Ira - 15 Sierpień 2018, 16:20 - Nie wierzę. Lunatyk, który przyznaje, że nie wie gdzie jest. - powiedziała może lekko przesadzonym, ale szczerze zaskoczonym głosem.
Tego jeszcze nie widziała. Tych kilku co spotkała twierdziło, że zawsze wie gdzie są.
Westchnęła ciężko, ale uznała, że się przedstawi.
- A ty Amiu możesz do mnie mówić "Ira". - powiedziała celowo przekręcając jego imię.
Zdawało jej się, że słyszy jakieś szelesty, ale je zignorowała. Wiatr albo inne ptaki. Po chwili jednak rozległo się pukanie.
- Przypilnuj gościa, a ja otworzę. - powiedziała odstawiając bardziej wrażliwe rzeczy z ognia.
Gdy otworzyła drzwi szeroko otworzyła o czy ze zdziwienia. Tego co zobaczyła się nie spodziewała. Odstawiony rogaty i koń.
- Mari! Jakiś rogaty przyjechał, pierwszy raz widzę jakiegoś z tak bliska. Znasz jakiegoś? Och, przepraszam. Proszę wejść czy coś. - po czym odwróciła się i poszła znów do garów.Mari - 15 Sierpień 2018, 19:59 Poruszyła nerwowo uchem -nie pamiętam, żebyś zapytał o miejsce, więc się nie czepiaj, panie Lunatyk- powiedziała z kpiną. Zmrużyła oczy - mam do wyboru przetrzymać Cię tutaj, albo wyrzucić sporo jedzenia, wiadomo, że wolę już znieść Twoje towarzystwo- wywróciła oczami. Nie musiała go częstować, ale nie chciała wyrzucać jedzenia. Za bardzo wiedziała jak bardzo jest ono drogie i jak jest potrzebne. Pewnie gdyby zostało, to by oddała je bezdomnym i ubogim na ulicach, bo lubiła pomagać i wiedziała jak trudne jest życie gdy nie ma się pracy i domu, ale cóż...nie każdy miał takie doświadczenia jak dwuogoniasta kotka.
- Po co mi informacje o Tobie? Przecież nawet teraz nie sprawdzę czy mnie nie kłamiesz, to szkoda mi na to czasu i nerwów - przyznała. Jak będzie chciała to się dowie o nim więcej niż ten chciałby, żeby o nim wiedziała. Wywiad Róży nie był wszak aż tak zły. Mogła poprosić zawsze kogoś o przysługę. On nawet nie wie jakie miała znajomości i tylko pozostawało jej wierzyć w to, że sam nie ma lepszych, że nie przekupi informatorów, by podali jej złe informacje.
Prychnęła na jego słowa - wiele osób zginęło z głupszych powodów niż praktycznie włamanie do czyjegoś domu i sam to potwierdziłeś - powiedziała znudzonym głosem - i jakie my? Paraliż nie wpływa na nic poza tym, że przez chwilę nie możesz się ruszać, a też nie kazałam swojej towarzyszce by Cię cięła, więc ode mnie się odczep- dodała, celując w niego palcem, z wysuniętym ostrym, czarnym pazurem, który nie wyglądał na taki, z którym chciałoby się bliżej zapoznać.
Uniosła jedną brew - mam ją wypić i potem wyrzygać Ci do kubka? - zapytała z niedowierzaniem - jesteś obrzydliwy... - przyznała i wyciągnęła dwa naczynia, by zrobić świeżego naparu. Słyszała szelesty za oknem, ale uznała, że to zwierzęta, których przecież było w ogrodzie pełno i nie miała serca ich wyganiać. Kruczek tego nie robił, więc ona też nie miała na to powodu.
Cały czas słuchała co ich gość robił. Gdy ktoś zapukał, podniosła swoje białe radary i przytaknęła Irze głową, zalewając herbatę. Była jednak teraz trochę spięta, bo któż to by mógł przyjść tutaj tak bez zapowiedzi? I to wieczorem? Miała nadzieję, że to nie ktoś komu podpadł Yuu, bo nie wiedziała co ten ktoś może od niego chcieć.
Zamrugała zaskoczona, gdy jej towarzyszka powiedziała kto przyszedł - Ira trochę szacunku... - upomniała Irę i ruszyła w stronę wejścia - a Ty tu siedź- powiedziała do Lunatyka cicho. Wytarła łapki w szmatkę i pokuśtykała w stronę nowego gościa - bardzo przepraszam za moją tow... a to Ty - powiedziała tracąc od razu cały szacunek dla rogatego -co sprowadza tutaj Gwardzistę, choć patrząc na strój to raczej nie jesteś na służbie, drogi Lordzie Vaele - ostatnie słowa wypowiedziała bez żadnego szacunku. Nie lubiła tego Upiornego. Wpadła raz w jego ręce i przez niego nie uratowała swojej towarzyszki, więc nie miała najmniejszego powodu, żeby okazywać mu jakikolwiek szacunek.Poe - 15 Sierpień 2018, 21:41 Spiorunował Cienistą wzrokiem splatając ramiona. - Nie planowałem tego wypadu. Wam zdarza się mylić drzwi do damskiej i męskiej. Mnie też się dziś spieszyło, choć z inną potrzebą. Po prostu chciałem znaleźć się w spokojnym miejscu. I z dala od tej ropuchy. - odparł urażony brakiem jakiejkolwiek empatii dla ras innych niż własna.
- Amiasie, Iro. - poprawił ją spokojnie, po czym uśmiechnął się promiennie. - Złość piękności szkodzi. Będziesz potrzebowała dużo kremu na zmarszczki. - powiedział tonem znawcy. Jakoś wątpił w to, czy dziewczyna będzie żałowała lat zaniedbań w tej kwestii, lecz zawsze robiło mu się przykro gdy patrzył jak uroda bezpowrotnie przemija. Ewentualnie zostawała jeszcze korekta za pomocą magii, ale o tej słyszał, że bywa niezmiernie bolesna.
- To taki nasz zwyczaj... - bąknął odrobinę zawstydzony nakręcając włosy na palec. Najwyraźniej nie spotkała wielu Lunatyków na swojej drodze. Skacząc pomiędzy światami mówił skąd przybywał, a czasem gdzie się udaje. Oczywiście nie każdemu, ale czasem szybka i ustalona wymiana informacji oszczędzała wielu kłopotów. Może gdzieś się pali, coś tonie, mordują lub rabują. Nie każdy próg warto przekraczać.
- To po co pytałaś? - przewrócił oczami. - Zapisz sobie i sprawdź później, choć strony w Wikipedii na mój temat nie ma. - machnął dłonią parę razy jakby chciał ją do tego ponaglić i skończyć dyskusję.
- Myślałem, że działacie razem. - w zaciekawieniu uniósł brew. - Czy może się mylę? - dodał bez przekonania. Miał trochę dość tematu, kłócić się nie lubił. Udowadnianie swojej racji za wszelką cenę, gdy nagrodą ma być łaska wypicia herbaty i zjedzenia kolacji w rozzłoszczonym towarzystwie, było bezsensowne. Tylko zgagi się nabawi.
To co usłyszał potem wprawiło go w osłupienie. Spojrzał na Mari szeroko otwartymi oczyma. - Ty to powiedziałaś! - odrzekł powoli i cicho. Bleh! Jak w ogóle można o czymś podobnym pomyśleć?!
