, tańczony grupowo na wystawnych, arystokrackich przyjęciach? - ...W Skandynawii mają dużo dziwnych tańców. W ogóle skandynawowie są dziwni, to pewnie to odizolowanie i życie w własnoręcznie wyciosanych, drewnianych domkach.
No, chyba, że jedna z tychże panienek jest dla przykładu przewrażliwioną norweżką, w takim wypadku najlepiej byłoby szybko się bronić i unikać kontaktu wzrokowego, najlepiej unieść ręce w górę i wspiąć się na palce, aby wydawać się wyższym.
Na tygrysy podobno działa.Tyk - 9 Lipiec 2012, 21:04 Grupowy taniec na balach? Oczywiście! Jakże wiele jest tańców, które tańczono nie na dwie, lecz na znacznie więcej par, chociaż zwykle i tak konieczna była parzysta liczba biorących udział. Nie zmienia to jednak faktu, że nie można tamtych dworskich tańców nazwać dwuosobowymi. Z drugiej strony takie tańce wymagały zgrania, a na dodatek miejsca, a te trzeba sobie zdobyć na parkiecie kilkoma słowami i miłym uśmiechem. Tak, tańczące pary, piękny widok, tym bardziej, że był to widok zupełnie inny niż zgraja krzyczących dzieciaków bezwładnie ułożonych na parkiecie i wykonujących niekontrolowane przez logikę ruchy. Tak się na to wszystko Rosarium zapatrzył, że na krótką chwilę przestał pilnować całego przyjęcia. W tej właśnie chwili pewien dość niegrzeczny i do tego niepotrafiący się zachować kot, który zostałby spalony natychmiast, gdyby tylko Rosarium spostrzegł jego wybryk, zaatakował jednego z gości. To krótkie zagapienie się było zbawienne dla pewnej osoby, ale i nie było konieczne. Szczerze mówiąc postacie trzech rozmawiających ze sobą dziewczyn, nie były na tyle interesujące by poświęcać im uwagę. Zresztą nawet krzyk utonął w muzyce orkiestry. Tak blisko już było przedstawienia. Właściwie czas był tylko na jeden taniec, którego muzyka już zbliżała się do połowy swego krótkiego życia. Utwór za to był długi, więc nawet teraz można było jeszcze rozpocząć taniec i skończyć przed czasem. Szybko się jednak okazało, że Rosarium przed przedstawieniem będzie miał okazję odbyć jeszcze jedną rozmowę ze swym gościem. Sam fakt był ciekawy, ale osoba, która do białowłosego podeszła była jeszcze bardziej interesująca. Paradoksalnie jednak nie to zaciekawiło Rosarium, na co Vivien liczyła. Tutaj była nieco zbyt odważna i śmiała, a przy tym niepotrzebnie zbliżyła się nieprzygotowana. Oczywiście mogło to jej pomóc zwrócić na siebie uwagę, czy też ukazać pewne walory, lecz przez białowłosego zostało ocenione, wedle słów samej Vivien zresztą, jako nietakt. Na szczęście nie na tyle duży by się obrażać, czy wyzywać na pojedynek, zresztą z kim miałby się pojedynkować? Tak więc zwrócił się do niej przodem, dotąd był bowiem obrócony pod niewielkim kątem i nieznacznie się uśmiechnął. Nim jednak odpowiedział jeszcze raz zanurzył usta w czerwonej cieczy, kierując na chwilę spojrzenie na tańczących, raz jeszcze! Dopiero wtedy jego spojrzenie powędrowało na dachowca, a usta otworzyły się dla tych kilku zdań, które wkrótce wypowiedział:
-Owszem, to ja. Agasharr Rosarium. Mam nadzieję, że cała uroczystość zasłuży na pozytywną ocenę z Pani ust. - Zrobił krótką, prawie niedostrzegalną przerwę i jakby nagle coś spostrzegłszy powiedział - Ach, tak! Nie miałem przyjemności dosłyszeć imienia, czy zechcesz mi je zdradzić?
Głos Rosarium był dla niej uprzejmy, lecz nie mogła liczyć na takie spojrzenie jakby od białowłosego oczekiwała. Za to dużą uwagę zwrócił na jej oczy. Nietypowe, a zarazem tak pospolite. Po prostu rzadko spotykane u ludzi, a jeszcze rzadziej same, bez dodatkowych akcesoriów w postaci kocich uszu czy wąsa. Co nie znaczy, że były minusem, gdyby tylko spoglądały w nieco inny sposób, bardziej niewinny, czy może raczej nie tak bezpośrednio. Za to do włosów nie mógł się przyczepić. Ten piękny kolor, który zresztą sam posiadał. Ach, ten narcyzm! Co nie znaczy, że dachowiec na długo przyciągnął spojrzenie Rosarium gdyż już po chwili, kilka sekund po tym jak skończył mówić ponownie spojrzał na tańczące pary. Tak, ot tylko na chwilę, po czym jednak ponownie skierował wzrok na rozmówczynię, aby móc usłyszeć jej odpowiedź. Tutaj trzeba zaznaczyć, że pomimo pięknych włosów kojarzonych raczej z niewinnością Vivienn zachowywała się zbyt śmiało i tylko jeden czy dwa gesty w tę stronę, aby Rosarium krzywdząco zaliczył ją do pewnej grupy kobiet. Niestety wcale nie starał się jej wyprowadzić ze złego toru, chociaż brak przesadnego zainteresowania jej osobą mógł być jakimś znakiem. Ważniejsze jednak czy przypadkiem nie dostanie roli w przedstawieniu, na które gospodarz wciąż dobierał osoby.Anonymous - 9 Lipiec 2012, 21:23 Skupiona była wyraźnie na swoim rozmówcy jak i na pozostałych, których odgłosy było słychać w tle. Wyciągnęła wachlarz i zaczęła nim subtelnie poruszać przed swoją twarzą gdyś duchota zaczęła brać górę na tak pełnej ludzi sali balowej. Tym bardziej podkreśliła kolor swych oczu i ich całokształt , który był niesamowity. Zatrzepotała nieco zalotnie rzęsami zaraz spuszczając wzrok z Pana Rosarium na buty jakieś panny stające nieopodal.
Słysząc zaraz zaś pytanie jego skierowała swój wzrok na niego i odsunęła od swej buźki wachlarz nieznacznie by tylko kątem ust uśmiechnąć się uprzejmie.
-To zaszczyt Pana poznać. -
Oświadczyła kłaniając mu się starannie. Pochyliła główkę , dłońmi przytrzymała nieco suknie i ugięła jedno z kolan "przykucając delikatnie".
-Cécile McReusen. -
Rzekła zaraz jak na damę przystało prostując swe zadbane , filigranowe ciało.
