To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Miasto - Boczna Ulica

Anonymous - 26 Grudzień 2011, 18:27

No cóż bynajmniej dalej nie zamierzał go śledzić ani nic. Postanowił zwyczajnie zawrócić się do domu, albo wybrać do krainy luster. Przyglądał się jak ten odchodzi i tylko wzruszył ramionami. Zobaczył jednak, że coś wypadło mu z kieszeni. Zainteresowany podszedł i podniósł. To była wizytówka, bardzo pomocny przedmiot w namierzeniu Sępa w przyszłości. Andre wsunął ja w tylna kieszeń spodni. Po czym oddalił się z tego miejsca w sobie znanym kierunku. W tym czasie zdążył postanowić, że najprawdopodobniej będzie to kraina luster.
z/t

Anonymous - 17 Kwiecień 2012, 00:27

Z każdym krokiem jego nadzieja na odnalezienie Juna wątlała. Z chwili na chwile miał wrażenie, że poszukiwania przeciągają się do wieków. Przestał nawet liczyć ile czasu już spędził sprawdzając każdy zakamarek, każdy skrót jakim pamiętał, że niegdyś chodzili i nic. Za każdym razem nadzieja znikała i pojawiało się uczucie osamotnienia, niemy krzyk frustracji i zarazem niedowierzania. Jun nie mógł go zostawić od tak, coś musiało się stać, czuł to! Każdym nerwem swego ciała, każdym drgnieniem serca czy przewijającą się myślą. Każdy moment przyprawiał go o głuchy płacz. Przecież nie rozklei się jak ostatnia baba. Wlał się skrzywić, zacisnąć usta i szukać dalej. Nadzieja była cokolwiek płonna, ale jej nie tracił. Tyle, że nogi już odmawiały mu posłuszeństwa, nie miał siły nimi przebierać. Wtedy znalazł się w jakiejś bocznej uliczce, która była poniekąd wybawieniem. Tutaj mógł chwilę odpocząć, zebrać myśli i zastanowić co dalej. Nie miał żądnego pomysłu, żadnego punktu zaczepienia, które już wykorzystał. Ogarniała go coraz głębsza rozpacz. Jakby sam w sobie się zapadał i zapadał, a potem pękał na pół.
Jun, jego okularnik go zostawił ? Czy może znowu to sprawka znienawidzonej MORII? Czyżby znowu postanowili zatruwać im życie? Czy po raz kolejny będzie musiał, któryś z nich poświęcić? To przyprawiło Jou o większy smutek, ale i zalążek wściekłości. Nie tylko do tych co namieszali w ich życiu, ale także samego Juna, który zapadł się pod ziemię, chociaż tak bardzo chciał go przy sobie? Nie sądził też, aby w tej kwestii braciszek raczył robić sobie z niego żarty, czy też mścić. O to nigdy go nie podejrzewał, nawet jeśli zachował się względem niego jak rasowy dupek. Teraz dopiero począł żałować tych słów, które jakoby wypominały chłopakowi, że to jego wina co się stało. Mógł zaoszczędzić tych szczegółów, które musiały go boleć. Szkoda, że na ten plan było już za późno, mógł tylko liczyć, że nie stało się nic złego.
Z rezygnacją spojrzał na stojącą skrzynię z piachem, wydała się mu być idealnym miejscem na odpoczynek. Podszedł więc i umieścił na niej swoje cztery litery, ugiął kolana i przyciągnął do siebie umieszczając na nich podbródek. Galopujące myśli, kłębiące się w jego głowie myśli nie dawały mu spokoju, a wśród tego motłochu wyszukiwał wskazówek, które mógłby nasunąć gdzie udał się okularnik. Przygryzł nawet wargę delikatnie skupiając na tym wszystkim, choć było to bezcelowe.