Oparł się o blat i wygrzebał fajki z kieszeni. - Mogę zapalić? - zamarudził, bo był pewien, że kłótliwy żeński ród uweźmie się na niego za byle głupotę. - Swoją drogą, zakładając, że zwymiotowałabyś tę herbatę... to z kłaczkami czy bez? - pytał by zabić czas. Całe szczęście nuda nie trwała długo. Przegoniło ją pukanie do drzwi.
Ira poszła. Mari też. Czemu u licha on miałby siedzieć?! Wychylił się mocno do tyłu, by zobaczyć kim jest "ty". Sekundę później dosłyszał nazwisko przybyłego. Musiał wstać i podejść, by uwierzyć. Aeron Vaele tutaj? Ale po co? Dlaczego? Wyglądało na wizytę domową, a nie sprawy służbowe. Oby tak w istocie było.
Minęło siedem lat odkąd zakończył szkolenie, ale to nie stępiło jego pamięci. Cierń nadal wyglądał jak dawniej. Przystojny, szykowny. Nieskalany wręcz. Choć miał parę kompleksów tu i ówdzie. Za to nie użalał się nad sobą, a nad nimi pracował.
Stojąc za dziewczynami, Amias skłonił się lekko. Ciepło i miło wspominał Gwardzistę. Chyba jako jedyny z niego otwarcie nie szydził. Reszta wyższych rangą nie stroniła od nieprzychylnych i obraźliwych komentarzy. Ale mieli prawo. W końcu to Arystokraci. - Nie spodziewałem się ujrzeć Lorda akurat tutaj. Kopę lat Aeronie. W zasadzie to nie, bo tylko siedem, ale i tak szmat czasu. - pozwolił sobie na odrobinę poufałości względem niego przez wzgląd na stare układy. Czuł rosnące podekscytowanie. Dotąd znali się tylko ze szkoły wojskowej. Amiasa oficjalne relacje nie satysfakcjonowały, ale teraz miał okazję nadrobić zaległości.
Mało tego. Ta cała Mari też zdawała się go znać! Dachowiec i Upiorny! To ci heca! Przynajmniej kotka powinna spuścić z tonu.
Odsunął się na bok, by ich wszystkich przepuścić. Zachichotał do swoich myśli i zaraz zdradził je towarzyszce. - Jemu też narzygasz do filiżanki? - szepnął Mari na ucho, gdy ta przechodziła obok, po czym poszedł zająć swoje miejsce.Thorn - 16 Sierpień 2018, 20:12 Kiedy tak stał pod drzwiami i czekał na jakąkolwiek reakcję na jego pukanie, zaczęło go kręcić w nosie. Pociągnął nim, na tyle cicho by nikt zza drzwi go nie usłyszał. Podrapał się też po ramieniu, bo nagle zaczęła swędzieć go skóra. W kilku miejscach, ale przecież nie wypada szorować się o mur na progu czyjegoś domu, prawda?
Usłyszał kroki i wyprostował się, opuszczając rękę. Wypiął dumnie pierś i nieco zdenerwowany zniszczeniami jaki spowodował jego koń, uśmiechnął się kiedy drzwi stanęły otworem.
Stała w nich szarowłosa dziewczyna. Na pierwszy rzut oka wyglądała nieciekawie - była szczupła, ubrana w ciemne barwy no i te nijakie włosy. Dopiero kiedy się przyjrzał, zobaczył jej zjawiskowe oczy. Zawiesił na nich wzrok na dłuższą chwilę.
Wyglądały tak, jakby ktoś zaklął w nich lawę. Bez wątpienia dziewczyna miała iście ognisty charakter, bo odezwała się... zaskakująco lekceważąco. Albo faktycznie nigdy nie miała do czynienia z żadnym Upiornym Arystokratą, o czym wspomniała, albo miała ich w głębokim poważaniu.
Aeron posłał jej szerszy uśmiech bo poczuł sympatię do tej istotki. Tak niewiele wiedziała o tym świecie, skoro pozwalała sobie na takie zachowanie względem Szlachty. Dobrze, że trafiła na tolerancyjnego przedstawiciela rasy. Thorn naprawdę był przyzwyczajony do takiego traktowania.
Drugą osobą która zjawiła się w drzwiach była... znajoma Kotka. Rogaty zamrugał oczami, wygrzebując z pamięci jej imię i zrobiło mu się trochę głupio, że musiał trafić akurat na nią.
Marionette, bo tak nazywała się Uszata, miała naprawdę porządne powody by nie przepadać, albo wręcz nienawidzić Młodego Vaele. Wiele lat temu, będąc na patrolu przyłapał ją na kradzieży. Wtedy jeszcze nie przymykał oczu na żadne przewinienie, dlatego odebrał dziewczynie łup i zatrzymał ją, w celu wypisania mandatu. Nie dość, że pozbawił ją tego, co ukradła, to jeszcze dostała grzywnę. A nie wyglądała na majętną...
Po latach dowiedział się, że to o czym krzyczała w czasie zatrzymania było prawdą. Że naprawdę ukradła dla przyjaciółki i spieszy jej z pomocą. Tamtego dnia nie uwierzył w jej słowa o tym, że bliska jej osoba umrze jeśli nie dostanie tego, co Marionette zwędziła.
Przez chwilę przyglądał się Kotce z zaciekawieniem. Wyrosła na naprawdę ładnego Dachowca. Jej kocie łapki, z uroczych stały się niebezpieczne. Słodka obietnica śmierci przez rozszarpanie. Białe uszy strzygły na wszystkie strony, dowodząc, że kobieta pozostaje czujna.
O ile brak szacunku w wypadku szarowłosej był zaskakujący, bo nie przypominał sobie by wyrządził jej jakąś krzywdę, tak Mari... cóż, jej motywacja była całkowicie zrozumiała.
- Proszę wybaczyć najście. - powiedział kulturalnie, kłaniając się lekko przed Gospodynią, którą była niewątpliwie Kotka - Nie nie, nie przychodzę służbowo. - dodał, unosząc dłonie w geście poddania - Chyba nie mam powodu, prawda? - zęby błysnęły w uśmiechu, który miał rozładować napiętą atmosferę.
Ostatnią osobą która go przywitała w drzwiach był nie kto inny, a znajomy Lunatyk, Amias Vernifer. We własnej, nieuchwytnej ostatnimi czasy osobie. Upiorny Arystokrata rozpromienił się, bo mimo drobnych, nieprzyjemnych przejść w wojsku z jakimi łączył swoją służbę z Lunatykiem, lubił go. Na swój własny sposób.
W tej chwili to właśnie srebrnowłosy mógł być dla niego sojusznikiem w nieprzychylnym towarzystwie. Aeron był też ciekaw, co wyrosło z podlotka który lata temu został wysłany bądź sam zgłosił się do służby. Początkowo były z nim problemy i wielu przełożonych próbowało ustawić chłopaka do pionu... lecz w końcu dał się utemperować. Na ile? Tego nie wie nikt, oprócz samego Amiasa. Ciekawie będzie porozmawiać po latach, bo skoro już tu przybył, to chyba pozwolą mu wejść na chwilę? Może nawet zaproszą na herbatę?
- Dla jednego szmat, dla drugiego mgnienie oka. - powiedział wzruszając ramionami ale posłał mu serdeczny uśmiech - Ciebie również miło widzieć. Nie spodziewałem się spotkać cię w tej Posiadłości. Chociaż, jeśli wezmę pod uwagę towarzystwo pięknych pań, nie dziwi mnie twoja obecność tutaj. - zęby błysnęły w uśmiechu a przez oczy przemknął cień złośliwości. Po latach wybacza się takie docinki, dlatego Aeron był pewien, że Vernifer nie obrazi się o taką bzdurę.
