Anonymous - 18 Styczeń 2011, 18:03 Neko z pełny brzuszkiem wróciła na miejsce. Usiadła wpatrując się w scenę i aktorów na niej zgromadzonych. Po chwili usiadła w pierwszym rzędzie mając nadzieję, iż mężczyzna, który jej się podobał spojrzy na nią. To by ją bardzo zadowoliło, lecz na pewno tego nie zrobi. Nikt nigdy na nią nie patrzył i naprawdę jej nie kochał. W tej chwili poleciała jej łza, lecz zacisnęła zęby i szybko ją wytarła. Nagle skierowała swój wzrok na mężczyznę z myślą, iż ją zauważy. Po tym zdarzeniu otworzyła torebeczkę i wyjęła z niej pomadkę, po czym posmarowała ją usta i z powrotem wrzuciła do torby.
Z/TAnonymous - 18 Styczeń 2011, 19:14 -Dziękuję serdecznie. - uciął krótko widząc zbliżającego się plebejusza. Czego do diaska, ten mały i natrętny śmieć może chcieć? Kto mu uwierzy? Kto w ogóle pozwoli oczerniać jego dobre imię. Obszedł spokojnie chłopaka dookoła. Czego chciał? Pieniędzy lub czegoś innego? A może dziewictwa arystokratki? Doża mógł dać wszystko, a zarazem nic. Ciekawe ile procent ludu niewykształconego, wzięłoby garniec złota, jeśli i tak potem zostanie on odebrany w czasie najazdu?
Ciekawiło jakim typem człowieka, jest właśnie mężczyzna. Weźmie trochę pieniędzy i ucieknie zapominając o całej sprawie? A może rzuci mu przysłowiową rękawice? Będą się bić? Tutaj, przed kościołem? W tym przypadku Doża miałby aż za prosto. Ktokolwiek kto przybiegnie - pomoże właśnie miłościwie im panującemu Księciu, a nie jakiemuś nieznanemu wyrzutkowi z ulicy. Mówiąc wyrzutek rzecz jasna, w cudzysłowiu. Podszedł szybko do arystokratki i delikatnie uścisnął jej ramię. Jeśli ktokolwiek by ich obecnie widział, może udawać, że stawał w obronie swojej damy. Czekał tylko na ruch oskarżyciela. Co tam jedna płotka do rekina - rekina, który przyniesie zagładę całej Wenecji.
-Co konkretnie chcesz? - zapytał patrząc chłopakowi prosto w oczy. Ciekawe kim był teraz, nie w grze. Lunatykiem? No cóż, jego postura wyglądała właśnie najbardziej ludzko. A może właśnie był człowiekiem? Ciekawe co w takim razie biedaczyna tu robi.
Zauważył kątem oka blond kotkę, która z uwagą śledziła każdy ruch jego partnera na scenie. Czyżby się zakochała? I jeszcze ten ciągły płacz? Co jak co, ale Blaise był dobrym obserwatorem, który raczej nie wyjdzie z podziwu jak zagmatwany może być ludzki umysł. Objął wzrokiem całą jej posturę. No cóż, teraz ma grać, a nie zajmować się przysłowiowymi pierdółkami. Akcja się rozkręcała - jakby nie patrzeć, tak sama na parkiet dochodziły nowe pary.
Tańcz, tańcz Coco. - zanucił sobie cicho w myślach, w końcu z tą piosenką na ustach przyszedł na bal i na razie nie ma powodu, by przestała mu dudnić w uszach.Anonymous - 18 Styczeń 2011, 19:19 Tak, muzyka zdecydowanie się zmieniła, nabierając tempa i akcentu. Oto, co wynikło ze starcia instrumentów. Amry wręcz podskoczyła gdy zmieniła się melodia, a na dźwięk kotła podkuliła ogon, który nadal był skryty pod fałdami kloszowej spódnicy. Zmrużyła ślepia, obserwując dalszą fabułę przedstawienia.
/Wybaczcie, ale zmuszono mnie do ruszenia gry postacią Lakeshy. Jak coś proszę o usunięcie posta.
- Teraz i na każdy Twój rozkaz. - odparła spokojnie, zerkając przez ramię. Czuła na sobie niewidzialne spojrzenie szpiega, a może tylko jej się przewidziało? Ważne było jednak, by nikt ich nie usłyszał.
Jej spojrzenie szybko przeniosło się na rozmówcę, obejmując go uważnie. Czy kochała? Czy była gotowa na takie poświęcenie dla powiększenia majątku rodziny? To więcej niż pewne, w końcu dlatego tutaj była.