Anonymous - 17 Kwiecień 2012, 12:35

Jako osoba tajemnicza i aż nazbyt zamknięta w sobie, przyznać się do swoich słabości nie mógł. Pod żadnym pozorem, w żadnej okoliczności, nawet przy osobie, której ufał bezgranicznie, a może tylko chciał ufać. To nie miało znaczenia, Blythe wiedział bowiem, że spodziewać się mógł wszystkiego, nawet ze strony osób, które były uważane przez niego za przyjaciół. Za dużo już przeżył by wierzyć nawet samemu sobie. Ile razy zwiodły go oczy czy płytkie myślenie. Ile razy palnął coś głupiego uniesiony emocjami? Odpowiem, że wiele razy i jego skamieniałe serce kryło w sobie na pewno trochę skruchy, mężczyzna zdawał sobie z tego sprawę, dlatego nie przyznawał się do takich delikatnych spraw. Jak nie wierząc własnej podświadomości można powierzać sekrety czy pragnienia innej żywej istocie? Najczęściej są to informację zbędne i niepotrzebne nikomu do szczęścia, jednak znajdują się takie indywidua, które z wielką ochotą wykorzystałyby w jak najgorszy dla Blythe'a sposób. Wbiłaby te słowa niczym nóż w jego bok i zostawiła na pastwę losu, napawając się jego nieszczęściem.
Lubił Świat Ludzi, nawet bardzo. Uwielbiał obserwować mieszkańców tego miejsca, ich zwyczaje i zachowania cieszyły jego oko oraz umysł. Wszystko tu go intrygowało, zachwycało. Nie wiedział co szczególnie przyciągnęło jego uwagę, wiedział jednak, że mimo tej przeciętności w stosunku do Krainy Luster, Świat Ludzi jest dla niego czymś więcej niż tylko miejscem, w którym mógłby zabić nudę. Tu czuł się po prostu sobą.
Ale niby jaki potwór zza drugiej strony lustra lubował się w ludziach i ich durnym, częściej lekkomyślnym zachowaniu? Może prawda, znalazłoby się kilka takich osób, jednak Blythe był o tym przekonany, że gdyby ujawnił się z tym to na pewno zostałby wyśmiany i odrzucony na margines społeczny. Nie chciał tego, nawet jeśli podświadomie wiedział, że znajomości z kimś ważnym nie są mu potrzebne do szczęścia. Czuł się jednak lepiej, wiedząc, że coś znaczy.
Wysoka postać wyłoniła się zza rogu murowanego budynku. Dało się słyszeć tylko głuchy stukot ciężkich butów i cichy świst chłodnego powietrza. Nie dało się go nie zauważyć, a była to sprawka jego wzrostu, jednak w jakiś tajemniczy sposób znikał w tłumie eleganckich przechodniów. Dłonie miał zaciśnięte w pięści i schowane w kieszeniach kurtki, za to głowę pochyloną. Dało się dostrzec delikatny uśmiech rozświetlający jego bladą twarz, jednak nikt nie mógł być pewien czy to aby oznaka zadowolenia czy tylko pogarda dla wszystkiego co go otaczało.
Sam mężczyzna napawał się właśnie zapachem perfum kobiet, które przypadkiem ocierały się o jego ramię i cieszył oko eleganckimi strojami. Idąc chodnikiem skręcił nagle w boczną uliczkę. Przeszedł tylko kilka kroków by gwałtownie przystanąć. Jego usta zacisnęły się nerwowo, a dłonie nagle wyskoczyły z kieszeni jak oparzone, przy czym dźwięk kluczy zlał się z świstem wiatru.
- Ty! - Zawołał, kierując wzrok w stronę chłopaka siedzącego na jakimś pojemniku. Znał go, znał go aż za dobrze, ale podchodzić nie miał zamiaru. Świat Ludzi, klucze w kieszeni. On. Za dużo przyjemności jak na jeden dzień.

Anonymous - 17 Kwiecień 2012, 14:24

Cyrkowiec także nie przywykł do mówienia innym o swoich problemach, toteż przez lata osoby, które się z nim stykały żyły w nieświadomości i niewiedzy jaką ma przeszłość za sobą. Sam Jou zaś nie kwapił się z opowiadaniem. Mało kto cokolwiek o nim wiedział, miał choćby mgliste pojęcie o jego naturze. W większości tylko udawał i niejako miało się to do jego prawdziwego charakteru. Z brzegu zatwardziały, patrzący na wszystkich niemal z nienawiścią w oczach a w głębi zagubiony chłopak z silnym uczuciem miłości do brata. Do braciszka, który właśnie go zostawił. Czy mógł go jednak za to winić ? Sam nie postąpił lepiej zostawiając go samemu sobie i nie przyznając do tego, że żyje. Może dzięki temu uniknął by tej sytuacji. Może dzięki temu by tak nie zdziczał? Pytań więcej niżeli odpowiedzi. Wszystko to zaś przyprawiało o zawrót głowy nie pozwalający na zebranie myśli i zdecydowanie co dalej. Nie miał ochoty na kolejne przetrzepywanie miasta, bezcelowe z resztą, chociaż miał świadomość, tego, że mógł się z nim po prostu wyminąć, że może jednak warto podnieść ten tyłek ozdobiony ogonem i iść dalej szukać?
Nie, jednak nie, chyba nie. Zacisnął mocniej usta a potem westchnął. Właściwie mógł iść w jednego ulubione przez nich miejsce i poczekać, lecz ile by to trwało ? Prędzej by ducha wyzionął, albo idąc coś zjeść by się wyminął. Tak źle i tak nie dobrze. Kłębowisko myśli dalej by się w nim kotłowało lecz z tego zadumania wyrwały go odgłosy kroków, ciężkich butów. W głowie zaświeciła ostrzegawcza lampka. Jun, on nosił podobne. Lecz mina jak na chwilę poweselała tak od razu zrzedła, to nie były kroki okularnika, zbyt się różniły. Uniósł głowę jednak niechętnie i w tym momencie usłyszał słowa, na które zmarszczył wargi ukazując swoje wydłużone kły, obdarzył Blytha niezbyt przychylnym spojrzeniem, z warg wydarł się nawet syk, prawie warknięcie.
Czarnowłosy zdecydowanie nie miał ochoty na spotkanie z tym osobnikiem, złodziejaszkiem co chciał mu zajumać klucze, ciałem wstrząsnął dreszcze i prychnął
- Mam imię..
Niebieskie oczy pałały raczej niechęcią no i jeszcze odrobiną smutku. No też się Blythe musiał w takim momencie napatoczyć. Przyprawiło go to o solidną dawkę niesmaku i tym samym o niezbyt miłą reakcję. Jednak gdy całe te uczucie związane z jego pojawieniem opadło przybrał obojętny wyraz twarzy i spytał spokojnie, do tego przechylając głowę i mrużąc lekko niebieskie oczyska.
- Co tutaj robisz?

