To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Miasto - Teatr.

Anonymous - 12 Czerwiec 2011, 15:03

Ona miała się wziąć w garść? Ona? Ledwo siedziała, by nie upaść i po prostu dać się pochłonąć ciemności. Była zbyt wyczerpana i zmęczona tym ciągłym uciekaniem od kogoś, od wszystkich. Ile razy zaufała i dostała po dupie? Ostatnio w domu publicznym wylądowała, gdzie widziała takie sceny, słyszała takie słowa..., że chyba nigdy nie da nikomu się dotknąć.
Byłą wystraszona. Ile można uciekać? Ile trzymać nadzieję, przy sobie, że zaraz będzie dobrze, jak nie było? Do tego ta kobieta na nią krzyczała.
Chciała pomóc.. ile osób chciało, a robiło krzywdę. Jak miała zaufać? Spojrzała kobiecie prosto w oczy, gdy ta złapała ją za ramiona. Jej wzrok jednak był całkowicie inny od ludzi którzy oszukali Vinę nie raz. Takiej stanowczości nie widziała, do tego nie szarpała ją, a trzymała silnie, pewnie.
Vina otworzyła usta chcąc, by ta ją puściła, jednak... wpadnie w gorsze gówno niż teraz jest? Chyba nie. Brodna poruszyła się dziewczynie i łzy kapały już na ziemię. Nagle jakby sił dostała i przytuliła się mocno do nieznajomej kobiety obejmując ja za szyję.
Czy nieznajoma to przeżyje? Smród, brud... na pewno ją ubrudzi, do tego splecione, skołtunione i czymś umazane włosy otarły się o twarz kobiety. Nic przyjemnego, do tego kiedy bezdomna płakała wtulając się jeszcze mocniej. Nic nie mówiła. Nie potrzeba było to słów, by po prostu zrozumieć, że Vina jest na skraju wyczerpania psychicznego i fizycznego.
Zaraz jednak odepchnęła kobietę i uciekła.

[z/t]

Cecille - 6 Grudzień 2011, 20:06

Na tym i na żadnym innym świecie nie mogło istnieć miejsce gwarantujące równą dyskrecję, jak ów odpychający wszelakiej maści natrętów kolos, ponury i odstraszający we wstępnych już nawet oględzinach. Przekonanie o tutejszej obecności duchów, zjaw i innych, równie absurdalnych tworów, zdolnych być zaledwie produktem prostych i naiwnych umysłów ludzkich, przysparzał mu czegoś wielce pożądanego w opinii wszelakich uciekinierów, przestępców, czy... szpiegów i zapewniał nieopisaną w czasach dzisiejszych - dyskrecję. Co do reguł jednak, przypuszczalnie należało liczyć się z tym, że i od tej będą wyjątki. Jeden z nich właśnie w owej chwili przekraczał próchniejący próg tutejszego przybytku...
Kurtyna jasnych, niepodobnych do niegdyś złocistych włosów poddała się łapczywemu naporowi powietrza, gęstego od wypełniającej go woni stęchlizny, wprawiona jego swoistym ciężarem w nieco wibrujący ruch. Dłoń owinięta gładką rękawiczką strzepnęła próchno z ramion, które nieuchronnie posypało się na fałdy ciemnego płaszcza w momencie niezbyt łagodnego spotkania sylwetki z kruszącą się w drzazgi framugą. Kobieca sylwetka w niemałym pośpiechu minęła kilka zakrętów, kierując swe kroki w labirynt garderób, rekwizytorni i pokojów niegdyś przeznaczonych dla panien, trudniących się przerabianiem końskich twarzy na niedoszłe symbole piękna, zwane kolokwialnie, charakteryzatorniami. Skręt w bok, przejście przez maleńkie drzwiczki na końcu korytarza i voila! Kobieta stała właśnie pod sceną, uprzednio z trudem wydostając się z aż nazbyt miniaturowej przenośni holu, na celu mającej najpewniej pomieszczenie karła, aniżeli istoty choć minimalnie odstających od dziecięcych gabarytów, nadmienić należy, przebywającą tą piekielną drogę w towarzystwie wcale nie lichych obcasów. Wyprostowała się i przeciągnęła spojrzeniem po monstrualnym gmachu... dawno już nie zawędrowała na obrzeża. Po prawdzie większość swych eskapad przez ostatnie miesiące ograniczała do kluczenia w obrębie samego centrum, w samym sercu miasta lokując wszystkie swoje mniej lub bardziej metaforyczne - akcje i to z nim wiążąc się w wątpliwie przyjemny, czysto interesowny związek. Obecny wypad zresztą, nie odstawał zbytnio od owej normy i miał odgórnie narzucony, precyzyjny cel.
Sylwetka owinięta popielatym płaszczem ruszyła bez chwili krępacji przed siebie, wymijając pierwsze rzędy karminowych, hojnie poobdzieranych już foteli i ulokowała swoje następne zamiary w istocie nieco wyszczerbionych, acz nadal solidnych schodów, podejmując się bezzwłocznej nań wspinaczki. Nie minęło kilka minut, nim Cecylia odnalazła się na jednym z górnych pięter, manewrując następnie krokami w lewo i w oddali lokalizując mocno przetarte drzwi jednej z ostałych tu lóż. Wspomnianą trasę znała doskonale i pomimo dłuższej już jej nieobecności w owym miejscu, w przeszłości mogła poszczycić się całkiem regularnymi wędrówkami w opustoszałe progi teatru. Z pewnych przyczyn ceniła sobie to miejsce, było spokojne i ciche, a możliwość konfrontacji z jakimkolwiek innym, dychającym bytem była wysoce nieprawdopodobna. Ponadto atmosfera tu goszcząca, służyła jej niebywale oczyszczająco. Istne katharsis dla ciała i ducha, przysługujące się niezmąconej kontemplacji. Drzwi ugięły się z łoskotem, obnażając zachowane w stanie niemal pierwotnym wnętrze. Dwa kolosalne, głębokie fotele przysunięte do krawędzi ogrodzonej trzema, grubymi ścianami loży wodziły na pokuszenie każdego wędrowca, zaś gotowa do użycia, ciężka kotara zdolna zapewnić była dalece skuteczną intymność, dawnym osobistościom owej pozornej komnaty. Czym prędzej przysiadła na jednym z mocarnych mebli, parę uprzednio zsuniętych rękawiczek umieszczając na podpórce pobliskiego balkonu, podobnie czyniąc również z lśniącymi w półmroku, zaciemnionymi okularami. Rozchyliła płaszcz i wysunęła z niego dość obszerną teczkę z najnowszym raportem, natychmiast umieszczając go na wątłych kolanach i przeglądając jego zawartość już kolejny raz z kolei, wyraźnie oczekując na coś lub prędzej - kogoś. Nagą dłonią poprawiła niemal perłowych pasm... kto by pomyślał, że niegdyś swoją barwą zawstydzały każdy z promyków słońca.

Loki - 6 Grudzień 2011, 21:17

Demon nie miał najlepszego nastroju. Nawet wcześniejszy spacer po Herbacianej Łące i kilka okrążeń po żelkowej plaży nad Czekoladowym Jeziorem, nie poprawiły jego stanu. Był zły, mimo iż w Krainie zahaczył też o jedną z licznych lokalizacji, zaliczanych do jego kryjówek, choć większość z tych miejsc niczym nie przypominała Bat-jaskini, czy tym podobnych lokacji, znanych skądinąd z współczesnej pop-kultury. Wizyta w jednym z tych miejsc była nieunikniona, albowiem pod wpływem ataku ze strony własnego, spaczonego poczucia humoru, wybył z rezydencji ubrany jak nie przymierzając nastolatek i choć dzibakową teorią mógł chwalić się przed Faustem, Giselle, czy choćby Verną, to na pewno nie przy jednym ze swoich podwładnych. Nie wspominając o tym, że dziewczyna z którą miał widzieć się teraz z całą pewnością przodowała na liście jego skutecznych pracowników. Suit up! Powtarzał sobie wiążąc szmaragdowy krawat na szyi. Zapiął kamizelkę i przywdział czarną marynarkę, a całość prezentowała się znów nad wyraz elegancko. Teraz więc, odziany już tradycyjnie w garnitur od swojego ulubionego i zaufanego krawca, za który zapłacił zdecydowanie więcej niż jakikolwiek rozsądny mężczyzna mógł wydać na ubranie, spacerował ulicami ludzkiego miasta, a materiał bielącego się na oku opatrunku drażnił go niepomiernie. Jednak nie chciał ryzykować nadmiernie ciekawskich spojrzeń rzeszy przechodniów. Poprawił szal, owinięty wokół szyi i sącząc rozkosznie dym poprzez filtr papierosa maszerował z dłońmi umieszczonymi w kieszeniach. Mina zaś jego nie prorokowała niczego dobrego. Nie lubił, gdy coś wymykało mu się spod kontroli, a z kilku powodów miał powód, by czuć, że dzisiejszy dzień był usłany tym uczuciem, które zamiast być deptanym przez niego, spacerowało po nim, kalecząc każdą część jego ciała obcasami. Bo z Adrien sprawy miały potoczyć się zupełnie inaczej... Podobnie z Faustem, ale oliwy do ognia z wielkim rozmachem dolewał ktoś, kto miał czelność skasować dwóch jego szpiegów.
Miejsce spotkania zaproponowała Cecille, ale on nie oponował. Stary, opuszczony budynek teatru wydawał się odpowiednim miejscem. Skręcił w jedną z uliczek, gdzie narzucił na siebie iluzję, przemieniając swą postać w niską, dość krępą sylwetkę bezdomnego, któremu efektownie capiło z buzi i brody. Pchając nieistniejący wózek ze złomem nie zwracał niczyjej uwagi, a wkroczenie takiej postaci do wnętrza walącego się budynku również nie szokowało nikogo. Można wręcz powiedzieć, że spotkało się ze społeczną akceptacją. To było miejsce dla takiego właśnie menela, a nie dżentelmena w drogim garniturze i ciemnym płaszczu, którym to stał się z chwilą przekroczenia progu budynku. Powiódł wzrokiem po ścianach i suficie. Kondycja tej konstrukcji pozostawiała wiele do życzenia i miał wielką nadzieję, że właśnie nie wkroczył do mało wyszukanego grobowca. W jednej z loży, dostrzegł bielące się niemalże pukle oraz delikatną postać dziewczyny. Uśmiechnął się pod nosem. Nałożył na siebie efekt niewidzialności, co było oczywiście najzwyklejszym optycznym złudzeniem, sztuczką magiczką, mirażem, ale spełniało swoją rolę. Bez wątpienia, Cecille nie mogła w tej chwili dostrzec swojego przełożonego, który też zakradł się na piętro niemal bezszelestnie, wszelkie dźwięki również tłumiąc przy pomocy iluzji właśnie, bo przecież na tak spróchniałej niemożliwym było stawianie kroków bez wywoływania cichych skrzypnięć, jeśli nie było się wcześniej w podobnej sztuce szkolonym. Tak, czy inaczej, mężczyzna wyłonił się spod osłony iluzji dopiero gdy znalazł się tuż za panną. Papieros. Zapomniał o papierosie. Więc pewnie wcześniej poczuła jego zapach. Szlag by to trafił, no trudno.
-Wszystko gotowe?-spytał chcąc oprzeć się o jedną z kolumn, ale szybko zrezygnował z podobnego pomysłu. Nie zamierzał runąć na ziemię, a zaufaniem niczego w tym przybytku nie darzył.

Cecille - 6 Grudzień 2011, 22:21

Powiększone od lichych promieni światła, dostarczanych zaledwie przez wątłe pasma wyrw w ścianach, suficie, czy nawet podłodze, z uporem zmuszane zostały do wyostrzenia swego pola manewru, analizując kolejne zdania przygotowanego przez pannicę raportu. Warto nadmienić, że w swych obowiązkach była zasadnicza i bezkompromisowa, a persona mogąca cieszyć się jej obecną lojalnością, otrzymywała regularne sprawozdania z nastrojów panujących nie tylko w ludzkim świecie, ale i tendencjach panoszących się w innych krainach, pomimo jej chwilowej nieobecności, spowodowanej niczym innym, jak zaciętą akcją socjalizacyjną i poczynaniami wszelakiej natury, na celu mającym jedynie bezbłędne i niepodważalne wtopienie się w szarą masę ludzką. Powracając jednak do aktualnego raportu, prócz szczegółowych informacji dotyczących morderstwa wiadomej im persony i wszelakich detali związanych z oględzinami miejsca zbrodni, streszczone kompendium wiedzy najnowszej zawierało także wiadomości o niedoszłym poruszeniu wśród panoszącej się rebelii, pragnącej wznowienia walki, a także o nielicznych ruchach podobnej natury w świecie ludzi, które mimo to, nie stanowiły jak na razie żadnego zagrożenia. Druga część skróconego podręcznika zawierała informacje dotyczące stricte gatunku homo sapiens i zawierała wzmianki o obecnych skandalach w państwie, licznych defraudacjach i nierzadkich, seksualnych aferach z udziałem samej elity oraz co ważniejsze o tym, na kogo wśród władzy mogą mieć lub też mają już odpowiedniego haka. Napomknęła w spisie też o nowych informatorach, z którymi udało jej się nawiązać współpracę i o innych, mniej istotnych sprawach. Przejrzała wszystko raz jeszcze, prędzej wypełniając sobie ową przezornością czas, aniżeli faktycznie rzeczowo podchodząc do wszelkich prawidłowości, przygotowana w każdym calu na rychłe nadejście jej niedoszłego pracodawcy.
Starania Lokiego w kierunku unikania jakiejkolwiek zbędnej uwagi otoczenia były dalece logiczne i równie racjonalne. Powiązanie ich osób w dowolny sposób mogło zrodzić niepotrzebne podejrzenia, dlatego winni byli unikać nawet cienia takowych domniemań nadzwyczaj sumiennie. Warto dodać, że i ona nie była w tej kwestii lekkomyślna, wykorzystując w tymże celu absolutnie nieocenioną maskę, która pozwalała na dowolną manipulację swoim wyglądem w odstępach nawet i kilku przecznic. Dostrzeżona cyganka w jednym ze snujących się po ulicach tramwai była doskonałym pierwowzorem dla jej przeszłej kreacji, która pozwoliła kobiecie na niemal bezstresowy spacer po jednej z biedniejszych dzielnic owej mieściny, a co istotniejsze, na bezkolizyjne wobec uwagi innych, wkroczenie do przesadnie pozornej, teatralnej ruiny. Porzucając jednak kwestię niezaprzeczalnej ostrożności i unikania jakichkolwiek powinowactw tychże dwóch person, których obecność zaszczycała obecnie tutejsze niezbyt prezentacyjne progi, należałoby zwrócić uwagę na losy kolejne, a co za tym idzie, już nie przypuszczalne, a całkiem realne zjawienie się demona na miejscu ich uroczego rendez vous.
O ile Loki nie rozpostarł swojej iluzji wcześniej lub na krąg przekraczający zgraję podpitych kloszardów, mogła dosłyszeć choćby początkowy etap przedzierania się mężczyzny przez zawalone dechami korytarze, czy usiane gruzem, a nawet i szkłem rozbitych przez bezdomnych butelek w innych partiach gmachu. Sednem i niejakim kruczkiem całej sprawy było jednak to, jak daleko wykraczały zdolności parapsychiczne ów demonicznego jegomościa i jaką w istocie miały siłę, skoro zdolne były do przełamania mentalnej blokady skrywanej pod platynowym obecnie, rozkosznym czerepem. Pomijając jednak dotychczasowe niejasne argumenty twierdzące o wcześniejszym zdemaskowaniu intruza, zapalnikiem do takowego stwierdzenia było nic innego, jak nowy, smolisty zapach, który zdawał się zaledwie chwilę temu być uchwyconym w karby wrażliwych nozdrzy.
- Witaj, Loki.
Mruknęła leniwie i niejako od niechcenia, zamykając w jednej chwili teczkę i lokując splecione już ze sobą, szczupłe palce na przesłoniętych raportem, równie nieokazałych kolanach. Odchyliła się dopiero po chwili, uprzedzając tym samym jakiekolwiek zadane przez niego pytania, a w finalnej odpowiedzi na rzeczowe słowa jej patrona, chwytając w dłoń teczkę i unosząc ją ku górze, wprost przed nos wspomnianego już mężczyzny.
- Oto najnowszy raport, zawarłam w nim aktualne wydarzenia ze Świata Ludzi oraz krain istot magicznych, dodałam również szczegółowe informacje dotyczące ostatnich morderstw i wzmianki o innych wydarzeniach, godnych Twej uwagi.
Odarła śpiewająco, udzielając w ten sposób niejakiej odpowiedzi na zadane przez niego, co tu dużo mówić, retoryczne pytanie. Czy kiedykolwiek go zawiodła? Samo posądzanie o takowe tendencje uwłaczało jej profesjonalizmowi i z pewnością mogłoby wpłynąć nieprzychylnie na obierany dotychczas przez nią wizerunek, swojego pracodawcy.

