Terry - 10 Marzec 2018, 00:30 Z zadowoleniem zarejestrował, że Rim wczytuje się dokładnie w umowę. Zadawała pytania co dawało mu nadzieję, że z tej mąki może będzie nawet i dobry chleb. Szanował ludzi którzy nie łykają wszystkiego na ślepo. Którzy szukają odpowiedzi i nie boją się zadawać pytań. Fakt faktem, to w interesie Rim leżało by nie wpakować się w bagno. Jednakże Christopher potrafił docenić swoich pracowników.
Pomysł z kontem mu również się spodobał. Iris pokazała w tym momencie, że i ona ma tu coś do powiedzenia. Gdyby spojrzała teraz na mężczyznę dostrzegłaby błysk zadowolenia w jego oczach. Rim mogła sama założyć konto, ale nie jest stąd. Bezpieczniej będzie jeśli on albo Iris, wybiorą godny zaufania oddział i ew. wytłumaczą wszystko arystokratce. Była w jego oczach trochę jak dziecko, które trzeba nakierować i ukształtować. Konto było nieco bezpieczniejszym pomysłem niż trzymanie pieniędzy w przysłowiowej skarpecie. Wypadki chodzą po ludziach i momentami lepiej myśleć przyszłościowo.
Ogród jest dla marionetkarza na tyle ważny, że nie dałby Rim samej się nim od razu zajmować. To, że mogłaby bardziej zaszkodzić niźli pomóc jest wręcz oczywiste. Wychowała się na pustyni, tam warunki są srogie, a roślinność uboga. Rośliny w ogrodzie Marwicka wymagają delikatnej i pilnej pielęgnacji. Do każdej trzeba podejść indywidualnie, każda ma trochę inne wymagania i potrzeby.
- Powiadomię Cie o tym, jak tylko zatrudnię nauczycieli. Niestety, dziś było już zbyt późno by cokolwiek zdziałać. Notariusz jest moim starym znajomym i w drodze wyjątku mnie przyjął. Osoby które mnie interesują w roli twoich nauczycieli, nie są takie jak on. Pokładam w Tobie nadzieję. Decydując się na tę pracę, w swoisty sposób wiążesz się z tą rodziną. Dlatego musisz ją godnie reprezentować. - mimo że na jego twarzy błąkał się delikatny uśmiech, to jego głos pozostał opanowany i rzeczowy.
- Biblioteczka stoi otworem. Po tytułach łatwo się zorientować, które książki są o ogrodnictwie. Ogólnie posiadamy dość ciekawy zbiór książek, więc jeśli będziesz chciała, to nie musisz pytać. Po prostu bierz.- zmarszczył lekko brwi słysząc następne pytanie.
- Oczywiście, że możesz a nawet musisz w takiej sytuacji wejść bez pukania. - Brał możliwie jak najwięcej opcji pod uwagę. Nie chciał, ale musiał myśleć o tym, jak zapobiec sytuacji podobnej do tej która już miała miejsce. Nie chciał tego rozpamiętywać, ale czasami nie było innego wyjścia.
Na początku nie wiedział co myśleć o zaskoczeniu Rim, na wieść o godzinie pobudki, ale jej uśmiech wszystko wyjaśnił. Widać tam skąd przybyła, musiała wstawać znacznie wcześniej. Przynajmniej do takich wniosków doszedł marionetkarz.
Zatrzymał się, słysząc pytania. Musiał się chwilę zastanowić nad odpowiedzią.
- Dobre pytanie, nie jestem pewien, ale wydaje mi się że powinnaś znaleźc je w kredensie w salonie. Co do psów, wystarczy że otworzysz im drzwi. Jutro pokaże Ci czym je karmimy i w jakiej dokładnie ilości. Jeśli to Ci ułatwi sprawę, możesz przyczepić sobie kartki z informacjami, na tablicy korkowej znajdującej się w kuchni , przyczepionej do szafki mrożącej. - Posłał jej delikatny uśmiech, życzył dobrej nocy i poszedł do siebie,
Po drodze rozpiął koszulę i mankiety. Dużo się dziś wydarzyło. Dopiero teraz, gdy wiedział że może sobie odetchnąć, poczuł jak bardzo to wszystko na niego wpłynęło. Nie był ani trochę zmęczony, jedynie lekko znużony. Uśmiechnął się sam do siebie, otwierając drzwi do ich wspólnej sypialni. Pierwsze co dostrzegł to zmięta pościel. Nie odwracając się za siebie, pchnął drzwi by te się zamknęły.
- Iris? Gdzie się schowałaś chochliku jeden?- ton jego głosu znacznie się zmienił. Był pieszczotliwy i łagodny. Rozejrzał się na boki, nadal nie wpadając na pomysł odwrócenia się za siebie.Iris - 11 Marzec 2018, 01:00 Nie czekała na niego długo. Gdy tylko wszedł do pokoju, zachichotała cichutko zakrywając usta dłonią. Terry chyba udawał, że jej nie widział bo przecież nie możliwe by nie poczuł perfum. Sam jej je kupił, bardzo podobał mu się ten zapach, zwłaszcza na jej skórze.
Pościel była zmiętoszona zupełnie tak jakby kobieta przed chwilą z niej wyszła. Może powinna leżeć na niej w kuszącej pozie, ale uznała, że wzięcie go z zaskoczenia będzie ciekawsze. I bardziej w jej stylu! Była tak bardzo szczęśliwa, że to wszystko potoczyło się dobrym torem. Obawiała się reakcji Chrisa, była gotowa odejść w razie potrzeby a nawet pozbyć się dziecka... By tylko pozwolił jej zostać u jego boku. Kochała go nad życie i nie wyobrażała sobie życia z innym mężczyzną.
Gdy zapytał gdzie jest, ponownie zachichotała bardzo starając się by jej nie odkrył. Odczekała chwilę i nagle...
Rozpędziła się na paluszkach i z rozpędu wskoczyła mu na plecy, chwytając się jego ciała jak miś koala. Otoczyła go udami i ramionami, wieszając się na jego szyi i zaśmiała się głośno.
Impet z jakim na niego wpadła sprawił, że wylądowali na łóżku. On na piersi a ona na jego plecach.
Ani myślała go puszczać. Śmiała się wesoło manifestując swoje szczęście i przyciskała swoje ciało do jego. Mogłaby tak trwać przez cały dzień!
- Wreszcie mam cię dla siebie! - powiedziała i przeturlała się na bok by z niego zejść. Chichotała przez chwilę i oddychała szybciej, przez krótki bieg i skok. Ale było jej bardzo dobrze, o tak.
Odwróciła głowę w jego stronę i przekręciła się na brzuch, przez co leżała obok niego. Podparła się na łokciach i uśmiechnęła słodko.
- Wiesz? Strasznie mnie kręci gdy jesteś taki... stanowczy i rzeczowy. - powiedziała ciszej a kolory w jej oczach zakręciły się wesoło. Wyciągnęła dłoń i przejechała kciukiem po jego dolnej wardze.
Zbliżyła się do niego i pocałowała go słodko, przelewając w to całe swoje gorące uczucie. Chwilowo zapomniała o ciąży, liczył się tylko on.
Wreszcie mieli okazję spędzić noc w jednej, wspólnej sypialni.
