Bane - 10 Lipiec 2017, 21:02 Zostawienie ich samych chyba nie było dobrym pomysłem. Biorąc pod uwagę jak bardzo są rozżaleni, istniały dwie opcje: albo skoczą sobie do gardeł raniąc się jeszcze bardziej, albo oboje się popłaczą i i tak nic z tego nie wyjdzie. Taką rozmowę chyba najlepiej przeprowadzać po tak zwanym 'przespaniu się' ze sprawą.
Bane siedział cicho i ani myślał się odezwać. Nie wiedział co miałby powiedzieć. Dobrze, że Tulka pierwsza się odezwała. Chociaż szkoda, że jej słowa były podszyte takim żalem i smutkiem. Ale co się dziwić? Białowłosy ją skrzywdził, chyba nawet nie zdawał sobie sprawy jak mocno.
Początkowe komplementy nieco złagodziły sprawę. Bane poczuł się pewniej, podniósł oczy i teraz patrzył na nią. Ciężko mu było oglądać płaczącą dziewczynę, zwłaszcza, że ona znaczyła dla niego coś więcej. Więcej niż mógł jej przyznać.
Bo była lekarstwem. Była tą osobą, przy której nie myślało się o problemach dnia codziennego, nie myślało się o swoich zboczeniach, o tym jakim się jest. Życie było zwyczajnie łatwiejsze.
Zmarszczył brwi gdy zaatakowała mocniej. Gdy zaczęła mówić o tym jaki to on nie jest obrzydliwy, zacisnął pięści pod stołem.
- Nie porównuj mnie do tego śmiecia. - syknął przez zaciśnięte zęby - Nie zamknąłem cię w piwnicy. Nie gwałciłem. - dodał - Do Rosemary poszedłem z zamiarem wymierzenia kary, już o tym wspomniałem. Skrzywdziła cię, chciałem by poczuła się jak zabawka, chciałem by zapłaciła za krzywdy. - w oczach pojawił się błysk, świadczący o tym, że złość w nim wezbrała. Porównanie go do Gipinga nie było tylko bolesne ale też i uwłaczające. A na to duma Bane'a nie mogła pozwolić.
Jej dalsze słowa pozwoliły mu się jednak uspokoić. Zeszła z tematu, nie naskakiwała już na niego tak mocno. Tym razem skupiła się na zaufaniu.
Wiatr powiał i rozrzucił jego białą grzywę, odsłaniając całkowicie twarz. Cyrkowiec wysłuchał co dziewczyna miała do powiedzenia po czym przeczesał włosy prawą ręką. Wyprostował się na siedzisku i przez chwilę wyglądał tak, jakby miał to wszystko w dupie. Jakby słowa Tulki wcale go nie ruszały.
Ale ruszały. I to bardzo. Nie wiedział za to jak ma się zachować w takiej chwili dlatego na twarzy pojawiła się beznamiętna maska nie wyrażająca zupełnie niczego. Usta zacisnął w wąską, prostą linię, odwrócił na chwilę wzrok i spojrzał gdzieś w bok, na pobliskie drzewo.
- Pytasz o to wszystko kogoś, kto nigdy nie ufał nikomu. Pytasz Człowieka... nie, Dziwadło, które nie potrafi spojrzeć na swe odbicie w lustrze. - westchnął - A w końcu... pytasz mnie, osobę, która całe życie była sama i mimo pociągu nie potrafiła stworzyć zwykłej, zdrowej relacji? Nie uważasz, że to trochę niewłaściwe? - zamilkł na chwilę, celowo, by jego słowa trafiły do dziewczyny - Nawet własna siostra mnie nie kochała. Wykorzystywała mnie, wszyscy mnie zawsze wykorzystywali. Dziwisz się temu, jaki jestem? Nauczyłem się wykorzystywać bo miałem świetnych nauczycieli. Znasz powiedzonko "Kiedy wejdziesz między wrony, zaczniesz krakać tak jak one"? - znowu przeczesał włosy - Jestem jaki jestem, nie uważam się ani za osobę dobrą ani za złą. Jestem wyrachowany, bo tego nauczyło mnie życie. - powrócił na nią wzrokiem - Zawsze powtarzam, że jestem sukinsynem. Dodasz do tego: "Jeszcze zawziętym dupkiem, który dba tylko o samego siebie". A ja odpowiem: "Owszem. Bo gdy dbałem o innych, gdy dbałem o siostrę, dostawałem zawsze po dupie. Dlatego nauczyłem się by w pierwszej kolejności myśleć o sobie."
Cisza która na chwilę zapadła była ciężka, cięższa od ołowiu. Bane czuł w sercu ból a jednocześnie w głowie miał pustkę, mówił po prostu wszystko co myślał. Już nie kłamał, nie ubierał wszystkiego w czułe słówka.
- Ale wiesz co? Mimo wszystko jest mi głupio i mam do siebie żal. - powiedział w końcu - Bo postąpiłem źle, zawiodłem cię i wbrew pozorom boli mnie to jak cholera. Nie sądziłem, że znajdę osobę o którą będzie mi się chciało dbać. O którą będę zabiegał, troszczył się i kochał. - zamknął oczy - Szkoda tylko, że utwierdzenie w uczuciu przyszło w momencie gdy jest już za późno. - westchnął - Nie wiem, co mogę powiedzieć więcej, Kruszynko. Nienawidzisz mnie w tej chwili, wiem, to normalne. Ale może kiedyś zrozumiesz moje motywy względem Rosie i szczere intencje względem ciebie.
