To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Herbaciane Łąki - Pierwszy Jednorazowy Bal Kolejowy

Soph - 13 Lipiec 2012, 19:51

Po czasie odpowiednim, by wysączyć z przyjemnością koktajl malinowy, Sophie stwierdziła, że należałoby zmienić miejsce. Pomijając te wszystkie książki traktujące o "mistrzach inwigilacji", wniosek był i tak jeden: najlepiej ukrywać się, przebywając na widoku.

Odłożyła więc wysoką szklankę na usłużnie podsuniętą przez kelnera tacę i po podziękowaniu za obsługę kiwnięciem głowy, ruszyła skrajem parkietu. Jeśliby została w tym samym miejscu bez potrzeby, bez celu, zwróciłoby to zbytnią uwagę jako nienaturalne. A tego nie chcemy. Szczególnie w aspekcie panienki Irvette.

Przemknęła pomiędzy tańczącymi, próbując znaleźć dobry widok na balkon. Zahaczyła spojrzeniem o grupkę ludzi przy stolikach pod ścianą; niecodzienne było to, że goście zazwyczaj przebywali jedynie w parach, a oni właśnie zaczynali tańczyć wszyscy razem jakiś taniec-wygibaniec, ponadto jedna z dziewczyn miała włosy w kolorze gumy balonowej. Było to tak nietypowe, że w pierwszym odruchu Sophie zamierzała podejść i zapytać, bez względu, że zabrzmiałoby to zbyt ciekawsko, czy są farbowane.

Zaraz jednak jej wzrok przykuł wysoki mężczyzna w pięknym, egzotycznym, cytrynowym fraku, a ułamek sekundy później uwagę przyciągnęło wypowiedziane dwukrotnie gdzieś za jej plecami słowo "przedstawienie".
Zastygła w bezruchu, zdumiona i zaciekawiona. Czyżby ten wieczór miał się nie okazać kompletną stratą czasu?
Obróciła się w stronę głosu. Poprzez dwie tańczące pary zobaczyła dwójkę jedynie rozmawiających ludzi. Była prawie pewna, że to któreś z nich mówiło o przedstawieniu, a jeśli tak, to z pewnością musiało wiedzieć coś więcej.

Nagle przyjrzała się bardziej dwójce, na którą zwróciła uwagę. Kobieta była, owszem, śliczna - choć intensywność mrugania rzęsami i powłóczyste spojrzenia rzucane ku towarzyszowi prowokowały w głowie Sophie tylko jednego typu myśli - jednak to nie o nią chodziło dziewczynie.
Oboje stali do niej bokiem, więc przeszła parę kroków, by dojrzeć wyraźnie twarz białowłosego mężczyzny.

Gdy dowiedziała się, że państwo La Corix jednak życzą sobie, by ktoś jednak miał oko na ich pociechę, należało się jeszcze zorientować, czym w zasadzie będzie rzeczony bal. Wypytała oczywiście pokojówki pracujące z nią w posiadłości - to one, wbrew pozorom, wiedza wszystko i najdokładniej o wszystkim.
W świetle zasięgniętych informacji, gdyby potrzebowała gospodarza, miała szukać zimnookiego, wysokiego Upiornego Arystokraty o śnieżnych włosach.

Natomiast młody mężczyzna, który ukazał się jej oczom, wyglądał.. Nie, użycie tak modnego ostatnio słowa "fajny" byłoby grubym niedomówieniem. On nie był fajny ani sympatyczny. Był niezwykle pociągający, w sposób, którego powinny się wystrzegać panny z dobrych domów. Szalenie przystojny z powodu tego powściągliwego uśmiechu na ustach. Zdawał się sprawiać wrażenie, iż będziesz najszczęśliwszą w pomieszczeniu, jeśli poświęci ci choć odrobinę swojej uwagi. Był postawny i hardy, i nie było w nim w żadnym wypadku czegokolwiek z prezencji miłego chłopaka z sąsiedztwa. A jednak jego oczy błyszczały, ukazując humor właściciela, a postawa ciała i sposób, w jaki zwracał się do rozmówczyni przekonywał, że mężczyzna mógłby być inteligentnym i miłym towarzyszem.
Sophie zatrzymała się i jeszcze raz spojrzała na gospodarza.

Dziewczyna nie miała pojęcia, co myśleć o arcyksięciu Agasharrze Rosarium. Pewnie najprościej byłoby z nim porozmawiać. A za pomysł zbudowania linii kolejowych w Świecie Luster na starcie zdobył u niej punkt.