Upiorny zmarszczył brwi kiedy mężczyzna wspomniał o wymiotowaniu. Spojrzał zaskoczony na Kotkę, ale nie pytał o nic. Dla bezpieczeństwa postanowił jednak nie pić podawanej przez Uszastą herbaty.
- Przepraszam, że państwu przeszkadzam. - odchrząknął lekko - Chciałbym przeprosić. - wskazał kciukiem za ramię, na stojącego nieopodal za nim Tancerza - Obawiam się, że mój koń zniszczył pani ogród. Oczywiście pokryję wszelkie koszty napraw, proszę się o to nie martwić. - wyjaśnił kiwając głową z powagą - Uznałem, że ucieczka z miejsca zdarzenia byłaby brakiem szacunku względem Gospodarza tej Posiadłości, dlatego pozwoliłem sobie zapukać. Życzy sobie pani zapłatę w gotówce czy może mógłbym podesłać moich Ogrodników by naprawili szkody w ramach rekompen... - nie dokończył zdania, bo nagle wyrwało mu się bardzo głośne kichnięcie. W ostatniej chwili zdążył zakryć usta, by nie opluć towarzystwa. Niestety, kichnięcie nie pozostało bez śladu, bo w każdą ze stron poszybowały fioletowe grochy. Niczym nasiona, poniesione wiatrem.
Thorn skulił się, chowając szyję w ramionach wciąż trzymając się za usta. Oczy miał szeroko otwarte i nie dowierzał temu, co się właśnie stało. Trwał tak przez chwilę.
- Ja... najmocniej przepraszam... - wydusił, mocno zawstydzony i czerwony na twarzy. Poczuł, że po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Postacie stojące w drzwiach zaczęły natomiast mienić się tęczowym blaskiem. Zmrużył oczy, jeszcze bardziej zawstydzony tym co się z nim działo. Nie potrafił zrozumieć, co jest grane.
- Nie, to nie tak. - odjął rękę od ust i ponownie ułożył w geście poddania - To znaczy... jest mi przykro, że koń zjadł pani krzewy i że kichnąłem tak niekulturalnie... ale nie aż tak bym się popłakał! - zaśmiał się, widocznie podenerwowany ale nie było miejsca na wesołość bo z jego oczu ciurkiem lały się łzy - To dość niezręczne ale... c-czy mógłbym wejść i prosić o jakąś chusteczkę... lub ręcznik?Ira - 18 Sierpień 2018, 09:10 - Tylko spróbuj zapalić przy jedzeniu to ci flaki wypruję. - groźba zabrzmiała o tyle poważniej, że akurat trzymała nóż. Doskonale nadający się do siekania warzyw, ale do wyżej wymienionego celu też świetnie by się nadał.
- Czy tylko ja tu nie znam pana lorda Vale? - zapytała czując się ewidentnie pominięta w tym ponownym spotkaniu. Lunatyk to jeszcze, ale Dachowiec znający Upiornego? Dziwne.
Ha, nawet cholerny arystkoratyczny bogacz nie będzie wyglądał dystyngowanie gdy kicha cały załzawiony; zaobserwowała ten fakt z rozbawieniem zmieszanym z pewnym nieracjonalnym zadowoleniem.
Odciągnęła materiał sprzed ust i powiedziała z nutką satysfakcji w raczej poirytowanym głosie:
- Wiedziałam, że to jakieś magiczne świństwo się przypałęę... ęęę... - soczyste kichnięcie przerwało jej wypowiedź, kichnięcie, które rozsiało fioletowe kropki po okolicy - przypałętało, a nie, że ktoś mi coś zrobił. - ciągnęła niezrażona przerywnikiem; nie pierwszym dzisiaj - Ciekawe czy tak samo nagle jak się pojawiło to zniknie. I ręcznik nie pomoże, wiem coś o tym. - wszystko było okraszone bańkami, które wcześniej wnikały w materiał na jej ustach niezauważane przez nikogo. Łzy w kuchni jej o tyle nie przeszkadzały, że mogłaby gotować w zasadzie z zamkniętymi oczami. Większość ludzi naprawdę potrzebuje patrzeć tylko na ręce i nóż, ale ona nie. Wystarczające doświadczenie robi swoje.
Po chwili znów kichnęła kilka razy. W sumie ciężko jej było nawet ocenić czy nowo przybyły był przystojny, bo widziała go trochę niewyraźnie.Mari - 20 Sierpień 2018, 17:11 -A czy poza Tobą, są tutaj jacyś inni Lunatycy?- zapytała, wywracając swoimi dwukolorowymi oczami - nie znany waszych zwyczajów, więc nie wymagaj od nas byśmy się zachowali tak jak Twoi pobratymcy - nie chciała się przyznawać, że w sumie mogłaby coś takiego wiedzieć, ale teraz niezbyt się tym interesowała. No i nie będzie się martwić na każdym kroku, że kogoś obrazi lub nie zrozumie. Ale to nie jej wina, że Krainę zamieszkiwało aż tyle różnych ras i każda miała swoje tradycje i zwyczaje. Była podenerwowana. Nie dość że stresowała ją ta cała sytuacja z Yuu, a do tego nieproszony gość...a nawet dwóch.
Uśmiechnęła się tajemniczo, jakby faktycznie coś planowała. Oczywiście, nie zrobiłaby tego. W szczególności nie w miejscu, w którym była tylko tymczasowo Gospodarzem, a prawdziwym właścicielem była najważniejsza dla niej osoba.
Zgromiła mężczyznę wzrokiem - nawet o tym nie myśl!- warknęła na niego - możesz iść na tył, do ogrodu, w środku nie ma dyskusji - wskazała mu kierunek do tylnego wyjścia, prowadzącego prosto do ogrodu - i nie waż się zostawiać peta na ziemi, bo nie ręczę na siebie - dodała jeszcze. Nie pozwoli, by Nishi wrócił, a w domu śmierdziało dymem z papierosów, jak w jakimś tanim klubie.
Zamrugała zaskoczona, słysząc pytanie - uważaj, bo zaraz dam Ci okazję na to, by się przekonać, czy w herbacie będzie coś pływać czy też nie- powiedziała. Nigdy nie miała tak naprawdę problemu z kłaczkami. Zdarza jej się wylizywać futerko, ale nie przyzna się nawet przed Nishim. No i nigdy nie lizała się w miejscach, w których....no wiadomo.
No nie możliwe. Upiorny zwraca się do niej z szacunkiem i nawet się jej ukłonił! Szkoda, że nie mogła tego jakoś uwiecznić, bo chyba nikt by jej w to nie uwierzył, nawet ona sama. W szczególności po tym co się stało te kilka dni temu.
Wzruszyła ramionami - ja tam nie wiem. Pewnie nie byłby to pierwszy raz, gdy wymyślasz powód do wlepienia mandatu - powiedziała, krzyżując ręce na piersi. Cierń mógł spokojnie zauważyć, jej czarne, ostrze, pazury.
Poruszała ogonami, trochę niecierpliwie. A więc panowie się znają? No cóż...
Przeniosła wzrok na Irę - wybacz. To Lord Aeron Vaele, zwany też Cierniem - powiedziała od niechcenia - i powiem Ci, że mu to pasuje, bo jest prawdziwym Cierniem na tyłku - spojrzała na niego kątem oka.
- Nawet nie wiesz jak bardzo- mruknęła na pytanie Lunatyka.