Zamilkł. Nie odezwał się już więcej. Nie miał nic do powiedzenia, wydawało mu się, że wyjaśnił to co musiało zostać wyjaśnione. Jednak czy tym odbuduje więź, która wisiała już tylko na włosku? raczej nie.Tulka - 11 Lipiec 2017, 11:24 Spojrzała na niego groźnie - czemu chciałeś, żeby tak się poczuła? Dlatego, że mnie zaatakowała? - zapytała lekko warczącym głosem. Nie rozumiała tego. Nie umiała tego pojąć, jak można w ogóle coś takiego chcieć. Chcieć zrobić z kogoś przedmiot, coś co się w życiu tak naprawdę nie liczy.
Widziała jego beznamiętny wyraz twarzy, ale starała się na niego nie reagować. Skoro miał to w dupie to niech sobie ma. Tak bardzo chciała mu dać drugą szansę, żeby pokazał, że to faktycznie był jednorazowy wyskok, że nie ma się o co martwić, że znów narobi sobie kłopotów tylko przez to, że nie umie się powstrzymać widząc nagą kobietę.
Słuchała uważnie jego słów. Nie mogła uwierzyć, w to co powiedział. Siostra go nie kochała? Kochała! Inaczej nie przyszłaby do Tulki, by poprosić ją o przekazanie wiadomości. Nie wyglądała na osobę, która by wykorzystywała własnego brata tylko dla swojego widzi mi się. Była chora i nie miała nikogo innego na kim mogłaby polegać. Starała się pewnie jak mogła, żeby nie być dla niego ciężarem, ale to nie była jej wina że zachorowała. Nigdy nie wiesz co Cię spotka w życiu. Julia nigdy by nie podejrzewała, że trafi do magicznej krainy, że zostanie dziwadłem. Właśnie...Bane też się tak nazwał. Zaczynało to Tulkę denerwować. Sama długo się przekonywała o tym, że wcale tak nie jest. On pracował między innymi istotami, pomagał im, miał Julię, która pokochała go takiego jaki jest, a on nadal swoje. Nie mogło do niego dotrzeć, że to też ją boli?
Jej oblicze stawało się coraz bardziej ciemne. Nie miała już najmniejszej ochoty tu przebywać. Powoli wstała bez słowa i ruszyła w kierunku Kliniki.
Zatrzymała się jednak słysząc kolejne słowa. Przepraszał, ale znów narzucał jej co ona czuje. Jej paznokcie wydłużyły się tak samo jak kły. Stała tuż przed Banem, więc po prostu odwróciła się szybko z zamiarem spoliczkowania go. Jednak jej ruch nie był taki precyzyjny jak chciała. Bardziej przypominał uderzenie łapy jakiegoś kota, przez co jeśli się nie usunął z drogi, od jego brwi po policzek na prawym oku pojawiły się trzy krwawiące szramy. Spojrzała na niego pełna wściekłości.
- Możesz przestać mi mówić, co do Ciebie czuję i jak będę reagować na Ciebie?! - Krzyknęła. Już miała tego serdecznie dość. Skrzydła miała lekko rozłożone, a futro najeżone.
-Co chwila mi mówisz, że nie mogłabym na Ciebie patrzeć, że Cię nienawidzę, że jesteś dziwadłem - warczała na niego - zupełnie jakbyś chciał, żeby tak było- nie przejmowała się tym czy cierpiał z powodu rany (o ile w ogóle trafiła) czy nie. Musiała to z siebie wyrzucić - Bane ja Cię kocham, nie możesz tego zrozumieć? Skrzywdziłeś mnie ale to nie znaczy, że Cię od razu będę nienawidzić! - w jej oczach znów pojawiły się łzy. Odwróciła się do niego tyłem - i nie wymawiaj się, że to przez to, że byłeś tak traktowany w Świecie Ludzi - powiedziała już spokojniej -domyślam się, że tamte kobiety, z którymi spałeś to tez były twoje zabawki, że Ty je wykorzystywałeś. Twoja siostra Cię kochała i na pewno nie chciała być dla Ciebie ciężarem ale nie miała nikogo innego - pociągnęła nosem i zgarbiła się lekko po czym znów odwróciła do białowłosego -czy ja też powinnam się stać taka jak Ty? Do czwartego roku życia wychowywała mnie niania, potem byłam zdana na siebie. Rodziców nic nie obchodziło poza tym, że przynosiłam im kasę. Po nic innego nie byłam im potrzebna... Zabierali to co dostawałam od ojca Jocelyn, nie pozwalali mi się z nim spotkać, nie mogłam rozwijać swoich zainteresowań poza rysowaniem bo sama sobie kupowałam wszystko, za to marne kieszonkowe, które dostawałam. Nawet nie cieszyli się, że szybciej skończyłam szkołę, że poszłam dalej. Dla nich liczyły się pieniądze i to, żebym nie przynosiła im wstydu- spoglądała na niego bez emocji - moja rodzona siostra, którą dopiero co odnalazłam mnie nienawidzi, moja przyjaciółka zginęła w wypadku bawiąc się ze mną, w miejscu, które ja wybrałam, mój przybrany brat pewnie też nie chce mnie znać bo od dwóch lat nie odwiedziłam go ani się z nim nie spotkałam- powiedziała głosem wypranym z emocji -więc nie waż się znajdować tak banalnych wymówek bo na mnie nie zadziałają. To, że jestem na co dzień wesoła i staram się pomagać innym jak mogę to nie wynika z mojego cudownego dzieciństwa, bo go praktycznie nie miałam - ponownie się od niego odwróciła - przyznaj...po co zostałeś lekarzem? Żeby pomagać innym? Czy, żeby mieć sporo pieniędzy na szpanowanie przed kolejnymi laseczkami?- zapytała -bo wiedz, że na mnie pieniądze nie działają...przepraszam. Widać nigdzie nie znajdę rodziny. Nawet tu jestem liskiem doświadczalnym i maskotką.... - dodała jeszcze i ruszyła przed siebie, kulejąc. Zabrała jeszcze kule, ale zatrzymała się znów już w pewnej odległości od niego. Powoli ściągnęła z szyi obróżkę i po prostu upuściła ją obok siebie w trawę. Tak bardzo chciała mu dalej ufać ale nie potrafiła. Nie mogła kierować się tylko tym, że go kocha. Musiała sobie sporo przemyśleć.