- Rychło kościelne dzwony wybiją marsz weselny. Bogactwa zaś... - Odpowiedź utknęła w jej ustach, bo na scenę wparował jakiś rebeliant. Źle mu patrzyło z oczu. Obdartus, śmieć dzisiejszego społeczeństwa, który walczy o równouprawnienie. Phi! Czcze gadanie. Teraz jednak musiała odegrać strach i zaskoczenie. Właśnie dlatego przestąpiła krok w tył, układając dłoń na piersi. Chcąc tego czy nie schowała się nieco za Dożę, pozwalając mu przejąć władzę nad sceną i całą zaistniałą sytuacją. Na ustach jej jednak czaił się dość chytry uśmieszek i przesycone jadem słowa "A nie mówiłam?". Ramię zaś zostało wsparte przez mężczyznę. No tak, nikt nie zdołałby się mierzyć z podobnym szermierzem jakim musiał być nasz arystokrata. Niem usiała się obawiać.Anonymous - 18 Styczeń 2011, 19:51 - Spokojnie, przecież żartowałam - powiedziała wesoło wykonując parę obrotów, przy okazji domyślając się jak czuje się jej towarzysz, a zza maski zaczął wydobywać się śmiech. - Ale i tak mam zamiar zobaczyć twoje marionetki, pewnie są bardzo interesujące...
W tym samym czasie kiedy Cassandra skończyła mówić zmieniła się muzyka. Mimo poprzednich zmartwień jej nogi same zaczęły dostosowywać się do granej melodii, a ich tempo w jakim zaczęły się poruszać coraz to bardziej się zwiększało. W końcu po chwili ciszy jaka nastała, dziewczyna spojrzała na Luffy'ego i by ponownie zacząć rozmowę powiedziała.
- Wiem, że to może być trochę uprzejmie z mojej strony, ale chciałabym cie zapytać o coś. W jaki dokładnie sposób zginęła twoja rodzina?Anonymous - 18 Styczeń 2011, 20:13 Kiedy powiedziała iż żartuje wymsknęło mu się ciche westchnienie ulgi lecz zaraz się opanował. Słysząc, ze ma ochotę zobaczyć jego marionetki uśmiechnął się, po czym pokiwał głową zadowolony z tego. Lubił pokazywać swoje dzieła pomimo iż uważał je za paskudne. Słysząc zmianę muzyki sam zaczął się do niej przystosowywać i po chwili już wszystko było w porządku. Słysząc jakie pytanie zadała nie odpowiedział nic przez dłuższą chwilę. Bił się z swoimi myślami i z samym sobą ponieważ był to dla niego ciężki temat, przez co z nikim o nim nie rozmawiał. Z jednej strony chciał jej to powiedzieć ponieważ nie powinien dusić w sobie przeszłości, lecz z drugiej obawiał się tego. W końcu jednak postanowił mówić. Wziął głęboki oddech i się odezwał.
-Nie nie jesteś nieuprzejma. Moja rodzina zginęła z powodu żądzy władzy. Boczna gałąź naszego rodu chciała przejąć władzę i napadli na nas w nocy. Razem z siostrami uciekłem lecz dopadli nas na mości i one mnie obroniły same spadając w przepaść. Nie wiem czy żyją czy nie.Anonymous - 18 Styczeń 2011, 21:21 Vash uśmiechnął się do siebie. Teraz trzeba było wszystko jakoś ładnie rozegrać. Co by on zrobił na miejscu swojej postaci ? Kątem oka zauważył jakąś dziewczynę, po której policzku powoli płynęła łza. Czyżby aż taki ładunek emocjonalny wywarła na nią sztuka ? Raczej mało prawdopodobne. Vash nie mógł teraz o tym myśleć. Musiał grać, improwizować.
- Czegóż mógłby chcieć taki prosty człowiek jak ja, o wielki dożo ... - mówił wymawiając z lekkim obrzydzeniem ostatnie słowa.
- Mógłbym od Ciebie zażądać pieniędzy. Po co mi one, skoro i tak zamierzasz ograbić ten kraj ? Po co mi pieniądze na budowę domu, jeśli ty będziesz chciał go spalić ? Na cóż mi fundusze na pochowanie mego brata, jeśli został on wrzucony do wspólnej mogiły. Może go pamiętasz o wielki dożo, skoro ty sam na niego wyrok śmierci wydałeś. To na twoich rękach krew jego spoczywa. Mój brat bowiem mimo tego, że nie pochodził z szlachetnego rodu postanowił wyrwać się spod twego jarzma i sprzeciwić się twej władzy. Gdy tylko doszła cię wieść o tym, że mobilizuje on gawiedź przeciw tobie zaraz nakazałeś go ściąć. Czyżby wielki doża bał się tego całego pospólstwa, które powstać przeciwko niemu mogło pod wspólną sprawą zakończenia twego ucisku ? - mówił cały czas chodząc z miejsca na miejsce lekko się uśmiechając. Nagle wykonał obrót na pięcie w stronę Blaise'a.
