Abi - 17 Listopad 2017, 14:09 - Tak. Mówił że nazywa się Mir! I mieszka w takim duuuuzym duzym domu chyba w Malinowym Lesie, ale nie jestem na pewno pewna. Tylko raz byłam w tamtych lasach. - odpowiedziała, niepewnie. Może pani pielęgniarka chce odwiedzić Pana Mira i zobaczyć czy u niego wszystko w porządku? Ciekawe czy już wrócił do domu i czy przeczytał liscik od niej. A jeśli tak to ciekawe jak zareagował. Pan Mir był naprawdę miły! Dlatego dziewczynka miała nadzieję że z nim wszystko w porządku. Wzruszyła wątłymi ramionami. Nie była pewna co konkretnie się rozumie przez naukę. Nana nauczyla ja przecież szyć, czytać, pisać, kąpać się, ubierać się, robić takie ciasteczka w czekoladą w środku. Czy to też się zaliczało do nauki o jakiej mówiła pani pielęgniarka? Jeśli tak to Abi sie dużo nauczyla!
No wiadomo że nie! Przecież wampiry nie maja skrzydeł jak ptaszki i puchatych uszu i ogonków. A jednak gdy panienka zachowywała się jak Dracula, to dziewczynka się bała. Owszem, wampiry były według niej fajne, ale były też straszne. Nie chciała by być wampirem. Za bardzo lubi słońce! I nie lubi krwi! Onie nie nie. Ani trochę! Drżącymi paluszkami dotknęła śladów na szyi rudej pani. - Już po pani! Ugryzienia wampira nie da się usunąć! - w jwj głosie słychać było autentyczna nutę strachu. Pokiwala zaciekle głową. - Wiem to wszystko, Nana była Opętańcem bo kiedyś była człowiekiem ale przyszła do naszego świata i została ukarana. Dlatego miała skrzydełka i inne takie. Tylko o arystokracji nic nie wiedziałam. Nikt mi nie powiedział - pod koniec głosik dziecka trochę przycichł. Nadal mała nie do końca była pewna czy to dobrze że jest rogata. Mimo wszystko, słuchała bardzo uważnie tego co mówiła do niej ruda pani. Na wieść o tym ze mogłaby się zmieścić w kapeluszu, roześmiała się. Żaden kapelusz nie może być tak głęboki! Przez chwilę dziewczynka się zamyslila.
- Ale jak to tak? Ma pani i skrzydelka i uszka i ogonek. A Opętańcy tak nie mają. - Jeśli mogła to pogłaskała panią po uchu. Było naprawdę mięciutkie!
Gdy pani skończyła ja czesac, Abi przejechała dlonia po swoich włosach. Miała warkocza! Przekręciła go tak by go zobaczyć. - Piękny! Dziękuję! I bardzo chętnie się pobawie! Może w chowanego? - dziewczynka tak bardzo się cieszyla ze az rumieńców dostała na buzi!Tulka - 17 Listopad 2017, 17:37 Zmarszczyła brwi. Pan Mir? W Malinowym Lesie? Nie kojarzyła, żeby ktoś z Arystokracji mieszkał w tamtych rejonach. Ale bardzo możliwe, że dziewczynce się coś pomieszało. Może kiedyś się poprawi i powie gdzie to było. Nie wiedziała czy powinna tego całego Mira informować o tym, że dziewczynka tutaj jest. Nie znała go. Będzie musiała porozmawiać o tym z Anomanderem, ale jak na razie nie uśmiechało jej się to ani trochę. Pewnie nadal jest na nią mocno wkurzony i pewnie wymyślił sobie jakąś karę dla niej. Miała jednak nadzieję, że jej nie wywali za ten mały wyskok.
Zrobiła przerażone oczy, słysząc o tym, że już po niej. Po chwili jednak się roześmiała - nie martw się. Krwiopijcy nie zarażają swoim wampiryzmem, więc myślę, że poza tą blizną nie będzie innych konsekwencji - powiedziała uśmiechając się. Taka była prawda. Straciła sporo krwi wtedy, ale dzięki kroplówce i odpoczynkowi poczuła się lepiej, więc nie musiała się już martwić o swoje zdrowie, przynajmniej jeśli chodzi o wampiryzm.
Przytakiwała małej głową, ciesząc się, że jednak zna te rasy - została ukarana? Co masz na myśli?- zapytała niepewnie. Co ta cała Nana wbiła Abi do głowy, że ta teraz wygadywała takie rzeczy. Że niby posiadanie skrzydeł i cz w większości przypadków mocy było jakąś karą? Do tego wydłużone ponad dwukrotnie życie? No co za dziwna kobieta z niej była. Co prawda gdy już skrzydła wyrosną, nie można wrócić do Świata Ludzi, a przynajmniej nie można tak żyć. Nie gdy wokół grasuje MORIA. Poza tym wiele istot ludzkich nie toleruje inności. Osoba ze skrzydłami pewnie została by złapana i poddana eksperymentom albo oddana do cyrku lub zoo nawet jeśli MORIA by się tym kimś nie zainteresowała. A niby tyle krzyku o rasizmie, a większość właśnie tak by się zachowała. Wytykając palcami nowe dziwadło.
Zastanawiało ją też to, dlaczego nikt jej nic nie powiedział o Upiornych. Oznaczało to jednak, że nie chcieli by się dowiedziała o tym kim jest, albo żeby ktoś jej nie znalazł. Czyżby ojciec nie tyle nie zaakceptował dziecka ale chciał się go również pozbyć? Bardzo możliwe.
- Powiedz mi, chciałabyś się dowiedzieć czegoś więcej o Upiornych Arystokratach? - zapytała ją, zajmując się jej włosami - bo wiesz. Dziś przyjechał tutaj pan, który właśnie jest Arystokratą i jeśli chcesz to mogę go potem zapytać czy nie chciałby Ci czegoś opowiedzieć- powiedziała, zamyślając się. Niech Cierniuch też się pomęczy trochę. Wiedziała, że zrobiła źle, zachowując się tak, a nie inaczej jednak i tak była na niego trochę zła, że nie pokazał choć trochę, że jednak coś tam ich łączyło. Nawet ich początkowe przywitanie nie wyglądało tak ciepło jakby to sobie wyobrażała. A może trzeba to po prostu zrzucić na jej zmęczenie i rozdrażnienie?
Spojrzała na dziewczynkę lekko zaskoczona. No tak...nie pomyślała o tym, że dziecko może o to zapytać. Ale jak ma jej to wyjaśnić? Wiesz taki miły pan porwał mnie z ogrodu w Świecie Ludzi, zamknął w piwnicy. Wyrwał uszy i przyszył uszy i ogon jakiegoś biednego liska, którego wcześniej brutalnie zamordował, a potem robił my krzywdę przez cały rok? Nie! Nie mogła tego powiedzieć małemu dziecku -wiesz....od dziecka kochałam liski i gdy się znalazłam w Krainie Luster, okazało się, że umiem się w jednego zamieniać. Uznałam więc, że będę chodzić w takiej połowicznej formie z uszkami i ogonkiem - poruszyła wspomnianymi elementami. Pozwoliła dziewczynce się pogłaskać, jednak uważała, by ta nie odkryła blizn, które znajdowały się schowane pod włosami tuż przy nasadzie uszu. Tych Bane nie usuwał, ale też nie było potrzeby, w końcu póki ktoś nie zacznie rozgarniać włosów lub jej nie ogoli nie było ich widać. Nawet fryzjerzy tego nie znajdowali. Blizny nie były jakieś wielkie, jednak i tak jeśli ktoś by się przyjrzał uszom, odkryłby ten mały sekret. Musiała okłamać małą, ale nie czuła się z tym aż tak źle. Przecież nie chciała, żeby dziewczynka dostała jakiejś traumy czy czegoś.
- Nie ma za co - odłożyła szczotkę na szafkę obok łóżka. Słysząc propozycję, rozejrzała się po sali - wiesz...trochę tutaj mało miejsc do chowania się - przyznała - a niestety pan doktor powiedział, żebyś na razie siedziała grzecznie w pokoju- powiedziała niepewnie, mając nadzieję, że nie wystraszy tym Abi - ale mam inny pomysł - dodała szybko i wyciągnęła z kieszeni nową strzykawkę. Oczywiście bez igły. Wyciągnęła ją z opakowania i podała dziewczynce -zagramy w ciepło-zimno- zaproponowała - co Ty na to? - zapytała, przekręcając głowę w bok. Jeśli trzeba było, wyjaśniła jej dokładnie zasady gry i oddała strzykawkę - ja się schowam w łazience i poczekam aż schowasz strzykawkę, a jak mnie zawołasz to zacznę szukać, dobrze?- zapytała jeszcze i jeśli nie było sprzeciwu, schowała się w łazience. Lepiej by było jakby poszła za drzwi, ale wolała żeby mała nie wychodziła, a jeśli Pielęgniarka wyjdzie to ona też będzie pewnie chciała, żeby było po prostu fair.Anomander - 18 Listopad 2017, 06:56 Słuchają słów Ciernia skrzydlaty poczuł współczucie dla jego losu. Nie chodziło o to, że ów był bękartem, bo bękart to też człowiek i może zostać kim chce, choć wymaga to od niego olbrzymiego samozaparcia i odwagi. Było mu żal Aerona z powodu tego co usłyszał od matki, i to tuż przed śmiercią. Jaką osobą trzeba być, by pod koniec swej wędrówki, gdy powinno się wybaczać winowajcom wszystkie winy, powiedzieć coś takiego? Co skłoniło ją do tego? A może chciała by ją znienawidził by oszczędzić mu cierpień? Ta ostatnia możliwość wydawała się irracjonalna. W końcu dzieciak jak usłyszał takie słowa i tak musiał cierpieć. Kto wie czy nie bardziej niż po utracie matki. Anomander nie był przykładem idealnego ojca, nie był nie omylny, nie był też świętym człowiekiem, ale nigdy, choćby nawet miał przez to cierpieć męki nie powiedziałby swoim dzieciom, że były błędami.
Gdy Aeron mówił o miłości miał wrażenie że rozmawia z dzieckiem, które nigdy nie rozmawiało z nikim o uczuciach.
