Anonymous - 17 Październik 2011, 21:31 Z jakiegoś dziwnego powodu dłonie, w których nieprzerwanie ściskała sztylety, zaczęły jej drżeć i zrobiły się jakieś takie... Zimne. Lodowate wręcz, można powiedzieć. Nie wiedziała, dlaczego tak się dzieje, co się dzieje. Może był to skutek niezbyt wysokiej temperatury panującej w pomieszczeniu, a może tego, co działo się w Lorciowym umyśle. Co dziwne, ona, białowłosa, sześćsetletnia istota, nie wiedziała dokładnie, co czuje. Ewenement po prostu. Ale mimo wszystko, nie miała nic do stracenia... Prawda? Braciszek zniknął, była na dziewięćdziesiąt osiem procent pewna, że wącha kwiatki od spodu. O Flo zasadniczo teraz nie myślała. Owszem, polubiła ją, ale jeszcze nie na tyle, by myśleć o niej jak o osobie ważniejszej. Ale była jeszcze jedna osoba. Loire nie była pewna, czy zauważyłaby jej zniknięcie, zresztą znali się do niedawna. Co z tego, że przy okazji zdążyła dostać jego panią, co z tego, że to wszystko potoczyło się akurat tak. Mimo wszystko chciała skończyć całą tę szopkę jak najszybciej. Chciała wysłać te poczwary do piachu, chciała wrócić do domu w jednym kawałku, razem z Arlekinem - i miała jakąś dziwną nadzieję. Mimo tego, że drżały jej ręce, mimo tego, że się bała, postanowiła zrobić to, co mogła. Wiedziała, że strach jest najbardziej ludzkim uczuciem. Wiedziała, że nie musi się go wstydzić. Właściwie nawet nie była osobą strachliwą, co jednak nie znaczy, że przy każdej możliwej okazji nadstawiała karku. Co to, to nie! Po prostu umiała ocenić swoje możliwości.
Leciutko pogładziła wierzchem dłoni puchaty łeb Arlekina. Po krótkim namyśle nieco osłabiła tarczę - tak, by była w stanie odbić choćby pierwszy atak. Skoro jeden Serpent, który stał przy drzwiach był już martwy, należało dobić drugiego, dlatego też oszczędzała siły. Po chwili w kierunku kończyn poczwary poszybowały kolejne czarne sznureczki, mające oczywiście je opleść i uczynić ze stwora marionetkę. Jej ruch znów miał na celu choćby tymczasowe zatrzymanie Serpenta w miejscu, aby reszta kompanii miała choćby ciut większe pole do popisu.
- Cudownie. Walcie - stwierdziła najbardziej beznamiętnym tonem, jakim można było to według niej powiedzieć, kiwnąwszy jednocześnie głową w stronę stwora. Taki gest mógł oznaczać tylko jedno.Anonymous - 18 Październik 2011, 19:53 Grapevine znowu poczuła dziwny wiatr na twarzy i karku. Jakby coś wokoło niej biegało, ale nie jest w stanie tego zobaczyć... albo jest niewidzialne, albo tak szybko biega, że oczy winorośli nie potrafią tego zarejestrować. Nie wiedziała, ale była czujna. W jednym ręku trzymała swój rysunkowy młot, a w drugim tarczę. Rozglądała się, nasłuchiwała. Nie mogła polegać tylko na jednym zmyśle, który w tym wypadku ją zawodził.
Bum! Nagle poczuła dziwny, odrażający zapach, ale wcześniej go nie czuła. Dobiegał za jej pleców. Szybko się obróciła z rozłożoną parasolką. W tej samej chwili zaatakował Seprent. Nie był zbyt duży, ale za to bardzo zwinny- samym przykładem było to, że poruszał się z taką prędkością, że jedynie jego pobratymcy widzą coś więcej niż zamazane coś. Czyli Terr, jakby był w swojej zwierzęcej postaci, toby to zauważył.
Poczwara odbiła się od parasolki i upadła z hukiem na ziemię. Ale nadal żyła. Grape spojrzała na niego i przeszło jej przez myśl: Jest mały. Masz z nim szanse.
