To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Archiwum X - Biała rezydencja

Anonymous - 24 Czerwiec 2011, 14:55

Zmrużyła nieco oczy, a raczej w połowie przymknęła podążając wzrokiem za Kotem. Tak jej słowa wyciągnęły z niego nieco mocniejsze emocje, mim oto wszystko wytłumaczył z niemal stoickim spokojem.
- Miłość miewa różne oblicza. Ale chyba wolę to, o której ty mówisz. - odparła i wstrzymała na krótką chwilę oddech. Fakt zabawy w łóżku zapewne mogą bywać czasem brutalne, ale gdyby zrobiono jej coś akurat tam... tego bólu chybaby nie zniosła.
Przygryza wargę czując znów łaskotanie najpierw w okolicach piersi, a potem znowu pępka, a już niemal sama zapowiedz tego, do czego dojdzie rozlewała gorąc po jej ciele a samym epicentrum było właśnie jej podbrzusze, jakby siedziało tam jadro bomby atomowej, której zegar pobudza już sama bliskość Cez'a. Poczuła już jak zaczęło robić jej się tam... nie stop, o czym ty myślisz, głupia! Ciało nie słuchało najzupełniej pokazując to, czego ona nie potrafiła powiedzieć.
Kazała mu czekać dłuższą chwilę zanim niepewnie pokiwała głową. Znów nie myślała, robiła to jakoś odruchowo, może to przez jego oczy... Łokcie na których się opierała rozjechały się i pała z powrotem na poduszkę zupełnie nie wiedząc co robić. W tym było coś niemożliwego. Chciała? Sam z siebie? Fakt przygarnęła dość specyficzne zwierzątko pod swoje 'skrzydła', ale chyba właśnie przez jego chaotyczność i nieprzewidywalność. Delikatną i niewinną, ale jednak.

Anonymous - 24 Czerwiec 2011, 15:21

nie odpowiedział na jej słowa, a jedynie skinął nieznacznie głową. Jego uwagę prawie całkowicie pochłaniała jej delikatna skóra.
Więc jednak, jest zgoda. Ostrożnym ruchem, jakby bał się uszkodzić delikatną koronkę pozbawił ją ostatniego ciuszka jednocześnie wędrując ustami coraz niżej. Czując jak zbliża się do tego gorącego miejsca. Mógłby podrażnić się z nią przeskakując pocałunkami do kolana i wolno zbliżać się od tej strony, ale na to było stanowczo za późno, więc kierował się wprost do celu. Najpierw delikatne muśnięcie ustami. Zaraz po nim trochę dłuższy buziak. Przy kolejnym rozchylił palcami nieco zasłonę, tyle co potrzebował by sięgnąć głębiej językiem... Kajdanki, lód i czekolada doprowadziły go do stanu w którym zaledwie kilka ruchów od wejścia w jej wnętrze wystarczyłoby do eksplozji. Obrał sobie za cel do takiego stanu ją również doprowadzić, a jej ciało mówiło wyraźnie, że jest na dobrej drodze i zbliża się ów moment nieubłaganie. Uwielbiał sprawiać przyjemność kobiecie, dawać jej rozkosz, a zwłaszcza tej leżącej przed nim. Pamiętał doskonale lekcję jakiej mu kiedyś udzielono i w odpowiednim momencie przerwał na ułamek sekundy, uwolnił się z bokserek zsuwając je nieznacznie i ciała ich połączyły się by po zaledwie chwili ogarnęła ich euforia orgazmu. Ta krótka chwila, gdy trafiasz do raju, tak wycieńczająca, a jednocześnie upragniona.
Powoli wracali do rzeczywistości. A Cez pocałunkami wyrażał wdzięczność za tę cudowną chwilę uniesienia.
A pomiedzy pocałunkami wyrecytował prawie szeptem:
-W mroku nocy pogrążony
ust Twych smaku tak spragniony
Twym zapachem odurzony
za dotykiem tak stęskniony
Wzrokiem Twoim zaczarowany
Przez głos Twój opętany

Nie chcę być ratowany
Ta niewola jest mi Rajem
Sensem życia, błogostanem
Już na zawsze tak zostanie
Jeśli więc odrzucić mnie
będziesz chciała kiedyś, gdzieś
Wtedy proszę zabij mnie
A powitam śmierć z uśmiechem