Ruszyła dalej, nie odwracając się już za siebie.
ZTBane - 11 Lipiec 2017, 15:35 Zamierzał odpowiedzieć na jej pytanie. Ale w ostatniej chwili uznał, że nie będzie to konieczne. Dlaczego? Bo powtórzyłby to samo, co powtarza cały czas - że skatował Rosie, bo chciał się zemścić za Tulkę. Za jej krzywdę.
Gdy dziewczyna wstała nie podniósł się od razu. Miał taki zamiar, ale jeśli zerwie się tuż za nią to ją osaczy. A nie ma nic gorszego niż osaczanie osoby, która w danym momencie ma dosyć rozmów i towarzystwa. Bane odczeka chwilę i zwyczajnie za nią pójdzie, bo w końcu Anomander zaznaczył, że dalej ma pracować, prawda?
Nie spodziewał się, że jego słowa tak rozjuszą skrzydlatą. Mówił szczerze, nawet jeśli brzmiało to tak, jakby nie miał sumienia. Otóż miał, mimo, że w większości leżało uśpione gdzieś na samym dole studni, którą był umysł Bane'a.
Była blisko. Bardzo blisko... Właściwie stała obok. Bane odwrócił się ku niej i wyciągnął ręce by ją do siebie przyciągnąć i przytulić. Nawet jeśli nie będzie tego chciała, będzie protestowała, on zwyczajnie ją przytuli. Może wtedy emocje opadną. Może się pogodzą, wybaczy mu zdradę.
Ale wtedy Tulka odwróciła się i machnęła ręką by go spoliczkować. I nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie ból, który nagle rozpalił się w okolicach jego prawego oka. Czas zwolnił gdy dziewczyna wykonywała ruch, Cyrkowiec na ułamek przed uderzeniem zauważył długie pazury. W porę zamknął oczy mimo to usłyszał dźwięk jaki wydaje szarpana skóra. Poczuł też charakterystyczne pieczenie w miejscu uderzenia a gdy otworzył oczy, zalała je jego szlamowata jucha. Nie dużo, skrzydlata nie uszkodziła żadnej ważnej żyły ale jak wiadomo, twarz jest dobrze ukrwiona. Wystarczy głupie przecięcie łuku brwiowego a krew leje się jak z zarzynanego świniaka.
Podniósł rękę do zranionego oka i poderwał się zaskoczony. Zdrowa brew ściągnęła się w wyrazie zaskoczenia i dodatkowo złości. Uderzyła go, okej. Ale czy była świadoma, że rozpruła mu oko?
Tak naprawdę nic wielkiego się nie stało. Oko było całe, nie skaleczone. Tulka pazurami rozcięła brew i przez powiekę dotarła do policzka, do okolic kości jarzmowej. Nic wielkiego, Bane zasklepi to sobie w kilka chwil.
Ale ten ruch go poderwał. Mężczyzna stał teraz wyprostowany jak struna i patrzył na nią jednym okiem z wysokości. Minę miał zaciętą, złagodniała dopiero gdy dziewczyna zaczęła mówić głosem całkowicie wypranym z emocji. Głosem tak podobnym... do jego.
- Nie odpowiem już na żadne z pytań... bo wydaje mi się, że znasz na nie odpowiedzi. - powiedział podnosząc głowę wyżej, zadzierając nosa. Jednocześnie brew powędrowała wewnętrzną końcówką ku górze, co wskazywało na to, że żal wzbierał w Cyrkowcu.
- My... Ja... - zawahał się - Ja muszę to wszystko przemyśleć. Poukładać sobie w głowie. Do czasu kary będę pracował normalnie, niestety będziesz skazana na moją obecność. - westchnął a krew skapywała mu spomiędzy palców na całą dłoń, barwiąc ją na brudną zieleń - Mimo wszystko dam ci spokój. Będę się starał nie wchodzić ci w drogę. Jesteś wolna, Najdroższa. - na ostatnie słowa uśmiechnął się do niej smutno i zdjął rękę z oka. Spojrzał na nią normalnie, mimo, że krew zalewała mu prawą stronę lica. Cień smutku przebiegł po jego twarzy, równocześnie pojawił się też spokój, który mógł być niepokojący.
Bane uśmiechał się do niej tak, jakby widzieli się po raz ostatni. Jakby rozmawiali po raz ostatni. Musiał być przygotowany na tę możliwość.