Anonymous - 17 Kwiecień 2012, 20:53

Nie przywiązywał się do przedmiotów, a tym bardziej do ludzi czy potworów. Owszem, istniały jakieś odstępstwa od tej reguły, lecz w tym wypadku, w końcu do czynienia mamy z panem Blackiem, trudno byłoby się takowych doszukać, szczególnie, że Blythe to osoba mało sentymentalna i nie miał zwyczaju nadawać czemuś jakiegoś głębszego znaczenia. Mimo to przez głowę by mu nawet nie przeszło by rozstawać się, choćby na sekundę, ze swoimi kluczami. Ich pęk w kieszeni to była tylko namiastka jego pokaźnej kolekcji, a jednak cały czas miał je przy sobie, więc istniał cień szansy, że udałoby mu się kogoś na tyle polubić by wspominać tę osobę chociaż raz na ruski rok.
Ironia, a może sam bezwzględny pech chciał, że akurat ten dzień, którym miał zamiar się rozkoszować, przyniósł mu kogoś takiego, a że tacy samotnicy raczej nie okazywali uczuć ani emocji, które targały jego duszą, musiał zachować ostrożność aby przypadkiem nie powiedzieć czegoś co połechtało by samoocenę siedzącego na jakimś pudle, chłopaka.
Blythe zmierzył go nieco krytycznym spojrzeniem, prostując przy tym barki, przez co coś nieprzyjemnie gruchnęło mu w krzyżu. Jego ciemne oczy rozbłysły jakimś dziwnym, nieokreślonym ogniem, a usta wygięły się w grymasie zniesmaczenie.
- Zapewne. - Skomentował przenosząc ciężar ciała z nogi na nogę. Palce same zacisnęły się na brzegach kieszeni kurtki, tak że wskazujący palec prawej ręki muskał delikatnie jeden ze złotych kluczy; to dodawało mu odwagi.
Ukryć się nie dało, że obaj znaleźli się w dosyć krępującej sytuacji. Nie dość, że ostatnio rozmawiali ze sobą ponad miesiąc temu, to do tego rozmowa ta skończyła kłótnią. Dobrze, że nie doszło do rękoczynów, ponieważ Blythe lubował się w takim rozwiązywaniu spraw.
Prychnął nieco zirytowany na jego słowa i oparł się ramieniem o ścianę budynku.
- Próbuję rozkoszować się tym pięknym dniem, ale najwidoczniej nie będzie mi to dane. - Mruknął zdegustowany tą rozmową. Nie zważał na obrazy pojawiające mu się przed oczami, które przedstawiały miłe wieczory spędzone z Jou przy szklance herbaty. Nie mógł dać po sobie poznać, że lubuje się w towarzystwie tego chłopaka, bo to zdradziłoby jego słabe punkty. Honor i dumna wzięły nad nim górę i powiedział stanowcze nie wszelkim emocjom. Został zimny, lakoniczny dupek, mówiący tylko to co myśli. W sumie trafić mogło się gorzej. Na pewno mniej zabawie byłoby z nim w wersji miłego gogusia rzucającego się wszystkim ns szyję. Zapewniam wszystkich.

Anonymous - 18 Kwiecień 2012, 11:56

Jou także nie przywiązywał się do istot żywych ani tym bardziej przedmiotów. Można by tutaj jednak spekulować bowiem, jednak do swojej katany się przywiązał, tak samo jak i do brata, którego teraz uparcie szuka, chociaż tyle czasu żył bez niego. Może to jakaś forma egoizmu, ale chciał mieć go przy sobie, patrzeć w oczy tak bardzo podobne do jego. Tak samo jak Blythe nie rozstawał się z kluczami tak samo i cyrkowiec na chwilę nie zostawił by swojej katany, która teraz wisiała skrzętnie skryta pod bluzą, która de facto była na niego przyduża, ale kto by się przejmował takimi detalami? To swoją drogą świadczyło o przywiązaniu, do sentymentów, które jednak gdzieś tam tkwiły, przynajmniej od strony czarnowłosego. Można więc uznać, że jest w tym trochę hipokryzji, ale zmieńmy temat. Fakt, że Jou jest samotnikiem nie oznacza, że w ogóle nie okazuje emocji, to byłoby błędne założenie bo on, pokazuje je często w nadmiarze. Generalnie skupia się to na tych złych niźli dobrych, Zwykle skory do bitki i czepiania się wszystkich, nieznoszący sprzeciwu, ani faktu, że ktoś patrzy na niego pogardliwie czy z krytyką. Tę zaś po chwili spostrzegł w oczach rozmówcy, tak dobrze mu znanego. Gruchnięcie w krzyżu zostało przez cyrkowca kompletnie zignorowane, z resztą co w tym mogłoby zwrócić wagę, on sam także miewał ten dziwny przypadek, że coś mu gruchało, normalne. Bądź co bądź dźwięk jednak nie był przyjemny, więc uszy Ozawy skuliły się lekko do tyłu, ponownie obnażył kły, na ten ton, który był z lekka nieprzyjemny.
Miesiąc czasu, to sporo a przynajmniej w oczach Wilda, bowiem przez ten czas wiele rzeczy w jego życiu się wydarzyło, bardzo wiele. Zapewne Lunatyk się tego nawet nie spodziewał, ale psychika jego znajomego uległa większemu rozchwianiu, co z resztą widać. Racja, sytuacja nie należała do przyjemnych zwłaszcza, że Jou miał co innego na głowie niż zabawianie swojego niby "Pana" rozmowa przy herbatce. Co do uciekania się do do rękoczynowego rozwiązywania spraw to i Ozawa takie preferował, tyle iż z nim nie warto jest zadzierać jeśli o to chodzi w końcu jako człowiek wiele się nauczył i Blythe nie miałby miłego życia gdyby spotkał się z kataną chłopaka, co siedział właśnie na skrzyni a jego niebieskie oczy kipiały wyrzutem i złością.
- Jak nie zauważyłeś nikt Cię tutaj nie trzyma, droga wolna, możesz przemieścić się gdzie indziej.. Chyba, że jednak masz jakiś cel w irytowaniu mnie tymi zbędnymi i poniekąd głupimi gadkami, mam ciekawsze rzeczy do robienia jak umilanie Ci czasu.
Sprawnie zsunął się ze skrzyni a czarny podobny do lwiego ogon zamachał mechanicznie aczkolwiek z lekką irytacją, jak u zezłoszczonego kota, fakt był zły, ale czy kotem? No nie ważne, wszak to tylko porównanie a one bywają niekoniecznie precyzyjne. Akurat do wieczorów przy herbatce to wcale niebieskooki nie wspominał, ot było to miłą odskocznią, czasem potrzebne do powstrzymania swych morderczych zapędów, wszak i skurwysyn potrzebuje kogoś takiego jak osobę, która wysłucha czasem beznadziejnego narzekania, albo po prostu pogada o wszystkim i zarazem niczym. Cyrkowiec jednak ani myślał brać tych spotkań za coś jak po prostu lekki egoizm ze swojej strony i zatruwanie tyłka panu Blythowi. Czy się przyzwyczaił w pewnym stopniu owszem, wynikało to jednak bardziej z wygody niżeli tego, że ów osobnika lubił. Przywiązanie w pewnym sensie, ale mające pewne granice, które są cienkie, ale na razie Lunatyk ich nie przekroczył. Wszak zwierze można tylko oswoić, ale nie sprawić, że polubi. Ludzka natura Jou gdzieś tam tkwiła, lecz czy Blythe potrafiłby ją wydobyć i sprawić, że Ozawa zmieniłby się jak z bicza strzelić? Ze z typowej dziczy zmienił by się w typowego wesołego buntownika jak niegdyś? Gdy był człowiekiem ?