Otworzyła szeroko oczy i wyszła szybko, by sprawdzić jakie szkody wyrządził wspomniany wcześniej zwierz. Zacisnęła dłonie w pięści i odetchnęła, chcąc się uspokoić -obejdzie się. Wolę się tym sama zająć- powiedziała z wymuszonym spokojem - ale skoro się znacie to zostajesz na grillu - powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwy i kuśtykając mocno, wróciła do środka.
Słysząc kichnięcie, pomasowała nasadę nosa i poszła poszukać chusteczek, które następnie postawiła na stole w salonie - Ira, Ty również się częstuj - rzuciła.
Kolejny alergik się jej trafił. No po prostu lepiej już być nie mogło. Ech...a dzień się tak miło zapowiadał. Spacer z Yuu, a potem wspólny gril i noc przy jego boku.
Zrobiła dla każdego herbaty (bez kłaczków, czy wymiocin, choć mężczyźni dostali po żelkowym oku, które powrzucała do kubków. Żelki zatonęły więc nie mogli ich od razu zobaczyć, a dodatkowo gdy już się je wyłowiło, to wyglądały jak prawdziwe). Cały proces wszyscy mogli widzieć. No poza wrzucaniem małej niespodzianki.
Jeśli jej spróbowali, mogli odkryć, że za każdym łykiem krył się inny smak. Raz bardziej gorzki, raz słodki, czasem też kwaśny i żaden się nie powtarzał. Typowe dla tej rośliny, z której Mari robiła herbatę, a którą można znaleźć tylko w okolicach Wieży, więc mało kto ją zna. Jeśli chcieli cukru, stanowczo odmówiła, mówiąc, że nie jest w ogóle potrzebny.Poe - 22 Sierpień 2018, 08:27 Trafił na osoby o twardych głowach, uporze starego osła i mieszance niezwykłej gościnności i podejrzliwości. Całkiem jak u górali! - doszedł do wniosku Poe, którego już od dłuższego czasu męczyły słowne przekomarzanki, bo obie panie brały wszystko niezmiernie poważnie. Co do joty. Jakby ktoś ukradł im poczucie humoru.
- Wiesz, wystarczy, że wyjdę przez szafę, to się paru znajdzie. - puścił jej oczko. Podobały mu się jej falujące ogony i wysoko postawione uszy. Szkoda tylko, że koty zostawiają po sobie futro. Włazi potem w koronki, filcuje się z nią. A on nie miał wałka do ubrań!
- Dlatego zapytałem. - fuknął pod nosem, ale w głębi swej duszy cieszył się jak dziecko. Fajki często działały. Jeszcze chwilę temu nie wolno było mu się ruszać z miejsca, a teraz był już wyganiany do ogrodu. Operacja zakończona sukcesem!
Zaśmiał się na groźbę Mari. Wiedział, że to osobista kwestia każdego Dachowca i przez to drażliwa. - To ja wyskoczę na dymka! - zakomunikował i wyszedł przez otwarte na oścież drzwi. Wyciągnął cygaretkę i wcisnął ją w ustnik, by już po chwili mógł posmakować dymu. Szkody faktycznie były spore.
- To przypadek Thornie, choć owszem... są piękne. - uśmiechnął się tajemniczo, dziwnie jak na siebie zamyślony. Tak naprawdę, to teraz Cierń byłby najbardziej urodziwy, jeśli pominąć jego samego.
Obejrzał rumaka Arystokraty. Masa mięśni na czterech nogach. Za to jaki zgrabny! I trochę durny. Ciekawe co wtrząchnął. Lepiej, żeby się od tego nie pochorował. Poklepał zwierzę po karku i zgasił cygaretkę po właściwej stronie papierośnicy. Nie był syfiarzem, żeby wywalać filtry gdzie popadnie.
W międzyczasie towarzystwo doszło do konsensusu. A więc Cierń również zostawał na grillu? Ciekawie! Z tym, że zaczął kichać, co już do ciekawych nie należało. Entuzjazm opadł w sekundę. Koniec psot, bo inaczej cały będzie w fioletowe grochy. To byłby klasyczny wzór tkaniny, ale sposób w jaki zdobyłby grochy nie był szczególnie higieniczny. - Mam nadzieję, że to nie zaraźliwe... - szepnął do siebie cicho.
- A z tym cierniem... pasuje jak ulał! - dodał jej jeszcze na ucho. Nie bez powodu Aeron zyskał takie a nie inne miano właśnie w wojsku, choć dało się z nim dogadać. Jednak trzeba było mieć coś "na handel", a przekupny nie był. Puszczalski też niespecjalnie. Do kieliszka nie zaglądał zbyt często. Miał zbyt mało wad, by móc go zwodzić lub szantażować.
Nie odmówił herbaty. Widać przesadził z początkową reakcją. Dodatkowo był tu Aeron, a trucie gości szybko wyszłoby na jaw. Rozpoczęliby dochodzenie i takie tam super ważne czynności. Poe chętnie upił łyk naparu. - Oj, umiesz robić herbatę. Nie gorzej niż niejeden Kapelusznik muszę przyznać. - nie słodził herbaty, ale za to słodził Mari. Kolejny łyk sprawił, że jego oczy rozszerzyły się w niemym zdumieniu. Napój zupełnie zmienił smak! Wcześniej pił czarną, teraz była to różana! By potwierdzić, że to nie zwidy wziął jeszcze jeden. Zielona. - Skąd ją wytrzasnęłaś? Jest świetna! To jak zmieniają się jej smaki. - jego fiołkowe oczy rozbłysnęły w zachwycie, a potem wlepiły się w Kotkę jak w obrazek.Thorn - 22 Sierpień 2018, 16:06 Zawstydzony mężczyzna przyglądał się trójce, po kolei skupiając wzrok na każdym z nich. Był czerwony na twarzy z powodu tego co się stało. Zarówno Marionette jak i pozostali nie zareagowali specjalnie ostro na kichnięcie, mało tego, szarowłosa kobieta również wydała z siebie podobny dźwięk. Czyli nie był sam, dopadła ich ta sama… alergia? Ciężko było powiedzieć, bo Thorn nigdy wcześniej poważnie na nic nie chorował. Nie brał pod uwagę kurowania się po wypadkach, wylizywania ran.
Kocica była podenerwowana i otwarcie okazywała wrogość. W tej sytuacji absolutnie się jej nie dziwił, ale komentarz odnośnie przezwiska był niemiły. Mało tego, Amias przytaknął jej z uśmiechem. Owszem, kiedyś potraktował ją naprawdę nieładnie, bo mógł odpuścić ten jeden mandat… ale kobieta nie powinna tak otwarcie wyrażać opinii o stojącym przed nią Lordem. Nawet jeśli ten był sam a jego koń zniszczył jej ogród.
Aeron odchrząknął i uśmiechnął się szeroko, ale na jego skroni pojawiła się pulsująca żyłka a brwi ściągnęły się nieco w dół, zdradzając irytację.
- Przypominam, że stoję tuż obok. – powiedział przesadnie miło – Bardzo proszę mimo wszystko powściągnąć język. Nie chcę korzystać z prawa do honorowego pojedynku. Dziękuję.
Uwaga szarowłosej była trafiona, sam Upiorny zastanawiał się, czy jego przypadłość jest zaraźliwa. Mimo wszystko miał nadzieję, że nie. Jak ją złapał? Cóż, pewnie od Yako dowiedziałby się, że powinien udać się do Kliniki…
Dlaczego myśli o nim w takiej chwili? Nie powinien tego robić. Gawain Keer otwarcie wyraził swoje niezadowolenie z powodu ich znajomości. Całkiem bliskiej znajomości.