Loki - 6 Grudzień 2011, 23:44

Loki nie miał żadnych wątpliwości co do wnikliwej analizy, na którą mógł liczyć ze strony Cecille. Szanował ją przede wszystkim, że gdy czytał jej raporty, był zawsze wystawiony na długą listę suchych faktów z ewentualnymi odniesieniami następujących wydarzeń do siatki w której funkcjonowała, ale bez personalnych refleksji. To był prawdopodobnie jeden z trudniejszych elementów szpiegowskiej pracy. Nie jest łatwo obserwować wydarzenia, które w jakiś sposób na Ciebie wpływają, a relacjonować je zupełnie bezstronnie, pozbawiając je wszelkiego emocjonalnego zabarwienia. Pozornie podobnie postępują reporterzy, ale obiektywizm ich raportów zwykle był względny. Bo przecież przedstawiali je tak jak chcieli by były widziane, zwykle dodając jakiś własny komentarz. Rzecz jasna, Loki radził sobie z odszyfrowywaniem bełkotu swoich ludzi, ale doceniał fakt, że w przypadku blondynki nie musiał sobie tym zawracać głowy. W dodatku starała się niczego nie pomijać, co też było niewątpliwą zaletą, bo doprawdy nie znosił, gdy coś do niego nie trafiało bo jakiś szpieg uznał to za 'nieistotne'. Jakby im trzeba było na czole wyryć, że tylko Lokiemu przypadał przywilej decydowania, czy coś jest istotne, czy mniej. Nieważne.
Wiadomym było, że blokady umysłu skutecznie blokują jedynie penetrację myśli (choć też nie we wszystkich przypadkach, bo Giselle była przecież zdolna do przełamania takowej), ale by obronić się przed iluzją, trzeba było mieć świadomość, że jest się takowej poddawanym. Wtedy zaś też, nie był to efekt trwający wiecznie. Niemniej jednak, Loki znajdywał blokady umysłów jako irytujące... Choć stosunek do nich miał ambiwalentny, bo przecież nie chciał by byle telepata grzebał w głowach jego szpiegów jednak sam, czuł się wybitnie niekomfortowo, jako pozbawiony wglądu w czyjeś myśli. Zwłaszcza, gdy postrzegał tę osobę jako trudną do rozgryzienia i czasami z czystej ciekawości chciał zajrzeć jej do głowy. Tak było w przypadku Cecille, zwykle enigmatycznej i bardzo powściągliwej w gestach dziewczyny, o doprawdy fascynującej urodzie. Starał się jednak nie zdradzać z własnym zainteresowaniem jej osobą i szło mu to naprawdę bardzo sprawnie. Jak udawanie w ogóle bo przecież osiągnął w tej kategorii prawdziwe mistrzostwo i przejrzenie takiej szarady nie było łatwym zadaniem.
Twarz mężczyzny wykrzywił specyficzny grymas, gdy dziewczyna przywitała go z takim dystansem i chłodem. Było to coś na pograniczu uśmiechu i przedagonalnego skurczu, co dawało iście groteskowy efekt, ale równie szybko zniknęło z jego twarzy, zastąpione wyrazem obojętności. Spojrzał na teczkę, którą wymachiwała mu przed nosem. Jak zostało wcześniej wspomniane, nie wątpił w jej zdolności i pytanie to faktycznie stanowiło stwierdzenie retoryczne, niemniej jednak wolał, gdy jego pracownicy nie czuli się zbyt pewnie toteż jej ton naznaczony wyraźnie dumą z własnych dokonań skomentował zmarszczeniem dwóch czarnych łuków brwi.
-Zobaczymy-powiedział przechwytując teczkę i wsuwając ją pod połacie płaszcza. Następnie przesunął wzrokiem po jej smukłej sylwetce. Całe szczęście, że wcześniej miał okazję przerwać dwumiesięczny celibat z Adrien, bo w przeciwnym razie z całą pewnością miałby problem z pohamowaniem sprośnych myśli, typowych dla jego płci, na które nic zupełnie nie mógł poradzić. Prychnął, gdy skupił spojrzenie zielonej tęczówki na upstrzonej platyną głowie.
-Popuściłaś wodzę fantazji...-zauważył, po czym wzruszył lekko ramionami najwyraźniej uznając, że to koniec tematu jej fryzury. Mogła się nosić nawet z morską zielenią na puklach zgolonych w irokeza tak długo jak długo przynosiła mu równie obszerne i szczegółowe, dobrze napisane i skrojone raporty.
-No, ale abstrahując od Twojego nowego image'u, który pochwalam nota bene, średniowieczne kreacje, jakkolwiek efektowne niespecjalnie sprawdzają się w naszym środowisku... Doprawdy nie pojmuję jak wytrzymywałaś w gorsecikach i krynolinach... Chociaż, chyba nie musiałaś zaciągać jakoś bardzo ciasno, co?-spytał zerkając przelotnie na talię dziewczyny. Smukłą i ładnie zaokrągloną w okolicach bioder-Tak czy inaczej, nie chcę byś odebrała to jako obelgę, nie mam wątpliwości co do Twoich zdolności i ostrożności, ale jednak apeluję o szczególną uwagę.-zaczynając ten temat mina wyraźnie mu spoważniała, przybrała surowego wyrazu, a oko skupione było na jakimś martwym punkcie ulokowanym w podłodze. Czerwona końcówka papierosa skrzyła się wyraziście, gdy mężczyzna zaciągał się dymem.
-Ta sprawa bardzo mi się nie podoba-zakomunikował odwracając się plecami do niej, by ogarnąć spojrzeniem przestrzeń rozpościerającą się pod nim. Opustoszała sala, wypełniona jedynie starymi afiszami, porozdzieranymi pazurami czasu fotelami. Scena ograbiona z rozgrywanych na jej deskach spektakli przypominała teraz raczej widmo dawnego, tętniącego wokół artyzmu. Westchnął cicho.
-Jest za wcześnie, żeby podejrzewać celowość, ale nie jest to opcja, którą można wykluczyć, a mówiąc szczerze, mam przeczucia, że te morderstwa to nie przypadek... Ktoś próbuje nas rozgryźć i rozbić i to niespecjalnie mi się podoba.-dopiero teraz zwrócił się z powrotem-Nie wiem jeszcze kto to może być, na razie pierwsi ma afiszu są Anarchs, dlatego chcę, żebyś wybadała sprawę. Dowiedz się, czy zaangażowali kogoś na tyle zdolnego by mógł demaskować naszych szpiegów. Jeśli to nie oni, trzeba będzie szukać dalej. Zacząłbym od ich przywódcy, dość łatwo nim manipulować, choć niełatwo się do niego obecnie dostać. Liczę jednak, że znajdziesz jakiś sposób-to powiedziawszy wyrzucił niedopałek na ziemię i zdeptał go bezlitośnie. Teraz dopiero skupił jadowicie zielone ślepię na postaci dziewczyny. Bandaż go irytował.

Cecille - 7 Grudzień 2011, 00:58

Emocjonalne zabarwienie, o jakie toczyła się dysputa wyłącznie w głowie stojącego za Cecylią jegomościa, było kwestią nad wyraz sporną, przynajmniej w mniemaniu pannicy i o ile maskowanie jego przejawów wcale nie należało do starań choćby utrudnionych, w obecnym czasie zachowanie stanu absolutnej obiektywności było dla niej niemal osobistym priorytetem. W wyborze informacji istotnych, tudzież nie, nie wybrzydzała, pozostawiając ową funkcję personie nadrzędnej. Oczywiście, nie raz korciło ją, aby nadmienić coś jeszcze, wtrącić kilka uwag i wyrazić własną opinię na temat tego, czy innego agenta, którym zresztą nie szczędziła nagan, ale i nie pochwał. Nie, bynajmniej uważała się w owym czasie za najskuteczniejszą, tudzież w jakikolwiek sposób wyróżnianą spośród całej gamy najróżniejszych szpicli, na jakich tylko Loki mógł sobie pozwolić. Prędzej wolała skupić się na powierzonym zadaniu, oddając się mu całkowicie i mieć niepodważalną pewność, że wszelkie podjęte przez nią sprawy zostaną doprowadzone do końca i nader wszystko, przyniosą oczekiwane profity dla jej pracodawcy. Owszem, nie grzeszyła rozbujaną emocjonalnością, choć owa oszczędność w okazywaniu choćby przejawów takowych, powiązana była trwale z narzuconym, prędzej sobie samej, zadaniu. I choć uwierzenie w podobną tezę graniczyłoby z cudem, żywot jaki wiodła od jakiegoś już czasu porównywalny był niemal do wakacji! Odpoczynku od problemów nieco bardziej realnych, od wszystkich mostów, które tak sukcesywnie za sobą paliła, żegnając się z jej rodzimą krainą. Zasadniczo, uważała, że mogłaby spędzić resztę żywota w świecie istot pustych, niemal marionetek własnych słabości i ambicji, za jakich uważała ludzi. Choć po prawdzie, czy i oni nie mieli podobnych słabostek? Nawet jeżeli, przyznanie racji podobnej tezie było nie tyle herezją, ile odbieranym powszechnie, przednim dowcipem. Przepaść nie do przebycia i walka, z której zwycięsko wyjdą jedynie jednostki manewrujące pomiędzy obiema stronami... przewrotność losu rozbawiła ją na tyle, aby chwilowo wyrwać dziewczę z przyziemnej skorupy. Niestety, stan ten trwał zaledwie ułamek chwili, powalając jej filozoficzne, myślowe zapędy na łopatki.
Popęd ku wszechwiedzy Lokiego, przyrównać można było do zapędów dziecka, które we wczesnych latach życia chłonęło łapczywie każdą z informacji, bez jakiejkolwiek klasyfikacji, uznając każdą za niewątpliwie cenną i przydatną, pałaszując zachłannie każdy strzęp i choćby urywek dotąd niezrozumiałego wywodu rodziców. Cała sytuacja miała się w stosunku do jej bezsprzecznie intratnej mocy, w sposób bardzo egoistyczny. Cecylia dziękowała w myślach za choć pozorną cząstkę prywatności, względem której nieliczni odnosili podobne profity, mogąc choć w drobnej cząstce cieszyć się niejaką intymnością, o paradoksie, własnych myśli! Kąciki morelowych warg sprecyzowały dotąd niewyraźny grymas w uroczy łuk, uwydatniając przy tym już i tak mocno zarysowaną ozdobę, w postaci wdzięcznego łuku kupidyna. Co do powierzchowności zaś... wspominała kiedykolwiek, że i Loki w personie własnej, zaliczany był w jej mniemaniu do istot nie tyle atrakcyjnych, choć i owej cechy z pewnością nie można było mu odmówić, ile kuszących i to pod względem różnym, z wyraźnym naciskiem na elokwencję bijącą ze sztuki konwersacji i powiązanego z nią, zbaczania istot prawych ze ścieżek dobra i kierowanie ich jedynie w sobie znanym, diabelskim kierunku. W owej dziedzinie nie miał sobie równych i w większej mierze właśnie owa przewrotna umiejętność, stanowiła największy ze stymulantów skrytej pod kopułą alabastrowych pasm jaźni.
Na wzmiankę świadczącą o poddaniu w wątpliwość trafności jej raportu uśmiechnęła się jedynie szerzej, podpierając drobny podbródek na zaciśniętej dłoni i penetrując wzrokiem wybladłych już tęczówek odległe piętra spoglądających z naprzeciwka lóż.
- Nie inaczej, Loki, choć w tamtych czasach, nie musiałam robić tego sama. Służba miała przy mnie aż nazbyt wiele do roboty, nie mniej, darujmy sobie te sentymenty. Moje niedoszłe życie nie ma obecne żadnego wpływu, więc nieszczęsne krynoliny, gorsety i pantalony puśćmy w niepamięć.
Wyjaśniła na prędce, z trudem znosząc chociażby wzmiankę o faktach dokonanych i o zgrozo, życiu, które niegdyś przyszło jej prowadzić w typowo arystokratyczny sposób, a które w czasie teraźniejszym, stanowiło nie tyle chlubę ile nieprzyjemny i niemile wspominany relikt przeszłości, o którym po stokroć wolałaby zapomnieć, aniżeli znosić tak rażące wypominanie jej, "błędów" młodości.
- Podejrzewasz... spisek?
I ona momentalnie przybrała odmienną postawę, pasma porównywalnie płowych brwi unosząc ku górze i momentalnie przekręcając blond główkę w stronę mężczyzny, spoglądając na niego wzrokiem nadzwyczaj czujnym i nie mniej zagrożonym. Owszem, morderstwo na jednej z informatorek natychmiast uznała za co najmniej podejrzane i godne wnikliwszej oceny, jednakowoż przedstawiany przez niego obrót spraw wydawał się mało prawdopodobny, choć sposób przedstawienia przez niego całej sytuacji, jak i zresztą wyraźnie zafrasowanie samego 'przywódcy' stanowiła wcale nie błahą iskrę zapalną, ku podobnym odczuciom i u niej samej. Wodziła za nim uważnym wzrokiem, uwagę zwracając na każdy detal, który chociażby ośmieliłby się zmienić w jego obecnej aparycji, rejestrując wszelkie szczegóły, choć może prędzej je zapamiętując... kto wie.
- Rebelianci? Nie uważasz, że wykrycie przez nich któregokolwiek z informatorów jest mało, ile nie w ogóle, prawdopodobne? Chyba, że nie zdają sobie sprawy co tak naprawdę wywołują lub... ktoś im pomaga.
Poczęła rozważać każdą z możliwości, analizując nie tylko informacje zamieszczone w jej raporcie, ile wydarzenia ubiegłych tygodni, a nawet miesięcy, starając się wyłuskać powód tak nagłego i pozbawionego planu działania.
- Zajmę się tym, jak sobie życzysz.
Potwierdziła w sposób, w który potwierdza się jawne i spójne komendy, lakonicznie, choć na tyle pewnie, aby utwierdzić przełożonego w nieomylności i niewątpliwemu rozstrzygnięciu całej sprawy, a co najważniejsze, w dodaniu mu poczucia ulgi, przynajmniej wobec jednej z kwestii. Owszem, wolała, aby zachował nader wszystko trzeźwość umysłu i ku osiągnięciu owego celu, powzięła na siebie zajęcie się Viperem. Kątem oka dostrzegła niedopałek papierosa i w końcu odetchnęła, nadal nieprzyzwyczajona do ogromu zanieczyszczenia i odoru konsumpcjonizmu ludzi, a przede wszystkim do tego typu, wymyślonych przezeń używek. Spojrzała na jedyne obnażone ślepie mężczyzny, lokując jedną ze smukłych nóg na drugiej, wykrzywiając ciało w nieco swobodniejszej pozie.
- Masz dla mnie jeszcze jakieś zadania?
Zapytała całkowicie informacyjnie, wszak wolała wiedzieć, czy ma się zająć czymś innym, aniżeli poradzeniem sobie z niesfornym rudzielcem. Owszem, informacje, jakkolwiek podstawowe posiadała. Nie należała do szpicli, którzy zwykli być bierni, oj nie, a że sytuacja wymagała zdwojonego działania i wiązała się z przypuszczalną eliminacją części ich kadry, cóż... ostrożność, ostrożnością, jednak interesy same o siebie nie zadbają. Podręcznik młodego buisnesmena, rozdział o tym, jak nakopać innym, aby samemu uzyskać profity.