- Z pewnością Sir będzie bal jeden z najlepszych. Już widać jak ludność doskonale się bawi . Jakie jeszcze czekają nas atrakcje? Jeśliś łaskaw mnie Pan w to wtajemniczyć? -
Spytała szeptem dama uśmiechając się znów i to niezwykle, tajemniczość w jej sposobie mówienia i gestach nie opuszczała jej. Wolną dłonią jednak ośmieliła się kosmki białych tak zadbanych włosów ułożyć na jednym z jej ramion. Ona także uważała, iż biała barwą włosów nie należy gardzić w końcu ponoć najczęściej posiadają ją arystokraci i ludzie zamożni. Skąd te rzeczy wiedziała? A no ze starych ksiąg i legend z ust różnych istot wyśnionych. A może tylko sama uzmysłowiła sobie coś takiego z uwagi na obserwację ludu. Kto wie, oczytana była więc wiedzieć dużo była powinna. Ah, ona i rola? Na aktorkę by się nadawała, ale czy oby na tę rolę? Tę decyzję już zostawiamy Agasharr'owi, który sam na własne życzenie zorganizował ten bal i sprowadził tylu gości. To niesamowite coś w stylu owej panny, która lubiła bale,a ten zapowiadał się i to całkiem całkiem..
Może jeszcze zdoła coś napsocić i to niejednej osobie? Skoro tak nie lubią kotów może pora im udowodnić kto tu rządzi? Czy też może postanowi nie psuć balu? Niech się Rosarium postara to nie spłata figla. Anonymous - 9 Lipiec 2012, 22:27 Tak dla porządku. Ona musi się tu pojawić.
Na bal dotarła już jakiś czas temu. Towarzysząca jej Bikko natychmiast zniknęła gdzieś w tłumie, zostawiając ją samą na pastwę losu. Nie wiedząc, co począć, nasza Brenna zaczęła iść pod ścianą, kryjąc się po kątach i obserwując obcych ludzi. Co ona tu robiła? Owszem, przyprowadziła Bikko i w ogóle, ale jej samej nie powinno tu być. Nie czuła się za dobrze w tłumie. Czyżby o tym na chwilę zapomniała? Najwidoczniej, no cóż, czasem zapominała o tym, szczególnie, gdy była razem z przyjaciółką. Zresztą czy nie wszyscy zapominali o nieprzyjemnych rzeczach? Dlaczego więc z nią miałoby być inaczej?
W końcu, po dość długim czasie obserwowania nieznajomych i przemykania z kąta w kąt, Brit postanowiła coś przekąsić i czegoś się napić. Dyskretnie, tak, aby pozostała niezauważona, zabrała kieliszek z szampanem. Jedzenia, niestety nie znalazła, ale nie przejęła się tym - gdy będzie naprawdę głodna, uda jej się to. Na razie nie było potrzebne. W tej sytuacji postanowiła więc usiąść. Zrobiła tak i zaczęła się zastanawiać, gdzie jest Bikko, bezmyślnie obserwując tańczące pary.Tyk - 10 Lipiec 2012, 02:44 Figle są dobre dla małych dzieci, albo tam gdzie nikt nie jest zdolny ukarać psotnika. Inaczej jest na balu, gdzie dachowiec powinien uważać gdzie swoje dłonie wsuwa, aby nie okazało się, że ktoś je odetnie. Co więcej wcale nie musi to być Tyk. Może to być jakikolwiek przedstawiciel arystokracji, nawet ludzkiej. Ludzie jednak nie byli tutaj zbyt liczni, a co więcej po co psocić tak nudnym istotom? Co więcej psoty wymagały raczej formy kociej, a ta wykluczała piękne białe włosy. Co jednak w tej bieli jest tak fascynującego? Po pierwsze sam fakt, że nie jest to kolor nienaturalny, a zarazem przy swej typowości jest tak nietypowy. Nie jest to egzotyczny kolor typu zieleni, czerwieni, czy fioletowy (Który posiada nasz kochany Olek, tak?). Co więcej biel kojarzy się z czystością i niewinnością, a więc wzbudza zaufanie. Na dodatek białe włosy są typowy dla osób starszych, a więc może również kojarzyć się z doświadczeniem, a więc wiedzą o wiele większą niż w wypadku dzieci. Co więcej ich estetyka jest wcale nie mała, oczywiście jeśli nie ma związku z dodatkiem starości i pomarszczoną twarzą. Dlatego też trzeba docenić zalety tego pięknego koloru, chociaż nie można nie docenić innych - tradycyjnych barw. Za to naprawdę przecenione są kolory nietypowe, jak na przykład zielony. Oczywiście, mogą one ładnie wyglądać, lecz niekiedy zbytnio rzucają się w oczy, a przecież nikt nie chce, aby czyjeś oczy zbyt uważnie na niego patrzyły. W końcu wtedy można dostrzec każde, nawet najmniejsze potknięcie. Tego nie chcieliby nawet ci, którzy lubią zwracać na siebie uwagę. Tym bardziej, jeśli na ręce patrzy nie jakiś ptak, przypadkiem siedzący na drzewie, a Rosarium, który niejednokrotnie już zdobił stosy antytykowymi heretykami. Interesujące było jednak, że nieznajoma, która podeszła do niego porozmawiać postanowiła mieć swój własny dodatek, działający na podobnej zasadzie co laska białowłosego, lecz mająca więcej zastosowań. Tak, tyle ciekawych zastosowań. Tak się jednak zdarzyło, że Agasharr nie miał okazji zagłębić się w znaczeniu gestów wykonywanych za pomocą wachlarza. Zresztą czy na prawdę było to tak niezbędne? W wielu sytuacjach można było zdać się na zwykłą logikę, prawda? Z drugiej strony za pomocą tych, jakże subtelnych znaków, można by niezły spisek uknuć przeciwko komuś kto jest wrogiem kociego gatunku. Jak można bowiem tych uroczych istot nie lubić, nawet jeśli nie zawsze są one podobne kotu, tak jak w wypadku dachowców, którym bliżej do ludzi. Co więcej większość orkiestry to właśnie przedstawiciele tej rasy, bo kto lepiej się nadaje, niż ktoś kto we krwi ma muzykę? Co nie oznacza, że do mistrzostwa nie może dojść kapelusznik czy nawet cień, wszystko zależy od wrodzonego talentu i nabytych umiejętności. Trzeba jednak zauważyć, że i wśród gości były dachowce, a co dziwniejsze w sporej liczbie, bo aż czterech, licząc razem z Dulce. Jednak jak na istoty obdarzone wrodzonym zamiłowaniem do muzyki, zadziwiające było, że żaden z graczy będących przedstawicielami tej rasy nie tańczył jeszcze. Co więcej zbliżało się przedstawienie. Bez wątpienia będące atrakcją na przyjęciu. Odpowiedź nie była taka prosta, a uprzednio trzeba było wymienić się grzecznościami.
