Anonymous - 25 Czerwiec 2011, 17:46 Nad siedział za drzewem. Siedział i obserwował dwójkę istot. Nie było to daleko, jednak do końca nie mógł stwierdzić kim oni są. Przyjaciele czy wrogowie? Było to dla niego nieustanną zagadką, o której właśnie rozmyślał. Myślał, myślał... i tak jeszcze przez chwilę. W końcu zorientował się, że traci swój czas. Przecież kompletnie nic nie robi. Postanowił "zapoznać się" z dwójką siedzących pod drzewem istot. Tylko jak? Co mogło być najlepszym sposobem na zapoznanie się? No właśnie... było to dla niego niezbyt jasne. Przecież zawsze sprawiał innym kłopoty i przyprawiał ich o ból głowy.
Bez namysłu chwycił za kapelusz, który ściągnął ze swojej czuprynowatej głowy i położywszy go na ziemi - przed sobą - włożył do niego rękę. Zapewne czegoś w nim szukał. Tylko co to mogło być? Jakieś diabelskie urządzenie do sprawiania filglów? A może coś wręcz odwrotnego? Któż to wie. Wiadomo jedynie, że po kilkunastu sekundach szukania, kompletnie nic nie znalazł - przynajmniej nic co by go zaciekawiło. Dlatego, zasmucony podniósł swój elegancki kapelusz z ziemi i założył go z powrotem na głowę.
Tak! Wpadł na genialny pomysł. Szybko, nie zważając na to co zrywa - a zrywał leśne kwiaty - zerwał je. Następnie ładnie je ułożył i zawiązał kokardką. Tylko skąd on ją miał? A czy to ważne? Ważne, że była tam i się przydała. Trzymając w prawej ręce bukiet kwiatów, skoczył energicznie na drzewo. Chwilę później był już na kolejnym, a jeszcze chwilę potem - znalazł się na ziemi. A gdzie był? Wylądował dokładnie przed dwojgiem istot z wyciągniętą do nich ręką z kwiatami.
- Witam, przyjaciele! Anonymous - 27 Czerwiec 2011, 11:57 Cóż za radość, cóż za szczęście ogarnęły swymi ramionami młodego, przystojnego, słonino podobnego człowieka. Nastroszył się jak paw, chociaż porównując ów nastroszenie do tego ptaka, ciężko powiedzieć że były sobie na równi. Travka znacznie przekraczał możliwości zwykłe pawia, byli oni niczym niebo i ziemia. Tak, był on bóstwem nastroszywania się i jak wcześniej odkrył bogiem umarłych. Czy istniały dla niego rzeczy niemożliwe? W jego mniemaniu nie. Wracając jednak nieco do rzeczywistości, stał dumnie z wypiętą klatą, wyciągniętą władczo rekom i nosem zadartym do góry.
-Milcz mój pokorny sługo!- wyrzekł rozkładając wyciągniętą dłoń na znak pohamowania ciekawości. Nie muszę dodawać, że gest ten był władczy, wręcz ociekał władczością! -Aby poznać imię swego bosko-przystojnego-pana-stwórcy, musisz wykazać się lojalnością! Jak się będziesz dobrze sprawować imię me poznasz niebawem! A teraz idź i przynieś mi coś do picia!- nie szczędził swego sługi. Sługa ma sługować, a nie zadawać niepotrzebne pytania! Odsyłając swego umarlaczka na kolejną misje w końcu miał okazje na zajęcie jej miejsca. To co, że było to miejsce pochówki; to nic, że przed chwilą leżało tu martwe ciało. Dla niego liczyła się tylko wygoda. Już był tak blisko zaznania odpoczynku, gdy nagle wpadła kolejna osoba. Jak na opustoszały las strasznie tłoczno, pewnie początki sezonu turystycznego, czy coś. Wyskoczył na nich z kwiatami w dłoniach, pogodnym uśmiechem i chyba dobrymi intencjami. Z czym do ludu?! A raczej z czym do króla? Myślał, że samymi kwiatami wprosi się w jego łaski? O nie, nie z nim takie numery.
-Kimże jesteś nędzna istoto!- warknął szybko władczym tonem. -Jeśliś przybył tu obalić me rządy, to wiedz że bez krwi się nie obędzie!- swoją drogą ciekawe czemu zaczął posługiwać się takim wytrawnym językiem... Spoglądając raz to na nowo przybyłego, to na swego sługę zauważył jedną cechę wspólną. Oboje mieli kapelusze. Wytrawne, eleganckie, szykowne, tylko on jeden nie miał nakrycia głowy. Czemu on nie ma kapelusza?! Królestwo za kapelusz!Anonymous - 27 Czerwiec 2011, 12:28 Przyglądała mu się z ciekawością, gdy ten jaśniał w swojej chwale. Nie była do końca pewna co ma w tym momencie myśleć. Czyżby była dobrą aktorką? A może on jest niezbyt sprawny na umyśle? Nie zaprzątała sobie tym jednak głowy, gdyż uznała, że nadejdzie czas, gdy pozna odpowiedź na to pytanie.