Gwardzista potrząsnął lekko głową i zmarszczył nos by powstrzymać kolejne kichnięcie. Zamrugał szeroko otwartymi oczami, bo nie bardzo zrozumiał co właśnie zaszło. Został zaproszony na… a czy nie o tym rozmawiał z Vyronem w Wieży? Cóż za zbieg okoliczności.
- Dziękuję za zaproszenie. – powiedział grzecznie, rozpromieniony – Bardzo chętnie skorzystam.
Tancerz parsknął zadowolony, kiedy Poe dotknął jego szyi. Nie należał do najmądrzejszych na świecie koni, ale był dobrze wytresowany, dlatego też był ulubieńcem Lorda Vaele. To smutne, że z wiekiem stawał się coraz bardziej… niepokorny. Tak, jakby z każdym rokiem część wiedzy i umiejętności zwyczajnie wyparowywała. A może właśnie tak wygląda starość?
Wszedł do środka kierując się za pozostałymi. Widząc, że inni siadają w salonie, sam również zajął tam miejsce. Skorzystał z pozostawionych na blacie chusteczek, ale zanim opróżnił nos, przeprosił towarzystwo i odszedł na bok by zrobić to w miarę dyskretnie. Wrócił po chwili, już w lepszym stanie. Łzy dalej ciekły mu po policzkach, ale już przynajmniej nie kichał jak opętany i nie kręciło go w nosie. Usiadł kulturalnie i… poprawił kołnierzyk bo nagle szyja zaczęła go niemiłosiernie swędzieć.
Dostał swoją herbatę, podziękował i posłał Marionette uśmiech. Naprawdę żałował tego, co miało miejsce kilka lat temu, ale nie mógł przyznać się do tego otwarcie. Nie przy siwowłosej i Amiasie Poe. Zwłaszcza nie przy Amiasie, którego miał przyjemność bądź też nie, szkolić w jego młodości w wojsku. Tam Upiorny miał opinię nieugiętego i tak powinno zostać.
Upił łyk. Herbata była owocowa i przyjemnie słodka, dlatego nie trzeba było jej słodzić. Kiedy lunatyk wyraził swoją opinię na jej temat, spojrzał na niego szczerze zaciekawiony. O czym on mówił? Herbata zmieniała smak?
Uniósł filiżankę do ust i odkrył, że faktycznie tak jest. Kolejny łyk miał już zupełnie inny smak. Aeron wyczuł charakterystyczną goryczkę czarnej, klasycznej herbaty. Następny przypominał w smaku yerba mate. Ciekawa sprawa, nigdy wcześniej nic takiego nie pił. Dlatego pochwalił gust Kocicy. Nie dopytywał skąd posiadała taką mieszankę, bo zrobił to już siedzący obok mężczyzna.
Myśli Arystokraty uciekły na chwilę do ogrodu i zniszczeń które spowodował Tancerz a także do zaproszenia. Uszasta wcale nie musiała go zapraszać, mogła przecież kazać mu się wynosić. Zrozumiałby takie zachowanie i nawet nie byłby specjalnie zły. Nie lubiła go, on nie znał jej na tyle dobrze by próbować ją do siebie przekonać. Może powinien spróbować?
Wstał odkładając jeszcze pełną filiżankę. Podszedł do kobiety i posłał jej miły uśmiech.
- Nie mam ze sobą nic co mogłoby nadać się na grilla. – zaczął, rozkładając bezradnie ręce – Ale proszę pozwolić mi się odwdzięczyć za zniszczenia i zaproszenie . – poprosił lekko się jej kłaniając, bo naprawdę źle się czuł z tym co się stało – Czy ma pani jakieś stare, niepotrzebne sztućce, naczynia albo krzesła wykonane z metalu? Ira - 24 Sierpień 2018, 13:57 Ira spokojnie kichała przysłuchując się rozmowie. W końcu jednak się włączyła.
- Serio jest coś takiego? - zapytała szczerze zaciekawiona wzmianką o prawie do pojedynku. - Swoją drogą jak mam się do ciebie zwracać? Nigdy nie miałam kontaktów z arystokratami.
Przyjrzała się koniowi. Wyglądał jak koń. Cóż, akurat na tym się nie znała, to znaczy na koniach. Choć od biedy chyba by go nawet podkuła, ale wolałaby tego nie sprawdzać. Okres gdy pomagała kowalowi nie był zbyt długi.
Nie śpieszyło jej się do tej herbaty dopóki nie usłyszała komentarzy. Wzięła łyk i szybko następny. Naprawdę zmieniała smaki. Ludzie też mieli zmieniające smaki rzeczy, ale zupełnie inne. Tam każdy łyk by raczej zmieniał smaki według określonego wzoru.
- Serio, skąd to masz i czy jest drogie? Ja to chcę! - powiedziała entuzjastycznie, okraszając swoją wypowiedź bańkami.
To była ciekawostka z rodzaju tych, które chętnie by lepiej poznała.
Powoli oddaliła się od grona by wrócić do jedzenia. Jeszcze było trochę roboty.
Ira, która znów była w kuchni skomentowała słowa nowego gościa tymi słowami:
- Jakby tu mało żarcia było. Swoją drogą to już niemal wszystko gotowe i tylko już końcowa obróbka została. Słodycze zrobię później.Mari - 24 Sierpień 2018, 22:31 Spojrzała na Irę -owszem jest coś takiego. By odzyskać honor, który utraciło się gdy ktoś Cię obraził - powiedziała, bo tak to widziała i podeszła do rogatego. Obeszła go, smyrając swoimi ogonami po czym oparła głowę na jego ramieniu, mrucząc cichutko - jednak to nie zawsze się opłaca- powiedziała uśmiechając się i ponownie używając paraliżu. Może i było to nudne, ale cóż. Ona się w miarę dobrze bawiła - bo co jakbym przyjęła wyzwanie i zrobiła tak? - zapytała, gdy mężczyzna był już sparaliżowany i kopnęła go w tył kolan, sprawiając by upadł, złapała go jednak w ostatniej chwili by nie rozkwasił sobie twarzy, usiadła na jego plecach i przystawiła pazury do gardła - nie widzę Twoich oczu, nie mam nic metalowego, blokada Ci nie pomoże - wyszeptała tak, by tylko on to usłyszał - i co byś zrobił? Nie każdy przeciwnik przejmuje się honorem - dodała. Wyczuła jednak znajomy zapach i zmarszczyła na moment brwi. Zeszła z niego, cofając moc i pomogła mu wstać. Uśmiechała się do niego tajemniczo. Coś jednak mogło mu powiedzieć, że wie coś czego nie powinna wiedzieć. Ale teraz nie będzie z nim o tym rozmawiać, nie przy pozostałych, którzy znajdowali się w tym domu - poza tym wygranie ze słabszą, kontuzjowaną kobietą, nie byłoby honorowe, czyż nie mam racji?- zapytała, spoglądając na bruneta. Z drugiej strony, przegranie tym bardziej byłoby dla niego haniebne. Dla niego całe szczęście, że nie rzucił jej wyzwania.
Przytaknęła rogatemu głową - mamy i tak za dużo jedzenia. Szkoda, by się zmarnowało- wzruszyła ramionami. Widziała jak się cieszy, ale dlaczego? W końcu raczej nie będzie dla niego zbyt miła, nie po tym co zrobił te kilka lat temu.
