Anonymous - 3 Lipiec 2011, 21:29 Po okolicy bez większego celu wędrowała średniego wzrostu blondynka. Co jakiś czas zatrzymywała się przy jakimś przepięknym kwiatku, by móc bliżej mu się przyjrzeć. Od czasu do czasu, zdarzało się ze musiała przykucnąć by w ten sposób zapoznać się lepiej z wspaniałym zapachem, jaki jest wydzielany poprzez śliczne kwiaty. Oczywiście, ludzie którzy ją mijali, patrzyli na nią jak na jakąś sierotę lub umysłowo chorą. Jednak, ona nie przejmowała się tymi wszystkimi spojrzeniami, czy tez komentarzami - miała to głęboko w swoim poważaniu. Od małego tak miała. Zawsze ignorowała to co inni mówili na jej temat. Ojciec jej tego nauczył, dlatego była z siebie dumna ze tak łatwo jej przychodziło ignorowanie innych. Nagle, coś lub raczej ktoś, przykuj jej uwagę. Był to dziwnie ubrany chłopak, dlatego szybciutko podbiegła do niego bliżej.
- Kim jesteś? - zapytała zaciekawiona ów chłopakiem. Wiedziała ze na pewno nie jest z skąd. Możliwe ze to jakiś podróżnik z innego kraju albo jakiś obcy, który otrzymał misje i musi dowiedzieć się jak najwięcej na temat ludzi i ich planety.
- Z jakiego kraju jesteś? - zaczęła zadawać swoje dziwaczne pytania. - A może jesteś kosmitą? Anonymous - 3 Lipiec 2011, 21:46 Nagle podbiegła do niego urocza osóbka o lśniących blond włosach. Była zupełnie inna niż tutejsi ludzie. Bardziej...Bliżej...Jakby pochodziła z jego świata. Była śmiała i nawet lekko dziecinna. Na nią także patrzyli z politowaniem i zatroskaniem. Chodziła i wąchała każdy napotkany kwiat, co bardzo przypominało mu zachowanie dzieci ze świata luster. Gdy zaczęła zadawać mu bardzo mądre pytania zaśmiał się głośno, ostro acz krótko.
-Och, a cóż to za piękna dziewczynka! Jestem Alexander Tirant... Bardzo mi miło panienkę poznać!- Ściągnął na chwilę swój zmyślny cylinder i ukłonił się szarmancko, tak jak nauczono go na jego dworze gdy był jeszcze mały.
-Pochodzę z bardzo dalekiego kraju i myślę, że rzeczywiście można mnie o mnie powiedzieć iż jestem trochę kosmitą.-mrugnął do niej okiem pod którym znajdował się mały zdobny znaczek.
-A panienka?- uśmiechnął się do niej jeszcze szerzej ukazując białe lśniące zęby.Anonymous - 3 Lipiec 2011, 22:01 Przez dłuższy czas, nie mogla oderwać od niego wzroku. Był... taki inny, jakby nie z tego czasu, epoki, a może i nawet... świata. A dodatkowo jego odzież sprawiała, ze dziewczynka popadła w dość głębokie zamyślenie i tym samym nie dosłyszała jego slow, które były skierowane do niej. Dopiero, po dość dłuższej chwili, jego słowa zdołały przebić się przez wszystkie szare komórki dziewczyny i wybudzić ją ze swojego "zachwytu".
- Oj wybacz. - zaczęła, poprawiając swoje włosy, które pod wpływem jej szybkiego biegu, nieco się rozczochrały. W wyniku czego wyglądała jak czarownica, albo jeszcze lepiej, jak strach na wróble.
- Ja jestem Nadzieja z rodu Akumu. - powiedziawszy, obdarzyła go jednym ze swoich słynnych słodkich uśmiechów. Po czy, wyciągnęła do niego swoją delikatną jak jedwab dłoń. Tym gestem chciała przypieczętować ich znajomość.