- Może teraz, gdy nie będę cię napastował, odnajdziesz spokój i szczęście. - powiedział cicho - O jedno tylko jeszcze proszę: zmyj jak najszybciej krew z ręki. Nie chcę być zachorowała.
Gdy odchodziła odprowadził ją wzrokiem. Nie ruszył za nią, patrzył, przymrużając oczy. Nie zwracał już uwagi ani na krew ani na ból. Po prostu patrzył. Bo mimo iż jeszcze spotkają się w Klinice, wiedział, że właśnie zakończył się jakiś etap w jego życiu. Czuł, że to co zburzył nie zostanie odbudowane takim samym.
- Zawsze będę cię kochał. - mruknął pod nosem - Niezależnie od tego jak dalej potoczy się nasze życie. - zabrał swoje rzeczy i ruszył jak już zniknęła za horyzontem. Na swojej drodze znalazł niewielką obróżkę z połową błyskotki, taką samą, bliźniaczą połową Blaszki którą on posiadał. Wisiorek błysnął, odbijając promienie zachodzącego słońca.
Bane podniósł Blaszkę i obrócił ją w palcach przystając na chwilę. Zauważył odrobinę krwi, jej krwi.
Uniósł błyskotkę do ust i przyłożył do warg, jakby chciał złożyć pocałunek.
- Zawsze. - powtórzył bezgłośnie po czym ściskając Blaszkę w dłoni udał się prosto do Kliniki. Bo gdzie miał iść? Klinika nadal pozostawała jego domem.
Jeszcze.
Ale jak długo nadal nim będzie?
ZTSoph - 7 Wrzesień 2018, 22:39
Deszcz oczyszczenia zaczął padać nad całym Mistem Lalek. Każda postać mająca kontakt z deszczem podlega efektom serum prawdy. Trwają one 10 postów od ostatniego kontaktu z wodą. Prosimy zaznaczać odliczanie postów! (Wszystko widzę~~)
Deszcz mija wraz z końcem Wyzwań wrzesień-listopad.
Rim - 18 Grudzień 2018, 13:54 Wychodząc z gabinetu zorientowała się, że pogoda na zewnątrz w końcu się poprawiła. Wydawało się, że jest tam naprawdę ciepło. Może jednak zaryzykuje? Poszła więc do recepcji by zapytać czy jest możliwość by spędzić tam czas. By poczekać na gospodarzy na świeżym powietrzu. Recepcjonistka wyglądała na zmartwioną, ale w końcu uległa i zaproponowała tylko termos z herbatą, na co Rim chętnie przystała. Poczekała na napój i udała się do parku.
Pospacerowała chwilę, po czym usiadła na ławeczce, schowanej za różanymi krzakami. Położyła obok siebie torbę i zamknęła oczy. Nawet nie zauważyła kiedy pogrążyła się we śnie.
Było wszędzie ciemno. Była noc. Znów błąkała się bez celu bo ulicach, których w ogóle nie znała. Byłą głodna, przemoczona i przerażona. Z oczu leciały jej łzy. Jednak nie łkała. Szukała pomocy. Z każdego miejsca jednak ktoś ją przeganiał. Każda istota, potwór nie miał twarzy, ale mówił jednym głosem - pana Marwicka - to wszystko twoja wina.... Enkil - 22 Grudzień 2018, 01:51 Więź między Dreczycielem i jego śniącym, trudno jest opisać. Zresztą niewielu ma w istocie szanse na zrozumienie. Bo jak rozmawiać ze ślepym o kolorach? Niepowiedziane, również że inni snożercy, będą w stanie pojąć istotę tego zjawiska. Czemu ? Cóż, choćby dlatego, iż większość Cieni żywi się konkretnym gatunkiem snów, nie patrząc na ich źródło. My Dręczyciele postrzegamy rzecz inaczej, sami manipulującymi śniącymi, by osiągnąć interesujący nas „smak”.
W zasadzie proces ten nieco przypomina gotowanie, jeśli spojrzeć na to z bardziej przyziemnej strony.
Już nazbyt długo odwlekałem swój posiłek, dlatego znajoma apetyczna aura ze zdwojona mocą połechtała me podniebienie. Zmysł więzi poprowadził mnie do celu, szybko i bezbłędnie. Niczym nić do kłębka. Jednak zaspokojenie głodu nie było moim jedynym celem, na dzisiejszy dzień planowałem coś specjalnego... Niedawne wydarzenia z życia mojej śniącej, których ślady odciskały się w jej snach, dały mi furtkę, aby nieco przyspieszyć moje palny. Zadowolony uśmiech sam cisnął mi się na usta, gdy obserwowałem jak wewnętrzne lęki i wyrzuty sumienia, wbijają zęby w psychikę rogatej. W prosty sposób mogłem zwiększyć ilość, zalewających ja negatywnych emocji. W obecnej chwili było to równie łatwe co przekręcenie kurka z zimną wodą. Ale to nie ten etap stanowił wyzwanie i główną część zabawy. To, co miałem zamiar zrobić z tą małą upiorną, można by przyrównać do przekucia złamanego miecza w nowe i silniejsze ostrze. Rim już teraz pękała, jednak należało złamać ją zupełnie, aby można zacząć nad nią pracę.