- Kocham cię, wiesz?Terry - 23 Marzec 2018, 18:38 To czy udawał czy nie, zostanie zagadką. A na już na pewno marionetkarz nie miał zamiaru rozwiewać niczyich wątpliwości.
W pokoju dało się wyczuć subtelną woń jej perfum. Kojarzył się z czymś miłym, nie był ostry a delikatnie łaskotał w nos. Podejrzewał, że zmięła pościel celowo, ale nie miał by odciągnąć jego wzrok. Uśmiechnął się pod nosem, niczym się jednak nie zdradzając. Nie chciał psuć jej zabawy. Usłyszał jej chichot, a jakże. W domu było teraz cicho. Psy spały w najlepsze, Rim zapewne już przysypiała. Tylko ich dwójka… nie. Trójka, aktualnie nie spała.
Zanim poczuł jak wskakuje mu na plecy, usłyszał tupot jej stóp. Przesunął więc lekko nogi, tak by się nie wywalić, jeśli tak jak podejrzewał, zamierzała na niego wskoczyć.
Nie podejrzewał jednak, że zrobi to z takim impetem. Zachwiał się i upadli na łóżko. Na szczęście upadł na plecy a ona na niego.
Nie musiała z niego schodzić. Wykorzystał bowiem obecną pozycję i sprawnym ruchem obrócił się tak, że jego mała koala leżała teraz pod nim. Uśmiechnął się szeroko w odpowiedzi na jej śmiech.
- Nawet nie wiesz… jak bardzo mi Ciebie brakowało. Jakie miałem wyrzuty sumienia, że poświęcam Ci tak mało czasu...- westchnął cicho, przejeżdżając dłonią po jej policzku. Wydawało mu się, że przez ten niby krótki a jednak długi czas, mógł zapomnieć struktury jej skóry. Ale się mylił. Była teraz równie znajoma, nawet bliższa niż dotychczas.
Nie mógł nie zaśmiać się cicho. Gdy go pocałowała, włożył jedną rękę pod nią by ją podnieść częściowo, bliżej siebie. Drugą ręką podpierał się o łóżko. Nie ustępował jej ani trochę w żarliwości tego pocałunku. Rozkoszował się nim, przeciągając tę chwilę, mogło by się zdawać… w nieskończoność. Gdy w końcu się od siebie odkleili, oparł swoje czoło na jej czole. Uśmiechnął się.
- Oczywiście, że wiem. Inaczej byś ze mną nie wytrzymała. Jestem dość nudny, nadopiekuńczy, czasem trudno mi w domu usiedzieć. Nie wiem nawet gdzie mamy iglę i nici w domu!-tu się roześmiał- Ale Iris… Kocham Cie jak idiota. Przy Tobie jestem naprawdę szczęsliwy i czuję się czasem jak szczeniak. Może to oklepane, ale dzięki Tobie słońce znowu dla mnie świeci. A teraz… teraz nosisz w sobie moje dziecko. Nawet nie wiesz ile mi szczęścia ofiarowałaś… Myślałem, że dla mnie nie ma już nadziei. Ale wtedy w knajpie… wszystko się zmieniło. Przez Ciebie… Pomyśleć że teraz się tak stresuje a serce wali mi jak młot...- chwilowa pauza. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął małe puzderko. Dał jej je, nie otwierając.
- Wiem że to szybko… ale nie chce czekać. Iris… zostaniesz moją żoną?- Wypowiedział te słowa z taką mocą… Był pewny swych uczuć. Był pewien że to z nią chce żyć. Użył w tym momencie iluzji, przeniósł ich na plażę z różowo białym piaskiem. Za nimi był gęsty las, a przed nimi bezkresne wody. Na błękitnym niebie wisiał sierp księżyca. Serce biło mu tak szybko, że przez chwilę rozważał zawał.Rim - 27 Marzec 2018, 12:46 Otworzyła nagle oczy i rozejrzała się po pomieszczeniu, starając się przypomnieć sobie gdzie jest. Widząc pokój uspokoiła się, jednak od razu pojawił jej się w głowie obraz zamaskowanego mężczyzny, który znęcał się nad jej przyjacielem. Szybko zaczęła szukać wiórka, który na szczęście leżał na poduszce obok cały i zdrowy.
Ku niezadowoleniu wiewiórki, wzięła ją na ręce i połasiła się policzkiem do jej miękkiego futerka - jak się cieszę, że to był tylko sen...co ja bym bez Ciebie zrobiła? - z oczu, które i tak piekły od płaczu polecały kolejne łzy, tym razem jednak były to łzy ulgi.
Łasiła się przez chwilę do popiskującego z niezadowoleniem zwierzaka, po czym znów się ułożyła w łóżku. Była w zbyt wielkim szoku, by zorientować się, że rana zadana we śnie, pojawiła się również na jej ciele w realu. Nie czuła bólu, tylko niepokój, który zawsze towarzyszy chyba wszystkim żywym istotom po tym, jak przyśni im się koszmar. A sen tak dobrze się zaczynał.
Ułożyła się wygodnie, spoglądając za okno, za którym widziała błyszczące gwiazdy, po czym zamknęła oczy by znów zanurzyć się w Krainie Snów. Była bowiem zbyt zmęczona by nie skorzystać z okazji długiego snu, a dodatkowo, gdy mieszkała na Pustyni, koszmary śniły jej się cały czas, dlatego nauczyła się jakoś z nimi żyć i całe szczęście nie krzyczała nigdy przez sen, ani jeszcze nie zdarzyło jej się obudzić z krzykiem.Iris - 29 Marzec 2018, 13:45 Cały świat składał się dla niej z Terrego i tylko z niego. Mogłaby leżeć tak z nim całymi dniami i wpatrywać się w te jego piękne, zmęczone oczy. Ich smutek miał w sobie coś przyciągającego. Jednocześnie jednak, gdy widziała w nich iskierki wesołości, cała w środku śmiała się i skakała z radości, bo wiedziała, że to przez nią.
Gdy go spotkała, tam w knajpie, był niedostępny. Chłodny i stanowczy a jednocześnie spragniony zabaw na jedną noc. Prawdę mówiąc ona też nastawiała się na przygodny seks. Myślała tylko o tym, że musi znaleźć miejsce na nocleg. Pragnęła ciepłych ramion, gorącego oddechu na skórze a on w tamtej chwili był pod ręką... Może to brutalne, ale zwyczajne chciała się z nim przespać. Nie sądziła, że połączy ich tak mocna więź, że zrozumieją się prawie bez słów. I chociaż tamta noc skończyła się zbliżeniem, nie zbliżyły się tylko ich ciała. Ich dusze zatańczyły razem i pojęły, że nie mogą bez siebie żyć.
A teraz, po ponad pół roku mieszkania razem, wspólnych posiłków, przebywania ze sobą, ona jest w ciąży. Da mu dziecko, uzdrawiając tym samym jego duszę. Cieszyła się, bo wiedziała, że właśnie tego było mu trzeba. Dzięki dziecku ich związek stanie się jeszcze bardziej realny, spójny. Połączą się w rodzinę i już nikt nie sprawi, że jedno od drugiego odejdzie. W to wierzyła.
