To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Miasto Lalek - Skwer w centrum Miasta.

Anonymous - 5 Luty 2016, 23:34

Przyjrzała się mu, chociaż nie było czemu przez tą maskę. Widocznie mała panienka w jego głowie wszczęła jakiś dziki bunt, bo ktoś się z nią przywitał? Świetny powód.
- Chyba mnie nie polubiła. - westchnęła cicho opierając dłoń na biodrze. Robienie krzywdy bez powodu faktycznie należało raczej do głupich działań, w mniemaniu Laenuhlie przynajmniej. Ale przecież kaprys to już jakiś argument? Tyle rzeczy robi się pod wpływem "bo tak", że stało się w to w pełni akceptowalnym powodem do czegokolwiek. Nawet zabicia kogoś w środku miasteczka.
- Jacque, Jacque...od jak dawna tutaj jesteś? Zgaduję, że dosyć krótko. - na chwilę wbiła spojrzenie w dół, ale zaraz z powrotem podniosła twarz w jego stronę.
Po krótkiej chwili zrobiła krok w jego stronę i uniosła lekko dłonie, palcami delikatnie przejeżdżając wzdłuż jego maski. Znowu mógł usłyszeć cichy brzdęk, który jak się okazało nie powodowało jej dziwne, w jego mniemaniu, ciało, lecz złote ostrze nożyc, które skrawkiem wystawały spod jej spódnicy.
- Cóż mi z twego imienia nieznajomy, skoro nie poznam Twojej twarzy. Jesteś i będziesz obcy. - jej głos przybrał formę szeptu. Ale to nie był ten rodzaj szeptu, kiedy to troskliwa i opiekuńcza matka chce uspokoić jakieś zdenerwowane maleństwo. Brzmiało to raczej jak chora groźba, mimo, że wcale groźbą to nie było. A pomimo tych wszystkich zachowań, jej oczy pozostawały tak samo puste i bez życia...jak u lalki.
- Twoja Marie chce się mnie już pozbyć? Co mówi? - rzuciła od tak z czystej ciekawości. Nie co dzień spotyka się osoby, z drugą "osobą" w głowie.

Anonymous - 6 Luty 2016, 14:13

- Wybacz, Marie ma kłopoty jeśli chodzi o lubienie innych oprócz mnie, w szczególności gdy ten ktoś jest płci przeciwnej. - rzucił Jacque, łapiąc się za głowę, gdy poczuł ukłucie bólu. Marie nadal dobijała się, do niego.
Jacque mógł ją powstrzymywać ale jak długo? Jeśli naprawdę chciałaby przejąć kontrolę, w końcu to zrobi a to może nie skończyć się dobrze. Jedyne co mu pozostało to liczyć że się uspokoi, ewentualnie że nie zrobi nikomu nic poważniejszego, choć biorąc pod uwagę że były walentynki a on miał z nią spędzić dzień szanse były marne. Jacque cofnął się o krok, Na wszelki wypadek, znów wracając do stoickiej pozy.
- W sumie dobre zgadujesz, tak mi się wydaje. Marie tak mniej więcej jest co nie?
- A chuj ją to!
- Marie?!
- Tak, tak właśnie jest!
- Dziękuję. Proszę uspokój się. I tak faktycznie jestem to od dośc niedawna.
Marie nie odpowiedziała, co zaniepokoiło bruneta. Była wściekła, a to nie zwiastowało nic dobrego więc Jacque musiał uważać, żeby nie przejęła za szybko kontroli.
Nagłe zbliżenie się nieznajomej, zaskoczyło zarówno chłopaka, jak i Marie. Jacque stał pozwalając jej dotykać swojej maski. Jego serce przyspieszyło niebezpiecznie, nie z podniecenia a bardziej z obawy, choć z zewnątrz nie okazał absolutnie nic.
- Na cóż mi twoja twarz, jeśli nie znam twojego imienia? Jesteś równie obca jak ja. - zripostował chłopak, ignorując narastający ból głowy.
Jednak następne słowa nieznajomej przechyliły szalę, Marie zaczęła przejmować kontrolę wywołując migrenę porównywalną do wbijania w czaszkę gwoździ. Niewiele myśląc Jacque ostatnim aktem kontroli nad własnym ciałem, wykorzystał Tancerza Wichrów strzelając w ziemię, po to, by ograniczyć Marie siły destrukcyjne. Krzycząc z bólu, padł na kolana, zwracając uwagę co niektórych przechodniów. Jego ciało upadło bezsilnie na chwilę, w akompaniamencie jego krzyków, a następnie obie świadomości wpadły w krótki stan bliski snu. Znów miał przebłyski.
Widział swój pokój, przejście przez lustro, uśmiech siostry. Później znikł w mroku myśli, na chwilę nie mogąc zrobić kompletnie nic. Musiał czekać, i liczyć że zdoła odzyskać kontrolę. Mari natomiast, podniosła ciało bruneta z ziemi, i własnym głosem powiedziała:
- Mówię że masz się odpierdolić od niego bo jest tylko mój!!!