Loki - 7 Grudzień 2011, 07:26

Łatwo jest sobie wyobrazić, że osoba obdarzona inteligencją i sprawnością umysłową na tyle dobrze rozwiniętą, by zdolna była niczym kameleon przemykać ulicami zbierając cenne wiadomości na skalę niemal kolekcjonerską, będzie chciała dorzucić od siebie jakiś komentarz do tego co zobaczyła. To dość logiczne. Ludzie bystrzy, a raczej tacy, którzy mieli się za mądrych, zwykle chcieli ciągle tylko udowadniać innym własną błyskotliwość, a kąsanie się w język wcale nie było tak łatwym zadaniem, zwłaszcza, gdy nie było się zmuszonym do bezpośredniej konfrontacji z konsekwencjami jeśli się tego nie uczyniło. Bo przecież Amadeusz, wbrew wszelkiej surowości, nie wyzywał nikogo za umieszczenie w raporcie właśnie jakiegoś swojego komentarza. Szkoda mu było na to energii, czasu i morale pracowników, o które dbać trzeba, zwłaszcza w zawodzie, w którym nie jeden może odczuć pokusę zdrady. Trzeba więc by się bali, ale i sami z siebie chcieli pracować właśnie dla niego, a przecież sam wizerunek nie każdemu wystarczał. Dlatego też Loki, podsumowując już ten temat, lubił bezstronne raporty Cecille i szanował jej zdolność do powściągliwości języka. Zdaje się, że to cecha przypisana wręcz do roli damy, którą bez wątpienia pełniła i jego skromnym zdaniem, nie potrzebowała krynolinowego klosza wokół talii, by to światu dowodzić.
Nie można powiedzieć. że mężczyzna podchodził bezkrytycznie do zdobywanej wiedzy. Porównanie go do dziecka, nie było więc najlepsze. Bo potrafił wiedzę selekcjonować. Musiał posiadać taką zdolność zwłaszcza w dobie takiej manipulacji informacjami. Ufność wobec czegokolwiek powiedzianego była równoznaczna z naiwnością, każdy skrawek wiedzy trzeba przecież kilkakrotnie potwierdzić, dokonując tym sposobem odsiewu plotki, wyolbrzymienia i tego charakterystycznego zabarwienia emocjonalnego wynikającego ze stosunku danej osoby do faktu, od faktu właśnie. Można chyba powiedzieć, że taka rzetelna selekcja stanowiła 90% sukcesu w branży i to z nią właśnie, większość młodocianych informatorów, aspirujących na jego stanowisko, miała poważny problem. W przypadku Cecille zaś, można zdaje się powiedzieć, że jego nieodparta chęć zajrzenia jej do głowy nie wynikała wcale z potrzeby wszechwiedzy. Raczej z fascynacji połączonej z przyzwyczajeniem. Loki przywykł, że relatywnie mało osób posiada zdolność blokowania jego telepatycznych zdolności, co też czyniło je umiarkowanie interesującymi. Gdyby miał co do nich jakieś wątpliwości, mógł po prostu sprawdzić co się dzieje pod kopułą, w sferze pozbawionej kłamstw i tajemnic. Sam zapewne nie zdzierżyłby cudzej wizyty w labiryncie sekretów i gdyby ktokolwiek zechciał podjąć próbę czytania mu w myślach, prawdopodobnie skończyłby jako mokra plama. Wracając jednak do głównego wątku, Cecille sama w sobie była jednostką intrygującą, a świadomość że przełamywała stereotyp, blokując mu dostęp do własnych przemyśleń, sprawiała, że owo wrażenie się pogłębiało. Bo to tak jakby mieć słuch absolutny i nagle znaleźć się w nieprzerwanej i niezmąconej niczym ciszy. Wrażenie takie było bez wątpienia przerażające, ale i pociągające w swej tajemniczości. Cisza była bowiem zarówno przerażająca, jak i piękna i nęcąca... Bo tylko w ciszy można tak naprawdę słyszeć.
-Polemizowałbym z tobą o kwestiach relacji między przeszłością, a teraźniejszością w stosunku do formowania osobowości jednostki i tym podobnych rzeczach, ale szkoda mi na to cennego czasu. Powiedzmy więc po prostu 'dobrze' stawiając tym samym znak krzyża nad twoją przeszłością i skupmy się na tym co dopiero ma się wydarzyć i to w najbliższym czasie-powiedział spokojnie, choć nie mógł czuć się bardziej przeciwny wypowiedzianej przez nią kwestii. Jeśli człowieka kształtowało cokolwiek ponad genetykę, to była to właśnie historia jego życia. Podejrzewał nawet, że gdyby nie wcześniejsze, dość bolesne wydarzenia w życiu dziewczęcia, nie byłoby jej tu teraz. Tak samo jak Viper nie prowadziłby rebelii, gdyby nie miał kiedyś okazji nauczyć się sprawnie zabijać. Właśnie, musiał się pozbyć jednego jegomościa... Może uda mu się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu? Uśmiechnął się kątem ust, jednak szybko ten niemal optymistyczny, (a w rzeczywistości całkiem podły) grymas spełzł na dobre z jego twarzy zastąpiony powagą.
-Spisek... To takie głupkowate słowo, rodzi skojarzenia z paranoją. Tak, czy owak, skoro musisz to tak nazywać, to wiedz, że po prostu tej opcji nie wykluczam. Nic pewnego, ale dwa zabójstwa w tak bliskim czasie, oba na moich agentkach... Coś mi tu trąci zbyt dużym przypadkiem, żeby to po prostu zignorować.-stwierdził nie odrywając spojrzenia od podłużnego pęknięcia w desce, stanowiącej podłoże na balkoniku, na którym się oboje znajdowali.
-Cóż, na pewno możemy wykluczyć wszystkie pozostałe organizacje. Ani Czarna Róża, ani MORIA, ani Karciana Szajka nie mają z tym nic wspólnego i to wiem i mogę powiedzieć z całą pewnością. Niezależnie od tego, czy przywódcy tych ugrupowań darzą mnie sympatią, czy nie, raczej wątpię by chcieli ryzykować w obecnych czasach utratę dostępu do wiedzy, nawet jeśli mieliby w perspektywie zastąpienie jej kimś, podającym się za osobę o takich samych jak moje zdolnościach. Nie zmienia się konia w połowie wyścigu, zwłaszcza, gdy do tej pory nie zawiódł nas ani razu. Nawet jeśli nie wiemy, czy po fakcie nie odgryzie nam głowy.-mimowolnie lekko uśmiechnął się, gdy to porównanie zawisło w eterze. Głównie dlatego iż właśnie wyobraził sobie siebie odgryzającego głowę któremuś z wymienionych wyżej przywódców i było to zabawne w swojej groteskowości. Raczej Verna była w tej grupce ludożercą, on co najwyżej konsumował energię, pozostawiając ciało by gniło. Trudno powiedzieć, co gorsze. On z całą pewnością nikogo nie znieczulał, ofiary Modliszki, z tego co wiedział nie cierpiały raczej zbytnio z powodu fizycznych katuszy. Jego ofiary pewnie nie mogły się zdecydować, czy odczuwają bardziej przerażenie, czy rwący ból każdej części swojego ciała.
-W każdym razie, nie wiem, czy to rebelianci, ale warto ich sprawdzić. Jeśli nawet ktoś im pomaga, to na 90% jest to osoba z ambicją zastąpienia mnie, co oznacza, że trzeba go znaleźć tak, czy inaczej. Nie żebym się martwił o swoją pozycję, ktoś kto pozbywa się konkurencji w taki sposób jest niewątpliwie debilem.-to w całej tej sytuacji mierziło go najbardziej. Głupota jego oponenta była aż rażąca. Jak można tak po prostu zabijać komuś szpiegów, komuś takiemu jak on i liczyć na brak konsekwencji? Absurd! Siatki szpiegowskie eliminowały się w inny sposób, ale cóż, skoro wybrał taki to zamierzał z nim poprowadzić tę grę do końca. A może to ona? Mało prawdopodobne. Tak, czy inaczej to w zasadzie dość logiczne, by współpracował z Anarchs. Skoro Loki miał monopol na wszystkie inne organizacje, to jemu pozostawali rebelianci. Pytanie tylko skąd ta pewność, że śmierć tych dwóch agentów nie była przypadkiem? Cóż, to raczej nie pewność, a przeczucie. Mimo stosunkowo młodego wieku, Loki dostatecznie dużo widział by wykształcić w sobie coś na miarę przeczucia. Szósty zmysł, który czasem się sprawdzał, a czasem nie, ale doświadczenie nauczyło go, że nawet jeżeli miałby poświęcić kilka dni czasu w pogoni za nierealnym zagrożeniem, to warto to zrobić, bo konsekwencje ignorancji mogły być wielokrotnie bardziej szkodliwe. To się już chyba nazywa medycznie paranoją.
Jej obietnicy, czy jak by to określić, nie skomentował w żaden sposób. Wiedział, że się tym zajmie, bo przecież taką właśnie pełniła rolę. Uśmiechnął się raz jeszcze słysząc jej kolejne zapytanie.
-Skoro już pytasz...-zaczął rozprostowując ręce, do tej pory skrzyżowane na piersiach i wsuwając je do kieszeni. Wyraźne rozluźnienie postawy, wcześniej poruszony temat musiał być dla niego naprawdę niewygodny-Jestem ciekaw jak dobrze pójdzie Ci manipulowanie naszym szanownym rebeliantem naczelnym.-przyrównanie Vipera do małpy nie było wcale tak pozbawione sensu. Z tą swoją rudą czupryną i nadmiernie długimi kończynami, przypominał mu nawet trochę orangutana. Tak, czy owak. Mężczyzna sięgnął pod połacie płaszcza, skąd wyjął zwykłą, szarą tekturową teczkę, by następnie wręczyć ją dziewczynie.
-Masz go przekonać, że ten facet to walet trefl w Karcianej Szajce.-polecenie było krótkie i bardzo jednoznaczne. Ktokolwiek znajdował się w tej teczce, musiał Lokiemu poważnie zaleźć za skórę, bo informator rzadko uciekał się do zabijania, jako mało wyrafinowanej formy radzenia sobie z problemami. A zdradzenie rebeliantom czyjejś tożsamości i demaskując go jako członka którejkolwiek z organizacji było niemal równoznaczne z wyrokiem śmierci. Szczególnie, gdy ta osoba cieszyła się taką reputacją jak walet trefl, który to ponoć podpalił kiedyś cały segment budynków mieszkalnych. Piroman, z resztą, cała karciana szajka składała się z ludzi do pewnego stopnia obłąkanych.
Informator odwrócił się raz jeszcze przodem do estrady, mrużąc jedno ślepie. Zdawało mu się, że powiedział wszystko co było konieczne, ale dla pewności weryfikował jeszcze przebieg własnego potoku myśli z przebiegiem rozmowy. Cóż, jeśli coś mu się przypomni to po prostu jej powie. Bandaż doprowadzał go do obłędu. Zastanawiał się kiedy właściwie to stało się aż tak upierdliwe? W końcu zaklął pod nosem i zdarł z oka jasny materiał, by wsunąć go do kieszeni coś cicho pod nosem pomrukując. Następnie przyszła mu do głowy jeszcze jedna kwestia, którą z Cecille chciał, a raczej, mógł poruszyć, a uważał ją za doprawdy nie cierpiącą zwłoki.
-A tak.. Trochę zmieniając temat-zapowiedział zmianę w kierunku toku ich rozmowy, co mogło oznaczać, że będzie to zmiana dość drastyczna-Mam do Ciebie pytanie jako kobiety-to zaczynało się robić dziwne-Załóżmy hipotetycznie, że jest facet, który ma służącą. To dość normalne prawda? Wielu zamożnych ludzi miewa służki... No więc, powiedzmy teoretycznie, że w związku ze zdecydowanie zbyt długą wstrzemięźliwością seksualną obu stron, doszło do intymnej relacji. I teraz, mężczyzna starał się być możliwie niedelikatny i sugestywny, by nie mieć problemów z emocjonalnym, niemal nastoletnim dziewczęciem. Po fakcie kazał jej nawet uprać pościel, ale ta dziewczyna zamiast obrazić się i wyjść, zaproponowała mu wspólne spędzenie świąt... Pytanie do ciebie. Czy to jest normalne i jak właściwie spławić takie dziewczę, nie tracąc przy tym służby? Nie, żeby się jakoś wybitnie dobrze w tej roli sprawdzała, ale umówmy się po prostu, że szukanie znowu kogoś, kto względnie nie ma niczego za uszami jest dla mężczyzny kłopotliwe. Co powinien zrobić?-niej więcej w połowie tego wywodu opadł na jeden z foteli uznając, że dalsze sterczenie jest co najmniej niewygodne. Oparł nogi o balustradę i z tej wyciągniętej pozycji obserwował blondynkę. Może ona mu poradzi co powinien zrobić z Adrien i jej obsesyjną miłością?

Cecille - 7 Grudzień 2011, 21:02

Poszerzone źrenice śledziły skąpe ruchy obecnego mówcy, wprawiając dotąd zastygłe, grynszpanowe tęczówki w uroczo wirujący ruch, bezsprzecznie potwierdzający tym samym faktyczne życie bijące w tej pozornej, kobiecej skorupie. Każdy gest, spojrzenie czy gestykulacja, nawet najbardziej niewinna, dłońmi, miały mieć swój konkretny i poniekąd utarty w ich kręgach cel. Sposób w jaki poddała się całkowicie ludzkiemu, dalekiemu od arystokratycznych kanonów choćby cienia poprawności, zachowaniu, poddając uprzednio jedną z nóg ciężarowi drugiej i zakładając je na siebie niczym najbardziej tradycyjny z przekładańców, skrywało mniej lub bardziej świadomą przyczynę. I czy było nią wybadanie faktycznego nastroju rozmówcy, czy w jakikolwiek sposób wpłynięcie na ową jednostkę, z którą przyszło jej się zetknąć, warto było zauważyć, że absolutnie nic mającego miejsce przy jej obecności nie było pozostawione przypadkowi. Szczęśliwie lub też nie, z ową przykrą dolegliwością blondwłosej panny, musiał się zmierzyć także i jej pracodawca, czy tego chciał, czy też nie. Romantyzm owej służby wydawał się zatem być nieunikniony.
Powracając jednak do wątków mniej odległych, nadmienić nader wszystko należało, że Cecylia nie uważała Lokiego za osobnika szczędzącego sobie w którymkolwiek temacie gruntownej i nierzadko okrutnej krytyki. Porównanie go do dziecka samo w sobie stanowiło paradoksalną herezję, a celem jej inicjatorki było prędzej przywołanie charakterystycznego i ulotnego uczucia młodocianego zdobywcy, wybitnego kolekcjonera informacji mniej lub bardziej istotnych, a dosadnie - o wątłe poczucie niejakiej władzy, wynikającej z niczego innego, jak świadomości o wiedzy dalece wykraczającej ramy pozostałych szaraczków. Odwołując się zaś do jego nieprzychylnej umiejętności, której, co tu dużo ukrywać, obawiała się najbardziej, a owe uczucie wynikała wyłącznie z poczucia przestrachu wobec samej nawet perspektywy przejrzenia jej intencji i domniemań na wylot. Wówczas nie pozostawałoby jej nic, czym mogłaby choć w odrobienie go zaskoczyć, tudzież zaimponować i w pewnym, metafizycznym sensie byłaby absolutnie naga lub w gorszym wypadku, stawiana wyłącznie przed faktami dokonanymi, na których wpływu lub choćby kontry mieć nie mogła. Stąd też wcale nie skromny afisz z własnym samozadowoleniem, choć z tej drobnej, acz jakże istotnej umiejętności, która nawiasem dla osobnika trudniącego się niczym innym, jak szpiegostwem, nie mogła stanowić lepszego atutu.
- Doskonale.
Odpowiedziała w sposób najbardziej oszczędny, na jaki tylko mogła sobie pozwolić. Nie miała najmniejszej ochoty na wszczęcie dysputy akurat w tym temacie, uważając poruszanie spraw prywatnych, a na dodatek w choć najdrobniejszy sposób koligujących z czasem przeszłym, za co najmniej nieadekwatne. W myśl tej idei, nie chciała również wypowiedzieć się, iż podziela owy, niemal suchy fakt i że nijak nie może mu zaprzeczyć. Wolała trwać w postawie przeciwnej i zmylić go w stosunku do własnych przekonań, aniżeli przyznać się, jak potoczył się jej przeszły los. Oczywiście, wiedziała doskonale, że pokrótce jej życiorys został przeanalizowany przez osobnika stojącego zaledwie metr od niej, jednakowoż wdawanie się w jakiekolwiek szczegóły, tłumaczenie takich, a nie innych zachowań i co najgorsze, samo wspominanie jednostek jej niemiłych, tudzież odpychających, stanowiła martwy punkt w pofałdowanym organie, jaki skrywała czaszka i było tematem tabu w każdym z możliwych znaczeń. Odetchnąwszy więc i poprawiwszy perliste pasma, poddanych chemicznemu działaniu włosów na modę rzecz jasna - ludzką, oparła drobniutkie łokcie o poboczne podłokietniki, splatając smukłe palce wyimaginowanej pianistki w luźny i machinalny sposób.
- Coś takiego jak przypadek nie istnieje... co do możliwości zaś, ufam, że Twoje intuicja i tym razem nie zawiedzie, jednak, czy aby dobrym rozwiązaniem jest wstępne odrzucenie innych organizacji? Trudno się nie zgodzić, że przywódcy cenią sobie dostęp do informacji, których im udzielamy, jednak nie możemy być pewni czy żaden z pomniejszych członków nie prowadzi sobie w ten sposób swojej prywatnej wendetty.
Na wzmiankę o przypuszczalnym sypnięciu się głów mimowolnie się uśmiechnęła, nie poprzestając jednak na dotychczasowym wywodzie. Można by rzec, że jej zadaniem było niejakie poddawanie w wątpliwość każdej z jego tez, rozważanie innych, w większości mniej prawdopodobnych możliwości, aby w ten, całkiem zawiły sposób, odrzucić względne podejrzenia, czy chociażby nakierować wybitny umysł na nieco inne tory i nacisnąć na partie, których być może nie poruszał lub poruszał je w sposób niewielki. Swoisty absurd owego przedsięwzięcia był tak rażący, iż trudno było odkryć jego prawdziwą intencję, mimo to w owym szaleństwie istniała metoda, a jej nieodłącznym obowiązkiem było wspomaganie przywódcy w sposób dla niego widoczny lub co miało miejsce częściej, wsparcie udzielane z niejakiego cienia. Od czasu jej angażu była absolutnie i niezbywalnie przekonana, o niezawodności i niemałej trafności, jaką prezentował sobą Loki i jego swoisty geniusz. Był jednostką wybitną, a krytycyzm wobec tak nobliwej persony miał charakter zdrowy i nader wszystko, nakazujący właśnie owemu pierwiastkowi geniuszu jaki jawił się pod przyjemnie wykaligrafowaną przez czas twarzą, wzmożone działanie.
- ...lub szaleńcem.
Możliwość przez nią podsunięta była niestety o wiele bardziej niebezpieczna od wspomnianej przez niego i wskazywała na niejaki brak schematu w działaniu zagrażającej im jednostki, a co za tym idzie, absolutny brak przewidywalności takowych poczynań. Odbiegając jednak od tez im nieprzychylnych i dalece pesymistycznych...
- Ufam, że liczysz się z tym, że zrobię co tylko będę musiała, aby wykonać to zadanie. Środki, o ile tylko prowadzą do sukcesu nie są nazbyt istotne.
Wyraźnie skorygowała wszelkie domysły i bezzwłocznie sięgnęła po celowaną w nią teczkę, natychmiast uchylając rąbka tajemnicy i przeglądając jej zawartość. Następnie rozluźniła dotychczas mocno spiętą, naprężoną niczym struna od powagi wspomnianego tematu sylwetkę, pozwalając jej na swobodne ulokowanie w objęciach zajmowanego przezeń fotela i rozpoczęła pośpieszną lekturę, która ośmieliła się trafić w jej szpony. Zadziwiło ją niepomiernie, iż wybrał akurat takowy sposób poradzenia sobie z dokuczliwym problemem, odrzucając tym samym bogaty wachlarz innym, bardziej fantazyjnych i mniej inwazyjnych metod. Nie zamierzała jednak negować tej decyzji, pozostawiając domniemania nad jej słusznością w sferze prywatnej. Owszem, słyszała o mało chlubnej sławie niedoszłego waleta, a także zdawała sobie sprawę o konsekwencjach, jakie przyniesie donos na owego podejrzanego w kręgach rebeliantów i cóż... można by było rzec, że obecnie nawet nieco współczuła nieszczęśnikowi i losowi, jaki niewątpliwie zgotuje mu rebelia. Jakkolwiek jednak lektura nie okazał się interesującą i pochłaniającą atencję młodej panny, kolejne słowa Lokiego w dość gwałtowny i całkiem kolokwialny sposób, zbiły ją z pantałyku. Chwileczkę, czy aby właśnie przed momentem nie radził jej się w sferach prywatnych? Bo nie umniejszając jej nosowi ku wszelakiemu łgarstwu, teza o "przyjacielu, który ma pewien problem..." i temu podobnych bełkotów, była tak prawdopodobna, jak teoria chodzenia po wodzie, zamienienia się w słup soli, czy rozmowy z wężem-kusicielem dla jawnego i konsekwentnego ateisty. Nie mniej, nie zlekceważyła jego wywodu na tyle, aby nie uchwycić wątku i ziarna faktycznej potrzeby pomocy w tym groteskowym ciągu przyczynowo-skutkowym i ba, nawet uznała za interesujące wypowiedzieć się w owej kwestii!
- ...pomijając kwestię całkowitego braku moralności i choćby cienia racjonalizmu ze strony pana X, a także udzielenia przyzwolenia na powiązanie w taką relację z "niemal nastolatką", której naturalnym nieomalże następstwem byłoby zbytnie zaangażowanie owej panny i liczenie przez nią na coś więcej, aniżeli przelotny romans, należałoby dokładniej przyjrzeć się psychice owej służki. I o ile udzielenie jej wypowiedzenia w grę nie wchodzi, a wykazywany przez nią brak jakiejkolwiek reakcji na tak jawne sugestie staje się dokuczliwym, należałoby uciec się do bardziej wyrafinowanych metod. Przypuszczam, że przedstawienie jej innej kobiety jedynie nasiliłoby reakcję przedmiotową i w rezultacie zrodziło większą obsesję, choć z drugiej strony, relatywnie mogłoby zrodzić w niej poczucie zagrożenia, ale i niepewności, która z kolei prowadziłaby do spadku przeświadczenia o własnych szansach względem pana X. Kontynuowanie jednak polityki spławiania wydaje się być mało skuteczne, więc na miejscu nieszczęśnika porzuciłabym ją. Personalnie sądzę, że nie ma nic skuteczniejszego nad zrażeniem do siebie prześladowcy i odwrócenia cech, przez które się nami zainteresował, choć we wspomnianym przez Ciebie wypadku, niczego nie można być pewnym...
Zakończyła swój matrymonialno-psychologiczny wywód i odetchnęła głośno, zamykając otrzymaną teczkę gdzieś w połowie wykładu, uznając za rzecz niewykonalną, obecne studiowanie owej lektury. Podzieliła się z nim rzecz jasna wiedzą nabytą niedawno, nie musząc stawiać się w tak odbiegającej od przyjemności sytuacji i w większej mierze teoretyzując. Następnie pochyliła lekko głowę, spoglądając badawczo na siedzącego obecnie mężczyznę, przyglądając mu się ostrożnie i w skupieniu. I o ile owe spojrzenie wywoływało skojarzenie raczej badawcze, tudzież wyczekujące udzielenia odpowiedzi, w istocie było ciągiem analitycznym w stosunku do mocno zarysowanych linii twarzy, smukłości uroczo przesadnie eleganckiej sylwetki i rzecz jasna, do niedawno odkrytej połaci przesłoniętej dotąd bandażem. No tak, bez niego wyglądał jeszcze atrakcyjniej, pomimo pozornie rażącej różnobarwności tęczówki. Ba, było mu z nią zaskakująco, całkiem do twarzy...