Za każdym razem gdy był nad nią czuła się naga. Mimo ubrań, czuła jak rozbiera ją wzrokiem a jego wzrok błądzi po jej ciele. Doskonale wiedziała, kiedy miał ochotę na chwilę wytchnienia a kiedy nie.
Ostatnimi czasu nie sypiali razem. Ona zamykała się w swojej sypialni, on w swojej. Oddalali się od siebie i to ją przerażało. A gdy okryła, że jest w ciąży była przerażona.
Teraz jednak wszystko miało się ułożyć. On zaakceptował, że będą mieli dziecko a w jej sercu na powrót zagościła radość i spokój. Ruchy maleństwa już nie wzbudzały strachu a ciepło.
Mówił do niej a ona sięgnęła po jego rękę i położyła ją sobie na wypukłości, by poczuł dziecko. Było niespokojne, jakby chciało przed czymś ostrzec Iris.
Zachichotała i spojrzała Terremu w oczy z całą miłością jaką pałała teraz do swojego mężczyzny.
- Chyba nie może się doczekać przyjścia na świat. - powiedziała uśmiechając się - Niecierpliwy maluszek. Tak mu źle u... Mamusi?
Słowo to brzmiało tak obco i słodko jednocześnie. Baśniopisarka na chwilę zamyśliła się. Nadal bała się macierzyństwa ale wierzyła, że Chris jej pomoże. Może nawet dadzą mu wolne w pracy? Dziecko powinno przebywać z Terrym, ze swoim Tatusiem.
Zarumieniła się, bo nowe nazwy brzmiały naprawdę pięknie. Puściła mu oczko i ponownie się zaśmiała.
- Będziesz cudownym Tatą, Najdroższy. - powiedziała oplatając nogi wokół jego bioder i podnosząc się wyżej na łokciach, by dosięgnąć swoimi ustami jego ust. Pocałowała go czule.
Kolejne jego słowa sprawiły, że jej oczy otworzyły się szerzej. Nie bardzo rozumiała do czego zmierzał. Przekrzywiła głowę wpatrując się w niego swoimi dużymi, tęczowymi oczami.
Dopiero gdy wręczył jej malutkie pudełeczko i... wypowiedział to zdanie...
Kolory na włosach Iris buchnęły a ona... Otworzyła podarek i gdy jej oczom ukazał się pierścionek... Pękła.
Nie mogła powstrzymać łez. Patrzyła na błyskotkę i płakała a duże krople łez kreśliły na jej policzkach ścieżki, by zniknąć w jej kolorowych włosach.
- Chris... - rzadko zwracała się do niego w ten sposób. Podniosła na niego mokre oczy i spróbowała się uśmiechnąć, ale wyrwał jej się szloch. Jak miała mu udowodnić, że płacze ze szczęścia?
Rzuciła mu się na szyję, ściskając w jednej dłoni pudełeczko. Cała się trzęsła. Przytuliła go mocno, prawie go przyduszając. Oparła twarz na jego ramieniu i zapłakała głośno.
- Tak, tak... TAK! - zaczęła mówić w panice, bo bała się, że to sen który odejdzie wraz z pierwszymi promieniami słońca. Nie chciała go wypuścić z rąk.
Dziecko zasadziło jej takiego kopa, że aż wstrzymała oddech. Terry też musiał to poczuć... Zaśmiała się przez łzy. Emocje targały nią jak szalone.
- Już na zawsze... Zostańmy razem na zawsze! - zaczęła mówić jak mantrę, płacząc w ramię swojego Ukochanego.
Niech ta chwila trwa wiecznie.Terry - 27 Kwiecień 2018, 21:58 Nie takiej reakcji się spodziewał. Znaczy się, widział na filmach że kobiety w takich momentach ronią pojedyncze łzy. Elizabeth gdy się jej oświadczył też nie płakała. A Iris? Rozpłakała sie i to porządnie. Jej włosy jakby wybuchły. Poczuł się zagubiony. Może faktycznie głupio i nie w czas z tym wyskoczył? Tylw się teraz działo a on jak ten Filip z Konopi wyskoczył z oświadczynami.
Naprawdę zaczął zastanawiać się nad słusznością swojej decyzji, dodatkowo Iris zwróciła się do niego tak jak to rzadko robi i głównie wtedy kiedy zaraz ma się zacząć ciężka rozmowa...
Mimowolnie ściągnął brwi, badał spojrzeniem każdy cal jej twarzy. Szukając tym samym odpowiedzi. Zrobił źle czy nie?
Nagle uwiesiła się na nim, wtulajac sie w niego jakby miał jej zaraz uciec. Czuł jak się trzęsła, zaczynał odczuwać poczucie winy. To Ty ją do tego doprowadziłeś. Ty i twoje głupie i bezmyślne decyzje. Już miał się odezwać, zacząć przepraszać... Tak właściwie za co? Za to że ją pokochał?
Na szczęście do tego nie doszło. Tona kamieni spadła mu z serca, gdy Iris drżącym głosem wypowiedziała po kilkakrotnie słowo, które tak bardzo pragnął usłyszeć. Z ulgi nie był w stanie powstrzymać mimowolnego jęku jaki wydobył się z jego ust. Głowa opadła mu na jej wciąż drżące ramie.
Gdy szok minął, poczuł kopniecie dziecka a co za tym szło, dziki przypływ radości. Objął ją delikatnie ale stanowczo. Tak by nie zrobić żadnemu z nich krzywdy. Schowal twarz w jej włosy. Jego męska duma nie pozwalała mu na pokazanie jej teraz swojej twarzy. Z jego oczu pociekły bowiem łzy. Nie wiedział czym sobie zasłużył na tę szansę, nie wiedział czym sobie zasłużył na tak wspaniałą osobę jaką jest Iris i czym zasłużył sobie na... Rodzinę. Nie wiedział, ale łapał to wszystko garściami, łapczywie i samolubnie trzymając najbliżej jak się da.
Odgarnal jej włosy i złożył pocałunek na jej szyi. Jeden, drugi, trzeci, czwarty. Z szyi przeniósł się na jej twarzy. Scałował jej łzy, jego usta odnalazły jej usta. Wpił się w nie niczym wygłodniały wampir. Przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie. Czuł jak nigdy wcześniej, niewyobrażalną potrzebę posiadania jej jak najbliżej i jak najbardziej. Gorący żar jaki go teraz ogarnął, próbował przelać na nią. Nie potrafił nigdy ubierać uczuć w słowa, nie był w tym dobry, wiedział że może uchodzić za grubiańskiego ponuraka. Ale ona go mimo to chciała. Chciał jej pokazać to co do niej czuje, chciał się z nią tym wszystkim podzielić. Ale nie miał pojęcia jak.