Czy chaos, który siałem w jej głowie, podczas każdego żerowania, był okrucieństwem? Zdecydowanie. Czy miałem z tego powodu wyrzuty sumienia lub wmawiałem sobie, że robię to w imię wyższych celów? Absolutnie nie. To było wyzwanie, które postawiłem przed samym sobą, zaś Rim miała szczęście stać się mym królikiem doświadczalnym. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z moim planem, to i sama Upiorna na tym skorzysta. Ot.
Przez chór jednakowych głosów, przebił się mój własny. Rim mogła usłyszeć go tuż za swoich pleców. Na chwilę przed tym, jak świat utkany w jej podświadomości został przeze mnie pożarty.
-Myślisz, że mają rację ?
Pytanie zawisło w próżni i dźwięki mego głosy były ostatnim czego Rim, mogła złapać się w ucieczce przed nicością . Czy może raczej przed ponownym wkroczeniem w rzeczywistość. Postarałem się jednak by tym razem, wybudzenie nie było nagłe i gwałtowne. Wspaniałomyślnie postanowiłem dać jej kilka sekund, na oprzytomnienie. Przydadzą jej się z całą pewnością...
Tym razem, po pochłonięciu snu, nie przeniosłem się do kolejnego. Wykorzystałem sposobność i furtkę, do rzeczywistości, po to, by pojawić się u boku Rim. I to w jak najbardziej dosłownym znaczeniu tych słów. Jeśli po parku przechadzało się w tej chwili więcej pacjentów, to któryś z nich mógł dostrzec, jak materializuję się na ławce zaraz przy jasnowłosej. Dziwne? Może w Świecie Ludzi, lecz na pewno nie w Krainie Luster. Nie mniej jednak nagłość zdarzeń, mogła zaskoczyć.
Rozparłem się wygodnie i leniwym spojrzeniem powiodłem po okolicy. Rozpoznałem ją, jednak pewność zyskałem, dopiero gdy mym oczom ukazał się budynek kliniki. Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej, przenosząc spojrzenie na swą żywicielkę. Nie odzywałem się, czekając aż dziewczyna, oprzytomnieje. To było Nasze pierwsze spotkanie w rzeczywistości, zatem jej reakcja szczerze mnie ciekawiła. W snach moją twarz zwykle przesłaniały maski czy częściowe zasłony, rzadko pokazywałem swe oblicze w całej klasie. Teraz jednak było inaczej. Maski w takim miejscu za bardzo rzucałyby się w oczy. Tak jak zwykle mojej garderobie towarzyszyły odcienie czerni i szarości. Dłonie chowały się w czarnych cienkich rękawiczkach, wykonanych ze skóry pewnej bestii. Kosztowały sporo, ale były niczym druga skóra. Noszenie ich stało się zawodowym przyzwyczajeniem, nabytym w Świecie Ludzi. Nikt nie szanuje złodziei zostawiających odciski palców, prawda?Rim - 23 Grudzień 2018, 00:52 Po policzkach popłynęło kilka łez, ale raczej nikt nie zorientowałby się, że śni jej się coś niedobrego. W szczególności, że kilka kosmyków opadło jej na twarz.
We śnie błagała by głosy przestały. Opadła na kolana i zakrywała uczy, płacząc. Nagle usłyszała znajomy głos, a gry otworzyła oczy była nagle w parku. Nie zarejestrowała jednak od razu co to za miejsce, myślała, że to nadal sen. Cały czas jednak w głowie pojawiało się ostatnie zdanie, jakie pojawiło się we śnie. Czy się z nimi zgadza? Nie wiedziała tego. Dodatkowo pamiętała zbyt dobrze co jej się śniło. Pociągnęła nosem i otarła szybko łzy. Już sięgała po herbatę, gdy zauważyła, że ktoś obok niej siedzi.
Aż podskoczyła zaskoczona i upuściła termos. Ale skąd ten termos we śnie? W sumie...różne rzeczy mogą się śnić to czemu nie termos? Ale teraz miała inne zmartwienia. Wpatrywała się w mężczyznę, nie wiedząc co ma powiedzieć i gdy już coś miało zostać powiedziane, dostała napadu kaszlu. Częściowo z szoku, bo poznała mężczyznę, który śnił jej się dziś bez przerwy, a była swięcie przekonana, że go wcześniej nie spotkała - p...pan Zaklinacz? - zapytała niepewnie i instynktownie odsunęła się na ławce. Na szczęście z niej nie spadła. Chciała uciekać, wiedziała, że ten czarnowłosy mężczyzna był niebezpieczny, ale z drugiej strony z niewiadomego powodu nie chciała się od niego zbytnio oddalać. Czemu tak się czuła?Enkil - 25 Grudzień 2018, 20:46 Nieodmiennie był to ciekawy etap, którego doczekała zaledwie garść z mych śniących. Bo co innego wiedzieć wszystko o istocie, na której się żeruje, mijać ją na ulicy czy bez przyzwolenia panoszyć się po jej domostwie, a co innego stanąć z nią twarzą w twarz. Konfrontacja zawsze była ciekawsza, lecz jednocześnie niosła ze sobą więcej konsekwencji.
Przyglądałem się wracającej do rzeczywistości dziewczynie z pewnym rozbawieniem, którego oznaki były równie widoczne co mrówka na trawniku. Ślady łez, niczym dowody zbrodni zostały pospiesznie usunięte. Jednak nie dość dobrze, gdyż wystarczyło jedno wprawne spojrzenie, by domyślić się, że dziewcze jeszcze niedawno roniło słone strużki. Tak, zdecydowanie jest to jedna z tych rzeczy, jakiej trzeba będzie jej oduczyć.