Robal zaatakował ponownie naszą winorośl. Tym razem nie tylko się odbił od magicznego przedmiotu Baśniopisarki, ale także dostał z rysunkowego młota dziewczyny. Puf. Tym razem już nie wstał. Uderzenie było tak mocne, że zmiażdżyło jego narządy wewnętrzne, niezależnie jakie one są. Chwilę skowyczał, a potem ucichł. Winorośl była z siebie tak dumna, że się uśmiechnęła.
Loire udało się pochwycić Serpenta i zrobić z niego marionetkę. Poczwara nie była w stanie się ruszyć, ale wyła jak pies na smyczy. Tylko kilka razy głośniej i ten dźwięk nie wzbudzał żałości tylko obrzydzenie. Lunatyczka mogła teraz poruszać robalem jak kukiełką(przez 2 następne tury, nie wliczając tej). Nie potrafił on się ruszać, nie miał kontroli nad ciałem, więc zaczął panikować. Rozglądał się i ryczał jak opętany... trzeba szybko go uśmiercić zanim przyjdą tutaj jego "starsi" bracia... Anonymous - 23 Październik 2011, 12:41 Ciekawe, poprzednio strzały Rei robiły z Serpentów papkę, a teraz nic? Wyraźnie widziałem, jak pociski trafiają w głowę i korpus. Problem w tym, że się odbijały.
Tylko nasze moce? Może Grape ma rację? Cóż, nie zaszkodzi spróbować. Kiedy Loire unieruchomiła poczwarę, stanąłem na środku wylotu korytarza, wysunąłem ręce przed siebie, skupiłem się i w stronę Serpenta pomknęła świszcząc ściana dźwięku, która dosłownie go zmiażdżyła, niczym wielki tłok, a krew stwora zaczęła wypalać dziurę w drzwiach i ścianie. Nawet możemy od razu wejść.
Wtedy w moje nozdrza uderzył jakiś potworny odór. Odwróciłem się i zobaczyłem Grape leżącą na ziemi. W jej stronę szedł niewielki Serpent. Zanim jednak zdążyłem zareagować, mała doskonale sobie z nim poradziła. Nie spodziewałbym się po niej takiej siły.
-Dobra robota. -pochwaliłem ją.Anonymous - 23 Październik 2011, 19:21 Nagle z Seprenta zrobiła się jedna krwawa miazga. Nic z niego nie pozostało. Biedna Rei, jakby chciała stąd wziąć trofeum, to wątpię by cokolwiek porządnego znalazła, coby się nadawało na wystawkę na ścianę. Ach takie tam z misji...
No cóż. Terr poczuł się troszeczkę osłabiony. Te kule dźwięku czy czegoś tam naprawdę potrafią zwalić człowieka z nóg. Ale nie miał mdłości czy zwrotów głowy. Tylko tak poczuł się słabiej. Zwyczajne zmęczenie i nic więcej. Ale to mogło mu w jakiś sposób zagrozić... na przykład nie był w stanie zareagować jakby coś go zaatakowało.
Przez chwilę znów zapanowała ta okropnie bijąca po uszach cisza. Nic, żadnych dźwięków oprócz oddechów całej czwórki.
- Dziękuję-odpowiedziała Grape na pochwałę Terra.
Grapevine nie miała zamiaru tak bezczynnie stać i się patrzeć, kiedy to Drakar jest w niebezpieczeństwie. To ona pierwsza wyszła z szeregu i ruszyła w kierunku drzwi. Ciągle pod ręką miała swoja parasolkę, jakby coś miało ją zaatakować. Ale nic się nie stało. Nic nie wyleciało.
To co kompania tam zobaczyła było przerażające.
Pełno jaj, które były już porozbijane, a gdzie nie gdzie były ciała ludzi, z których pewnie wyszły nowe Serpenty. Ich twarze były skrzywione, zapewne z bólu. Można się założyć, że prosili o śmierć. No ale cóż. Te poczwary nie są takie łaskawe. Są zbyt okrutne, świnie jedne(nie obrażając tutaj Terra, bo on posiada człowieczeństwo). Winorośl przełknęła ślinę kiedy zobaczyła całą kolonię robali. Było ich z dziesięć. Ale same młode, takie jak ten co zaatakował ją w poprzednim pomieszczeniu. Nie były zapewne silne, ale szybkie...