- Miłość nie pojawia się od razu, ale gdy się pojawi rozpoznasz ja od razu – powiedział Anomander gdy wsiedli do windy - Najpierw jest zauroczenie. Zauroczenie to przede wszystkim fascynacja inną osoba. To podekscytowanie, pożądanie i wzajemne przyciąganie. Pragniesz zaimponować osobie, która Cię fascynuje ale boisz się odrzucenia. Przy zakochaniu ignorujesz wady partnerki. Jest wspaniała, seksowna i spełnia pokładane w niej oczekiwania. Czasami pojawia się zazdrość i niepewność. Takie zakochanie trwa dłużej niż zauroczenie ale i tak się rozpada po jakimś czasie, gdy na horyzoncie pojawi się ładniejsza, młodsza i bardziej przebojowa partnerka. Miłość to przyjaźń i zakochanie w jednym. To uczucie, które daje Ci siłę by zapomnieć o sobie i być podporą dla partnerki. Przy miłości wzrasta wzajemna pewność a zazdrość prawie się nie pojawia. Nie boisz się, że partnerka odejdzie albo zdradzi. Miłość polega na wspieraniu się w najgorszych chwilach i zabawie w najlepszych. Ostatnim etapem jest coś co ja nazywam „Duszą” i ten etap znam najlepiej. Tego pojęcia nie znajdziesz w książkach, bo ukułem je sam. Dusza, to uczucie silniejsze niż miłość. Związek w którym nie ma zazdrości, bo ta pojawia się tylko w chwili gdy boisz się, że ktoś inny da Twojej partnerce więcej niż Ty. To pewność, że co by się nie działo Twoja wybranka jest przy Tobie. To świadomość, że zawsze jest ktoś kto Ci pomoże choćby nie wiem co. Że jest ktoś, z kim możesz wybrać się aż na samo dno do siedmiu piekieł. Owa dusza to myślenie kategoriami Partnera. To maleńkie gesty jak choćby przeczesywanie włosów z czułością, strzepywanie pyłków, oddawanie piętki chleba czy zwykłe bycie koło siebie. To chęć ciągłego bycia przy niej. Nie musisz mieć wówczas jej obrazów bo cały czas masz ją w tu i tu – wskazał na głowę i serce - Chciałbym Ci lepiej to wytłumaczyć, ale niestety nie potrafię. Wiem za to, że prawdziwej miłości nie znajdziesz tak łatwo. Ona musi dorosnąć. Musisz ją wypielęgnować niczym najpiękniejszą różę. Szukaj sobie takiej partnerki, która nie tylko będzie ładna i zgrabna. Szukaj takiej, która cię intryguje, która jest mądra, z którą możesz rozmawiać aż noc zmieni się w dzień a dzień w noc. Wiem, że ciężko taką znaleźć, ale starać się trzeba. W końcu większa chwałą jest zdobycie wielkiego szczytu niż małego pagórka.
Uśmiechnął się, i wyjechał z windy kierując się do pokoju nr 3. Gdy dotarli do pokoju, w którym Aeron miał się przebrać, skrzydlaty postanowił odpowiedzieć na pytanie.
- Jaką piosenkę? Przecież to jasne, piosenkę o smoku oczywiście. W prawdzie nie kończy się najweselej, ale to nie istotne. Liczył się rytm.
– usiadł sobie na krześle i zaśpiewał -
Puff, the magic dragon lived by the sea
And frolicked in the autumn mist in a land called Honah Lee,
Little Jackie paper loved that rascal puff,
And brought him strings and sealing wax and other fancy stuff. oh
Puff, the magic dragon lived by the sea
And frolicked in the autumn mist in a land called Honah Lee,
Puff, the magic dragon lived by the sea
And frolicked in the autumn mist in a land called Honah Lee.
Together they would travel on a boat with billowed sail
Jackie kept a lookout perched on puffs gigantic tail,
Noble kings and princes would bow whenever they came,
Pirate ships would lower their flag when puff roared out his name. oh!
Puff, the magic dragon (…)
A dragon lives forever but not so little boys
Painted wings and giant rings make way for other toys.
One grey night it happened, Jackie paper came no more
And puff that mighty dragon, he ceased his fearless roar.
His head was bent in sorrow, green scales fell like rain,
Puff no longer went to play along the cherry lane.
Without his life-long friend, puff could not be brave,
So puff that mighty dragon sadly slipped into his cave. oh!
Puff, the magic dragon (…) .
Anomander miał ładny i melodyjny głos. Słychać było, że nie tylko potrafił, ale też kiedyś śpiewał. Czegóż w końcu nie uczą się ojcowie by tylko sprawić przyjemność swoim pociechom?
- Dawno nie śpiewałem – powiedział lekko speszony - ale pamiętam, że czasami, gdy nie chciały spać, brałem gitarę i śpiewałem im jeszcze taką piosenkę – powiedziawszy to ponownie zaśpiewał w czasie Aeron się przebierał.
Gdy tylko się przebrał, Anomander posadził go na wózku i zabrał do Abi. Wychodząc z pokoju arystokraty poruszył kwestię rodu.
- Ród jest taki, jacy są jego ostatni członkowie. Bowiem to właśnie oni kształtują jego pozycję i wizerunek. W moim rodzie przez tysiące a nawet dziesiątki tysięcy lat mogli być sami bohaterowie. Z ludzkiego punktu widzenia istoty wspaniałe i heroiczne, godne wspomnienia w pieśniach i legendach. Mogły być też potwory pragnące jedynie złota, palące wioski i mordujące ludzi dla zabawy. Bestie zabijające niewinnych dla czystej podniety jaką niesie strach i krzyk niewinnych. Dla uczucia, którego nie umiem opisać, a które niesie dźwięk łamanych kości, rozrywanych ciał i smak krwi pokonanych – oczy Anomandera zmieniły się w gadzie ślepia a głos stał się głębszy i bardziej dudniący. Zęby nie uległy zmianie. Trwało to jednak tylko chwilę i wszystko znów wróciło do normy - Mogli być i tacy i tacy, ale to ode mnie zależy, jak będą go przedstawiać. Czynów moich przodków sprzed tysięcy lat nikt już nie pamięta. To ja jestem ostatnim ze swojego rodu. To ja kształtuje jego wizerunek. Jeśli ja będę okrutny, tak będą odbierać mój ród. Jeśli i ja pójdę drogą moich przodków, wszyscy uznają ród za bohaterski. Zatem czemu definiujesz ród na podstawie zamierzchłej przeszłości? Czemu opierasz go na tych, których kości dawno rozsypały się w proch? Areonie, zapamiętaj sobie jedno. Ród jest jak drzewo. Wielkie i silne. Nikt nie ogląda jego korzeni, ale wszyscy patrzą na koronę. Na młode liście. Nowe gałęzie. Oceniają ich siłę nie w stosunku do korzeni, ale w stosunku do pnia. Czemu zatem nie zostaniesz Koroną, która przyćmi wszystko inne? Przestań zatem myśleć o sobie, jak o ostatnim przedstawicielu plugawego rodu. Pomyśl o sobie jak o PIERWSZYM nowym pąku. Szansie na odrodzenie. To Ty możesz przysporzyć swojemu rodowi potęgi i chwały. To od Ciebie może zacząć się nowe pokolenie Vaele’ów, godnie i dumnie kroczących przez życie z kolczastą różą w herbie. Uwierz mi, nikt wtedy nie będzie pamiętał, czy byłeś naturalnym synem swego ojca czy nie. Będziesz Aeronem Vaele’m pieczętującym się „Kolczastą Różą” Lordem Krainy Luster. Potężnym Lordem przed, którym inni będą giąć karki w pokorze, a ja wiem, że jeśli tylko zechcesz to tego dokonasz. – uśmiechnął się i przez kilka uderzeń serca, pchając wózek z rogatym, patrzył gdzieś w dal, tak jakby faktycznie oczyma wyobraźni widział tę chwilę - Bardzo chciałbym zobaczyć ten moment. Chciałbym ujrzeć teraźniejszego rogatego, młodego, kulturalnego, nieco zagubionego chłopaka, już jako dorosłego mężczyznę, silnego, dumnego i dostojnego, trzymającego na ręku swoje dzieci, z tym samym wesołym uśmiechem na ustach i błyskiem w tęczowych oczach. Powiem Ci Aeronie, że po raz pierwszy od niezliczenie wielu lat żałuję, że jestem już tak stary i moja wędrówka jest bliższa kresu niż początku. Nie martwię się tym jednak. Bo wiem, że jeśli by się okazało, że nie doczekam tej chwili to będę na nią patrzył z tego miejsca – powiedziawszy to poklepał Ciernia po miejscu gdzie znajduje się serce.
Ostatnie gest wykonał w chwili gdy wchodzili do pokoju Abi. Prawdopodobnie z rozmysłem nie dał rogatemu czasu na odpowiedź.
Cóż, ostatnie słowo zawsze musiało należeć do niego.Thorn - 18 Listopad 2017, 22:02 Gdy Anomander zaczął mówić o miłości, Thorn poczuł się jak nic nie wiedzący szczyl. Jak gówniarz, który jeszcze nic nie wie o życiu. Najlepiej, żeby się nie wypowiadał, bo jego wiedza jest niczym przy wiedzy Pradawnego.
Uśmiechnął się pod nosem, spuszczając głowę. Nie widział potrzeby by komentować, czuł, że cokolwiek by nie powiedział, wyjdzie na głupca. Nawet jeśli Dyrektor nie postrzegał go w ten sposób, Aeron czuł się zwyczajnie głupio. Wychodziło na to, że nie liczy się wiek bo za nim nie idzie mądrość. Vaele ma przecież ponad 500 lat a w niektórych kwestiach zwyczajnie błyszczał... niewiedzą.
Tylko raz podniósł na niego wzrok i z jedną opuszczoną brwią, uśmiechnął się szeroko.
- Piętkę? - jego oczy śmiały się. Nie pojmował co może być wyjątkowego w piętce chleba, ale jeśli Anomander stawiał oddawanie jej n równi z czułym przeczesywaniem włosów...
Westchnął gdy skrzydlaty skończył mówić o miłości, gdy już znaleźli się w pokoju. Wstał i zaczął się ubierać - założył jedynie czarną koszulę, nie było sensu ubierać płaszcza. Wewnątrz budynku było ciepło, nie chciał też obnosić się ze swoim bogactwem a płaszcz był mocno zdobiony.
- Nie wiem czy chcę szukać. - powiedział szczerze - Wbrew pozorom jestem dość ciężki w obyciu... Szorstki. Co z tego, że wiele już pań gościłem w łożnicy skoro niewiele z nich chciało zostać na kolejną noc? - wzruszył ramionami - Wiem, że miłości nie rozpoczyna się od łóżkowych igraszek. Ale dzięki takim zbliżeniom mogę przynajmniej udawać, że wszystko ze mną w porządku, że chociaż dla innych Arystokratów jestem wstrętny, kobiety ode mnie nie stronią. - uśmiechnął się jakby do siebie - Można powiedzieć, że w ten sposób leczę kompleksy. Wiem, to dziecinne. - zaśmiał się krótko - Ale chyba... wolę być sam. - dodał z powagą, patrząc w podłogę. Na jego twarzy zagościł spokój i jakaś dziwna tęsknota. Za czym? Aeron sam nie wiedział.