Anonymous - 18 Luty 2016, 18:00

Nietrudno było domyślić się, że ten nie ma zbytnio pojęcia co się dzieje wkoło lub może nawet gdzie jest. Chociaż ta Marie...zastanawiające czemu mu nie powiedziała. Może sama nie wie? Laenuhlie porządkowała powoli w głowie wszelkie informacje na temat nieznajomego, których zdobywała coraz to więcej. O...chwila moment. Działo się coś ciekawego, otóż panienka Marie popadła chyba we wściekłość. Łatwo jej to poszło.
Podniosła dłoń kładąc ją na swoim policzku, kiedy usłyszała tą ripostę. Miał rację. Ukłoniła się delikatnie, jak na pannę przystało, w lekko teatralnym geście wyginając nadgarstki.
- Niech więc tak pozostanie. Ja odarta z mienia, Ty odarty z twarzy. Mała zabawa w sprawiedliwość. - wyprostowała się. Za chwilę odeszła nieco w tył widząc, jak ten na początku zgina się z bólu, prawdopodobnie głowy, następnie strzelając jakimiś pociskami w ziemię. Niepewnie wysunęła dłoń w bok, w łokciu całkowicie prostując ją, jednak z luźno opuszczonym nadgarstkiem. Najłatwiej w ten sposób w krótkim czasie sięgnąć pod spódnicę. A tam nie kryje się nic dobrego. Opuściła powoli rękę widząc, że ten klęczy krzycząc przy tym z bólu. Wpatrywała się w niego pustymi, szklanymi oczami, aż ten padł na ziemię tracąc ewidentnie przytomność. Nie zwróciła zbytnio uwagi na biednych przechodniów, którzy chyba nie byli przyzwyczajeni do takich pokazów w niemal samym środku miasteczka. Nie zerwała się do pomocy, zamiast tego przyglądając się mu z nutą ciekawości. Nie trwało to długo, a "zwłoki" podniosły się. Głos jednak nie był już ten sam, ani nie była to ta sama osoba.
- Marie. A Ty odarta z ciała. - powiedziała cicho, jakby do siebie.
- Czym jesteś, najmilsza? - przekrzywiła lekko twarz opierając ją na smukłej, zimnej dłoni.
Uśmiechnęła się delikatnie i odwróciła odchodząc.

z/t

Anonymous - 21 Luty 2016, 20:50

- A ty będziesz odarta ze skóry jeśli się zaraz nie zamkniesz - krzyknęła Marie w ciele Jacque'a
Stała w lekko zgiętej pozie z rozłożonymi nogami w sporym rozkroku. Pałało od niej gniewem, i żądzą mordu, choć jeszcze przed chwilą był to tylko spokojny Jacque. Musiał najpierw na nowo odnaleźć się, we własnym umyśle jeśli chciał zatrzymać Marie, przed zrobieniem z tego skweru rzeźni. Koniec końców był za nią odpowiedzialny, w końcu to było jego ciało, a lubił mieć je w jednym kawałku. A choć bardzo chciał, to zadanie mogło nie należeć do najłatwiejszych jeżeli Marie się nie uspokoi, więc pomimo słabości musiał jakoś do niej przemówić.
- Marie- zaczął cicho
Dziewczyna w tym momencie zatrzepotała skrzydłami Jacque'a
- A jak ci się zdaje, hmm? nie często widzisz tu ludzi z takim skrzydłami prawda? - I jakby się nimi pochwalić obróciła się dookoła.
- Marie - znów powiedział we własnej głowie Jacque tym razem głośniej.
Zwrócił tym uwagę dziewczyny, Gdyż lekko drgnęła, jednak postanowiła nie przejmować się jego głosem. wciąż był za słaby. Marie natomiast spuściła z reki łańcuch, tak że ten z brzękiem uderzył o ziemię. Część przechodniów widząc to, profilaktycznie odsunęło się od dwójki. Jacque miał coraz mniej czasu. Ignorując niesamowity ból który czuł sam w sobie, prawie że wyrywając się z własnej świadomości krzyknął
- MARIE!!!
To wystarczyło by dziewczyna zwróciła w końcu uwagę na jego słowa, wyrwana ze swojego transu. Zmieniła postawę na bardziej luźniejszą.
- Tak skarbie? O co chodzi? - powiedziała tonem wskazującym na złość, rozpoczynając rozmowę ignorując Nieznajomą.
- Wiem ze są walentynki kochanie..
- Noooo.
- ...I wiem że obiecałem je z tobą spędzić. Zrobię to. Oddaj mi moje ciało a zaraz pójde spać i będziemy robić co tylko zechcesz
- Aha?
- Ale z nią tez muszę porozmawiać. Wydaje mi się że wie więcej od nas, a sama stwierdziłaś że chcesz pomóc mi odzyskać pamięć, prawda?
- No tak wiem - było słychać niepewność w jej głosie.
- Wiec oddaj mi moje ciało. Proszę. Marie błagam.
- Co..? to znaczy tak oczywiście, skoro już tak mi ulegasz to nie mogę ci odmówić. - Dodała rozweselona po czym poważniej dodała. - Ale tylko ten jeden raz. Następnym razem zabieram je na dłużej. - odparła oddając mu jego ciało.
- Wiem kochanie. - powiedział już własnymi ustami. Na szczęście powrót przebiegł szybko i bezboleśnie choć musiał na nowo "wczuć się" w swoje ciało.
Spojrzał ponownie na białowłosą, po czym kleknął na jedno kolano:
- Wybacz Jezeli Marie cie nastraszyła. Naprawdę przepraszam za nią, i jeśli w ten sposób możesz mi zaufać w ramach pokuty mogę pozwolić ci zdjąć swoja maskę. Zaczekaj *zieeew* tylko chwilę.... - po czym przewrócił się na bok i zasnął na krótką chwilę, śniąc bardzo dziwny sen.
[z/t]