- Milo mi Ciebie poznać panie Alexandrze. - dodała, czekając na jego ruch. Miała nadzieje ze u niego taki zwyczaj podawania sobie dłoni tez istnieje. A jeśli okażę się ze nie, to zaliczy niezłą i pierwszą w swoim życiu wpadkę.Anonymous - 3 Lipiec 2011, 22:18 Alexander kompletnie oczarowany tą młodą damą w zamyśleniu przyglądał się jej strojowi marząc by zaprojektować coś specjalnie dla niej. Oh, jakież cuda byłby wstanie uszyć dla tej pięknej osóbki! Jej włosy wcale nie wyglądały w oczach Alexandra na brzydkie. Dla niego był to tylko artystyczny nieład, który podkreślał temperament dziewczyny. Zachwycił się gdy usłyszał jej imię i wręcz rozpłynął widząc jak wyciąga do niego rękę. Śmiało i bez zakłopotania chwycił jej delikatną dłoń w swoją i schylając się ucałował ją lub raczej musnął ustami, mrużąc oczy.
-Nadzieja! Cóż za cudowne imię dla takiej istoty jak ty. Więc moja Nadziejo, powiesz mi coś więcej o tym miejscu? Jestem tu pierwszy raz w życiu i pojęcia nie mam co robić. Mieszkasz tu? Dziwne... tam skąd ja pochodzę pasowałabyś dużo bardziej... tam jest po prostu... Hm... Jakby to powiedzieć... kolorowiej, weselej?-zaczął mówić żwawo gestykulując i rozglądając się na boki.Anonymous - 3 Lipiec 2011, 22:37 Jego słowa sprawiły ze na jej twarzy zaczął się pojawiać delikatny rumieniec. Jeszcze nigdy w życiu nie usłyszała takiego wspaniałego komplementu.
- D-dziękuje. - mruknęła cichutko, próbując za wszelką cenne schować swoje rumieńce za dłońmi. Niestety, twarz z sekundy na sekundę robiła się coraz bardziej czerwona. Jeszcze trochę, a będzie przypominać dorodnego czerwonego pomidora.
- I przepraszam. - mruknęła jeszcze ciszej. Za co przeprosiła? Za swoje dziwne zachowanie, które dla większości ludzi było bardzo nagannym. A jako ze wywodzi się z szanowanego rodu, to nie mogla pozwala sobie na takie rzeczy. Jakby jej matka teraz zobaczyła jak ona rozmawia ze nieznajomym i podaje mu bezpośrednio rękę, to na pewno by się w grobie przewróciła i to nie raz.
- Nic nie szkodzi. Ja Ci pokażę jak powinieneś się zachowywać w moim kraju. - odparła uradowana. Obecnie zapomniała o swoich rumieńcach, na skutek czego odsłoniła swoją twarz, ukazując tym samym nieświadomie je całemu światu.
- Tak sądzisz? - zapytała jeszcze bardziej zaciekawiona jego słowami. Z jakiego on kraju może pochodzić? Może ze wschodu? Albo z zachodu? Albo jeszcze lepiej, z Alaski? To jest bardzo prawdopodobne. Przecież tam najczęściej noszą takie "nietypowe" ubrania.Anonymous - 5 Lipiec 2011, 18:42 -Byłbym niezwykle wdzięczny za taką lekcję savoir-vivru waszego kraju! Na pewno mi się przyda. - odpowiedział śmiejąc się sam do siebie. Czyż to niezwykłe iż pierwsza osoba jaką spotkał w tym dziwnym, obcym świecie jest tak uroczą i ciekawą duszyczką? Alexander był skłonny nawet uznać swoją nową towarzyszkę za rodzimego mieszkańca jego magicznego świata, lecz Nadzieja nie miała żadnych widocznych cech po których można było by to poznać.