- Ciężko kogoś pokochać, gdy jedyna osoba którą kochałeś na koniec mówi, że żałuje spędzonych razem chwil. - dodał cicho, grobowym tonem - Że gdyby mogła, cofnęłaby czas i nie dopuściła do pierwszego spotkania.
Oczywiście chodziło mu o Matkę. To bolało bowiem najbardziej. Jej słowa w dalszym ciągu dudniły mu w uszach, były jak zakażenie które nie chce zagoić ran.
- Dlatego oprócz przyjaźni nie nawiązuję bliższych kontaktów. - stwierdził w końcu - O nią zazwyczaj zabiegam i ona mi wystarczy. - uśmiechnął się blado - Nie chcę powtórki z rozrywki. Nie chcę po raz kolejny usłyszeć kiedyś, że byłem błędem w życiu jakiejś kobiety.
Ubrał się do końca i usiadł ponownie na fotelu prowadzonym przez Anomandera. Dzięki temu mógł odwrócić wzrok. Nachmurzył się marszcząc brwi. Myślał o tym co powiedział. Jego słowa przy pięknych wywodach Dyrektora brzmiały śmiesznie, jakby co najmniej był niestabilny emocjonalnie.
- Z resztą kobiety wolą silnych ale jednocześnie takich, którymi mogą się zaopiekować. - stwierdził w końcu z uśmiechem, podnosząc na niego wzrok tęczowych oczu - A ja jestem irytująco samodzielny. I uparty. - dodał. Dlaczego gdy mówił te ostatnie zdania poczuł w ustach taki niesmak? Może dlatego, że kłamał chcąc ukryć, że skrycie chciałby mieć kogoś, kto by go pokochał. Chciałby mieć kogoś do kochania.
Piosenki które mu zaśpiewał były ładne i Vaele uśmiechał się, słuchając ich. Miał czas by na siedząco poprawić guziki zapinające koszulę i buty. W końcu wygładził ubranie na piersi i posłał Anomanderowi pogodny uśmiech. Naprawdę podobały mu się obie piosenki.
Wybór tematyki był zrozumiały, mężczyzna po prostu śpiewał dzieciom o sobie. Gdyby Thorn miał inną przeszłość i gdyby miał dzieci, pewnie też by im śpiewał o chwalebnych czynach jakie dokonał. Nawet jeśli w smrodzie wojny, walających się trupach i pocie spływającym do oczu w czasie walki nie było nic chwalebnego.
- Masz piękny głos. - powiedział w końcu - Sam też lubię śpiewać. Nieczęsto to robię, ale lubię. - dodał przekrzywiając głowę - Kiedyś też grałem na fortepianie ale... to stare dzieje. - opuścił głowę i spojrzał na swoje dłonie. Zacisnął je na oparciach fotela i dał znać Lekarzowi, że mogą ruszać.
Anomander miał iście postępowe podejście do kwestii rodów i ich sławy. W Krainie Luster, gdzie Upiorni żyli po tysiąc a nawet i więcej lat, mogli i uczyli się na pamięć historii swych rodów. Nie tylko po to by się chwalić, ale też zwyczajnie z nudy. Thorn zauważył to gdy był dzieckiem. Lekcje etykiety były ciekawe, podobnie szermierka czy jazda konna. A lekcje historii rodu pobierał tylko wtedy, gdy Dziadek chciał na siłę zapełnić dzień malca. Gdy pojawiała się perspektywa, że gówniarz będzie zawadzał, bawił się czyli robił coś zupełnie niegodnego Arystokraty.
W pewnym momencie rogaty odwrócił się i spojrzał na Anomandera ze zdziwieniem. W jego oczach błyszczał jednak taki szacunek... Gdyby nie okoliczność, mężczyzna pewnie padłby na kolana przed Starożytnym i jego mądrością.
Młody Vaele zapragnął, dzięki mowie Dyrektora, zapanować nad swoim losem, chwycić go mocniej w garść i zbudować życie na nowo, ignorując łatkę "Bękarta". Korzystał z życia i zdobywał sławę ale zawsze gdzieś w głowie pojawiało się to jedno słowo... Nie rezygnował nigdy z podjętej walki ale świadomość, że jest gorszy, gdzieś tam go podświadomie hamowała.
Skinął głową uśmiechając się nagle szeroko i ściągając brwi. Z jego twarzy dało się wyczytać przypływ nowych sił i determinacji.
Anomander byłby potężnym Sojusznikiem. Najmądrzejszym z Doradców. Ostoją Spokoju. Ale jednocześnie i Przyjacielem, który nigdy nie skreśli. Tym, który w chwilach słabości gdy istota upada, podaje rękę i jeszcze uśmiecha się, mówiąc spokojnie: "Nie rezygnuj. Razem damy radę."
Tak. Aeron Vaele postanowił, ze choćby nie wiadomo co się działo, choćby los kiedyś postawił jego i pana van Vyverna po drugiej stronie Barykady... Upiorny Arystokrata pierwszy nie wykona ruchu. Będzie dążył do pojednania, bo takich istot jak Dyrektor było bardzo mało. Istot mądrych i gotowych tą mądrością się dzielić. Bezinteresownie.
- Świat jeszcze usłyszy o mnie. - powiedział unosząc twarz ku górze i uśmiechając się delikatnie. Gdy skrzydlaty dotknął jego serca, Arystokrata zmrużył oczy pogłębiając uśmiech. Chwycił tą dłoń i przytrzymał na swej piersi by Lekarz poczuł jak wolno ale i jednocześnie mocno i spokojnie biło jego serce. I tym razem nie była to zasługa jedynie leków.
- A ty zobaczysz mój tryumf. - powiedział ściągając nieco brwi przez co jego uśmiech zrobił się nieco bardziej drapieżny - Gwarantuję ci to. - dodał pewnym głosem - Zobaczysz mój tryumf, bo będziesz stał obok. Inni zegną karki, lecz nie ty. Bo jesteś jedynym, który nie wiedząc o mnie nic poza tym, że jestem bogatym Bękartem, zaakceptowałeś mnie i okazałeś serce. Nigdy nie każę ci klękać przede mną, druhu, to raczej ja padnę do twych stóp w podzięce za wszelką dobroć, jaką od ciebie otrzymałem w tym Beznadziejnie Złudnym Świecie.
Wchodzili już do pokoju więc nie miał okazji przyznać się mu co planuje. A może to i lepiej? Nazwisko Prawej Ręki Arcyksięcia, Briara Stowarzyszenia Czarnej Róży miało przecież pozostać niejawne.
Gdy zobaczył małą dziewczynkę siedząca na łóżku, uśmiechnął się życzliwie i z tym uśmiechem, siedząc w Samojeździe został pchnięty przez Dyrektora bliżej.
Dopiero widząc jej twarz z bliska spiął się a usta lekko mu drgnęły. Te rysy twarzy... Skąd on znał tą twarz? Wyglądała jak...
Jego Matka.
Ale jakim cudem? Przecież ona nie miała innych dzieci, nie wiedział by miał jakichś Braci czy Siostry.
Spojrzał w tył, na Anomandera z szeroko otwartymi oczyma. Nie powiedział nic ale może Lekarz odczyta z tego lica, że Upiorny poznaje małą?
Matka nie miała innych dzieci. Miała tylko jego, Największy Błąd, Księcia Kłamstw. Oprócz Dziadka i Thorna byli sami...
Nagle odpowiedź przyszła sama. Zobaczył migawkę wspomnienia, tak odległego i zamazanego, że nie był pewien, czy to jego wspomnienie. A jednak dawało odpowiedź.
Matka... miała Brata. Starszego. Przybył do Rezydencji tylko raz i... krzyczał. Thorn pamiętał, że ukrył się wtedy za kolumną i podsłuchiwał.
Krzyczał coś o córce, że ją stracił i zamierza za wszelką cenę odebrać. Niezależnie od ilości trupów które za sobą pozostawi. Był okrutny jak jego Ojciec a Dziadek Thorna.
Czy to właśnie była ta córka? Wyglądała jak Matka rogatego, miały podobnie delikatne rysy twarzy. Różnica polegała tylko na rogach, ale przecież mała, jeśli była jego kuzynką, miała w sobie mieszankę krwi Vaele z inną.
Przeniósł wzrok na dziecko i uśmiechnął się jak gdyby nigdy nic.
- Witaj, Szkrabie. - powiedział celowo używając tak słodkiego określenia. Bo nawet jeśli nie miał pojęcia o dzieciach, to pięknie potrafił kłamać. I używać zwrotów które kiedyś zasłyszał, naśladować zachowanie innych. A przecież nie chciał jej wystraszyć, jeśli ma od niej wyciągnąć z jakiego rodu się wywodzi, prawda?Abi - 18 Listopad 2017, 22:44 A więc wampiry z Krainy Luster nie mogą, zamieniać innych w nich samych! Trochę się tym rozczarowała. Takie zmienianie innych, było tym elementem wampirów który w jakiś sposób lubiła.
- A to był pan czy pani wampir? To podobno bardzo istotne! Bo panie wampiry nie mają tak dużo jadu w kiełkach! - dziewczynka była bardzo ożywiona. Czuła nawet lekkie zawroty głowy ale je ignorowała. W końcu mają się bawić! Będzie fajowo! Wzruszyła ramionami na pytanie które padło.
- Nana po prostu mówiła że padła na nią klątwa. A klątwa to kara. Tak w książkach było, i ona tak co chwile mówiła. Że Bóg ją pokarał ale ona struchlała i mu się oddaje. Nie jestem pewna co to znaczy, Nana była zabawnym papmuszkiem- roześmiała się, wspominając to. Nana była bardzo kochana. Jeśli będę miała kiedyś drugą maskotkę, to nazwę ją Nana. Ochoczo pokiwała głową.
- Ależ oczywiście! Zastanawiam się dlaczego mam takie różki. Może odkryjemy nawet moje drzewo gneraolilogiczne? - oczy małej arystokratki błyszczały. Nie zdawala sobie nawet sprawy z tego że przekręciła słówko. - Ja nie wiem czy mogę. Nawet u Pana Mira nie powinnam była być. Nana mi mówiła że jak zobaczę gdzieś pana z rogami to powinnam się chować a nie z nim rozmawiać - mimo tego była ciekawa. Widać to było po jej niepewnym spojrzeniu i lekkim rumieńcu na twarzyczce. Słysząc o magicznej sztuce, mała zrobila :woaaa
- Jak fajnie! Liski są takie słodkie! Wcześniej się bawiłam na takim wzgórzu w lesie, z takim liskiem. Nawet z nim rozmawiałam ale on chyba tego nie lubił za bardzo. Nie mogłam go dotknąć bo wtedy uciekał ale był śliczny! - podekscytowana, glaskala chwilę ucho pani pielęgniarki. Kiwnęła główką z pełną powagą. Faktycznie nie ma za dużo miejsca. - Ciepło zimno to nawet lepszy pomysł! Bardzo fajnie! - uśmiechnęła się szeroko. To jest jej ulubiona pani pielęgniarka! Przyglądała się zafascynowana strzykawce ale bez igły. Tylko gdzie by ją tu schować... Rozglądała się po sali. Wtedy ruda pani schowała się w łazience. Abi juz miała chować strzykawke pod poduszką gdy do sali ktoś wszedł. A nawet dwa ktosie.