Tyk - 13 Lipiec 2012, 23:45

Kocie uszy są niezwykle interesujące. Inne od ludzkich, znacznie delikatniejsze, a przy tym pokryte przyjemny w dotyku, mięciutkim futerkiem. Dlatego też wzbudzać mogą niemały zachwyt. Jednocześnie ujmują powagi, a tego Vivienn by nie chciała. Kto zdolny jest spojrzeć na szybki ruch kociego ucha i nie uznać tego za urocze, lecz za zupełnie niepoważne. Chociaż wzbudza to uśmiech, to nie warto używać ich właśnie na balu. Dobrze jednak, że ich ludzka odmiana poświęciła sporo uwagi słowom Rosarium. Ważne jest bowiem, szczególnie dziś, aby słuchać drugą osobę. Ta umiejętność bardzo często jest niedoceniona. Ten brak szacunku dla rozmówcy jest, jakby na to nie spojrzeć, przekleństwem . Utrudnia zrozumienie drugiego człowieka, prowadzi do licznych konfliktów, a co więcej utrudnia dotarcie do celu. Każdego celu, którego człowiek nie jest wstanie osiągnąć sam. Co więcej umiejętność słuchania jest szczególnie ważna w wypadku dwóch skrajnych grup ludzi. Po pierwszy charyzmatycznych jednostek, które za pomocą mowy niewerbalnej potrafią przyciągnąć słuchacza, a werbalnie okazują takie zaangażowanie, że potrafią zarazić nim drugą osobę. Takich ludzi należy umieć słuchać, gdyż ich zręczne słowo potrafi zamalować treść grubą warstwą formy. Gdy ktoś taki prosi o pomoc, jego rozmówca uśmiech się i na wszystko zgadza, żeby później nie wiedzieć o czym była rozmowa. Druga grupa natomiast, to ludzie nie mający odwagi rozmawiać z osobami im nieznanymi. Ich dużym problemem jest ściszony głos oraz trudność wydobycia każdej zgłoski. Ludzie ci, są trudni do zrozumienia z oczywistych powodów, lecz paradoksalnie znacznie łatwiej jest dogadać się z nimi, o ile tylko człowiek ma dość cierpliwości, by po raz któryś pytać „Co mówisz?” Niemniej istotne jest słuchanie przy ludziach mówiących niewyraźnie, zbyt szybko, bądź nieznających za dobrze języka. Na całe szczęście jednak, zarówno Rosarium jak i Vivienn potrafili siebie nawzajem wysłuchać. Dlatego też jedyny problem jaki może się tu pojawić, poza piękną grą orkiestry i gwarem balujących, jest właściwa interpretacja treści wypowiedzi drugiej osoby. Na szczęście jednak było to trudne w wypadku pytania o napicie się wina. Mogło wydać się oczywistym, że celem tego nie jest upicie się, bo nie wypada opuścić wystawnego przyjęcia dla łazienki (W tym celu zresztą nigdy nie wypada…), a poza tym i alkohol nie całkiem ten co powinien. Chodziło przecież tylko o nawilżenie ust i gardła, dla lepszego brzmienia głosu. (Tak, tak wmawiaj sobie, a Viv i tak chce upić Tyka.) Napój, przygotowany z niemałym zaangażowaniem gdzieś we francuskiej winnicy, sięgającej tradycjami jeszcze czasów rzymskich, a sprowadzony przez Rosarium specjalnie dla gośći, wart był mszy… znaczy balu. Dlatego też z ust Agasharra padła tylko krótka odpowiedź.
-Z przyjemnością się z panią napiję wina.
Nim skończył mówić już zdążył zawołać do siebie służącego z tacą i wziąć od niego wino, przy czym jedno wręczył Vivienn. W stronę dachowca została wysunięta ręka nie trzymająca laski. O ile utrzymywanie laski dwoma palcami, przy trzymaniu napoju wygląda dobrze, to już podawanie komuś wina z wahadełkiem na ręce jest niewybaczalnym błędem. Minęły może trzy, kto wie czy nie cztery nieco tylko dłuższe chwile, a już Rosarium trzymał w wolnej ręce swoje wino, wciąż przyglądając się rozmówczyni. Nie spodziewał się jednak, że będzie coś na tyle ważnego, aby szeptać. Natomiast sama treść… z jednej strony Agasharr już zdradził jej, że jedną z aktorek będzie Ciel, z drugiej nie mógł dalej iść tą drogą, gdyż aktorów naprawdę nie było tak wielu, a więc zdradzenie zbyt wielu mogło okazać się zepsuciem całej niespodzianki. Ciekawa wydał się Rosarium jednak propozycja. Co prawda dla niego wskazana osoba wcale nie była odpowiednia do przedstawienia, ale kto wie czy nie będzie dobrze pójść za radą. Trzeba będzie przemyśleć. Nie wolno zapominać, że rady są zarówno dobre jak i złe. Z jednej strony te rady, które prowadzą do zdobycia wielkich wpływów, jak te, którymi dzielili się triumwirowie zanim się pozabijali. Z drugiej strony zaś rady złe, które z egoistycznych pobudek, czy z głupoty prowadzą człowieka ku upadkowi. Czy jednak należy obawiać się każdego? Nie każdy człowiek jest twoim wrogiem. Na dodatek brak zaufania może czasem stworzyć nowych wrogów. Niestety jednak nie ma zasad i każdy musi sam odkryć kto jest wrogiem, a komu należy ufać. Na razie jednak odpowiedź jaką Rosarium udzielił niewiele miała wspólnego z zaufaniem.
-Zmuszony jestem odmówić, aby nie psuć niespodzianki. Co zaś się tyczy Pani propozycji, to obiecują ją przemyśleć, a odpowiedź dam już niebawem, tak samo jak niebawem nadejdzie czas, w którym wszyscy aktorzy pokażą swoje twarze.
Natomiast Rosarium nie zwrócił zbytniej uwagi na sporą grupkę rozmawiających osób, lecz teraz wydało się mu to nieco dziwne. Wszakże nie wolno nam zapomnieć, że na balach zwykle tańczone, lecz łatwo to wytłumaczyć. W końcu ile można tańczyć? Dyskusja również jest niezwykle ważnym elementem przyjęcia. Dobra dyskusja może być naprawdę ciekawym doświadczeniem, czasem nawet równym tańcowi. Dlatego też ważne było, aby człowiek mówił prawdę, a przynajmniej nie kłamał nachalnie. Za to Vivienn pomimo swoich licznych wad nie musiała jak dotąd kłamać. Co więcej jej wady można było zmienić na zalety w pewnych okolicznościach. Mowa oczywiście o zbyt dużym zamiłowaniu do psot, lecz gdy tylko jest to wykorzystywane przeciwko wrogom zmienia się spojrzenie. Do rzeczy jednak, białowłosy miał pewien cel w zadaniu właśnie takiego pytania.
-Tak, kłamcy potrafią być nudni. Oczywiście mowa o tych kłamcach, którzy nie są zdolni wymyślić kompletnego kłamstwa lub wymyślają je za dobrze, przez co rozmowa z nimi staje się doświadczeniem dość nieprzyjemnym. Jeśli natomiast mowa o drugich, to każdy ma swoje sekrety, których nikomu nie chce wyjawiać.
Po tych słowach pozwolił sobie na skosztowanie odrobiny wina. Niezbyt wiele, nikomu się nie śpieszyło, aby wypić wszystko od razu. Natomiast gdy przeszli do tańca, to Rosarium uśmiechnął się. Z drugiej strony taniec to coś co lepiej doświadczać, niż o tym rozmawiać.
-Za najwspanialsze uważam tańce powolne, pełne dostojeństwa i specyficznego patosu, tylko im właściwego. Co nie oznacza, że gardzę jakimkolwiek innym rodzajem tańca. Istotną sprawą, jak zresztą się Pani domyśle, jest humor.