Anonymous - 18 Kwiecień 2012, 15:13

Dbał tylko o siebie i w tym wypadku żadnych odstępstw nie było, chyba że takim skokiem w bok może być polerowanie ulubionych kluczy, ale wydaje mi się, że i tak to nikogo nie obchodzi. Był samolubny, liczył się tylko ze swoimi uczuciami oraz potrzebami, dlatego nawet osoby, które cenił, nie mogły czuć się przy nim swobodnie z powodu totalnej ignorancji z jego strony. Mimo że pałał do kogoś wielką sympatią, czasami może nawet braterską miłością, nie potrafił dbać o innych, nawet jeżeli chciał. Zabrać się do tego nie potrafił, trochę nawet brak mu było do tego chęci, lecz najważniejszym i najbardziej widocznym punktem w tej sprawie jest na pewno jego bezradność i mała wiedza na temat innych potworów i ich potrzeb. Zazwyczaj nie interesował się - nie zwracał uwagi - na innych, lecz nie pod względem samej osoby, lecz jej codziennych zachcianek oraz rutynowych zajęć, bez których nie mógłby się obejść. Blythe sam miał wiele takich punktów dnia, które musiały być wykonane, bo jeśli nie... Cóż. Dobrze nie było. Chodził niezadowolony i skwaszony. Na wszystkich wrzeszczał. Na pewno nie był to objaw całkowicie zdrowego umysłu.
Podsumowując: nawet gdyby chciał w jakiś sposób zmienić Jou, na pewno by mu się to nie udało. Po pierwsze, nie zwracał nawet uwagi na jego dziwne zachowanie, a po drugie, nie wiedziałby jak się do tego zabrać. Na pewno jakimś zaklinaczem ludzkich dusz nie był, więc nie można było się od niego spodziewać wyjątkowych zdolności w tej dziedzinie.
Jedno było pewnie - miał czasami ochotę wypić z tym czarnowłosych chłopakiem herbatę i nie obchodziło go, czy ten właśnie umiera czy gania za swoim bratem. Blythe nie znosił sprzeciwów, a do tego był straszliwie zaborczy, więc gdyby tylko naszła go ochota na melisę, goniłby za Jou nawet do Krainy Luster. Sprzeciwów jego by nie zniósł, a na katanę nie zwróciłby nawet uwagi. Dobrze wiedział, że i dał dostałby nią po głowie prędzej czy później, ale... Upartość jego nie znała granic.
- Nie pieprz głupot.
Gwałtownym ruchem odbił się od murowanej ściany budynku i podszedł powolnym krokiem do Ozawy. Cały czas przyglądał mu się kątem oka, jakby czarnowłosy miał zaraz skoczyć mu na plecy i udusić tym kocim ogonem. Siadł obok niego na pudle, uderzając przy tym piętami ciężkich butów o plastikowy pojemnik.
Nagle - sam nawet siebie zaskoczył - jego prawa ręka wystrzeliła w górę i łagodnie opadła na ramię rozmówcy, by zaraz objąć go i przysunąć do siebie. Blythe oparł przy tym brodę o czubek głowy Jou, przymykając przy tym oczy. Jak już mówiłam - dbał tylko o siebie, a miał właśnie ochotę poczuć bicie czyjegoś serca. Wyszukał więc chłodnymi palcami tętnice na jego szyi, łapiąc w tym samym momencie drugą wolną ręką, nadgarstek chłopaka, tak na wszelki wypadek by się za szybko nie wyślizgnął.
- Jesteś zdenerwowany, czy aż tak wkurza cię moja obecność? - Prychnął nieco rozbawiony. Jego bladą twarz rozjaśnił przy tym delikatny uśmiech, przez co w jego lekko zaróżowionych policzkach ukazały się dwa urocze dołeczki, całkowicie nie pasujące do jego ostrych rysów twarzy.