Dwa duzi panowie. Jeden nawet jeszcze większy niż drugi i miał skrzydla. I czarne włosy i był taki blady. Jak Dracula! Małej na chwilę szczęka opadła. Drugi pan siedział na dziwnym krześle z kołami i miał rogi!
Dziewczynka zeszła szybko z łóżka. Trochę się bała bo to duzi panowie, ale poprawila piżamkę i się rozkosznie uśmiechnęła.
- Dzień Dobry panom. Zagrają panowie z nami w ciepło zimno? Taka ruda pani się w toalecie schowała ale ciiii! - jej słodki głosik, unosił się w powietrzu i przytulal się do wszystkiego. Położyła paluszek na ustach, podkreślając jak ważne jest by być cicho.Tulka - 19 Listopad 2017, 00:00 Udała zamyślenie - zdecydowanie pani wampir - przyznała po chwili namysłu. Zrobiła wielkie oczy słysząc o jadzie - no to chyba dobrze prawda? Naprawdę sporo wiesz na ten temat - pochwaliła dziewczynkę. Kobieta, która ją wychowywała, naprawdę musiała być ze Świata Ludzi. Tylko czym się zajmowała, gdy tam mieszkała i dlaczego opowiadała dziecku akurat takie historie. Nie były dostosowane do jej wieku. No chyba, że Abi wcale nie miała tyle na ile wyglądała i się zachowywała. To było bardzo możliwe, ale w takim razie ile miała lat?
Przytakiwała małej głową -ponieważ Opętańce powstają, gdy Człowiek zostaje zarażony Anielską Klątwą, która sprawia, że wyrastają im skrzydełka, mogą dłużej żyć i do tego często okazuje się, że mają jakieś moce, choć nie każdy Opętaniec takie posiada- przyznała. Nie wiedziała ile dziewczynka wie, ale uznała, że jej to wytłumaczy. Nana naprawdę musiała być religijna albo pochodzić z takiej rodziny, skoro tak wierzyła w Boga. Tulka jakoś nigdy nie mogła uwierzyć. Dlatego przeniesienie się, nawet przymusowe do tej Krainy było dla niej plusem. Nikt jej nie pilnował by modliła się przed jedzeniem, spaniem czy żeby chodziła zawsze do kościoła. Zawsze się tam nudziła. Zazwyczaj po prostu oglądała sobie kościół i potem rysowała to co tam zobaczyła. Albo ludzi, albo witraże czy inne ozdoby, których tam było pełno. Czasami słuchała historii, przedstawianych na kazaniach, ale tylko po to by je potem zilustrować. W końcu niektóre były naprawdę ciekawe. Ale były to tylko słowa i ciekawe wizualizacje. Tulka nigdy nie potrafiła w to wszystko uwierzyć.
Zamrugała zaskoczona, słysząc dziwne słówko - aaa...masz na myśli drzewo genealogiczne?- poprawiła ją z uśmiechem. To przecież nic złego, że się przejęzyczyła. Każdemu może się zdarzyć. Przekręciła lekko głowę, słysząc, że nie może spotykać rogatych mężczyzn - a powiedziała Ci może dlaczego masz się chować? - zapytała niepewnie. Nie wiedziała co ma o tym myśleć. Czyżby miała się chować przed ojcem czy coś innego się stało, że ma unikać mężczyzn? To było naprawdę niepokojące. Miała jednak nadzieję, że Cierń nie zrobi nic co by małej zaszkodziło.
Uśmiechnęła się ponownie, słysząc o liskach. Gwizdnęła krótko i poklepała pościel obok dziewczynki. Amber od razu wskoczyła na łóżko i podeszła do niej -tamten lisek pewnie nie przepadał za pieszczotami, ale Amber je uwielbia- przyznała i pogłaskała lisicę po głowie, na co ta zamerdała lekko ogonkiem. Nie miała też nic przeciwko, jeśli dziewczynka chciała ją pogłaskać. Było jej to obojętne, ale jak już ktoś zaczął to musiał to robić długo bo inaczej łapała focha i trzeba było ją czymś przekupić, albo czekać aż jej przejdzie.
Schowała się w łazience i czekała aż dziewczynka da znać. Cały czas nasłuchiwała. Nie chciała oszukiwać, ale musiała też ją jednak mimo wszystko pilnować. Chciała jej jakoś zająć czas. Nagle jednak ktoś wszedł do pokoju. Najpierw poczuła znajomy zapach, a następnie głos Ciernia. Otworzyła szeroko oczy. Powinna wyjść. Ale jednocześnie nie chciała. Nie chciała im się pokazywać. Już dość dzisiaj nabroiła, a tak bała się, że znów popełni jakiś błąd. Może nie zwrócą na nią uwagi?
Słysząc słowa dziecka, westchnęła tylko. Musiała teraz wyjść. Przełknęła ślinę i przywołała na usta miły uśmiech. Wyszła z łazienki -dzień dobry- przywitała się grzecznie i lekko skłoniła -Abi, to jest doktor Anomander van Vyvern, Dyrektor tej Kliniki- wskazała na skrzydlatego mężczyznę - a to pan Aeron Vaele. Wspominałam Ci o nim przed chwilą - dodała jeszcze, po czym zwróciła się do mężczyzną -to jest Abi. Nasze dzisiejsze Znaleziątko - przedstawiła dziewczynkę, uśmiechają się miło. Pewnie wyglądała zupełne inaczej niż gdy się z nimi żegnała wcześniej. Była uśmiechnięta, ale czy to na pewno znaczyło, że jest wesoła?Anomander - 19 Listopad 2017, 05:26 Anomander i Aeron wjechali do pokoju dziecka w dość dobrym nastroju. Widać było, że całkiem nieźle się bawili podczas badań, albo zwyczajnie zakończyli swoją gierkę dworską satysfakcjonującym obu wynikiem. Zazwyczaj takim wynikiem była opcja „Nierozstrzygnięta bez wskazania”.
- Trzymam Cię za słowo. Chcę zobaczyć Twój tryumf. – wyszeptał
Skrzydlaty naprawdę miał nadzieję, że uda mu się dożyć chwili, kiedy ten rogaty młodzian, chwalący się przygodami łóżkowymi niczym nastoletni szczyl, zasiądzie wśród Lordów i zajmie jakąś ważną pozycję. Chciałby być przy nim, gdy będzie wychowywał własne dzieci i wpajał im tę samą lekcję o rodzie, jego młodych gałęziach i ich roli, którą sam dziś otrzymał. Choć to smutne, skrzydlaty wiedział, że było to raczej nie możliwe. W końcu był tylko człowiekiem. Miał jednak coś czego nie mieli długowieczni. Zapał do nauki. Życie ludzkie trwało zbyt krótko, by nie uczyć się i nie czepiać z niego garściami tak wiele jak tylko się da.
W tej właśnie chwili Anomander zdał sobie sprawę, jak krótko żyją ludzie w porównaniu z lokalną arystokracją. Dla ludzi taki arystokrata zawsze wydaje się młody, sprawny i silny. Kto wie, może ktoś kiedyś zobaczył w Świecie Ludzi takiego bogatego rogacza, który w ramach zabawy proponował, by ktoś zrobił coś nieodpowiedniego za pieniądze? Możliwe, że ów arystokrata dał początek temu co ludzie nazywali diabłem. W Świecie Ludzi diabeł był rogaty, miał dziwne oczy, był zawsze osobliwie ubrany oraz bajecznie bogaty. Na dodatek niczego nie mówił wprost, oszukiwał, zwodził, kusił, prowadził gierki. Wypisz wymaluj, arystokrata z Krainy Luster.
Anomander przez chwilę zastanawiał się, jaką funkcję będzie w przyszłości pełnił ten siedzący aktualnie na wózku młodzieniec. Jednego był pewny, nie chciał mieć na niego wpływu. Nie chciał być szarą eminencją wijącą się niczym wąż przy osobie sprawującej władzę, ale przysiągł sobie, że tak długo jak tylko zdoła, będzie służyć młodzieńcowi radą jako nieoficjalny doradca.
Kilka spraw go martwiło, ale ich istnienie postanowił zostawić dla siebie. W końcu są sprawy, z którymi musi radzić sobie sam.
Widząc dziewczynkę, a raczej reakcję Ciernia na dziecko nieco się zdziwił.
- Znasz ją? – bardziej stwierdził niż zapytał Anomander - Kim ona jest?
Usłyszawszy o zabawie i o tym, że ruda pani chowa w sraczu lekko zmrużył oczy. Znał różne dobre miejsca do chowania się, ale kibel był ostatnim z nich. Przecież to jasne, że każdy, kto nie ma pomysłu, zawsze finalnie chowa się w toalecie. Już miał odpowiedzieć na pytanie, gdy z przybytku higieny wyszła Julia. Gdy tylko ich przedstawiła zrobił zagniewaną minę i podszedł do dziewczynki.
- Julio, co to ma znaczyć? – powiedział podpierając się rękoma pod boki i lekko rozkładając skrzydła - Jak mamy się bawić w ciepło zimno skoro oszukujesz i podglądasz ? – pokręcił głową z dezaprobatą po czym uśmiechnął się i poczochrał ja po włosach miedzy uszami.
A co, dyrektor też potrafi być miły. Nikt nie mówił, że ciągle musi warczeć na podwładnych.
- Nie Abi, teraz się nie pobawimy, ale wieczorem, jeśli nic niespodziewanego się nie stanie, z pewnością nadrobiony stracony czas. Tymczasem pokaże ci sztuczkę. – ukucnął przed dzieckiem, uniósł lewą dłoń przed twarz dziecka, pstryknął palcami i tą samą dłonią przesunął w kierunku zewnętrznym udając że zbiera coś z powietrza. Chciał przyciągnąć nią wzrok dziecka. Poruszał chwilę palcami jakby sprawdzał jakość tego co złapał, po czym zacisnął ją w pięść
- Abi, dmuchnij teraz mocno na moją rękę – powiedział
Jeśli dziewczynka to zrobiła, wykorzystując moment jej nieuwagi szybko druga ręką wyjął z kieszeni trzy lizaki i ukrył je w drugiej dłoni.