Anonymous - 16 Lipiec 2012, 12:02

(Friedrich - Blondynka?Czyli,że ja ? ^,^''' )
Zmarszczyła swoje czoło mierząc wzrokiem te parę osób, z którymi od jakiegoś czasu dyskutuje.
-Em.. - Popatrzyła na Friedricha zastanawiając się głośno.
-Tak sobie myślę, że lepiej będzie jednak jeśli najpierw zatańczymy,a później zjemy, w końcu resztki energii jaką mamy w sobie zużyjemy i zrobimy się bardziej głodni, a kolejny tego plus jest taki, iż zasmakujemy więcej potraw.
Poznamy dzięki temu dobrze kuchnię balową.
- Oznajmiła z przekonaniem i zaraz dwiema dłońmi pochwyciła swej sukni boczne strony i zaraz drobnymi kroczkami zaczęła gnać w stronę parkietu zaraz za Bikko.
Oglądała się za Agnes i Friedrichem , po chwili jednak wróciła po nich i każdego z osobna złapała za rękę drobnymi swymi palcami.
Rozhuśtała na boki ich dłonie i nie przestawała się przy tym uśmiechać.
-Nono, balujemy! A później dopiero rzucimy się na kolację jak te dzikie hieny na mięso.. - Zażartowała głupiutko zerkając to na Fred'a ,to na Agneś i Bikko.
Jej wzrok za moment przywołało okno , które było całkiem blisko, dostrzegła czekoladowe jezioro i aż westchnęła z lubością.
-Ah, a później, a później.. no właśnie. A później może nam się uda wszystkim razem wybrać nad czekoladowe jezioro, jeśli nie dziś to kiedyś indziej, porozumiemy się za pomocą listów czy też naszych zwierząt, coś się z pewnością wymyśli - Oświadczyła wciąż nie puszczając dłoni chłopaka i dziewczyny.
Suknia Daphne bujała się na boki w rytm melodii, którą grali `muzykanci`.
Rytmicznie kołysała swymi bioderkami i promienny uśmiech ani na chwilę nie znikał z jej tak rozświetlonej buźki.
Swoją drogą co chwilę powracała myślami do własnej propozycji ,że może kiedyś jednak uda im się ponownie wspólnie spotkać i kto wie może niekoniecznie przepluskają się w czekoladowym jeziorze, a być może w jakimś innym albo jeszcze lepiej - w morzu.

Anonymous - 16 Lipiec 2012, 12:39

McReusen kiwnęła z uprzejmością głową w ramach podziękowania za podarowanie jej lampki wina.

-Sądzę ,że od czasu do czasu wypicie wina to nie grzech. To czysta przyjemność dla ust i gardła Sir. -

Uśmiechnęła się zaraz maczając swe ponętne usta w owym trunku.
Wcześniej zanim jeszcze dostała dany alkohol odstawiął swój wahlarz za siebie , na parapet murmurowy, który był zaraz za nią. Stali przy pięknych dużych firanach, których nie dało się minąć bez podziwu, były potężne, a zarazem takie lekkie i niebanalne. Wyjątkowe to mało powiedziane. Ich kolorem była krwista czerń z nićmi czerwieni róży, to tak pięknie wyglądało.. Niby materiał,a jednak robił ogromne wrażenie, bynajmniej na panience Cécile.
Dokładnie. Nie każdy człowiek, istota jest wrogiem choć łatwo się przy tym pomylić jeśli ktoś jest mistrzem aktorstwa, a z własnego doświadczenia panienka wie, że to bardzo często się zdarza i wiele było, jest i będzie takich przypadków gdzie zostaniemy oszukani przez bliskich..
Kiedy Rosarium odpowiedział,że niestety wyjawić tajemnicy nie może kobieta jedynie skinęła głową.

-Rozumiem Sir, że chcesz zaskoczyć wszystkich by zapamietali ten bal na bardzo długo.
Wracając jednak do tańca. Zgodzę się chęć na szybki czy tez wolny taniec zależna jest od humoru bądź też nastroju danej osoby. I sądzę,że to co teraz powiem jest standartemi niczym niezwykłym. Osoba przeważnie czująca się smutnie bądź chcę wyglądać poważniej wybier amuzykę wolniejszą. Osoba energiczna bądź ta co radość ją rozpiera wybierze szybszą - to naturalna kolei rzeczy.-

Stwierdziła zaraz wystawiając kieliszek w stronę Rosarium.

-A może wypijemy za coś proszę Pana? -

Spytawszy go o to uniosła starannie i nieco może kokieteryjnie kąciki swych ust ku górze.
Jeśli nie będzie czuł takiej potrzeby ona w myślach wypowie swe życzenie i przepije je tak dobrym winem. Wtedy nie będzie możliwości by się ono nie spełniło.

Anonymous - 16 Lipiec 2012, 13:33

Odpowiedź białowłosego uspokoiła Alice, zdecydowanie. Ta cała Tunrida to tylko służka, i to nie jakaś najważniejsza, a zaledwie "jedna z wielu"! Tak, teraz wszystko było dobrze. Nie miała nawet specjalnej ochoty ganić się za to, że tak łatwo się tym wszystkim przejęła. Zbyt łatwo.
Słysząc zaraz następującą po wyjaśnieniu propozycję, Alice obdarowała rogacza swoim najśliczniejszym uśmiechem, tym, w którym kryła się radość dziecka obdarowanego swoimi ulubionymi słodyczami.
- Z przyjemnością - odparła łagodnym, miękkim tonem, w którym słychać było spokojną pewność siebie. Powoli zaczynała czuć narastającą sympatię do naszego upiornego arystokraty, poza tym naprawdę cieszyła się na wizję wspólnego spaceru z białowłosym po nieznanych, acz pięknych zakątkach Krainy Luster. Gdzieś tam głęboko w środku poczuła delikatne ukłucie niepokoju - co, jeśli zmyślał? Jeśli wcale nie zamierzał dotrzymywać obietnicy, a był to jedynie chwyt na nowo poznane panienki? Odgoniła jednak to uczucie, by nie psuć sobie radosnej chwili.
Po kilku sekundach ona również zorientowała się, iż muzyka grana przez orkiestrę zmieniła się i nie pasuje do tego, co tańczyli. Na zadane przez rogacza pytanie odpowiedziała skinieniem głowy, jednak nie była pewna, czy je zauważył. Mimo to poprowadził ją do miejsca, w którym gości przybyłych na bal było znacznie mniej. Idąc, blondynka delikatnie zacisnęła palce na ramieniu młodzieńca, przytrzymując się go. Nie, teraz bliższy kontakt nie był już dla niej problemem - po prostu w tańcu nie czuła się zbyt pewnie, tak łatwo można było się potknąć, zaczepić o coś, wszystko zepsuć... Gdy oddalili się już od parkietu, odetchnęła w duchu z ulgą - w gruncie rzeczy nie przepadała za tłumami, a już z pewnością nie czuła się dobrze, gdy musiała znaleźć się w samym ich środku. Teraz zaś w spokoju będą mogli porozmawiać i dowiedzieć się czegoś o sobie, poznać się lepiej.
Przyjęła od rogacza kieliszek szampana i pociągnęła łyk. Chwilowo miała pustkę w głowie i nie wiedziała, o co można go zagaić. Zrobiwszy kilka drobnych kroczków, podeszła do pobliskiego okna i...
- Łaaaał. - westchnęła. Z podziwem, z zaskoczenia, ze zdziwienia... Wielkie jezioro wypełnione po brzegi czekoladą nie było przecież tym, co spodziewała się ujrzeć w tej przedziwnej Krainie. Właściwie, czy spodziewała się czegokolwiek? Niespecjalnie, dlatego na każdym kroku łatwo było ją zaskoczyć i tak właśnie się działo. Na chwilę odwróciła twarz od od okna, z powrotem skupiając uwagę na rogaczu, zaraz jednak z powrotem niemalże przykleiła nos do szyby, napawając się widokiem. Przyjaciele blondynki nie byliby zdziwieni jej reakcją - wiedzieli wszak, że w Alicji jest bardzo dużo z dziecka, dzieci zaś uwielbiają słodycze!