-I dla mnie jest to zaszczyt panno Reusen.
Niektórzy mogą uważać tego typu uprzejmości za sztuczne. Czy jednak tak jest w rzeczywistości? Oczywiście, nie zawsze będą to słowa szczere, lecz o ile ułatwia okazywania szacunku ułatwia nawiązanie dobrych relacji. Natomiast to co wielu dziś nazywa "szczerością" często przybiera formę popisywania się, a co więcej znacznie utrudnia stworzenie trwalszej więzi - na przykład przyjaźni. Oczywiście zdarzają się przyjaciele wciąż skłóceni, lecz ich kłótnie mają granice, a pomimo nich obie strony się szanują, inaczej nie mogliby być przyjaciółmi. Jednak skoro zatrzymaliśmy się nad szczerością gestów, można poświęcić chwilę ocenie Vivienn. Teraz zachowywała się znacznie lepiej. Wliczyć w to można zarówno znacznie subtelniejsze gesty, jak i ukłon - znacznie bardziej na miejscu niż "ostatnie poprawki" w biegu. Z drugiej strony ta nagła zmiana była nieco dziwna, choć w jakiś sposób łatwa do wytłumaczenia. Oczywiście na ukłon rozmówczyni odpowiedział, choć nie tak głębokim gestem, gdyż z racji pełnionej funkcji nie wypadało. Dlatego też jedynie delikatnie skinął głową z niezauważalnym pochyleniem się. Jednak dzięki odpowiedniemu tempu tego gestu była w nim oficjalność niemalże równa pełnemu ukłonowi.
-Największą atrakcją jaką spotkać można na balu jest oczywiście taniec, coś tak prostego, a zarazem tak pięknego. Nikt jednak nie będzie tańczył całą noc, a więc stąd restauracje, tarasy, czy dostęp do dalszych wagonów. Na tym jednak nie koniec i chociaż odsłonić mogę tylko to co nie jest tajemnicą, to już niebawem rozpocznie się przedstawienie.
Czy poza nim białowłosy coś planował? Jest to naprawdę niemało możliwe, chociaż z oczywistych powodów można tylko spekulować, ze względu na długi czas, który dzieli nas choćby od przedstawienia, a co dopiero od kolejnej z atrakcji. Jeszcze w trakcie wypowiadania swej kwestii Rosarium odłożył kieliszek na tacę jednego ze służących. Wtedy też jego dłoń powędrowała na plecy. Druga wciąż oparta była na lasce. Tak w ogóle dobrze by było wiedzieć co z Ciel, która co prawda została wysłana na lody, lecz wciąż mogła odmówić i zostać tutaj. To jednak się już z nią ustali nieco później, a teraz wróćmy do głównej treści tego posta. Właściwie dla Agasharra znów najistotniejsze było jedno pytania, a mianowicie czemu Vivienn nie tańczy. Możliwe jednak, że najpierw chciała coś zjeść i tam właśnie znajduje się jej partner. W tym wypadku nawet łatwiej było zrozumieć pozostawienia pary, z którą przybyło się na przyjęcie. Chociaż w tym wypadku nie miał pewnych informacji, a jedynie teorie. Trzeba było więc spytać, tylko nie zbyt bezpośrednio, a zresztą po cóż zbyt otwarte pytania, gdy można do wszystkiego dojść małymi kroczkami, tak jakby szukało się skarbu mając jedynie liche poszlaki. Nie wolno też nam zapomnieć, że wciąż było nieco czasu do przedstawienia. Dlatego też Rosarium spytał najpierw o coś co mogłoby wytłumaczyć jej dość nietypowe przybycie, o którym w sumie mógłby już zapomnieć.
-Jeśli wolno Mi spytać, ciekaw jestem czy miała Pani okazję odwiedzić wagon restauracyjny i skosztować dań, które moi kucharze starannie przygotowują dla każdego kto tego zapragnie.Anonymous - 11 Lipiec 2012, 12:54 Odpowiedź uśmiechem na uśmiech - najlepszy sposób na rozpoczęcie dobrej znajomości, aby ta przerodziła się w przyjaźń, a później może nawet coś więcej. Czerwone oczy tkwiły na twarzy blondynki, jakby została tam zarzucona swego rodzaju kotwica, nie pozwalająca im się uwolnić i spojrzeć chociażby na Agnes, która została otoczona w tym momencie kilkoma nieznajomymi dla rogacza osobami. Z jednej strony dobrze, że Agnieszka będzie mogła się czymś zająć, z drugiej jednak niekoniecznie, bo gdyby Alvaro dowiedział się, co na niego nagadała Bikko. Cóż, nawet jego honor nakazałby zastrzelić tego kocura. Zastrzelić i wyrzucić do jakiejś rzeki, jak to robią... dżentelmeni, powiedzmy. Lekkie zakłopotanie spowodowane zwrotem "panie" istniało naprawdę! I co z tego, że nie było widać. Tak samo przecież miała Alice ze swoim podenerwowaniem, które wynikało z tańca w tak małej odległości. Nie dało się tego po niej zobaczyć, a jednak istniało. To trochę jak z powietrzem. Człowiek nim oddycha, potrzebuje go do życia, ale go nie widzi ani nie czuje, pomimo wyraźnych dowodów na istnienie. Gdyby jednak dało się w podobny sposób udowodnić istnienie jakiegokolwiek bóstwa, na pewno skończyłyby się te wszystkie bezsensowne spory religijne. Niestety, de Averse niezbyt dużo o nich wiedział. Wolał pozostać zwykłym ateistą, czy też może realistą, który w żadne zmartwychwstałe zombie, których ciało jest spożywane przez wiernych. Ale aby nie urazić tu niczyich uczuć, jeśli chodzi o religie, przejdźmy na jakiś lżejszy temat. Na przykład wzmianka Alicji na temat Bikko, której białowłosy chyba niespecjalnie wydawał się polubić. Rogacz tylko westchnął cicho. Historia o Dachowcu pochodzącym ze świata ludzi była cholernie naciągana i czerwonooki dobrze o tym wiedział. Chociaż może trafił się jakiś frywolny kociak, który postanowił mieć dziecko ze zwykłym człowiekiem. No cóż, co osoba to charakter. Na twarzy Arystokraty wymalowało się wyraźne znudzenie tematem kocicy, jednakże zmyło się ono niemalże natychmiast, gdyż blondynka przeszła na temat Świata Ludzi. Właśnie o to mu od początku chodziło - o potwierdzenie jego tezy na temat pochodzenia panny Coffey. Alvaro już miał proponować dziewczynie przechadzkę po całej Krainie Luster, kiedy to padło pytanie o... Tunridę. A co tak zainteresowało "Kawkę" w osobie Szklanej Panny? Czyżby samo imię? Dziwne, doprawdy.