Podczas gdy słoniopodobna istota zajęła się wypowiadaniem rozkazów wobec swego świeżo zmartwychwstałego sługi (jej), ona spojrzała na nowoprzybyłego. Miał kapelusz, o tak. Ale nakrycie głowy jeszcze nie tworzyło jej brata w rasie. Wyglądał na młodszego od niej, ale też i ona nie wyglądała na swój wiek. Ale po co on miał te kwiaty, hm? Czyżby jakiś powitalny zwyczaj?
Słysząc swego pana i jego chęć napicia się czegoś, ściągnęła z główki kapelusz i wsadziła do niego rękę. Nie mogąc jednak nic znaleźć po chwili znalazła się w nim do samego pasa, aż w końcu tryumfalnie wyciągnęła puszkę jakiegoś słodkiego napoju, którą dało jej jakieś zabłąkane do Krainy Luster dziecko. Władca jej duszy mylił się więc, że uda mu się ją skłonić do zmiany miejsca takim poleceniem. Widocznie nie miał pojęcia o tym, kim jest dziewczyna i co też posiada pod ręką. Podała mu ją i wciąż wyciągniętą dłoń skierowała na kapelusznika w oczekiwaniu na kwiaty.
- Skoro nazwałeś mnie przyjacielem... – kompletnie zignorowała fakt istnienia Travisa. – ...to znaczy, że już się skądś znamy, czyż nie? – zamyśliła się. Nie dziwiłoby jej, gdyby go nie pamiętała często bowiem zapominała inne osoby w chwilę po tym, jak się z nimi rozstała lub też nawet w trakcie rozmowy z nimi prowadzonej. Zaraz jednak odezwał się dziwny stwór z twarzą słonia i jej uwaga na nowo została rozproszona.
- Jesteś jakimś władcą? – spytała. Tak, już nie pamiętała o tym, że jest w jego władzy. Nie wyklucza to jednak tego, że w każdej chwili może sobie o tym przypomnieć... Nawet w najmniej odpowiedniej chwili lub też źle zinterpretuje relację nieznajomy pan-nieznajoma sługa, jaka pomiędzy nimi zaistniała. – Nonsens. – rzuciła, uznając, że pora się przedstawić. Szkoda jednak, że nie wzięła pod uwagę tego, że samo imię niewiele mówi, a co dopiero TO imię.Anonymous - 27 Czerwiec 2011, 13:31 Zaraz po zeskoczeniu i powiedzeniu dwóch słów w stronę nieznajomych mu osób - usiadł na ziemi. Co prawda nie był na tyle zmęczony, ani nie bolały go nogi, żeby musiał siedzieć. Jednak uznał, ze niegrzecznie będzie stać kiedy każdy sobie siedzi.
Chwilę później usłyszał słowa, a raczej rozkazy, które wypowiedział chłopak w masce, to dziewczyny, która tak jak on miała kapelusz na głowie. - Czyżby ona również była kapelusznikiem? A co najważniejsze. Dlaczego ten ktoś wydaje jej polecenia? Może jest jakimś księciem, albo królem? Tylko dlaczego tu siedzi? Sam bez straży? Trochę go to ciekawiło, ale nie bardzo. Miał on swoje sprawy na głowie. Właśnie, musiał znaleźć osobę, która zostanie ofiarą jego żartów. Możliwe, że będzie to jedna z tych dwóch osób.
Kiedy jednak, dziewczyna wyciągnęła puszkę z napojem, ze swojego kapelusza był pewien. Ona również jest kapelusznikiem, tak jak on. Dlatego, postanowił, że tajemnicza dziewczyna zostanie skreślona z listy jego ofiar. Z tego też powodu jedyną osobą, która tu była - był tajemniczy mężczyzna (chyba) w masce. Nie miał jeszcze pomysłu jaki wyrządzić mu żart, ale tym nie nie przejmował.
Nagle! Dziewczyna się odezwała. Mniejszą uwagę przyłożył do słów osoby w masce. Przecież jest on jego ofiarą i nie możne się z nim zbytnio zadawać - mimo to, nie chciał ujawniać swoich intencji. Postanowił, że będzie do samego końca udawał. Chwilę później - odezwał się.