Położyła lekko uszka, słysząc te wszystkie pochwały. Bawiła się kubkiem w łapkach. Usiadła na chwilę, bo skręcona kostka bolała ją coraz bardziej - jestem zielarką. To mój przepis - przyznała zakłopotana. Nie sądziła, że aż tak im to zasmakuje. Co do swojego zawodu to nie do końca kłamała. W końcu w Stowarzyszeniu była Czarownicą, a te zajmowały się między innymi eliksirami, więc zabawa ziołami, nie była dla niej niczym trudnym. Była w tym wyszkolona. Znalazła kwiat, który po zaparzeniu miał taką ciekawą właściwość, jak zmieniający smak herbaty, ale nie musiała się do tego przyznawać.
Spojrzała na Upiornego i westchnęła. Musiała pomyśleć czy Nishi wspominał o czymś takim. Nie chciała się zbyt rządzić. W końcu nie do końca była u siebie -chyba....jest coś w garażu- powiedziała i wstała, by poprowadzić gościa we wspomniane miejsce. Otworzyła drzwi i wpuściła go do środka - myślę, że wszystko tutaj jest do wyrzucenia - powiedziała, wskazując wiele żelastwa. Miała tylko nadzieję, że Nishi nie będzie na nią zły za to, że to wyrzuci. Czy cokolwiek mężczyzna miał zamiar z tym zrobić. A propos Kruczka... Lwica spojrzała na podłogę i podniosła z niej białe pióro, mieniące się wszystkimi kolorami. Westchnęła smutno i wróciła do salonu, skąd wzięła swoją torbę - przepraszam was na chwilę- powiedziała i ruszyła powoli na górę. Tam weszła do sypialni i zaczęła się przebierać z sukienki, do wygodnych spodni oraz koszulki, o luźnych, przezroczystych rękawach. Jeśli ktoś wszedł mógł zobaczyć jej plecy, naznaczone licznymi bliznami po biciu, ramiona ze znakami walki. Nie pomyślała o tym by całkiem zamknąć za sobą drzwi.Poe - 25 Sierpień 2018, 20:18 Kpiący uśmieszek niemalże wymknął się Amiasowi spod kontroli, gdy Aeron zwrócił im uwagę. Powstrzymał się od dalszych komentarzy pod jego adresem. Znał tę postawę, spojrzenie i ton. Opanowanie Arystokraty zaczął trafiać szlag. Nigdy nie sięgał po mocniejsze argumenty zbyt szybko, lecz gdy już przyszło co do czego bywał prawdziwie upiorny. Srebrnowłosemu aż przebiegły ciary po plecach na samo wspomnienie. Tym bardziej nie pozwoliłby na eskalację konfliktu i pozwolenie Cierniowi na poczucie się zagrożonym. Poza tym nie chciał by ten pomyślał, że Mari i Ira to jego towarzyszki i traktuje swoich gości tak samo jak one.
Amias bez większego pomyślunku złapał Mari za kark jak matka niepokorne kocię i odciągnął ją od mężczyzny, choć ten był już wolny od paraliżu. - To żadne wyzwanie, gdy nie może nawet ruszyć palcem. - skomentował jej dziwaczne zagrywki. - Masz okres czy jak, że każdemu facetowi w tym domu się obrywa? - prychnął jeszcze i wyciągnął ku Cierniowi pomocną dłoń. Obojętne czy ją przyjął, czy nie. To Arystokrata decydował, co jest lepsze w jego sytuacji. - Może niehonorowe i nudne, ale rozsądne. - Poe oparł się o ścianę i zaczął oglądać swoje paznokcie. Poświęcał im więcej uwagi niż Kotce. Rzucała się na wszystkich jak jakiś niedorozwój z dżungli i psuła atmosferę. Jak miał mieć apetyt, gdy żołądek skręca się ze złości i stresu?
Siedział i pił herbatę. Była wspaniała i przynajmniej ona poprawiała wszystkim humor. - Skoro nie zdradzisz przepisu, to może chociaż zgodziłabyś się odsprzedać trochę tej magicznej mieszanki? - dołączył się do pytań Iry z niemałą nadzieją. Lubił zaskakiwać swoich gości, sprawiać, że czuli się wyjątkowo. Przynajmniej na moment. Jego cierpliwość nie jest przecież wieczna.
Obserwował poczynania Aerona i Mari. - Nie daj się złapać na kotki w piwnicy! - zawołał za nim i roześmiał się krótko machnąwszy ręką na odchodne. Jeśli był tam jakiś złom to Cierń zrobi z niego dobry użytek. Powstrzymał pytania. Wszak Arystokraci uwielbiali się popisywać, więc na pewno dowie się za minutę lub dwie co takiego szykuje Rogaty. Lubił niespodzianki i pokazy.
Spojrzał za Mari. Wyglądała na zatroskaną i trzymała coś w dłoniach, ale nie był pewien co to było. Czmychnęła na górę cicha i nieobecna. Chyba jednak coś ją gryzło.
- Czy oni właśnie zostawili nas samych? - mruknął do Iry wielce niepocieszony takim obrotem spraw. Wszyscy gdzieś leźli. - W międzyczasie... Pochwalisz się chociaż, co takiego tam naszykowałaś? Sporo tego. - wstał z miejsca i podszedł do garnków jednakże żadnego z nich nie dotykał. Dziś kucharzem była Ira, a kucharz w swej kuchni zwykle bywał tyranem. Rządził niepodzielnie. Natomiast Poe był głodny. Szkoda by było narazić się na jej gniew, który przychodził jej z łatwością.Thorn - 26 Sierpień 2018, 13:53 Aeron Vaele był nadzwyczaj cierpliwym i tolerancyjnym Upiornym Arystokratą. Jeśli nie musiał, po swój rapier sięgał bardzo rzadko. Unikał sytuacji kłopotliwych, preferował życie spokojne i stabilne. Czasami jednak musiał przypomnieć swoim rozmówcom, że nie jest pierwszym lepszym napotkanym na ulicy przechodniem. Należał mu się szacunek, jeśli nie z urodzenia, to z funkcji jaką pełnił. Był jednym z Dowódców Gwardii Arcyksiążęcej i dodatkowo miał duży wpływ na politykę i gospodarkę Krainy Luster. Nie obnosiłsię nigdy ze swoimi tytułami bo ma się za skromną istotę, ale nie mógł pozwolić by Marionette, jakiekolwiek byłoby jej nastawienie do niego, bezkarnie testowała jego cierpliwość. Choćby przez wzgląd na zachowanie pozorów.
Już miał potwierdzić, że faktycznie istnieje coś takiego jak pojedynek honorowy, kiedy Kotka podeszła do niego i kokietując, wpłynęła na niego mocą. Poczuł jak każdy jego mięsień, wymęczony jazdą przez Otchłań, napina się do granic możliwości powodując ból. Nie mógł się odezwać, zaprotestować ponieważ sparaliżowane ciało odmówiło mu posłuszeństwa.
I pewnie nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie to co następnej kolejności zrobiła Ogoniasta. Kopniak w tył kolan był bolesny. Na tyle, by mężczyzna poczuł wzbierającą w nim złość. Tolerancja też ma swoje granice i w momencie gdy jej ośmieszanie go nabrało publicznego, agresywnego charakteru, została ona przekroczona.