- Tunrida to tylko jedna z wielu moich służek. I to akurat ta bardziej buntownicza, powiedziałbym. Ale nie mówmy o niej, pozwoli panienka, że pewnego dnia zabiorę ją na spacer po piękniejszych rejonach Krainy Luster, dobrze? - spytał uprzejmie białowłosy z lekko uwodzicielskim uśmiechem na twarzy, w międzyczasie zdając sobie sprawę, że orkiestra zdążyła już poniekąd zmienić utwór, a nowy niespecjalnie pasował do tańca, który para arystokracji do teraz tańczyła. Panicz de Averse ukłonił się nisko i powoli zaczął schodzić z parkietu, uprzednio zadając jedno, ważne pytanie.
- Zechciałaby panienka może czegoś się napić? - wtem, pewien w stu procentach otrzymania odpowiedzi twierdzącej, użyczył blondynce swego ramienia i poprowadził ją w miejsce, gdzie nie roiło się zbytnio od ludzi. Po drodze skradł dwa kieliszki kelnerowi i jeden podał swojej obecnej towarzyszce. Cóż, wygląda na to, że pary się nieco zmieniły. Teraz Alice była partnerką Alvaro, a Agnes Bikko. Nic to, taki układ nawet odpowiadał rogaczowi. Panna Coffey była o wiele bardziej odważna i właśnie to mu się w niej spodobało.Anonymous - 11 Lipiec 2012, 20:39 Czy mnie się wydaje czy niemalże każdy poza moją bohaterką uważa,że taniec w grupie jest dziecinny? A mowiąc o naszym życiu rzeczywistym moi drodzy na studniówkach tak właśnie tańczy się najlepiej,jeszcze jak lecą do tego polskie piosenki i idzie razem je śpiewać, wtedy jest istna rewelacja!
Pixie chodziło o to samo,dokładnie. Albo o inne tańce zagraniczne, które tańcząc w grupie wyglądają przepięknie i maja ten swój niebanalny urok.
Dziewczyna spojrzała po wszystkich i zmieszana słysząc odpowiedzi swoich towarzyszek w stronę chłopaka zakłopotana powróciła na niego swoimi niebieskimi oczami i uśmiechnęła się wręcz przepraszająco
-Ah tak. wybaczcie mi moją chaotyczność, to tak z tego powodu ,że Ty tu tak nagle się pojawiłeś Friederichu. Mnie na imię Daphne. - Mówiła szybko co dla niej jest normą. Miała w sobie zdecydowanie za dużo energii.
-No tez prawda kolego , ale nie jest zły ten trunek. Chociaż może jeden kieliszek wystarczy jak mowisz,bo później idzie się zasłodzić? No nic. To już zależy od osoby czy lubi aż tyle słodkiego czy też nie. - Posumowała kiwając się delikatnie na boki. Upiła lyk trunku raz drugi trzeci i odstawiła go na srebrna tacę kelnera.
-To jak?Tworzymy barwna grupe i podskakujemy podśpiewując czy może tworzymy pary i będziemy się zmieniać? Czy też każdy z was ma lepszy pomysł? - No tak, ona zaraz chciała ruszać na parkiet. Muzyka była teraz szybka no i jej chciało sie bardzo tańczyć i to juz od dłuższego czasu przebywania w tymże miejscu.
-Choć wpadła mi do głowy jeszcze jedna możliwość. Jeśli zgłodnieliście możemy przecież przejść się do restauracji i skosztować coś dobrego, wypróbować jakieś polecane smaki. - Rzekła przy tym wbijając swoje oczy co chwilę to w jedną to druga osobę. Ciekawa była tez na co się zdecydują.
Wciąż czuła,że może z nimi spędzić naprawdę udany wieczór.Anonymous - 11 Lipiec 2012, 21:09 Kobieta wachlowała się subtelnie co jakiś czas uśmiechając się tylko delikatnie ,ledwie zauważalnie w stronę pana Rosarium. Na wzmiankę o tańcu rozejrzała się i powróciła swymi zielonymi oczami na rozmówcę i tu już dała mu odpowiedź co o tego czy przyszła tu sama czy też z towarzyszem.
- Ah, nie mialam okazji tu jeszcze zatańczyć, wie Pan bez partnera to jednak inaczej.
Uśmiechnęła się nieco pewniej i mrugnęła do niego żartobliwie.
-Szczerze powiedziawszy bardzo intryguje mnie temat przedstawienia, o którym pan wspomniał. Hmm Coś więcej może pan mi zdradzić? Może już mi pan wskaże aktora i pobiegnę dyskretnie po autograf? Może wie pan gdzie aktorzy mają swoje garderoby i zaprowadzi mnie pan do jednej z nich i przedstawi mi pan sławna gwiazdę? -
Miała nadzieje,że jakkolwiek to nie powiedziała to ,że idiotycznie to wcale tak nie zabrzmiało jak jej się wydawało.
-Niestety Sir, nie było jeszcze takiej chwili , w której zdążyłabym skosztować owych dań pańskich kucharzy, którzy niewątpliwie bardzo się starają o jakość dań na takim wydarzeniu.
Odpowiedziała płynnie przyjemnym dla ucha głosem. Ogonem machnęła odruchowo pod suknia ogonem ,zaś zaraz upomniała się w duchu i zaprzestała temu, nie chciała by ktoś na balu odkrył kim jest Panna McReusen. Lubiła uchodzić za chodzącą tajemnice i taka też starała się być. Jeśli komuś zaufa, bądź jeśli ktoś zdobędzie jej sympatię może się spodziewać ,że otworzy przed nim swoje sekreciki. Począwszy od tych małych po te większe ,a trochę tego jest.
Sunęła swobodnie dłonią wzdłuż swego biorą, po którym zaraz wróciła starannie palcami by je na nim zatrzymać.
- A jest danie, które zechciałby mi pan polecić? Myślę, że Sir prawdopodobnie zdążył przekonać się, które ze specjałów kuchni pańskich ludzi jest najlepsze-
Skwitowała unosząc kąciki warg ku górze nieznacznie. Umieściła swoje zagadkowe spojrzenie na wysokim mężczyźnie,z którym prowadziła rozmowę.