- Kim jestem? Jestem kapelusznikiem. Na imię mi Tsukune, przyjaciele zwracają się do mnie po prostu Tsu. Czy jesteśmy przyjaciółmi? Tego nie wiem, ale przecież zawsze możemy nimi być, prawda?
Anonymous - 27 Czerwiec 2011, 20:47 Nonsens spojrzała po obu panach, uprzednio zerkając na zegarek, który wyciągnęła spomiędzy fałd spódnicy. Ot, zwykły czasomierz na rękę z pękniętym szkiełkiem. Pasowało się zbierać, inaczej ani chybi będzie kapelusznikiem spóźnionym. Wprawdzie co niektórzy uważali to za cechę tej rasy - ot, chodzą gdzie chcą i kiedy chcą, a czas nie ma dla nich najmniejszego znaczenia. Może miał, może nie. Kto to wie, skoro i sami miłośnicy tych nakryć głowy nie potrafią nigdy odpowiedzieć jednoznacznie na postawione im pytania?
Często gdy prowadziła dialog ze sobą w swojej głowie i pojawiały się wypowiedzi zakończone pytajnikiem – zwyczajnie gubiła się. Pytania bowiem rodziły kolejne pytania. W ten sposób zwykły człowiek czasem wkraczał do labiryntu pokrętnej logiki, a co dopiero ktoś, kto w główce ma, delikatnie mówiąc, poprzewracane. Często też takie sesje sprawiały, że na dłuższy czas traciła zdolność wyrażania się inaczej niż poprzez zapytunki. Mało tego, prowadziły one do sytuacji, kiedy zaczynała uznawać je za odpowiedzi i kończyła jako ktoś, kto wierzy, że tęcza to przeterminowane mleko.
Powoli podniosła się ze swojego miejsca i starannie otrzepała spódnicę. Nie mogła się przecież zjawić na wieczornej herbatce wraz z runem leśnym i mikrożyjątkami je zamieszkującymi. Okręciła się jeszcze, jakby chciała zobaczyć jak wygląda z tyłu. Łatwo się domyślić, że jej się to nie udało.Czy się tym przejęła? Niezbyt, miała bowiem tendencję do szybkiego zapominania o różnych rzeczach czy osobach.
W tym czasie kapelusznik drugi przemówił, więc wysłuchała go z pozorną uwagą.
- Tsukune. Tsu... Kune... Kuna. A, więc masz na imię Kuna! - klasnęła w dłonie uradowana. - Tak, czemu nie? A czy wiąże się to z tym, że będę mogła postawić cię w ogródku jako straszak na wróble? - spytała.
Nie miała jednak czasu by czekać na odpowiedź. Sięgnęła ręką w kierunku głowy i wsadziła ją od spodu w kapelusz, pokręciła dłonią i wyciągnęła błękitną wstążkę, którą uwiązała Kunie na ręce.
- Ani mi się waż odwiązywać, bo cię później nie rozpoznam! - zastrzegła surowo. I wcale nie żartowała.
Następnie odwróciła się w kierunku dziwnego stwora, który pewnie zdążył już zająć jej miejsce. Pochyliła się o cmoknęła go w polik maski gazowej, po czym zakryła usta dłonią.
- Ha! Całowałam słoninę! Nikt mi w to nigdy nie uwierzy, oj nie! - zakrzyknęła cicho i odwróciła się na pięcie. Odeszła od towarzystwa na kilka kroków i nie spoglądając za siebie zaczęła śpiewać.
- A gdy on ją wsadzi do sokowirówki,to ona go będzie bardziej kochaaaać! - zawyła, po raz kolejny przyprawiając o stan agonii słuchowej mieszkańców lasu. Nie żeby miała zły głosik, nie. Po prostu rzadko kiedy korzystała z niego jak należy. - Wirując, wirując niczym dmuchawiec na wietrze wyrzucać w bok będzie dzieci swee~~!
Już po chwili zniknęła z ich pola widzenia, choć wciąż mogli jeszcze usłyszeć jej wrzaski. Dopiero po pewnym czasie i stopniowym zanikaniu dźwięku mogli wnioskować, że poszła stamtąd na dobre.