-Oj tak... Tam skąd ja pochodzę nigdy nie jest nudno. Zawsze coś się dzieję. Na każdym kroku można zobaczyć jakieś cuda...-mówił z pasją, mrużąc oczy tak jakby chciał się przenieść do swoich stron przynajmniej w myślach.
- Choć to na dłuższą metę, może być nużące i to właśnie z tego powodu tutaj przybyłem. Nie będę kłamał mówiąc, że to nie była do końca świadoma decyzja.- dodał i uśmiechnął się czarująco do swojej pięknej, nowej znajomej. Bez wahania wziął ją pod ramię i ruszył gdzieś przed siebie.
-No więc, co możesz mi powiedzieć o tym miejscu i o sobie?!-zapytał uśmiechając się od ucha do ucha.Anonymous - 11 Lipiec 2011, 15:23 Siedzenie w jednym miejscu z nieznajomym źle na nią działa. Zdecydowanie. Natomiast siedzenie na kamiennym murku, który otaczał fontannę, było nieprzyjemne, niewygodne, a przede wszystkim zimno robiło jej się w tyłek. Podniosła się delikatnie, podpierając się dłońmi o ramiona mężczyzny. Chwilę się zachwiała, a szczypanie kolana zacznie pogorszyło sprawę.
- Dziękuję. - podziękowała jeszcze raz, przesuwając swoją bladą dłonią po policzku mężczyzny. - Na mnie już czas. Mam nadzieje, że jeszcze Pana spotkam i się jakoś odwdzięczę. - skłoniła się lekko, marszcząc w smukłych palcach materiał swojej sukienki. Odwróciła się na pięcie, zerkając tylko przelotnie na obecne tu osoby, puściła perskie oko Do Dru i oddaliła się z Ogrodów. Z pewnością jeszcze tu wróci. Chociażby po to, by upewnić się, czy znów nie spotka tutaj nieznajomego. Ten miał przewagę, Marcyś zdradziła mu jak ma na imię. Zawsze była rozgadana.
[zt.]Anonymous - 24 Listopad 2011, 20:47 Parkiem szedł kot i jednorożec. Ludzie nieznający się na stworzeniach z Krainy przecierali zdziwieni oczy. Nie mogli pojąć, skąd znalazło się tu ta mistyczna istota. Ich zdumienie było tym większe, gdy kot nagle zamienił się w granatowowłosą dziewczynę, która podeszła i usiadła na murku fontanny. Woda ochlapywała ją, ale niezbyt się tym przejmowała. Ogólnie nic jej nie obchodziło.
Po wyjściu z Karminowych Wrót udała się w stronę zabudowań jako kot. Razem z Equesem ukrywali się w zakamarkach. Dopiero teraz ujawnili się. Brenna usprawiedliwiała to tym, że nie mogli ukrywać się wiecznie. Był to rozsądny argument. Poza tym ludzie powinni wiedzieć o tym, że nie tylko oni istnieją na tym globie.
Brit siedziała na tym murku zamyślona. Wszystko jej się przypominało, wszystko rozpoznawała. Nie była tutaj odkąd przekroczyła to zwierciadło. A teraz każda przygoda przeżyta z matką jej się przypominała. Nie wszystkie były przyjemne. Do tego bardzo przygnębiające było to, że znalazła się w miejscu, w którym się narodziła. Nie pamiętała go, ale po prostu to czuła. Czasem tak bywało.