Wspominając jeszcze o pół ludziach pół kotach -przecież od pra pra dziejów mówiono i pisano, iż to dachowcy są najlepiej muzycznie uzdolniona rasą i co do tego nie było wątpliwości. Zawsze gdzieś znajdzie się wyjątek.. i też nie każdy kot musi mieć samych lubiących go właścicieli są tacy , którzy mają zarówno w innych przyjaciół jak i wrogów. A jak to się skończy zależy wyłącznie od niego. Stąd nie byle jakie hasło, "koty chodzą swoimi ścieżkami".Anonymous - 11 Lipiec 2012, 23:11 Odetchnęła z ulgą, gdy Bikko upewniła ją, że żartowała. Jakoś tak atmosfera od razu wydała jej się luźniejsza. Oby więcej większych spięć nie było, bo nie chciała, żeby wybuchła jakaś niepotrzebna awantura, która zapewne sprowadziłaby na grupę spojrzenia obcych. Jeszcze by się czepiali, czy coś. Nie, tego lepiej uniknąć.
-Co do zgrabnego tańca... W moim przypadku też można go wykluczyć.-Ostrzegła, uśmiechając się z zakłopotaniem. Cóż, nie było trudno zobaczyć, że Agnes ogólnie porusza się jak rolnik. W tańcu wyglądała jeszcze gorzej. Wolała więc uprzedzić, niż żeby potem się z niej mieli śmiać. Zresztą najwyżej odmówi. Miała do tego pełne prawo. Inna sprawa, że nabrała nawet jakiejś tam małej ochoty na taniec. Gorzej tylko, że nie wiadomo było, w jakiej postaci.
Nie wiedziała, czyja propozycja była lepsza. W sumie wszystkie wydawały jej się dość... Hm, oryginalne, aby nie użyć innych słów. Według niej jedynie pomysł z odbijaniem mógł się sprawdzić, ale nie wypowiedziała się. Wolała poczekać, aż ktoś inny to zrobi. Na dobrą sprawę ona by się dostosowała. W grupie zawsze będzie raźniej bez względu na to, co zdecydują. Czekając na to, powoli piła szampana. W pewnym momencie niestety musiał się skończyć, więc odstawiła pusty kieliszek na tacę kelnera.
-Jak dla mnie obojętnie. Chociaż wydaje mi się, że odbijanie bardziej zda rezultat. Ale naprawdę, obojętnie.-Zdecydowała w końcu wypowiedzieć, choć i tak za wiele nie wniosła do dyskusji. Ale opinie wyraziła? Wyraziła. To wszystko, co mogła zrobić i jednocześnie wystarczający wkład z jej strony w tę konkretną sprawę.Tyk - 12 Lipiec 2012, 03:09 Skoro obiecałem to odpisze! Tak, nawet jeśli jest już strasznie późno i najchętniej poszedłbym spać. Nie o tym jednak będzie traktował mój post, którego moi kochani goście nie raczą przeczytać. Za co jestem im wdzięczny! W końcu dobrze byłoby gdyby o moich przedsennych potknięciach wiedziało jak najmniejsze grono ludzi.
Przechodząc do dróg, które co prawda koty wybierają, lecz ktoś zupełnie inny je wyznacza. Co więcej ostatecznie wszystkie drogi prowadzą do jednego. Tylko czym jest w tym wypadku Rzym? Odsuwając na temat wszelkie przysłowiowe labirynty można wysnuć bardzo prosty wniosek o wolności kotów. Wyłącznie te niemądre koty, które dla zasady odrzucają wszelkie inne zasady decydują w pełni o swoim życiu. Ta możliwość jest jednak ich przekleństwem i nie prowadzi do niczego dobrego. Natomiast te koty, które potrafią dostosować się do człowieka i nie sprzeciwiając się mu działać wszędzie tam gdzie jego słowo nie sięga, zyskują najwięcej. Posiadają wszelkie wygody jakich tylko mogą pragnąć, nie muszą szukać jedzenia w koszu, co więcej posiadają również ochronę ze strony człowieka. Dachowce nie były jednak zwykłymi kotami. Tak samo jak nie były jedynymi muzykami. Czym zatem są? Niezwykle interesującymi istotami. Nie zawsze jednak to co interesujące jest odbierane pozytywnie. Gdy można się tym poparzyć sytuacja się zmienia. Czy jednak Vivienn ma aż tak długie pazurki, aby szkodzić na balu tuż pod nosem Rosarium? Takim planom sprzyjać mógł brak partnera. Z drugiej strony było to ułatwienie również w innych dziedzinach jak na przykład poznanie nowych ludzi, czy zaszczyt tańczenia z samym gospodarzem, na który raczej próżno liczyć gdy obok stoi nawet najgorszy z partnerów. Zresztą sam brak partnera, wyłączając wszystkie trzy plusy, jest na pewno lepszy niż posiadanie kotwicy. Mowa oczywiście o takim partnerze, bądź partnerce, który nie potrafi tańczyć, lecz mimo to wymaga czasu i nie powinien być zostawiony, gdyż samo przyjście na bal z kimś nakłada pewne obowiązki. Agasharr miał natomiast zupełnie inne zadanie przed sobą. Toteż zamiast zaoferować taniec w odpowiedzi na pierwsze ze słów wypowiedzianych przez Vivienn wypowiedział zupełnie inne słowa, choć wcale nie tak różne.
-Czy zatem zechce pani ofiarować mi jeden taniec po przedstawieniu?
Na razie nie było na to czasu. Poza tym Ciel, wysłana przez białowłosego po lody wciąż mogła wrócić w każdej chwili. Do tego brakowało jeszcze kilku aktorów. Niestety sam zachwyt Vivienn nad aktorami został oceniony dość negatywnie. Był typowy dla świata ludzi, to prawda, lecz Rosarium był przyzwyczajony do nieco innego honorowania artystów, a poza tym do dania im prywatności. Biedna nie wiedziała jednak, że tutaj każdy może być aktorem. Postanowił więc zacząć niespełna poważnie.
-Najsłynniejsza z gwiazd jakie było mi dane poznać to słońce. Choć pięknie lśni czasem zbyt gorące, aby móc się do niego zbliżyć. Co zaś tyczy się aktorów, to wszyscy są na tej sali, często nieświadomi jeszcze swej roli. Chociażby dziewczynka, z którą przed pani przybyciem rozmawiałem.