Delikatnie położył ją płasko na łóżku, nie przestając skradać jej kolejnych pocałunków. Jedną ręką podpierał się o łóżko, drugą zaś zawedrowal do jej szlafroka by go z niej od razu ściągnąć. Czuł że dłoń mu lekko drży z emocji ale o to nie dbał. Gdy tylko uporał się ze szlafrokiem, musnąl opuszkami palców jej skórę pod fikuśną koszulą nocną. Podobała mu się w tym wydaniu. Z oczami mokrymi od łez, błyszczącymi ze szczęścia. Z roztrzepanymi włosami. Leżąca pod nim, bezbronna i akceptująca go w całości. Czuł się wyjątkowy i potrzebny. Nie chciał nic mówić, słowa były teraz niepotrzebne.Iris - 28 Kwiecień 2018, 21:45 Jeszcze nigdy nie byli tak blisko siebie jak teraz. Jeszcze nigdy tak intensywnie nie czuła jego dotyku, nigdy jego zapach nie był tak silny i obezwładniający. Jego twarde palce muskające jej skórę wywoływały silne dreszcze. Nigdy nie czuła go tak mocno.
Całował ją a ona drżała ze szczęścia. Nie mogła powstrzymać łez które same cisnęły jej się do oczu. Były ciepłe i lały się strumieniami, kreśląc na jej policzkach gorące ścieżki. Łzy szczęścia. Nie potrafiła uwierzyć w to co się stało, tak strasznie bała się, że to tylko sen!
Śmiała się i płakała, na przemian. Drżącymi dłońmi otworzyła pudełeczko i zachłysnęła się własnymi łzami. Uniosła jedną dłoń do ust przyglądając się pierścionkowi. Był taki... piękny. Piękny dlatego, że oznaczał jedno - Terry chciał zatrzymać ją przy sobie na zawsze. Potwierdzenie uczucia. Tak bardzo pragnęła tego ostatnimi dniami.
Dłonie trzęsły się gdy nakładała na palec pierścionek. Pasował idealnie. Widząc to, załkała głośno i wtuliła się w niego ufnie, mocząc mu rękaw koszuli na wysokości barku. Nie hamowała łez, szlochała głośno wylewając całe uczucie jakim darzyła swojego mężczyznę. Powtarzała mu między płaczem, jak bardzo go kocha. Zapewniała o swojej miłości, całując w losowych miejscach, bo tak była roztrzęsiona. Nie zwracała uwagi czy całuje jego koszulę czy rozpaloną skórę.
Czuła wilgoć jego łez gdy przytulił się do niej. Objęła go mocno i pogładziła włosy bo jego głowa wsparła się na jej barku. Jej miłości nie dało się wyrazić słowami. Te były teraz zbędne.
Pozwoliła się położyć. Patrzyła na swojego Ukochanego mokrymi od łez oczami ale teraz na jej twarzy gościł uśmiech. Zarumienione policzki pięknie współgrały z tęczą jej oczu i włosów. Jeszcze nigdy nie była tak szczęśliwa.
Westchnęła gdy wsunął dłoń pod materiał. Była bardzo czuła na jego dotyk, tęskniła za nim. Pieszczoty jakimi ją zasypał jeszcze nigdy nie były tak... słodkie. Teraz, gdy wiedziała, że zostaną razem aż po kres ich życia, mogła czuć wszystko mocniej.
Nie pozostała dłużna. Sprawnymi, chociaż drżącymi dłońmi odpięła guziki jego koszuli i zaczęła wodzić po jego torsie. Kochała każdy cal jego ciała, każdy cal Chrisa.
Pociągnęła go na siebie i oplotła udami, wykonując pchnięcie miednicą. Była gotowa na jego całego. Tu i teraz. Czuła więcej i nie chciała marnować chwili.
Pierścionek przepięknie połyskiwał na jej palcu.
Pozwoliła, by pozbył się jej bielizny. Mało tego, sama mu w tym pomogła bo nagle stała się niecierpliwa. Spragniona jego dotyku w najczulszych miejscach. Ujęła jego dłoń i poprowadziła tam, gdzie pragnęła go najbardziej. I gdy tylko poczuła szorstką skórę jego spracowanych palców, wybuchła pod nim niczym wulkan. Nie było mowy by teraz wypuściła go z objęć.
- Jestem... twoja. - powiedziała głębokim, seksownym głosem przysuwając usta do jego ucha. Ugryzła go w płatek i zachichotała. Była przecież jego psotnicą, roześmianą Iris którą kiedyś tak po prostu zaprosił do domu na seks. Żadne z nich nie przypuszczało, że doprowadzi to do czegoś tak pięknego.
Patrząc mu w oczy, rozpięła jego spodnie. Oblizała usta i uśmiechnęła się tak, jak tylko można w łóżku. Tak jak można tylko do Ukochanego.
- Pokaż mi... że jestem TYLKO twoja. - wymruczała jak kotka i jedną dłonią uszczypnęła go w pośladek. Chciało jej się naprawdę mocnej dominacji. Już tak dawno się z nim nie kochała.
Czekała na niego. Rozochocona, półnaga i szczęśliwa jak nigdy dotąd.
A pierścionek wyglądał na jej dłoni naprawdę pięknie.Terry - 1 Maj 2018, 12:29 Z zadowoleniem rejestrował jej reakcje na to wszystko. Teraz gdy wiedział że płacze ze szczęścia, poczuł się spełniony i... Lekki. Uśmiechnął się ciepło gdy Iris włożyła pierścionek na swój palec i szlochnęła. Wiedział że baśniopisarka jest emocjonalną kobietą ale z niemym zaskoczeniem słuchał jak na przemian płacze i się śmieje. Nie musiała zapewniać go o swoich uczuciach. Czuł że go kocha i to mu wystarczyło. Więc gdy się w niego wtuliła, głaskał ją uspokajająco po włosach.
Gdy tak pod nim leżała, jak nigdy wcześniej wyglądała jak ten chochlik. Ogniki w oczach, tęcza we włosach, rumieńce i uśmiech na ustach. Jakby wyrwała się z bajki dla dzieci.
Jego dłoń pod jej koszulą wędrowała po jej brzuchu kierując się w górę. Delikatnie, ledwie ją dotykał, widział bowiem że to wystarczy. Dawno ze sobą nie byli i reakcje ciała Iris na jego dotyk wyraźnie to potwierdzały.
Pomógł jej trochę przy ściąganiu koszuli bo jak po złości założył dziś taką z dwoma rzędami guzików.
Iris się niecierpliwiła a on celowo ściągnął z niej bielizne powoli, całując przy tym każde następne odkryte miejsce na jej ciele.
Dał się poprowadzić z niemałą fascynacją obserwując jak Iris przez niego rozkwita. Pieścił ją na przemian wolno i delikatnie, szybciej i mocniej, jednocześnie składając pocałunki na jej piersiach, szyi, ustach.
Odpowiedział na jej słowa cichym pomrukiem. Drgnął delikatnie gdy go ugryzła w ucho a wzdłuż jego kręgosłupa przebiegł dreszcz. Pozbył się czym prędzej spodni, czuł że i jego dopada lekkie zniecierpliwienie. Ręką przygwoździł jej ręce do łóżka. Wpił się w jej usta, drugą dłonią drażnił się z nią wodząc nią po wnętrzu jej ud. Ustami zjechał niżej podgryzając ją. Puścił jej ręce i przyciągnął ją do siebie. Już po chwili mocnym pchnięciem się z nią połączył. Sapnął cicho, mocne i energiczne ruchy zdradzały to jak bardzo jej pragnął. Jak bardzo brakowało mu jej w ostatnim czasie. Pragnął jej całej, tu i teraz.