Anonymous - 1 Lipiec 2011, 08:48

Kwestie rodzaju przyjemności kłóciły się zażarcie przez tę krótką wieczność. Z jednej strony jej pruderia, towarzysząca wampirzycy przez wcześniejsze lata, nadal zaciskała mocny supeł na jej szyi, ale z drugiej strony dłonie, usta i język kochanka dawały ciału poczucie dawały tyle uciechy, że nie mogło być w tym nic złego. Mimo to drażnienie tak wrażliwego miejsca na dłuższą metę mogłoby doprowadzić ją do obłędu. Póki co ciało jedynie rwało się i wiło niemal nie mogąc wytrzymać nadmiaru wrażeń. Z ust wyrywały się jęki albo zdławione przez zagryzienie dolnej wargi, albo zasłaniającą usta dłoń. Na policzki najpierw wpłynęły czerwone plamy, by potem przenieść się na całą warz i nawet poniekąd dekolt. Kiedy jednak poczuła jak niemal każda część ciała pulsuje z niecierpliwości Muzykant wsunął się w nią, a ona mimowolnie objęła rękoma jego szyję, a uda znalazły oparcie na jego biodrach. Tym razem uniesienie było większe, zapewne dlatego, że nie był oz początku okrojone bólem, jak wcześniejsze, w każdym razie potrzebowała kilku minut by dojść do siebie, choć całkowitej trzeźwości umysłu zapewnić nie mogła.
Słyszała każde słowo, choć nie mogła zrozumieć sensu tych słów, jakby jakieś niezbędne 50% w ogóle do niej nie dotarło. Rozwarła do połowy powieki i obróciła głowę w stronę mężczyzny.
- Sam to wymyśliłeś? - spytała tylko delikatnym, zaspanym głosem.
Zielone włosy rozsypały się we wszystkie strony, gdzieniegdzie splątały nadając jej wyglądu niczym świeżo po przebudzeniu. Uważała, że życie jest zbyt cenne, by umrzeć tak łatwo, z byle błahego powodu, ale to przemilczała.

Anonymous - 1 Lipiec 2011, 10:02

Gdyby nadal był tym dumnym kotem, co kiedyś, zanim ją spotkał, albo wysoko urodzonym paniczem, pewnie obraził by się, zerwał z pościeli i wszedł nie wracając więcej. Może nawet rzucając jakąś kąśliwą uwagę w drzwiach. Ale nie był już tym samym kotem. Teraz jest jej osobistą przytulanką, świata poza nią nie widzi, więc jedyni zatrzzymał swe usta na bardzo krótką chwilę zanim odpowiedział.
- Mówię co czuję. Może moja poezja nie nadaje się na salony, ale to piękny sposób wyrażania, tego, co serce dyktuje. Dlatego nie wiem czy kiedyś ktoś napisał choć trochę podobny wiersz, ale ten właśnie wyraża mnie samego i to co czuję. Może się to komuś wydawać głupie etc, ale w Tobie sens życia odnalazłem i nie wyobrażam go sobie bez Ciebie. Wtedy stanie się najgorszym koszmarem. - Tym razem nie składał strof, lecz i tak mówił z serca prosto.
Ledwo ostatnie słowo wypowiedział ponownie obsypywać pocałunkami swoją Panią i delikatnie pieścić jej ciało dłońmi oraz ogonem. Wiedział, że w końcu będzie trzeba wyjść z łóżka, jednak, może tylko mu się zdawało, ale od tej pory będzie to jedno z nielicznych miejsc, gdzie będą sami, gdzie będzie mógł być tak blisko i tak słowem, jak i czynem okazywać swe uczucia i przywiązanie. Tak ten dachowiec w oczach innych może i jest trzymany na krótkiej niewidzialnej smyczy, ale jemu akurat to odpowiada. Ale niestety, w końcu będzie trzeba wyjść z wyrka i zająć się czym innym. Postara się odwlec ten moment najbardziej jak się da.