Lecz ni stąd ni zowąd na ich przodzie pojawił się olbrzymi pobratymiec mężczyzny. Był niewiele niższy od konia i tak samo umięśniony jak koń. Z pyska ciekła mu piana a oczy miał wściekłe. Nagle spojrzał na Terra. Chłopak jakby usłyszał w swojej głowie słowo: Zdrajca. Lecz skąd to wiedział?
Z krtani wszystkich potworów wydobył się warkot. Nie zabrzmiało to zbyt przyjaźnie. Po plecach całej czwórki przeszły dreszcze. W teorii nie mieli szans. Ale w praktyce... to było inaczej. Po pierwsze Loire ma Arlekina. Ten jest w stanie im pomóc. Po drugie Terr: teraz ma tą swoją supermoc. Po trzecie: Rei. Ona i jej karabiny maszynowe są naprawdę pro. No i nasza niewinna Grapevine. Mimo że wygląda bezbronnie wcześniej sobie sam na sam poradziła z Serpentem takiej samej wielkości co tamte, za tym olbrzymem. Ale właśnie. Kto się zajmie tym mutantem? Anonymous - 25 Październik 2011, 15:35 I nic? A to skubane bestie! Przynajmniej stanowiły wyzwanie, a ja lubiłam wyzwania.
Tylko moce mówisz? Dobra, niech będzie. Już byłam gotowa cisnąć w Serpenta dyskiem, ale Loire i Terr okazali się szybsi. No cóż, pewnie jeszcze będę miała niejedną szansę się pobawić. Za to sposób, w jaki zginął stwór naprawdę mi się spodobał. Bardzo ładna plama.
Wlazłam do pomieszczenia za Grape, oczywiście z karabinem w pogotowiu. No i mocami, na wypadek, gdyby pojawiło się więcej tych kuloodpornych.
W sali jednak nie było żadnych Serpentów, przynajmniej żadnych, które stanowiłyby zagrożenie. Za to na podłodze leżało sporo zwłok, a w powietrzy unosił się zapach śmierci i krwi. No i oczywiście ten sam smród, co wcześniej.
-Masz przeurocze rodzeństwo. -rzuciłam do Terra. W tejże chwili do sali wpadł kolejny Serpent, tym razem inny. Większy, czerwony. I ta piana. Dobra, to teraz mamy dyszkę maluchów i giganta. No to zaczynamy. W stronę maluchów wystrzeliłam granat, a w dużego cisnęłam kilka dysków (moc). Zaraz po nich w stronę olbrzyma poleciały dwa ciała z podłogi, żeby go trochę zdezorientować (telekineza).Anonymous - 25 Październik 2011, 21:16 Grapevine stała jak kołek przez jakiś czas. Nie mogła pozbierać myśli. Rozkładające się ciała cuchnęły okropnie, a fakt że nie było tu wentylacji pogarszał sprawę. Dziewczyna nie była w stanie oddychać, naprawdę. Nawet kiedy pobierała tlen przez usta czuła ten smród. Fuj! Skrzywiła się nieznacznie, ale nic nie powiedziała. Baśniopsiarka postanowiła nie grać na nerwach swoim nowym znajomym. A jej narzekanie nic by im nie pomogło, więc siedziała cicho ci czekała. Trzeba przyznać, że się bała zaatakować. A najbardziej przerażał ją ten wielki, czerwony Serpent, który właśnie w tym momencie się na nią spojrzał. Przełknęła głośno ślinę. Ale po chwili się opanowała.
Grape namalowała pistolet i parę naboi do niego. Potem zaczęła nasłuchiwać. Po chwili ciszy usłyszała dziwny zgrzyt...jakby ktoś łamał kości... z lewej strony. Pif-paf! Strzeliła i trafiła. W co? Pajkąkopodobne coś, co wyszło z jaja. Co to było? Winorośl spojrzała na Terra i zapytała:
- Co to?
Nie oczekiwała jednak odpowiedzi. Nie teraz. Nie ma czasu.
Granaty podziałały, ale tylko na młode. Rei zabiła 2 Serpenty i okaleczyła 3. Lecz tego wielkiego nawet nie musnęły... a raczej wybuch nic mu nie zrobił. Za to dyski go drasnęły, ale z płytkich ran pociekła zielona krew. Bestia się nieźle wściekła, bo na całą fabrykę, i poza nią, było słuchać ryk poczwary. Kiedy zrobił krok w przód poszły za nim sprawne młode. Jak ćmy za światłem. Starają się być takie jak ich przywódca.