Tyk - 16 Lipiec 2012, 17:11

To co jest grzechem, a co nim nie jest, w dużej mierze zależy głównie od sytuacji. Tak bowiem coś tak banalnego jak wypicie soku pomarańczowego może okazać się zbrodnią nie mniejszą niż zabójstwo. Kiedy? Chociażby wtedy, gdy przez ten sok nie udzieli się pomocy komuś, kto potrzebuje jej bardziej niż powietrza. W tym wypadku jednak, wypicie wina nie było grzechem, temu nie wolno przeczyć. Wszystko na świecie jest bowiem stworzone dla ludzi i tylko od nich zależy w jaki sposób zostanie wykorzystane. W pewnej książce było jabłko, którego ludziom nie wolno było nigdy spróbować, lecz winogron to nie jabłko. Różnica jest ogromna. Wiedząc jednak, że dawni słynęli z metafor, trzeba zapytać czy alkohol nie jest czasem tym co dla ludzi jest zakazane. Co sprowadza ich ku najgorszemu. Moim zdaniem taka teza jest całkowicie błędna. Po pierwsze dlatego, że tamto jabłko było zakazane nie przez szkodliwe działanie (takich samych jabłek było wiele), a z zupełnie innego powodu. Można to nawet odczytywać jako głupotę ludzi, którzy chociaż mają niemal wszystko, dotkną to czego nie mogą. W wypadku alkoholu natomiast było inaczej. Posiadał liczne efekty uboczne, lecz samo jego spożywanie nie sprawiało, że człowiek będzie żył gorzej. Dopiero nadużywanie, połączone z wydawaniem zbyt wielu pieniędzy, prowadziło do obniżenia się poziomu życia. Jakby jednak nie spojrzeć zawsze niezbędnym warunkiem jest głupota ludzka. Na niej jednak kończą się podobieństwa.
Białowłosy nie napił się jeszcze wina, za to przyglądał się wciąż rozmówczyni. W końcu wypadało widzieć kogoś z kim się rozmawia, co więcej, skoro aktorzy byli już wybrani (ostatnie poprawki dokonano w krótkim spojrzeniu kilka minut wcześniej.), można było przestać wyszukiwać odpowiednie osoby w tłumie tańczących. Za to kolejne słowa były niczym więcej jak tylko podsumowaniem wypowiedzi białowłosego. Co prawda mało osób dokonywało takiej głośnej analizy słów drugiej osoby, lecz było to przydatne. Szczególnie wtedy, gdy mogło dojść do nieporozumienia. Nie wolno jednak zapomnieć, że poza ludźmi, którzy poświęcili odrobinę czasu na zastanowienie się nad sobą, była również ogromna grupa tych, którzy cudze opinie uznali za swoje, a taniec wybierali na zasadzie kopiowania tego co tańczą inni. Komentarz o tym musiał być zawarty w wypowiedzi Agasharra.
-Niestety, jest jeszcze człowiek, który nieświadom swojego nastroju zatańczy tylko to, co przyjdzie mu zobaczyć po prawej, bądź lewej stronie. Zresztą bez zastanowienia, bez wiedzy czy powinien.
Z reguły oczywista wypowiedź miała ogromną warstwę metaforyczną. Tak jak biblijne przekazy mogła być interpretowana dosłownie, lecz traciła wtedy swój refleksyjny charakter. Niestety, gdyż było o czym rozmyślać. Nigdy bowiem ludzi myślących indywidualnie nie będzie więcej niż takich, którzy zdolni są powtarzać cudze opinie. Niestety dzisiaj trudno rozróżnić jednych od drugich, a ci uważani za najbardziej indywidualnych są często nudni i niezdolni do rzeczowych sądów. Z drugiej strony nie nimi się należy przejmować na balu. Jak białowłosy mówił już raz, należy się zachwycić tymi wybitnymi, bo oni są warci więcej niż wielu szarych, chociaż wciąż mają tylko jedno życie.
Rosarium zdziwił się gdy zaproponowano mu wypicie za coś. Po pierwsze dlatego, że już raz wzniósł toast, a po drugie dlatego, że nie wiedział za co. Przez chwilę nawet się obawiał, że Vivienn nie wiedząc co chce uczcić podała propozycję, licząc na kreatywność Rosarium. Szybko jednak odrzucił tę interpretacje i zważając, że nie wypadało zbyt długo kazać na siebie czekać, postanowił spytać, wciąż trzymając swoje wino dość blisko siebie.
-Co takiego chce Pani uczcić, chętnie wysłucham, nim wydam swój osąd.
Po tych słowach jego oczy skierowały się w stronę zupełnie inną, a przynajmniej na chwilę. Dokładniej w kierunku wielkich okien, za którymi można było dojrzeć mijane już czekoladowe jezioro. Interesujące miejsce, lecz białowłosego zawsze odstraszała od niego plaża z żelków. Niezbyt to higieniczne, prawda? Do tego samo chodzenie po nich jest kłopotliwe. Chociaż czy to nie tam odbył się wspomniany akt "walki z żelkami"? Bardzo możliwe, lecz nie wolno niczego przesądzać. Białowłosy ponownie spojrzał na rozmówczynie.