Siedziała więc tak, machając nogami, podczas gdy Mystique skubał pobliską trawę wprawiając w zdumienie otaczających ich ludzi.Anonymous - 24 Listopad 2011, 21:54 Gdyby zapytać samej Caroline, dlaczego to zdecydowała się przyplątać akurat do świata ludzi, prawdopodobnie nawet ona sama nie byłaby w stanie udzielić satysfakcjonującej odpowiedzi. Jednakowoż znając ją, nie dałaby tego po sobie poznać. Ani trochę! Zapewne prychnęłaby z pogardą albo - bo ja wiem? - postanowiła wyładować się na otoczeniu. Nigdy nie lubiła się tłumaczyć. Chociaż tyle dobrego, że nikt jej o to nie pytał. Kochany braciszek włóczył się gdzieś po Krainie Luster, służba jakby pochowała się po kątach, a ona rozpaczliwie potrzebowała jakiejś niewinnej istotki, z którą mogłaby się chociaż troszeczkę posprzeczać. A ta wbrew pozorom na prawdę takowej rozrywki potrzebowała. Zazwyczaj bawiła się w ten sposób ze swoją osobistą przytulanką, ta jednak również uciekła w siną dal. Landynka powzięła więc myśl znalezienia jakiejś losowej duszyczki, gdziekolwiek. Sama nawet nie zauważyła, kiedy dotarła do Bramy i przeszła przez nią, teleportując się do świata ludzi. Trzeba przyznać, nie lubiła tego miejsca, ale nie opłacało jej się już zawracać z powrotem do tego wielkiego zamku rodu Roitelette tudzież w inne miejsce. Wobec tego, że w swoim normalnym ubraniu zdecydowanie zbyt mocno rzucałaby się w oczy ciekawskich przechodniów, założyła coś bardziej nietypowego, to jest obcisłe, długie spodnie, które, jak słyszała, ludzie nazywali legginsami, czy czymś podobnym, grubą bluzę w jej ulubionym, ciemnofioletowym kolorze i szare trampki sięgające mocno powyżej kostki. Na lewą rękę założyła bransoletkę z szarych, płaskich i okrągłych koralików. Włosy z kolei pozostawiła rozpuszczone - spływały jej teraz spod naciągniętego na głowę kaptura na lewe ramię, tworząc fantazyjne blond kaskady. I, mimo, że nie było tego widać, po bokach głowy wplotła po jednej, cieniutkiej wstążeczce, zawiązanej w luźną kokardkę. Wyglądała ni mniej, ni więcej jak ludzki bachor przechodzący akurat okres buntu, ale zdawało jej się to w najmniejszym stopniu nie przeszkadzać w poszukiwaniach ofiary dla swoich jakże niecnych, cudownych planów.
W końcu przyplątała się do Ogrodów Rozalii. Łaziła po nich z rękoma zaplecionymi za plecami, z wzrokiem znudzonych, blado czerwonych tęczówek wlepionych w szarzejące niebo. Kaptur opadał jej na jedno oko, jednak nieszczególnie się tym przejmowała, bo i po co?
Nagle zauważyła fontannę i siedzącą przy niej ciemnowłosą dziewczynę z kocimi uszami, a nieopodal białego jednorożca. Uśmiechnęła się w ten swój uroczy sposób, jak dziecko, które właśnie dostało nową zabawkę. Cichutko podkradła się do dziewczyny, po czym niespiesznym ruchem oplotła swoje drobne rączki wokół jej ręki.
- Boo! - powiedziała w sumie radośnie, wlepiając w dziewczynę milutkie, acz nieco niepokojące spojrzenie. Wiedziała, że może sobie na to pozwolić, w końcu Brenna była jej maskotką i musiała się jej słuchać!Anonymous - 25 Listopad 2011, 19:35 Brenna nie zwracała jakiejś szczególnej uwagi na otoczenie. Mijało ją wielu zwyczajnych ludzi. Nie miała żadnych wątpliwości co do ich rasy, bo żadna osoba się nie wyróżniała niczym charakterystycznym. No, możliwe, że minął ją jakiś Marionetkarz, choć w sumie nie wiedziała, co mógłby tu robić. Ale nie było to ważne.
Wzdrygnęła się trochę i spojrzała w stronę dziewczyny pytającym wzrokiem. Nie wiedziała, czego od niej chciała i co pragnęła osiągnąć łapiąc ją za nadgarstek. Dopiero po chwili przypatrywania się jej zorientowała się z kim ma do czynienia.