Loki - 8 Grudzień 2011, 00:00

Grynszpanowe tęczówki. Jakby nie można napisać niebieskie, albo turkusowe tylko odsyła się biednego człowieka do bezkresnych odmętów wyszukiwarki google. Sadyzm. Tak, czy inaczej dbałość i lekkość ruchów Cecille była doprawdy przyjemna w obserwacji. Zwłaszcza, dla prawdziwego konesera sztuki samokontroli jakim był Loki. Dziewczyna miała w sobie sporą dozę gracji i elegancji, wynikające zapewne z jej pochodzenia i wychowania, ale przecież utrzymywanie się cały czas w takich ryzach nie było łatwym zadaniem i mało kto wiedział o tym lepiej niż sam informator. Tym bardziej absurdalne wydawało się stwierdzenie o rozdarciu przeszłości od teraźniejszości, w której to pewnie nie miałaby pojęcia jak założyć nogę na nogę w taki sposób, by odnaleźć wątły balans między elegancją, a nonszalancją. Proste jak struna plecy, pierś wypięta do przodu. Wszystko to było efektem lat pracy i praktyki, związanych też niewątpliwie z obowiązkiem noszenia sznurowanego na plecach usztywniacza, znanego wszem i wobec prowokatora omdleń, zwanego po prostu gorsetem. Jeśli zaś chodzi o celowość każdego, nawet najdrobniejszego gestu, to Loki ani przez chwilę w takową nie wątpił. W końcu sam również starał się kierunkować własną mowę ciała w sposób taki, by została odpowiednio zinterpretowana. Fakt faktem, pozwalał sobie w jej obecności na odrobinę więcej swobody w tym zakresie, aczkolwiek to też nie było dziełem przypadku. Lubił sprawdzać swoich ludzi, a ją wystawiał zwykle na próby najcięższe... Z którymi radziła sobie doskonale, a czasem nawet i lepiej. Jednak odczytanie chociażby ułamka osobowości Amadeusza było wyzwaniem, któremu jak dotąd podołało bardzo nieliczne grono, ponosząc przy tym wiele ofiar w postaci okruchów własnych sekretów i tajemnic, do których demon dobierał się z właściwą sobie żarłocznością, na którą można zwrócić faktyczną uwagę. Pielęgnował własną wiedzę jak najcenniejszy skarb, kolekcjonując elementy układanki tak jakby spodziewał się, że któregoś dnia spojrzy na trzymane w rekach puzzle i dojrzy ukryty w nich sens, cel, a ta świadomość sprawi, że stanie się bogiem. Bo jeśli się nad tym zastanowić... Co stawiało Boga ponad ludźmi? Poza tajemniczą mocą, zdolnością czynienia cudów? Przede wszystkim wszechwiedza. Pełna świadomość tego co było, jest i tego co ma dopiero nadejść. Ustawieni niżej w hierarchii człowieczkowie gięli się pod świadomością, że jakiś byt może wiedzieć co ich czeka i co więcej mieć na to bezpośredni wpływ... Bali się własnych myśli. Czy wiara w coś podobnego nie była doskonałym narzędziem władzy? Gdy ludzie zaczynali bać się samych siebie, w obawie jeszcze większej przed niewidzialną siłą, zupełnie zapominali o jarzmie rzeczywistym i ręce, która każdego dnia solidnie smagała ich batogiem. Do takiego statusu dążył Loki. Chciał być w oczach innych kimś na podobieństwo demiurga. Tym straszniejszego, że fizycznie obecnego. Podobny status czyniłby go niepokonanym. Rzecz jasna, daleka jeszcze przed nim droga, ale zapominajmy, że jak na kogoś kto nie zdążył jeszcze ukończyć 30 lat, całkiem nieźle mu szło torowanie sobie drogi do boskości, łącznie z osiągnięciem statusu osoby niemal nieśmiertelnej. Być może wszechwiedza również była zaledwie o krok, o jeden magiczny rytuał od niego? Wprost na wyciągnięcie ręki, choć jeszcze wymykała się nikczemnie, uciekając w mrok, za woalkę nieświadomości. Z dniem, kiedy odsunie palcami jej delikatny materiał, żadna istota, nawet Cecille nie będzie miała przed nim tajemnic. Wizja ta niosła ze sobą niemal ekstatyczne uniesienie połączone z brzemieniem swoistego przerażenia. Bo jak można żyć ze świadomością, że nic Cię już nie zaskoczy? To niełatwe dla człowieka, ale czy gdy wie się wszystko nie jest się już bogiem? Odinson zaniechał więc zastanawiania się nad tym jak poczuje się wobec takiej mocy uznając, że na razie nie jest możliwym wyobrażenie sobie tego. Marzenia marzeniami, ale skupmy się na chwili obecnej, reprezentowanej przez upstrzoną platyną głowę pięknej dziewczyny.
Nijak nie skomentował jej podsumowania, choć odnosił dziwne wrażenie, że protestowała z czystej przekory. Sam często uprawiał podobny sport, zajmując w dyskusji stanowisko przeciwne do rozmówcy tylko po to by udowodnić mu błąd, nawet jeżeli sam osobiście myślał coś zupełnie innego, lub co gorsza zgadzał się z interlokutorem. Jednak w tym przypadku darował sobie wytykanie jej tego. Odgarnął natomiast włosy z czoła i westchnął, by wysłuchać jej wypowiedzi. Zmrużył powieki i zamyślił się na moment. Nie sądził, by to było możliwe. Znał te organizacje od podszewki. Na każdym poziomie piramidy miał swoich ludzi, wiedziałby gdyby gdzieś w ich szeregach pojawiła się koncepcja buntu. Zaś z samymi przywódcami utrzymywał na tyle bliskie relacje, że nie sądził... Z resztą, abstrahując od personalnych stosunków z wszystkimi głowami organizacji, żadne z nich nie było dostatecznie pokrzywione mentalnie, by odwalać taką szmirę. Gdyby którekolwiek z nich miało zamiar mu zaszkodzić, robiliby to porządnie, a nie w taki sposób. Spojrzał na Cecille i uśmiechnął się mimowolnie. Czy ona go właśnie sprowokowała do puszczenia w wątpliwość własnej teorii?
-Chyba mnie nie doceniasz Platynko-przekrzywił lekko głowę-Oczywiście, że możemy być pewni, albo raczej na tyle pewni, by tę jedną możliwość wykluczyć i zaryzykować pomyłkę. Szansę na jej wystąpienie w tym przypadku są bowiem pewnie mniejsze niż szanse trafienia sześciu prawidłowych numerów w lotku.-wzruszył lekko ramionami-To proste, jeśli wiem, że w szeregach tych organizacji pracują moi ludzie, to gdyby któryś z szaraczków przynależących do tych zgrupowań miał ochotę na pozbycie się mnie, czy cokolwiek podobnego, najpierw zaobserwowałbym ubytek personelu właśnie wśród tych osób... Obie martwe dziewczyny zaś zajmowały się innym sektorem. Poza tym wątpię, by ta osoba zachowywała się na tyle dyskretnie by nie wzbudzić podejrzeń u moich szpicli.-to było dość logiczne. Skoro ktoś był na tyle głupi, by zabójstwami eliminować szpiegów, to zacząłby od tych, którzy znajdowali się w jego najbliższym otoczeniu... Albo przynajmniej spróbowałby od nich wydobyć informacje na temat tożsamości pozostałych, co z resztą też mogłoby mu jedynie przynieść rozczarowanie, bo większość członków pajęczyny nie miała pojęcia, kto jeszcze patroluje z nimi ulice. To sprawiało, że zawsze mieli się na baczności i nie mogli swoich towarzyszy wydać. System był idealny, jeśli chciało się rozgryźć wszystkich, trzeba było zacząć od samej góry, od Lokiego, a to było jak porwanie się z motyką na słońce.
-Szaleńcem?-powtórzył i znów zamyślił się. To w sumie było całkiem możliwe chociaż... Może nie?
-Szaleniec czy nie, we wszystkim jest metoda-orzekł po chwili. Widział po sobie. Nie był może do końca normalny, ale były pewne schematy, prawidłowości. Szaleństwo oznaczało odstępstwo od normy społecznej, ale nie własnej. By zrozumieć osobę obłąkaną należało jedynie zrozumieć jej rzeczywistość. Świat takim jakim ona go widzi, wtedy pewne zachowania stawały się oczywiste. Choć to niełatwe zadanie, Amadeusz pysznie twierdził, że byłby w stanie mu sprostać. Sam przecież rozrysowywał schematy własnych zachowań by w końcu pojąć co powoduje przeskoki pomiędzy jego sposobami postrzegania samego siebie, ale także i otoczenia. Był pewien, że istniał jakiś schemat. Jak Cecille trafnie powiedziała, przypadek jest jedynie pojęciem abstrakcyjnym, nie istnieje. Zmarszczył lekko brwi słysząc jej kolejną wypowiedź. Nie był do końca pewien co miała na myśli.
-Ufam Twoim osądom, więc rób co uważasz za słuszne-rzucił w końcu jakimś wyświechtanym frazesem, nie okazując faktu iż w pewnym momencie uczuł dziwne ukłucie w żołądku. Cokolwiek miało oznaczać, nie było przyjemne i nie chciał by dziewczyna wiedziała o jego obecności. Mimowolnie zaczął dumać nad tym do czego też mogła chcieć się posunąć celem wykonania zadania. Jako, że była kobietą, nie mógł odsunąć od siebie myśli o posłużeniu się ciałem, o co z resztą nie tak dawno posądzał biedną Adrien. Właśnie ta myśl, obsesyjnie teraz uczepiona jego czarnej czupryny wierciła mu w żołądku dziurę, powodując aż mdłości. Nic jednak nie powiedział i po prostu wbił spojrzenie w jakiś punkt, dość sprytnie i gwałtownie zmieniając temat. Liczył, że to pomoże irytującemu kłębowi myśli na moment odczepić się od tego tematu.
Mimowolnie uśmiechnął się słysząc o braku moralności. No cóż, co prawda to prawda. Podle wykorzystał Adrien i miał tego świadomość od samego początku ich igraszek, aż po sam ich koniec. Niemniej jednak nie miał wyrzutów sumienia i nie zamierzał mieć. Za naiwność trzeba płacić najwyższą cenę, nawet jeśli ma nią być nasza własna godność.
-Brak roztropności? Wspominałem o dwumiesięcznej abstynencji tak? Nie oczekuj po dwóch miesiącach roztropności od faceta... Nigdy. To taka rada wiesz, na przyszłość.-rzucił wysoce oburzony podobnym zarzutem. To nie był brak roztropności to była... Kwestia fizjologicznych potrzeb-Kiedy jesteś na morzu i chce ci się pić, wiesz, że to niezbyt roztropne pić morską wodę, ale tak, czy siak to robisz... Tak to działa-użył tego porównania by zobrazować kobiecie coś, czego zrozumieć nie mogła. Choć osobiście uważał, że dziewczyny chcą i potrzebują seksu dokładnie tak samo jak faceci, tylko nieco skuteczniej ten fakt ukrywają. A świat byłby piękniejszy, gdyby było inaczej. Choć może nie? Gdzie by się wtedy podziała radość ze zdobywania?
Spojrzał na nią z powątpiewaniem. Jak miał niby sprawić, że Adrien przestanie go kochać? Nie mógł przestać być zajebistym... To... To była jego cecha osobnicza?
-Nie zetnę włosów, ani nie zapuszczę wąsa-ogłosił ni z tego ni z owego, najwyraźniej uznając, że jego bujna czupryna i gładko ogolone lico były najbardziej pociągającymi elementami składającymi się na jego osobę. Choć wyraźny pół uśmieszek na jego twarzy sugerował, że powiedział to raczej pół-żartem, pół-serio. Warto zaznaczyć, że nie starał się już specjalnie by udawać, że sprawa nie dotyczy jakiegoś hipotetycznego jegomościa. Podniósł się z fotela i klasnął w dłonie.
-Zatem postanowione, skoro pytałaś co jeszcze możesz dla mnie zrobić to dodaj do tej listy pomoc w pozbyciu się natrętnej fanki-uśmiechnął się niemal uroczo, przekrzywiając przy tym głowę. Tak, podobny plan nawet przypadł mu do gustu. Choć nie miał pojęcia, czy Adrien nie zachowa się nieracjonalnie. Nie chciał by próbowała zrobić Cecille krzywdę, a przecież wiadomo, że o takiego mężczyznę się walczy zacięcie! Wątpił, czy odpuści, ale warto spróbować prawda?