Anonymous - 17 Lipiec 2012, 10:17

Czy aby na pewno kwestia Tunridy była dla Alice kwestią neutralną? Cóż, jej twierdzenia na temat bycia tylko "jedną z wielu" w stosunku do panny o kruczoczarnych włosach okazywały się niezmiernie chybionymi, albowiem Szklana Panna była o dziwo "tą najważniejszą". Dokładnie tak, to ona dzieliła z białowłosym ogromny sekret, to ona znała większość jego sekretów, to ona cieszyła się największym zaufaniem rogacza. W każdym bądź razie, gdyby rogacz poznał opinię blondynki na ten temat, na pewno nie wyprowadziłby jej z błędu. Noszenie się na prawo i lewo z tak wielką wartością jednej służki nie było czymś, co de Averse uważał za dobre. Można pospolicie stwierdzić, że najzwyczajniej w świecie wstydził się tak wielkiej wagi przywiązywanej do jakiejś tam służki.
Wróćmy jednak do tematu, który powinien chyba zostać poruszony od razu. Propozycja spaceru nie była pierwszym lepszym chwytem na nowo poznane panny, co to to nie. Można co prawda stwierdzić, że z rogacza był poniekąd typ "kobieciarza", ale powiedzieć, że zostawia dziewczęta po tygodniu same i kompletnie zapomniane, to typowe oszczerstwo i kłamstwo, ot co. Ów spacer był już poniekąd zaplanowany. Nie zwracając większej uwagi na delikatne zaciśnięcie palców blondynki na jego ramieniu, Alvaro skupił się bardziej na tym, jak wielkie wrażenie wywołało na niej Czekoladowe Jezioro. Pierwszy przystanek podczas długiego spaceru był w owym momencie oczywisty. Uśmiechnąwszy się sam do siebie, białowłosy upił kilka łyków szampana i podszedł do Alice, również wyglądając przez okno. Tak, pierwszy przystanek był już naprawdę oczywisty.
- Widzę, że zainteresowało panienkę Czekoladowe Jeziero. W takim razie zapewniam, że to właśnie tam udamy się najpierw. - powiedział tym swoim czarującym tonem, którego często używał w rozmowach z płcią przeciwną. Możliwe, że to jeszcze bardziej rozmiękczy panienkę Coffey a w rezultacie, ta będzie mu dosłownie jadła z ręki. Chociaż, szczerze mówiąc, po co mu to?

Anonymous - 17 Lipiec 2012, 14:21

Vivienn zastanawiała się co jeszcze wydarzy się na tym balu, wciąż myślami drążyła temat przedstawienia. Kiedy tylko odwracała wzrok od swojego towarzysza jej oczy widziały przed sobą barwne postacie z danego balu, kiedy tylko o którejś z nich pomyślała wędrowała swoim spojrzeniem dokładnie w stronę tej istoty. Dumała nad rolami do przedstawienia. Nie mogła się już doczekać. Chciała już mieć te wybraną osobę, której by kibicowała tak w duchu.
Chwilę później z myśli wyrwały ja słowa gospodarza.
Przytaknęła mu na wspomnienie o człowieku, który jest w stanie zatańczyć wszystko bez względu na nastrój.
Westchnęła cicho gdy jeszcze coś poruszyło jej wspomnienia gdzieś zakodowane w jej białowłosej główce. Posmutniała ale na szczęście tylko na chwilę. Gdy ocknęła się podniosła nieco kieliszek wyżej i ponownie zamoczyła w nim swoje usta. Popatrzyła na Rosarium i przegryzła dolną wargę w zamyśle.
Wiedziała doskonale za co chciała wznieść toast chociaż nie wypadałoby się przyznac to jednak zrobiła to , ale zrobiła to w ten sposób by zabrzmiało to jak żart

- Może za udane psoty? -

To było pierwsze co padło z jej ust, następne propozycje wypowiadała kolejno

-Później kolejny łyk za udany taniec, a jeszcze następny za dobre przedstawienie,a później.. ah , a kolejne życzenie wypowie Pan -

Stanowcze słowa wypływały z jej ust. Jedna z dłoni starannie wciąż trzymała kieliszek w ręce,a druga wciąż leżała na jej biodrze.
Wzrok Vivi wylądował w oczach wysokiego rozmówcy i nie zamierzała ich póki co przenosić na żaden inny obraz czy też osobę.
Czekała na jego słowa, na jego odpowiedź.. Może dowie się czegoś nowego.

Anonymous - 18 Lipiec 2012, 12:17

Alice, która na razie w gruncie rzeczy nie wiedziała, jaką osobą jest de Averse, byłaby skłonna polemizować. Przyzwyczaiła się już do tego, że niezwykle przystojni mężczyźni, młodzieńcy właściwie, tacy jak jej białowłosy towarzysz, swoim wyglądem zwracają na siebie uwagę licznych przedstawicielek płci pięknej, co w większości przypadkach prowadzi do zepsucia. "Nie ta, to inna" - myślą sobie i w istocie nie robi im różnicy, która panna jest nimi zainteresowana. Z pewnością nie tyczy się to wszystkich mężczyzn, jednak wyjątki nie potwierdzają w tym przypadku reguły i Alice, tak na wszelki wypadek, wolała być ostrożna. I była.
Z pewnością więc zdziwiłby ją fakt, iż spacer, który zaproponował jej Alvaro, był zaplanowany już wcześniej. Ktoś taki jak on uwzględniał ją w swoich planach, i właściwie nie były to plany same w sobie złe? Niebywałe!
Słysząc słowa rogacza, blondynka oprzytomniała raptownie i zakłopotała się lekko. Zachowała się jak dzieciak! Ach, co tam... Niespecjalnie miała ochotę na udawanie kogoś, kim nie była; osoby poważnej. Nie w takich okolicznościach! Delikatnie wygięła wargi w uśmiechu, słysząc zapewnienie rogacza. Ach, ten czarujący ton! Z jednej strony miły dla ucha, z drugiej wzbudzający w 16-latce niepewność i alarmujący ją: bądź ostrożna. Tak się działo zawsze, gdy jakikolwiek przedstawiciel płci brzydkiej był dla niej miły bądź... bardziej niż miły... Nie dziwi więc fakt, że nie miała z nimi do czynienia na innej płaszczyźnie niż przyjaźń w najlepszym wypadku. Na cokolwiek więcej po prostu nie pozwalała. Miała wewnętrzne opory, których nikt, jak dotąd, nie zdołał przełamać. Świadczyło to albo o tym, że nie było to takie proste, albo o tym, że nikomu się zwyczajnie nie chciało. Wszyscy szli by tylko na łatwiznę, nie podejmując żadnych działań, które kosztowałyby ich chociaż odrobinę wysiłku. Ten dzisiejszy świat...
- Miło mi to słyszeć. - odparła całkowicie szczerze, przenosząc spojrzenie na rogacza. Wizja spaceru brzegiem Czekoladowego Jeziora razem z białowłosym była tym, o czym blondynka nawet nie śmiała śnić. Po trochu ze względu na rogacza, a po trochu - na ten niesamowity czekoladowy zbiornik naturalny. Zastanawiała się, kiedy Alvaro zamierza spełnić swoje obietnice, które wraz z jego zapewnieniem jawiły jej się teraz jako coś pewnego.