Zerwała się gwałtownie z murku.
-Dzień dobry, pani Caroline. Nie poznałam pani w tym ubraniu, zazwyczaj nosi pani inne stroje.-Powitała dziewczynę, kłaniając się przy tym. W końcu trzeba było godnie przywitać i przeprosić osobę, której maskotką się było, prawda?
W myślach Brenna westchnęła. Wiedziała, że to spotkanie poskutkuje w przyszłości tylko tym, że będzie miała jeszcze bardziej zepsuty humor. Nie miała teraz ochoty na tarmoszenie i wyżywanie się na niej Caroline, ale nic nie mogła poradzić na to, że właśnie to ją teraz czekało. Musiała się więc przygotować na ewentualne napady furii, egoistyczne zachowanie etc. etc.
Przybrała uśmiech.
-Co słychać?-Zapytała, nie zwracając uwagi na to, że nie dodała 'pani'. Gdy to zauważyła, zganiła się w duchu. Bardzo możliwe, że wywoła to narzekanie. Chociaż kto wie?...Anonymous - 25 Listopad 2011, 20:53 Pod względem osób go zamieszkujących, świat ten był okropnie nudny, mogłaby wręcz rzec - straszliwie. Będąc w Krainie Luster zdążyłaby zapewne już dawno spotkać mrowie najdziwniejszych istot, a tutaj? Spieszące we własne strony, szare jednostki w garniturach, z plecakami, torbami, teczkami, zapatrzone przed siebie. A jednak chęć zabawy była silniejsza od wszystkiego innego. Zdziwiła ją też reakcja Brenny, która to popatrzyła się na nią jak na nienormalną. Caroline coraz mniej z tego rozumiała. Przecież ona była jej maskotką! Służką rodu Roitelette! Powinna rozpoznawać ją z daleka i natychmiast stawać się jej całkowicie posłuszną, a mimo to tego nie robiła. Szanowną panienkę niezmiernie to dziwiło. No, jak tak można? Nie wiedziała, jak Oleander radzi sobie ze swoją służbą, ale zakodowała sobie w główce, żeby w wolnym czasie podpatrzyć co i jak. No bo przecież nie mogła być gorszą od swojego brata! To byłoby całkowicie niedopuszczalne. Czuła, że jej wewnętrzna duma nie przeżyłaby takiego upokorzenia. Kiedy Brinne wstała z murku, ta z niechęcią puściła jej rękę i odsunęła się trochę, przekrzywiając głowę w lewo, co sprawiło, że kaptur ostatecznie zakrył jej prawe oko. Ręce znów splotła za plecami. Jej buźkę w dalszym ciągu zdobił uśmieszek, tyle, że teraz stał się o ton bardziej oziębły, a w dziecinnie wesołym spojrzeniu zamigotały władcze iskierki.
- Och, trzeba być wszechstronnym, Brenno! Ale tym razem ci wybaczę. Tym razem - westchnęła teatralnie, w akcie wprost nieopisanej łaskawości. Ni z tego, ni z owego zaczęła kiwać się na piętach do przodu i do tyłu. Och, jak Brinne mogła tak pomyśleć o swojej pani? A przecież zachowywała się względem niej i tak zdecydowanie zbyt miło, jak na nią! A do tego miała wśród całej służby Króliczkowego rodu pewną taryfę ulgową. Dobrze, że panienka nie zdecydowała się poczytać trochę w myślach swojej maskotki - w końcu dysponowała taką mocą, nieprawdaż?