- Miłosiernie pozostawiłeś członków jego rodziny przy życiu, by mogli patrzeć, jak ginie ich syn i brat. - mówił teraz poważniejszym głosem, a jego uśmiech zszedł z twarzy.
- Dzisiaj to jest dzień, gdy dziękuję niebiosom za tą okazję, gdy mogę sam sobie pokazać, że nie kierowała nigdy tobą miłość do tego kraju. Właśnie dlatego będzie to dla mnie większą rozkoszą, gdy będę mógł w końcu pozbawić barki twoje ciężaru twej wielce o to państwo zatroskanej głowy. A jeśli mi się nie uda, przyjdą następni. Reprezentujemy to co nieuniknione - koniec twych rządów okrutnych i początek nowej ery. - rzekł wpatrując się w " dożę ". W sumie nawet nieźle ta improwizacja Vashowi wyszła.Anonymous - 19 Styczeń 2011, 14:52 Bartimaeus wpatrywał się w aktorów, lecz wydawał się nieobecny. Jego myśli błądziły zupełnie gdzie indziej. Trudno określić o czym konkretniej rozmyślał, bowiem co chwilę coś innego zaprzątało mu głowę. Najbardziej przejmował się tym, że nie będzie miał gdzie odpocząć po tym balu. Co prawda nie natańczył się zbyt dużo, ale jego kondycja była ostatnio w złym stanie. W końcu przyszedł na bal prosto z długiej podróży. No nie całkiem od razu, ale prawie. Istotne jest to, że nie wyspał. W dodatku nie miał pieniędzy. No cóż, pozostało mu liczyć na to, że po tej całej uroczystości znajdzie jakąś litościwą osobę. Dobrze, że chociaż się najadł.
Wspomniał także o swojej siostrze. Ciekawe czy wszystko z nią w porządku? Uśmiechnął się ledwie zauważalnie do siebie.
Do świata realnego przywrócił go dopiero czyjś płacz. Poruszył uchem i spojrzał na ów osóbkę. Ciekawiło go co wprawiło dziewczę w taki nastrój. Współczucie? Skądże znowu, on nie jest zdolny do takich ludzkich odruchów. Ba! Jego to najwyraźniej bawiło. Trudno mu było zrozumieć jej zachowanie. Normalnie powinno starać się opanować emocje, a przynajmniej iść w bardziej ustronne miejsce. Może miała nadzieję, że ktoś ją pocieszy? Żałosne...
Wywrócił oczami i powrócił wzrokiem na scenę. Był ciekawy jak to wszytko się zakończy. Czy oddany swemu krajowi plebejusz spełni swą groźbę?
A może nie uda się mu tego zrobić i Doża doprowadzi swój plan do końca?
Jaka rolę będzie miała w tym arystokratka? Zabawne, że nawet aktorzy nie wiedzieli co będzie dalej.Tyk - 19 Styczeń 2011, 16:57 Rosarium wszystkiemu się przyglądał i oceniał. Z poczatku bardzo łagodnie, później przeszedł do bardziej surowych sądów. W końcu przyszedł czas na trzeciego aktora, który przybywa nie tylko ze słowem. Nie wiedział jeszcze kogo, lecz wyszedł już na środek jako komentator zdarzeń. Z rękoma uniesionymi w górę zaczął przemowę. Najpierw cicho, stopniowo coraz głośniej mówiąc.
- Na placu rozgrywała się kłótnie, spisek został wykryty. Czym jest jednak ten, który wykrył. Czym jest słowo plebejskie przeciwko Doży i setkom jego żołnierzy broniących Wenecji. W każdej godzinie ktoś patroluje ulice. Na ten plac nikt się jednak nie zapuszcza, lecz odgłosy kłótni zwabiły tutaj ludzi dwudziestu wraz z dowódcą, którym ten oto człowiek.
Tutaj wybrał Bartimaeusa <dobrze napisałem?> na środek sali balowej. Miał być strażnikiem, lecz Rosarium mówić nie skończył. - Nie jest jeszcze świadom tego co się tu rozgrywa. On i dwudziestu jego ludzi gotowych jest jednak wesprzeć doże, lub plebejusz.