[z/t]Anonymous - 17 Lipiec 2011, 18:57 Ni z gruchy, ni pietruchy zombiasty sługa postanowił opuścić swego pana, bez pozwolenia. Była to olbrzymia katastrofa, wręcz koniec świata! Oto nie umarlak postanowił ruszyć sobie w świat szerząc niszczenie, pożerając kolejne mózgi swych ofiar i zmieniać je w bezmyślne potwory. Jak w porządnych filmach o hordach truposzy grasujących po ziemi, a jego tytuł brzmiał by "Jak rozpętałem inwazje zombie." Nie było więc co tracić czasu i działać! Travka szybko skoczył na swój motor, odpalił silnik i ruszył. Wróć! Zapomniał o paliwie... Zeskoczył ze swej maszyny i pchając ją przez nierówną drogę pędził ile sił w nogach. Musiał powstrzymać nadchodzącą apokalipsę, wynaleźć lek dla ugryzionych przez umarłych, zostać super bohaterem i uwieść jakąś seksowną towarzyszkę przygód. I to wszytko najlepiej przed kolacją. Dużo, ale to bardzo dużo rzeczy miał na swojej małej główce. Cóż, przynajmniej soczek z kapelusza był dobry...
NMMTAnonymous - 21 Styczeń 2012, 15:25 ~ Dziękowanie za oszczerstwa zdecydowanie nie jest w moim stylu, ale to dobrze, że kierujesz się wartościami, które pozostawił ci ojciec. To wręcz...cudowne.
Na chwilkę odwróciła swój wzrok od mężczyzny, który powoli zaczynał ją wręcz fascynować, jego postawa, schludna wymowa...prawdziwy arystokrata. Gdy usłyszała pytanie dotyczące nauki nowej piosenki, ponownie spojrzała na mężczyznę.
~ Nigdy o tym nie myślałam...
Rzekła, a to co powiedziała było prawdą. Nigdy dotąd nawet nie przyszło jej na myśl by się nauczyć czegoś nowego, nigdy tego nie próbowała. Być może, gdyby otrzymała tekst piosenki i nuty, jak miała by ona brzmieć to może...
Podczas wędrówki z mężczyzną idąc sobie ścieżką, Sheryl zauważyła malutki krzaczek po brzegi wypełniony malinami. Podeszła do niego, kucnęła i spróbowała jednej. Mmm...była ona strasznie pyszna, a wręcz rozpływała się w ustach. Tak słodkich jeszcze nie jadła. Po chwili wyprostowała się i ujrzała las.
~ Znasz ten las? Jeszcze w nim nigdy nie byłam.
Powiedziała, faktycznie nigdy wcześniej nie była w tym lesie. Jedyny las w jakim była to las, gdzie znajduje się jej dom, a właściwie dom, który znalazła.
Postawiła kilka kroków naprzód i po chwili odwróciła się do mężczyzny i spytała.
~ Hej, idziemy tam?
Podbiegła kilka kroków i po chwili znalazła się już za granicami lasu, a przed nią była jakaś tajemnicza ścieżka. Ciekawe dokąd ona prowadzi. Ponownie zatrzymała się przy jakimś krzaku i wtem ujrzała tysiące dorodnych malin które praktycznie ją otaczały.
~ Wohaa..
Zdziwiła się ile malin tutaj rośnie, a przecież jeszcze chwilę temu nic tu prawie nie było, z wyjątkiem jakiegoś zabłąkanego krzaczka. Stojąc w śród krzaków wypełnionych malinami nie mogła się powstrzymać i musiała to zrobić. Musiała zaśpiewać.
~Watashi wa sore ni kataeru...woooo...Kanji kara kokoro no omosa dalta kara...
Zaczęła na początku powoli wskazując rękoma na serce. Powoli zaczęła podchodzić w stronę mężczyzny, a gdy w jej piosence wystąpił wybuch ukłoniła się w rytm muzyki do niego i przez jakiś czas śpiewała jakby do niego samego. Po chwili odwróciła się do niego plecami i kontynuowała śpiewanie. Z każdym refrenem odwracała się w jego stronę. Ruszała się w taki sposób, jak gdyby udawała, że jest na scenie.Anonymous - 22 Styczeń 2012, 11:31 - Dziękowanie za oszczerstwa jest oznaką kpiny w stronę osoby, która nam je mówi - powiedział spokojnym tonem ani na chwilę nie pozwalając uśmiechowi odejść.
Spojrzał w górę, a tam wręcz czyste niebo, bez chmurne. Gdy tylko dziewczyna odpowiedziała na jego pytanie również spojrzał na nią.
- Nigdy przenigdy nie próbowałaś? Hm... w takim razie po spacerze może wybierzemy się do mnie? Tam poszukamy jakichś ciekawych utworów, co ty na to Sheryl? - Uśmiechnął się do niej znacząco.
Każdy jego uśmiech był inny, ale każdy tak samo szczery i prawdziwy. Czemuż by miał ją oszukiwać? Nie zasłużyła sobie na taką zniewagę.