Anonymous - 18 Lipiec 2012, 12:58

Poniekąd to, co zostało napisane ciut wyżej, jest prawdą. Alvaro przyciągał niemalże miliony spojrzeń na swoją postać, zwłaszcza podczas przebywania w Świecie Ludzi. Tam, gdziekolwiek by się nie pojawił, napotykał tajemnicze uśmiechy i ciekawskie spojrzenia różnych dziewcząt i... no właśnie, chłopaków. Nie rozpocznę tu ogromnego wykładu na temat orientacji seksualnej, wspomnę tylko o tym, że geje czy biseksualiści nie przeszkadzają białowłosemu - dopóki nie zaczną się nim interesować. Wszelki dotyk uznawany za wyższego poziomu niż przyjacielski był już uznawany za groźny. Wracając jednak do tematu, pierwszym co przyciągało te wszystkie spojrzenia był fakt posiadania rogów. Bardziej obeznani w kulturze Japonii zgadywali, że to pewnie jakiś cosplay, inni że Alvy jest po prostu świrem ze sztucznymi rogami na głowie. W obu przypadkach spotykaliśmy się z jakże błędnymi spekulacjami. De Averse jednak nie miał nawet najmniejszego zamiaru wyprowadzać wszystkich tych ludzi z błędu - "posłusznie" im przytakiwał, jednocześnie odmawiając zdejmowania niby to sztucznej ozdoby z głowy.
Zakłopotanie wyraźnie zarysowane w całokształcie zachowania blondynki było wręcz urocze, przy czym wywołało tym samym niewielki uśmiech na twarzy rogatego. Niektóre osoby okazywały się być bardziej znośne w swej dziecięcej wersji niż tej dorosłej. Ciekawe tylko, jak było w przypadku panienki Coffey? Obecna opinia Alvka była raczej jednolita i utrzymywała, że lepiej widzieć tą niespecjalnie dojrzałą szesnastolatkę. Jakoś, pasuje to do jej ogólnej aparycji. Chociaż kto wie, nawet ten niepozorny chłopak mógł się bardzo, ale to bardzo mylić. Jednakże jego własna opinia była zbyt "zaślepiona" czy też "zatruta" jego ogromnym ego. Dlatego też, póki co, uważał, że ma całkowitą rację.
Jakby czytając w myślach swojej towarzyszki, czerwonooki zaczął w myślach planować, kiedy można by obietnicę spaceru spełnić. Zaznaczam, że podczas tego balu Alvaro nie znał jeszcze Itzateca i w życiu by nie pomyślał, że przyjdzie mu spotkać osobę tak dziwną jak Amelia Zwerewa. Dlatego też stwierdził bezproblemowo, że najbliższy czas po balu będzie idealną porą.
- Jeśli to panience odpowiada, zaproponowałbym abyśmy zobaczyli się tydzień po balu, przy Szkarłatnej Bramie, skoro świt. Szkarłatna Brama to portal, którym udało się panience dostać do naszego świata, gdyby jeszcze panienka nie wiedziała. - powiedział spokojnie, obserwując przewijający się w oddali obraz Krainy Luster. Wszystko wyglądało z tej wysokości wręcz wspaniale. Kto jednak nie był w owych miejscach na własnych stopach, niech wie że stracił monstrualnie dużo przepięknych widoków.

Anonymous - 18 Lipiec 2012, 15:33

<Agnes gdzieś wybyła, mówiła, żeby ją ominąć ;)>

Jedzenie... Przydałoby się coś wrzucić do tego worka zwanego żołądkiem, ale zdecydowanie po tańcach. Mniejsza, że to niezdrowe, po prostu nieprzyjemne, jak całe jedzenie przewala się w brzuchu.
Wyjrzałam za okno. Łaaaa! Jezioro z czekolady! Niesamowite! Propozycja Freda była pociągająca, nawet bardzo. Doszłam jednak do wniosku, że wyskoczenie przy takiej prędkości z pociągu groziłoby kalectwem a nawet śmiercią nawet do wody, a co dopiero do czekolady, która jest przecież gęstsza.
Wywodu Daphne o ponownym wspólnym spotkaniu i wybraniu się razem nad jezioro słuchałam już jednym uchem. Rozglądałam się po sali i niecierpliwie machałam ogonem. Strasznie się nudziłam. Nawet wizja tańca średnio mnie podnosiła na duchu. To jednak nie moje klimaty, takie bale. Ziewnęłam przeciągle, akurat kiedy patrzyłam w przeciwną od towarzystwa stronę. Gdzieś w tłumie chyba mignęła mi twarz Bren, ale nie byłam pewna, więc się za nią nie udałam.
Zaczęła sobie podrygiwać w miejscu, żeby robić cokolwiek. Rzuciłam okiem w stronę orkiestry. A może by tak się tam do nich wbić i zagrać coś na skrzypcach? Nie, dobra. W moim stanie trzeźwości jest to już raczej średni pomysł.