Przytrzymała go by nie upadł na twarz, ale usiadła na świeżo naprawionych plecach które zdobił nowy, przepiękny tatuaż i przystawiła mu szpony do gardła. I właśnie w tym momencie Aeron Vaele stracił cierpliwość. Jej ogromne pokłady zostały wyczerpane i najzwyczajniej w świecie, Upiornego zalała krew. Dobrze dla Mari, że nie mógł się ruszyć bo w tej chwili najchętniej rozpłatałby jej brzuch.
Słodki ton Kocicy tylko wzmagał agresję. Rogaty aż kipiał ze złości, bo został straszliwie upokorzony.
Wstała zabierając ze sobą paraliż ale Aeron jeszcze przez chwilę leżał na podłodze, chcąc opanować furię. Z pomocą przyszedł mu Amias ale Upiorny nie przyjął podanej dłoni. Podniósł się, poprawił marynarkę i spojrzał na Lunatyka. Tylko Poe mógł wiedzieć co dzieje się we wnętrzu Gwardzisty. Tylko on miał prawo rozpoznać zimne jak lód spojrzenie. Tęczowy kalejdoskop barw niosący obietnicę śmierci w mękach.
I nagle twarz Arystokraty rozpromieniła się, zęby wyszczerzyły w uśmiechu który nie sięgał jednak oczu. Upiorny uniósł ręce na wysokość klatki piersiowej i zaklaskał w nie z uznaniem.
- Ciekawy pokaz, pani Marionette. - pochwalił - Dziękuję. Potwierdziła pani moje informacje o tym, że Dachowcy są niesamowicie drażliwi i wybuchowi. Zapamiętam to na dłuuugie lata. Gwarantuję.
Miał nadzieję, że rozładuje tym atmosferę która była napięta jak struna. Chciał pokazać, że mimo despektu jaki mu uczyniono, on nie żywi urazy do Gospodyni tej Posiadłości. Ostatecznie zaprosiła go na posiłek... Będzie musiał ostrożniej spożywać podane dania i napoje.
Herbata była wyborna ale on nie pochwalił na głos gustu Marionette. Zrobili to inni, on jedynie uśmiechnął się popijając napar. Przypomniał sobie o pytaniu jakie zadała siwowłosa.
- Nazywam się Aeron Vaele. - powtórzył, bo przecież Kotka już go przedstawiała - Ale proszę zwracać się do mnie wspomnianym pseudonimem. Będzie łatwiej. - posłał jej promienny uśmiech.
Kiedy Mari pokazała mu garaż, mężczyzna od razu zabrał się do szacowania co mu się przyda. Było tam sporo metalowych rupieci - stare, zardzewiałe krzesła, stoły, blacha służąca kiedyś pewnie za dach komórki na narzędzia albo łatę do dachu w razie gdy ten zostanie zerwany. Cóż, było z czego wybierać. Nie miał jednak okazji zabrać się za pracę od razu, bo Ogoniasta zniknęła na piętrze, tłumacząc się chęcią przebrania.
Nie mógł opuścić takiej okazji. Odczekał aż kobieta zniknie za drzwiami po czym wspiął się za nią na schody, przy okazji przepraszając na chwilę pozostałych i tłumacząc, że musi zamienić z Mari słówko.
Nigdy nie był specjalnie mściwy dlatego gdy tylko wszedł do jej pokoju i mocą zatrzasnął drzwi blokując zamek, nie rzucił się na nią z bitewnym okrzykiem. Zamiast tego podszedł powoli, podejrzanie powoli, oglądając jej poznaczone bliznami plecy.
- Wtedy... Kilka lat temu... Musiałem tak postąpić. - zaczął poważnym tonem i podszedł bliżej, wodząc wzrokiem po krzywiźnie szram - Nie oczekuję byś mi wybaczyła. Chciałbym jednak, byś przynajmniej publicznie, nie epatowała taką wrogością. Nie mogę cofnąć czasu, nic nie dadzą też przeprosiny... Ale proszę. Nie dawaj mnie i innym pretekstu. - westchnął - Nie jesteś mi wrogiem chociaż ja jestem twoim. Rozumiem to w pełni. Ale proszę, bądź ostrożniejsza. Mari - 26 Sierpień 2018, 22:20 Zawarczała na białowłosego, gdy ten złapał ją za kark. Jej źrenice również się zwęziły dość mocno. Odsunęła się od niego i przejechała łapą po karku, bo dziwne uczucie nadal pozostało. Mimo iż nie było z nią już tak źle jak jeszcze jakiś czas temu, to nadal nie lubiła gdy ktoś był za blisko. W szczególności, gdy tego kogoś praktycznie nie znała i jak na razie niezbyt lubiła, a tym bardziej mu nie ufała. Zignorowała też jego słowa. To nie była jego sprawa i nie chciała się tym dzielić z tym Lunatykiem. Jakoś wątpiła, że by zrozumiał, a do tego mógłby przekazać te informacje dalej, co raczej by jej nie pomogło, a nawet by wpadła w jakieś kłopoty przez to, że powiedziałby komuś trochę za dużo.
Zmrużyła oczy, ale nie powiedziała nic na słowa Arystokraty. Nie lubiła swojego imienia i miała nadzieję, że pozostali goście teraz nie przejmą od niego jej prawdziwego miana. Kto chciałby być nazywany Marionetką...chyba nikt. No może poza samymi Marionetkami.
- Nie powiedziałam, że się nie podzielę przepisem. Nie mam jednak przy sobie zbyt wiele tej herbaty, by ją sprzedać, ale może uda mi się zebrać więcej składników. Niestety rosną tylko w jednym miejscu i do tego wolałabym się tym nie dzielić. To tylko jeden kwiat prawdę mówiąc- dodała jeszcze - jednak trzeba go specjalnie suszyć, co trochę trwa- przyznała. Nie była to zbytnia tajemnica bo i tak nie zdobędą tej rośliny. Rosła tylko na wyspie, która była zajęta przez Wieżę, więc nie mieli tam żadnego wstępu. No może nie licząc Upiornego, bo z tego co wyczuła, to miał coś wspólnego z Różą, ale możliwe, że był tam jako Gwardzista, więc też nie miała w pełni pewności.
Odwróciła głowę, gdy Upiorny wszedł do sypialni i zamknął za sobą drzwi - wszyscy Upiorni nie wiedzą co to prywatność, czy to tylko Ty? - zapytała i zarzuciła na siebie koszulkę, by nie świecić swoimi paskudnymi pamiątkami.
Położyła po sobie uszy i usiadła na łóżku. Zaczęła głaskać białe pióro. Wysłuchała Ciernia, po czym milczała przez chwilę, zastanawiając się, co mu w ogóle na to odpowiedzieć - masz rację...przeprosiny nie przywrócą Lily życia - przyznała, wpatrując się w białą lotkę i westchnęła ciężko - gdy życie zaczęło mi się układać i myślałam, że znalazłam szczęście...to znów zostało mi odebrane. Do tego pojawił się znikąd Poe, a następnie Ty i wspomnienia sprzed kilku lat odżyły....chyba faktycznie przesadziłam - zamknęła oczy, opuszczając uszka po bokach głowy. Nie puszczała piórka, jakby było dla niej teraz najważniejsze. Nie próbowała też nawet wychodzić, wiedziała, że to nie ma najmniejszego sensu i pewnie nie wyjdzie stąd, póki Cierń tak nie uzna. Póki z nią nie pogada, lub jej jakoś nie ukaże - jak chcesz mnie ukarać to proszę bardzo - powiedziała obojętnym głosem, nie otwierając swoich dwukolorowych oczu.Ira - 28 Sierpień 2018, 05:43 - Głupota. - krótko skomentowała idee pojedynków honorowych gdy została jej wytłuszczona.