Anonymous - 21 Marzec 2016, 21:10

Wędrował już jakiś czas, że nawet nie zdał sobie sprawy ze zmiany otoczenia. Znalazł się gdzieś w mieście i ciężko mu było dokładniej określić swoje położenie. Przystanął zaskoczony. Chyba nie powinien tyle rozmyślać podczas wędrówki. Domki, gdzieniegdzie jakaś roślinność, ławki na których można usiąść, ale żadnych drogowskazów. Obrócił się szybko na pięcie, a wszystko wokół zawirowało. Złapał się toteż za głowę, bojąc się, że mu odpadnie od tego wirowania. Najwidoczniej… zgubił się. Zacisnął usta niezadowolony. Zdecydowanie mu się to nie podobało. Musi to przemyśleć. Tak, to jest nowy plan działania. Podszedł żwawym krokiem w stronę najbliżej ławki i rozsiadł się. Domek, domek, drzewko, krzaczek. Spuścił głowę zrezygnowany. Nic nie wyglądało mu znajomo. Wyciągnął fajkę i zaczął nabijać do niej tytoń. Zaraz się coś wymyśli. Przecież i tak nie ma co ze sobą zrobić. Znajdzie gdzieś jakiś nocleg po czym pójdzie dalej. Mimowolnie dopadło go przygnębienie. Dawno już nie miał towarzystwa, nie mówiąc już o tym, że nawet nie wie ile tak szedł. Dzień, dwa?
Nabitą fajkę wetknął sobie do ust i potarł palce przywołując kuglarską iskrę. Kolorowy ogień odpalił tytoń i szybko w górę wzniosły się szare kłęby. Po pierwszym zaciągnięciu się dym zaczął wychodzić ze szczelin segmentów ciała Chrisa, przez co wyglądało to tak, jakby Dodge cały się dymił. Co z tego, że jest lalką. Nikt mu palenia nie zabroni. Może nie ma płuc, ale pusta klatka piersiowa to też dobry wentylator. Poczochrał czarne włosy skołowany, a łokcie wsparł na kolanach. Jakby tego było mało pogniótł mu się garnitur.

Kuglarska iskra: użycie 1/2.

Anonymous - 21 Marzec 2016, 21:47

Jako, że dzionek dla optymisty zawsze jest cudowny, chłopak szedł radośnie po miasteczku. Dzisiaj miał szczególnie dobry humor, oczywiście bez większego powodu. Miał tak bo.. prostu tak miał. Wszędzie dostrzegał jasne kolory a grymasy niezadowolenie wydawały mu się wesołymi uśmiechami. Co poradzić, zawsze to w sumie miało trochę więcej sensu niż pogrążanie się w depresji. Tak więc tanecznym krokiem wędrował po miasteczku, pozdrawiając serdecznie każdą postać, którą miał okazję napotkać. Po drodze też zatrzymał się na chwilę by zakupić mały czerwony kwiatek. Grzecznie podziękował, włożył go sobie w włosy i ruszył dalej w swoją stronę. Był naprawdę wyróżniającą się osobą, co w takim świecie nie było takie proste. Nagle jednak zatrzymał się kiedy dostrzegł wyraźnie zagubioną marionetkę. Był to naprawdę smutny widok według niego. Wpatrywał się tak temu osobnikowi po czym zdecydował się podejść. Nie przerywając swojego tańczenia w trakcie chodzenia zbliżył się do nieznajomego. Zatrzymał się przed nim i nachylił z wesołym uśmiechem
- Witaaaaj. Widzę, że nie orientujesz się za bardzo w tym mieście. Może mogę jakoś pomóc? - Uśmiechnął się serdecznie mówiąc głosem pełnym ciepła oraz troski. Poruszał go widać marionetki, która jest zagubiona. Ogólnie rzecz biorąc poruszała go każda sytuacja z nimi zwiąna. Z niewiadomych powodów traktował wszystkie jak rodzinę i każdą kochał oraz się nią bardzo przejmował. Wolał je zdecydowanie od towarzystwa innych stworzeń
- A no tak, wypadałoby by się przedstawić. Jestem Leonard Baskerville, ale możesz mi mówić Leo. A jakie jest twoje imię? - Uśmiechnął się wyczekując wypowiedzi