Mutant ryknął i parę podlotków wyszło na przody. Te były nieco większe i bardziej umięśnione, więc można było stwierdzić, że są nieco starsze niż te, które padły z granatu Rei.
Kiedy Grapevine usłyszała idiotyczny komentarz dziewczyny nie kryła swojego niezadowolenia. Nie podobało się Baśniopisarce podejście Rei do sytuacji. Spiorunowała ją wzrokiem i burknęła do niej:
- Ten komentarz mogłaś sobie oszczędzić.
Spojrzała na chłopaka uśmiechając się do niego. Anonymous - 28 Październik 2011, 18:18 Nadal trzymała tarczę w pogotowiu. Zwłaszcza, kiedy z unieruchomionego Serpenta została miazga, ona cofnęła sznurki, a w pomieszczeniu, do którego następnie weszli, zobaczyli wielkiego stwora, nieco ją wzmocniła. Jedną ręką pogładziła futro Cheshire'a, uśmiechając się w tylko sobie znany sposób. Ścisnęła mocniej sztylety, przymykając ślepka. W tym momencie na największego stwora winny spaść kolejne nitki. Z każdą chwilą zaciskała dłonie coraz mocniej, wyglądało to tak, jakby chciała je sobie pokaleczyć, ale to był tylko jej sposób na skupienie się. Zerknęła na Arlekina, a ten natychmiast wyskoczył zza jej pleców, jak wielokolorowa torpeda i pomknął ku kilku najsłabszym stworom. Znowu dała mu wolną łapę, według niej był to najwygodniejszy sposób. Sama zamierzała włączyć się do konkretniejszej walki, kiedy tylko kompania zajmie się największym stworem, a ona nie będzie musiała dzielić swojej uwagi na dwoje. To by przecież znacznie wszystko utrudniało! Skupiać się na cięciu sztyletami, a przy tym utrzymywać nadal Serpenta w jednym miejscu... No, ale mimo wszystko uznała, że należy skończyć z bezczynnością. Miała nieprzemożną ochotę samodzielnie zabić choć jednego stwora z możliwie jak najmniejszym uszczerbkiem na własnym zdrowiu.
Tak szczerze, to Grapevine i całe to jej przymilanie się do Terra ją irytowało. Zarówno on, ona, jak i Rei mało co ją obchodzili, ale wiedziała, że "misje" takie jak te nie są najlepszym miejscem do zawierania znajomości. Jeśli chce się do niego przymilać, to niech zrobi to później, proszę, proszę, proszę. Takie to mniej więcej myśli chodziły jej po tym cudownym łebku. Poza tym, nieoczekiwanie zazwyczaj intensywnie różowe oczki zapłonęły czerwienią. Były dwa wyjaśnienia takiego stanu rzeczy - brak należytego oświetlenia tudzież nadwyżka adrenaliny i pobudzającego zdenerwowania u Loire. Uhm, na prawdę trudno wybrać właściwe, gdyż możliwe były oba, chociaż jak znam ją, nigdy nie przyznałaby się, że całą ta misja aż tak ją stresuje. Może "stresuje" to jednak niewłaściwe słowo... Nadmiernie absorbuje uwagę, o!Anonymous - 28 Październik 2011, 19:06 ]Loire udało się pochwycić wielkiego Serprenta, ale utrzymanie go na linkach sprawiało dziewczynie duże problemy. Olbrzym stawiał opór, nie był tak uległy jak tamta pijawka, z której została krwawa plama na posadzce. Jednakże dziewczę dało radę i robal został unieruchomiony.(przez 2 następne kolejki nie wliczając tej). Lecz coś czuję, że z tym nie będzie tak łatwo. Po pierwsze potwór jest wielki jak koń i umięśniony jak te zwierze, a może i bardziej. Drugi powód jest taki, że nie znają jego odporności na ataki. Kiedy Rei wystrzeliła dyski zaledwie go drasnęła, a na te zwyczajne robale działały jak brzytwa. Więc można stwierdzić, ze są różne rodzaje tych potworów. Ten zapewne był wysoko ułożony w hierarchii...