Moja ręka niemal bezwiednie wystrzeliła ku spadającemu termosowi, łapiąc go, zanim ten rozbiłby się o podłogę. Moje ciało, nie licząc ręki, pozostało przy tym manewrze w niemal całkowitym bezruchu. Podsunąłem termos z powrotem przed nos jego właścicielki. Przeczekawszy, jej krótki atak kaszlu. Cóż widać robiłem wrażenie i to dostatecznie duże by ta mała straciła oddech.
-Zatem pamiętasz, to dobry początek. Wasze umysły często wypierają wiele rzeczy w większym lub mniejszym stopniu.
Oznajmiłem, ponownie przenosząc ciężar swego spojrzenia na rogatą osóbkę.
-Zasypiasz na zewnątrz w środku dnia, czyżbyś się nie wyspała, moja droga ?
Powiedziałem, a na moich ustach pojawił się cień złośliwego uśmiechu.Rim - 25 Grudzień 2018, 21:36 Mężczyzna złapał termos i podsunął jej go pod nos. Jak tylko skończyła kaszleć, to automatycznie podziękowała dość nieśmiało i odebrała przedmiot. Dobrze, że brunet go złapał, bo nie wiedziała jakby zapłaciła, gdyby się zniszczył, a nie chciała już obciążać swoich gospodarzy.
Lekko odsunęła się od znajomego-nieznajomego. W końcu widzieli się tylko w snach. Nie mogła przewidzieć, że to nie jest wytwór jej wyobraźni... a może jednak mogla? - kojarzę tylko twarz i mniej imię - powiedziała, spoglądając w kierunku Kliniki czy czasem ktoś nie idzie. Nie czuła się zbyt pewnie czy tym bardziej bezpieczne w obecności Zaklinacza. Nie rozumiała jednak tego, czemu jednocześnie coś ją do niego ciągnie. Przecież to było nienaturalne! Nawet jak na standardy Krainy Luster.
Miała lekko zachrypnięty głos i nadal była trochę blada, choć powoli zaczynała odzyskiwać kolory.
Opuściła wzrok i bawiła się trzymanym termosem. Zakaszlała znów, ale tym razem było to krótkie -mia...miałam ciężki dzień...- przyznała i instynktownie pomasowała się po świeżej bliźnie po czym poprawiła za dużą kurtkę. Wpatrywała się w trawę przed sobą i nie za bardzo wiedziała co ma robić - co...co pan tu robi?- zapytała niepewnie, bo już wolała to niż siedzenie w absolutnej ciszy.Enkil - 26 Grudzień 2018, 22:48 -Inne nie zostało Ci podane, zatem pamiętasz dobrze.
Aż korciło mnie, by przysunąć się do dziewczyny, tylko po to, by sprawdzić, czy odsunie się, jeszcze bardziej ryzykując spadnięcie z ławki. Po krótkiej chwili zdecydowałam jednak iż to może zaczekać. Jeśli za bardzo ją spłoszę to zwyczajnie ucieknie, a musiałem pamiętać, iż znajdowaliśmy się na przestrzeni publicznej. Tam, gdzie zawsze może krążyć choćby para bystrych oczu, która właściwie zinterpretuje niepokój na obliczu młodej upiornej. Idąc za najbardziej tendencyjnym scenariuszem, uznano by mnie za kogoś kto, postanowił spróbować swych sił i teraz zwyczajnie napraszał się uroczej dziewczynie. Ludzie zwykle widzą, to co podpowiada im rozum, łączy fakty nadając im jak najwięcej sensu.
-Ciężki dzień powiadasz. A cóż też się wydarzyło? Bo dzień faktycznie musiał być trudny, w końcu nikt bez przyczyny nie ciągnie do tego typu miejsc.
Ruchem głowy wskazałem budynek kliniki. Po prawdzie domyślałem się powodu jej wizyty tu, dobrze było się jednak upewnić. Być może w grę wchodziło coś jeszcze. Informacja to cenny towar. Dłoń jasnowłosej powędrowała ku miejscu, gdzie pod materiałem z całą pewnością kryło się płytkie rozcięcie. Albo też gdzie znajdowało się niedawno. Nie mogłem wykluczać możliwości, iż dziewczyna jest posiadaczka jakiegoś choćby drobnego magicznego talentu ukierunkowanego na uzdrawianie.
-Postanowiłem sprawdzić, jak miewa się pewna mała beksa.
Oznajmiłem z niewzruszonym spokojem, zaś na moich ustach ponownie zatańczył złośliwy uśmieszek. Choć rogata spuściła wzrok, liczyłem, że mała prowokacja zmusi ją do nawiązania kontaktu.Rim - 28 Grudzień 2018, 00:27 Skuliła się w sobie bardziej, słysząc jego pytanie. Ile mogła powiedzieć? Zerknęła na bruneta, nie wiedząc czemu czując, że może mu zaufać, ale jednocześnie i tak nie umiała kłamać. On to już wiedział....nie wiedziała skąd, ale tego była pewna.