- Ależ masz mocne dmuchnięcie … – pochwalił dziecko i otworzył rękę - Coś podobnego … gdzie on się podział? Czy ktoś widział dziub-dziuba? Gdzie się podział dziub-dziub? – zapytał rozglądając się po pokoju i patrząc pytająco na Julię, gdy dziecko podążyło za jego wzrokiem, rękę z ukrytymi lizakami wyciągnął do ucha dziewczynki i trącił je placem - O! Znalazł się! Proszę bardzo. – powiedziawszy to wręczył małej lizaka. Prawdziwego chupa-chupsa ze świata ludzi.
Nagle zrobił minę jakby poczuł coś interesującego, jakiś ciekawy zapach. Odwrócił się do Ciernia, podszedł kilka kroków i sięgnął za jego ucho.
- Popatrz Abi! Tu też był jeden. Ale mocno dmuchnęłaś! – uśmiechnął do się do Aerona wręczając mu lizaka.
Spojrzał na Julię i poruszył głową jak sowa oceniająca odległość od ofiary po czym podszedł do niej - A co Ty tu masz? Co to takiego wystaje? - zapytał i sięgnął dłonią za jej ucho wyjmując z dłoni ostatniego lizaka - No proszę, a to ci heca! Wszystkie Piękne Panienki i Piękni Kawalerowie dostali po lizaku. Brawo Abi! - Powiedział wręczając Julii “znalezionego” za jej uchem lizaka, zaklaskał i wrócił do Abi.
- Powiedz mi Maleństwo, czy coś Cię jeszcze boli? Jak się czujesz? – zapytał cofając się do Ciernia i podpychając do nieco bliżej Abi - Wiesz, my wielkie gady jesteśmy strasznie ciekawskie, a teraz bardzo minie zastanawia, co byś chciała zjeść dziś na obiad, powiesz mi? – popatrzył na nią i pozwolił by jego oczy z wolna zmieniły się w gadzie ślepia.
Może i był gadem ale przepadał za dziećmi.
Młode mięsko jest najsmaczniejsze.Thorn - 19 Listopad 2017, 12:15 Thorn przyglądał się dziewczynce z niemałym zainteresowaniem. Tak bardzo przypominała mu Matkę, że aż czuł się w jej obecności nieswojo. Zaczął się zastanawiać czy faktycznie mogłaby być jego kuzynką.
Nie, niemożliwe by jego Wuj wspominał o swoim dziecku gdy po raz pierwszy odwiedził Rezydencję. To zwyczajnie niemożliwe, bo wtedy Aeron był dzieckiem. Gdyby już wtedy Wuj miał potomka, byłby mniej więcej równolatkiem. Czyli siedząca teraz na łóżku dziewczynka musiałaby być dorosła.
Rogaty zmarszczył brwi. Musiał przypomnieć sobie wszystko... A wspomnienia związane z rodziną były takie zamglone. Myślał przez chwilę aż wreszcie oświecenie przyszło samo. Przecież Wuj był w Rezydencji jeszcze raz, tuż po śmierci jego siostry a Matki Thorna, czyli wcale nie tak dawno! To wtedy musiał wspomnieć o dziecku... Tak! Przybył by zorientować się co dalej, kto dziedziczy majątek Vaele po jego siostrze i gdy spotkał Aerona, skrzywił się tylko i stwierdził, że ma ważniejsze rzeczy do roboty, bo musi odzyskać córkę. To musiał być dobry trop. Był o wiele bardziej możliwy, bo Wuj był u niego niedawno a i mała Upiorna była jeszcze dzieckiem.
Jeszcze przed tym jak się odezwała, pociągnął Anomandera za rękaw, zmuszając go by się przy nim pochylił. Gdy jego twarz znalazła się blisko twarzy rogatego, Upiorny zbliżył usta do jego ucha.
- To... może być moja Kuzynka. - szepnął tak cicho, że tylko Dyrektor mógł go usłyszeć - Jest niesamowicie podobna do mojej Matki. A moja Matka miała Brata.
Zachowanie i propozycja dziewczynki były rozkoszne ale o tylko uśmiechnął się lekko zakłopotany. Nie znał tej zabawy. I nawet gdyby ją znał, chyba nie potrafiłby beztrosko oddać się jej. Nie teraz, gdy prawdopodobnie odnalazł Członka swojej Rodziny.
Gdy z łazienki wyszła Julia, posłał jej promienny uśmiech i skinął głową witając się z nią. Gdy został przedstawiony, wstał i skłonił się siedzącej na szpitalnym łóżku Małej. Posłał jej delikatny uśmiech.
Nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć. Nie spodziewał się, że spotka kogoś tak podobnego do jego Rodzicielki. Gdzieś wewnątrz niego odzywała się teraz jeszcze nie zagojona rana, bo Matka kojarzyła mu się już tylko z bólem a ta dziewczynka była do niej tak podobna...
Mimo wszystko przełknął ból i gniew, który był w tej sytuacji nieadekwatny. Przecież nie może się mścić na dziecku jego Wuja, za to co powiedziała jego Matka. Nawet jeśli wyglądała jak ona, nie czyniło to z niej odpowiedzialnej za czyny starszej kobiety.
To Anomander rozładował atmosferę. Początkowo zrugał Julię, na co Thorn jedynie zamrugał oczami, lekko zaskoczony ale gdy dłoń Dyrektora powędrowała w stronę włosów Lisiczki, zachichotał chowając usta za dłonią.
Sztuczka była dziecinnie prosta ale sprawiła, że nawet Aeron poczuł się przez chwilę jak kochany szkrab. Przyglądał się z uśmiechem ruchom skrzydlatego. Gdy dostał lizaka, zaśmiał się wesoło. Papierek był niebieski i miał śmieszny napis: Chupa-Chups Cola... Mężczyzna schował go do kieszeni spodni, nie będzie go teraz jadł bo skoro ma być na czczo, dotrzyma zaleceń Lekarza.
Anomander miał podejście do dzieci, nie ma co. Ale nie ma się czemu dziwić, Medyk kiedyś miał własne. Może i je stracił ale umiejętności pozostały. Młody Vaele niestety nie mógł pochwalić się takim podejściem do Maluchów. Obserwował Dyrektora ale gdyby był na jego miejscu... cóż, pewnie zachowałby się zupełnie inaczej. Zupełnie niepedagogicznie. I pewnie nie zyskałby sympatii Abi. Lepiej dogadywał się ze starszymi dziećmi co pokazała znajomość z Julią. Teraz, mimo, że się uśmiechał, był mocno zakłopotany. Bo jak miał rozmawiać z Abi, kuzynką która spotkał pierwszy raz w życiu?
Uderzyło go też zupełnie nowe, nieznane mu dotąd uczucie. Czuł, że skoro dziewczynka nie ma innej rodziny, to obowiązek wychowania spada na niego. Było to dość problematyczne ale nie niemożliwe. Mimo wszystko jednak na razie postanowił siedzieć cicho. Nie będzie wyrywał się przed szereg, trzeba się dowiedzieć czy Abi faktycznie była na świecie sama.
Dyrektor podprowadził fotel bliżej. Thorn usiadł wygodniej, opierając policzek na zgiętej w łokciu ręce. Patrzył na dziecko z miłym uśmiechem, w końcu kto jak kto, ale on był mistrzem w okłamywaniu wszystkich dookoła. Dlatego nie było po nim widać ani grama zdenerwowania bo uznał, że najlepiej będzie znowu ukryć się za Barierą i poprowadzić ponownie Grę. A że miał do czynienia z maluchem, mógł nie bać się ewentualnych faux pas.
Zaciekawiło go jeszcze coś. Julia wspominała Abi o nim? Dlaczego? Może zwyczajnie chciała dodać Małej otuchy, że nie jest jedyną rogatą w Szpitalu.
Powieki opadły mu do połowy bo poczuł się trochę znużony. No i był też trochę głodny ale postanowił, że nikomu o tym nie powie - w końcu chce by jutrzejsza operacja odbyła się bez komplikacji a skoro Dyrektor prosił by nic dzisiaj nie jadł, to zadowoli się jedynie wodą. Nie pierwszy i nie ostatni raz będzie głodny bo chociaż pieniędzy zawsze miał w bród, tak nie zawsze miał czas by jeść. I nie zawsze miał ochotę jeść.
Abi miała czerwone oczy i czerwone, niewielkie rogi. Ciekawe jakie będą gdy dorośnie... Odrzucił szybko dziwaczne myśli. Przecież nie był jej ojcem, jeszcze nie wiadomo czy faktycznie byli Rodziną, więc dlaczego myśli w takich kategoriach? To niedorzeczne.
Spojrzał na Anomandera, jakby szukał w nim czegoś na kształt... oparcia? Może chciał podkraść mu pewność siebie? Jeśli tylko uchwycił jego spojrzenie, posłał mu uśmiech. Nieco krzywy, bo Aeron czuł się w tej sytuacji nieco zagubiony.Abi - 20 Listopad 2017, 18:12 - Jasne że wiem! W domu była taka wieeelgachna książka o różnych takich. Było tam dużo o wampirach ale też o wilkołakach, jednorożcach, pegazach, syrenach i wielu innych! Przeczytałam prawie całą. - dziewczynka wyprostowała się cała i pokraśniała. Widać było gołym okiem że jest z siebie dumna. Pokiwała też główką na informacje o Opętańcach. Wiedziała już to wszystko ale wiedziała też że innym miło jak się ich słucha. Z jej buziuchny nie schodził uśmiech.
Energicznie pokiwała głową. Drzewo genealogiczne. Trudne słowo, bardzo trudne. - Takie drzewko nie drzewko. Gdzie są twarze i imiona innych członków rodziny! Daleko daleko wstecz! - widziala kiedyś drzewo pana Georga. Lubił się nim chwalić i o nim opowiadać. Było wieeelgachne. Było na nim ze trzydzieści osób! W tym każda wyglądała całkiem inaczej, a inne były do siebie podobne!
- Mówiła że muszę uważać bo Tata mnie szuka. Mama mnie od niego zabrała. Mówiła Nanie że był bardzo złym człowiekiem i chciał zrobić nam coś złego. - głosik Abi lekko przycichł. Zawsze lubiła dużo mówić ale dziś mówiła strasznie dużo! Trochę to było męczące i robiła się głodna. W dodatku robiło jej się smutno że musiała mówić tak dużo o mamie i Nanie. Kocha je i to bardzo ale to trochę tak boli gdzieś w klatce jak o nich mówi.