Arlekin dobił trzy okaleczone Serpenty, które zostały potraktowane przez granat Rei. Ale biedaczek się zmęczył, bo obrona i zabijanie nie jest takie łatwe, i wrócił do swojej właścicielki. Ale tak czy siak, odwalił kawał dobrej roboty.
Grapevine spojrzała na futrzaka Loire. Miała wrażenie, że był bardziej pożyteczny niż ona sama. Westchnęła ciężko. No ale co ona mogła zrobić? Była nieco niezdarna i w ogóle. Ech. Tym razem nic nie rysowała. Nie miała siły... Anonymous - 4 Listopad 2011, 21:41 Wszedłem do pomieszczenia zaraz za dziewczynami. Widok nie był przyjemny, ale nie wywołał u mnie odruchy wymiotnego. Na szczęście. Za to zapach był dziwny, jakby jednocześnie odrażający i jednocześnie jakby neutralny. Pewnie dlatego, że w połowie byłem Serpentem, im to pewnie nie śmierdziało...
-Nieprawdaż? -odparłem na uwagę Rei równie ironicznie. A potem sprawy potoczyły się błyskawicznie. Najpierw pojawił się ten gigant, potem Rei rozwaliła kilka młodych... No, nie będę opisywał akcji drugi raz, bo to bez sensu. W każdym razie gdy Loire unieruchomiła giganta, zmieniłem się, obszedłem go i wskoczyłem mu na plecy, po czym zacząłem pazurami atakować głowę a końcem ogona (przypomnę, że koniec mojego ogona to takie jakby ostrze) smagać mu nogi. Małymi niespecjalnie się przejmowałem, Arlekin jakoś sobie z nimi radził. No i są jeszcze dziewczyny, na pewno je zaraz rozwalą.
Dziwnie się czułem 'ujeżdżając' tego olbrzyma. Po prostu jakoś tak głupio. Ale nie ważne, grunt, żeby go rozwalić, albo chociaż porządnie uszkodzić. Zacząłem szybciej machać rękoma i ogonem, zadając coraz to kolejne rany. W końcu złapałem dłońmi za jego 'czoło' i przeciągnąłem nimi po całej głowie, zdzierając mu skórę z czaszki, w którą od razu zacząłem drapać a nawet gryźć. Próbowałem też przebić mu plecy swoim ogonem, jednocześnie odpierając nim ataki jego ogona (o ile takie następowały). Coś we mnie wrzało, byłem jakby w szale. Pragnąłem zapachu krwi, chciałem rozerwać tego olbrzyma na strzępy, porozrzucać wokół jego wnętrzności.Anonymous - 4 Listopad 2011, 23:04 Terr żył tylko i wyłącznie temu, że Loire trzymała tą bestię na smyczy, że się tak wyrażę. Jakby nie to chłopak już dawno by wąchał kwiatki od spodu. No, może nie do końca, ale chyba wiadomo o co chodzi. No i że robal nie był w stanie się poruszyć wszystko szło jak z płatka, aż za dobrze można powiedzieć. Młode nie miały jak ratować swojego przywódcy, bo same próbowały ocalić własną skórę, chodź na marne. Arlekin naprawdę dobrze się spisał i należy mu się za to pochwała. Nagle z dziesięciu młodych zrobiły się cztery i to takie drobniutkie. Zapewne były to, o ironio, przedstawicielki płci pięknej, chodź te nie były ani trochę urodziwsze od swoich poprzedników. Różniły się tylko tym, że były strasznie małe i okropnie wychudzone, jeszcze bardziej niż reszta rodzeństwa. Takie serpenty z anoreksją.
Bestia walczyła z niewolą, starała się jakoś uwolnić, ale nic to jej nie dało. Nie mogła poruszyć się ani o minimetr. Ale to nie znaczyło, że nie może ryczeć. Poczwara wydawała takie potworne i głośne dźwięki, że aż uszy bolą. No a ryk potwora było słychać poza fabryką, nawiasem mówiąc. Ludzie zaczęli się zastanawiać co się w środku dzieje, ale żaden bohaterski policjant, czy też cywil nie był w stanie wejść do fabryki. Bali się tak bardzo, że na samą myśl, że mają tam wejść, zaczynają panikować. ale to tak w ramach ciekawostki.