Anonymous - 18 Kwiecień 2012, 21:53

To Jou bynajmniej nie przeszkadzało. Niby czemu ? Sam jest egoistyczny, podchodzi do tego samolubie. Wszak gdyby było inaczej w tym momencie zainteresowałby się tym czemu tutaj jest Blythe a nie gdzie indziej. Pytanie jakie padło z ust czarnowłosego wcześniej wcale nie było powodowane tym, że się w jakikolwiek sposób przejmował tym po co tu jego znajomy, pfu "Pan" tutaj jest. Co do okazywania uczuć byli bardzo podobni, sam niebieskooki także nie umiał zajmować się innymi, nawet jeśli chciał. Mógł kochać a mimo wszystko swoim egocentryzmem ranił do szpiku kości, chociażby Juna.. No właśnie jego braciszek, gdzie teraz się podziewał? Jou tylko o niego jest w stanie się martwić inni są dla niego priorytetem drugoplanowym, dużo mniej istotnym, a na pierwszym miejscu, wbrew temu co sądził był on sam i jego widzimisię. Inne istnienia go nie interesowały o ile nie zagrażały jemu, Junowi oraz celowi jaki obrał. Reszta była nieistotna, ważne iż mógł się mścić, ale czy teraz ma powód do tego? MORIA dotrzymała słowa, jego brat był cały i zdrów, no przynajmniej fizycznie, nad psychiką to trzeba by było podeliberować. Z tego co cyrkowiec się zdążył zorientować nie było z nią najlepiej. Tak czy inaczej to, że go zostawił dalej wzbudzało w ogoniastym dozę zdziwienia i kontemplował nad powodem, dochodził do dwóch wniosków. Ludzie z organizacji dalej postanowi truć im życie, bądź też Jun ze swojej nieprzymuszonej woli odszedł, chcąc wszystko przemyśleć, w końcu było co, zmiana bądź co bądź wielka dla nich obojga. Tak zaś aby było śmiesznie nie był osobą zorganizowaną, nie miał konkretnych punktów dnia, które musiał odhaczyć bo by było źle. Skwaszony zezłoszczony zaś chodził praktycznie cały czas, wynikało to z faktu, że nie przepadał za towarzystwem, a tego na dłuższą metę wyeliminować nie mógł, z resztą wtedy chyba naprawdę zatraciłby się w swym zdziczeniu, a to nikomu nie byłoby na rękę. W końcu dzikie zwierze to niebezpieczeństwo, prawda?
Druga też strona medalu czy Jou byłby taki chętny na jakiekolwiek ingerencje w jego charakter, wszak nie należy do osób co lubią być sterowane niczym marionetki. Próby przemienienia go odbierały najzwyczajniej jako atak mentalny na swą osobę a to już by by poskutkowało pewnymi konsekwencjami, niemiłymi z resztą dla ów osoby nie dla cyrkowa, tak ściślej mówiąc. Swoją drogą to wyglądałoby zajebiście śmieszne gdyby Blythe posunął się do gonienia czarnowłosego po Krainie Luster, Świecie Ludzi a nawet i może Szkarłatnej Otchłani. To zapewne dla postronnego obserwatora by zostało odebrane jako skrajne dziwactwo, ale jak co kto woli. W imię czego by to Lunatyk robił ? Chyba swej renomy uparciucha, no i być może przekonania, że to co on chce musi zostać wykonane ( nie ważne po jakim czasie, zaznaczywszy iż Jou szybko dorwać by się nie dał).
Na uszczypliwą odpowiedź Blythe nie zareagował jakoś przesadnie, a na pewno nie spotkało się to z jakąkolwiek odpowiedzią z jego strony. No chyba, że cichym pomrukiem dezaprobaty. Niebieskie oczyska kierowały się za każdym ruchem rozmówcy, który właśnie zaczął iść w jego kierunku, niezbyt się to naszemu ogoniastemu spodobało, ale nic nie mówił, starał się trzymać swe nerwy na wodzy. To co jednak po chwili nastąpiło zaskoczyło młodego Ozawę, tego się nie spodziewał, wcale. Czując więc ciepło bijące od Blytje'a chciał czy nie coś tam prychnął pogardliwie pod nosem. Przez chwilę pozwolił się tulić a potem warknął co nieco nieprzyjemnie, wręcz pogardliwie.
- Te nie przyzwyczajasz się aby za bardzo, może tak łapki przy sobie co ? Nie znoszę gdy ktoś mnie dotyka, albo puścisz, albo prawy sierpowy masz jak w banku.
Zakręcił nosem burmusząc się i na jakiś czas widocznie z głowy wyleciał mu okularnik, za którym już tęsknił a zaledwie widział go wczoraj., choć po latach ale jednak na jakiś czas obecność braciszka powinna go zaspokoić, ale nie jak na złość łaknął więcej jego obecności. Ze zgrozą stwierdził, że jednak dotyk Lunatyka jest zbyt miły i to go zaniepokoiło, do tego stopnia, że warknął wyszarpując dłoń i sycząc.
- Jestem zdenerwowany, ale nie z twojego powodu.
Tutaj poniekąd mówił prawdę lecz też i kłamał. Można to uznać po części, za hipokryzję. Dalej ze skwaszoną bardzo miną nie wyszarpał się ani nie wiercił pozwalając Blythowi bezczelnie go przytulać. Miał jednak niebotyczną ochotę odwrócić się i go odepchnąć, aż ściany by zadrżały w posadach jak ten by o nią łupnął.