Anonymous - 23 Marzec 2016, 10:45

Z zadumy wyrwał go młodzieńczy, radosny głos. Drgnął zaskoczony. Ile tak siedział? Uniósł nieznacznie głowę i szare, matowe tęczówki spotkały się ze złocistymi oczami chłopaka.
- Możliwe. – padła lakoniczna odpowiedź. Rozejrzał się pobieżnie, ale najwidoczniej chłopak był sam. Do tej pory widzi pułapki i zasadzki na każdym zakręcie, dlatego mimowolnie poczuł ulgę, że na horyzoncie nie ma żadnej innej duszy.
- Załóżmy, że zrobiłem sobie przystanek i powiedzmy, że się zgubiłem. Na dobrą sprawę nie wiem gdzie jestem. – rozwinął się, a w słowa tchnął lekko gdybający ton. Wyprostował się, ale po chwili na powrót się przygarbił i zapatrzył w ziemię. Kogo on oszukuje. Jest w patowej sytuacji i nadal nic nie wymyślił. Siedzi i pyka fajkę, jak jakaś stara zrzęda.
A no tak, wypadałoby by się przedstawić. Jestem Leonard Baskerville, ale możesz mi mówić Leo. A jakie jest twoje imię?
Ponownie spojrzał na młodzieńca. W jego głosie słychać było… serdeczność? Tak, chyba tak to się nazywa. Miły, życzliwy ton głosu, może Leo rzeczywiście chce mu pomóc. Zaciągnął się fajką wciąż wpatrując się beznamiętnym wzrokiem w chłopaka.
- Miło mi cię poznać, Leo. Christensen Killer, ale mów mi Dodge, nie używam już tamtej godności. – odezwał się po chwili. Tak teraz jest po prostu Dodge. Chris umarł dawno temu. Oparł kostkę na kolano drugiej nogi, a fajkę przełożył w drugą rękę, coby Leo nie dymić.
- A co ciebie tutaj sprowadza? Tutejszy, a może wędrowiec?

Anonymous - 23 Marzec 2016, 15:36

- Jesteś w centrum Miasta Lalek, zapewne dosyć przyjaznym dla Ciebie miejscu. Jeśli potrzebujesz bardziej szczegółowych informacji, nie krępuj się i pytaj. W końcu kto pyta nie błądzi prawda? - Uśmiechnął się serdecznie i radośnie. Chciał się do niego przysiąc jednak zamierzał poczekać aż skończy palić (zakładając, że skończyć) bo dym źle na niego wpływa. Stał za to przed nim pochylony do przodu wpatrując się w niego wesoło. Ręce trzymał dla większej naturalności i wygody za plecami. Co prawda mogło to wyglądać jakby chował za sobą broń i zamierzał zadźgać siedzącą przed nim marionetką, jednak jak wiadomo nie należy oceniać po pozorach
- Miło mi zatem poznać Cie Dodge. Nie znam za wielu marionetek ani innych istot, więc mam nadzieje, że nie znikniesz mi za szybko i zostaniemy dobrymi kompanami. - Mówiąc to wyprostował się w końcu bo przecież ile czasu można spędzać w takiej pozycji
- Hmm.. co prawda, mieszkam tutaj. Z nieznanego powodu wszyscy jednak uważają, że nie pasuje tutaj. Nie pasuje do tego świata ani żadnego innego. Zadziwiające prawda? - Zapytał śmiejąc się cichym dźwięcznym śmiechem i robiąc piruet. Podparł rękami boki i spojrzał na niego swoimi radosnymi choć dziwnie nieobecnymi oczami - A Ty co porabiasz? Dokąd wędrujesz? - Zapytał ciekawsko. Szczerze Dodge dosyć mocno go zaintrygował. Chłopak miał sporą nadzieje na poznanie jego historii. W końcu na pewno była ciekawa. Leo uwielbiał je poznawać, szczególnie, że dzięki nim potrafił w szybszym tempie rozszyfrować czyiś charakter. A im on był mniej spotykany tym miał większą frajdę z poznania takiej osobistości