Pytanie kotki nieco ją zaskoczyło. Otworzyła szerzej oczy, przypatrując się jej z niemym zaskoczeniem. Po chwili lekko nadęła policzki, robiąc typową minę obrażonego dziecka i sięgnęła do kieszenie doszytej na brzuchu bluzy. Wyciągnęła stamtąd kolorowe, metalowe pudełeczko i otworzyła je. Chwyciła w dwa palce leżący na wierzchu sterty słodyczy cukierek owinięty w lawendowy papierek. Smak wiśniojagód, ach! Osobiście uważała te owoce za najwspanialsze w całej Krainie Luster. Włożyła kraniec papierka do ust, trzymając słodycz w zębach, aż nie zamknęła pudełka i nie schowała go znów do kieszeni. Wtedy to odwinęła papierek i wrzuciła cukierka do ust, opakowanie z kolei tymczasowo wylądowało w kieszeni.
- Kiepsko. Straszliwie się nudzę, wiesz? Może byś trochę zadbała o rozrywkę swojej pani, co? - spytała przymilnie, wskakując na murek otaczający fontannę i natychmiast odwracając się do kotki. Następnie znów zarzuciła ręce na plecy i pochyliła się w przód, tak, że patrzyła teraz prosto w twarz dziewczyny, mimo, ze była oddalona odeń o kilkanaście centymetrów najmniej. Na jej usteczkach znów zagościł ten specyficzny uśmiech.Anonymous - 26 Listopad 2011, 13:02 Można było powiedzieć, że Brenna odetchnęła z ulgą. Jej pani mógł się przecież trafić dużo gorszy humor. Kotka miała szczęście, że Caroline nie marudziła jak rozwydrzone dziecko. Zdarzało jej się to wcześniej. W sumie nie powinno to Dachowca dziwić, skoro wiedziała, że pochodzi ona z jakiegoś wielkiego rodu. Nie pamiętała nazwiska, bo nie było jej koniecznie do życia potrzebne. W każdym razie pochodzenie na pewno wpłynęło na charakter jej pani. Tego akurat była pewna.
-Zapamiętam to sobie, pani. Następnym razem rozpoznam panią od razu, obiecuję.-Powiedziała, nadal się kłaniając. Kątem oka widziała wywyższające się zachowanie Caroline. Wewnątrz westchnęła, ale nie mogła nic okazać. Sama zgodziła się na służbę jej i teraz musiała ponosić tego konsekwencje. W sumie nie było tak źle w porównaniu z tym, jak traktowała innych. Więc Brit cieszyła się trochę ze swoich 'względów'.
Po chwili miała ochotę wznieść dłonie w górę w geście 'Boże, za co?!', bo panienka Roitelette znowu się obraziła. Brinne natomiast nie miała dzisiaj ochoty na zajmowanie się naburmuszonym dzieckiem. Ale innego wyjścia nie było, musiała być na każde jej zachowanie i spełniać każdą zachciankę, inaczej nie zostałoby z niej nic. Przynajmniej ona to tak widziała.
Na początku zmieniła się w kota i rozejrzała się. Zauważyła jakiegoś psa i podeszła do niego. Zaczęła go drażnić. Robiła to tak świetnie, że po chwili zwierzę wyrwało do przodu, a trzymający je człowiek puścił smycz. Wtedy zaczęła uciekać ile sił w nogach. Ganiali się tak wokół fontanny przez około minutę, po czym Brenna wskoczyła na jakieś drzewo. Pies zaczął skakać wokół niego i je obszczekiwać. A kot siedział tam i patrzył na swoją panią.