Od razu jednak się ożywiła gdy Amber wskoczyła na wyrko i usiadła obok niej. Taka śliczna! - A no, nie lubił. Jak go raz dotknęłam to mnie ugryzl. Bolało a Nana smarowala mi dłoń ziołami! Tylko że się bardzo bardzo babralo. I mialam też taka gorączkę i nie chciałam jeść. Którejś nocy przyszła taka pani coś mówiła i mi minęło. - spojrzała na swoją lewą dłoń. Widniał na niej ledwie widoczny ślad. Jeśli lisek pozwolił to ją pogłaskała za uszkami. - Jakie mięciutkie futerko! Szkoda że ja takiego nie mam! - mowila wesołym głosem. Chętnie by wtulila się w te futerko ale wiedziała że nie wolno. Jeśli zwierzak nie jest nasz nie wolno go osaczać! Bo może się pogniewać.
Gdy została przedstawiona panom, pomachała im rączką.
- Miło że panowie przyszli do nas - starała się mówić bardzo poważnie, jak to robili dorośli ale efekt był raczej śmieszny. Pokiwała głową na słowa dużego pana ze skrzydłami - Draculi. - Nie ładnie pani Julio! Teraz się już nie pobawimy - pokręciła głową. W rzeczywistości nie miała nic za złe pani pielęgniarce. Po prostu było zabawnie! I duży pan Andomadner był fajny! Gdy uklęknął przed nią skupiła na nim całą swoją uwagę. Wodziła wzrokiem za ręką mężczyzny, próbując wyłapać czym będzie sztuczka. Dmuchnęła z całej siły, aż zrobiły jej się czerwone policzki. Słysząc o dziub-dziubie zrobila zdziwiona minkę i zaczęła się rozglądać.
- Dziub dziub! Pokaż się! - zajrzała nawet pod łóżko ale go tam nie znalazła. - Niech pan się nie martwi! Jak zgłodnieje to wróci! Nana tak zawsze mówiła gdy nasz taki podwórkowy kotek znikał na długo - poklepała dużego pana Dracule po ramieniu, próbując pokazać że jest już dużą dziewczynką. W rzeczywistości trochę martwila się o dziub-dziuba, jakimkolwiek zwierzątkiem był, pewnie mu smutno tak samemu. Tylko dziub-dziub nie był zwierzątkiem. Był lizakiem! Zaklaskala, wesoło się śmiejąc i wzięła lizaczka. Jednak po chwili zdretwiala cala. - Nie wiem czy mogę, Nana mówiła że nie wolno słodyczy od obcych brać - patrzyła jednak lekko stęsknionym wzrokiem na lizaka. Takiego jeszcze nie jadla. Ciekawe jaki jest w smaku...
Śmiała się jak juz od dawna nie, widząc jak pojawiają się kolejne lizaki. Klaskała głośno. - Bardzo dobry z pana czarodziej! Prawie jak Houdini! - kiwała energicznie głową, będąc pod wielkim wrażeniem!
Wyciągnęła jednak lizaka w stronę dużego Pana. - Ale dla Pana nie ma lizaka! Niech pan weźmie mojego! - miala bardzo poważną i zawziętą minę. Mimo że jej oczka mówiły jak bardzo ma ochotę na tego lizaczka. Pokręciła główką. - Nie boli ale mam lekką karuzele w głowie! - dotknęła się w skroń, pokazując o co chodzi. Jej usta ułożyły się w literkę "o" widząc jak oczy pana Draculi się zmieniają. Zastanowiła się chwilę po czym, pewnym głosem powiedziała. - Brokuły z serem i mleko! - aż jej brzuszek zaburczał na myśl o jedzonku. Uśmiechnęła się do drugiego pana z rogami. Ten miał tęczowe oczy i działały na nią jak magnes.Tulka - 20 Listopad 2017, 21:17 - No to kiedyś będziesz musiała mi coś jeszcze opowiedzieć co tam wyczytałaś - powiedziała uśmiechnięta. Trochę się uspokoiła, ale nadal czuła niepokój co ma się zdarzyć dalej. Nie wiedziała czy Aeron jej wybaczy to co powiedziała i jak go nazwała oraz nie miała pojęcia jak Dyrektor będzie chciał ją ukarać. Tyle niewiadomych.
- Dokładnie!- przyznała dziewczynce rację -może ten pan Ci pomoże, a może nawet będzie wiedział coś o Tobie? - uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco. Słysząc jednak, czemu miała nie rozmawiać z obcymi rogatymi, zmarszczyła brwi - nie pozwolimy by stało Ci się coś złego. Możesz temu panu zaufać, obiecuję - powiedziała pewnym głosem. Naprawdę dziwne to dla niej było. Musiałaby pewnie poznać całą jej historię, Nie chciała jej już jednak męczyć. Widziała, że dziecko trochę przyklapło, pewnie przez ten ogrom wspomnień, które musiała przywoływać. W końcu z tego co się orientowała to Nana odeszła dość niedawno.
Uśmiechnęła się ponownie, widząc jak Abi cieszy się, ze może pogłaskać Amber - wiesz...dzikie liski nie lubią, gdy kto do nich podchodzi to i tak cud, że udało Ci się na tyle zbliżyć, chyba że...po prostu był chory - powiedziała w końcu - takie liski nie boją się ludzi i mogą mocno ugryźć, o czym się przekonałaś - wskazała na bliznę na jej rączce. Amber w tym czasie zaczęła się łasić do dziewczynki, domagając się większych pieszczot - chyba chce żebyś ją przytuliła - powiedziała rozbawiona. Mały zdrajca, ale tym razem nie będzie jej miała tego za złe -obiecaj mi jednak jedno Abi- spojrzała dziewczynce w oczy - nie próbuj nigdy podchodzić do obcych, dzikich zwierząt, w szczególności gdy wyglądają na ranne, wystraszone lub mają przy sobie swoje dzieci, dobrze? - mówiła poważnie. Wiedziała jakie zwierzęta mogą być niebezpieczne w takich sytuacjach. W końcu dużo czasu spędzała w lesie obserwując zwierzęta. Dodatkowo w trakcie szkolenia w Stowarzyszeniu musiała spędzić miesiąc w lesie pod lisią postacią, bez czyjejkolwiek pomocy. No...miała ze sobą Amber ale na tym się kończyło jej towarzystwo.
Opuściła uszy, słysząc naganę nie tylko od Dyrektora ale i dziecka. Widziała jednak, że Anomander ma już chyba lepszy humor, albo udaje przed dzieckiem tak jak robiła to pielęgniarka do tej pory - jak chciałam tylko się upewnić, ze pan Vaele na pewno wie jak się w to gra. Wiem, że mało istot w Krainie Luster wie jak się bawić w Ciepło-Zimno - wyjaśniła lekko naburmuszonym głosem. Oczywiście udawała, żeby nie psuć małej zabawy.
Wzruszyła ramionami, pokazując, że nie wie gdzie jest Dziub-Dziub, gdy Smok na nią spojrzał. Rozbawiło ją to. Usłyszała szelest papierków od lizaków. Skierowała w tamtą stronę jednak tylko swoje uszy. Nie chciała zdradzać Abi tego co zaraz dostanie.
Rozbawiła ją trochę reakcja dziewczynki na słowa Dyrektora. Nic jednak nie powiedziała. Podziękowała Skrzydlatemu za cukierka i spojrzała na papierek. Zielone jabłuszko. Kiedyś lubiła ten smak, chociaż nie miała za wiele okazji na to, żeby je jeść. Wolała nie wydawać pieniędzy na słodycze bo i tak nie dostawała ich za wiele, więc wolała kupić sobie coś do rysowania, bo rodzice ne chcieli finansować jej żadnych przyborów poza tymi, które potrzebne jej były strikte do szkoły.
Dziewczynka byłą mądra, nawet mimo jej nad wyraz dziecięcego zachowania. Nie powinna brać słodyczy od obcych to prawda, ale teraz mogła zaufać lekarzowi. Julia widziała jak dziewczynka błagalnie patrzy na lizaka, naprawdę miała na niego ochotę. Opętaniec jednak nie odezwała się na to.
Zaskoczyło ją jednak kolejne zachowanie Upiornej. Oddawała swojego lizaka Andkowi? To raczej niespotykane wśród dzieci, w szczególności w wieku na jaki wyglądała mała. Zrobiło to jednak na pielęgniarce dobre wrażenie. Tak samo jak danie, które wybrała na obiad. Było zdrowe, co tym bardziej było mało spotykane.
-To skoro Abi wybrała, może przekażę to pani Alice?- zapytała Anomandera - i tak powinnam pójść po wyniki badań - spojrzała na Ciernia ukradkiem, chcąc przypomnieć Dyrektorowi, że przecież mała miała mieć pewnego rodzaju kwarantanne i nawet na drzwiach do tego pokoju wisi kartka, żeby inni pacjenci tu nie wchodzili. Jeśli van Vyvern nie miał nic przeciwko, odłożyła lizaka na szafce, i tak nie miała na niego zbytniej ochoty w tym momencie i ruszyła do drzwi -czy mam pani Alice przekazać coś jeszcze?- zapytała nim opuściła pokój. Może Dyrektor miał jakieś plany co sam by chciał zjeść albo coś co miał dostać Cierń? Zapamiętała wszystko co jej kazał przekazać i ruszyła do recepcji.Anomander - 21 Listopad 2017, 04:14 Słysząc o tym, kim może być owo Znaleziątko, Anomander tylko kiwnął głową. Przyjął informację do wiadomości, ale teraz nie była pora i czas na rozmowę o tym. Jeśli to faktycznie kuzynka Ciernia, to być może będzie znał jej rodziców. Możliwe, że odprowadzi małą do nich. O ile jeszcze żyją.
Rozdał lizaki, ale ciągle myślał o Znleziątku i jego przypadku. Co stało się z rodzicami dziecka? Czy Aeron będzie umiał się nim zająć? Z zamyślenia wyrwał go jednak głosik Abi. Dziecko było normalne, nie zdradzało oznak upośledzenia umysłowego. Możliwe, że przez brak doświadczenia do dziecka cały czas mówiono zdrabniając i przeinaczając słowa, zmiękczając głoski i używając słodkiej, nienaturalnej tonacji. Tyle że w tym wypadku to wychowawca był debilem. Dzieci to mali adepci na homo sapiens, i o ile na początku można pozwolić sobie na „spieszczanie” słów, o tyle z biegiem czasu należy zacząć mówić do nich normalnie, a nie jak do debili.
- I bardzo dobrze mówiła. – przez głowę przeleciało mu Polać jej! – ale powstrzymał się od wygłoszenia tej uwagi -
Tej zasady należy przestrzegać bezwzględnie, ale przecież ja wiem, że masz na imię Abi a Ty wiesz, że ja nazywam się Anomander. Zatem nie jestem obcy.