Kiedy już napotkali pierwszy krzew malinowy wiedział, że są już prawie na miejscu. Jak zwykle maliny były dorodne i duże. Westchnął z zadowoleniem gdy zobaczył uradowanie na twarzyczce dziewczęcia. Widać naprawdę musiała być tą słodyczą oczarowana. Nie dziwiło go to ani przez chwilę.
- Owszem znam ten las. Kraina luster to mój plac zabaw z dzieciństwa. Zawsze z niańką godzinami przebywałem w każdym miejscu z tego świata. Świat ludzi poniekąd także znam tak samo jaki i Szkarłatną Otchłań. Ojciec miał wszędzie posiadłości. Teraz one należą do mnie, ale nie przebywam tam - powiedział spokojnie patrząc na dziewczynę, która odeszła od niego kilka kroków.
- Tak, właśnie tam chcę cię zabrać na spacer - odpowiedział wręcz machinalnie. Wiedział, że nawet jeśli tam by nie szli to i tak zahaczyli by o
ten las. Każdy mieszkaniec Krainy Luster powinien być tam chociaż raz.
Tal szedł spokojnym, spacerowym krokiem za dziewczyną trzymając dłoń w kieszeni spodni od garnituru. Staną kiedy tylko znalazł się na pograniczu lasu. Co go zatrzymało? Otóż zatrzymał go śpiew Nome, która znów śpiewała jak zwykle czysto i melodyjnie. Nawet muzyka nie była potrzebna.
Delikatny uśmiech podziwu wystąpił na jego ustach. Był wręcz oczarowany jej głosem, jej osobą, a także samym wykonaniem w jaki ją lalkarz stworzył. Miała tak płynne ruchy jakby napędzane muzyką. Zrobił nawet kilka kroków na przód w stronę dziewczyny.
Sam fakt, że dziewczyna śpiewała jakby tylko dla niego był poruszający, aż mu się miło zrobiło. Powoli mu się wydawało, że dobrze by było się zająć tą blondyneczkom na czas gdy nie znajdzie nowego pana. Przynajmniej będzie miał towarzystwo w swej wielkiej rezydencji.Anonymous - 22 Styczeń 2012, 12:33 Sheryl milczała, propozycja przyjścia do jego rezydencji była dla niej dość dziwna, ale być może było to powodem tego, że nikt przenigdy jej do siebie nie zaprosił. Chociaż widziała w jego oczach i uśmiechu szczerość, nie wyglądał na oszusta.
Spojrzała na niego przenikliwym wzrokiem, gdy opowiadał o swoich podróżach w dzieciństwie. Zdaje się, że doskonale znał kriane luster, a do tego jeszcze inne światy. A ona? Sheryl znała może jedynie kilka miejsc, a prawdopodobieństwo, że sama by się zgubiła w tym świecie jej wielkie. Miała nadzieję, że wkrótce razem z tym miłym mężczyzną uda się jej poznać wiele nowych zakątków tej fascynującej krainy. W sumie to nawet ją ciekawiło skąd się wzięła ta nazwa.
Podczas śpiewu zauważyła, że mężczyźnie faktycznie podoba się jej śpiew. Jej serce czuło wówczas głęboką radość, że jej śpiew jej w stanie kogoś ucieszyć. Już wiedziała, że jej nową powinnością będzie dostarczanie przyjaciołom śpiewu, pocieszanie ich po przez jej śpiew. Po chwili jej piosenka dobiegła końca. Uśmiechnęła się wówczas do mężczyzny i uśmiechnęła się do niego lekko przechylając głowę na bok. Podeszła do niego, i rzekła.
~ Proszę naucz mnie śpiewać, śpiewać inne utwory niż te, które znam. Proszę.
Mówiąc te słowa ukłoniła się do niego delikatnie, a następnie wyprostowała i dodała.
~ Z chęcią się do ciebie wybiorę, ale proszę pokaż mi utwory, które mogłabym zaśpiewać.
Spojrzała na niego prawie że szklanym wzrokiem, miała nadzieję, że nauczy się nowych piosenek. Nie wiedziała, czy będzie musiała uczyć się słów godzinami, czy jej mikroprocesory to jakoś zapamiętają i przeanalizują nuty. Ale spróbować trzeba było, a Sheryl postawiła sobie to teraz za punkt honoru, nauczyć się przynajmniej jednej nowej piosenki.Anonymous - 22 Styczeń 2012, 16:27 Talavo miał dużo osób, które mógł wykorzystywać w szelaki sposób. Tej dziewczynie jedynie chciał pomóc. Arystokrata nie miał pojęcia dlaczego kobiety były podejrzliwe gdy Tal je zapraszał do siebie, albo był nad wyraz miły. Po prostu czuł chwilami nieodpartą chęć pomocy komuś i tyle.