-Czy mogę jeszcze jakoś pomóc?-Spytała posłusznie, wprawiając tym w zadziwienie siedzących wokół ludzi.Anonymous - 26 Listopad 2011, 20:44 Bo Caroline poniekąd była rozwydrzonym dzieckiem. Luksusy niestety niszczą psychikę, a potem otoczenie musi to znosić. Był tylko jeden, malutki szkopuł - Karolinka nie zawsze była Karolinką. Dlaczego? Można się tego domyślić po samej jej rasie. Niegdyś była chłopcem, prawdziwym Roitelettem. A potem przyszła śmierć i pomyliła ciała. Ale dlaczego? Czy nie potrafiła odróżnić ciała chłopca od dziewczynki? Cóż, chyba się tego nie dowiemy. W każdym razie, męska osobowość Caroline powoli odeszła w zapomnienie i stała się tą właśnie osóbką, która przebywała teraz z Brenną. A właśnie, jak jej służka mogła zapomnieć, jakiemu rodowi służy? Toż to absolutnie niedopuszczalne! Nie da się zapomnieć, komu jest się podległym. W każdym razie, dobrze, że Landrynka o tym nie wiedziała, aczkolwiek nie można było tego ukrywać w nieskończoność. O nie, nie! Jeśli ów tajemnica w końcu wyjdzie na jaw, dziewczynka z pewnością podaruje Brennie jakąś karę. Jakąś. Bóg wie, jaką. Pewnie nieprzyjemną, toteż lepiej dla kotki, żeby szybko przypomniała sobie, od kogo jej życie zależy i kto ją utrzymuje.
Na jej zapewnienie Caroline mruknęła coś tylko w odpowiedzi i okręciła kosmyk włosów wokół palca wskazującego. Nie obraziła się, skądże! Po prostu lubiła udawać obrażoną. To było w końcu takie urocze, patrzeć, jak wszyscy cię przepraszają. Zresztą mina, jaką wtedy robiła, sama w sobie była cudownie śliczna. Przynajmniej w jej mniemaniu.
Patrzyła na zachowanie Brenny z jeszcze większym znudzeniem. I to mała być rozrywka? Pff, widywała lepsze, ale chwilowo zmieniła zdanie co do tego, co chce robić w przeciągu najbliższych kilku minut. Widocznie Bren nie była na tyle kompetentna, żeby cokolwiek wymyślić.
- Jestem głodna - westchnęła zbolałym głosem. I to nadzwyczajnie głodna! Jako Strach co jakiś czas odczuwała potrzebę wchłonięcia czyichś emocji. Miała nadzieję, że chociaż to polecenie jej maskotka zrozumie.Anonymous - 26 Listopad 2011, 21:07 Kotka siedziała na drzewie i zdziwiona patrzyła na reakcję Caroline. Wydawało jej się, że to całe przedstawienie ją tylko nudziło. Ba, była tego pewna bo wyrazie jej twarzy. No ale co miała zrobić? Zacząć śpiewać? Może i byłoby to lepsze, ale nie miała teraz na to ochoty. Do śpiewania, to ona musiała mieć nastrój i natchnienie. Tak hop-siup się nie dało, niestety.
Usłyszała oznajmienie swojej pani i natychmiast pomyślała o jakimś hamburgerze, czy czymś w tym rodzaju. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że Caroline jest Strachem. A jako Strach potrzebowała snów lub emocji. Przynajmniej z tego, co wiedziała Brenna.
Zdawała sobie sprawę również z tego, że to od niej panienka zażąda pokarmu. Właściwie już to zrobiła, więc nie było żadnych wątpliwość. Brit musiała dać jej tego, czego chciała. Nawet jeśli ona sama nie miała na to ochoty.
Zeszła z drzewa, ignorując warczącego na nią psa. Zaraz po tym zmieniła się w człowieka. Miała wielką ochotę przewrócić oczami, ale tego nie zrobiła. Nie mogła, byłoby to przecież okazanie braku szacunku wobec pani. Ach, ta kultura.
Mimo tego Brenna wiedziała, że Caroline za chwilę poczuje to, co ona czuła w tej chwili. Przynajmniej tak według niej wyglądało pożeranie uczuć. Nie miała co na to poradzić. No chyba, że znalazłaby jakąś słodko wyglądającą ofiarę, która zastąpiłaby ją...