Anonymous - 2 Lipiec 2011, 23:17

Nie oceniała jego poezji, nie zwykłą oceniać krytycznie czegoś, w czym sama nie wykazywała talentu. Nawet jakoś specjalnie nie usiłowała mu dopiec, toteż nie poczuwała się do konieczności tłumaczenia się. Przymknęła do połowy powieki. Nie rzuciła się do jego ust obdarowując je pocałunkami za każde piękne słowo, nie pogładziła go po policzku, nie odbiła podobnymi słowy, o tym, że odwzajemnia jego uczucie. W końcu, co jak co, ale takie kłamstwo na nic by jej się nie zdało.
- Teraz masz troszkę wolnego czasu. - stwierdziła sucho.
Mógł zostać w łóżku ile chciał, zdążyło się już nieco ściemnić, więc chyba najwyższy czas na uzdrawiający sen. Oparła dłoń na torsie Muzykanta i delikatnym acz zdecydowanym ruchem odsunęła go od siebie na wystarczający dystans, by sięgnąć na podłogę i narzucić na siebie jedwabna koszulę, jaką wcześniej sam nosił. Zwlokła się z łoża czując pod stopami najpierw puchaty dywan, a potem chłodniejsze panele, by w końcu palce styknęły się z porażającymi zimnem płytkami, kiedy drobna postać znikła za drzwiami do łazienki zatrzaskując je za sobą. Wpakowała się w niezłe bagno i trochę późno zdała sobie z tego sprawę.
Ciepła woda, jaka napełniła wannę miło rozgrzała skórę i pomogła dłoniom zmyć z ciała dotyk morskiej wody.
Zastanawiała się, co znaczą słowa Cesar'a. Oczywiście wiedziała czym jest miłość, to dowolna ilość emocji i doświadczeń zachodzących z powodu silnej więzi z drugą osobą, ale nie widziała w tym nic znaczącego. Różne istoty stanowczo zawyżały jej znaczenie, bo miłość jako ta idealna więź łącząca dwie połówki w jedną , nie mogącą funkcjonować oddzielnie całość, nie istniała. Niewiele różniła się od przyjaźni, istoty tak naprawdę nie kochany, ale chciały zachować ten przedpotopowy 'romantyzm' by nadać życiu choć trochę poetycki wymiar. Prawda była dużo bardziej przyziemna. Każda istota tak naprawdę nie potrzebowała stałego kochanka - seks, pomagającą rozwiązać problemy rozmowę i inne można było znaleźć u innych, zgoła przypadkowych osób, jedyne, po co potrzebowałaby trzymać przy sobie kogoś - było pragnienie posiadania świadka własnego życia. Każda dowolna istota jest zaledwie ziarnkiem w ogromnym Kosmosie - piaskownicy niezliczonej ilości istnień i ponieważ każdy wie, ze jego życie jest mało warte, nie chce by przeszło niezauważone, dlatego szuka kogoś, kto powie mu: 'Jestem tu. Widzę jak dorastasz, żyjesz, odnosisz sukcesy, starzejesz się, umierasz...' . Cez pewnie też tego potrzebował.
Jej kolano, niczym wyspa na środku morza, wyłoniło się spomiędzy piany. Czas wychodzić.
Spuściła wodę, wytarła się, poprawiła włosy zmyła dokładniej resztę makijażu i ubierając po drodze zwiewną koszule nocną wyszła w końcu i zerknęła przelotnie na Kota, odkładając koszulę na pufie stojącej przed toaletką. Nie mogła zdobyć się na ani jedno słowo, ale skoro nie czuła potrzeby odzywania się nie robiłą tego, więc bez słowa znów znalazła się przy łóżku, usiadła na jego brzegu i dłonią przyszpiliła Cez'a do materaca. Opór był raczej bezcelowy, a nie starała się specjalnie, by się przed nim bronić, w końcu - kochany Koc nic jej przecież nie zrobi. Pochyliła się, a zielone kosmki połaskotały mężczyznę po policzku, zaraz potem ostre ukłucie dwóch rzędów ostrych kłów przebiło jego skórę. Bajki o wampirach były mierne, albowiem nie pozostawiały po sobie dwóch nędznych dziurek, a odcisk całej, uzbrojonej w ostre zęby, szczęki. Mogła mu życzyć przed tym miłych snów, albowiem tym razem zamierzała się napić tyle ile chciała, nie sprawdzając czy odbierze mu przez to przytomność.