Sheryl przy szlachcicu będzie mogła poznać przynajmniej tą krainę. W tym problemu nie było więc jeśli blondyneczka będzie chciała zobaczyć jakiś nowy zakątek Krainy Luster może śmiało pytać czy ją nie zabierze. Jeśli nie będzie miał jakiegoś zajęcia to ja zabierze z przyjemnością, albo poprosi służbę o zabranie jej w wybrane przez nią miejsce. Co do nazwy Krainy on sam do końca nie wiedział czemu taka, a nie inna nazwa, ale się domyślał.
Dziwnym było, że marionetka dopiero teraz zrozumiała, że jej śpiew naprawdę go cieszy. Dobrze zrobiła, że za cel wzięła sobie uszczęśliwianie przyjaciół swoim śpiewem, a także to, że chce się nauczyć czegoś nowego. W każdym bądź razie mogła liczyć na ciemnowłosego mężczyznę w stu procentach, bo miał on zamiar jej pomagać nieodpłatnie. Dlaczego? Szczerze sam nie wiedział, ale sama myśl, że będzie komuś pomocny radowała jego chłodne serce, które okazywał całej reszcie.
Słysząc prośbę dziewczęcia uśmiechnął się lekko przytakując. Poczekał grzecznie, aż ona skończy swoją wymowę odpowiadając grzecznie
- Nauczę cię Sheryl, bądź o to spokojna. Jeśli sama tego pragniesz ja ci w tym pomogę - również lekko się ukłonił po czym kontynuował.
- Pokażę, w swojej posiadłości mam nawet muzyka, który będzie mógł cię uczyć, albo po prostu dla ciebie ułoży jakąś piosenkę, co ty na to? - Widząc tego ducha walki w dziewczynie i chęci nauczenia się czegokolwiek nowego nie potrafiłby jej odmówić.
Zapewne przez długo czas będzie się dziewczyna uczyła piosenek z świata ludzi, które są bardziej znane nawet w Krainie Luster. Muzyk za ten czas na polecenie Tala ułoży piosenkę w sam raz dla Sheryl.Anonymous - 22 Styczeń 2012, 18:39 Słowa mężczyzny sprawiły, że Sheryl poczuła się trochę, a nawet bardziej podekscytowana, bardzo jej na tym zależało. Chociaż...pewnie, gdyby mężczyzna nie poruszył tego tematu to nigdy by o tym nawet nie pomyślała. Hmm..może to było przeznaczenie? Może to los zesłał jej tego arystokratę, by mogła się szkolić, poszerzać horyzonty, a w przyszłości być może zostać największą gwiazdą w krainie luster. Hehe...nie ma to jak pomarzyć? Największa gwiazda w krainie luster? Phe, kto by chciał jej słuchać, pewnie nieliczni. Szybko obaliła marzenie, które przez moment zagościło w jej głowie. Jednak nie zmieniło to jej nastawienia do nauczenia się jakiejś nowej piosenki. Nie znała dokładnej liczby piosenek, które potrafi zaśpiewać, ale zdecydowanie było to dość króciutka lista utworów.
A gdy usłyszała o muzyku, którego jaśnie pan posiada na usługach powiedziała.
~ Muzyk? Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z podkładem muzycznym, zawsze sobie wymyślałam, a właściwie miałam zakodowaną muzykę, dzięki temu wiedziałam jak co zaśpiewać. Na pewno nauczenie się nowej piosenki będzie dla mnie nie lada wyzwaniem.
Powiedziała, a następnie podeszła do krzaka z malinami, zerwała jedną i rzuciła delikatnie malinkę w stronę mężczyzny.
~Łap...
Miała nadzieje, że złapie bo co jeśli ubrudzi eleganckie wdzianko mężczyzny... Sheryl nie byłaby w stanie zapłacić za ciuchy, które na pewno kosztowały majątek. Sama zjadła dwie malinki i nabrała garść, po czym wróciła do mężczyzny i rzekła.
~ Te maliny są pyszne. Wiesz...nigdy nie jadłam malin. Wiem, pewnie myślisz sobie, skąd ta baba się urwała? W ogóle świata nie zna...