Miał nadzieję, że żelazna logika, którą skrzydlaty opanował jeszcze w czasach gdy miał swoje dzieci, i tym razem zadziała jak trzeba.
- Myślę, mała Myszko, że się mylisz. Nie znam takich sztuczek jak Hudini, ale za to znam kilka innych. Kto wie czy nie bardziej spektakularnych – skrzydlaty uśmiechnął się. W sumie to umiał nieźle strzelać, składać połamane gnaty, zamienić się w jaszczura i pożreć całego byka jelenia bez patroszenia. To ostatnie było całkiem sporym wyczynem, bo poroże lubi stanąć w przysłowiową ością w gardle. Anomander umiał też grać na gitarze i śpiewać. Talentu plastycznego zaś, wystarczało mu na tyle by narysować słonia tyłem i przy sporym skupieniu świnię bokiem . Cóż, może to właśnie dlatego nie wybrał zawodu architekta? Kto to wie.
Widząc, że dziecko chce mu oddać lizaka, na którego ewidentnie ma ochotę, uśmiechnął się i pogłaskał je po głowie.
- Dziękuję Ci za dobre serduszko, ale to lizak specjalnie dla Ciebie. Pochodzi z krainy zwanej Nederland leżącej daleko, daleko stąd, w delcie rzeki Ren i Mozy z miasta, które zwie się Rotterdam. Jestem pewny, że ci zasmakuje.
Uśmiechnął się i odwrócił do Julii.
- W sumie to nie. Przekaż tylko, żeby w kuchni przygotowano obiad i że niedługo zejdziemy. – popatrzył na Ciernia siedzącego na wózku - Oraz poproś o obfity, ale lekki posiłek do pokoju trzeciego. Pan Vaele ma mieć jutro rano zabieg, ale nie uchodzi, by cały dzień był głodny. Ponadto poproś Alice by do „trójki” wstawiono dodatkowy stolik na książki i lampę.
Kwarantanna w tym wypadku nie ma sensu. Nie tłumaczył tego dokładniej, ale biorąc pod uwagę możliwości zabezpieczenia pacjenta, pozostawało jedynie zamkniecie go w izolatce. Ponadto, jeśli wyniki byłyby niepokojące Alice poinformowała by ich o tym. Po trzecie, dziecko przebywało w Klinice tyle czasu, że wszystkie cuda, które mogło ze sobą przynieść, z pewnością już się po niej rozpełzły. Jeśli nie na ludziach to na zwierzakach.
Popatrzył na niechniurkę, którą musiał zostawić tu Bane, zanim zrobił cyrk.
- Jak skończymy tu, to będę musiał go powiadomić o obiedzie. – pomyślał kiwając Julii głową, ze w sumie nie ma innych informacji do przekazania.Thorn - 22 Listopad 2017, 17:13 Anomander przejął inicjatywę i Upiorny miał czas by dokładniej przyjrzeć się dziecku. Gdy to robił czuł się nieswojo, bo Abi wyglądała jak kopia jego Matki z lat kiedy on był jeszcze dzieciakiem. Oczywiście mała Arystokratka miała dziecięce rysy twarzy ale układ oczu, nosa i ust był identyczny.
Widać było u niej geny Vaele. Jeśli faktycznie jej ojcem był jego Wuj, to Aeron nie musiał szukać jej rodziców daleko. Pytanie tylko - czy jej rodzice jeszcze żyją? Upiorni byli długowieczni ale nie nieśmiertelni.
Gdy Tulka powiedziała, że chciała sprawdzić, czy młody Vaele zna tą grę, posłał jej miły uśmiech i skinął głową. Nie na potwierdzenie, chociaż właściwie mógł domyślić się o co chodzi w zabawie. Chciał jej podziękować za zainteresowanie.
Abi była rozkoszna. Oddała swojego lizaka Dyrektorowi. Rogaty uśmiechnął się pod nosem ale nie skomentował. Anomander ładnie wybrnął z sytuacji. Szlachcica zainteresował jednak kraj pochodzenia słodyczy - Nederland? Rotterdam? Te nazwy nawet nie brzmiały znajomo. Aeron postanowił, że jak tylko wpadnie do Biblioteki Lekarza, przeszuka ją i sprawdzi mapę Świata Ludzi. Niby coś tam wiedział, bo kiedyś przesłuchiwał Cyrkowca... Ale było to za mało. Czuł głód wiedzy.
Julia chciała opuścić pomieszczenie. Spojrzała na Upiornego ale ten nie bardzo rozumiał dlaczego. Posłał jej lekki uśmiech, trochę niepewny. Dlaczego zrobiło mu się głupio? Może Tulka była na niego obrażona za wcześniejsze zachowanie... Ale co poradzić. Kiedy przybył do Kliniki nie wiedział jeszcze jaki jest jej Dyrektor. Dlatego musiał grać, zachowywać protokół dyplomatyczny i trzymać się sztywnych zasad. Nie chciał urazić pana van Vyverna.
Teraz, kiedy między nimi powstała cienka nić porozumienia, mógł mieć nadzieję na zacieśnienie znajomości. Kto wie, może nawet się zaprzyjaźnią?
Będzie musiał wyjaśnić Lisiczce co zaszło na początku gdy tu przybył. Może nauczy ją jak rozmawiać z nadętą szlachtą? Miał wrażenie, że w Wieży zaniedbano tych ważnych lekcji. To nie było do końca wina dziewczyny, że strzeliła gafę. Przecież nie można obwiniać ucznia za to, że nauczyciel podszedł do przekazywania wiedzy byle jak. A Aeron wiedział, że Tulka sama z siebie nie zaniedbałaby nauki.
Gdy Anomander poprosił ją by przekazała by przygotowano Upiornemu obiad, Vaele podniósł oczy na Dyrektora. Był trochę zdziwiony bo przecież miał być na czczo. Ale skoro takie polecenie wydał Lekarz, rogaty nie miał zamiaru się spierać. Skinął mu tylko głową w podzięce.
Burczenie w brzuchu zdradziło, że jest głodny. Zaśmiał się lekko zakłopotany a na jego twarzy pojawił się rumieniec. Szybko jednak opanował się, odchrząknął i uśmiechnął się do Abi. Nie znał się na dzieciach, kilka lat temu eksperymentował na Tulce ale Lisiczka była starsza gdy ją spotkał. I dobrze wychowana, grzeczna. A jaka była Abi?
Nie było sensu pytać o herb bo dziecko raczej nie będzie pamiętało takich rzeczy. Była w takim wieku, że jeszcze nie miała szans poznać genealogii i historii swojej rodziny. Mogła jedynie pamiętać rodziców i o ile jej matka nie interesowała Thorna, tak chciał się dowiedzieć czy dziewczynka pamięta ojca.
- Abi, tak? - zagadnął bezpośrednio i wyciągnął do niej rękę - Jestem Cierń. - przedstawił się i jeśli podała mu dłoń, pocałował ją w jej wierzch. W końcu była kobietą. Małą, ale nadal kobietą.
Uśmiechnął się do niej przyjaźnie, jego tęczowe oczy błysnęły.
Ukrywał zdenerwowanie. Wiedział, że jeśli dziecko nie ma rodziców ani nikogo kto się nim zajmie... to obowiązek spadnie na niego. A on... no cóż. Nie był nigdy dobrym wychowawcą. Radził sobie z tresowaniem koni ale przecież mała upiorna to nie koń. Sam był wychowywany twardą ręką i znał tylko taki sposób. Obawiać się, że jeśli przyjdzie mu się zająć małą Abi, dziewczynka nie będzie miała najlżejszego dzieciństwa.
- Abi, czy pamiętasz swojego tatę? - zapytał - Może mama opowiadała ci o nim?
Pamiętał, że Wuj szukał córki. Co oznaczało, że dziecko zostało mu odebrane. Jeśli Abi faktycznie była kuzynką Thorna... to nie będzie pamiętać jak wygląda jej ojciec ale bardzo prawdopodobne, że jej matka co nieco jej o nim powiedziała.
Był gotów usłyszeć opis okrutnika, spodziewał się, że mała opisze ojca jako tyrana. To przecież takie charakterystyczne do starych Vaele.
Być potworem zarówno dla wrogów jak i rodziny.Abi - 22 Listopad 2017, 19:49 Ten tajemniczy pan wydawał się miły. Przynajmniej z tego co mówiła pani pielęgniarka. Abi mimo to miała lekkie obawy. Może jej pomóc ale Nana mówiła co innego. A powinna się jej słuchać.
Fakt, tamten lisek nie lubił by go dotykać, ale ona nie musiał go dotykać. Liczyło się to że był i słuchał. A że ją ugryzl... Mała wiedziała ze to jej wina. Nie wolno przecież dotykać zwierzątek z lasu. A mimo to próbowała i miała z tego pamiątkę dzięki której będzie o tym pamiętać do końca życia!
Przytuliła Amber i było bardzo miło i mięciutko. Pokiwała delikatnie główką, obiecując pani pielęgniarce że nie dotknie takich zwierzaczków. Nawet tych słodkich i mięciutkich...
Abi dzięki tej sztuczce i zabawie i śmiechu poprawił się humor. Dorośli są tacy zabawni!
Zastanowiła się chwilę nad słowami pana Andomadnera. Analizowała na swój sposób to co powiedział by w końcu z miną ważniaka, kiwnąć głową. Wyciągnęła wtedy rękę do tego wielkiego pana i jeśli ją złapał to nią potrzasnela.
- Rzeczywiście ma pan rację. Dobrze pana widzieć, jestem Abigail- próbowała robić tak by jej głos był niski i poważny. No ale jak to u niej, wyszło to dość rozkosznie ciapowato. Opadla jej szczęka na wieść o tym ze ten pan umie inne sztuczki. Klasnela w dlonie i pelna przejęcia zadała pytanko.
- Pokaże mi je Pan kiedyś? Proooszę! - zrobila oczy niczym kot ze shreka. Gdy ten pan ją poglaskal zrobiło jej się cieplutko gdzieś w środku. Lubiła być glaskana. Zmarszczyla lekko nos, uśmiechając sie jednocześnie. Jej oczy robiły się coraz większe gdy słuchała o nieznanych jej światach. - Jeju, a gdzie to? Jak tam jest? I jak wyglądają mieszkańcy? Jak mówią? Co jedzą? - ugryzla sie na końcu w język. Za dużo pytań, tak niegrzecznie. Odwinela tez lizak i wpakowala go do buzi. Pycha! . Zamruczala cichutko. Takiego jeszcze nie jadła.