Nie można zapominać, że nie tylko ludzie występujący na wielkich scenach są uzdolnieni. Wiele ludzi posiada wrodzony wręcz talent do aktorstwa, niestety nie są tego świadomi i go nie rozwijają. W ogóle ogromną stratą jest świat masowy, gdzie nikt nie czuje się wyjątkowy. W końcu ilu wielkich marnuje się dlatego, że porównując siebie do innych wypadają słabo, zapominając, że talent to nic bez ćwiczeń. Ilu też jest takich, którym wydaje się, że coś potrafią, a tak naprawdę jedynie naśladują nic nie wnosząc. Jako przykład można wziąć kucharzy, którzy chociaż znają setki przepisów przygotowują jadalne dania dzięki rutynie, która wyuczyła ich jak należy się zachować. Z drugiej strony kucharze, do których należy ogromna część tych w pociągu, którzy gotowanie traktują jako sztukę i nawet z najprostszych, tysiąckrotnie powtarzanych przepisów potrafią wyciągnąć jeszcze coś nowego dodając coś od siebie. To indywidualne podejście znakomicie sprawdzało się na przyjęciach, a jeszcze lepiej w prywatnej kuchni arcyksięcia, jednak nie było zbyt dobrym pomysłem w masowych restauracjach, a już na pewno nie w szkolnych stołówkach. Indywidualizm kuchenny sprawiał również, że nie było posiłków godnych polecenia, albo raczej nie było takich, których polecać nie warto. Mimo tych problemów wydawało się, że Rosarium postanowił podjąć ten trud. Nim jednak odpowiedział nieznacznie się uśmiechnął, po czym wyciągnąwszy z kieszeni kieszonkowy zegarek, spojrzał na jego tarczę. Trwało to krótką chwilę, po której dłoń znów schowała srebrny dodatek w bieli stroju, a Agasharr skierował swoje oczy na Vivienn.
-Jeśli mogę coś Pani polecić, to w tej godzinie najlepszym z pomysłów byłoby pozostanie na sali balowej, aby czasem nie przegapić zbliżającego się przedstawienia. Co zaś się tyczy samych kucharzy, to dobrze byłoby porozmawiać z nimi, a oni chętnie udzielą rady w sprawach kulinarnych.
Vivienn wcale nie musiała ukrywać swojego ogona, wystarczyło spojrzeć w jej oczy, czy głębiej - w duszę (że tak powiem ładnie maskując możliwość infiltracji czyjegoś umysłu). aby zrozumieć do której z ras żyjących w krainie luster należy. Mocy jednak nie należy nadużywać, a szczególnie stosować na kimś, kto niczemu nie zawinił. Przynajmniej tak to wyglądało w oczach białowłosego, który przeoczył pewien szczegół z życia rozmówczyni, ten gdy była ona kotem. Na szczęście nie jaszczurem, czy jakimś łuskowatym gadem, aczkolwiek spotkałem się ostatnio z jaszczurem owłosionym, cóż za dziwy chodzą po tym świecie. Zdziwienie nie opanowało jednak umysłu Rosarium, chociaż zastanawiał się wciąż nad pojawieniem się przy nim Vivienn. Z drugiej strony ten, tak mało istotny szczegół można było pozostawić na późniejsze rozwiązanie, być może droga ukaże się nim będzie trzeba przebić się przez góry niedomówień pokryte lasami kłamstwa. Najdziwniejsze było jednak pytanie, które zadał po chwili. Trudno bowiem wywnioskować skąd pojawiło się ono na ustach Rosarium.
-Pragnąłbym jeszcze wiedzieć co myśli Pani o ludziach, których myśli różnią się od słów jak od wody różni się ogień, bądź od ognia, woda w tych gorszych sytuacjach?
Druga część była wyraźną aluzją do wzięcia pod uwagę nie jednej, lecz wielu płaszczyzn. Oczywiście, nikogo nie można oceniać na podstawie cech właściwych innej osobie. Chociaż często jest to niemożliwe i wydaje się być naturalny, to jest jednym z największych błędów. Ludzie bowiem są inni, każdy jest wyjątkowy. Wyjątkowość może być pozytywna i negatywna, lecz nie da się jej zanegować, choćby zebrało się milion naukowców. Naukowców, których badania nie są warte więcej niż ryby na podrzędnym targowisku, a umysły zamknięte na pytania zbyt trudne, aby móc na nie odpowiedzieć. Naukowców, którzy zamiast badać rzeczywistość udowadniają swoje założenia. Tak, tych ludzi najlepiej byłoby na stosach spalić, lecz gdy na stosach palono, to płonęli zupełnie inni - niestety.Anonymous - 12 Lipiec 2012, 07:38 Słuchała uważnie tego co Rosarium miał do powiedzenia. Opuściła nieznacznie wachlarz na wysokość swych piersi by znów móc zajrzeć swymi oczyma w jego spojrzenie. Uśmiechnęła się uroczo w odpowiedzi w stronę mężczyzny.
-Ależ oczywiście ,że zechcę panu po przedstawieniu potowarzyszyć w tańcu. To bardzo miło z pana strony a także ogromny zaszczyt dla mnie -
Mówiła ciepłym głosem niemalże promieniejąc z takiej propozycji. Dawno nie tańczyła z mężczyzna to raz,a dwa myśl o tym iż taniec będzie z gospodarzem tak udanego balu łapała ją na tym,że wewnętrznie cieszyła się niezmiernie. To było tak miłe,że Vivienn w środku robiło się doprawdy ciepło.
Kolejne zaś jego słowa wzburzyły w jej głowie fale chaosu.
-Jak to słońce?Przedstawienie odbędzie się o wschodzie słońca czy też o cóż Panu chodzi? -
Pytała nie kryjąc zdziwienia. Opuściła już swój upiększony we wzory wachlarz nieco niżej i złożyła go tymczasowo. Słońce? Wciąż to pełne zaskoczenia dla niej słowo krążyło jej po głowie uparcie.
Zaś gdy wspomniał o aktorach nieświadomych swej roli dziewczyna przeniosła swój wzrok z mężczyzny na pozostałych uczestników balu i w myślach próbowała sobie wybrać tych pasujących do ról, choć jakie to były pojęcia nie miała,ale strzelając któż może być jednym z aktorów bawiła się niezmiernie dobrze.
Usłyszawszy zaś zaraz jego pytanie, które wzbudziło u niej jeszcze większe zdziwienie niż poprzednie z pytań aż uniosła kąciki swych pięknych warg ku górze,drgnęły nieznacznie,a ona ulokowała swoje spojrzenie na jego wargach, a zaraz oczach.
-Pyta mnie Rosarium co sądzę o ludziach nieszczerych? Mówiących co innego, a myślących inaczej zupełnie niż mówią,tak Sir? To kolejny pański sekret ukryty między wierszami?
Nie była pewna czy dobrze zrozumiała jego pytanie,a jeśli tak już musiała powoli kombinować i zastanawiać się jak odpowiedzieć by było to dobrze powiedziane. Wzięła nieco głębszy wdech,a zaraz dłonie własne splotła ze sobą w jednej z nich dalej trzymając przedmiot, który wcześniej pomagał jej ochłodzić twarz. Na szczęście teraz na sali nieco się oziębiło,Tyk - 12 Lipiec 2012, 10:21 Jego Wysokość Mistrz Gry
Ogłasza co następuje:
Dla wszystkich, którzy uwielbiają czekoladę mogę zaoferować wyskoczenie z pociągu. Co prawda odradzam, gdyż ten czyn pozbawiłby was możliwości oglądania przedstawienia. Przechodząc jednak do rzeczy! Sala balowa właśnie mijała czekoladowe jezioro.