Dlaczego właśnie kogoś takiego wprowadził? Odpowiedź jest oczywista. Groźby i kłótnia nie zmienią Doży, a ten i tak może się wszystkiego wyprzeć. Nie ma tu aparatów czy urządzeń, którymi dźwięk można nagrać. Nitk by w jego słowo nie uwierzył. Mógłby zabić dożę, lecz... Jak zabić improwizując? Nie mógł przecież Agasharr pozwolić na rozlew prawdziwej krwi, a stucznej nikt pod ręką nie miał. Jednak zauważył również coś ciekawego, gdy Bartiego wyciągnął. Przecież tam Amry stała. Nie zdziwił się, że ta z kimś rozmawiałą, bardziej, że miał pecha akurat wybrać jej towarzysza. Już drugi raz zabrał komuś rozmówcę on zły i wredny! Tak nie wolno! Wróćmy jednak do przedstawienia. Strażnik co prawda w teorii nic nie wie, lecz z drugiej strony Barti wie, że doża kłamie, więc będzie wyczulony na każdą nieściłość. Na dodatek obca arystokratka. Z drugiej jednak strony jest podwładnym Doży. Co gorsze nie ocenił czy jest on patriotą czy też nie, więc to jak zachowa się kapitań straży pozostaje tajemnicą i to jest właśnie najciekawsze. Zszedł ze sceny w miejscu gdzie Barti na nią wkroczył.
- Amry mam nadzieję, że nie przerywam ci dobrej zabawy. Wybacz, że porywam ci przyjaciela, zwrócę ci go po przedstawieniu. Na razie pozwól mi się porwać do ogrodów, gdzie nieco mniej tłumnie ludzie zebrani.
Postanowił udać się do ogrodu gdzie nic oczom nie przeszkadzało w podziwianiu. Oczywiście wysunął ku niej dłoń, tak aby ta chwytająć ją mogła wyrazić zgodę lub też odmówić. O czym chciał rozmawiać? Trudno stwierdzić, może już teraz był świadom oceny sędziów, którzy zawiadomili go w trakcie przedstawienia. Przecież niejedna osoba do niego podeszła.Anonymous - 19 Styczeń 2011, 17:12 Czy trzeba wyrazić jej zaskoczenie, gdy tak ostre słowa wylały się z ust plebejusza? Zżyła się z całym przedstawieniem i właśnie w tym momencie odruchowo zasłoniła usta dłonią. Nie była jedną z aktorek na scenie, jednak nie przeszkadzało jej to w wewnętrznym odgrywaniu roli arystokratki czy kogoś jeszcze innego. Splotła ramionka na piersi, starając się nie krzyknąć, czy nawet pisnąć gdy dramatyzm przedstawienia wzrastał. Na nic się tu miały łzy jednego z widzów. Nie zwróciła na niego uwagi. W sumie nie zauważyła nikogo, ani niczego, więc i uśmieszek Bartiego jej umknął. Jaka szkoda! Teraz jednak czekała z zapartym tchem na słowa Doży, pojedynek i przelaną krew, a przy okazji interwencję arystokratki. Jej wyobrażenie jednak zostało zniszczone, gdy przed jej oczami pojawił się nikt inny jak Agasharr, zasłaniając wszystko swoim ciałem. Straciła tłum z oczu, jednak ciekała cierpliwie. Chyba nawet nazbyt, bo tak właśnie została pozbawiona byłego partnera do tańca za którym się chowała. Posłała Dachowcowi spojrzenie pełne współczucia nim i ją dopadł Tyk ze swoją chęcią rozmowy.
Mogła krzyczeć, drapać i gryźć w duchu, jednak na zewnątrz lekki uśmiech wykwitł na jej wargach, gdy mężczyzna się do niej zbliżył. Dygnęła lekko nim ujęła jego ramię jak wrodzona dama. Co z tego, że ledwo sięgała czubkiem głowy do jego obojczyka? Nawet tak maleńkie istotki, a raczej tylko te niewielkie potrafiły się ruszać z gracją nimfy na swoich łąkach i polanach. Dlatego też skinęła głową na jego słowa, kierując lekkie kroku ku ogrodowi. Zapewne był to ten krzewiasty, gdzie nie zapuszczało się zbyt wiele osób w obawie przed zaginięciem w czasie wędrówek. W końcu był to istny labirynt, który nasza mała bohaterka znała już na pamięć przez godziny jakie spędziła tutaj jeszcze za czasów gdy wolała biegać boso ze swoim instrumentem niż bywać na salonach. Nie, szczerze mówiąc teraz nic się nie zmieniło.