Cecille - 8 Grudzień 2011, 01:27

Odwieczny konflikt kultury masowej z kulturą elitarną i owszem, o ile mogła popuścić wodze fantazji i zabawić się na moment w mieszalnika barw, koloryt swoich tęczówek określając jako miraż akwamaryny z błękitem paryskim lub chłodnym odcieniem chabru, czy połączenia barwnika jaśminowego z malachitowym, którego rezultatem był względny odcień miętowy. A może prędzej pistacjowy? Tak, do seledynowej pistacji było mu najbliżej. Wybór co do prostoty ujęcia w słowa barwy zmiennej, zależnej od światła, aury, czy nawet i stanu zdrowotnego właścicielki rozkosznego duetu, upstrzonych o dziwo kotarą nie smoliście czarnych, a prędzej współgrających z już nie tak chorowicie bladym odcieniem skóry, mahoniowych rzęs, zależał wyłącznie od gusta mężczyzny i czy wolał jedno, katorżnicze, acz oddające całe sedno określenie, czy może wiązankę zdań co najmniej problematycznych, podlegało jego kwestii. Porzucając jednak wywód dotyczący odcienia niewątpliwie hipnotyzujących oczęt, należało wspomnieć i odwołać się do faktu, o którym podświadomie wiedzieli i który niewątpliwie czuli przy każdej chwili ich wspólnego towarzystwa. Niemal instynktownie wyczuwali, aby swe emocje i ogół dorzuconych do nich dodatków, w postaci bezmiaru min, gestów i ogólnie pojętej prezencji, mieć na swoistej baczności, monitorując w skupieniu każde poczynanie swoje, jak i towarzysza, nie pozwalając sobie na podjęcie ni jednej, pochopnej decyzji. Czyż w końcu nie znajdowali się na swego rodzaju służbie? W końcu intencja ich spotkania była stricte biznesowa, choć o owym pierwotnym zamiarze, bynajmniej świadczyła obrana obecnie przez Lokiego, wyjątkowo nonszalancka poza. Długie nogi zostały machinalnie wywalone zza barierki, prezentując nierealnym natrętom zaledwie podeszwy, niewątpliwie drogiego obuwia. Podobnie zresztą sprawa miała się i do całego stroju, w którym najpilniej atencję przykuwał migoczący intensywnym malachitem krawat, najpewniej ulubiony dodatek, rozluźnionego przed nią modela. Śmiało mogła go opatrzyć podobnym stwierdzeniem, a ujrzenie obecnie zamyślonego oblicza na jednym z bilbordów wcale by pannicy nie zadziwiło. No, może w odrobinie. Choć w owym przeczuciu z pewnością nie znalazłaby miejsca jakakolwiek wątpliwość w bezsprzeczną atrakcyjność jegomościa. Tu też tkwił niejaki haczyk, na który niewątpliwie, złapało się wspomniane przez niego dziewczę, ale nie wybiegajmy nazbyt w przód, jeszcze nie...
- Bynajmniej, uważam, że w pewnych kwestiach nie masz sobie równych. Mimo to ośmielam się zauważyć, że zbytnia pochopność drogo kosztuje, a ów osobnik, o ile faktycznie istnieje, może skrzętnie wykorzystywać z kolei, lekceważenie go. Być może wcale nie podejmuje jawnych działań, być może woli pozostać w bezpiecznym cieniu i obserwować wszystko z boku... pragnę jedynie zaznaczyć, że nie należy rezygnować z innych możliwości, w końcu czy Kain nie zabił swego rodzonego brata? Podobnie postąpił Romulus z Remusem. Przezorność ponad wszystko, nie widzę żadnych symptomów, aby wzgardzić tym założeniem.
Ciągnięcie dysputy miało już charakter czysto refleksyjny i wyraźnie chyliło się ku końcowi, zawierając zaledwie kilka uwag i przezornych wzmianek. Osiągnęła zamierzony cel i wyłącznie to się liczyło, a upragnione pobudzenie lidera do wzmożonej aktywności, zwieńczone było niemałym sukcesem i nałożeniem mentalnego wieńca na głowę jednego ze spiskowców, polemicznych idów marcowych. Porównanie co najmniej niekonwencjonalne, można by stwierdzić, ale wielce adekwatne do obcujących pod lśniącą w cherlawym świetle czuprynie, rojeń. Co do wspomnianej czupryny zaś i określenia, jakim poczęstował ją sterczący przed zadziwionym wzrokiem, istny nicpoń, uniosła jedynie wysoko jasne linie brwi i rozwarła ponętne wargi w barwie niedojrzałej jeszcze brzoskwini, w dość charakterystycznym, nieco komicznym grymasie. Oj tak, uwielbiała podobne temu określenia, zwłaszcza, gdy adekwatny wydźwięk nabierały wyłącznie w jej głowie, a owo wrażenie potęgował fakt, iż ów czort i diabeł wcielony, śmiał w ogóle sądzić o sobie jako o kandydacie na bożka. No proszę, pysznił się tak, że przez moment posądzała go o ukryte bycie indorem lub równie tragicznym zwierzęciem lub co prawdopodobniejsze - bestią zaklętą w usilnie złagodzonym cielsku. Odejdźmy jednak od tez nad wyraz wyolbrzymionych i najpewniej odnajdujących sens wyłącznie w granicach umysłowych panny Cecille i skupmy się na sferze ziemskiej, cielesnej do tego stopnia, że aż każdy promień padającego światła, zdawał się wrzeć. No właśnie, co do wrzenia i towarzyszącemu mu nieuchronnie ciepła, które obecnie rozlało się po jej ciele w sposób nie tyle przyjemny, ile upierdliwy, a to z powodu niewątpliwego stymulanta nagłej fali gorąca, którego próżno doszukiwać w obecnych warunkach atmosferycznych. Prędzej w kwestii prywatnej, o którą tak zapalczywie i niestosownie ją wypytywał. Cecylia bez chwili zwątpienia rozchyliła popielate fałdy już uprzednio rozpiętego płaszcza, unosząc na moment zwinne ciało i pozbywając się wierzchniego odzienia nad wyraz sprawnie, umieszczając materiał na oparciu zajmowanego przez nią fotela w mgnieniu oka.
- I tu się zgodzę, szaleniec czy też nie, należałoby się dostosować do obranych przez niego metod i przestawić sposób postrzegania rzeczy, na nieco mniej szablonowy.
...o ile takowy w ogóle mógł być raczony owym stwierdzeniem. Wszak czy którekolwiek z nich, kiedykolwiek tak naprawdę myślało w sposób standardowy i ogólnie przyjęty? Czy kiedykolwiek kierowali się stereotypami, nie siląc się nawet na podjęcie możliwości istnienia drugiego, ukrytego dna w rzeczach nawet błahych? Odpowiedź nasuwała się na usta sama, więc pytania należałoby potraktować jako czysto teoretyczne i odbiegające od realności. No, chyba, że chciało się zmylić podobnego małpie rebelianta. Wówczas sztuczkom nie było końca, a każdy, nawet uznawany za banalny czy trywialny gest, znajdował szerokie i celowe zastosowanie, zaś udawanie najbardziej zapalczywego debila, było nawet i pożądane!
- Nie omieszkam.
Rzuciła na wstępie, podsumowując prawdopodobnie niejasny dla niego wywód. Oczywiście, wspominała w nim o niewątpliwym zaparciu ze swej strony i o tym, że gotowa jest na wiele, aby sprawę doprowadzić do końca, a jeżeli owa wiązała się z wciągnięciem do niej sfery bardziej cielesnej i posłużeniem się powłoką, jaką wysoce skuteczną kontrą, cóż... każdy miał swoje metody działania i o ile owe kończyły się sukcesem i działały na obiekty intryg, o tyle osoba je stosujące mogła cieszyć się całkiem sporym prestiżem. Ciąg przyczynowo skutkowy wysnuwa zatem jeden wniosek, czyż nie? Wszystkie chwyty były dozwolone i to od stron potyczki zależało, jak daleko się posuną, a w zasadzie... od jednej ze stron. Ona gotowa była jak już wspomniała, na wiele. Reasumując zatem, uczucie jakie ujawniło się w Lokim było poniekąd wskazane i jak najbardziej adekwatne, choć czy mógł jej cokolwiek zarzucić? Skądże, winien wręcz przeciwnie, cieszyć się ze skuteczności własnych pracowników, a nie marudzić pod nosem, phi.
- Oh, nie śmiem w to wątpić, jednak czy dla nawet mało rozgarniętego osobnika męskiego, nie ma innej opcji nad wykorzystywanie młodych i jeszcze niedojrzałych dziewcząt w takich celach? Powątpiewam. Poza tym, jakoś ciężko mi uwierzyć, aby pierwszą myślą o zaspokojeniu swoich żądz był seks ze swoją podwładną... przynajmniej nie dla kogoś, kto jest częstym gościem w dzielnicy prostytutek.
I tu kryła się cała istota opinii Cecylii, która przez swoją mało delikatną i z pewnością nazbyt poufałą wypowiedzią, zwróciła wyraźną uwagę na niejakie potępienie czynu, na jaki sobie pozwolił. Mimo to jednak nie zamierzała go osądzać, nie miała ku temu najmniejszych powodów, ani chęci, jednak nieco żałowała dziewczyny, której możliwie pierwszym partnerem okazał się istny gbur. No cóż, należało być ostrożniejszym w relacjach damsko-męskich, zaś wszelakie podobne temu zawody, brane były pod konsekwencję nazbyt lekkomyślnego zachowania i zbytniej ufności wobec osób sobie znanych niedostatecznie lub wcale.
Ciąg myślowy, choć całkiem przyjemny, został przerwany nagłą, acz szybko stłumioną dawką śmiechu. Łysy brodacz, o którym była potencjalna i daleka od realności mowa, wyjątkowo nie przypadłby jej do gustu, choć wyobrażenie sobie Lokiego jako połowicznego kloszarda lub gorzej, właściciela niemal żydowskiej bródki, który przypadkowo spotkał się z maszynką i pozbawił górnej warstwy owłosienia, była całkiem sugestywna i w kobiecie wywołała coś na wzór głębokiej, acz komicznej drwiny. Opanowała się szybko, lokując szeroko rozstawione palce blisko nadal nieco wykrzywionych w niedawnym uśmiechu warg, zaś druga ręką chwytając za kołnierzyk, nieco rozchylonej przy szyi koszuli, ujawniającej ku nieświadomości swej właścicielki, kilka maleńkich, słabo zarysowanych znamion. Opadła raz jeszcze na plecy monstrualnego fotela, przyglądając się z wzmożoną ciekawością obecnym, całkiem gwałtownym ruchom swego protektora.
- Nie sądzę, abym się przydała w tej sprawie...
Zaczęła niepewnie, marszcząc nagle niezmącone dotąd czoło i spoglądając na Lokiego z wyrazem zmieszanego zszokowania i jasnego w odbiorze przestrachu. Sprawy, do których wstępu chcieć nie miała, były kwestiami z pewnością naruszającymi jego życie prywatne, które prawdę powiedziawszy, nie na żarty napełniało obawą, spłoszone obecnie dziewczę.

Loki - 8 Grudzień 2011, 11:23

W kwestii kolorów, Loki naprawdę był prawdziwym mężczyzną, nie wyróżniającym się zupełnie wiedzą spomiędzy całej rzeszy innych, jemu podobnych ignorantów. Dla niego oczy Cecille były po prostu niebieskie, a momentami zielonkawe w zależności od refleksów. Koniec wielkiej dysputy i dywagacji na ten temat. Słowo 'grynszpan' nie występowało za bardzo w jego zasobie leksykalnym, a już na pewno nie jako znacznik barwy. Rozumiał jasne, że zieleń może być morska, albo szmaragdowa, fiolet śliwkowy, a czerwień, czy tam bordo przybierać odcienie wiśni. Takie nazewnictwo miało sens, bo odnosiło odbiorcę do realnych nośników danej barwy i nie wymagało od niego nadmiernego wysiłku, a i tak dawało pewne wyobrażenie na temat odcienia jaki dany przedmiot, czy tam tęczówka przybierała. Grynszpan natomiast przywodził na myśl jedynie skojarzenia z Herschelem Grynszpanem, który to żydowski chłopaczek dokonał zamachu na jednym z niemieckich dyplomatów jeszcze przed wybuchem drugiej wojny światowej, co stało się później przyczynkiem do przedsięwzięcia jakim była Kristallnacht. Poza tym niestety, skojarzeń kolorystycznych brak, jednak dajmy już spokój daltonizmowi Amadeusza.
Mężczyzna bowiem przyglądał się młodej kobiecie usytuowanej na jednym z eleganckich, jeszcze nie tak całkiem zniszczonych foteli. Postura jej była nieco może filigranowa, ale forma w jaką układała swoje ciało przywodziła mu na myśl baletnicę, która z wielką gracją wygina swoje członki nadając im kształt nienaturalny czasami, ale taki który inni z zapartym tchem podziwiają. Loki na moment znów rozejrzał się po teatrze. Czy on był właściwie przeznaczony do rozbiórki, czy może ktoś usiłował go sprzedać? Przez moment przyszło mu na myśl, że mógłby to miejsce kupić i wyremontować, pompując w podobną inwestycję zdecydowanie zbyt dużo pieniędzy, po to jedynie by móc usiąść w pierwszym rzędzie i patrzeć jak Cecille tańczy na scenie, choć wcale nie powiedziane, że tańczyć umiała, ani tym bardziej, że była baletnicą, bo to przecież tylko jego osobiste skojarzenia. Szybko odgonił też od siebie podobne fantazje. Była jego szpiegiem, stosunek jaki mieli utrzymać nakazywał zachowanie odpowiedniego dystansu. Nie miał najmniejszego zamiaru pozbywać się jednego z najlepszych szpiegów dla jakichś nierealnych wizji. Tak, czy owak, musiał się pilnować, całkiem nieświadom faktu, że przed podobnym dylematem stawała blondynka. Ironiczne prawda? Choć może to lepiej, że nie wiedział? Co w zasadzie dziwne, bo patrząc na to z boku można odnieść wrażenie, że napięcie pomiędzy nimi i gęstość atmosfery była niemal namacalna. Nawet kiedy pozornie się rozluźniali, tak jak wyciągnięty na jednym z foteli Loki. Uśmiechnął się lekko w odpowiedzi na jej kolejny wywód.
-Ale, czy fakt że właśnie prowadzimy tę konwersację nie świadczy o tym, że go nie lekceważę?-zapytał, bo dla niego sam fakt, że wywlekał jakąś sprawę na wierzch był ewidentnym dowodem na poważny do niej stosunek. Z resztą jeszcze nie tak dawno, jego mimika również wyraźnie sygnalizowała niepokój. Mężczyzna podparł ramię na podłokietniku i wsparł głowę na dłoni ponownie mrużąc oczy. Może dziewczyna miała rację? Z resztą, brał już wcześniej pod uwagę możliwość, że to nie sam zainteresowany, główny przeciwnik zabiera się za morderstwa, ale odnalezienie powiązań pomiędzy zleceniodawcą, jeśli dotrze się do zabójcy nie będzie wielkim problemem. Nie z Giselle i Faustem w szeregach pajęczyny. To powinna być bułka z masłem, więc po tej krótkiej chwili zastanowienia znów spojrzał na blondynkę z przekonaniem o własnej słuszności.
-Znajdziemy zabójcę, to znajdziemy zleceniodawcę.-zakomunikował spokojnie, machając przy tym ręką jakby chciał odgonić ten upierdliwy temat. Zaczynało go męczyć drążenie czegoś, na co miał już jakiś zarys konceptu i minimalnie irytował go fakt, że ktoś ten koncept podważał... Tym bardziej, że słowa których używano układały się w całkiem sensowny całokształt. Szlag by to trafił-Przezorność tak, ale nie paranoja. Jeśli sugerujesz możliwość zdrady... Powiedzmy, że wiedziałbym gdyby ktokolwiek z moich ludzi miał podobny pomysł.-nie powstrzymał sugestywnego uśmiechu, który też poszybował w jej stronę. Jawnie dał jej do zrozumienia, że sam też bardzo uważnie obserwuje tych, którzy dla niego pracują. Poza tym zwykle ich wpływy są na tyle ograniczone, a chęć igrania z nim grozi tak wielką stratą, że nikomu przy zdrowych zmysłach nie chciałoby się podejmować takiego ryzyka. Choć oczywiście rozmawiali już przecież o możliwości, w której to obłęd kierował poczynaniami nieszczęśnika, który też zalazł Lokiemu za skórę, czego konsekwencje z pewnością niebawem odczuje na swojej. Podczas całej tej rozmowy nie można było nie odnieść wrażenia, że mężczyzna jest swego bardzo pewien. Co jednak jeśli się mylił? Jeszcze przecież nie wiedział wszystkiego, coś mogło mu umknąć... Zmarszczył na moment brwi i odgonił od siebie podobne myśli. Niech to szlag, raz jeszcze sprawdzi wszystkich swoich.. Tak dla pewności. Przeklęta dziewczyna, potrafiła go motywować jak nikt dotąd. Hm, czyżby znalazła sposób by złapać byka za rogi? Ta myśl nagle poprawiła mu humor. Dobrze, że miał kogoś takiego pod ręką. Bo w końcu czym są przywódcy bez swoich wiernych, godnych zaufania poruczników? Niczym. Choć w zasadzie, uśmiech który pojawił się na jego twarzy w tej chwili był połączonym komentarzem do własnych przemyśleń i do miny, którą zrobiła po tym jak określił ją platynką... No cóż, taki właśnie kolor włosów sobie wybrała, czyż nie?
Mężczyzna drgnął minimalnie, gdy Cecille podniosła się z siedziska, by zsunąć z ramion popielaty płaszcz. Chyba po raz pierwszy miał okazję widzieć ją w stroju, w którym nie była zapięta pod samą szyję, ściśnięta gorsetem i cholera wie, czym tam jeszcze. W jego mniemaniu, miała idealną figurę... Chociaż może to strój jaki wybrała podkreślał odpowiednie proporcje? Cóż, dobry dobór ubrań był równie ważny, co same predyspozycje ciała. Zestaw który miała na sobie sprawiał, że miała dwa metry nóg, wąską talię i dobrze podkreślony biust. Powstrzymał się od jakiegokolwiek komentarza, zgrabnie udając, że jej obecny image nie robi na nim najmniejszego wrażenia.
Skinął głową w odpowiedzi na jej podsumowanie, ale wzrok ulokował gdzieś na odległej ścianie teatru, na jednym z licznych pęknięć na ścianach. Nie chciał się gapić to byłoby głupie, to raz. Mimowolnie poczuł jednak, że i jemu robi się gorąco. W efekcie zdjął szal i wsunął go do kieszeni, na razie jednak nie pozbawiając się płaszcza uznając, że wyglądałoby to co najmniej głupio. Zwłaszcza, że rzeczywista temperatura panująca w starym budynku z całą pewnością oscylowała w okolicach zera. No właśnie. To zaś było przyczynkiem do jego kolejnego komentarza.
-Nie za gorąco Ci?-spytał przekrzywiając lekko głowię z chytrym uśmieszkiem. Jak mógł nie zwrócić na to uwagi w pierwszej chwili? Przecież nie było mowy, żeby było jej gorąco z powodu znajdowania się w pomieszczeniu. Raz, teatr pewnie nie pamiętał kiedy był ostatnio ogrzewany, na dworze ziąb i plucha, a liczne prześwity w dachu wcale nie utrudniały powiewom chłodnego wiatru w dostaniu się do środka. Pokręcił głową i cicho zarechotał, najwyraźniej komentując jakieś własne przemyślenie, do którego Cecille nie miała dostępu.
-Platyna na włosach i od razu jaka gorąca z Ciebie dziewczyna... Wykupić Ci talon na solarium?-złośnik. Oczywiście, żaden konkretny powód dla którego miałoby jej się zrobić gorąco nie przyszedł mu do głowy. Może poza menopauzą, albo w ogóle problemami hormonalnymi, ale na opcję pierwszą była za młoda, a na drugą za szczupła. Pójście w stronę uszczypliwych uwag dało mu możliwość przesunięcia po jej sylwetce od czubka głowy po same buty bez możliwości posądzenia go o jakieś sprośne myśli. Zwłaszcza, że uśmiech jaki miał na twarzy sugerował raczej szyderstwo niż zachwyt... Choć w rzeczywistości, dominowało w nim to drugie odczucie. Na nieco dłużej zatrzymał spojrzenie na dekolcie, aczkolwiek bynajmniej nie skupiał się na dwóch jędrnych kształtach go wypełniających, ale na drobnych kropeczkach, które zraszały jej obojczyki, kawałek szyi i zapewne także ramienia. Na moment nawet zupełnie zapomniał o czym rozmawiali dlatego słysząc jej słowa wrócił nieprzytomnym może nieco spojrzeniem do jej 'grynszpanowych' tęczówek. Niestety, dość szybko przypomniał sobie o co chodziło i po prostu wzruszył ramionami. Nawet jeżeli w tej chwili coś, co paliło go w żołądku stało się kilkakrotnie bardziej upierdliwe. Czuł się mniej więcej tak jakby ktoś skropił mu narządy wewnętrzne benzyną, a potem po prostu wrzucił do środka zapałkę, by całe jego ciało płonęło irytującym uczuciem. Samo zaś zastanawianie się nad tym, do czego miałaby się uciec celem wykonania zadania, sprawiała, że i jemu robiło się nie tylko gorąco, ale mięśnie mimowolnie napinały się pod warstwą ubrań. Powstrzymał się jednak przed powiedzeniem czegokolwiek, a zmiana tematu nieco ostudziła nagłe, zaskakujące w swej gwałtowności emocje. Słysząc jej komentarz mimowolnie się uśmiechnął. Cóż, nie był przyzwyczajony do karcenia ze strony własnych pracowników, ale musiał przyznać, że fakt iż uważała go za tak niemoralnego skurczybyka w jakiś pokrętny sposób mu schlebiał. Może dlatego, że nigdy nie miał ambicji na pełnienie roli świętego? Highway to hell.
-Nie jestem częstym gościem w dzielnicy prostytutek-żachnął się-Chodzę tam, bo dziewczyny tam pracujące stanowią dobre źródło informacji-zakomunikował zupełnie tak jakby dźgnęła go w dumę. Choć fakt, swego czasu szukał tam przyjemności... Wtedy, gdy jego pewność siebie przypominała pewność dziesięcioletniego chłopca i prostytutki były jedynymi kobietami których odtrącenia się nie obawiał. Piękne czasy, acz zamierzchłe. O dziwo, w żaden sposób nie zademonstrował pretensji, jaką mógłby do niej żywić za tak niewybredny sposób krytykowania jego osoby. W końcu była jego pracownicą i nie powinna sobie za dużo pozwalać. Jednak postanowił przymknąć na to oko. Głównie dlatego, że właśnie miał zaangażować ją w sprawę dotyczącą jego życia prywatnego co też dość wyraźnie zacierało granice biznesowe. Spojrzał na nią, gdy się zaśmiała. Miała dość uroczy śmiech. Perlisty, co też sprawiło, że mężczyzna również wykrzywił wargi w uśmiechu. Co ciekawe, całkiem pogodnym, w niczym nie przypominającym zwyczajowego, cynicznego grymasu.
-Och, sądzisz, że wąsy by mi nie pasowały? Może powinienem spróbować... Zawsze chciałem zobaczyć jak to jest... Milordzie-wykonał palcami gest jakoby zakręcał sobie wąsisko ku górze, tak by przybrało kształt jaki miały zwykle w filmach kostiumowych o wiktoriańskiej Anglii. Poprawił też niewidzialne szkiełko, rzekomo noszone na lewym ślepiu. Następnie wzruszył jednak ramionami. Koniec tego dobrego. Boże, kiedy on ostatnio w ogóle próbował żartować w sposób inny niż ten, który pastwił się nad rozmówcą? Error, brak danych.
-Wręcz przeciwnie!-zakomunikował słysząc jej wątpliwość, zupełnie nie dostrzegając, że nagle zaczęła się wycofywać. Nie przyszło mu do głowy, że z jakichś względów mogła się w niej zrodzić obawa. No bo, dlaczego niby miała by się obawiać? Zadanie jak każde inne.
-Po pierwsze, nie proszę Cię o przysługę. To zadanie jak zadanie, płatne jak wszystkie dotąd. Potraktuj to jak formę ćwiczenia... Nigdy nie wiesz jakie zdolności ci się przydadzą.. Może kiedyś będziesz musiała udawać czyjąś narzeczoną by wydobyć informacje? To przecież mniej więcej to samo. Poza tym, Adrien jest dość ładna więc, żeby uznała, że nie ma już ze mną szans, potrzebuję dziewczyny od niej ładniejszej. Proste jak budowa cepa. Jestem pewien, że to nie potrwa zbyt długo.-wzruszył lekko ramionami i wsunął dłonie do kieszeni. Cóż, postawił ją w szachu. Nie bardzo mogła odmówić, bo to by znaczyło, że wyrzeka się zadania... A na to z całą pewnością nie spojrzałby już z takim pobłażaniem.