Anonymous - 23 Marzec 2016, 17:32

Miasto Lalek. Cóż za ironia. Dodge najwyraźniej to zauważył, bo przeczesał palcami włosy skonsternowany. Nogi dosłownie poniosły go gdzie chciały, jakby ich spotkanie było wręcz nieuchronne.
- Czy ja wiem, czy takie przyjazne Towarzyszu. – Wysypał resztkę popiołu i przygniótł ja butem. Nie będzie przecież przy młodzieńcu palił. Tak nie przystoi.
- W każdym razie, będę wdzięczny za wszelką pomoc. – opowiedział, starannie czyszcząc fajkę chusteczką. Zerknął tylko podejrzliwe na trzymane za plecami ręce Leo. Z jego obserwacji wynika, że ludzie często nie wiedzą, co maja z rękami począć, dlatego często majtają nimi na boki lub chowają w kieszenie, za siebie, na siebie… przed siebie chyba też. Zrzucił to więc po chwili na typową nadruchliwość istot żywych.
- Póki co nigdzie się nie wybieram, więc mogę dotrzymać Ci towarzystwa. – szczera prawda. Przewędrował szmat drogi od czasu wydarzeń z Isabelle i nawet cieszyło go spotkanie z Leo. Samotność jest przytłaczająca, tak jak uczucia jej towarzyszące. Uśmiechnął się i zrobił miejsce obok siebie by chłopak mógł usiąść.
- Nie pasujesz? Chyba znam to uczucie Leo. – patrzył zaskoczony jak Leo obraca się i uśmiecha. To tak można jednocześnie? Głupie pytanie, oczywiście, że można, tylko ty Dodge tego nie potrafisz.
...Dokąd wędrujesz?
Dobre pytanie. Żeby on sam to wiedział. Poprawił przeszkadzające mu wgniecenie na spodniach, szukając w myślach odpowiednich słów.
- Sam nie wiem. Ku przygodzie. – roześmiał się nienaturalnym, sztywnym głosem. – Zawędrowałem, aż tutaj i dalej się zobaczy.
Dodge musiał przyznać, że postać Leo tchnęła w niego trochę życia. Mimowolnie poczuł się lepiej i nawet nie przeszkadzała mu jego dociekliwość. A jego oczy trochę przypominały mu jego. Dziwne. Aż poczuł... zaciekawienie.
- Jesteś marionetkarzem? - wypalił ni z tego ni z owego. Ale spokoju mu nie dawała ta charakterystyczna aura twórcy, akurat ją umiał wyczuć doskonale. Zaintrygowany obserwował uważanie Leo spod czarnych kosmków, które zakrywały częściowo czoło i sięgały oczu.

Anonymous - 24 Marzec 2016, 00:10

- Jesteś marionetką, a tu takie mają poważanie, a przynajmniej jest tak w mojej rodzinie. Co prawda są tu odstępstwa od bezpiecznej nomy, ale taki świat co nie? - Uśmiechnął się ciepło. Rad był, że palenie zostało skończone, bo mógł się bardziej zbliżyć do odbiorcy A to, trzeba przyznać bardzo lubił robić. Często nawet przekraczał czyjąś przestrzeń osobistą. Bywało, że inni reagowali na to dosyć negatywnie, ale co poradzić . Taki już był i nie potrafił nic na to poradzić
- Oh, to fantastycznieee. Już nie będę dłużej taki samotny. Z nieba mi spadłeś - Niemal zawołał rozradowany. Jemu też to spotkaniu poprawiło humor a utracony optymizm zaczął wracać. Wydawał się już wcześniej radosny? Jak już było wspomniane nie powinno się oceniać po pozorach. Szczególnie jego, istną chodzącą enigmę. Po chwili też ta radosna zagadka jaką był Leo przycupnęła koło Dodge'a po tym jak tamten się łaskawie przysunął. A dokładniej rzecz biorąc rozwalił się wygodnie na wolnym miejscu zakładając ręce za głowę. Spojrzał kątem oka na marionetke kiedy przyznała, że nie tylko on jest osobą "która nie pasuje ", ale nie skomentował tego. W sumie dlatego, że zapewne nie miał nic ciekawego do powiedzenia na ten temat
- Ku przygodzie? O, chyba się dogadamy! Od dawna już szukałem towarzysza takich wypraw. Naprawdę niesamowite szczęście, niesamowite - No powuedzmy sobie, nie potrafił ukrywać ekscytacji. Chociaż może to i lepiej. Pomagało to choć trochę lepiej zorientować się w jego zagmatwanym sposobie bycia. Po następnej wypowiedzi Dodge'a zaklaskał i spojrzał na niego a jego uśmiech zrobił się ciut większy
- Brawo, zgadłeś! Jestem marionetkarzem. Niestety nie najlepszym, ciagle próbuję stworzyć swoją własną marioetkr, jednak z mizernym skutkiem. No, ale kiedyś będzie lepiej, w końcu lepiej mieć cel przed sobą niż go spełnić i nie mieć już nic do roboty prawda?