Anonymous - 21 Maj 2012, 20:21

Długie chłodne palce delikatnie przesuwały się po ciepłej szyi chłopaka, drażniąc przy tym jego bladą skórę i wywołując irytujące, za to jakże przyjemne dreszcze, za to dłoń, która spoczywała na nadgarstku Ozawy, zacisnęła się mocniej. Blythe nie do końca był świadom co robi, był zbyt zamyślony by w tym momencie w jakikolwiek sposób kontrolować swoje ciało. Mimowolnie przysunął się bardziej do czarnowłosego i schował twarz w jego włosach, wdychając przy tym zapach Cyrkowca. Przymknął oczy. Zadziwiające, Tyle mówiło się, jak to przeciwieństwa się przyciągają, a tu proszę, egoiści egoistami, a tu oto mamy dwa zdrowe okazy takowych ignorantów w dodatku się przytulających. Oczywiście pomińmy fakt, że jednemu wcale a wcale się to nie podobało, a drugi chciał po prostu spełnić swoją dziwną, zainspirowaną chwilką zachciankę. Połączenie nie było to na pewno najlepszym pomysłem, jednak... Och życie, przedziwna machina. Temu zaprzeczyć nie można.
Ocknął się dopiero wtedy, gdy do jego uszu dotarł sam koniec wypowiedzi Jou. Nieco zbity z tropu, odchrząknął zmieszany, nie chcąc przyznawać się, że dumał przez tak długą chwilę nad nie wiadomo jak głupimi rzeczami. Westchnął więc głośno wdychając jeszcze więcej powietrza zmieszanego z zapachem czarnowłosego.
- Przestań mamrotać pod nosem. - Skomentował. Słowa jego zginęły we włosach chłopaka, przez co ledwo było go słychać, co sam zauważył, lecz Blythe nie wątpił w wyostrzone zmysły rozmówcy. Długie palce jeszcze kilka razy przejechały po gładkiej skórze na szyi, gdy nagle zatrzymały się w miejscu. Właśnie w tym momencie Black odzyskał panowanie nad swoim ciałem i zdał sobie sprawę co z robił przez ten cały czas. No tak, uchodzić chciał za poważnego jegomościa, a tu takie wpadki. No cóż, wybrnąć musiał jakoś, więc nie pozostawało nic innego, jak zgrywać pewnego siebie i swoich czynów obywatela.
Pewnym ruchem, bez najmniejszego mrugnięcia okiem, odsunął się od Cyrkowca i zeskoczył ze skrzyni. Automatycznie schował dłonie do kieszeni szukając palcami kluczy, które od razu zaczął delikatnie głaskać by się uspokoić.
- A co takiego sprawia, że serce ci tak telepie? - Spytał by zmienić temat i nieco odwrócić uwagę od jego dziwacznego zachowania. Co jak co, ale to nie było do niego podobne.