Złapała więc za rękę jakąś małą dziewczynkę i bez żadnych ostrzeżeń pociągnęła ją za sobą. Nie zwracała uwagi na jej przerażone krzyki, bo i po co? Miała to gdzieś. Była w beznadziejnym humorze. A wszystko to przez wspomnienia.
Wreszcie stanęła naprzeciwko Caroline. Na jej twarz wpłynął sztuczny uśmiech.
-Oto twoja ofiara, pani.-Powiedziała, wskazując na małą dziewczynkę i oczywiście siebie. Gdyby tego nie zrobiła, Strach mógłby pomyśleć, że kotka się boi. Lub, co gorsza, że nie chciała wykonać polecenia. A wtedy byłoby z nią źle...Anonymous - 28 Listopad 2011, 21:11 Och, moi drodzy, kogo nie nudziłoby przedstawienie takiego rodzaju? Bynajmniej nie Karolinkę. Ba, dziewczynka uznała wręcz, że Brenna traktuje ją jak osobę z jakże licznego środowiska plebsu. Ta dziewczyna jest jednak straszliwie bezczelna. Panienka Roitelette westchnęła i pokręciła głową z mieszanką rezygnacji oraz dezaprobaty. Chyba źle dobrała sobie służbę. Cóż, nie jest jeszcze zbyt późno aby to zmienić~! W najlepszym przypadku mogła spróbować ciut utemperować charakterek swojej maskotki. Nie, wróć, złe słowo. Wpoić jej, jak winna się zachowywać służka członkini tak znamienitego rodu i co znaczy pojęcie "rozrywka" dla takiej osoby. Bo na pewno nie było to obserwowanie, jak jakiś cholerny pies szczeka na drzewo. Obrzydliwość. pomijając już fakt, że Caroline wręcz nienawidziła psów. Koty i króliczki były z kolei w sam raz. To chyba było rodzinne. W każdym razie, psy były nazbyt hałaśliwe. W mniemaniu Landrynki zwierzę powinno być dystyngowane, majestatyczne i dumne, doskonale odzwierciedlające właściciela. Osobiście nie posiadała jednak pupili, chyba, ze Brenna ze swoją zdolnością zamiany w kota się liczy... A znając charakter panienki, liczy się. Pół biedy, że Brenna nie znała tych właśnie poglądów swojej pani, bo pewnie puściłyby jej nerwy. No bo kto chciałby być traktowany jak udomowione zwierzę, domowy pupilek?
Dziewczątko przycupnęło na murku okalającym fontannę i podparło brodę ręką, z zaciekawieniem obserwując przedstawienie odegrane przez maskotkę. Mimowolnie na jej usta wpełzł nieco okrutny uśmieszek. Ach, dzieci! Z reguły to właśnie one były źródłem najintensywniejszych i najsmaczniejszych emocji - przynajmniej w jej mniemaniu.
Zignorowała fakt, że kotka wskazała na siebie. teraz jej uwagę absorbowała tylko ta dziewczynka. Spojrzała na dziecko z góry i niespiesznym, dystyngowanym ruchem przytknęła dłoń do policzka dziewczynki. "Ofiara" mogła poczuć co najwyżej przejmujący chłód w całym ciele, nic więcej, żadnego bólu, nic. Za to Caroline odwrotnie - po jej ciele rozeszło się przyjemne ciepło. W jej głowie aż buzowało od emocji. Strach, rozgoryczenie, niepewność. Aż oblizała usta z tego wszystkiego.
- Mhm. Możesz ją już puścić - rzuciła niedbale, machnąwszy ręką na dziewczynkę, po czym odgarnęła z czoła grzywkę. Ta jednak jak na złość postanowiła opaść w to samo miejsce. Wobec tego zrzuciła kaptur. Półdługie, jasne włosy rozsypały jej się po plecach. Cukierek, który miała w ustach zdążył już się rozpuścić, toteż sięgnęła po następny. Ach, słodycze.~ Dobrodziejstwo tego świata.