Grapevine patrzała na to wszystko jakaś taka nieobecna. Zapewne dlatego, że nie wiedziała jak ma pomóc. Terr teraz się szarpał z tym wielkim mutantem, więc jest zbyt duże ryzyko, by atakować tą poczwarę. Zostały te cztery małe, nieudolne serpenty, ale one jakoś nie zagrażały otoczeniu, więc nie śpieszyła się z rozprawieniem ich...
Niepostrzeżenie do fabryki wszedł fotoreporter... ale tego NIKT nie zauważył. Ani kompania, ani serpenty. Wszyscy byli zbyt zajęci... Anonymous - 8 Listopad 2011, 20:22 Kiedy Loire unieruchomiła tego giganta, a Terr wskoczył mu na plecy zaczęło robić się naprawdę ciekawie. Chłopak chyba wreszcie dał upust emocjom i postanowił wylać je wszystkie na swojego ogromnego pobratymca.
Sama nie miałam zamiaru stać bezczynnie. Otworzyłam ogień w stronę dwóch z czterech pozostałych młodych. Kolejne dwa posłałam w tak zwaną przepaść bez dna. O co chodzi? Wytworzyłam portale pod i nad nimi, przez co maluchy spadały w nieskończoność. Kiedy osiągnęły prędkość graniczną, to jest już nie mogły spadać szybciej, przeniosłam portale wylotowe na przeciw ściany - Serpenty powinny się na niej ładnie rozcipciać.
-Ojej, bo się przejmę. - rzuciłam do Grape, gdy już rozprawiłam się młodymi. Mała zdecydowanie mogłaby zacząć coś robić, cokolwiek. Odwracać uwagę stworów, nie wiem. Coś, co by w jakikolwiek sposób pomogło. Nawet futrzak Loire lepiej się od niej sprawował.Anonymous - 9 Listopad 2011, 19:32
(od teraz moc Loire trwa 2 kolejki)
Rei jak zwykle była bardzo pożyteczna, mimo że niewiele zrobiła, pozbyła się tylko młodych, okazało się to bardzo przydatne. Nie ma tych małych potworów, teraz można się zająć tym wielkim, czerwonym i okropnym bydlakiem. Który nadal stawiał opór i to duży. Loire miała niemały problem by utrzymać poczwarę na "smyczy". Na czole dziewczyny było coraz więcej potu, ale jakoś się trzymała. Bestia, jak na razie, nie zerwała się z linek. I niech tak pozostanie.
Co ona, Grapevine, może zrobić? Nie wiedziała tego przez jakiś czas. Ale w końcu wpadła na świetny pomysł. Namalowała pistolet. Podeszła ciut bliżej. Wierzyła, że Lunatyczka utrzyma te coś, i że nie stanie się obiadem mutanta.
Kiedy Grape była na tyle blisko, by strzały pistoletu dosięgły Serpenta wycelowała w jego głowę. I nagle sobie coś uświadomiła, że jeśli nie trafi, to może zabić Terra. Przełknęła ślinę i nacisnęła spust. To nie wyszło tak jak chciało. Baśniobisarka miała na celu zrobienie w głowie srpenta dziury, ale jednak stało się coś innego. Dziewczyna trafiła w oko bydlaka, co było wspaniałe. Jednak nagle coś usłyszała... jakby ktoś się zbliżał. Albo prędzej coś. Za drzwi wyszły kolejne serpenty, tylko tym razem było ich znacznie więcej. I nie były to zapewne młode. Grapevine wycofała się jak najszybciej z tamtego miejsca.
Pobratymcy Terra zaczęły chodzi wokoło dziewczyn jakby je pilnowały. Od czasu do czasu można było usłyszeć jakiś warkot wydobywające się z gardzieli pijawek.
Reporter szedł bardzo powoli z kamerą. Wszystko to co spotkał było uwiecznione na taśmie. Nagle usłyszał dziwny hałas, więc poszedł w tamtym kierunku. To co zobaczył było dla niego szokiem. Pozytywnym oczywiście. To była istna sensacja! Dostanie taką pensję, że będzie w stanie sobie kupić nowy garnitur... wspaniale!