Cecille - 8 Grudzień 2011, 21:34

Słówko, którego użyła, niezależnie jak obce wcale nie skąpemu zasobowi słów Lokiego, jakkolwiek wydawało się skomplikowane i odległe od swego faktycznego znaczenia, nawiązywało do rzeczywistego daltonizmu męskiego, wywołano nie tyle niejaką genetyką ile brakiem choćby cienia chęci na przyswojenia tak elementarnej dla kobiet z kolei, wiedzy. W końcu znajomość ledwo pięciu kolorów, przy i tak sporym wysiłku nie było umiejętnością zdolną przysporzyć jakiejkolwiek chwały, dlatego stanowiło niejaki wyjątek, warto dodać, wysoko ceniony wśród płci przeciwnej. Niestety, na tym polu mężczyzna nie wykazał się odmiennością i idąc w swoisty szlak większości swych pobratymców, również podzielił ich prostotę myśli artystycznej, w słowie dajmy na to "grynszpan" doszukując się na próżno faktów historycznych, a które w formie zamierzonej przez kobietę, odbiegało niemal drastycznie od choćby tematyki holocaustu, czy jakiegokolwiek egzemplarza zahaczającego o tępienie narodu żydowskiego, pod wszelakimi postaciami. Swoją drogą, czyż ich mentalna polemika na tle spraw tak błahych nie była urocza w swym przedziwnym, zaskakującym sensie? W końcu spór dotyczył istnej błahostki, niczego konkretnego, ani racjonalnego, a mimo to irracjonalne nieporozumienie przerodziło się w ich wykonaniu, w całkiem zażartą dyskusję. Zaskakujące i to w tym jak najbardziej ryzykownym z sensów.
Co do samej Cecylii, której świadomość o możliwości przypominania komukolwiek tworu jakkolwiek przywodzącego na myśl łabędzie karki i wyważone gesty primabalerin, ograniczała się zaledwie do gdybań i gdyby nie skromna interwencja w tymże temacie sugestii powyższego autorstwa, najpewniej owe stwierdzenie nawet przez myśl by jej nie przeszło. Znacznie bardziej wolałaby, gdyby to przyrównano ją do mima. Oni byli wszak prawdziwymi artystami w sztuce mimiki i to oni cieszyć się mogli nad wyraz cenną umiejętnością, języka gestów. Natomiast o ile uznanie za potencjalnie prawdopodobne, chociażby podobieństwo istotom przeżywającym istne katusze w pogoni za scenicznym ideałem, gracją, subtelnością, czy jakąkolwiek plakietką by ów efemerycznego stanu nie opatrzyć, należało na wstępie rzec, że było to w mniemaniu samej platynowej panny przypuszczalnie niedopuszczalne i wielce nie na miejscu. Ona miała prężyć się na deskach teatru? Nie, nie, znacznie większą satysfakcją napawała ją jej prywatna scena i teatr dwóch aktorów, który nawiasem mówiąc, właśnie dzielnie i skrupulatnie uprawiała. Inną sprawą było zaś samo określenie jej 'platyną', bo o ile w powszechnym mniemaniu utarło się to jako obraźliwa obelga niemal, tyle w znaczeniu stricte słownikowym, platyna była na tyle cennym i rzadkim kruszcem, ażeby pozwolić na niemałe przymknięcie oka wobec takiego, a nie innego jej nazewnictwa, które Loki zdawał właśnie dzielnie sobie przyswajać.
- Nie. Nie zmienia to jednak faktu, że winniśmy zachować obecnie zdwojoną ostrożność.
Tym sposobem niejako powieliła jego przeszłe słowa, niejako chyląc ich wspólne spieranie się o dopuszczalne możliwości ku ostatecznemu crescendo, rozluźniając napięte członki nieco dosadniej, acz nadal w granicach dobrego i przyjemnego dla oka widza wymagającego, smaku.
- Bezzwłocznie zatem zajmę się sprawą Vipera.
Zapewniła, podsumowując tą krótką, acz dosadną frazą jego nieco dłuższy wywód, nie ukrywając przy tym, że pomoc w jakichkolwiek sprawach natury prywatnej, dodatkowo dotyczącej bezpośrednio jej aktualnego pracodawcę, wolałaby odłożyć na plan odległy i o ile tylko była w stanie, czas mocno późniejszy. Po stokroć preferowała obecnie skupić się na faktycznym zagrożeniu, pchanie się w personalny kocioł bałkański Lokiego, nie stanowił dla niej nazbyt kuszącej ponęty.
Słysząc, jak w kilku zdaniach stara się w dalszym ciągu eliminować poruszane przez nią perspektywy i domniemania, uśmiechnęła się wyłącznie kącikiem morelowych warg, ponownie wprawiając je w przyjemny otoczeniu ruch. Cel został osiągnięty, należało zatem powoli i niezauważalnie wycofywać się z obranej postawy i w czasie późniejszym, o ile będzie to wymagane, ewentualnie do niej powrócić i raz jeszcze wprawić skomplikowane mechanizmy wylegującego się przed nią, genialnego umysłu w podwojony wysiłek.
Raz jeszcze przekręciła się na fotelu, najwidoczniej uznając uprzednią pozę za niezbyt wygodną i niejako biorąc przykład ze swego niedoszłego modela, którego pozycja, jakkolwiek nęcącej sylwetki nie skrywała pod fałdami eleganckiego i wyważonego w najdrobniejszym nawet calu ubrania, należała do tych, których nonszalancja niejako mieszała się z powagą, a co za tym idzie, skuteczny osąd takowej był co najmniej kłopotliwy. Oderwała przylepione dotąd do oparcia plecy, prostując je mocno, zaś mocno wysmuklone dłonie opatrzone szeregiem nie uwłaczających im tęgością palców, krzyżując poniżej biustu, bardziej nieświadomie, unosząc powyższą partię ciała ku delikatnej górze. Po raz kolejny obrzuciła ambitnym spojrzeniem swego pracodawce, nie wiedząc nawet, w którym stadium jej nowego życia wśród ludzkich kreatur, jej myślenie uległo niejakiej zmianie. Przykładowo, niegdyś nawet nie traciłaby nerwów na rozmyślanie jakie to sekrety skrywać może kurtyna ubioru, zwłaszcza, jeżeli sprawa imała się mężczyzny dodatkowo atrakcyjnego, choć i w przypadku kobiety sprawa miałaby się równie bezpruderyjnie i w podobnym stopniu wielce niestosownie. Teraz natomiast, obarczyła owe natarczywe myśli mianem chwilowego grymasu, który jest niczym innym, jak podświadomym figlem połączonej siatki nerwowej, zmówionej dodatkowo z chytrymi narządami zmysłów, które nie raz zdolne były wprowadzić niemały mętlik w organie nadzorującym cały, obecnie nieco niespokojny organizm. Ów niepokój był również stymulantem nie tak odległego wzrostu temperatury, która w jednej chwili wyprysnęła na każdą z tkanek, atakując ją w sposób przesadnie nieupragniony. I czy bodźcem ku takowej reakcji było przestawienie rozmowy na grunt prywatny, czy też bodziec nieco bardziej namacalny, a obecnie zdawać by się mogło drgający pod wpływem niemiłych mu słów, cóż... osąd takowej możliwości nie należał aktualnie do żadnego z nich.
- Powiedzmy, że płynie we mnie krew wikingów. Nie prędko marznę. Co do talonu zaś, proszę bardzo, przyda mi się to z pewnością, zwłaszcza wobec rosnącej mody na ten wynalazek.
Bo cóż innego nie zacieśniało relacji damsko-damskich, jak wspólna sesja na solarium? Zasadniczo, czytała o jednym z tych nowych tworów obrzydliwego konsumpcjonizmu i choć niewątpliwie owy karnet był przydatny wobec zjednania sobie armii pustaków, tyle wzmiankę o możliwym, takowym prezencie nie potraktowała na serio, toteż i jej wypowiedź odbiegała od serii tych poważnych. Podobnie zresztą sprawa miała się niewybrednych, skrytych szyderstw jakimi się nieustannie raczył mężczyzna i na które, o bogowie, niemo mu przyzwalała. Cóż, relacja pracownik-pracodawca nie uprawniała jej do zwracania uwagi na takie drobne wykroczenia i zwyczajnie zmuszała, do chwilowego dzierżenia równie sarkastycznego humoru. Z mentalnej nagany wyrwało ją coś wołającego o głębszą atencję, niespodziewanego i wywołującego niejaki podświadomy alarm. Czyżby jej się przyglądał? Nie, nie tyle sam fakt analizy jej osoby dziwił ją w tym momencie, znacznie ciekawszym wydał jej się chwilowy, posępny cień, jaki na ułamek chwili wkradł się na zdawać by się mogło, wyrzeźbione dłonią starych mistrzów oblicze, znikając z niego w równym pośpiechu, jak nań wstępując. Posunęła korpus naprzód, machinalnie pragnąc zgłębić intensywniej przelotny grymas, mimowolnie wówczas, wprawiając część górną koszuli, w nieco śmielsze, acz nadal zdawkowe rozchylenie.
- Skomentowałam jedynie frekwencję w owym miejscu, nie zaś intencje takową kierujące.
Zaznaczyła, dając ponadto do zrozumienia, że ufność wobec takich tłumaczeń wyparowała już jakiś czas temu, zresztą, sam fakt, że począł snuć wymówki świadczyła jawnie i bezsprzecznie przeciwko mu. Tyle w kwestii mini procesu, jaki odbył się pod utlenioną czupryną w mgnieniu oka, nad niczego rzecz jasna nieświadomym, biednym Lokim. Cóż, o przesądzeniu jego losu w takt cecylkowych myśli, przyjdzie nam się jeszcze przekonać.
- Nie sądzę, aby był to dobry pomysł...
Wyraz jaki wymalował się na dotąd jasnym i promiennym od wigoru licu, był doprawdy przekomiczny. Jedna z brwi uniosła się wyraźnie, wargi przekrzywiły i rozwarły się nieco w niemym przerażeniu zmieszanym z degustacją, zaś ramiona nieznacznie wycofały, sylwetkę wprawiając w lekkie przygarbienie. Zasadniczo, nie wiedziała co mu odpowiedzieć. Za wybitnego fashionistę się nie uważała, podobnie stylistę, jednak wpływ, jaki zarysowałby się po obraniu przez niego mody neosarmackiej, jak też została chwilkę temu ochrzczona w myślach pannicy, atrakcyjność z istnych wyżyn statystycznych skierowałaby się ku znaczącemu spadkowi, umniejszając jego szansom na zostanie bożyszczem nastolatek w obecnej dekadzie. Cóż... o ile w ogóle to było możliwe... jakoś nie chciała wierzyć, że gotów był sprzedać swoją twarz tak tanio. Lis wszak najlepiej potrafił ocenić własną skórę, nieprawdaż? Ten lis na dodatek, miał wyjątkowo przyjemne dla oczu futerko.
Potrząsnęła szybko głową, czując kolejną, przypuszczalnie nieco intensywniejszą falę ciepła, jaka wpłynęła do jej gardła i skierowała się w dół, spadając wrzącą kaskadą do pozostałych organów. O czym ona w ogóle myślała?! Otrząsnęła się w oburzeniu, wściekła na samą siebie, stan owy maskując w tempie natychmiastowym i pomniejszając jego wydźwięk, zaledwie do niewyraźnych zaczerwienień, jakie wystąpiły nie na policzki, ile na... płatki uszu. Zaskakująca reakcja, nie inaczej.
- Rozumiem zatem, że oczekujesz ode mnie odgrywania roli Twojej... narzeczonej?
Ton w jakim wypowiadała te słowa zmienił się diametralnie, zaś sylwetka raz jeszcze porzuciła rozluźnioną formę i wyprężyła się niczym dorodna sarna, gotowa do niemal pomiaru poziomicą. Nie mniej, dwie smugi płowych brwi raz jeszcze skierowały się ku górze, zaś uroczo nadęte usta, uchyliły się prezentując ułamek białego szkliwa, dwóch, słodko wyprofilowanych jedynek. Wpatrywała się w niego, w istnym zafrasowaniu, penetrując dwoma skocznymi źrenicami blade połacie szczęki, dolnej wargi i mocno zarysowanych kości, sterczącego przed nią jegomościa. Nie mylił się, jak nigdy zresztą. Nie mogła wyrzec się tego zadania i choć stanowiłoby to niewątpliwy pretekst ku utracie przez niego cząstki względnego zaufania jakim ją dotąd obdarzał, tyle w większej mierze kobietę przerażał fakt, że mogłaby owemu przedsięwzięciu nie podołać, a wówczas, nie obawiała się niczego równie mocno, jak sprawienia zawodu samej sobie. O pomyłce zatem nie mogło być najmniejszej nawet mowy.