- Ja...pomogłam pójść swojej gospodyni na samotny spacer... a potem coś się stało...i gospodarz jest na mnie zły...kazał mi tu przyjść i na nich czekać - powiedziała cicho, niepewnie. Ścisnęła swoje drobne, spracowane dłonie mocniej na termosie - i teraz nie wiem co się z nią dzieje - dodała łamiącym się głosem i pociągnęła nosem. Skuliła się jeszcze bardziej, choć mogłoby się zdawać, że to nie możliwe. Wyglądała jakby chciała się schować przed całym światem, ale nie miała gdzie, więc próbowała w samej sobie.
Mimowolnie podniosła wzrok, słysząc słowa mężczyzny. Ale szybko go opuściła, znów wpatrując się w trzymany termos. Zakaszlała kilka razy nim znów się odezwała - a skąd pan wiedział, że tu jestem? - zapytała, a jej głosie było słychać bardzo niewyraźną nutkę gniewu. Widać to, że została nazwana beksą podziałało, choć raczej nie tak jakby tego chciał Dręczyciel, który upatrzył ją sobie na nową zabawkę.Enkil - 9 Styczeń 2019, 00:05 Spokój, złudny i zdradziecki. To właśnie on towarzyszył temu spotkaniu, dając fałszywe poczucie bezpieczeństwa. To zabawne w jednym i tym samym czasie stanowić rolę protektora, jak i ciemiężyciela. A nimi właśnie stawałem się dla swych śniących. W Świecie Ludzi też istniało pewne pasujące przysłowie czy powiedzenie, zawsze jednak zapominałem jak szło. Zdaje się, jednak że miało coś wspólnego z psem.
Rim w tej chwili przypominała właśnie zbitego psa, czekającego na powrót właściciela. I bez czytania w myślach mogłem wiedzieć, iż ów szczeniak zapewne spodziewa się kolejnych batów.
-Dobry Pan przygarnął Cię pod swój dach, a Ty go zawiodłaś.
Odezwałem się cicho, nie patrząc jednak na jasnowłosą dziewczynę. Mój wzrok leniwie przesuwał się po postaciach majaczących za odległym ogrodzeniem.
-To, co nam bliskie, zawsze okazuje niezwykle kruchym... Miłość, rodzina, przyjaciele.... I tak niewiele trzeba by, ów szczęście trzasło, zupełnie jak cienkie szkło.
Wyciągnąłem rękę przed siebie i jeśli dziewczyna przeniosła na nią wzrok, mogła zobaczyć, jak na wnętrzu mojej dłoni kłębią się cienie. Czarna masa rozrastała się, jednocześnie nabierając połysku. Wyglądała jak żyjący i zeszlifowany do połysku kamień onyksu lub czarne szkło. Substancja zmieniała się, zastygając w najrozmaitszych kształtach, na czas krótszy niż uderzenie serca. Kwiat, serce, tańcząca kobieta, trzymająca się za ręce rodzina, oraz masa innych podobnych kształtów. Czarne figurki, zmieniały się co rusz, by finalnie przybrać postać pięknej i delikatnej róży. Gdy ta zastygła między mymi palcami, rozwarłem je, patrząc jak, małe arcydzieło z trzaskiem rozbija się o kamienną płytę.
-A my później kaleczymy się, pozwalając, by okruchy minionego szczęścia wbijały się pod skórę i zadawały ból... ból, na który nie ma lekarstwa. Znasz już ten ból, prawda Rim?
Było to bardziej stwierdzenie niż pytanie, mimo wszystko spoglądałem teraz na rogatą, w który sposób sugerował oczekiwanie odpowiedzi. Albo szukanie zrozumienia.
-Ale czy wiesz, że nie trzeba tak cierpieć? Że są sposoby, by tego uniknąć?Rim - 9 Styczeń 2019, 22:08 Skuliła się w sobie jeszcze bardziej i mocniej otuliła się kurtką swojej gospodyni. Dlaczego wszystko czego się tykała, za co się zabierała musiało się psuć. Wszystko musiała zepsuć, zrobić nie tak jak powinna, od razu jak tylko zaczynała, a nawet częściej.
Słuchała słów Cienia i spoglądała na to co robił. Gdyby nie sytuacja i nie to, że była dość skryta w sobie i nieśmiała, to zapytałaby jak to robi. Czy to jakaś iluzja, czy coś innego, ale nie miała na to odwagi. Gdyby nie jej rogi to pewnie nikt by nie podejrzewał, że może mieć cokolwiek wspólnego z Upiornymi Arystokratami.
Spojrzała na swoje twarde od pracy dłonie, które tak nie pasowały do wyglądu kruchej nastolatki, którą przecież była. Jej los nie oszczędzał. Zamknęła oczy, gdy mężczyzna spytał ją o to czy zna ten ból. Po jej policzku spłynęła łza, sprawnie przeskakując przez jej fioletowe tatuaże. Znała ten ból aż zanadto, choć czy ktoś kto można powiedzieć, że nie zaznał nigdy szczęścia, może to tak nazwać? Jedyne szczęśliwe, choć trochę chwile minęły i nigdy już nie wrócą. Tego była pewna. Pan Christopher jej już nie zaufa na tyle by zostawić ją samą z panią Iris, pewnie nawet wyrzuci ją z domu. Miała tylko nadzieję, że będzie mogła odpracować jedzenie i ubrania, które dostała. Klatkę dla Wiórka, której przecież i tak nie będzie mogła zabrać. Przecież...nie miała nic poza tym co potrafiła, a było tego tak niewiele...