Obie ręce włożył pod nią, unosząc ją lekko nad łóżkiem. Czuła jego gorący oddech na swoim ciele w przerwach między kolejnymi pocałunkami.Iris - 5 Maj 2018, 21:01 Gdyby miała władzę nad czasem, sprawiłaby by ta chwila trwała wiecznie. Nie dlatego, że tak lubiła się z nim kochać chociaż oczywiście była to prawda.
Dlatego, że po tylu miesiącach rozłąki wreszcie byli razem. Połączeni. Byli jednością i kobieta czuła to o wiele silniej właśnie w tym momencie.
Jego pchnięcia były potężne. Gdy zaatakował, wydała z siebie jęk. Tak bardzo brakowało jej Terrego, jego stanowczości i miłości. W jego objęciach czuła się kochana i chciała by tak pozostało już do końca ich dni.
Kochali się długo. Odpowiadała na jego pocałunki, przyjmowała każdy cal jego ciała bo była spragniona jego dotyku. Kręcił ją, o tak.
Co chwilę otwierała oczy i szukała jego spojrzenia. Uwielbiała złoto jego tęczówek, każdą zmarszczkę na twarzy, kilkudniowy, krzywo przycięty zarost i kropelki potu zbierające się na jego czole. Jego gorący oddech należał od tej chwili tylko do niej. Jej pojękiwania były zarezerwowane jedynie dla niego.
Po agresywnym, intensywnym początku, zwolnili tempo. Kobieta wodziła dłońmi po jego ciele, czuła pod palcami każdy mięsień jego brzucha. On również nie próżnował, dotykał ją i cieszył się bliskością tak samo jak ona. Wreszcie byli razem.
Gdy nadszedł czas odpoczynku, Iris sapnęła opadając na zmiętą pościel. Było jej gorąco, skóra paliła lecz Baśniopisarka już dawno nie czuła się tak dobrze. Pociągnęła Terrego na miejsce obok siebie i uniosła się nieco wyżej, by położyć głowę na jego piersi. Wsłuchała się w bicie jego serca. Na jej ustach pojawił się uśmiech.
- Wybierzmy imię. - powiedziała nagle ale tak cicho, że tylko on mógł ją usłyszeć - Chris, wybierzmy imię dla maluszka. - przysunęła się bliżej i wtuliła w Ukochanego, oplatając jego nogi swoimi. Zaczęła nucić bardzo ładną melodię. Była to kołysanka zasłyszana kiedyś na morzu, kiedy jeszcze była małą dziewczynką i podróżowała z ojcem po wielkich wodach. Nie śpiewała słów, bo uznała, że kiedyś zaśpiewa piosenkę ich dziecku. Na razie nuciła, jeszcze nadejdzie czas na śpiew.
Muzyka była kojąca i już po chwili Baśniopisarka zaczęła przysypiać. Powieki stały się ciężkie.
- Wyrwij się jutro wcześniej z pracy. - poprosiła cicho, sennym głosem - Chciałabym spędzić z tobą więcej czasu. A wieczorem razem pojedziemy do Kliniki. - pogładziła jego skórę.
Terry był ciepły i czuła się przy nim bezpiecznie. Zamknęła oczy i uśmiechnęła się, bo wreszcie znalazła szczęście.
- Kocham cię... - powiedziała cicho, przez sen bo pierwsza zasłona właśnie zapadała - Po narodzinach... weźmiemy ślub. Chcę zostać panią Marwick i być z tobą na wieki... - potarła policzkiem o jego skórę, układając się do snu.
I zasnęła. Snem spokojnym. Śniła o plaży, lazurowej wodzie morza, piachu przesypującym się między palcami stóp. Śniła o Terrym bawiącym się z... ich maleństwem. Słyszała śmiech, widziała ich uśmiechy a dziecko, chociaż ciężko było określić jego płeć, miało jego oczy.
Jego piękne, złote, smutne oczy.Terry - 7 Maj 2018, 23:34 Upojne chwile z Iris tej nocy jakby wydostała go z pętli. Szczera rozmowa z nią, oczyszczenie atmosfery i wyznanie tego co męczy ich oboje było potrzebne. Cieszył się niezmiernie z tego, że to wszystko tak a nie inaczej się skończyło. Dziecko ich do siebie zbliżyło i na nowo zjednało pomimo tego, że jeszcze nie przyszło na świat.
Oddał się całkowicie chwili. Chciał jej pokazać jak bardzo to wszystko na niego wpłynęło, jak bardzo mu jej brakowało.
Nie śpieszyli się ani trochę. Bo i po co? Poznawali się jakby na nowo.
Mimo dość narwanego i mocnego początku, z czasem zwolnili. Wszystko zyskało na intensywności i zmysłowości. Starał się odpowiadać na każdy sygnał z jej strony. Podczas tego wszystkiego prawie nie odrywał wzroku od jej twarzy. Była tak zmienna, tak emocjonalna, tak nieprzewidywalna... Kochał w niej to wszystko. Czuł się jak prawdziwy szczęściarz w tamtym momencie. Czuł spokój którego od dawna szukał.
Gdy w końcu skończyli i każde z nich padło na łóżko, zziajane, spocone i usatysfakcjonowane, uśmiechnął się przymykając oczy. Czuł każdy mięsień na ciele, jak po dobrym treningu a usta miał lekko zdrętwiale od pocałunków. Położył się tuż obok niej i gdy ta położyła się na nim, odgarnął jej z czoła włosy. Jego serce powoli zwalniało.
Imię? Zamknął oczy i począł się zastanawiać. To prawda, dobrze by było wybrać już imiona. Tylko jakie? Nagle przyszedł mu do głowy pomysł, zaczął niepewnie.
- Chciałbym, jeśli będzie to dziewczynka, by nazywała się Annabelle. Nie wiem czy pamiętasz ale tak właśnie miała na imię kobieta która wyciągnęła mnie z dna nauczyła być sobą i gdyby nie ona to prawdopodobnie skończył bym jako trup w wieku 30 lat. - pocałował ją w czoło, nadal lekko zamyślony. Nie miał pomysłu na imię dla chłopca. W jego życiu żaden facet nie wypadł na tyle dobrze by zasłużyć na bycie imiennikiem jego dziecka. Nie chciał kojarzyć sobie własnego syna z jakimś pijaczyną, czy facetem którego nie obchodziła rodzina a jedynie praca.
Wsłuchał się w melodię nuconą przez Iris. Sam zaczął robić się senny. Brzmiała tak kojąco...
Przytulił ją do siebie, śmiejąc się sennym głosem.
- Mam wzięty urlop. Jeśli w radzie będzie działo się coś naprawdę potrzebnego mojej interwencji, wyślą mi zawiadomienie do domu. Teraz tym bardziej nie zostawię Cię samej. Niby jest Rim, ale jak się pewnie domyślasz nie ufam jej. Nic jeszcze o niej nie wiemy i na razie wolę być w razie czego w pobliżu. - pokręcił nieznacznie głową, glaszczac ją po policzku.