Loki - 8 Grudzień 2011, 23:32

Zdaje się, że oboje po prostu mieli zbyt silną tendencją do podejmowania dysputy w miejscach, gdzie rękawica nie została nawet rzucona. Po prostu każdy temat był dobry do zdrowego debatowania i o dziwo w przypadku tej dwójki nie przypominało to w żaden sposób zajadłej walki, czy krwawej bitwy o rację, a po prostu wymianę poglądów. Trudno powiedzieć dlaczego Loki tak beztrosko pozwalał jej na wykładanie mu swoich jakichś tam przekonań, skrajnie odmiennych od jego. Co więcej, brał jej zdanie pod uwagę, liczyło się w jakiś sposób, co było nietypowe. Cóż, zdaje się, że po prostu postrzegał ją jako osobę lojalną i uczciwą na tyle, by móc jej w pewnym stopniu zaufać. Z całą pewnością na przestrzeni czasu, który upłynął od zapoczątkowania ich współpracy, powierzył jej tyle trudnych zadań, których realizacja się powiodła, by wywiązał się pomiędzy nimi specyficzny rodzaj relacji. Był wyraźny rozdział na pracodawcę i pracownika, a jednak traktowana była inaczej. Można powiedzieć, że zyskała stanowisko swoistej prawej ręki mężczyzny. Osoby, z którą rozmawiał o takich właśnie jak ten związany z zabójcą dylematach. Nikt inny tej funkcji nie potrafił pełnić. Wcześniej podobną rolę miał odgrywać Mayfed i z całą pewnością przy nim, napięcie było mniejsze, ale niestety, cyrkowiec dał się ubić podczas jednej z akcji i tak Loki został na długo pozostawiony samemu sobie. Aż tu nagle niczym Wenus z morskich fal wyłoniła się śliczna Cecille o niezwykłych zdolnościach i równie nieprzeciętnej inteligencji. Czuł się dziwnie, gdy tak stwierdzał, że w zasadzie nie ma żadnego powodu by jej nie ufać. Był tak przyzwyczajony do tego, by nikogo podobnym skarbem nie obdarzać, że aż serce mu kołatało kiedy zdawał sobie sprawę iż mówi jej coś, z czym przed nikim innym by się nie zdradził. Co jeśli popełniał błąd? Czy to nie było naprawdę głupie z jego strony, tak zaufać kobiecie? Ach, gdyby tylko mógł poczytać jej w myślach, wiedziałby na czym stoi. A jednak zwierzał się komuś, kto był całkowitą zagadką, enigmą, komuś, kto pod kaskadą platynowych włosów mógł być samym sprawdzą wszystkich tych zabójstw i kłopotów, o których rozmawiali. Pod wpływem tej myśli spojrzał na nią przelotnie, jednak odpędził od siebie podobny koncept. Nie chciał tak myśleć. To było już zbyt męczące. Musiał zaryzykować. Chociaż raz. Westchnął ciężko wobec tego dylematu. Mógł mieć jedynie nadzieję, że któregoś dnia nie obudzi się z nożem w plecach.
W odpowiedzi na jej słowa skinął jedynie głową. Zbyt był pogrążony w dywagacjach na temat stopnia i jakości jego relacji z nią właśnie, by formułować teraz jakieś konkretne zdanie. Wszystko to przybierało dziwaczny kształt. Bo z jednej strony zawsze czuł, że potrzebuje kogoś, kto w jakimś stopniu odciążałby go, pomagał dźwigać obowiązki informatora i jednej z najbardziej wpływowych osób w obu światach. Do teraz jednak miał problemy z obdarzeniem kogoś dostatecznym zaufaniem i fakt, że uległo to zmianie mimowolnie przywołał nawałnicę myśli. Czy to dlatego, że tak bardzo się zmienił, czy może po prostu rzeczywiście Cecille była tak doskonała, że nie widział powodu by wątpić w jej wierność? Pracę dla niego zaczynała niby jeszcze przed odprawieniem rytuału, ale jakość ich relacji uległa zmianie na przestrzeni czasu. Można powiedzieć, że awansowała w szeregach pajęczyny na najwyższe możliwe stanowisko... Cholera, wszystko byłoby idealnie, gdyby właśnie w tej chwili nie uświadomiła mu brutalnie, że jej... Przygryzł dolną wargę i zmarszczył brwi. Był wściekły. Dlaczego nie mogła być nieatrakcyjna? Wtedy sprawa byłaby dużo prostsza.
'Zajmę się sprawą Vipera' powiedziała, a Loki mimowolnie spiął się pod połaciami płaszcza jak oparzony. Nagle sama myśl na temat formy jaką to 'zajmowanie się' miałoby przybrać mierziło go i irytowało niepomiernie. Poddawał się wysublimowanej torturze wizualizowania tej relacji. Widział długie palce cyrkowca na odkrytych ramionach dziewczyny. Widział zimne, lodowe tęczówki skupione na jej jasnej twarzy. Widział zaczerwienione od pożądania wargi składające pocałunek na dwóch różanych płatkach ułożonych filuternie pod jej zgrabnym nosem i to wszystko sprawiało, że robiło mu się słabo i niedobrze.
-Tak powinnaś zrobić-zakomunikował spokojnym tonem, nie zdradzającym w najmniejszy sposób tego, co właśnie rozgrywało się pod zroszonym czernią czerepem-Wolałbym jednak byś zanim się do tego zabierzesz pokazała mi wstępny zarys twojego planu działania, z prognozowanymi reakcjami obiektu... To delikatna sprawa, wolę mieć dokładny wgląd w to jak zamierzasz działać. Tak jak powiedziałem, ufam Ci całkowicie-położył jakiś dziwny nacisk na te ostatnie słowa-Jednak sama rozumiesz, że w tym przypadku...-urwał nagle, niemal gryząc się w język. O mały włos powiedziałby za dużo. Był bliski przyznania się do tego, że to on, nie kto inny stoi za wybuchem rebelii, której sprawne działanie zwiększało jego status i istotę pomiędzy innymi organizacjami. Nikt miał się przecież o tym nie dowiedzieć, a on niemal powiedział jej o tym jak najlepiej manipulować zabójcą, co sugerowałoby, że ma w tej kwestii spore doświadczenie. Jasne, wcale nie musiało tak być, ale przy piekielnej intuicji blondynki wolał nie ryzykować.
-To po prostu na tyle delikatna sprawa, że chcę się jej z bliska przyglądać-wyjaśnił pobieżnie, kończąc cichym chrząknięciem. Zmrużył lekko powieki czekając na kolejne próby podważania jego zdania. Lub co jeszcze gorsze, serię pytań dotyczących tego, czego nie powiedział... Chociaż nie, znał ją lepiej. Nie była typem wścibskiej dziewczyny. W dodatku nie było głupia i na pewno nie miała zamiaru łudzić się, że powie jej cokolwiek, czego powiedzieć nie chciał. Nie miał wątpliwości, że wzbudził w niej jakieś zainteresowanie, ale nie sądził by zamierzała drążyć temat. Była na to zbyt profesjonalna. Podejrzewał raczej, że spróbuje się na własną rękę dowiedzieć o co chodziło. Wie już przecież, że dotyczyło Vipera, a to z nim związane było jej kolejne zadanie... Cóż, jeśli dojdzie do jakichś konstruktywnych wniosków będzie musiał chylić czoło przed jej zdolnościami. Czas pokaże co uda jej się wygrzebać.
Mężczyzna całkiem nieświadom, że właśnie był obsadzany w roli modela, czy czegoś podobnego w głowie Cecylii, sam mimowolnie skupił spojrzenie na uniesionym dekolcie. Zawsze podobały mu się rude dziewczyny. Nawet bardzo. Głównie dlatego, że z jakichś dziwnych przyczyn miał prawdziwą obsesję na punkcie piegów. Podobały mu się ciała delikatnie zroszone tymi znamionami, które lubił poddawać pieszczotom swoich warg. Siłą rzeczy miał więc problem z oderwaniem spojrzenia od tych punkcików na ciele Cecille, mimo pełniej świadomości faktu, że nigdy, żadnych swoich pragnień w tym kierunku nie będzie mógł zrealizować. Chwała niebiosom, czy co to tam powodowało taki, a nie inny stan rzeczy, nie miał pojęcia, że choćby i przez moment, dziewczyna określiła go w swej głowie mianem 'atrakcyjnego', nie wspominając o wyobrażaniu sobie zarysu muskulatury skrywanego pod eleganckim płaszczem i garniturem, bo bez wątpienia zrodzony w nim w takim przypadku dylemat pogłębiłby i tak wyraźny dysonans osobowościowy przywodzący na myśl niemalże szaleństwo. Oderwał w końcu spojrzenie od jej uroczo ściśniętych przez ramiona piersi i skupił je na twarzy, dostrzegając przy tym zaczerwienione uszy. To było urocze. Rumieniła się uszami? A może po prostu robiła się czerwona ze złości? W końcu troszkę jej podokuczał.
Zachichotał słysząc jej wypowiedź. Cecille potomkini wikingów. Wizja jej filigranowej postaci w ciężkiej zbroi, dzierżącą tarczę i wielki hełm z rogami, najlepiej zsuwający się aż na trzon nosa wydała mu się wybitnie zabawna.
-No dobrze pani Wiking, nie będę Cię już drażnił bo jeszcze skończę z toporem w czaszce-rzucił rozkładając ramiona w geście rzekomej bezradności. Sztuczna opalenizna, a nawet w ogóle opalenizna wzbudzała w nim poczucie dziwnej odrazy. Lubił jasne karnacje. Dziewczyna idealna w jego mniemaniu miała skórę porcelanową, barwy mleka, jasną jak księżyc, o lekko zaróżowionych jedynie polikach, a ramionach skropionych jedynie brązowymi plamkami. Opalenizna sama w sobie przywodziła mu na myśl pracę w polu i wolał by tylko chłopki i prostaczki wystawiały się na słoneczne promienie. Prawdziwe damy, którymi miałby się interesować, miały pozostać wolne od znamion słonecznych promieni. Sam z resztą też reprezentował swym ciałem wyraźny awers do słońca. Blady niemalże jak ściana, ale nie chorobliwie. Miał po prostu wyraźnie jasną karnację, ale cera jego nie pozostawiała żadnych niedociągnięć.
-Ach rozumiem... Czyli... Wcale nie uważasz mnie za niemoralnego drania, który nie dość, że wykorzystuje młodą dziewczynę odbierając jej dziewictwo, to jeszcze zdecydowanie za często odwiedza dzielnicę rozkoszy?-spytał rozbawiony i w zasadzie ciekaw tego jej osądu. Bo fakt, że poddała go jakiemuś własnemu trybunałowi nie ulegał wątpliwości. To do jakich wniosków jednak doszła i co ważniejsze, gdzie go to sytuowało w jej świecie i rzeczywistości, pozostawało tajemnicą.
-No dobrze, skoro tak mówisz, to Ci wierzę-odpowiedział w końcu odsuwając palce od niewidzialnych wąsisk. A szkoda, już przyzwyczaił się do myśli, że mógłby mieć włosie na górnej warce, które to mógłby tak właśnie zawijać ku górze, w iście sarmacki sposób. Wyglądałby wtedy jak prawdziwy szlachcic. Cóż, jakby się zastanowić, jeśli podążać ścieżką wyznaczoną przez jego przynależność narodowościowo-wyznaniową, winien zapuścić nie tylko wąsy, ale i brodę i pejsy do tego! W końcu urodził się w rodzinie marionetkarzy pochodzenia Żydowskiego (doprawdy wybuchowa mieszanka, czyż nie?) doskonale pamiętał wspólne święta hanukki i.. Coś nagle go uderzyło. Czy Ludwig nie był blondynem? Był, tak mu się przynajmniej zdawało... To dość rzadkie w u Żydów. Hm, będzie musiał się nad tym zastanowić przy innej okazji. Teraz bowiem, wolał skupić się na dziewczynie. Uśmiechnął się lekko.
-Tak właśnie-rzucił bez trosko, by po chwili nachylić się w jej stronę i zmniejszyć dzielący ich dystans-Powinniśmy poćwiczyć, żeby no wiesz... Wypaść autentycznie-powiedział ściszonym głosem, nie odrywając dwukolorowych tęczówek od jej 'grynszpanowych' oczu. Zanim jednak zdążył całkowicie przełamać wszelkie bariery sam siebie skarcił w myślach i gwałtownie się cofnął, marszcząc przy tym brwi. Uśmiech powoli spełzł z jego twarzy zastąpiony wyrazem zamyślenia. Przyglądał jej się z góry, stojąc naprzeciw, skonfrontowany z nazwaną wreszcie, wyrzeczoną przezeń komendą. Prosił ją by udawała jego narzeczoną. Czy mógł wpaść na bardziej idiotyczny i masochistyczny pomysł? Trudno było mu w tej chwili wymyślić coś podobnego, chyba że uznałby, że pragnie zostać środkową częścią ludzkiej stonogi... Chyba tylko to byłoby gorsze od tego na co się próbował skazać. Ale może nie było jeszcze za późno. Bo czy to nie była ostatnia głupota? Adrien mógł sobie zastąpić inną służką, to nie był aż tak wielki problem. Ostatecznie nawet służba nie była mu tak potrzebna. Jednak Cecille była czymś więcej, była jego porucznikiem, do licha, nie mógł tego zaprzepaścić, a umieszczanie jej w swoim pobliżu na więcej niż kilka godzin mogło okazać się naprawdę ryzykownym działaniem. Zwłaszcza, że przecież ostatnio miał problemy z panowaniem nad sobą w niektórych sytuacjach. Nie umiał jeszcze przewidzieć i unikać własnych zachowań i zmian w nich następujących, więc czy mógł sobie na takie ryzyko pozwolić?
-Może to faktycznie kiepski pomysł-rzucił odwracając spojrzenie od jej jasnych tęczówek i wbijając je znów w jakiś martwy punkt na przeciwległej ścianie-Jakoś uporam się z Adrien, ty za to powinnaś się skupić na sprawie Vipera.-odchylił się do tyłu i oparł o balustradę, najwyraźniej zapominając o tym, że nie obdarzył jej takim zaufaniem, jak Cecille. No cóż, pozostaje mieć nadzieję, że nie pęknie, a mężczyzna nie runie na dół, by złamać sobie kark. Licho wie jak długo zajęłaby reperacja takich obrażeń.

Cecille - 9 Grudzień 2011, 07:08

Trudno było zaprzeczyć tej oczywistości lub bardziej do tematu, nawet z nią polemizować. Zdawało się, że mogliby owe dysputy prowadzić w nieskończoność, niezależnie od tematu, który wszak znalazł by się w każdym czasie i sytuacji i choć owe debaty nie zostały wprawdzie ubrane ni w słowa, ni w patetyczne frazesy, nadawany im przez samych autorów, charakterystyczny samej dwójce smaczek, był nie lada gratką w ich chwilach spędzonych we wspólnym towarzystwie. Czas, choć dotąd całkiem oszczędny, o którym mowa, a który w istocie poświęcony był prędzej na chwilę dzielącą zdanie raportu i wydanie nowych komend, po którym dwójka zajęta wykonywaniem przydzielonych jej interesów, rozstawała się. Tym razem jednak sprawa miała się o tyle inaczej, że do owej dotychczas suchej dysputy, włączony został pierwiastek o całkowicie nowym podłożu, wynikający z tej części sektora, do której przynajmniej panna Cecylia, dostępu nie miała. Choć i Loki, prócz skromnej wiedzy na temat przeszłości agentki nie mógł poszczycić się większym angażem w jej prywatność, ale jak się okazywało, owa tendencja zdawała się rychło obrać nieco inny, znacznie bardziej ryzykowny dla obojga tor. Owszem, trudno było nazwać jej stażu długim, jednakowoż podejmowane od pierwszej chwili zlecenia, wykonywała na tyle profesjonalnie, aby awans stał się dla początkującego dziewczęcia niejaką kwestią czasu. Nie ulegało wątpliwości, że była istotą lojalną, a z obranego celu nie szybko rezygnowała, uznając to za niemałe tchórzostwo. Zdrada Lokiego w obecnym czasie była pojęciem na tyle abstrakcyjnym, aby zaprzeczyć gotowe temu były wszelkie znaki na niebie i ziemi, a co istotniejsze, te bardziej cielesne, obecnie opatrzone koroną perłowych pasm i nieco rozmarzonym, melancholijnym w odczuciu, spojrzeniem. Ponadto istotną rolą odgrywało tu to, że z której strony by nie patrzeć, Cecylia nie posiadała żadnej alternatywnej opcji, wynikającej z pragnienia zerwania z dotychczasową mentalnością i obrania nieco innej, drogi życiowej. Stanie się małżonką przypadkowej istoty magicznej tudzież wymiennie człowieka nie wchodziło w grę i nawet niedoszłej słonecznej blondynce przez krawędź myśli nie przeszło. Po pierwsze wówczas czułaby do siebie odrazę, za faktyczny wybór najprostszej i najbardziej żenującej z możliwości, która nie dość, że wyeliminowałaby z jej życia jakiekolwiek szanse godne wykorzystania, w znacznej mierze prowadziłaby do swoistego zahamowania rozwoju dziewczęcia, co przy nadal rosnącej ambicji rodem wyrwanej z arystokratycznego wychowania, stanowiło nie lichy orzech do zgryzienia. Porzucając jednak gdybania, które sensu miały w mierze porównywalnej, do tego trzymającego się ich domniemań względem niedoszłego mordu i w głównej mierze, samego zamachowca.
Powracając jednak do spraw nie cierpiących obecnie zwłoki, a konkretniej, ucieleśniających się obecnie w postaci przerośniętego rudzielca, z którym niewątpliwie wkrótce przyjdzie się dziewczynie spotkać. Zdziwiło ją niepomiernie pytanie jakie wyrwało się nagle z ust mężczyzny, czy kiedykolwiek dopytywał się o obierane przez nią metody? Nie przypominała sobie. Podobnie zresztą jak i tak nagłej zmiany planów, w trakcie krótkiego i nieco chaotycznego potoku słów, jaki jej zaserwował. Dwie blade wstęgi skurczyły się nieco, przyozdabiając porównywalne w swym kolorycie lico, drobną nutą konsternacji. Czyżby coś przed nią ukrywał? Owy fakt pewnie by jej nie zdziwił, wszak często czuła, że nie mówi jej całej prawdy i tu wysnuwała się rzecz jasna dotąd niezawodna intuicja, jednakowoż obecne tajemnice jakie zdawał się skrywać, dotyczyły bezpośrednio obiektu, z którym wkrótce przyjdzie jej się spotkać w sposób wyjątkowo bliski, naturalnym było, iż chciała wiedzieć jak najwięcej o przywódcy rebelii, aby ową nieocenioną wiedzę, doskonale wykorzystać.
- Jak już wspomniałam, ucieknę się do wszelkich niezbędnych środków, aby uzyskać informacje nam potrzebne. Nie określiłam jeszcze dokładnie sposobu w jaki wprowadzę plan w życie, dlatego niezbędna jest mi choć krótka obserwacja obiektu i zapoznanie się z wszelakimi aktami go dotyczącymi.
Odparła w sposób... mało konkretny i zdradzający słuchaczowi wiedzę, którą już pewnie miał lub jej się domyślał, postępując w swej wypowiedzi zresztą na wzór jego dociekań. Coś jej tu nie pasowało, choćby dlatego, że nie dokończył zdania, które potencjalnie zawierało w składni informacji, w jakiś sposób utajnione przed nią samą, a co za tym idzie, albo dotyczących bezpośrednio jej persony, co było mało realne pod względem głównego ich tematu, albo sfery na tyle prywatnej, aby nawet jej rąbek nie został odkryty przed wzrokiem Cecylii. Cóż, o ile jej domniemania miały sen bądź i nie, przyjdzie jej się przekonać już wkrótce, wcielając plan w życie a kto wie, czy już w trakcie przygotowań, czy może następnie z ust samego przywódcy, uzyskać detale ją interesujące.
Piegi... wiadomość o ich jakimkolwiek istnieniu na ciele dziewczęcia do nie tak dawno pozostawała zaledwie w sferze mitów i podań poetów, których fantazja mogła być równie barwna, aby choć w minimalnej cząstce oddać ułamek prawdy. Zupełnie jak legendy głoszące odwagę rycerzy i cnotę ich wybranek serca, w których prawda zajmowała sferę nikłą i której wykrycie, stanowiło nie lada wyzwanie. Podobnie sprawa nie imała się jej, zaś wszelakie detale skrywane dotąd pod wystawnymi kloszami i zaciśniętymi po samą szyję ubiorami, zdradzały tyle, ile odsłonięte kostki u zakonnicy i były swoistym stymulantem aż nazbyt wybujałej fantazji. Wszystko to zostało jednak porzucone, w momencie ucieczki z krainy i próby wpisania się w mode bardziej... ludzką. I choć ciało odczuwało jeszcze ścisk, jaki towarzyszył mu latami od mocnych i sztywnych objęć gorsetów, obecnie okalane było materiałami zapewniającymi mu tyle swobody, aby mogło prezentować się w całej, nieumniejszonej i niczym nie skrywanej, krasie. Piegi zaś, stanowiły ten element jej cielesności, który stanowił niejaki niepożądany szczegół, przynajmniej w czasie przeszłym, kiedy to niezmącona niczym skóra arystokratek była istnym wymogiem i nie było mowy o odstępstwach w tej materii. Obecnie jednak, podobnie jak i wiele innych, pogląd ten uległ zmianie i dostosował się adekwatnie do panujących wśród ludzi standardów, a tym samym zyskał nieco, przynajmniej na polu atrakcyjności. Co do umiłowania przez Lokiego właśnie tak sprecyzowanego rodzaju znamion... cóż, gdyby o tym wiedziała, z pewnością nie prezentowałaby ich równie swobodnie, w miarę potrzeb, koszulę zapinając na najwyższy z możliwych guzików, pomimo całego ogromu ciepła, jaki nie tak dawno przecież odczuwała.
- Hm, całkiem kusząca propozycja.
Skwitowała wzmiankę o jej nordyckim pochodzeniu i o możliwości rychłego zatopienia oręża w biednym czerepie. Oczywiście obecnie stanowiło to swoiste przekomarzanie się i od w ogóle jakiejkolwiek dopuszczalności, było odległe jak Księżyc od Ziemi, a przynajmniej balansowało daleko poza przypuszczalnymi działaniami platynowej panny.
- Nie uznaję Cię za nic, poza moim pracodawcą i jednostką wybitną, a że swoista pomoc w utrzymaniu tego stanu leży także i w moich kompetencjach, naturalnym jest, że niekiedy wnikam w sposoby spędzania przez Ciebie, wolnego czasu...
Odparła być może nie na tyle surowo, ile wypadałoby i odbiegła spojrzeniem równie pośpiesznie, jak i on, miotając nim przez moment w poszukiwaniu elementu godnego bliższej analizy, a w istocie, godnego odwrócenia wzroku od jawnego przykładu publicznego zgorszenia, jaki to obecnie śmiał na nią spoglądać, łapczywie oczekując odpowiedzi. Wzmiankę o wąsie skwitowała jedynie uśmiechem, mając przy tym głęboko zakorzenioną nadzieję, że owy pomysł szybko go opuści i daruje sobie zapuszczanie takowego w trybie jak najszybszym. Wąsiasty Loki? Tak wielkie sprzeczności nie mogły istnieć razem, przynajmniej w jej mniemaniu, oj nie.
- Słucham??
Nacisk na pytanie natychmiast ściągnął jej wzrok z jawnej eskapady i sprowadził w pierwotne jego miejsca, bezpośrednio na blade lico głoszącego istne herezje, jegomościa. Czy on aby nie żartował? Fakt, nie mogła się nie zgodzić, że większość jej misji nie dotyczyła bezpośrednio kobiet i to nie im były w domyśle dedykowane, choć wpływanie na jednostki żeńskie także nie stanowiło dla niej bariery, stąd posądzenie o brak wiarygodności było co najmniej ją raniące, choć z drugiej strony... sprawa do innym miała się o tyle inaczej, że miała być prowadzona w duecie z jej, z której strony by nie patrzeć, szefem i zdolna była naruszyć wątła linię stricte na polu pracownik-pracodawca, w przypadku podjętego przez nich teatru. Nie chciała takiego obrotu spraw, zwłaszcza, że perspektywa wdania się w relację wykraczającą ponad ramy przyzwoitości wobec funkcji przez nią pełnionej, mogła równie beztrosko ukrócić jej wszelakie dotychczasowe starania, o które przecież tak dzielnie zabiegała. I owszem, choć wydawał jej się osobą atrakcyjną, w wielu kręgach niewątpliwie pożądaną i uwielbianą, perspektywa ich relacji była mocno zawężona i odbiegająca dramatycznie od w ogóle pojęcia, jakimi w teorii wspólnie operowali nie tak dawno przecież. Była jego pracownicą, na dodatek jednostką, która pomagała jego potoku myślowemu na racjonalne i stosowne ukierunkowanie, a gdyby i owa została utracona... nie, to z pewnością nie poddawane było jakiejkolwiek dyskusji. Myśli poczęły kłębić się pod bladym włosiem, powoli jednak układając się w przykrą dla kobiety, acz logiczną całość, stopniowo ukazując jedyną z możliwości, jakie mogła uznać za nie uwłaczające honorowi na tyle, aby mniej lub bardziej przychylnie się do niej odnieść. Wstała w chwilę po nim, prostując niemrawo nieco już zastygłe kończyny i zbliżając się do swego towarzysza na tyle, aby zachować przy tym stosowny dystans, w chwilę po tym podpierając wnętrza obu dłoni na zajmowanej przez niego barierce, zwiększając tak nawiasem, ciężar jaki na nią oddziaływał.
- Zrobię to.
Odparła nagle, przerywając powstałą pomiędzy nimi ciszę, chyba po raz pierwszy od początku spotkania. Oczywiście, mężczyzna nie mógł wiedzieć, że jakakolwiek odmowa byłaby ujmą dla jej kompetencji i oddania sprawie na tyle, aby utwierdzać go wszak w lojalności, z której do tej pory wywiązywała się celująco. Nie wiedział o tym również, że barierka jako chyba jedyna z części spróchniałego teatru, nadal był solidna i stabilna, a utrzymanie na swym ramieniu dwóch istot, nadal nie stanowiło dla niej żadnego problemu.