- Czy coś się stało? Problemy z muzyką, goście się nudzą? - zmarszczyła brwi, nadając twarzy zatroskany wyraz. Najwyraźniej przeżywała ten bal jakby był jej własnym, przynajmniej w jego artystycznej części.Tyk - 19 Styczeń 2011, 17:27 Amry jednak zapomniała, że do rozlewu krwi dojść nie może, na dodatek Doża nawet będąc grubym starcem lepiej władał bronią niż plebejusz, który w teorii w ogóle jej nie posiadał. Mówiąc prościej nie mogło dojść do pojedynku właśnie dlatego, że mogłoby to doprowadzić do rozlewu krwi. Oczywiście w oryginale to ona miała umieścić Bartiego na scenie, ale to przemilczmy i zwalmy całą winę na biednego Tyka, z którego i tak już usilnie ktoś próbuje zrobić psychopatycznego mordercę, a przynajmniej osobę, która dla zabawy pali swym ogniem. Przecież on taki nie był, gdyby był to zapewne Amry zamiast bawić się na balu i tańczyć musiałaby siedzieć przy orkiestrze bo bałaby się, że ten może coś jej zrobić. Na dodatek czy on nie może podejść z innego powodu, a tylko po to by nakrzyczeć bądź skrytykować? On jednak zamiast ją ukarać za te heretyckie myśli, o których nie wiedział. Dawał jej coraz to nowe instrumenty i inne prezenty. Był zdecydowanie za dobry, czego tutaj nikt nie potrafi docenić!. Białowłosy zatrzymał się dopiero gdy byli sami. Jakże dobra sceneria na stos! Tylko jeszcze jej trzeba uniemożliwić krzyczenie. On jednak zamiast myśleć o karach zaśmiał się cicho słysząc jej słowa. Spojrzał w górę. Dłonie uniósł i dopiero przemówił.
- Oczywiście, że się stało! - Tutaj dłonie swoje opuścił i spojrzał na nią z uśmiechem. Uprzednio był dość poważny, a głos jakby surowy. - Czy ja nie mogę cię pochwalić czy dobrych wieści przekazać? Nie martw się nie długo będziesz musiała dziś znosić moją obecność, choć do niej ku swojemu niezadowleniu musisz się przyzwyczaić. - Troszkę jest wredny, ale cicho. Bezczelnie jej przypomina, że jest na niego skazana i nie ma nawet co myśleć o ucieczce. Pytanie czy chciałaby uciekać? Przecież on ją tylko krytykuje i po to zadaje sobie trud, żeby ją wyciągnąc na ososobności by nakrzyczeć. Ale teraz przejdźmy do tego po co naprawdę Agasharr to zrobił.
- Mam nadzieję, że dobrze się bawisz. Mam podstawy by sądzić, że tak właśnie jest, choć to twoja ocena jest najważniejsza. Przygotowałem coś jeszcze, choć nie wiem czy ci się spodoba.
Chciał ją jeszcze zapytać o kilka rzeczy, choćby o przedstawienie, na razie jednak wolał milczeć o tym i sprawdzić jak ta zareaguje na wieśc o niespodzienkę. Na dodatek czy będzie ciekawa z jakich on źródeł wie, że ta dobrze się bawi. Czy domyśli się, że tak wiele osób na nią głosowało?Anonymous - 19 Styczeń 2011, 17:45 Och, bynajmniej nie miała zamiaru robić z niego bezdusznego potwora, który jedynie krzywdzi i karze tym swoim okropnym ogniem za każde przewinienie. Lepiej byłoby nazwać to wszystko...szacunkiem? Tak, zdecydowanie coś takiego istniało w słowniku dziewczyny od pamiętnych czasów gdy przybyła pod jego dach jedynie po to by okraść mu spiżarnię. To jednak minęło już dawno, a teraz nie mogła narzekać na głód, ba, nawet pragnienia muzyczne szybko były zaspokajane nowymi instrumentami za które była mu z całego serca wdzięczna.
Na pierwsze zdanie podskoczyła, wyraźnie kurcząc się w sobie na dźwięk podniesionego głosu. Stało się? Dobrze wiedziała, że musi siedzieć i pilnować muzyków! No ale... przecież to byli Nocni Muzykanci, najlepsi z całej Krainy Luster, czemu miałaby im sapać nad karkami skoro doskonale sobie radzą? Wystarczyło jej że od czasu do czasu wstępowała w ich szeregi żeby coś zinterpretować, albo użyczyć swojego głosu. No właśnie, powinna już niedługo zaśpiewać coś innego, ale... ale nie o to teraz chodzi, bo cały ten orszak myśli został wyparty przez kolejne słowa Tyka. Uniosła więc głowę i przyjrzała mu się uważnie. Wydawał się zamyślony, ale pojawił się uśmiech. Mogła odetchnąć.