Tyk - 18 Lipiec 2012, 23:03

Przedstawienie warte jest krótkiej chwili, którą mu poświęciliśmy, a ja szczególnie bo zarówno podczas rozmowy z Alvaro jak i dyskusji z Vivienn, czy w końcu krótkiej debaty z Ciel, lecz dość już tego miejsca na nie. Czas zająć się zupełnie innymi sprawami. Jednak nie dlatego, że brakuje już chęci na te rozmowy, a dla pewnego rodzaju "ciszy przedwyborczej", w której damy ludziom odpocząć przed właściwym występem aktorów. Za to mamy czas, aby zając się rozmówczynią Arcyksięcia. Vivienn zachowywała się o wiele spokojniej niż na początku, lecz trochę nierozważnie wypowiedziała swoje życzenie. Nie mogła wiedzieć, że białowłosy jest wstanie sprawdzić na czym to polega bez jej wiedzy, gdy tylko uzna to za ciekawe. Nie mogła też przypuszczać, że jej wypowiedź zostanie odebrana inaczej niż zwykły żart. Za to pytanie czemu wypiła kilka kropel wina jeszcze przed wypowiedzeniem intencji. Mogła jednak zaczekać, prawda? W końcu im szybciej się zaczyna, tym wcześniej kończy się całkowicie racjonalne myślenie i kto wie czy nie dojdzie do morderstwa kogoś bliskiego w gniewie jak to miało miejsce u jednego z wielkich wodzów.
Białowłosy z początku spojrzał z zaciekawieniem na rozmówczynie. Psoty? Brzmiało to bardziej jak zabawy jakiegoś ... kota. Przy czym słowo kot nie jest tutaj przypadkowe, a zostało Rosarium podświadomie podyktowane przez oczy Vivienn. Z drugiej strony nie było tak istotne, można je zamienić wieloma innymi. (Przy czym zamieniając sąsiednie literki można dostrzec drugi sens, ukryty i będący przekazem wobec mnie, a brzmiący "Za udane posty!") Już miał odpowiedzieć, lecz samo stwierdzenie, nie pasujące zresztą do tego jaką maskę przybrała Vivienn dało Agasharrowi do myślenia i to na tyle, że Vivienn mogła spokojnie wypowiedzieć każdą z intencji. Pierwsza wciąż jednak zwróciła największą uwagę, lecz umyślnie została zostawiona na koniec.
-Moim życzeniem będzie coś tak prostego jak szczęście, lecz nie moje. Bal, to w końcu nie miejsce na egoizm, czy chociaż egocentryzm, a na altruistyczną troskę o innych, szczególnie gdy są Twoimi gośćmi. Moim życzeniem jest więc nic więcej jak tylko udana zabawa gości, w tym oczywiście również Pani.
Na tym jednak nie skończył, lecz symbolicznie, po wypowiedzeniu za co pije wino, musiał nieco go skosztować. Nie wypił jednak za wiele, choć ubytek był widoczny. Pił poza tym dość długo, bo w małych ilościach i bez pośpiechu. Początkowo nawet zamknął oczy, tuż po tym jak po raz pierwszy poczuł smak napoju. Gdy jednak jego usta znów były wolne, a zamiast wina czuły dotyk powietrza, to Rosarium znów zwrócił się do swej rozmówczyni.
-Moją małą uwagą będzie tylko prośba, by drugą intencją było przedstawienie, a trzecią zaś taniec.
Zaburzyłoby to chronologie. Z drugiej strony oba wydarzenia nie mają tak wielkiego znaczenia i miało to tylko zrobić malutką przerwę. Przerwę, w której białowłosy mógł spokojnie wydobyć z umysłu Vivienn to co było mu potrzebne, a przynajmniej to co wydawało mu się potrzebne. Wbrew pozorom zainteresował się tym faktem. Co prawda za "psotami" nie przepadał, lecz granie przed ludźmi i wciąganie ich w swoje przedstawienie zawsze było dla niego rozrywką godną polecenia i godną przedłożenia ponad inne. Trzeba jednak pamiętać, że wciąż byli na balu. Na jego balu! Nic więc dziwnego, że zamiast zainteresować się Vivienn i wciągnąć ją w jakąś grę postanowił dość rozważnie ostrzec ją przed zbytnią swawolą. Nie chciał jednak mówić na głos, więc po kolejnym łyku wina zrobił krok w jej stronę i stuknąwszy laską o podłogę, dźwięk tego był ledwo słyszalny, pochylił się ku niej, tak, że po chwili jego usta znalazły się bardzo blisko ucha Vivienn. Oczywiście mam nadzieję, że dachowiec ma zadbane włosy, które pięknie pachną, bo Agasharr od razu to dostrzeże.
-Psoty... Tylko w jednym wypadku będą udane, lecz zapewniam Panią, że inne wyjścia malują się co najlepiej w odcieniach szarości.
W sumie nie obchodziło go, że mówi dość niejasno i że rozmówczyni nie wie, iż on wie!

Anonymous - 20 Lipiec 2012, 19:18

Popatrzyła swoimi oczami na Tyka i zaśmiała się cicho ale nie z kpiny, wręcz przeciwnie urzekły ją jego słowa.

-Tak Panie Agasharr. mam nadzieję, że bal będzie udany, a szczerze mówiąc jestem tego pewna. Ruszy jeszcze przedstawienie,
które z pewnością zauroczy publiczność. Coś czuję, że bal będzie doskonały! A to oznacza jedno, goście będą szczęśliwi. -

Cécile rozpromieniała co jakiś czas lustrując oczy gospodarza. Kiedy ten skosztował wina i ona to zrobiła. W końcu wypadało wypić za jego życzenie, zresztą warto też było. Sama wierzyła w to , że bal będzie naprawdę wyjątkowy. Zresztą od jakiegoś czasu coś jej tak podpowiadało.

- Proszę Pana, za wszystko z pewnością wzniesiemy toast, na wszystko mamy czas, no chyba, że bardzo się gdzieś Panu spieszy.. –

Skupiła się jednak na wpatrywaniu się znów w Pana Rosarium, zauważyła u niego parę zmarszczek na czole, które wskazywały na to iż wyraźnie się nad czymś zastanawiał. Spuściła wzrok i zaraz zauważyła jak jego zadbane buty kierują się w jej stronę, a laska poruszyła się uderzając nieco o ziemie, w muzyce orkiestry jednak nie dało się tego usłyszeć.
Panna Reusen chwilę później poczuła łaskotanie po uchu czego przyczyną był tak bliski jej skórze oddech rozmówcy. Wzdrygnęła się czując, że to jest dla niej przyjemne. Rety gdyby teraz była kotem zapewne kazałaby mu się zagłaskać na śmierć.
Odruchowo z wrażenia zacisnęła nieco jedną piąstkę lecz gdy usłyszała jego słowa chyba zorientowała się, że czytał jej w myślach. Przegryzła z zakłopotaniem dolną wargę i chwyciła delikatnie palcami jego dłoń. Odwróciła do niego swoją twarz , która była blisko jego i szepnęła patrząc mu się głęboko w oczy jakby czarując delikatnie swoimi kocimi

-Ale chyba nikt poza Panem nie musi tu wiedzieć jakie jest moje prawdziwe wcielenie? (oczywiście miała na myśli bycie pół kotem pół człowiekiem) I Mam rozumieć, że.. mówi pan iż psoty są akceptowane ale poza balem? Tak Sir? –

Uśmiechnęła się kącikiem swoich jakże pysznych warg, które jeszcze przed chwilą smakowały tak dobrego wina.
W duchu liczyła iż mężczyzna potrafi dochować niektórych sekretów, może uda się to i w jej przypadku?