Anonymous - 24 Marzec 2016, 13:02

To marionetki mają poważanie? Zaskoczony popatrzył się na chłopaka, ale widać ten nie żartował, ani nie drwił sobie z niego. Ciekawych rzeczy się tutaj dowiaduje, choć ciężko mu w to uwierzyć. Zwłaszcza, że marionetki nigdy nie żyją same dla siebie. Dostają życie od kogoś i to jemu są przeznaczone.
- Marionetki tworzone są w określonym celu Leo. – niski, pozbawiony emocji głos kontrastował z przyjemnym głosem i miłym uśmiechem chłopaka. Nie czuł, że Leo narusza jego przestrzeń osobistą. Może dlatego, że nie posiada czegoś takiego. Nawet jak ktoś mu wejdzie na głowę czy jakiś ptak uzna go za świetną rzeźbę na której można usiąść, uznaje, że to po prostu kolejna cecha żywych. Wchodzenie komuś niemal na głowę. Taak, sam tego kiedyś spróbował, skończyło się przygnieceniem przeciwnika i nokautem.
- Z nieba? – zerknął w górę, poważnie trawiąc usłyszaną informację. – Raczej przyszedłem z zachodu. Z nieba myślę, że za bardzo by bolało, nawet mnie. – pokiwał głową jakby na potwierdzenie swoich słów.
Tymczasem Leo zasiadł koło niego i teraz razem oglądali domy , drzewka i krzaczki. W sumie lepiej się patrzy na nieznane otoczenie we dwoje niż w pojedynkę. Wszystko co obce przestaje być takie… straszne.
- Widzę, że jesteś żądny przygód Towarzyszu. – rozbawiło go to nawet. Nikły uśmiech pojawił się na chwilę na jego twarzy. Teraz kiedy siedzieli tak obok siebie, wcześniejsze podejrzenia co do specyficznej aury Leo coraz bardziej się potwierdzały. Zadał dość retoryczne w jego mniemaniu pytanie i spotkał się z aplauzem. Zmarszczył się nie rozumiejąc tak gwałtownej reakcji.
- Rozumiem. – Sam nie wiedział czy ma się cieszyć, że odgadł to co mu się na myśl nasuwało, czy może jednak… nie. W każdym razie Leo i Isabelle różnili się diametralnie, więc raczej niepokoju nie odczuwał. Nadal jednak nie potrafił zidentyfikować uczuć jakie go ogarnęły. Zbyt skomplikowane.
- Cel. Masz rację. Lepiej mieć coś dla czego warto żyć.
Ty Dodge tego nie masz, bo jesteś…
… wrakiem.

- Leo czy masz jakieś marzenie? Pasję, którą pragniesz spełnić? – To było bardzo ważne pytanie dla Dodge. Szare tęczówki wpatrywały się w złote oczy jakby szukając tej iskry. Ale napotkał póki co ten specyficzny nieobecny wzrok. Bez początku ani końca.