- Ale... ale wcale nie jestem niezadowolona! Przecież aż tak nie zdziczałam, prawda? Prawda? - Zacisnęła piąstki i szybko opuściła czarnowłosą łepetynkę. Na polikach pojawiły się rumieńce buntu, które szybko postanowiła ukryć. Od razu zła i niedobra, phi. Jednak on kontynuował, nie zwracając uwagi na jej burzę emocji, która kotłowała się w chudym ciałku. Musiała więc słuchać dalej.
- Dobrze się bawię? Umh... nawet się nad tym nie zastanawiałam, myślałam że nietańczący ludzie zechcą pooglądać takie małe przedstawienie... - drugie zdanie wymamrotała do siebie niemal niedosłyszalnie, grzebiąc butkiem w ziemi, żeby wyzbyć się tego przeklętego speszenia. Na marne, bo zbliżała się niespodzianka, która nie mogła umknąć jej uwadze. To znaczy nie tyle umknąć, po prostu nie wiedziała co wspólnego ma jej zdanie z kolejną zaplanowaną atrakcją. Posłała mu więc pytające spojrzenie. W końcu nie słyszała o głosowaniu, nikt jej nie uprzedził że ktokolwiek obserwuje bal by kogoś wytypować. No świetnie.
Pozostała tylko nadzieja, że Tykowi chodzi o nowy instrument. Tak, pełnym pasji i emocji koncertem można zakończyć bal. Amry wszystko by rozpoczynała i zakańczała koncertem i sporą dawką muzyki, ale to już było takie małe zboczenie zawodowe.Tyk - 19 Styczeń 2011, 18:18 Niestety to właśnie przez cały czas robiła uprzednio. Czy go szanowała? Trudno jest stwierdzić na ile jest w tym strachu, na ile konieczności. Wszak dla niej ucieczka byłaby głupstwem nawet gdyby rzeczywiście był zbyt surowy i karał ją za każde przewinienie. W końcu tak przynajmniej może być najedzona i wyżywać się muzycznie w setce różnych piosene, na niemniejszej liczbie różnorakich instrumentów. Jednak mimo wszystko on był dla niej zbyt dobry! Pozwalał jej na znacznie więcej niż to co zostało wyżej opisane. Mogła znikać na całe dnie, miała prawo bawić się na balu. Nawet mogła jeść to co chciała, a nie tylko to co Rosarium postanowił jej zjeść pozwolić. Nie trzymał jej w żadnej klatce, miała własny pokoik. Spalił ją tylko raz. Więc można uznać, że zdecydowanie za dobrze ją potraktował. Oczywiście, że aż tak nie była niezadowolona, jednak Rosarium chciał w ten sposób pokazać problem, który wcale nie był taki duży. Gdy ta niecierpliwie prosiła o przyznanie racji z buntem, że to ona została przedstawiona jako ta zła. Jednak to jest coś w rodzaju zemsty! Pamiętajmy, że dotąd to Rosarium był przedsatwiany jako ten niedobry, kotek powinien więc zrozumieć oco chodziło. Teraz jednak by już ją uspokoić postanowił pogłaskać ją po głowie. Tak też uczynił, kończąc trzykrotnym drapnięciem za uszkiem.
- Prawda, Prawda kotku, nie jest z tobą jeszcze aż tak źle.
Jednak muszę wspomnieć, iż wypowiedział to tuż po jej drugiej wypowiedzi, uprzednio nie odczekiwał zbyt długo i kontynuował swoje słowa. Miał coś do powiedzenia i nie zważał wtedy na widoczne odruchy kotka. Oczywiście nie mógł powiedzieć jeszcze co zaplanował. Nie teraz, to wywołałoby sprzeciw. Że nie chce grać przy wszystkich, a przecież gdy zobaczy instrument nie będzie się zastanawiać. Na dodatek próbuje powiedzieć, żę tylko pracowała.
- Jeśli się nie bawiłaś to muszę niestety powiedzieć, że pomyliłaś swoje zadanie. Na dodatek czemu chcesz pracować gdy nie musisz? Czemu po prostu nie powiesz, że chciałaś potańczyć. Nie mam zamiaru cię za coś takiego palić wiesz o tym?