Przyglądała się wyciągniętej dłoni rogatego pana. Nadal nie czuła się za pewnie względem tego pana ale złapała jego dłoń. Dostała lekkich wypieków na policzkach gdy ją pocałował. Jak książę księżniczkę! Jak w tych bajkach. Spuscila wzrok na swoje stopy.
- Jestem Abigail. Cierń kojarzy mi się z różą. Mam rogi w kolorze róży! Niech pan zobaczy! - odsłoniła włoski pokazując lekko zakręcone rogi w czerwonym kolorze. Pokręciła głową, odpowiadając tym na słowa Pana Ciernia. Podeszła jednak do łóżka i wzięła swój rysunek. Dała go temu panu.
- To mama, Nana i ja. I nasz domek w lesie. Mama umarła jak byłam taka tycia tycia. Nana mówiła że to przez jej moc że mama za dużo wzięła a miała słabe ciało, ale nie wiem co miała na myśli. I Nana mówiła że mama mnie zabrała od Taty. Bo tata był zły i chciał coś mi zrobić. Mówiła coś o skandalu bo mama nie miała rogów. Ale była piękna! Bardzo! - w oczach dziewczynki pojawił się żywy błysk. Zawsze tak było gdy mówiła o mamie. Nie mniej jednak widać było że ma już dość mówienia w kółko tego samego. Przygnębiało ją to.Tulka - 22 Listopad 2017, 22:00 Zaskoczyło ją trochę to skąd wzięły się lizaki. Wiedziała, że ze Świata Ludzi, jednak nie sądziła, że nie z Anglii. Cóż, przecież Dyrektor podróżował po świecie to mógł przywieźć je z każdego miejsca jakie było dla niego dostępne. Uśmiechnęła się, widząc z jakim zadowoleniem Abi zajada swojego lizaka. Naprawdę jej smakował. Widziała, że ma inny smak niż Tulka, dlatego tez chciała żeby mała miała więcej okazji na spróbowanie niż tylko ta jedna słodycz. Dlatego też odłożyła swojego na szafkę. Potem małej powie, że może go zjeść. Coś wymyśli, żeby udowodnić, ze go nie chce. Ale nie miała zamiaru tego robić przy Anomanderze. Jeszcze by się obraził i co wtedy?
Zastanawiała się jakie sztuczki mógł mieć Opętaniec na myśli. Wiedziała, że jest utalentowany, w końcu wielokrotnie to udowodnił, jednak ciekawiło ją co dokładnie by pokazał małej Abi. Miała nadzieję, ze nie samą zamianę w ogromnego gada. To nie był przyjemny widok. Na pewno nie powinno się tego pokazywać tak młodemu dziecku. Może i widziała martwą Nanę, ale to nie znaczyło, że jest znieczulona na rozrywającą się się skórę i dźwięk łamanych kości. Przeszedł ją dreszcz na to wspomnienie. Ale cóż, zobaczymy co wymyśli Dyrektor. W końcu on miał dwójkę dzieci, więc na pewno wiedział jak się z nimi obchodzić.
Wysłuchała poleceń Anomandera -dobrze panie Dyrektorze - skłoniła się delikatnie - zaraz wrócę. Amber zostań - powiedziała jeszcze do lisiczki, bo ta chciała już za nią ruszyć. Była przywiązana do swojej pani i nie lubiła zostawać w innych miejscach niż ich pokój. Znała tę salę, bo to tam spędziły te kilka dni trzy lata temu, jednak to teraz było obce miejsce. Była jednak posłuszna i wiedziała, że Tulka wróci po nią.
Julia, gdy tylko wyszła z sali, westchnęła głęboko. Była zestresowana i zmęczona, a do tego teraz obaj mężczyźni, których by najchętniej omijała z daleka siedzieli u Abi w pokoju. Ruszyła spokojnie na dół. Skoro musieli porozmawiać to niech rozmawiają, nie będzie im przeszkadzać, a tym bardziej nie chciała ich już więcej denerwować. Już dziś dość nabroiła i nie chciała przeciągać struny.
Gdy dotarła do recepcji, zapytała panią Alice o wyniki badań krwi Abi. Na szczęście już były. Pielęgniarka przejrzała je dokładnie, ale nie znalazła nic co by ją zaniepokoiło. Ot coś było nie tak ale była przeziębiona więc nie było to nic dziwnego. Nie znalazła nic co by sugerowało, że stanowi jakiekolwiek zagrożenie dla osób, które przebywały w pobliżu.
Gdy tylko skończyła przeglądać wyniki, przekazała wszystko o co poprosił ją Anomander. Przekazała życzenie małej co do obiadu, to, że za niedługo lekarze zejdą coś zjeść. Informacje o posiłku dla Ciernia oraz prośbę o dodatkowe meble w pokoju numer trzy. Nie spieszyła się, chcąc mieć pewność, ze wszystko przekazała. W stresie różne rzeczy można zapomnieć.Anomander - 23 Listopad 2017, 02:25 Anomander uśmiechnął się i delikatnie uścisnął dłoń dziecka. Mała była odważna i jeśli tylko ta odwaga nie przerodzi się w bezczelność, dziecko może wiele osiągnąć w dowolnej dziedzinie, którą sobie obierze za cel. Wyciągnięcie przez dziewczynkę ręki do dyrektora Kliniki mogło być uznane w towarzystwie za nietakt i brak wychowania, bowiem to osoba starcza winna inicjować kontakt, niemniej skrzydlatemu się to podobało. Nie musieli teraz przestrzegać sztywnych konwenansów a mała ma przed sobą całe dziesięciolecia na naukę podstaw. Ważne było to, że się nie bała i byle co, jak gadzie ślepia skrzydlatego, nie było w stanie zbić jej z pantałyku. Kolejny znak, który dobrze wróżył jej na przyszłość.
- Mi Ciebie również miło poznać. Jestem Anomander. – przedstawił się skrzydlaty nie podając nazwiska ani przedrostka „Pan” co wskazywało, że dziecko do czasu aż osiągnie stosowny wiek i pozna podstawy pałacowych zasad, może zwracać się do niego po imieniu - Jeśli zaś chodzi o sztuczki, to z pewnością je zademonstruję.
Słysząc wiązankę pytań popatrzył na dziecko i pogłaskał małą po głowie. Przez chwilę myslał nad odpowiedzią, po czym przemówił w zupełnie nie podobnym do żadnego języku.
- Bewoners spreken de taal die u nu hoort, en het wordt de Nederlandse taal genoemd. Nederland is een klein land boven de Noordzee. Bewoners zijn erg kalm, opgewekt en tolerant und ze zien er redelijk normaal uit - natuurlijk volgens menselijke normen. Nederlanders zijn bekend van hun kaasproductie. Ze hebben veel kaas zoals Gouda, Edam, Maasdam of Limburger. Elke kunt u hier proberen, in Clinic. – mówiąc ostatnie zdanie popatrzył na dziecko mrużąc zaczepnie oczy i uśmiechając się - Takim właśnie językiem mówią mieszkańcy tej krainy. To właśnie z jego pomocą odpowiedziałem nim na wszystkie Twoje pytania, poza tym „Jak tam jest?”, bowiem tego aktualnie nie wiem, a nie chcę Cię okłamać. Gdy byłem tam ostatni raz, świeciło słońce a niebo było czyste. W powietrzu dało się wyczuć zapach morza i roślinności budzącej się do życia pod promieniami słońca. Po ogromie wód Morza Północnego pływały statki przywożące towary z innych, jeszcze odleglejszych Krain. W chwili gdy tam byłem kwitły kwiaty nazywane tulipanami. Całe pola były przepełnione tylko nimi. Piękny to był widok. – spojrzał w okno i myślami na chwilę umknął do kwietniowego święta tulipanów. Że też dopiero teraz zaczynał doceniać ich urodę.
Z rozmysłem nie przetłumaczył dziewczynce tego co powiedział o Holandii, o jej płożeniu nad Morzem Północnym, o ludziach i serach. Nie mniej, miał zamiar zadbać o to, by Abi przez czas pobytu w Klinice mogła spróbować dobrej kuchni ze świata ludzi. I oczywiście holenderskich serów. Być może kiedyś dziecko to zapragnie poznać któryś z języków Świata Ludzi a wtedy z przyjemnością pomoże jej w nauce dowolnego ze znanych mu języków a nawet podsunie odpowiednie lektury. Bo nic nie utrwala języka obcego, jego słów i konstrukcji zdania, lepiej niż czytanie w nim.
Podszedł i usiadł na krześle niedaleki łózka pacjentki. Z ciekawości zerknął w kartę choroby, ale dość szybko odłożył ją na miejsce. Siedział tak i przyglądał się, Cierniowi i dziecku. Wiedział, że Aeron z pewnością jest zmęczony, ale skoro go przywiózł to nie może go od tak zabrać. Postanowił poczekać na stosowny znak. W końcu musiał mu jeszcze dziś pokazać kliniczną bibliotekę.
Niech się chłopak uczy skoro ma zapał.
Wiedział już jakie sztuczki i atrakcje pokaże Abi. Póki Mała jest chora, da jej zestaw małego medyka by mogła się bawić w doktora. Jako, że mała nie ma żadnych zabawek zorganizuje dla niej jakieś lalki i miśki, w końcu kogoś musi badać. Gdy jej stan się poprawi na tyle by mogła wychodzić nauczy ją robić samoloty z papieru i spadochroniarzy których gdzie mogła spuszczać z trasu na placyk będący jednocześnie wejściem do parku. Ze sztuczek miał do zaproponowania jedynie samolociki i spadochroniarzy. Wolał nie pokazywać jej jak wygląda przemiana, ale oczywiście sam przelot po nieboskłonie na gadzie również wchodził w grę. W końcu jakoś tak już jest, że człowiek na starość żyje życiem innych istot tak jak w tej bajce o ośle, małpie, psie i człowieku. To, co inne zwierzęta odrzuciły to człowiek wziął. I tak – według bajki - mężczyzna żył jako mężczyzna przez 20 lat, potem się żenił i następne 20 lat żył jak osioł, który od rana do wieczora pracuje i ciężary dźwiga. Potem przychodziła pora na dzieci i przez 15 lat żył jak pies, pilnuje domu i je to, co jemu rodzina pozostawi. A potem, na stare lata, żyje jak małpa, zachowuje się jak idiota i zabawia wnuki.
Skoro już o psach mowa. Postanowił, że zapozna Abi z Grubą Bertą. Z tym pociesznym jamochłonem, Abi z pewnością nie będzie się nudziła, a w przypływie fantazji może nawet na niej jeździć. W końcu pies może nosić ciężary o wadze do 30% swojej masy. Berta ważyła około 85 kg a zatem miała jeszcze kilka kilo rezerwy.
Uśmiechnął się do swoich myśli.