Przewróciła oczami. Zachowywali się gorzej niż dzieci. Gdy doszło do rękoczynów (może jeszcze niezbyt poważnych, ale jednak) uznała, że ich trochę otrzeźwi i na każde z trójki wylała kubeł zimnej wody. Nie dosłownie, ale wystarczająco blisko. Iluzja zimnej wody powinna dać podobny efekt co prawdziwa, a nie trzeba będzie się przebierać. Potem niewidzianymi palcami chwyciła wszystkich za karki i poprowadziła by usiedli w pewnej odległości od siebie. Delikatnie, ale stanowczo. Potem mogą sobie robić co chcą, ale niech się nie pomordują przed posiłkiem.
Fakt faktem - nie znała Ciernia. Znała jednak gniew. Gniew w zasadzie każdej postaci. To co zaś ujrzała przelotnie w jego oczach było bez wątpienia gniewem. Wielkim gniewem. Pokiwała lekko głową z uznaniem; zapanował nad nim. Nie każdy by coś takiego potrafił, a płomień tak wielki puszczony samopas jest niszczycielski. Jakby nie było w ciągu ostatnich lat stała się swego rodzaju ekspertką na temat tej jakże ciekawej emocji.
Nie próbowała zatrzymywać ani Mari, ani chwilę później Ciernia choć na jego widok zmarszczyła brwi; podglądać ją idzie czy co?
- Podejdź no tu. - powiedziała w kierunku Amiasa, a gdyby ten przyszedł wepchnęłaby by mu w usta łyżkę gęstego sosu. Był ostry. Nawet piekielnie ostry, bo był autentyczny, a nie ugrzeczniony przez europejczyków. Nie był i tak najostrzejszym jaki znała, ale i tak mógł się okazać za ostry dla tu obecnych. Ona go lubiła, ale to nie było teraz zbyt istotne.
- Smakuje? - pytanie było szczere, ale po cichu oczekiwała przedstawienia kiedy jego umysł zorientuje się co ma w ustach.Poe - 28 Sierpień 2018, 10:13 - To chyba zależy od stawki. - wzruszył ramionami na komentarz Iry odnośnie pojedynków. - Lepsze to niż rodowe wojenki wykańczające nie tylko całe rodziny, ale i Lustrzan na ich ziemiach. - dodał, lecz jego ton zdradzał, że przekonanie to nie jest oparte na osobistych doświadczeniach.
Spokój Lunatyka był pozorny. Delikatne rysy zastygły w iluzji obojętności i zimnokrwistego wnętrza Amiasa. Tak jak się tego spodziewał Upiorny nie ujął jego dłoni, a jedne spojrzenie w wielobarwne tęczówki utwierdziło go w przekonaniu, że obecna tutaj Mari ostro przegięła. Gdyby nie wychowanie, maniery i szeroko pojęte ucywilizowanie Aerona, uszata stałaby się wyjątkowo ciernistym krzewem krwawiącego mięsa. W tym pomieszczeniu było więcej metalu niż sztućce i garnki w kąciku kuchennym. Każdy gwóźdź w podłogowych deskach tylko czekał na wezwanie. Kotka paliła mosty jeszcze przed ich postawieniem i Poe nie miał wątpliwości, że pewnego dnia się to na niej zemści. Cierń skutecznie pozbawił go wszelkich złudzeń w tej kwestii. Był przy tym jednak nieostrożny, ostry w słowach. Nie znał go od tej strony. Choć Rogaty nie miał lekko w Gwardii, rzadko dawał się aż tak sprowokować. Widać i mgnienie oka może zmienić.
Chwilę później krzyknął krótko wciągając powietrze, kurcząc barki i rozstawiając ramiona niczym strach na wróble. - Zimne! - uniósł głos zaskoczony, by zaraz potem poczuć ucisk na karku. - Ty! Jestem cały mok... - skrzyżował gniewne spojrzenie z Irą, gdy nagle przestało być zimno i mokro, więc przerwał swoje kwilenie. - Czekaj. To była iluzja? - wypalił retorycznie, gdy umysł starał się szybko ogarnąć ciąg przyczyn i skutków. Poe otrząsnął się jeszcze na wspomnienie chłodu lepiących się do niego ubrań, lecz zaraz się uśmiechnął. - Niezgorsza sztuczka. - powiedział nisko zadowolony z psoty, bo nie tylko on oberwał kubłem widmowej wody. Dla Kotki pewnie było to bardziej niemiłe, natomiast Cierń... Upiornym dopiekało się najlepiej. Iluzja skutecznie skierowała jego myśli na inne tory, oderwała je od kłótni.
- Dla takich rarytasów warto czekać. - odparł niezrażony licznymi przeszkodami. Czas pracował również dla niego. Potrzebował go by trochę zarobić, gdyż aktualnie jego środki sprowadzały się do na wpół wypełnionej sakiewki i licznych ozdóbek. W kwestii pustej lub wypełnionej przestrzeni sakiewki był optymistą, natomiast swoich małych skarbów zastawiać zamiaru nie miał.
Podszedł do Iry. Sos pachniał mieszanką niezliczonych przypraw. Gęsty, ciemny i aromatyczny. Grzechem byłoby odmówić. Gdy kobieta wpakowała mu jego łyżkę w usta, podstawił dłonie, by się nie poplamić. Wyprostował się i smakował. Był tak pyszny jak wyglądał i pachniał. Amias oblizał wargi, lecz zaraz wypuścił powietrze ustami i szeroko otworzył oczy. Zatkało go na moment. - Ostre to cholernie! - wychrypiał lekko i pociągnął nosem. - Ale nie tak, by nie było czuć smaku potrawy. - przyznał. Wiedział, że da radę to zjeść i przyzwyczai się po kilku minutach. - Dość kremowy i kwaskowaty. Dodałaś śmietany? - zapytał jeszcze, po czym sięgnął po swoją filiżankę, by ugasić płomień w jego ustach. Na pytanie, czy mu smakuje pokiwał głową, bo właśnie pił. Spojrzał w naczynie by sprawdzić, ile herbaty mu zostało, po czym skrzywił się mocno. Na twarzy wymalowało się obrzydzenie i trwoga. - Mam nadzieję, że to nie to tak zmienia smak! - odsunął od siebie nadal trzymaną filiżankę. Na dnie było oko! Ale coś nie pasowało. Amias powstrzymując mdłości zmusił się by przyjrzeć się dokładniej. Czy gałki oczne nie mają czasem nerwów i żyłek na końcu? Małego kłębka rurek? Dotknął oko palcem. Lepiło się tak piankowo jakoś. Amias odetchnął i obrócił się w stronę schodów. - Mari! Nie żyjesz! - wydarł się na całe gardło, po czym wyciągnął żelkowe oko by i Ira mogła zobaczyć o co tyle krzyku. - Musiała coś wrzucić! - powiedział z niemałym naciskiem i zjadł żelka. - Hmm... cytrynowe. - mruknął i oparł się o blat stołu. - Mogliby już zleźć. Wszystko już czeka. - poszurał butem po podłodze. - Gotujesz naprawdę dobrze. Lubisz to? - zapytał. Sam nie gotował wiele. Jeśli mógł to stołował się w knajpkach, bo sam potrafił przygotować tylko "męskie żarcie". Czasem nawet i tego nie chciało mu się pichcić, więc po prostu zjadał składniki oddzielnie lub robił z nich koreczki.