Anonymous - 3 Lipiec 2011, 09:24

Cesar nie oczekiwał wzajemności, pocałunków chwalących jego marną poezję etc. Tak, uważał, że jego próby składania wierszy są więcej niż marne i nie nadają się dla szerszej publiczności. Ale jeśli może w ten sposób choć trochę przyjemności sprawić swojej Pani, będzie składał strofy ilekroć będą sami, a rymy popłyną swobodnie tak jak przed chwilą. Przyglądał się z uśmiechem jak zakłada jego koszulę i idzie do łazienki. A skoro chce być tam sama, nie będzie przeszkadzał. Wsunął na siebie spodnie i gdy tylko usłyszał przytłumiony przez zamknięte drzwi odgłos wody napełniającej wannę wyskoczył z łóżka. Nie zwracał uwagi na dzwonek, oznajmiający o każdym jego ruchu. Wsunął buty na nogi i pobiegł kierując się nosem do kuchni. Tam przywitał się grzecznie z kucharzem, przedstawił się i poprosił o szklankę zimnego mleka. Kuchmistrz na to życzenie bykiem na niego spojrzał, ale nic nie powiedział. Wypił jednym haustem do dna, oblizał się z lubością, podziękował ładnie jednocześnie prosząc by nie grzano mleka dawanego do picia z niektórymi posiłkami, gdyż jego zdaniem psuje to jego smak. Nie czekał odpowiedzi, a pędem wrócił na górę. Dosłownie wyskoczył z butów wprost na wyrko. Noir jeszcze nie wróciła. Splótł ręce pod głową i przymknął oczy rozpamiętując, ostatnie wydarzenia.
Miłość. To jedno proste słowo określa tak wiele pięknych rzeczy. Ten stan, gdy sama obecność drugiej osoby wywołuje uśmiech na twarzy, gdy słuchasz każdego jej słowa z uwagą. To gdy będąc samemu, każdy krok słyszany na schodach sprawia, że zaraz jesteś przy drzwiach. Chwile samotne ciągną się w nieskończoność, a spędzane razem uciekają z niezwykłą prędkością. Gdy każde przykra słowo, czy gest odznacza się bólem tam gdzieś w środku, a każdy uśmiech, spojrzenie, czy jedna milsza uwaga, sprawia, że twa dusza śpiewa. Te rozmyślania przypomniały mu jeden z jego ulubionych tekstów. Fragment niewielki zaledwie, jednak zgadzał się z nim całkowicie: "Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym. I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał. Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma.". Tak moi drodzy, to z Biblii, a konkretnie 1 Listu do Koryntian. To była jedna z pierwszych książek jakie przeczytał całkiem sam, bez pomocy swojego ojca. Te słowa głęboko zapadły mu w pamięć i zgadzał się z każdym słowem tego fragmentu.
Ledwie powtórzył w pamięci ostatnie słowo, Noir wróciła do sypialni wywołując uśmiech. Wyjął łapki spod czupryny. Nie opierał się, był posłuszny dłoni na swym torsie, a gdy nachyliła się, objął ją. Jedną ręką w pasie, a drugą dłoń kładąc na szyi swej Pani. Ukłucie jej ząbków nie zabolało, a temu tutaj wydawało się nawet czymś przyjemnym, toteż mruczał typowo po kociemu głaszcząc jej zielone włosy z czułością. Ale mruczenie Muzykanta różni się od kociego, w nim zawsze jest muzyka. O czym tym razem? Instynktownie o ukochanej przez jego Panią Francji i jej wspaniałych krajobrazach. To był, że tak powiem jego własny dziwaczny sposób by powiedzieć: Pij maleńka. Smacznego najdroższa. Bynajmniej nie ma w tym żadnej ironii, czy złośliwości, przeciwnie, radość okazywał. Po jakimś czasie jednak mruczenie ustało, a sekundę później dłoń Kota zatrzymała się tuż nad karkiem Noir.