Tyk - 21 Lipiec 2012, 14:08

Śmiech łatwo jest rozróżnić. Inaczej brzmi ten wywołany kpiną, nawet szczerą, a inaczej ten zwykły, radosny. W wypadku pierwszego mamy do czynienia z szyderstwem, a dźwięki drugiego są melodyjne i lekkie, unoszą się w powietrzu rozpraszając smutek, tak jak promienie słońca ciemność. Zawsze jednak trzeba znać umiar, bowiem nawet najpiękniejszy śmiech staje się irytujący, gdy przerywa mówiącemu. Za to Vivienn zaśmiała się w sposób mogący być uznanym za uroczy, a przynajmniej wedle oceny Rosarium. Trudniej jednak było mu zrozumieć co ten uśmiech wywołało. Nie myślał jednak nad tym długo.
Ważniejsze były zupełnie inne tematy. Nim jednak nastąpiły padło jeszcze jedno zdanie o pośpiechu. Tak, pośpiech bywa zgubny. Nie tylko w wymiarze jednostkowym, ale również dla narodów. Można wziąć pod uwagę chociażby sławną drugą wojnę punicką, gdy to przez pośpiech konsula padła rzymska armia i to nieraz. Z drugiej strony i zbytnie zwlekanie do niczego dobrego nie doprowadzi. Spójrzmy chociaż na Hannibala tyle czasu plądrującego Italie, a ostatecznie przegranego, którego idea poległa na swojej ziemi. Jednak Rosarium nigdzie się nie śpieszył. Goście byli liczni, lecz nie każdym trzeba było się zajmować, niektórzy nawet nie chcieli by gospodarz zamienił z nimi słowo. Inni jeszcze zajęci byli tańcem, tak dalece, że chociażby wypadli z pociągu to nie spostrzegliby różnicy.
-Muzyka wciąż jeszcze gra, a póki gra, wciąż mamy czas. Bez pośpiechu zatem, lecz i bez zwlekania.
Po tych słowach uśmiechnął się jeszcze do Vivienn, lecz później białowłosy poczuł jak palce dachowca dotykają jego dłoni. Dotyk był łatwy do wyczucia przez cienkie rękawiczki, które miał na sobie białowłosy. Może przez ten gest, a może przez świadome działanie Rosarium, gdy Vivienn spojrzała w jego stronę nie dostrzegła surowego spojrzenia, tak pasującego do tej chwili. Nie było nawet srogiej dezaprobaty. Co nie oznacza, że twarz nie miała w sobie powagi. Spojrzenie było spokojne, z nutą dostojeństwa, wyraźnie tym samym zaznaczając, że każde jego słowo będzie wypowiedziane ex cathedra. Z drugiej strony nieco niżej, na ustach, można było dojrzeć delikatny, wręcz życzliwy uśmiech. Po trochu wywołany tym, że Agasharrowi naprawdę nie przeszkadzały psoty Vivienn, chyba, że godzić będą w jego interesy, a z drugiej strony dlatego, że kotka wyraźnie pokazała, jak bardzo zależy jej na utrzymaniu tajemnicy. Co nie znaczy, że jest zadowolony z tego, że ukryła przed nim ten fakt. Z drugiej strony sama osoba mogąca zrobić coś złego, gdy Rosarium nie może, mogła być przydatna. Wystarczy tylko zmusić ją do współpracy. Ciekawe czy się to uda? Delikatnie objął jej dłoń swoimi palcami i uniósł nieznacznie. Wtedy też ułożył na dłoni Viviann swoją, drugą dłoń.
-Nie musisz się obawiać, że ściągnę maskę i odkryję tajemnicę. Musi jednak Pani wiedzieć, że psoty akceptuje tylko wtedy gdy... no właśnie, gdy je zaakceptuje. Nie zrobi Pani nic bez mojej aprobaty.
Tak, nieco bezczelnie ogłosił jej, że musi się go pytać gdy chce coś zrobić, z drugiej strony praca dla Rosarium wcale nie musi być taka zła. W końcu będzie mieć ochronę na wszelki wypadek i wolną rękę zawsze, gdy białowłosy akceptuje jej plany. Agasharr wykorzystał jednak, że w obecnej chwili Vivienn nie powinna zrobić niczego głupiego. Zbyt wiele ludzi i zbyt duże ryzyko odkrycia jej prawdziwej tożsamości. Oczywiście wciąż mówił na tyle cicho, aby tylko jego rozmówczyni mogła zrozumieć słowa, lecz przez to, że ich oczy się spotkały, słowa trafiały nie do ucha, lecz do ust dachowca. Czy jednak można zjeść słowo? Jest to możliwe, na przykład gdy podczas mówienia ktoś zapomni o części zdania, lecz to nie pasuje do obecnej sytuacji. Samo słowo i jedzenie są jednak niezwykle intrygujące w swych różnicach pomimo tak kardynalnego podobieństwa. W obu wypadkach to usta, i to o co za nimi, są wykonawcą czynności. Głos jednak wychodzi na świat, jest niedostrzegalny, zaś jedzenie, chociaż pięknie pachnie i można je zobaczyć, to znika.

Anonymous - 21 Lipiec 2012, 14:42

Alvaro słusznie przewidywał, że dziecinna wersja dziewczyny lepsza była od tej poważnej. Przycisk z napisem "powaga" włączał się dość rzadko i zawsze w podobnych okolicznościach: kiedy Alice była smutna, przybita, zdołowana czy po prostu zła. Trudno więc się dziwić, że ona sama także wolała pozostać przy dziecinnych zachowaniach, bowiem z jej poważną odsłoną nie łączyło się nic przyjemnego, ani dla niej, ani dla otoczenia.
Nastolatkę nagle naszła myśl, która sprawiła, że poczuła się trochę nieswojo. Dotarło do niej z miejsca, że coś jest stanowczo nie tak. Zwykle rozgadana dziewczyna milczała teraz, nie rozpoczynając właściwie żadnych tematów i odpowiadając jedynie na pytania rogacza. Poczuła, że dobrze byłoby powiedzieć coś o sobie, lecz... nagle białowłosy wysunął propozycję, w której to zdążył ustalić już dzień i porę spotkania. W sumie to dobrze, na rozmowę będą mieli jeszcze czas.
Jak to miała w zwyczaju, nie zdążyła nawet zastanowić się porządnie, a już ochoczo przytakiwała głową, pogodnie się uśmiechając. Po chwili jednak dotarło do niej znaczenie jego słów.
Spotkać się o świcie!?, przemknęło jej przez myśl. Poczuła małe ukłucie czegoś nieprzyjemnego, czegoś na kształt paniki, w okolicach serca. Dziewczyna do rannych ptaszków nie należała i kiedy mogła dłużej pospać, korzystała z okazji... Ach, nic to, jeden zarwany poranek jej nie zbawi, poza tym z pewnością mieli sporo do zwiedzania i gdyby zaczęli coś koło południa, nie wyrobiliby się do wieczora.
Chociaż, szczerze mówiąc, blondynce wcale by to nie przeszkadzało.
- Tak, wiem, gdzie to jest. - dodała po chwili, obserwując przesuwający się za oknem krajobraz. - Skoro świt... czyli o szóstej? - zapytała z nadzieją, uśmiechając się niepewnie. Wróciła spojrzeniem na twarz młodzieńca, czekając na jego odpowiedź. Na szóstą była w stanie się przygotować, lecz jeśli chciał ją mieć wcześniej, musiał przygotować się na spotkanie z zombie.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group