Ostatnie zdanie wypowiedział tak jakby mówił o rzeczy oczywistej, której jednak rozmówczyni nie jest świadoma. Nie to żeby był rozbawiony, ale na jego twarzy było widać uśmiech. Zaiste Amry była zabawną istotką! On ją chwali, a ta mówi, że tylko zabawiała gości. Zarówno ton jego głosu był wesoły jak i wyraz twarzy, mimo to ona i tak błędnie pojęła jego intencje, lub nawet pomyślała, że grał. Chętnie by ją pochwalił jeszcze za muzykę, lecz obawiał się, że gdy to zrobi to jeszcze gotowa powiedzieć, że jej muzycy są znakomici i wcale nie potrzebują jej pomocy i dlatego wyszła potańczyć. Prawdopodobnie cokolwiek powie zostanie użyte przeciwko niemu! Tak... tego kotka to trzeba by było spalić.. ale szkoda tak troszkę.Anonymous - 19 Styczeń 2011, 18:39 Drapanie... drapanie? Drapanie! Co za cudowne uczucie, gdy ktoś gładzi Cię najpierw po głowie, by potem zakończyć to delikatną pieszczotą za spiczastym uszkiem. Wcale nie dziwię się kotom, że tak za tym przepadają, a Amry tym bardziej nie, bo doświadczyła tego nie raz i działa to silniej niż jakaś przeciętna kocimiętka, czy też miska tłustej śmietanki. Nie mogła się też powstrzymać od cichego preludiom pomruków, które wydobyły się z jej gardła. Dopiero wtedy była w stanie uśmiechnąć się promiennie z twarzą dumnie zwróconą ku mężczyźnie. Nie bała się, nie. Nabrał on teraz nowego wymiaru, a w dodatku nadal był jej winny taniec, który był częścią ich umowy wraz z ciepłym miejscem przed kominkiem i wyposażeniem biblioteki w muzykę.
Faktem jest, że gdyby teraz dowiedziałaby się o instrumencie, to przy jego inauguracji po prostu złapałaby cacko i przeteleportowała się do swojego pokoiku, by tam zwieńczyć dzieło jakimś pięknym utworem. Z zaskoczenia jednak nie przyszedłby jej ten plan do głowy. Siadłaby i zaczęła grać nie zważając na innych, ale to... nie ma co gdybać. Instynkt to instynkt i jeśli nie da się też kilku minut rozumkowi, to ten nie zadziała logicznie.
- Czyli mam się bawić? - przechyliła główkę po raz kolejny i zamrugała kilkakrotnie. Przecież jej zadaniem było zapewnienie ludziom rozrywki w postaci dźwięków, a on nagle wyskakuje że wcale nie musi tego robić. To po co ma tu siedzieć? Aż prychnęła i pokręciła gwałtownie głową.
- Potańczyłam, ludzie mogli czerpać z tego przyjemność i ja też. I upieczone dwie gęsi przy jednym ogniu.
Nie była bezczelna, po prostu chciała uciąć temat o ogniu i właśnie dlatego nawet o nim nie wspomniała. Nie wzdrygnęła się nawet, a uśmiech nie zniknął. Skromność skromnością, ale jak ten się uparł to nie będzie całkiem negować swoich zasług, ot co! Też jej się trochę od życia należy.Tyk - 19 Styczeń 2011, 19:24 Spójrzmy na drapanie od drugiej strony. Czy nie jest przyjemnym gdy dłoń dotyka starannie umytych włosów. Przyjemnych i puszystych? Do tego trzeba dodać, że pachnących, choć tego już dłonią się nie da wyczucć. Cóż się też dziwić, że ten chciał dotknąc uszka, które było pokryte zupełnie inaczej niż główka. Włosy drobniejsze, krótsze, choc o dziwo przyjemniejsze. Na dodatek do tego wszystkiego dochodziły kolejne doznania. Wzrokowe, gdyż dzięki jego błahym gestom na twarzy kotka pojawiał się szeroki i radosny uśmiech. O wiele lepiej wyglądała ta kocia twarzyczka w szczęściu niż w smutku czy onieśmieleniu. To jednak nie koniec! Jeszcze dźwięk, mruczenie. Nie tylko dlatego przyjemne, że szczęśliwe. Na dodatek czy pierwszy spośród kotów nie będzie pierwszym mruczkiem? O tak, mimo, że nie jest to może wielki koncert, to przyjemnie słuchać dźwięków radości. To wszystko razem, dotyk, uśmiechnięta twarzyczka i przyjemny dźwiek są niczym wspaniała pieśń radości, która mimowolny uśmiech na twarzy białowłosego wywołuje. Teraz nie było już to rozbawienie sytuacją, a czyste niezmącona radość. Skończmy już jednak z tym, bo trochę zbytnio temu miejsca poświęciliśmy. Rosarium nie obiecywał jej tańca, lecz czemu miałby ją do niego nie zaprosić. Miejsca wcale mało nie było. Muzyke słychać dobrze, przecież nie są jakoś specjalnie daleko sali balowej. Jednak na razie musiał poczekać, aż ta wyjawi swój nowy punkt widzenia. To prawda była na balu po to by grać, jednak nie miała zabawiać gości. Takie zadanie zotsało postawione Archamel, która to zresztą została przygnieciona przez zadania. Amry miała co innego tutaj czynić. Zagrać, a później nawet pozwolił jej się zabawić na balu. Teraz powinniśmy przenieść się o pięć dni wcześniej, przed balem. Do czasu gdy rozmawiali przy jej instrumentach. Tyk mówił jej to, jednak kotek zbyt zajęty muzyką tylko pokiwał głową. Nic dziwnego, że zapomniała! Nie jego przecież wina, że ta go nie słucha. On za to słucha uważnie!