- Nie chcę tyle czekać. Wolałbym by ślub odbył się jeszcze przed narodzinami dziecka. Bycie nie ślubnym dzieckiem bywa źle odbierane w tych kręgach. Poza tym... Przed nami mała wieczność. Im szybciej będziesz w niej jako Pani Marwick, tym szczęśliwszy będę. - pod koniec wręcz szeptal czując, że Iris odpływa. Wsłuchując się w jej wolny oddech, przytulił ja tak by móc mieć rękę na jej zaokrąglonym brzuchu.
Jemu się nic nie śniło. Było to o wiele przyjemniejsze niż sny, a raczej koszmary które go ostatnio nawiedzały.Rim - 7 Maj 2018, 23:41 Obudziła się cała zlana potem, ze łzami w oczach. Oddychała głęboko, z trudem, rozglądając się i próbując sobie przypomnieć gdzie się w ogóle znajduje. Położyła sobie dłoń na mostku i dopiero teraz poczuła szczypanie i ból. Spojrzała w dół zaskoczona i zobaczyła…krew! Przypomniał jej się pierwszy sen. Od razu zerwała się z łóżka . Poszewka od kołdry była mocno pobrudzona od jej posoki, dodatkowo nagły ruch spowodował ponowne otwarcie się rany. Skrzywiła się, bo naprawdę ją to zabolało. Spanikowała i szybko zdjęła poszewkę. Było jeszcze dość ciemno, słońce dopiero zaczynało wschodzić, więc miała jeszcze trochę czasu, zanim będzie musiała być gotowa do pracy.
Wyjrzała z pokoju i rozejrzała się, czy Gospodarze na pewno śpią. Szybko zniknęła w łazience, gdzie wrzuciła brudną pościel do wanny. Znalazła specyfiki do prania i wlała do gorącej wody w wannie. Musiała jak najlepiej wyprać tę pościel, żeby nie mieć na start problemów. Gdy pranie się moczyło, umyła ręce i wróciła do pokoju, gdzie wzięła jakąś inną koszulę. Znalazła też apteczkę i wróciła do łazienki. Gdy tylko wyprała pościel, szybko poszła do suszarni ją powiesić. Wróciła, wypuściła wodę z wanny i przygotowała sobie kąpiel. Musiała opatrzeć tę ranę. Nie umiała szyć, więc musiała się zadowolić się opatrunkiem. Wieczorem i tak mieli iść do Kliniki. Może medycy, którzy tam są zgodzą się zachować ranę w tajemnicy. W razie czego mogła tam iść w wolny dzień.
Zrobiła opatrunek i zakleiła ranę, następnie założyła koszulę, żeby nie biegać bo budynku nago. Nie wiedziała jednak co zrobić z koszulą. Raczej jej nie wypierze, nie ma takiej szansy. Ubranie było o wiele bardziej wybrudzone niż pościel. Zawinęła koszulę i wróciła do pokoju. Upewniła się, że łóżko jest czyste i poszukała nowej pościeli, którą szybko nałożyła.
Ubrała się w strój do pracy, krzywiąc się przy tym. Przynajmniej nie będzie widać, że ma na sobie jakiś opatrunek. Szybko zeszła na dół. Spojrzała niepewnie na psy i wypuściła je do ogrodu, usuwając im się z drogi. Nadal się ich bała. Wrzuciła koszulę do worka na śmieci i do niego wrzuciła worek ze śmieciami, które trzeba było wyrzucić. Założyła buty i wyszła, choć było strasznie zimno. Wyrzuciła śmieci i wróciła szybko. Sprawdziła jeszcze czy na pewno nie ma krwi na pościeli i usiadła na chwilę. Trochę było jej słabo przez to wszystko. Zrobiła sobie herbatę i wypiła połowę, zanim wpuściła psy do środka i zaczęła ogarniać gdzie co dokładnie jest. Trochę posprzątała, wymyła łazienkę całą dokładnie. Upewniła się, że Wiórek jest w klatce, w której go zamknęła. Wolała nie ryzykować, że psy go zjedzą.
Gdy wróciła do kuchni, zastanowiła się co w ogóle może zrobić im na śniadanie. Zbliżała się godzina, gdy Gospodarze mieli schodzić na dół, więc musiała się trochę pospieszyć. Rozejrzała się dokładnie za składnikami. Postanowiła zrobić pełnoziarniste omlety. Pan Marwick chyba też może zjeść to samo co jego ukochana. Sobie zrobiła dwie kanapki, nie potrzebowała nic więcej. Czekała jednak aż usłyszy, że zaczynają się budzić z usmażeniem ich. Dodatkowo zapomniała zapytać co takiego chcą do picia na śniadanie.Iris - 17 Maj 2018, 20:28 Obudziła się w ramionach swojego Ukochanego. Było to o wiele przyjemniejsze od budzenia się w samotności, w pustym pokoju.
Przeciągnęła się jak kotka i wtuliła w Terrego. Pościel pachniała nim, jego perfumami zmieszanymi z jej subtelnym zapachem. Tworzyli spójną całość, pasowali do siebie. Jak to się stało, że odnaleźli się dopiero po tylu latach?
Pocałowała go w policzek i wstała. Nie chciała go budzić, jeszcze nie teraz.
Wzięła prysznic. Czuła się obolała, ale był to ten typ bólu dzięki któremu kobieta czuje się o wiele bardziej kobieca i seksowna. Zaszaleli w nocy. Po takim okresie rozłąki należało im się kilka chwil dzikiej zabawy.
Ciepła woda zmywała z niej zapach poprzedniej nocy. Iris uśmiechała się wodząc po swoich krągłościach, również tych nowych. Była szczęśliwa, za niedługo zostaną rodzicami. Czuła się naprawdę wyśmienicie a dzień zapowiadał się na dobry.
Wyszła z łazienki owijając się puchatym szlafrokiem. Mokre włosy roztrzepała ręką, przez co burza tęczowych kosmyków zalśniła w świetle promieni słońca, które wpadały przez okno.
Usiadła na łóżku i nachyliła się by obudzić Chrisa. Pocałowała go delikatnie w nos.
- Wstawaj, Kochany. - powiedziała i zachichotała - Nie dajmy Rim czekać ze śniadaniem. - dodała i poderwała się - Kto ostatni na dole ten lebiega!
Szybko dopadła szafy i wciągnęła na tyłek majtki, ubrała pierwszą lepszą z brzegu koszulkę i ponownie owinęła się szlafrokiem.
Na bosaka pognała na dół, śmiejąc się wesoło. Nie dbała, że na dole czeka na nich Upiorna i miała gdzieś co sobie o nich pomyśli. To był ich dom, Iris i Terrego i mogli w nim robić co im się żywnie podoba.
Zbiegał pierwsza dlatego gdy dopadła kuchni, zaśmiała się wesoło.
- Wygrałam! - uniosła dłoń w geście zwycięstwa i jeśli dziewczyna spojrzała na nią zaskoczona, Iris przywitała się, zachichotała niczym chochlik i usiadła przy stole. Była ciekawa co też przygotowała dla nich Rim.
Korzystając jeszcze z chwili nieobecności Terrego, kobieta nachyliła się i zawołała Rim. Chciała ją o coś poprosić.