Anonymous - 22 Maj 2012, 00:35

Na nic się zdały groźby Jou. Blythe widocznie miał je głęboko gdzieś, baa nawet nie przywiązał do niej wagi. Teraz cyrkowiec z czystym sumieniem powinien lunatykowi przydzwonić z prawego sierpowego, a zęby by zadrżały w dziąsłach i być może zagrzechotały. Głupio było w tym momencie Wildowi by miał przyznać, że to mu się w gruncie rzeczy podoba, może z początku miał jakieś obiekcje co do dotyku Lunatyka to teraz jednak mógł siedzieć i zwyczajnie olewać to co on z nim robi, oczywiście do czasu, każdy ma swoje granice, których nie da przekroczyć za nic w świecie. Czując zaciśnięcie dłoni na swoim nadgarstku westchnął i nie bardzo wiedział co zrobić, więc po prostu nic nie robił, ot. Palce na szyi niemalże przyprawiały o dreszcze. Przyjemne, co jednak nie zmieniało faktu, że sytuacja dla Ozawy była raczej krępująca, bo nie przywykł do takiego traktowania, zwłaszcza, ze strony faceta, no chyba, że dał tulić bratu, a teraz co. Nie do wiary, ale skapitulował. Chyba potrzebował trochę czyjegoś ciepła, chwili uwagi i nawet takiego pogładzenia po szyi. To chyba dodało mu trochę otuchy, której raczej by nie chciał będąc w innym stanie psychicznym. Trzeba też zaznaczyć, że nasz cyrkowiec jest mocno przeziębiony i zapewne ma gorączkę, co chyba Lunatykowi umknęło. Oh tak z pewnością można zaliczyć oboje do egoistów, ignorantów także a życiu powiedzieć, że jest dziwne, skoro wyprawia takie numery. Wszak Blythe i Jou pomimo cech wspomnianych także wcześniej różnią się, nawet bardzo trzeba zauważyć i być może w sumie to nie takie złe połączenie, chociaż kto wie, ale jak to się mówi, sami nie zawsze wybieramy, robi to za nas życie, stawiając w przeróżnych sytuacjach.
Gdy usłyszał co powiedział Blythe jego brwi drgnęły nieznacznie a usta lekko wykrzywiły w grymasie niezadowolenia, no tak to normalne. Zignorować co mówi i uznać, że mamrotał. Fakt trochę burczał, ale bez przesady! W końcu jego rozmówca się opamiętał bo bóg wie do czego to wszystko by doprowadziło, a jak wiadomo cyrkowiec należy do tych wybuchowych osobników, więc mogłoby być nieprzyjemnie. Mogłoby się nawet polać trochę krwi a bez siniaków by się mur beton nie odbyło. Nawet jeśli ciemnowłosy chciał zgrywać poważnego jegomościa, to takie wpadki nie powinny mieć miejsca, jakby umiejętnie z nich zawsze wybrnął, to i tak nadszarpują reputację, czyż nie? Jou by starał się do takich naprawdę nie doprowadzać, ale to on, może Blythe należy do innego typu osób. Cyrkowiec bezwiednie powiódł za nim wzrokiem unosząc jedną z brwi, lecz nie schodząc ze skrzyni, którą widocznie sobie ulubił, ma do tego przecież prawo. Zagryzł dolna wargę i spojrzał na Lunatyka nieco smutnymi i oczami, w których panowała także przejmująca pustka.
- Nie istotne, nie potrzebne Ci to do wiadomości..
Możliwe, że zmiana tematu przez czarnowłosego poskutkowała zmianą uwagi Jou, jednak nie odwrócił całkowicie myśli od dziwnego zachowania rozmówcy, zamierzał o to zapytać, ot. Przysunął do siebie mocniej kolana by na nich ułożyć podbródek i rzucić kolejne spojrzenie zadając jednocześnie pytanie. - A Ty czemu tak dziwnie się zachowujesz? To do Ciebie niepodobne.
Przypomniał sobie coś jednak, taki jakiś mały przebłysk geniuszu. Zsunął się więc ze skrzyni i zerknął na Blythe'a jeszcze raz po czym ruszył szybko z buda, by zniknąć za zakrętem, tyle też lunatyk go widział.
z/t

Anonymous - 10 Czerwiec 2012, 20:34

Kiedy tu dotarliśmy, byliśmy oboje cali mokrzy. No cóż, bywa. Zresztą co za różnica, ja byłam już cała morka zanim weszliśmy do cukierni.
Puściłam jego dłoń i zaczęłam podchodzić do wszystkich klatek w zaułku po kolei. W końcu znalazłam właściwą, ze starymi drzwiami. Wyjęłam nóż i rozejrzałam się. Nikogo, tylko ja i Kyle. Wsunęłam nóż w przerwę między skrzydłem a framugą i chwilę tam gmerałam. W końcu udało mi się odsunąć rygiel i otworzyć drzwi. Pokazałam Kyle'owi, żeby podszedł i był cicho, po czym wśliznęłam się do klatki.
Dobra, nie mogliśmy spać na schodach, więc została piwnica. Niestety tutaj numer z nożem już nie przejdzie, potrzebny był klucz. Teoretycznie mogłam bezpardonowo wypruć zamek, ale narobiłabym zbyt dużo hałasu. Trzeba było użyć mózgu.
Wsunęłam końcówkę ogona do dziurki od klucza i chwilę gmerałam. Zamek szczęknął cicho i drzwi do piwnicy stanęły otworem. Zeszłam na dół. Piwnica była długim korytarzem z drzwiami do prywatnych komórek. Tak, tu będzie dobrze. Zwłaszcza, że panował tu nawet porządek, jak na piwnicę.
-Trzymaj. -powiedziałam, zdejmując płaszcz i oddając go Kyle'owi. A właściwie wyszeptałam. -Przykryj się. Ja sobie poradzę. -w piwnicy było chłodno. Nie wiedziałam, jak odporny na niskie temperatury jest Jaszczur, ale z mokrym futrem ta odporność zdecydowanie spadała. A ja już miałam pomysł, jak sobie poradzę z chłodem. Zdjęłam but i położyłam go na boku pod ścianą, po czym skurczyłam się i wlazłam do środka. Nie miałam problemów z potliwością stóp, więc nie śmierdziało tu ani trochę. A było ciepło. Chwilowo dzięki mojej stopie, która przed chwilą tu była, ale ogólnie but był skórzany, więc powinnam dotrwać do rana.
-Dobranoc. -rzuciłam z wnętrza glano-kozaka, zdjęłam drugi but, eżby mi było wygodniej i poszłam spać.