- Bardzo dobrze mój kotku, zasługujesz na nagrodę. Dostaniesz ją jeszcze nim bal się skończy! To ci mogę obiecać.
Tak, na razie musi pozostać to tajemnicą, że chce jej dać nowy instrument. Przecież mógł mówić o zupełnie innej nagrodzie. Na dodatek czy to, że pozwoli jej ze sobą zatańczyć nie może zostać wzięte za nagrodę? Nie jest nią, to oczywiste, lecz czy dla wszystkich? Ponownie też pogłaskał ją po głowie. Możliwe, że to właśnie jest ta nagroda prawda? Na dodatek. Zakup instrumentu musi być uprzednio zaplanowany, a on o jej pomysłowości dowiedział się dopiero teraz. Tak więc wykluczyć od razu można taki właśnie prezent. Przejdźmy już do czynów. Rosarium postanowił sobie potańczyć, w końcu choć raz na balu by wypadało, na dodatek obiecał to przecież biednej Amry, która jednak musi mi jakoś pokazać co chce tańczyć ot. Na razie tylko dłoń przed siebie wyciągnał i słowa wypowiedział.
- Skoro bal mamy to czemu nie mielibyśmy zatańczyć. Zapraszam więc kotku - Przy drugim zdaniu dopiero wyciągnął do niej dłoń. Tak, niby to jego propozycja, jednak przecież to konieczność! tak, bo by go mruczek zabił gdyby ten nie spełnił złożonej podświadomie <gg> obietnicy tańca. Oczywiście zapewne i tak by to zrobił, ale nieładnie tak wypominać ! Stąd to niepotrzebne narzekanie.Anonymous - 19 Styczeń 2011, 20:22 No i teraz znowu Amry wyszła na tą złą, która nie słucha i wszystko wypomina. Niestety, Tyk musiał wypełnić swoje obowiązki, bo za wyżywienie i dach nad głową Koci Wirtuoz raczej nie usiedzi długo na jednym miejscu. Właśnie dlatego wymyśliła sobie głupie zasady tak jak walczyk od czasy do czasu czy drapanie za uchem wieczorami. Brakowało tu tylko ciepłego kominka żeby mogła odpocząć po ognistym tangu, ale znowu nie był na to czas. W końcu mógł się dopełnić słowny kontrakt, co oswobodziło swojską satysfakcję.
Właśnie ta myśl zagłuszyła nawet nagrodę. Chciała się zastanowić co to może być, jednak fakt, prędko wyleciało jej to z głowy. Bynajmniej nie chodziło o taniec, ale może... pieczona gęś faszerowana marynowanymi śliwkami? A może... a może jakiś wyszukany instrument o których truła mu zawsze kiedy tylko miała okazję? Tak, zdecydowanie to któraś z tych dwóch rzeczy, a jak nie... to pewnie będzie zaskoczona. Dobre i to.
Teraz jednak miała ważniejszą sprawę na głowie, którą było ujęcie dłoni Agasharra. Dygnęła przy tym, odchylając rąbek białej spódnicy i przestąpiła kilka kroków z nieznanym błyskiem w oczach. Gdyby ktoś ją obserwował od dłuższego czasu, wiedziałby że to znów ta fascynacja tańcem która zmusiła ją do pląsów przy tangu Roxanne. Teraz jednak pora była na walca, a orkiestra nie miała zamiaru zadowolić jej życzenia bo zajęta była utrzymywaniem atmosfery przedstawienia.
Dziewczyna była zmuszona gwizdnąć cicho, by jeden ze skrzypków pojawił się gdzieś za krzewiastą ścianą i zaczął grać walca wiedeńskiego. Ona za to ułożyła drogą dłoń na ramieniu Tyka i powoli zaczęła wprowadzać go najpierw w podstawowe kroki. To już przyzwyczajenie, zaczynać od podstaw. Partnerzy zwykle nie byli przyzwyczajeni do szybkiego przyswajania melodii i rytmu. Szybko jednak przeszła do obrotów, schodków i wszelkich figur na które pozwalała przestrzeń dookoła nich. I choć insynuowała co Tyk powinien akurat zrobić, jemu mogło się wydawać że prowadzi w tańcu i panuje nad sytuacją.