Anonymous - 3 Lipiec 2011, 10:01

Dobrze, że ich nie oczekiwał, bo wampirzyca zapewne wkrótce zacznie robić się w pożyciu coraz cięższa i chłodniejsza. I jak zwykle pewnie nie doceniająca jego starań, tak samo jak teraz, kiedy spokojnie niemal wysysała z niego życie nie bacząc na to, że serce zaczęło szybciej bić łapczywie pompując resztę posoki, jaką mu zostawiła, ani na powoli stygnące dłonie, niezwalniające, coraz bardziej ospałe ruchy, które w końcu się zatrzymały. Dopiero wtedy odsunęła pokryte połyskującą czerwienią wargi i wytarła palcami resztkę krwi z ran samej oblizując je.
Dłoń kota zsunęła się po jej włosach opadając bezwładnie na łóżku. Głupiec... jeszcze kilka chwil i zabiłaby go, a on poddawał się jak dobrze przyrządzone mięso na złotej tacy. Zmarszczyła nos znów nie rozumiejąc jego zachowania i wstała, jakby z nerwami przechadzając się po pokoju i patrząc z lubością jak jej dłonie z mlecznej bieli zyskują w miarę naturalną barwę, jak jej wzrok się polepsza, siła rozchodzi się pod skóra po całym ciele. To jak organizm pasożytniczo karmi się skradzioną energią. Nie potrafiła żyć z kimś w symbiozie, tak aby dawać jednocześnie i sobie i tamu komuś korzyści, zawsze w końcu... musiała odebrać temu komuś to, co wcześniej mu dała, albo odebrać zapłatę za to, na co mu pozwoliła. Pewnie i dla niej przyjdzie kiedyś dzień zdania rachunku, ale póki nie widzi go na horyzoncie nic się nie zmieni.
Spojrzała kątem oka na łóżku i ratujący się ostatkiem sił organizm Muzykanta. Potem wrócił wzrokiem na szybę okna, gdzie widziała swoje odbicie, ale nie było tam niziutkiej zielonowłosej panienki, ale nad wyraz wysoka, płowowłosa kobita, o w pełni ukształtowanym ciele. Tak wyglądałaby teraz, gdyby jej mentorka nie uwięziła jej w ciele dziecka. trafiła uzyskiwać taki wygląd, kiedy wypiła wystarczająco dużo krwi. Przeczesała tęsknie długie, białe włosy, sięgające szerokich bioder. Wypiła jej jednak na tyle mało, że ta postać ie utrzyma się na długo.
Obróciła się i odrzuciła kosmyki za ramie znów przysiadając na materacu łóżka. Nie czuła się senna, ale wiedziała, że dziś już więcej nie zdziała, więc położyła się obok, przykryła nieznacznie i zasnęła. Dobrze wiedziała, że Muzykant przeżyje nos, wiec nie miała o co się martwić.