Loki - 9 Grudzień 2011, 16:51

Loki nie widział nic złego w niewinnej dyskusji. Uważał ją wręcz za pożyteczną. Dobre ćwiczenie, choć czasami potrafiło być męczące, zwłaszcza gdy rozmawiało się na temat, który był tak naprawdę indywidualną opinią. To znaczy, trudno przekonać kogoś, że różowy to ładny kolor jeśli jego zdaniem jest brzydki. Stąd zapewne powiedzenie, że o gustach się nie dyskutuje, a jednak ta dwójka zdawała się nie zwracać uwagi na jakiekolwiek wyznaczane przez dobre wychowanie limity. No i o ile w przypadku Amadeusza, który z szlacheckością nie miał zbyt wiele wspólnego poza tym, że pysznił się jak paw i kroczył po ulicach zupełnie tak jak gdyby po podcięciu mu gardła miała zeń trysnąć krew barwy błękitnej, o tyle Cecille sama w sobie odebrała bez wątpienia staranne arystokratyczne wychowanie. Jej nieustępliwość była więc zastanawiająca. Lokiemu zawsze wydawało się, że o ile mężczyźni z wyższych sfer zawsze uważali, że wiedzą wszystko i dzielnie trwali przy swoim, to kobiety były bardziej ustępliwe, głównie dlatego iż szkolone były w sztuce pełnienia roli 'dobrej żony' a taka zawsze miała kiwać głową na słowa swojego małżonka. Bez wątpienia taka potakująca blondynka byłaby zdecydowanie mniej interesująca. Mało tego, byłaby mniej przydatna! Bo mężczyzna potrzebował od czasu do czasu jej uwag. Może nie dlatego, że jakoś drastycznie zmieniały jego sposób widzenia danej kwestii, ale na pewno pozytywnie motywowały i stymulowały jego umysł. Czasami po prostu nie chciało mu się już dalej nad czymś myśleć. Doświadczenie, które posiadał gwarantowało mu niemalże rację w pewnych kwestiach i czasami po prostu popadał w tak zwaną brawurę. W takich sytuacjach bardzo dobrze jest mieć pod ręką kogoś, kto nam na to nie pozwoli, kto zwróci uwagę na inne możliwości, których było przecież zawsze całkiem sporo. Choć rzeczywiście zwykle ich rozmowy były dość przelotne, skupiające się na biznesowym charakterze ich relacji. Rozmawiali o raportach, doniesieniach i tym podobnych sprawach, jednak w zasadzie i tak czas spędzany z Cecille przekraczał czas, który poświęcał innym szpiegom. Bo czasami zdarzyło mu się do niej zagadać właśnie w kwestii dotyczącej Pajęczyny, co do której nie podjął jeszcze decyzji i tak dalej i tak dalej. Chwała więc, że dziewczyna nie postanowiła wydać się jakiemuś fircykowi, tym samym siebie unieszczęśliwiając, a Lokiego pozbawiając bardzo przydatnego towarzystwa. Może właśnie świadomość, że dziewczyna niespecjalnie miała jakiekolwiek inne opcje postępowania, sprawiała, że mężczyzna na tak wiele sobie przy niej pozwalał? Jeśli ktoś z taką sukcesywnością pali za sobą wszystkie mosty, może jedynie liczyć na to, że ścieżka którą wybrał jej słuszna i trzymać się wytyczonego przez nią szlaku. Ona zaś wybrała ścieżkę szpiega, której kierunek i zwrot narzucany był przez niego właśnie, gdyby zaś wpadła na pomysł by w jakikolwiek sposób nadużyć tego, na co jej pozwalał, z pewnością miała sporo do stracenia. U niego na pewno nie mogła też narzekać na możliwości rozwoju własnej ambicji. Jasne, nie mogła już wspiąć się wyżej w Pajęczynie, jednak z pewnością czekało na nią jeszcze sporo wyzwań i zadań, do których będzie musiała się solidnie przygotować. Sprawa zabójstw, z którą mieli do czynienia z pewnością, była jedną z pierwszych na tej liście. Zadanie nie będzie łatwe, chociażby dlatego, że ruch rebeliantów, który to miała inwigilować rozrósł się na tyle, że dotarcie do przywódcy może okazać się nie lada wyzwaniem. Chyba, że uda jej się go znaleźć w sytuacji innej niż planowanie kolejnego posunięcia, kiedy będzie odpoczywał chociażby. Z tego co Loki wiedział o Viperze, lubił długie spacery więc Cecille będzie miała największe szanse spotkać go właśnie tam. Jednak nie zamierzał jej aż tak ułatwiać zadania. Zaopatrzy ją jedynie w akta mężczyzny, które...
Sięgnął do kieszeni płaszcza i minimalnie się skrzywił. Nie wziął ich ze sobą. Westchnął ciężko. Wszystko przez tą sprawę z Adrien. Wychodząc z rezydencji nie zgarnął tej nieszczęsnej teczki. Szlag by to... Zastanawiał się przez chwilę, czy nie umieścił gdzieś kopii. Cóż, powinna być taka w jego mieszkaniu w krainie luster, ale nie chciało mu się łazić tam i z powrotem. Będzie musiał coś wymyślić. A miał jej wręczyć zestaw akt mężczyzny wykonany w MORII i skopiowany mu osobiście przez Fausta. Niech to. Ostatnio naprawdę co raz mniej ‚ogarniał’. Zdaje się więc, że osoba taka jak Cecille stawała się jeszcze bardziej niezbędna. Najlepiej mieć taką pod ręką dwadzieścia cztery godziny na dobę. Sam Loki nie zwrócił jakoś uwagi na fakt, że wcześniej nie przyglądał się zbytnio jej poczynaniom. A raczej, przyglądał się, ale nie prosił jej o raport z planu działania. To było może nietypowe, ale w jego odczuciu całkiem zrozumiałe jeśli wziąć pod uwagę delikatność sytuacji. Zmarszczył lekko brwi, gdy pod skórą wyczuł jej dziwny opór. Był już dostatecznie zirytowany własnymi myślami by teraz jeszcze kwestionowano jego rozkaz.
-No to najwyraźniej poprosiłem Cię o określenie tego Tichy.-zwrócił się do niej po nazwisku, najwyraźniej coś w tej sprawie wyraźnie burzyło jego poczucie własnego komfortu i równowagi-Widzę, że Cię przeceniłem. Czy obserwowanie Vipera nie powinno być dla Ciebie już codziennością? W końcu dość często pojawia się w Twoim sektorze. Z resztą, nieważne, masz tydzień na przygotowanie mi planu działania chcę go mieć dokładnie siedem dni od teraz, co oznacza, że w piątek o...-wyjął z kieszeni srebrny zegarek kieszonkowy i zerknął na jego elegancką tarczę-16.27 mam go mieć na stole-zarządził i wsunął drobny, cenny przedmiot z powrotem do kamizelki-Jeśli chodzi o akta... Poproś Fausta, żeby zrobił Ci odpis tych, które mają w MORII, to powinno Ci wystarczyć... Chociaż-zmrużył na moment powieki i westchnął-Nie, Kalkstein może być w najbliższym czasie nieosiągalny... W takim razie jak skończymy tutaj musimy udać się do mojej rezydencji, powinienem tam gdzieś mieć komplet.-rzucał komendami jak z rękawa, zupełnie tak jakby nagle zapomniał o całym napięciu, które napierało na niego jeszcze przed chwilą z taką siłą. Teraz wyraźnie odczuwał jedynie poirytowanie faktem, że próbowała mu serwować jakieś wymówki... A przynajmniej tak to zostało przez niego odebrane. Bo co? Nie chciała mu koniecznie chwalić się swoimi zamierzeniami? Cóż, jeśli chciała się rudzielcowi dobierać do rozporka to on chciał mieć to na piśmie!
‚Punkt dziesiąty, dobiorę mu się do rozporka. Punkt jedenasty rozkocham go w sobie i wydobędę informacje’, jeśli tak zamierzała działać, to dlaczego do licha nie zatrudnił prostytutki? Miał ich w końcu całkiem sporo w swoich szeregach i z całą pewnością myśl o podobnych działaniach z ich strony nie wzbudzałaby w nim tak nagłej irytacji. Z resztą, czy blondynki nie stać było na coś lepszego? Ech, kogo próbował oszukać? W tak krótkim czasie to była najlepsza metoda, a fakt, że właśnie miażdżył trzymaną w kieszeni paczkę papierosów, niczego w tej kwestii nie zmieniał.
Piegi. Każdy miał jakąś słabość prawda? Jedni mężczyźni lubili miętosić w dłoniach gigantyczne piersi, inni skłaniali się ku czemuś innemu. Każdy miał jakieś preferencje. Fakt, że Cecille trafiła w dość wysublimowany gust Lokiego z taką precyzją, był doprawdy zdumiewający. Mężczyzna był już bowiem przekonany, że nigdy nie uda mu się spotkać kobiety odpowiedniej pod wszystkimi względami. Inteligentnej, lojalnej, a do tego urodziwej. Aż tu nagle pojawia się taka jedna lunatyczka i przewraca mu świat do góry nogami. Jakim, jakim ja się pytam prawem? Stawiała go w naprawdę niekomfortowej sytuacji, w której znaleźć się nigdy nie chciał. Czuł się gorzej niż cholerny Faust, choć miał świadomość, że intensywność jego uczuć w stosunku do niej, podobnie jak stopień zawoalowania siebie samego w iluzji, w której to te nie istniały wcale był skrajnie odmienny. Niemniej fakt, że jeszcze nie tak dawno prawił komuś mądrości na temat walki o swoje sprawiał, że ze zdwojoną siłą odczuwał ironię sytuacji. Z drugiej strony, to nie było to samo. Po pierwsze, Cecille jako profesjonalistka bez wątpienia nie czuła się podobnie, a po drugie... Dążąc do zaspokojenia pewnych idyllicznych zachcianek mógł zaryzykować stratę czegoś o wiele ważniejszego. Faust, nie był postawiony przed podobnym wyborem. Ten potok myśli powstrzymał go od skomentowania jej słów czymkolwiek więcej niż tylko jednym, nieco niemrawym uśmiechem. Ogólnie całość dylematów jaka postanowiła się na niego zwalić tak gwałtownie, była dość ciężka i nieprzyjemna w dźwiganiu. Bo nie chodziło oczywiście o kwestię samej potomkini wikingów, ale także o całą tę sprawę z jego własną, ostatnimi czasy jeszcze bardziej niż zwykle powichrowaną osobowością. Fakt, że nie potrafił do końca nad sobą panować drażnił go niepomiernie. Czuł niemalże jak jakaś śruba przeskakuje mu w mózgu zmieniając sposób myślenia, a jednak nie potrafił samodzielnie decydować o tym kiedy i jak to się stanie. W dodatku, z podobnym problemem zdradzał się przed co raz większą ilością ludzi. Do tego dochodziła sprawa z Faustem. Nagle zwaliła się na niego w całej swej wyrazistości świadomość jak wiele pozwolił mu zobaczyć. Nekromanta widział go takim jakim go widzieć nie powinien i cholera wie jak poważne przyniesie to z sobą konsekwencje. Wobec takich problemów, demon odczuwał co raz dotkliwiej upływ energii, nie w sensie fizycznym, a psychicznym. Czuł się momentami niemalże tak jakby odwrócił swoją sytuację o 180 stopni. Kiedyś, to umysł był nazbyt silny w zestawieniu ze słabym ciałem. Teraz zaś, problematyki ciała nie ogarniał zmęczony umysł, który potrzebował chwili odpoczynku nawet jeżeli teoretycznie ciało mogło funkcjonować jeszcze długo na pełnych obrotach. Westchnął ciężko. W takiej sytuacji trudno było opierać się samemu sobie. Nie mówiąc już o pięknej dziewczynie.
‚Nie uznaję Cię za nic poza pracodawcą’. Te słowa zdawały się nieść echem po jego nagle opróżnionej głowie. Nie czuł się najlepiej, co zresztą odmalowało się dość wyraźnie na jego twarzy. Gwałtowność z jaką zmieniały się jego nastroje była doprawdy zdumiewająca. Chciał przez chwilę chyba nawet rzucić jakimś zgryźliwym komentarzem, ale niewiele z tego wyszło. Równie szybko jak zaczął wciągać ją w swoje prywatne życie, postanowił ją z niego wypchnąć, czego rezultatem było sięgnięcie do kieszeni po papierosa i zostanie skonfrontowanym z faktem, że zostały one wszystkie potwornie wymiętoszone. Wszystko przez tego cholernego Vipera. Niemal warknął. Chciał zapalić, musiał zapalić. Musiał wyjść z tego przeklętego, rozwalającego się budynku. Musiał znaleźć się jak najdalej od niej. Przez moment zdaje się szybował jakoś daleko ponad budynkami, trzymany przy ciele jedynie uciążliwą i obsesyjną myślą o tytoniowej używce. Ściągnięty na ziemię dopiero nagłym spostrzeżeniem, jakim był brak Cecille na miejscu, które dotychczas zajmowała, a jej obecność tuż obok, opierającej się o tę samą barierkę.
Mężczyzna uśmiechnął się niemrawo.
-Wiem, że to zrobisz-oświadczył z całym spokojem, na jaki było go w tej sytuacji stać-Zrobisz co Ci powiem, bo jesteś profesjonalistką-orzekł co zabrzmiało jednocześnie jak komplement i jak obelga-Jednak ja zachowałem się nieprofesjonalnie karząc Ci ingerować w swoje własne prywatne sprawy. Zdaje się, że przez całą tę sprawę z zabójstwami jestem nieco rozkojarzony. Musisz mi więc wybaczyć i zapomnieć o tym całym galimatiasie. Zamiast tego proponuję zlokalizować teczkę z aktami Vipera, która też bez wątpienia Ci się przyda... Nie palisz prawda?-wiedział, że nie paliła i nawet nie liczył, że będzie miała pod ręką nawet pół szluga, ale niech to szlag trafi zaraz dostanie jakiegoś ataku szału jeśli nie zapali. Zaklął siarczyście w myślach.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group