Ale to była prawda, nie miała w ustach zbyt wiele. Marionetki w cale nie mają potrzeby jedzenia czy picia, gdyż w gruncie rzeczy były tylko sztucznymi istotami, które ktoś złożył. Chociaż, Sheryl wcale nie miała jakichś kompleksów czy coś. Cieszyła się, że wygląda tak, a nie inaczej. Miała za to bardzo wysokie mniemanie o sobie, czasem była zbyt arogancka, nie to chyba złe określenie... po prostu uważała, że w pewnych względach jest lepsza od innych.Anonymous - 26 Styczeń 2012, 19:15 Przeznaczenia to tak naprawdę zwykłe przypadki, ale dobrze, że takowy się zdarzył. Przynajmniej marionetka będzie się mogła przy nim rozwijać wraz z swoim talentem. To raczej obojgu zrobi dobrze. Sheryl się czegoś nauczy, a Talavo będzie miał towarzystwo. To chyba dobrze, a nie źle?
poza tym Tal powspomina i zazna znów smaku dzieciństw, które było dawno temu. Odwiedzi stare zakątki, może pozwiedza nowe, a dziewczyna mimo wszystko będzie bardzo uradowana z tego, że pozna świat w którym za iście mieszka.
Cóż... co do gwiazdy było blondynce daleko, ale kto wie? Może jednak kiedyś zaistnieje. W tej krainie było dużo osób, które specjalnie do świata ludzi przechodziły, aby posłuchać muzyki rozbrzmiewającej w sercach ludzi.
- W swoim czasie go poznasz, obiecuje. Jednak na razie ja sam będę ci pomagał z piosenkami już zaistniałymi. Również nieco znam się na muzyce - Tal uśmiechnął się promiennie zadowolony z tego, że dziewczyna chce się uczyć, bo chęci są najważniejsze.
Brunet spoglądał na blondynkę i na to co ona czyniła. Bez trudu złapał malinkę i zjadł ją. Jak zwykle soczysta i słodka, bo czarna. Zaraz miał zamiar jednak ostrzec dziewczynę. Wysłuchaj ją po czym rzekł
- Wcale tak nie myślę droga damo, miałaś prawo nie zakosztować tych owoców. Bardzo mało świata znasz, a marionetkarz jak widać nic ci zbytnio nie pokazał. Chcę cię jednak ostrzec, że tylko czarne się je innych nie można. Każdy inny kolor, ma różne zabójcze substancje, które różnie działają na istoty - powiedział dość spokojnie, lecz ton miał nieco inny niż zwykle.
Każdy miał prawo do tego, aby uważać się za lepszego w niektórych aspektach, arystokrata także je miał i to nawet bardzo często. W końcu władał on dwoma dużymi firmami, które dobrze prosperują dzięki niemu.Anonymous - 26 Styczeń 2012, 20:28 Sheryl uśmiechnęła się do arystokraty.
~ Dobrze, będę cierpliwa. Nie chcę się również narzucać, w końcu to ty mi to zaproponowałeś, a więc i ty zdecydujesz kiedy przedstawisz mi tego muzyka. Mam również nadzieję, że nie dasz mi do nauki piosenek trudnych. Widzisz...kwestia tego jakie są moje umiejętności uczenia się piosenek to jedno, ale nie sądzę by pasowały do mnie ostre i mocne dźwięki, nie wspominając o ulicznej poezji zwanej rapem. Hmm...zdaje się, że mam też jakąś tam wiedzę na temat różnych styli muzycznych. Czasem wydaje mi się, że daleka droga mnie czeka aż całkiem sama siebie poznam.
Sheryl dalej zrywała maliny, aż wreszcie mężczyzna ją ostrzegł. Yyy...faktycznie, zauważyła, że jest kilka odcieni tych malin, ale trujące substancje. Niestety Sheryl nic nie wiedząc na ten temat skosztowała również kilka tych kolorowych.
~ C-co?
Wymamrotała pod nosem i szybko wyrzuciła wszystkie maliny, które miała w ręce. Miała nadzieję, że nic się jej nie stanie. A swoją drogą ciekawiło ją jak działają one na sztucznie stworzone marionetki, jeśli w ogóle działają. Podobno inaczej na każde istoty w tej ogromnej i pełnej zagadek krainie. Nie, nie...nie można myśleć w ten sposób i to pod żadnym pozorem. To nie jakaś tam gra, tu w końcu ważyły się jej losy. Dlatego, potrząsnęła swoją głową na boki i wymazała z siebie ciekawość względem oddziaływania tych malin.
Zaczęła podchodzić do mężczyzny, kiedy to w pewnej chwili zakręciło jej się w głowie. Już miała upaść, kiedy to w ostatniej chwili złapała równowagę.
~ Chyba zakręciło mi się w...
Nie skończyła swojej wypowiedzi, poczuła ostry ból w głowie, a po chwili straciła przytomność. Właściwie to była tylko na wpół nieprzytomna, ale ciężko oddychała. Miała strasznie rozpalone czoło i czerwone policzki. Efekt trucizny okazał się szybki i mocny.Anonymous - 27 Styczeń 2012, 18:12 Mężczyzna miał już jej odpowiedzieć coś na jego słowa, ale widząc panikę w jej oczach wiedział, że coś się złego stało. Spojrzał na nią zdziwiony. Nieco podszedł do niego kiedy jej ruchy się zawahały.