Anonymous - 3 Lipiec 2011, 10:43

Spał snem bez snów. Tak to już jest, gdy organizm walczy o życie. Ale spójrzcie na niego. Ten dureń uśmiecha się. Normalnie pełnia szczęścia, aż chce się palnąć w ten głupi łeb na opamiętanie. Ale to nic by nie dało, to przypadek beznadziejny, co może życiem przypłacić. Wie o tym, a mimo to robi coś takiego. Tym razem znów nie wstał o świcie, jak miał w zwyczaju, a otworzył oczka dopiero gdzieś koło południa. Odwrócił głowę, wciąż uśmiechnięty, spróbował unieść się na łokciu, ale zakręciło mu się w głowie. Czuł się jak po dobrej imprezie, chociaż nic go nie bolało.
- Dzień Dobry - powiedział słabym szeptem. To mu chyba uświadomiło nawet, jak bardzo ryzykuje oddając Noir własna krew, ale co go to obchodzi? Każdy kiedyś umrze, a jeśli ma wybór, to chciałby właśnie w ten sposób, z jej ręki, a raczej ust. Spróbował ponownie się podnieść, ale zaraz opadł na posłanie.
- Wybacz, ale chyba dzisiaj jestem do niczego. - powiedział przepraszająco obwiniając siebie, że zaniedbuje swoje obowiązki. Powinien wstać z rana, umilać czas swojej Pani, a nie jest w stanie się nawet ruszyć. Czyja wina? Oczywiście, że jego. Przecież tym razem czuł już wyraźniej uciekające z żył życie, wiedział mniej więcej kiedy moment przekroczenia pewnej granicy był bliski. Mógł ją wtedy powstrzymać, delikatnie odepchnąć, spróbować chociaż to zrobić, ale nie. Nie sprzeciwiał się jej. Był grzeczny jak jakiś pospolity kundel, nad którym zlitowano się i dano mu dach nad głową. I jeszcze przepraszał, za to swoje oddanie. Wydawało mu się nawet, że wystarczy syte śniadanie i zimny prysznic, by przywrócić siły, jednak prosić nie zamierzał. Przecież nie wolno domagać się niczego od Panienki. To ona ma wymagać, przytulanka nie powinna. Jeszcze Kot nie wie, że raczej spędzi bezużytecznie w łóżku resztę dnia. Ale przekona się, jak tylko spróbuje i nogi odmówią posłuszeństwa. Jeszcze w życiu nie był aż tak osłabiony, toteż trochę przecenia swoje możliwości na chwile obecną.
---
Nawet nie zorientował się kiedy zasnął ponownie. Przebudził się po kilku godzinach. Noir nie było w pokoju. Próbował wstać, ale niewiele brakowało by stoczył się z łóżka.
- Nie powinieneś wstawać- powiedział właściciel przytrzymujących go dłoni. Stangret pomógł mu ponownie się położyć i podał kubek z czymś gorącym.
- Wypij to - powiedział gdy Cez już leżał spowrotem.
- Noir? - zapytał kot słabym głosem. Sługa westchnął, ale odpowiedział:
- Wyszła. A ty masz być w pełni sił jak wróci. - Nie zamierzał niczego wyjaśniać. Zresztą nic nie wiedział, ani nie chciał. - Dała Ci niezłą lekcję Maskotko.
- prawie mnie zabijając? Sam się o to prosiłem, wolisz, żeby zmniejszała liczebność służby? Albo polowała? a jeśli nie wróci z samotnego polowania, co wtedy? Myślałeś o tym?
- Cez może i był slaby, ale kłócić się potrafił. Jest częścią tego domu, toteż nie może mu być obojętny los nawet kuchcika, czy stajennego. I nie był.
Czekolada. Ten gorący napój, który pił małymi łyczkami, to czekolada. Przywracała powoli siły, ale nie napełniała żołądka. Jednak obok stała taca, a zapach spod półmisków był niezwykły.
- Nie tylko ja. - odparł służący unosząc jeden z nich. To były wykwintnie przyrządzone i podane dwa pieczone Kosy, chyba ze śliwkami w sosie własnym. Pod kolejnym szczur w pomarańczach, a na deser jabłecznik. To zrobiło na nim ogromne wrażenie.
- Tamta dziewczyna... - bardzo chciał zapytać o służącą, ale jakoś nie potrafił.
- żyje. Jednak więcej nic nie powie. Panienka słyszała jej rozmowę z inną pokojówką. To nie twoja wina. - Woźnica, teraz pełniący rolę jego lokaja, zrozumiał o co chodzi.
- I tak przykro mi z tego powodu. - Odparł kot jedząc. Rozmawiali tak, póki Cesar nie skończył i położył się ponownie. Pełny brzuch przywrócił senność. Nawet nie zorientował się, kiedy zasnął ponownie. Tym razem spokojniejszy, bo wiedział, że służba go nie obwinia za tamto, a nawet go trochę lubią, czego najlepszym dowodem były przysmaki.
Następnego ranka wstał o świcie. Jeszcze troszeczkę słaby był, ale nie kręciło mu się w głowie i takie tam. Jedynie biegać nie powinien, a i trening sobie też raczej odpuści. Ubrał się po cichutku i zszedł do kuchni. Tam czekały na niego naleśniki i mleko. Zimne mleko. Pogawędził trochę swobodnie ze służbą podczas posiłku, po czym ładnie podziękował i rozejrzał się po rezydencji. Swojej Pani nigdzie nie znalazł, toteż postanowił udać się na mały spacer. Świerze powietrze dobrze mu zrobi. Oczywiście, by wampirzyca się nie martwiła, powiedział pokojówce, że zamierza jedynie przejść się trochę, chociaż jeszcze nie był pewien gdzie.