Anonymous - 24 Marzec 2016, 16:15

- No wiem, przecież też je tworze. Tylko, że dla mnie są rodziną, kocham je wszystkie. Są idealne, są dziełem sztuki. I podobnie do mnie nie mają duszy czy serca. - Powiedział spoglądając w jego oczy z mieszanką melancholi, ciepła i kilku innych uczuć, które były ze sobą tak zespolone, że nie dało się wyróżnić pojedynczych składników. Jednak mimo tego wszystkiego ciągle była w nich jakaś dziwna pustka
- Mam nadzieje, że tak szczerym wyznaniem Cie nie odstraszę. Po prostu ja nigdy nie kłamie. Jedni uważają to za wadę a inni za zaletę. W końcu nawet jak muszę ich zranić powiem prawdę. - Spojrzał znów przed siebie wpatrując w panorame miasta, krzaczki i inny kabaczki
- Tylko muszę Cie ostrzec. Nie mogę KŁAMAĆ. Nie znaczy to tego, że nie mogę OSZUKIWAĆ. Taka prawda. - Wyznał szczerze. Oczywiście nie zamierzał nikogo oszukiwać. Nigdy jednak nie wiadomo co przyniesie los. Z tego powodu uznał, że musi przed tym Dodge'a ostrzec. W końcu był uczciwy. Co prawda marionetka mogła się speszyć takimi wyznaniami i uznać go za dziwaka. No, ale taki już był i nie potrafił nic na to poradzić.Pozostało mieć nadzieje, że mężczyzna będzie tolerować jego zachowanie. Po chwili zaśmiał się ponownie kiedy tamten nie zrozumiał jego metafory. Oczywiście nie był to w żaden sposób złośliwy śmiech, jedynie niewinne rozbawienie. Widać było, że bardzo go polubił. Rozbawiony odpowiedział jedynie
- Zapewnie masz rację. - A następnie dodał - Oj i to jaki, przygody są czymś naprawdę wspaniałym i nie mogę się doczekać aż wyruszę na następną. Będzie tak fantastycznie! - Wyrzucił w górę ręce z radosnym śmiechem, jakby Dodge podarował mu jaki prezent albo co. Po krótkiej jednak chwili jednak usłyszał kolejne pytanie marionetki
Leo, czy masz jakieś marzenie? Pasję, którą pragniesz spełnić?
Z jego wzroku po raz pierwszy raz znikła pustka a zastąpiły ją niesamowicie żywe emocje. Smutek, żal, tęsknota a przede wszystkim nieznane, silne pragnienie. Jego głos zrobił się poważny i smutny
- Czy mam marzenie? Mam, jedno. Wielu się to wyda dziwne, ale nie porządam władzy, awansu czy innego nie wiadomo czego. Marzę by mieć dom z pięknym ogrodem, mieć ukochaną, której codziennie będę mógł powiedzieć kocham Cie. Marzy mi się dziecko, które nada domowi życia. Marzy mi się rodzina z którą się posprzeczam, ale na którą zawsze będę mógł polegać. - Westchnął cicho a chłodny wiatr lekko rozwiał mu włosy. Zaraz potem wrócił jego wesoły sposób bycia
- A co do pasji, chce stworzyć marionetkę idealną no i dąże by być najlepszym marionetkarzem. Nie żebym jakoś specjalnie pragnął tego drugiego. Po prostu fascynujący bohater musi mieć jakiś cel, nie może tkwić w miejscu. W innym przypadku powieść będzie nudna. A jak to jest z tobą?

Anonymous - 25 Marzec 2016, 20:58

Martwe oczy wpatrywały się w Leo spod na wpół przymkniętych powiek. Fascynował go coraz bardziej. Nie miał okazji spotkać marionetkarza o takim sposobie myślenia. Osobiście nie żywił do nich urazy, może tylko do jednej. Pod rękawami nadal ma ukryte blizny, swoje nieudany próby samobójcze. Chwila minęła zanim zrozumiał, że nie ma żył z których może trysnąć krew, a materiał z którego jest zrobiony nie rozerwie się jak skóra pod naciskiem ostrza.
- Kochasz? To da się kochać coś co jest martwe? – Miłość to dla niego największa zagwozdka. Stara się zrozumieć jej koniec albo chociażby początek lecz jej szerokiego spektrum nie da się pojąć rozumem. Ale jak nie rozumem, to czym?
Słuchał i obserwował roztańczonych emocji Leo coraz bardziej zaintrygowany. Istoty ludzkie najwyraźniej nigdy nie przestaną go zaskakiwać. A myślał, że na wojnie dowiedział się już o nich wszystkiego.
- Lubię szczerość. To dobra, mocna cecha. Nie odczuwam potrzeby ucieczki jeżeli oto Ci chodziło mówiąc o odstraszeniu. Tak, prawda boli, ale lepiej się z nią zmierzyć w krótkim zwarciu niż bawić się w podchody kłamstw.
Pokiwał głową z aprobatą. Dodge podziwiał śmiałość i szczerość Leo. Czy jest to przytłaczające wręcz peszące? A co to znaczy? Cóż w większości przypadków jest twardy jak skała i nic go nie rusza. Gdyby coś mu nie pasowało na pewno dałby to Leo odczuć. Subtelność nie leży w jego naturze.
Ale, ale! Wędruje i uczy się nowych rzeczy. Jak widać nawet gubiąc się zdobywa nowe doświadczenie. Można to chyba też nazwać przygodą. Z tego co słyszy Marionetkarz również jest żądny nowych przeżyć. Coś jednak nie dawało mu spokoju, więc musiał zapytać. O marzenia i pasję, coś co czyni z marionetkarza prawdziwego twórcę życia. Leo nie zawiódł go ani trochę, wręcz zachwycił. O to chodziło. Sam również uśmiechnął się szeroko nie mogąc się oprzeć tym magnetycznym uczuciom jakie zobaczył w złotych oczach.
- Jesteś dojrzalszy niż na to wygląda Leo. Ile masz lat? Szesnaście? Siedemnaście? - Wtrącił, ale słuchał dalej zaciekawiony. Kiedy chłopak skończył, odchylił się do tyłu i zamyślił patrząc w niebo. Jedna chmura goniła drugą, a Dodge zastanawiał się, za czym właściwie on tak goni?
- Jestem teraz wolny. Nie mam marionetkarza. No, ale kto by chciał trzymać przy sobie marionetkę, która spełniła już swoje przeznaczenie i na nieszczęście twórcy przeżyła? Byłem na froncie jakieś 30 lat temu, walczyłem i na swój sposób wygrałem, ale jakim kosztem? Nie mam nic. Nie mam celu, zmierzam donikąd. Nie mam już nikogo kogo mógłbym bronić, za kogo mógłbym walczyć… i za kogo zginąć. – zamilkł na chwilę, a szare zapatrzone w niebo oczy zabarwiły się smutkiem. – Chciałbym… - tutaj spojrzał przelotnie na Leo – przeżyć kolejne przygody, najlepiej z kimś. Wędrować tak bez końca i cieszyć się życiem, jak to się mówi. Znaleźć kogoś z kim mógłbym dzielić radość. – westchnął przeciągle, chcąc już odgonić to kujące uczucie. – Mam nadzieję, że kiedyś spełnisz swoje marzenie Leo. Masz w sobie tę iskrę twórcy, masz szansę być najlepszy jak się postarasz… nie jesteś jak Isabelle. – ostatnie wyrwało mu się niepotrzebnie, ale postanowił tego nie komentować. Zmierzwił czarną czuprynę i uśmiechnął lekko do chłopaka.