Radość Vivienn wcale nie była przesadna. Rosarium, będąc gospodarzem, nie miał obowiązku tańczyć z każdą kobietą, która nie miała partnera. Co więcej ze względu na konieczność czuwania nad wszystkimi zaplanowanymi zadaniami nie miał wiele czasu na jakikolwiek taniec. Z drugiej strony sama propozycja jest sporą zasługą dachowca. Samo rozpoczęcie rozmowy, czy wzmianka o partnerze, mogąca być nawet aluzją skierowaną do Tyka, nie były tutaj bez znaczenia. Z drugiej strony porzucając sam, zaplanowany wszakże na później, gest, trzeba śmiało stwierdzić, że szczera radość była zawsze bardzo przyjemna dla obserwatora, a tym bardziej, gdy radował się gość balu, a obserwatorem był gospodarz wspomnianego przyjęcia. Toteż nic dziwnego, że słysząc w jej głosie entuzjazm i on się uśmiechnął. Wciąż jednak był to uśmiech skromny, wręcz dyplomatyczny, lecz czy na inny może pozwolić sobie gospodarz? Zapewne tak, tym bardziej, że Rosarium nigdy nie przejmował się tym co inni o nim sądzą. Nie był on z tych co szukają wszędzie sojuszników, aby sprostać wrogom. Na jej wypowiedź odpowiedział jednak ledwie króciutkim zdaniem, wypowiedzianym dla zasady, choć nie pozbawionym treści.
-Zapewniam Panią, że będzie to dla mnie przyjemność.
Bo jakże taniec nie mógłby być przyjemny? To znaczy, gdy tańczy się z kimś kto depcze twoje stopy to trudno jest odczuwać satysfakcje z muzyki, lecz przecież Vivienn umie tańczyć, prawda? Inaczej nie zgodziłaby się, bo po cóż robić złe wrażenie na gospodarzu przyjęcia? Złym wrażeniem nie było jednak okazanie niewiedzy o słońcu. Można to nawet uznać za zabawne, a na pytanie dachowca Rosarium tylko uśmiechnął się nieco szerzej. Z prostej aluzji do niechęci do masowości świata ludzi wywnioskować wschód słońca? Ciekawe, ciekawe, choć całkowicie błędne. Trzeba więc było biednego kota wyprowadzić z błędów. Tak w sumie jej zachowanie było teraz dziwnie kocie, tak jakby stereotypowe dla rasy, do której należała. Rosarium sam jednak nie wiedział czemu tak właśnie to ocenił.
-Słońce? Słońce jest najbliższą nam gwiazdą i tym przyćmiewa wszystkie inne. Blask ma niemały, choć pojawia się tylko wtedy, gdy żadnej krewnej już nie sposób dojrzeć. Słońce jednak, o ile moja wiedza jest pełna, nie ma z moim przedstawieniem nic wspólnego. Podobnie jak i każda inna gwiazda w znaczeniu dosłownym i metaforycznym.
Trochę danych naukowych, lecz nie to chciał Rosarium przekazać swej rozmówczyni. W końcu była to wiedza elementarna i posiada ją niemal każdy. Najważniejsze jednak było ostatnie zdanie, w którym jasno stwierdził, że nie ujrzy na jego przedstawieniu nikogo sławnego, chyba, że jakiegoś arystokratę, choć nie, żaden ciekawy się na scenie nie pojawi. Na szczęście rozmówczyni Agasharra szybko zajęła się czymś zupełnie innym, a mianowicie rozglądaniem się, przyglądanie się gościom. Czyżby wyszukiwała kto może być aktorem? Niech szuka, może odgadnie? Z drugiej strony, aby odkryć wszystkie role musiałaby myśleć jak Rosarium i wiedzieć co on wie. Poza samym spojrzeniem na ludzi, wymagana jest również znajomość potrzebnych ról, bo jak bez nich wiedzieć choćby o liczbie osób, które pojawią się na scenie. Białowłosy na chwile skierował spojrzenie na tańczące pary, w ślad za rozmówczynią. Wtedy jednak usłyszał słowa i szkarłatne spojrzenie szybko powróciło do dachowca. Vivienn przełożyła pytanie tak, aby było bardziej zrozumiałem, lecz wciąż trzeba było udzielić odpowiedzi, bowiem pytanie nie straciło swej ważności przez jego analizę. Ciekawe tylko dlaczego zwróciła się do niego Rosarium. Oczywiście, było to jego nazwisko, lecz w wypadku tak wysoko postawionej osobie wypadało dodać do niego coś jeszcze. Postanowił jednak nie zwracać jej na to uwagi, bo raz, że byłoby to bezczelne, tym bardziej gdyby powiedział to głośno, a po za tym nie było też na tyle straszne, aby robić z tego ogromną sprawę.
-Owszem, to, w dużym skrócie, jest sensem mojego pytania. Samo pytanie jest natomiast wynikiem mojej fascynacji ludźmi.
Oczywiście nie miał na myśli ludzi jako rasy, lecz raczej istotę rozumną w stylu każdej z ras zamieszkujących jeden z trzech światów. Skąd jednak takie pytanie? Bardzo prosto na to odpowiedzieć! Rosarium bardzo często grał kogoś kim nie jest, lecz myśli były jego i słowa również jego. Zwykle był bowiem szczery, co najwyżej dopuścił się niedomówienia, gdy sytuacja go zmusiła i kłamstwa, lecz z reguły był szczery. Umiejąc jednak zajrzeć do czyjegoś umysłu bardzo często był świadkiem dwóch różnych osób, jednak mówiącej, drugiej myślącej. Mowa i myśl była w tych wypadkach naprawdę skrajna.Anonymous - 12 Lipiec 2012, 12:54 Prychnęłam śmiechem na komentarz Friedricha. Ten o Skandynawii. Szybko jednak przywróciłam się do porządku. Zupełnie jak nie ja. Muszę uważać z takimi przyjęciami, bo jeszcze przeobrażę się w jakąś wyrafinowaną panienkę! To by było straszne.
Nie mówcie już nic o tym szampanie, bo mi niedobrze. Smakował jak malinowy sok do rozcieńczania, tyle, że nie został wcale rozcieńczony! No i z dodatkiem alkoholu. W moim mniemaniu średni. No ale... gusty są różne.