- Sheryl co ci... - Nawet nie zdążył dokończyć gdyż dziewczyna niczym stare drzewo runęła na ziemię. Tal w ostatniej chwili ją złapał. Dotknął dłonią jej policzka, potem czoła. Strasznej gorączki dostała. Mężczyzna mimo, że zachował powagę był naprawę zaniepokojony. Natychmiast wziął dziewczynę na ręce i powędrował z nią do swojego zamczyska.
[ztx2] wynosimy się droga panno z tego tematu. Pozwól, że zabiorę cię do siebieAnonymous - 12 Marzec 2012, 18:18 Wielki dąb okazał się wybawieniem, bynajmniej w oczach białowłosego, który już od jakiegoś czasu łaził po tym miejscu i nie potrafił ze sobą zrobić nic sensownego. Owoce i inne uroki lasu jakoś niezbyt nań działały. Chciał ciemności, spokoju, miejsca gdzie by mógł się po prostu zaszyć i nic nie robić. Poddać wspomnieniom i być może przy okazji wystraszyć parę leśnych żyjątek. Gdy mu przejdzie wypełznie z kryjówki i pójdzie wnerwiać, irytować oraz znęcać nad innymi istotami żywymi.
Póki co na jego drodze stał dąb i jakieś krzaki, które niewątpliwie kuły, las był relatywnie pokryty w mroku z resztą i tak już zmierzchało. Na niebie pojawiało coraz więcej granatu świadczącego o tym, że noc jest blisko. Na jego bladych, wygłodniałych wargach pojawił się uśmiech. Szyderczy powlekany najgorszego rodzaju lubieżnością, oblizał usta. Ah, jak on kocha noc!
Podszedł powolnym krokiem do drzewa i dotknął jego pnia, chropowata faktura kory była nieco podoba do jego skóry, no może bardziej zniekształcona. Jego w dotyku bardziej przypominała papier ścierny. Mruknął coś pod nosem próbując ocenić na jakiej wysokości jest najdogodniejsza gałąź. Gdy ją zlokalizował używając swojej umiejętności wpił igły, które wyrosły z jego dłoni w drewno i zaczął powoli, metodycznie, raz za razem wspinać. Z ust nie schodził szyderczy półuśmiech. Oczy z braku większej ilości światła zaczęły same świecić, jakby w nich była jakaś substancja na bazie fluoru, czy też jakiegoś innego świecącego się odpowiednika. Skórzane spodnie nieco skrzypiały gdy nogami okalał pień. Nie trwało to wszystko w istocie długo bo aż zaledwie z 5 minut. Drzewo jakieś gigantyczne nie było i dał sobie z łatwością radę. Znajdując na odpowiednim konarze ustał i rozejrzał po okolicy. Zawiał lekki wiaterek ku jego uldze. Miło było poczuć coś chłodnego co zmierzwiło czuprynę. Tak zdecydowanie, o ile lepiej przebywać na zewnątrz niżeli dusić w pomieszczeniu.
Stojąc tak i obserwując świat z tej perspektywy zastanawiał się co by powiedziało ów drzewo gdyby miało oczy. Było chociaż w takim stopniu żywe jak on. Zagryzł dolną wargę i westchnął nieco żałośnie, z politowaniem do tak absurdalnych myśli. Rośliny nigdy nie dostaną oczu, ani uszu tym bardziej, nawet jak na krainę luster byłoby to zbyt niezwykłe. Przez chwilę przyglądał się falującym koronom drzew i stwierdził, że to bez sensu, lepiej się przespać, albo po prostu odpocząć. Tutaj dostał obuchem w łeb od rzeczywistości, on wcale nie był zmęczony. Skwitkował to li tylko mlaśnięciem.
Nagle ni z tego ni z owego usiadł. Kontakt krocza z konarem powinien być bolesny, lecz nie w jego wypadku. Z prostej przyczyny, udało mu się go zamortyzować dłońmi, no i w gruncie rzeczy tak źle nie było. Uniósł dłoń i wplątał ją we włosy mierzwiąc je dosyć mocno, jeden wielki szopen na nich już był, zwłaszcza, że o czesanie niezbyt dba, jak to facet. Fakt, że są dłuższe tutaj bynajmniej nie pomaga. Skrzywił wargi i oparł plecami o pień. Wzrok ulokował w ścieżce, z niej zapewne go widać nie było. Swoją drogą, zależy czy istota miała wzrok przystosowany do patrzenia w mroku, który coraz bardziej gęstniał.