Spojrzała na bruneta z nadzieją, chyba pierwszy raz mógł u niej zobaczyć tę emocję - jak...jak to? - może była naiwna, może nie powinna tak ufać innym, ale ... chciała żyć normalnie. Godnie. Nie mówiła, że bogato, ale chciała zobaczyć co to znaczy normalnie żyć, ale czy będzie jej to kiedykolwiek dane?Enkil - 19 Styczeń 2019, 01:47 Ogarniające mnie stany i emocje zmieniały się bądź mieszały ze sobą, nie pozwalając na poddanie ich głębszej refleksji. Lecz to nie moja analiza była teraz istotna, moja uwaga skupiała się teraz na młodej upiornej. Rim w obecnym stanie przedstawiała dość żałosny odraz, który co rusz zyskiwał nowych barw. Dzieło losu oraz jej samej, które ja zamierzałem potraktować rozpuszczalnikiem... po to, by stworzyć coś lepszego, choćby od podstaw. To miało być wyzwanie zarówno dla mnie, jak i dla niech. Choć już teraz byłem przekonany, że tylko jedno z Nas uzna je za zabawne.
-Ten świat pożera takich jak Ty... Ale to nie to najbardziej Cię martwi prawda? Boisz się, że to inni ucierpią przez Ciebie...
To nie tak, że był ze mnie jakiś psycholog czy psychiatra, ale bystry Cień potrafi wynieść ze snów swej ofiary, więcej niż można by się spodziewać. Sny często są pełne ukrytych znaczeń i symboli, powtarzalnych elementów, które można rozszyfrować. Moja wiedza była świeża i bogata. Cała noc, spędzona w jej snach, przyniosła swe owoce. Powoli podniosłem się ze swego miejsca, okrążając ławkę bez pośpiechu. Szkarłat mego spojrzenia ponownie przebiegł po okolicy, w poszukiwaniu ciekawskich par oczu. Tak owe jednak się nie znalazły... i dobrze.
-Masz jednak potencjał, którego nikt nie nauczył Cię wykorzystywać. Ten błąd można jednak naprawić. A ja mogę Ci w tym pomóc.
Oznajmiłem, zatrzymując się naprzeciw jasnowłosej, jednocześnie w pewnym stopniu ograniczając jej swobodę ruchu.
-Nie chcesz chyba całe życie być jedynie kulą u nogi? Kiedy możesz nauczyć się walczyć o szczęście... swoje i innych.
Pochyliłem się nad rogatą, tak że moja lewa ręka spoczęła na oparciu ławki, tuż przy jej ramieniu.
-To nie będzie łatwe ani przyjemne, będzie się również wiązało z przestrzeganiem pewnych zasad... Wiec, jednak że nie każdemu daję taką szansę. Znam wielu takich jak Ty... Zagubionych...
Obniżyłem głos, zniżając go niemal do szeptu. Ta scena oglądana z oddali, zapewne pobudziła umysł nie jednej istoty do snucia urokliwych scenariuszy... jakże odmiennych od rzeczywistości.
-Nie dam Ci wiele czasu do namysłu... bo w życiu dobre okazje pojawiają się rzadko i trzeba umieć je chwytać. W przeciwnym razie odejdą bezpowrotnie...
Wyciągnąłem dłoń ku dziewczynie, wbijając w nią wzrok z wyraźnym oczekiwaniem. W spojrzeniu nie dało się jednak znać zniecierpliwienia.Rim - 28 Styczeń 2019, 21:57 Opuściła wzrok i mocniej otuliła się kurtką. Spoglądała w ziemię, na ścieżkę, która prowadziła do Kliniki. Nie chciała przegapić gdy pani Iris i pan Christopher przyjadą.
Nie patrzała na rozmówcę. Było jej tak głupio - już ktoś przeze mnie ucierpiał. Przez to, że źle wykonałam swoje obowiązki - powiedziała cicho, głosem wypranym całkowicie z emocji. Nie miała siły już płakać. Chciała się obudzić, chciała, żeby to wszystko okazało się złym snem. Tak bardzo chciała, żeby to nie była prawda...ale niestety nie dało się tak zrobić.
- Potencjał? - zapytała, zupełnie nie rozumiejąc o co chodzi mężczyźnie. Nigdy nikt w niej nie widział potencjału, bo też czemu by miał. Była tylko mieszańcem, bękartem zrodzonym z gwałtu i pewnie jej ojciec nawet nie pamiętał, że kogoś przeleciał sobie na Pustyni. Gdzie więc ten potencjał. Cieniowi chyba coś się pomyliło, widać to było w jej oczach, które mówiły, że mężczyzna chyba oszalał.
- Nie...nie chcę... - przyznała cicho. Tak bardzo chciałaby móc się zmienić. Nie być już taką ciapą. Chciała móc sobie sama radzić, bo choć nie chciała tego przyznać, to potrzebowała czyjejkolwiek pomocy. Sama nie radziła sobie w tym świecie, od którego można powiedzieć, że w dużym stopniu była odcięta, przez całe swoje życie.
- Z jakimi zasadami? - zapytała niepewnie. Widać było, że zaczyna ulegać, ale nie wiedziała jeszcze czy na pewno może mu zaufać. Spojrzała na rękę mężczyzny, ale widać było, że najpierw oczekuje odpowiedzi. Może i była naiwna i zdesperowana, ale trochę zdrowego rozsądku jej zostało. Zaklinacz mógł jednak zauważyć, że jest skłonna przyjąć jego ofertę.