-Tak, mniejsza z tym. Po prostu chodźmy tańczyć. -złapałam dziewczyna za ręce, posłałam porozumiewawcze spojrzenie naszemu męskiemu towarzyszowi i wyciągnęłam dziewczyny na parkiet. Niech już będzie to kółeczko. Najwyżej później zrobimy pary i będziemy się zmieniać. A jedzenie... hmm... Z początku nie byłam głodna, ale kiedy już Daphne o tym wspomniałam zaczęło mnie trochę ssać. Trudno najeść się miską malin...
Tak czy siak zaczęłam próbować jakichś podrygów w rytm muzyki. Średnio miałam pomysł, co można by tańczyć we czwórkę w kółku, poza kręceniem się, liczyłam, że ktoś inny ma większe doświadczenie w tym zakresie.Anonymous - 12 Lipiec 2012, 13:53 Rudzielec odwrócił się, przenosząc spojrzenie na okno za jego plecami - tym samym kontrmplując widok gładkiego, czekoladowego jeziora.
Friedrich uwielbiał czekoladę.
Pomysł wyswobodzenia się z tejże podduszającej atmosfery wprost do toni słodyczy był kuszący, nawet biorąc pod uwagę ryzyko utonięcia w czekoladzie, ryzyko zamarznięcia, oraz ryzyko przechodzenia przez środek miasta umazanym w brązowej, klejącej się i wszędobylskiej cieczy. Na dodatek nie wiadomo, jakie stworzenia upodobały sobie to miejsce za absolutnie perfekcyjne otoczenie do życia, plus prawdopodobieństwa występowania w tych "wodach" krewetek. Krewetki to najobrzydliwsze rzeczy na świecie. Oczywiście, rozważaniom o faunie i florze czekoladowych jezior musiały towarzyszyć dwa kieliszki irytująco malinowego szampana, które młodzieniec bezmyślnie zagarnął z tacy stojącej na stole - bo cóż jest lepszego od psychodelii zmieszanej ze słodkim alkoholem?! (I nie, nikt tutaj nie ma problemów ani z psychodelią, ani z piciem.)
- Restauracja brzmi całkiem... - Wspomnienie o jedzeniu w towarzystwie rudowłosego moglo być tragiczne w skutkach, najbardziej dla samego Friedricha. Tym razem spod półprzymkniętych oczu zerkał na podrygującą niezgrabnie Bikko. - Zatem mamy kolejną opcję, a właściwie dwie. Wybijamy okno i robimy sobie przymusową kąpiel wymieszaną z ucztą, lub, niczym grzeczne dzieci, idziemy w grupce rabować stoły restauracyjne. I właśnie ta ostatnia opcja jest opcją najlepszą. - Oświadczył pewny siebie młodzieniec, szarmancko udzielając ramienia wyżej wspomnianej blondynce. Swym profesjonalnym okiem ocenił, iż właśnie ona posiadała największą potrzebę na obrabowanie stolu restauracyjnego, najlepiej w formie kilkunastu kilogramów i litrów mleka.
Różnicę wzrostu pomijamy milczeniem, oczywiście!Anonymous - 13 Lipiec 2012, 19:03 Kobieta wysłuchując słów mężczyzny zagryzała wargę od środka, widać było ,że wyraźnie mu się przysłuchuje. Chciała znać jego poglądy jego zdanie na każdy temat, wszystko z jego ust brzmiało bardzo intrygująco do tego jego pewny siebie i męski basowy głos, który był niezmiernie przyjemny dla kociego ucha.
Panna McReusen posłała Rosarium jeden ze swych urzekających uśmiechw po czym delikatnie wskazała , w miarę dyskretnie swym dlugim, wskazującym palcem w stronę eleganckiej tacy kelnera.
-Może skusi się Pan na wino bądź szampan? Jedna lampka Panu chyba nie zaszkodzi? -
Zaproponowała mu wspólne smakowanie tak wykwintnego alkoholu. W tym chyba nie ma nic złego nieprawdaż? Zresztą jego towarzystwo było dla niej bardzo dobrym wypełnieniem dzisiejszego,wieczornego czasu.
Stanęła nieco bliżej niego i lekko zadarła głowę do góry. I zaczęła mówić szeptem w kierunku ucha gospodarza
-Zdradzi mi Pan choć jednego aktora bądź aktorkę tego przedstawienia? Może ten by się nadawał? -
Wbiła swój tajemniczy wzrok w Friedricha. Od jakiegoś czasu zerkała co jakiś czas na tamta grupkę. Tego chłopca i tamte dziewczęta. Vivienn nieziemsko była ciekawa jakby młody mężczyzna spisałby się w roli nadanej przez Tyka. W końcu przepadała za przedstawieniami ale wiedziała, że od dziś będzie lubiła te jak ten dziś czyli nieprzewidywalny. Każdy z obecnych był nieświadomy, iż właśnie on/ona może stanąć w świetle reflektorów na scenie.
- Pytał mnie Pan co sądzę o ludziach, którzy mówią co innego ,a myślą co innego. A zatem uważam, że jeśli to pomaga im zachować małe sekrety na temat własnej osoby, by sprawiali, iż staja się ludźmi bardziej intrygującymi nie widzą ku temu nic złego. Natomiast jeśli są to przeklęci kłamcy do mega którejś potęgi, że tak to powiem prostym językiem Sir nie jest to godne oklasków ani szacunku. Wręcz przeciwnie gardzę takimi. Chodź ogólnie istoty żyjące są moją fascynacją, lubię o nich dowiadywać się więcej i więcej odkrywać ich tajemnice i plany. Kto wie, zaś jeśli znajdzie się ktoś godzien pomocy i prosić o radę będzie udzielę o ile on zasłużon.
Odparła gestykulując przy tym nieco śmiesznie. Skończywszy mówić oblizała swoje usta wilgotnym językiem i zmrużyła ozy mierząc wzrokiem kieliszki pełne trunku.
Chwilami jeszcze po jej głowie spacerowały Tykowe słowa na temat słońca. wiedziała,że wiedza jego jest wielka i lubi on ją przekazywać innym to był już duży plus dla gospodarza, tym ją w tej chwili uwiódł.
- Sir, powracając do tematu tańca nie mogę się już doczekać. taniec to jedna z moich cichych pasji i ośmielę się spytać jeszcze jakie tance pan preferuje w tempie wolnym czy może szybkim?
Pozwoliła sobie na szczere pytania. W końcu szczerość to tez pewna część tej panny. Lubiła wiedzieć o każdym niemalże wszystko, nie wiedzieć do końca czemu istoty żywy były dla niej jedna wielka zagadką, która chętnie odkrywała każdego dnia.
Swoją drogą ciekawe o czym będzie przedstawienie , o którym wspomniał jej szanowny gospodarz. Czy będzie tak bardzo godne podziwu jak przeczuwała Cécile?