- Chciałabym byś dzisiaj poprosiła Christophera o pokazanie ci ogrodu. - powiedziała - Ostatnio nikt się nim nie zajmował należycie, a przyda mu się pewna ręka. Grządki są zaniedbane. Chcę by nauczył cię jak obchodzić się sekatorem i kosiarką, chcę by pokazał co i jak. Ale ta prośba ma wyjść od ciebie. - dodała - Nie chcę by się dowiedział, że ja tym dyryguję. - odchyliła się i uśmiechnęła tryumfalnie, jak to zaradna Pani Domu - Ja w tym czasie udam się na spacer. Sama. Wyprzedzając twoje protesty, nie jestem bezbronna. - błysk w jej oku potwierdzał tylko to co powiedziała - Muszę odetchnąć świeżym powietrzem, pomyśleć w samotności. Wrócę zanim się obejrzycie a wieczorem wszyscy razem pojedziemy do Kliniki. - przeczesała włosy, które zmieniły barwę na ciepły kasztan poprzetykany tęczowymi kosmykami - Masz go po prostu zająć na czas kiedy ja będę odpoczywać spacerując. O nic więcej nie proszę. - uśmiechnęła się do niej.
Terry chyba schodził na dół, więc machnęła ręką odganiając dziewczynę. Zatarła rączki, nie mogąc się doczekać śniadania. Była ciekawa umiejętności kulinarnych Upiornej.
- Jak ci się spało, Rim? W nowym otoczeniu? - zagadnęła neutralnie, czekając na swoja porcję jedzenia. A była głodna jak wilk.
Czy ten dzień mógł się rozpocząć lepiej? Chyba nie.Terry - 18 Maj 2018, 19:18 Znajdował się w labiryncie. Krętym, z masą ślepych zaułków, wielkim i ciemnym. Czarne
cegły obrośnięte mchem były jego ścianami. Gdyby nie biała podłoga, ciężko byłoby mu się odnaleźć. Biegł bez opamiętania, podążał za melodyjnym śmiechem kobiety. Nie wiedział kim była. Nie wyglądała jak nikt kogo znał. Wysoka, bardzo chuda z blond włosami do pasa. Jej zapadnięte, matowe oczy gdy na chwilę przystawał wwiercały się w niego sprawiając mu ból. Nie fizyczny. Gdy tak na niego spoglądała czuł jakby jego serce miało się rozpaść. Czuł tak ogromny smutek i ból, że nie był w stanie iść dalej. Ona wtedy zaczynała się śmiać i uciekała.
Nie wiedział czemu jej złapanie było takie ważne. Czuł jednak, że jeśli ją zgubi to stanie się coś złego. Chciał ją chwycić i ją ostrzec. Nie był w stanie krzyczeć, a chciał. Próbował i próbował ale z jego gardła wydobywał się jedynie cichy charkot.
W pewnym momencie stracił ją z oczu. Był już chyba blisko wyjścia, bo przed sobą miał jedynie prostą drogę. Droga ta ciągnęła się w nieskończoność. Biegł i biegł i biegł. Nie męczył się, nie łapał zadyszek ani kolek. W końcu wypadł z drogi. Przewrócił się i upadł na kolana. Mimo braku zmęczenia zaczął dyszeć jak potłuczony. Na jego kark wstąpiła gęsia skórka. Otworzył oczy które odruchowo zamknął podczas upadku. Jego ręce wylądowały w kałuży krwi. Czuł, że nie chce podnosić głowy. Czuł paniczny strach. Całe jego ciało odmówiło współpracy.
Usłyszał jakichś chrzęst, coś jakby skrobanie paznokciami po tablicy. Wziął najgłębszy wdech jaki zdołał. Wstał powoli i podniósł głowę.
Zamarł. Przed nim na podłodze była wielka kałuża krwi. Metaliczny zapach i kolor jasno wskazywały na to, że to krew. Zemdliło go. Znowu skrzypienie. Rozejrzał się dookoła. W pokoju nie było niczego.
Nagle na jego nos spadła kropla czegoś. Starł to palcami prawej ręki i się im przyjrzał. Krew.
Przełknął wielką gulę, która narosła mu w gardle i spojrzał w górę.
Na linie wisiał miś. Duży niczym kilkuletnie dziecko. Jego głowa opadła bezwiednie, przez co jego oczy skierowane były wprost na Terry’ego.
Usta pluszaka, nagle wygięły się z uśmiechu w smutną podkówkę. Zaczęły się poruszać. Pluszak coś mówił. Powtarzał wciąż jedno słowo, którego Terry nie mógł usłyszeć.
Nagle słowo jakby w niego uderzyło. Padł na kolana gdy słowo Tato w końcu do niego dotarło...
Obudził się wciągając haust powietrza. Nie krzyknął, nie miał powodu. To był tylko sen. Mimo, że miał otwarte oczy, przez chwilę nic nie widział. Dopiero głos Iris sprowadził go do normalności.
Uśmiechnął się, słysząc jak bardzo rozradowana i pełna energii jest z samego rana. Z lekkim ociąganiem przeciągnął się i wstał. Ona przez ten czas zdążyła założyć coś na siebie. Pokręcił głową, uśmiechając się szerzej. Gdyby chciał, mógłby ubrać się szybko, ale jego poranna rutyna była silniejsza. Podszedł do szafy i wybrał prostą, białą koszulę, granatową kamizelkę i granatowe proste spodnie. Do tego czarne, skórzane półbrogsy.
Wyciągając z szuflady skarpety, znalazł coś o czym już dawno temu zapomniał. Blaszkę zmartwienia. Przyglądał jej się chwilę, po czym przełamał ją. Obie połówki powiesił na srebrnych łańcuszkach, które jak się okazało miał kupione i leżały wraz z blaszką w szufladzie.
Jeden wisiorek założył sobie. Schował go pod koszulę, drugi wziął i zaniósł Iris.
Gdy zszedł na dół trafił w moment, gdy Iris zadała Rim pytanie o noc.
- Dzień Dobry wszystkim.- powiedział trochę oficjalnym tonem, ale się uśmiechał. Rory wraz z brygadą szczeniaków, przybiegli jak na zawołanie, każdy prosił o uwagę właściciela.
- Siad.- powiedział spokojnie ale w jego głosie było coś co odradzało sprzeciwianie się. Wszystkie psy, jak jeden mąż, usiadły na komendę. Ich ogony nadal wesoło merdały. Pogłaskał każdego z nich, podrapał. Wyciągnął z dolnej szuflady komody w salonie, trzy szarpaki, puller i dwa kongi. Do kongów wsypał przysmaki. Zaniósł to wszystko na taras a psy pognały za nim. Zajęły się sobą, a on wrócił do środka.
- Iris, proszę. To dla Ciebie. Noś ją zawsze. To Blaszka zmartwienia. Dzięki niej Ty będziesz czuła gdy ja będę coś silnie przeżywał i tak samo w drugą stronę, ja poczuję gdy TY będziesz coś silnie przeżywać. To ważne.- jeśli mu na to pozwoliła, to zapiął jej łańcuszek i usiadł obok niej.Rim - 18 Maj 2018, 19:52 Gdy tylko usłyszała ruch z góry, zabrała się za przygotowanie śniadania. Uwijała się sprawnie w kuchni, przygotowując omlety.