Anonymous - 28 Marzec 2016, 10:43

- Jasne, że się da. Na świecie nie ma rzeczy niemożliwych. - Uśmiechnął się ciepło wpatrując w niego. Uwielbiał naturę, lubił wszystkie istoty, szanował swoją rodzinę, ale marionetki kochał z całego serca. Mogło to być dla niektórych dziwne, lecz chłopak się tym nie przejmował. Nie zamierzał się zmieniać bo komuś się coś nie podobało. Zapewne z tego właśnie też do tej pory był takim samotnikiem. Przytaknął tylko głową kiedy Dodge przyznał, że szczerość Lea mu nie wadzi. Marionetkarz coraz bardziej go lubił. Był taki spokojny, szczery i rozsądny. Mózg Leo natychmiast analizował całe zebrane dsne i przyporządkowywał mu poznaną w trakcie studiów nad książkami, najbardziej pasującą osobowość. Trzeba przyznać, że wynik go bardzo zadowalał
- Naprawdę? Ee.. siedemnaście. - Powiedział nagle wyrwany z zamieci swoich uczuć. Nie wiedział do końca czy to źle czy dobrze. Wydawało mu się, że poprawna jest najpewniej ta druga opcja, ale przecież nie mógł mieć pewności. Zaraz potem marionetka zaczęła opowiadać o swoich marzeniach. Zamilkł więc i słuchał w wielkim skupieniu nie chcąc uronić ani jednego słowa. W końcu była to bardzo ważna sprawa. Podczas słuchania zrobiło mu się smutno kiedy dowiedział się jak Dodge został potraktowany i zaczął mu współczuć. Sluchając jego pragnień mimo wolnie się uśmiechnął. W końcu pany marionetki tak bardzo pokrywały się z jego planami. Naraz jednak mężczyzna powiedział coś czego Leo się zupełnie nie spodziewał.
Jeszcze nikt go nie chwalił ani nie był nim zachwycony. Chłopak był do tego tak przyzwyczajony, że jest czarną owcą tego miejsca, że naprawdę się zdumiał. Potrzebował dłuższej chwili by to ogarnąć, po czym oczywiście podziękował. Minęł jeszcze chwila ciszy, po której Leo spojrzał na marioetke z uśmiechem i powiedział radośnie
- Pozwól mi spełnić twoje pragnienia i marzenia. Chciałbym z tobą co nieco po podróżować i pozwiedzać świat. W końcu będziesz miał dla kogo żyć. Jeśli masz też na to ochotę moglibyśmy zawrzeć ze sobą także kontrakt, choć nie zmuszam. - Wyczekiwał z ciekawością reakcji Dodge'a na swoją propozycje uśmiechając się do niego ciepło i patrząc na niego wzrokiem pełnym dobroci, melancholi, ale także i dziwnej pustki. Wiedział, że jego słowa mogły zostać odebrane nieco egoistycznie, ale co poradzić. Przynajmniej były zupełnie szczere

Soph - 30 Marzec 2016, 16:46

I wtedy, nagle, wysoko z nieboskłonu poczęły spadać grube, wielobarwne krople; jak łzy Pierwszego Baśniopisarza czuwającego gdzieś ponad stworzonym przez siebie światem. Magiczny jak cała Kraina deszcz uderzał co jakiś czas o ziemię, chodniki, dłonie i twarze, barwiąc je na kilka sekund kleksami jak z farby, i znikał. Opad nie był rzęsisty i nie trwał dłużej niż 6 kolejnych postów, ale dzięki temu porozrzucane haw tam zielone, fuksjowe, cynobrowe, błękitne, żółte i jeszcze w innych barwach plamy stworzyły nieodłączny dla Lustra, nieprzewidywanie żywy klimat.

/koniec ingerencji MG/



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group