Anonymous - 10 Czerwiec 2012, 20:51

Daj się kobiecie zaciągnąć! Najgorsze miejsce wybierze!
Pomyślał gdy dotarli pod bloki. On liczył szczerze, że zabierze go po za miasto. Widać będzie musiał ją uświadomić w tym, jak silna więź łączy go z naturą i jak nie lubi przebywać w tym mieście, zwłaszcza wśród bloków. To jakbym wejść do gniazda szarańczy. Niemniej jednak nie krył zaskoczenia, widząc jak łatwo i szybko poradziła sobie z zamkami. Tylko mogła mu powiedzieć, zrobiłby to lepiej i szybciej... Gdy rzuciła mu jego płaszcz, zdziwił się lekko. Gdyby tak źle znosił niskie temperatury to zapewne już by nie żył.
Przyglądał się jej ze stoickim spokojem, również zaskoczony jej wymysłem na sen. Że w ogóle jej tam było wygodnie. Niemniej jednak on tutaj spokojnie spać mógł nie będzie. Podszedł więc powoli do drzwi i usiadł zaraz za ich rogiem, opierając się o ścianę. Swój płaszcz ułożył idealnie w wejściu, rozkładając go na całej szerokości. Nie można było zaprzeczyć, był poddenerwowany. Martwił go fakt, że ktoś mógłby ich nakryć podczas snu, a to było zbyt niebezpieczne. A w tym wypadku, cóż... Ewentualne niebezpieczeństwo powinno poślizgnąć się na jego płaszczu, przewrócić i dać mu wystarczająco czasu na reakcję, by zabił ewentualnego towarzysza, a potem dobił leżącego... No może nie zabił, ogłuszył, wystarczy ogłuszyć. Czasami fantazja go ponosiła. Siedząc tak pod ścianą, zamknął na chwilę oczy, wmawiając sobie, że nie zaśnie, aż... Zasnął.

Anonymous - 10 Czerwiec 2012, 21:00

Tak jak nagle zasnęłam, tak samo nagle się obudziłam. Nic mi się nie śniło, a przynajmniej nie pamiętałam, żeby tak było.
W bucie spało się o wiele wygodniej, niż podejrzewałam. I wciąż było tu ciepło. No i niestety duszno. Podpełzłam do cholewy i wyjrzałam na zewnątrz. ,,Świeże powietrze!", to była moja pierwsza myśl po wyjściu. Potem zauważyłam Kyle'a śpiącego pod ścianą i jego płaszcz na szczycie schodów, pod drzwiami do piwnicy.
Wróciłam do środka buta po ten drugi, po czym wyszłam, wróciłam do naturalnego rozmiary i ubrałam swoją sypialnię. Starając się nie obudzić Kyle'a weszłam po schodach i uchyliłam drzwi. Było już jasno, ale jednocześnie bardzo cicho. Musiało być wcześnie. Dobrze, wyjdziemy stąd, nim ktokolwiek się dowie, że tu jesteśmy. Wróciłam na dól. Kyle spał tak... słodko. Jak na wielkiego jaszczuroludzia. Żal mi było go budzić. Postanowiłam, że obudzę go za jakieś pół godziny, tak na oko. Wolałam nie ryzykować dłużej. Tak czy siak znów się skurczyłam i z nudów zaczęłam sprawdzać, co jest w komórkach, prześlizgując się pod drzwiami. Było tu jednak strasznie ciemno, więc zamieniłam się w skorpiona. Trochę lepiej widział w ciemnościach.
Ogólnie nie było tu nic ciekawego. Rowery, stare pralki i lodówki, meble...

Anonymous - 16 Czerwiec 2012, 21:31

Jaszczur już od dłuższego czasu nie spał. Tak na prawdę to siedział z zamkniętymi oczami, przez całą noc starając się zasnąć, jednak budził go każdy szmer, każdy możliwy odgłos. Obudzenie się Tii również nie pozostałego przez niego nie odnotowane, jednak jeszcze się nie podnosił. Nie chciało mu się nawet otwierać oczu. I wszystko poszłoby jak należy, gdyby nie fakt, że nagle po klatce rozszedł do piskliwy głos, głośny, przerażający jakby zrywano z kogoś żywcem skórę. Był to głos kobiety. Jaszczurowi od tego dźwięku wręcz całe futro się zjeżyło, zerwał się natychmiast na równe nogi i niewiele myśląc pobiegł schodami na górę o mało nie potykając się o własną pułapkę, a następnie wybiegł z klatki i tyle po nim było śladu na miejscu...
Anonymous - 18 Czerwiec 2012, 18:05

Przeszukiwałam właśnie kolejną komórkę, gdy usłyszałam krzyk, a następnie jak ktoś biegnie. Zdecydowanie był to Kyle, odgłos był dość charakterystyczny. Kolejny dźwięk oznaczał, ze prawie się o coś wywalił, a zaraz potem trzasnęły drzwi. Prześliznęłam się pod drzwiami na korytarz i przybrałam ludzką formę.
Potem opuściłam piwnicę, po drodze zabierając płaszcz jaszczura.
Drzwi do klatki jeszcze się zamykały, opóźniane mechanizmem. Dokąd on pobiegł?
Wyszłam na dwór i rozejrzałam się. Po Kyle'u nie było ani śladu. Naprawdę? Nie możliwe, żeby znów mnie tak zostawił. Pobiegł ratować właścicielkę krzyku? Najpewniej, ale skoro ten rozległ się na klatce, to czemu Kyle wybiegł na dwór? Wróciłam do środka i weszłam na sam szczyt schodów. nikogo nie spotkałam. Wyszłam nawet włazem na dach, ale tam też nikogo nie było. Podeszłam do krawędzi i rozejrzałam się. Nigdzie nie widziałam mojego jaszczurzego. Może był gdzieś między blokami, poza zasięgiem mojego wzroku. Tak czy siak postanowiłam tu zostać i obserwować okolicę. Stąd na pewno prędzej go wypatrzę.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group