[z/t]

Anonymous - 6 Sierpień 2011, 15:04

Ledwo wrócił do rezydencji od razu pobiegł na górę. W sypialni Ivan zeskoczył z ramienia Cesar na łóżko, a kot prawie wbiegł do szafy. Ale musiał się zatrzymać, zastanowić nad wyborem stroju. Nie może paradować w brudnych ciuchach i potarganej koszuli po rezydencji. Zajęło mu to jakieś pięć minut zanim odpowiednie części garderoby wylądowały na pościeli obok rawnara. Ktoś chrząknął. Odwrócił się, w drzwiach stała jedna ze służących.
- Panienka jest w domu? - zapytał z uprzejmym uśmiechem, odpowiedziała kręcąc głową
- Wiesz dokąd się udała? - znów milczące zaprzeczenie
- Zawiadomcie mnie jak tylko wróci - dodał po chwili zastanowienia. To oczywiste, że Noir nie powiedziała nikomu dokąd się udaje i jak długo jej nie będzie. Nie będzie się przecież służbie tłumaczyć.
- Dajesz jej swoją krew. Dlaczego? - w końcu usłyszał głos służki
- Bo jestem idiotą, który się w niej zakochał. Ostatnio dała mi do zrozumienia jak bardzo to niebezpieczne. Prawie mnie zabiła. Ale tylko prawie. Jeśli miałbym wybór, to właśnie na taką śmierć bym się zdecydował. - Odpowiedział szczerze się uśmiechając. Wyciągnął rękę nad pościelą i szczur wspiął się na jego ramię ale tak by nie uszkodzić materiału. - To jest Ivan, mój przyjaciel i jestem pewien, że Noir nie będzie mieć nic przeciw. Będziemy w ogrodzie.
Wyszedł z pokoju pozornie nie zwracając uwagi na jej zdumioną minę.

-----

Minęło kilka leniwych dni. Cesar i jego pupil zwiedzali rezydencję, czasem kot ćwiczył miecz, albo grał dla własnej przyjemności. Tego dnia czytał jakąś książkę w salonie, gdy podszedł do niego stangret-lokaj. Sługa westchnął ciężko i powiedział:
- Panienki długo nie ma. Ludzie zaczynają szeptać, nie wiadomo czy wróci...
- Też się niepokoję, gdybym wiedział chociaż w jakim kierunku ruszyć, szukałbym jej zamiast tkwić tu jak kolek.
- Odparł kot zamykając książkę i gestem wskazując fotel. Lokaj zawahał się przez moment, ale usiadł.
- Doszliśmy do wniosku, że jako maskotka masz z nas największą pozycje w tym domu.
- i zwalacie na mój łeb decydowanie, co dalej.
- Cez zamyślił się na dłuższa chwilę, ale w końcu odpowiedział. - Zostaniemy, traktujmy to jako dłuższy wyjazd Panienki na wakacje z których nie wiadomo kiedy wróci. Wiem, że może to nigdy nie nastąpić, ale powinniśmy się tego spodziewać. Dlatego wszystko zostanie po staremu. Jeśli ktoś chce odejść, nie będę zatrzymywał. - sięgnął po szklankę mleka na stoliku.
- Możesz przejąć majątek... - zaczął tamten
- Nie zamierzam, przynajmniej póki nie będę miał pewności, ze Noir nie wróci i uwzględniła to w testamencie. Możliwe, że przez ten dokument, jak się znajdzie, wszyscy wylądujemy na bruku. Nie zapominaj, że ona jest wampirem i to może potrwać bardzo długo.
- Ja zostanę. I powiem reszcie.
- sługa wstał z miejsca a na odchodne dodał od siebie - Jak dla mnie maskotka jest zastępcą Pani domu.

Nikt nie odszedł. Życie w rezydencji toczyło się dalej swym spokojnym rytmem, jakby rzeczywiście panna De Lacroix wyjechała tylko na jakiś czas. Ale czy wróci? To się dopiero okaże. Ale też ile w domu siedzieć można i czekać? Wróci, to będzie, ale nudzić się Cez sam nie będzie, toteż ruszył dupsko i wyszedł ze szczurem na ramieniu. Gdzieś...

[z/t]



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group