Mężczyzna postawił kamerę i wycofał się bezszelestnie z tego miejsca. Niech się dzieje wola nieba. Anonymous - 9 Listopad 2011, 20:28 Loire faktycznie musiała się mocno namęczyć, aby utrzymać poczwarę w ryzach. Coraz to nowsze krople potu rosiły jej rozgrzane czoło, spływając po twarzy i sprawiając, że kilka pasm włosów wchodzących w skład grzywki przylepiło jej się do skroni. Nie pamiętała, by ktokolwiek kiedykolwiek stawiał jej aż taki opór. Zwykle ludzie i istoty magiczne dość łatwo dawały się podporządkowywać - ale te stwory nie kwalifikowały się pod żadną z tych kategorii. Były mutantami, eksperymentami, które wymknęły się spod ręki stwórcy, zupełnie tak, jak człowiek spod ręki Boga - zakładając, że jakikolwiek Bóg istnieje i nie jest to wymysł fanatycznego umysłu. A mutanty z reguły były nieco silniejsze niż "bazy" - stworzenia, z których je stworzono. Mimo, że nie posądziłaby żadnego z tych stworów o jakąkolwiek inteligencję, te wykazywały się zaskakującą siłą mentalną. Loire aż zacisnęła powieki i skuliła się nieco, nie rozpraszając jednak swojej uwagi. Przez chwilę zachwiała się, jakby miała zamiar osunąć się na kolana, ale utrzymała swoje ciało w pozycji pionowej. Jeszcze nie nadszedł czas na poddanie się! Uniosła głowę, spoglądając zacięcie na Terra walczącego z poczwarą. Jej ślepka przybierały coraz bardziej intensywny odcień czerwieni. Kolor krwi, kolor ognia. Działo się tak tylko wtedy, kiedy targały nią jakieś silne emocje, a już szczególnie w momentach, kiedy zmieniała się w psychodeliczne dziecię ze skłonnościami do sadystycznych odruchów. Tyle, że w tym momencie nie miała zbytnio jak dać upust swoim emocjom.
- Jeszcze więcej? Matko, za jakie grzechy... - burknęła, rozciągając tarczę tak, by utworzyła kopułę. Osłona ta miała na celu odbicie choćby jednego ataku i danie im kilku sekund przewagi. Bo - co tu ukrywać - była to tylko cienka warstewka energii, jako, że większość uwagi Lunatyczki szła teraz na utrzymanie czerwonego Serpenta. Zanim tarcza się "zamknęła", Lorcia kiwnęła na Arlekina. Ten w ułamku sekundy stał się niewidzialny (trzy posty), wyskoczył z obrębu, który jego pani starała się osłonić i natarł na poczwary.Anonymous - 13 Listopad 2011, 22:16 Fakt, że Arlekin Loire był niewidzialny bardzo zmylił serpenty. Te chyba nie był zbyt inteligentne. Kiedy kot je atakował to te rozglądały się głupkowato i zaczęły warczeć jeden na drugiego parę parek nawet się pobiło, przez co kilka poczwar zostały zabite przez ich własne rodzeństwo. To się nazywa patologia w domu, no ale cóż. życie jest brutalne.
Jeden z robali zaczął się dziwnie zachowywać. Węszył i patrzał na wszystkich i wszystko bardzo czujnie. Jednakże nie opuszczał okręgu i pilnował naszej trójki dziewczyn. Kilka robali starało się wejść do środka, ale nie były w stanie, ponieważ bariera Lunatyczki była naprawdę wytrzymała. Te pasożyty patrzyły się jak głupie na siebie i nie wiedziały co robić.
Arlekin zabił łącznie cztery serpenty. Był naprawdę bardzo pożyteczny. Razem to dało cztery zabite przez kociaka i z dwa poprzez bójki z własnymi pobratymcami. Ogólnie trudno określić ile ich zostało, ale nie będzie łatwo się ich nie pozbędą.
Grapevine spoglądała raz na Loire, raz na serpenty. Biedna Losia była zmęczona. Nagle winorośl wpadła na pewien pomysł. Wzięła kartkę papieru i narysowała na niej wachlarz. Wzięła go w dłoń i podeszła do Lunatyczki i zaczęła ją ochładzać. Potem sięgnęła po wodę, którą przy sobie miała i zapytała:
-Chcesz?-uśmiechnęła się uroczo.