Iris dotarła na dół akurat, gdy dziewczyna wpuszczała psy znów do środka. Spojrzała na nią zaskoczona, gdy kobieta obwieściła, że wygrała. Nie rozumiała o co chodzi, ale postanowiła nie pytać. Była tutaj tylko służącą, więc nie mogła odzywać się za często - dzień dobry pani Iris- przywitała się grzecznie i lekko ukłoniła. Podeszła do Gospodyni, gdy ta ją wezwała. Przytakiwała jej głową, że rozumie o co ma poprosić, jednak do końca nie wiedziała, czemu ma to wyjść od niej. Nie chciała się jednak sprzeciwiać. Ta chęć przyszła dopiero, gdy Baśniopisarka podzieliła się swoim planem z Upiorną. Już miała się sprzeciwić, gdy ta zapewniła, że ma jak się bronić. Westchnęła ciężko -czyli nie będzie pani aż do wieczora? To proszę mi pozwolić zrobić chociaż kilka kanapek na drogę. Powinna pani jeść więcej niż tylko dwa posiłki dziennie, dla dobra dziecka - powiedziała z troską. Bardzo nie podobał jej się ten pomysł, ale nie wiedziała jak ma odmówić. Miała tylko nadzieję, że wszystko będzie w porządku, bo inaczej chyba sobie tego nie wybaczy.
Słysząc pytanie kobiety, zamyśliła się, nakładając omlety na talerze - dobrze mi się spało, dziękuję - uśmiechnęła się delikatnie -muszę się tylko przyzwyczaić do spania na łóżku, bo w środku nocy z niego spadłam- zaśmiała się i zaczęła bawić kosmykiem włosów. Zawsze tak robiła gdy kłamała. Nie lubiła okłamywać innych ale nie chciała jej martwić na zapas.
-Dzień dobry panie Marwick - przywitała się grzecznie, przynosząc sztućce na stół. Zerknęła na kochającą się parę, gdy mężczyzna wręczał coś swojej ukochanej. Ciekawe czy ona kiedyś znajdzie kogoś takiego. Pokręciła głową, odkładając to co musi zmyć do zlewu.
Gdy Gospodarz zajął już swoje miejsce, podeszła trochę niepewnie, stawiając na stole słoiki z konfiturami oraz dzbanek ze świeżym sokiem i szklanki -dziś na śniadanie przygotowałam omlety pełnoziarniste z konfiturą - powiedziała uprzejmie -do picia zrobiłam sok wieloowocowy. Jednak jeśli chcą państwo coś ciepłego, to zaraz to przygotuję - dodała jeszcze i jeśli gospodarze zażyczyli sobie coś innego to to przyniosła.
Gdy już wszystko było na stole i nie chcieli od niej nic więcej, zajęła się myciem naczyń, które użyła do przyrządzenia śniadania, czekając na dalsze instrukcje bądź na to, by skończyli jeść. Musiała się przecież też dowiedzieć co podawać psom, a nie chciała im teraz przeszkadzać.Iris - 18 Maj 2018, 20:47 Ucieszyła się, że Rim nie próbowała protestować. Baśniopisarka nie lubiła gdy ktoś próbował prawić jej morały a tym bardziej kontrolować. Pozwalała na to Terremu bo kochała go bezgranicznie ale mimo wszystko czasami miała dość jego nadopiekuńczości. Dziś chciała po prostu spędzić trochę godzin na samotnym spacerze, zastanowić się do dalej, jakie imię nadać dziecku. Tak wiele zmian nadeszło a jeszcze więcej miało dopiero nadejść i kobieta czuła się z tym wszystkim niepewnie. Musiała sama poukładać sobie wszystko w głowie, by nie zwariować.
Zgodziła się na kanapki skinieniem głowy. Jeśli tak być musi, niech będzie. Faktycznie powinna jeść więcej, przecież była w ciąży. Dziecko pobierało jej energię i musiała dbać o jej uzupełnianie.
Zaśmiała się gdy Upiorna powiedziała o upadku. Gdyby nie chichot samej Rim, zareagowałaby inaczej pytając czy nic jej nie jest, ale skoro dziewczynę śmieszyło to co się stało, to czemu Baśniopisarka miałaby się martwić?
Gdy pojawił się Chris, zamajtała wesoło nogami i uśmiechnęła się do niego jak łobuziara. Lubiła się z nim droczyć. Byli dorośli, ale lubiła patrzeć jaki jest zaskoczony jej wygłupami, jak nie wie co zrobić, na co może sobie pozwolić. Gdy był zagubiony był taki słodki.
Zajął się psiakami a ona obserwowała go podpierając się ręką i uśmiechając łagodnie. A raczej nie tyle obserwowała jego co... jego tyłek. Ładnie opięty spodniami. I mięśnie ramion napinające się przy każdym ruchu. Cholera, ależ ona kochała tego faceta!
Westchnęła rozmarzona. Zauroczenie które pojawiło się te kilka miesięcy temu jeszcze nie przygasło i motyle w brzuchu nadal świrowały. Tym razem jednak miały do pomocy malucha, który postanowił na dzień-dobry wymierzyć przyszłej mamusi kopniaka tak mocnego, że aż zaparło jej dech w piersiach.
Uśmiechnęła się zakłopotana i spojrzała w dół. Położyła dłoń na zaokrąglonym brzuchu. Dziecko było wyjątkowo niespokojne. Po jednym potężnym kopniaku, postanowiło poczęstować Iris serią wymachów które czuła bardzo mocno. Skrzywiła się i odetchnęła głęboko.
Kiedy wrócił Terry, uśmiechnęła się do niego ukrywając bóle. Maluch był niesforny ale czemu akurat dzisiaj postanowił rozrabiać? Może był przeciwny pomysłowi wybrania się na spacer? Cóż, niewiele miał do gadania bo Iris już postanowiła.
Zaparło jej dech w piersiach kiedy dał jej połowę Blaszki. Doskonale wiedziała czym to jest i wzruszył ją ten gest. Pozwoliła założyć biżuterię na swoją szyję i ścisnęła mocno wisiorek w dłoni, na której błyszczał pierścionek.
- Kochany, dziękuję... - powiedziała i dała mu buziaka, powstrzymując łzy.
Czy Artefakt pozwalał na odczuwanie stanu drugiej osoby? Czy Terry czuł ruchy dziecka?
Ona poczuła zmęczenie i jakiś wewnętrzny smutek. Nie rozumiała jednak, czy były to jej własne uczucia czy jego. Była w tej chwili szczęśliwa, bo zapowiadało się na pierwsze wspólne śniadanie od długiego już czasu.
Oczy jej się zaświeciły kiedy Rim podała jedzenie. Uśmiechnęła się szeroko i pochwaliła jej umiejętności kucharskie. Iris nigdy nie nauczyła się dobrze gotować.
Zabrała się za jedzenie i wsunęła naprawdę sporą porcję, popijając sokiem. Śniadanie było wyśmienite. Nawet nie otwierała jadaczki by porozmawiać, tak jej smakowało. Na jej policzkach wykwitły zdrowe rumieńce a dziecko, zadowolone z posiłku, wreszcie przestało znęcać się nas Baśniopisarką.
Gdy kończyła, wyłapała spojrzenie Rim i delikatnie skinęła jej głową przypominając o ich małym planie. Miała nadzieję, że dziewczyna niczego nie zepsuje.